Imperium Kontratakuje 2017 - recenzja filmu Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi
A propo tej PEWNEJ RZECZY... Jest to nawiązanie do Wojen Klonów i pewnej umiejętności mistrza Plo-Koon'a.
spoiler start
On bowiem mógł stworzyć wokół siebei bańkę powietrza i walczyć bez żadnej aparatury w próżni kosmicznej. Nie można zatem powiedzieć, że ta RZECZ nie powinna mieć miejsce. Z tego co wiem to Wojny Klonów należą do kanonu (chyba, że się jednak mylę).
spoiler stop
Chodzi o ta debilna scene z Leia w prozni kosmicznej? Najglupsza scena w tym filmie, a moze i najglupsza w calych GW.
https://www.youtube.com/watch?v=9QJRw56cOVw
...
Ten film to próżnia.
Akcja zasuwa tak, żeby aktorzy nie musieli grać (nie żeby nie potrafili). Z tego punktu widzenia to po prostu kolejne bezmózgie Avengers. Ogląda się dobrze i tyle można o tym napisać.
Z punktu widzenia SW jest dużo gorzej.
Próżnia - przede wszystkim bohaterowie, którzy są NIKIM. NIKT ich NIE zna, NIC nie reprezentują (no chyba że Disneyowskie wartości). Jak można ich porównywać z tymi z oryginalnej trylogii? Dzięki Hanowi Solo - po pierwszych pięciu minutach jego w filmie - można było napisać kilkanaście książek (o kantynie, o Greedo, o wookieech, o Sokole Milenium, o huttach itd.). Dzięki finowi i Rey dalej można by napisać o sprzątaniu kibla i pisaku (a my nie lubimy piasku).
Ponadto Granice Gwiezdnych Wojen zostały wyznaczone przez pierwsze trzy filmy i to te granice definiują czym jest moc i jak działa, kim są Jedi, czym (w świecie SW) jest „próżnia” itd.
Trylogia poprzedzająca w paru miejscach przekroczyła tę granicę, ale zawsze wracała (nie ma to nic wspólnego z jakością filmów). Przebudzenie poszatkowało tę granicę; a Ostatni Jedi ją detonował do innej galaktyki. Tu kończą się Gwiezdne Wojny - gdzie Luke podłączą się (bezprzewodowo) do Matrixa by zamówić kolejną butlę mleka i wyrzucić miecz; a Leja lataaaaaa.
Nie chce mi się wierzyć by niemal wszyscy recenzenci nie dostrzegali wad tego czegoś...
Swoją drogą - po Last Jedi tak mnie nagle naszło na jakiś dobry film o holokauście :)
PS
"Dość powiedzieć, że bierze udział w jednej z „NAJstarwarsowych” scen nie tylko w filmie, ale całej Sagi! "
Którą scenę miałeś na myśli?
Jak można ich porównywać z tymi z oryginalnej trylogii? Dzięki Hanowi Solo - po pierwszych pięciu minutach jego w filmie - można było napisać kilkanaście książek (o kantynie, o Greedo, o wookieech, o Sokole Milenium, o huttach itd.). Dzięki finowi i Rey dalej można by napisać o sprzątaniu kibla i pisaku (a my nie lubimy piasku).
Za przeproszeniem chrzanisz od rzeczy. Postaci w SW od ZAWSZE były płaskie jak kartka papieru. O Hanie można było napisać kilkanaście książek? Równie dobrze na tej samej zasadzie można napisać kilkanaście o Finie: zbuntowany trooper, jego konflikt z Phasmą, jego ucieczka ze statku First Order, jego spotkanie z Poe i relacje między nimi.
Poe Dameron - najlepszy pilot rebelii, Rey - ogromną wrażliwość na moc, skąd się wzięła, kim są jej rodzice, jej przygody jako zbieracz złomu, można wymyślać o każdej postaci tony książek. Nowe postaci nie są w żaden sposób gorsze od tych starych, tobie sie tylko wydaje że są bo jedziesz na zwykłych sentymentach.
Ponadto Granice Gwiezdnych Wojen zostały wyznaczone przez pierwsze trzy filmy
Aha czyli zamknijmy się w czterech ścianach wyznaczonych przez filmy. A książki? A komiksy? A seriale animowane? Najlepiej stać w miejscu i się nie rozwijać a potem narzekać, że Force Awakens to kalka nowej nadziei.
te granice definiują czym jest moc
No i właśnie nowa trylogia powraca do idei mocy ze starej trylogii wywalając midichloriany we krwi i cofając się do pierwotnego pomysłu - moc to energia stwórcza która jest wszędzie, mistyczna siła. To, że w starej trylogii Luke nie potrafił wytworzyć swojej iluzji na innej planecie nie znaczy że po 30 latach treningu nie jest tak potężny mocą, że tego nie potrafi.
Zgodnie z twoimi smutami to Luke nadal powinien potrafić przenosić kamyki bo przecież tak było w starej trylogii i teraz już nie może być inaczej bo to da GRANICE!111
Obejrzalem ten filmik na YT, ciezko sie nie zgodzic z wiekszoscia argumentow. Po calkiem niezlym VII i dobrym R1, ten film to pomylka.
Nie dostrzegli wad, bo ich nie ma. Proste. Ech, czy wam naprawdę trzeba wszystko tłumaczyć jak małemu dziecku.
@Yarpen z Morii
"chrzanisz od rzeczy" [...] "bo to da GRANICE!111"
Rzecz dotyczy również sposobu, w jaki granice zostały przesunięte. Nie stało się to z punktu A do C, a potem z C do F, z F do K... a z miejsca od A do Z, bez tłumaczenia, bez niczego. Chcesz więcej? Przeczytaj nasze świetne książki... Przed zmianą musi nastąpić rozmrożenie stanu aktualnego - tu tego nie było i chyba o to ja i tak wielu ma BuL tylka.
Postaci w SW od ZAWSZE były płaskie jak kartka papieru.
Z punktu widzenia literackiego, tak, ale rozbudowały uniwersum. Disney nic nie wnosi do universum. Nie ma nowych technologi (modeli pojazdów itp.), nie ma "nowych" miejsc. Filmy poprzedzające chociaż to rozbudowywały, a tu wszystko jest kopią.
moc to energia stwórcza która jest wszędzie, mistyczna siła
Dla mnie po last jedi moc to matrix... a Luke to Neo; ale tu znów należałoby prześledzić etapy procesu
zarządzania zmianą...
EDIT
Ja wiem, że gdyby podejść na tyle poważnie do każdego z filmów Star Wars, to można by zniszczyć je wszystkie, ale Last Jedi przekroczył akceptowalną granicę i jak widać w Internatach, nie tylko moją.
Już nie będę wypominał (czyli ta naprawdę wypomnę) mu tego co wszyscy nazywają niesamowitym twistem (obrotem pewnej linii fabularnej), a z technicznego punktu widzenia to "cut" (ucięcie pewnej linii fabularnej). Piszę tu o Snoku. Przebudzenie mocy jest beznadziejne, ale przynajmniej zostawiło mnie z nadzieją, iż kilka linii fabularnych zostanie ciekawie rozwiniętych. Last Jedi sra na te linie fabularne i ucina je wszystkie.
@Yarpen z Morii
Jeszcze jedno, a żeś naprzeklinał i moderzy się zainteresowali :P (nie można edytować).
Wcześniejszy film, wrzucony przeze mnie z YT, punktuje głupotę Last Jedi (nawet zapomina o debilnym skoku w nadprzestrzeń bez paliwa - bo przecież te przetankowali do promów); ale oglądając tych Avangersów a.k.a. Last Jedi nie dostrzegasz wielu z tych głupot bo film tak zasuwa.
Szanujmy się trochę i nie dorabiajmy ideologii tam gdzie jej nie ma i nigdy nie było. Sam jestem diehardowym fanem oryginalnych Gwiezdnych Wojen i Expanded Universe (który Disney zarżnął) i nie uznaję, że coś takiego jak trylogia prequeli kiedykolwiek istniała, ale nie czarujmy się - SW to ZAWSZE byli Avengersi.
Ba! SW zawsze było o wiele bardziej bajkowe niż Avengersi kiedykolwiek.
W Nowej Nadziei klisza goni kliszę. Młody, stereotypowy do bólu wanna-be rycerz leci ratować stereotypową do bólu damsel-in-distress, wspomagany radami starego mędrca (stereotypowego) i pomocą (nie do końca chcianą) awanturnika-przestępcy (stereotypowego do bólu, a jakże). Papier jest grubszy i zawiera w sobie więcej historii niż Luke, Han i Leia tak jak zostali przedstawieni w NN razem wzięci.
Ja rozumiem, nostalgia, "kiedyś było lepiej bo byłem piękny/a i młody/a", ale litości.
Przebudzenie Mocy wam nie pasowało bo kalka, teraz Last Jedi wam nie pasi, bo nie kalka. Jak stare zrzędzące baby.
W punkt mocno.
Ktoś chyba minął się z prawdziwym powodem dlaczego "Przebudzenie mocy" było nie tylko słabym Star Wars, ale również słabym filmem ogólnie. Kiedy to przez trzy części Starej Trylogii postawiono na rozwój chociażby Luke'a, który uczył się mocy aż do ostatniego epizodu, po drodze i tak dostając sromotnie po tyłku, i popełniając błędy (np. w "Imperium kontratakuje", kiedy to przestaje słuchać Yody, mimo że ten dotychczas był nieomylny i zamiast tego, postanawia zaufać swoim emocjom), tak cała plastikowa i doskonała Rey nie dość, że w poprzednim epizodzie naukę walki mieczem i obsługę mocy poznaje w przeciągu 15 minut, to jeszcze z powodzeniem staje w szranki z osobą, której rodzina jest utożsamiana z mocą i w tej samej mocy była szkolona od dziecka, nota bene, pokonując go. Wszystko skrócone, spłycone i uproszczone do bólu, pozostawiając ogrom pytań bez odpowiedzi - nawet jeśli "Przebudzenie mocy" było kalką "Nowej nadziei", to tak bardzo nieudolną, że lepszymi "Star Wars" okazały się nowe "Star Treki" - każda nowa odsłona był co najmniej porządna, w przeciwieństwie do nowych odsłon SW. Nie oglądałem jeszcze "The Last Jedi", ale patrząc na opinie nawet nie mam zbyt wielkich oczekiwań, a jeśli nadal nie wytłumaczono tak rażących dziur z poprzedniej odsłony, dotyczących w zasadzie w całości Rey, to nawet nie wiem, czy jest sens zaczynać, bo i po co? Nadal nikt nie wyjaśnił fabuły poprzedniej części, a już pojawia się następna. Rey okazuje się lepszym objawieniem niż Anakin, który miał przywrócić równowagę w mocy? Obracamy się w okół tego, co wykreowano wcześniej, a nagle wszystko zostaje zakopane gdzieś pod ziemią i zapomniane?
Ja wiem, że brzmię niczym obłąkany, piszą o SW jakby to były dzieła Dostojewskiego;
wiem też, że najprościej jest zmarginalizować taki głos jak mój, pisząc, że SW to i tak bajeczka, a bajeczka przecież bajeczce równa. Proszę - nie bądź aż tak cyniczny ;)
To ja pozostanę, jeszcze chociaż na krótką chwilę w swoje iluzji, w swoim świecie SW, w którym brak miejsca na twory Disneya.
Co do: "SW to ZAWSZE byli Avengersi."
No nie - SW to idealny pacing (tempo akcji), gdzie lecimy od 0 do 100 w trakcie filmu. W takich Avangersa (także tych 2.0 - The Last Jedi) lecim od 70 do 100. Na co to wpływa? Na przedstawianie postaci, na ich historię - a no tak, przecież to i tak tylko bajki. Ale w tych nowych bajkach brak miejsca na sceny takie jak ta- https://www.youtube.com/watch?v=TNDwCsFzS8c
Podsumuję pytaniem:
A czy nie po to oglądamy bajki - by odczuwać pełen wachlarz emocji (od 0 do 100); a nie tylko sensacje (70-100)?
tak cała plastikowa i doskonała Rey nie dość, że w poprzednim epizodzie naukę walki mieczem i obsługę mocy poznaje w przeciągu 15 minut, to jeszcze z powodzeniem staje w szranki z osobą, której rodzina jest utożsamiana z mocą i w tej samej mocy była szkolona od dziecka, nota bene, pokonując go.
Chyba dwa różne filmy oglądaliśmy. Rey nie "walczy" mieczem tylko wali nim na odlew jak cepem, co zresztą potwierdzają ludzie odpowiedzialni za choreografię - jej styl (a raczej jego brak) jest typowy dla kogoś kto nigdy wcześniej takim orężem nie walczył. To raz.
Dwa, walczy z kolesiem którego a) zaślepia furia, b) właśnie zabił ojca i c) ma kilkucentymetrową dziurę w brzuchu od strzału Chewbacci. W zasadzie cud, że Kylo w ogólne na nogach ustał.
Trzy - Rey i tak z nim przegrywa (gdzie ty tam jej zwycięstwo widziałeś?!).
Notabene liczba dziur i niewyjaśnionych historii/zależności w Nowej Nadziei jest co najmniej równa tej z Przebudzenia.
Sethlan-->narzekasz, że Rey walczy z Kylo na równi a gdy Luke którego Yoda uczył przenosić kamyki mocą, którego NIKT nie szkolił w walce mieczem świetlnym pokonuje jednego z najpotężniejszych Lordów Sith w historii - Dartha Vadera to wszystko jest cacy? Proszę cię.
@Raiden
Tu nie ma żadnego marginalizowania. SW to jest bajka, tylko nie za siedmioma górami, a siedmioma planetami. Oszukiwanie siebie samego, że to coś więcej jest niezdrowe. Pokochaliśmy tą bajkę, wychowaliśmy się na niej, ale to nadal bajka do poduszki gdzie dobro walczy i wygrywa ze złem, a nie dzieło sztuki jak niektórzy próbują sobie wmawiać.
Skąd wiesz że brak miejsca na sceny takie jak ta którą zalinkowałeś? Przypominam że to scena z FINAŁU TRYLOGII, nie z Nowej Nadziei, czy Imperium Kontratakuje. Jest to zwieńczenie całej historii, nie początek jak w Przebudzeniu.
@Cyniczny Rewolwerowiec
Równie dobrze mógłbym wstawić scenę, gdzie Luke wchodzi do jaskini na Dagobah. Celem tego co napisałem, było raczej udowodnienie, jak różnorodne (w porównaniu do Avangersów) są Gwiezdne Wojny pod względem odczuwanych przez nas emocji; i to skąd się to bierze - pacing oraz logiczne (czyli wynikowe - od A do B, od B do C; a nie od A do Z) kreowanie postaci.
Też napiszesz, że to jeszcze nie koniec historii i wątki, które, dodam tylko dla przypomnienia, widzieliśmy w Imperium Kontratakuje (wątek miłosny Hana i Lei, zagubienie Luka itd.), pojawią się w ostatniej części? Zapytam w takim razie jak - jakich bohaterów tu mamy, jakie postacie zostały wykreowane i jak stworzą te wątki. Skoro wszystko ma zostać zrobione w tej ostatniej części (także kreacja postaci - bo poza Kylo, która też ma masę wad, to chyba nie ma w tych filmach żadnej postaci), to może od razu wyrzućmy te dwie pierwsze do kosza.
A Ray łupnęła o drzewo i połamała się upadając o ziemię - nie przeszkadza jej to wzbudzić w sobie moc, o której parę chwil wcześniej nigdy w sumie nie słyszała i utłuc Kylo mieczem, gdzie sama walka, zgodnie z kanonem jest połączeniem machania orężem wraz z mocą, czego u Rey nie powinno mieć miejsca - prędzej uszkodziłaby samą siebie i Finna. Kylo zabił ojca świadomie i celowo - nie tak, że był to dla niego jakiś szok, a fakt że dostał blasterem? Nie miał z tym problemu najwyraźniej skoro błyskawicznie dopadł uciekającą parę głównych bohaterów i to w niezłym tempie. A i tak, przegrał walkę - musiałem odpalić to na YT, bo ostatni raz oglądałem to dwa lata temu w kinie, więc ciężko to zapamiętać, ale tak - przegrał.
@Yarpen z Morii - zajęło mu to aż, uwaga, 3 epizody (!), a nie 15 minut, a do tego i tak ostatecznie oberwał porządnie. A Rey? Nawet jeśli ktoś łupnie ją w łeb, rzuci o drzewo z impetem i zostawi nieprzytomną z twarzą w śniegu, to ona i tak będzie gotowa do akcji w przeciągu kilkunastu sekund, wyciągnie rękę po miecz, który sam przyleci lub nauczy się mind tricka na zasadzie trzykrotnego powtarzania polecenia do szturmowca - skąd ona w ogóle wie jak działa moc? Skąd w ogóle wiedziała, że może wpłynąć na czyjś umysł w jakikolwiek sposób? Jeszcze nie dawno była przekonana, że coś takiego jak "moc" nie istnieje - i jeśli nic z tego nie zostało wyjaśnione w najnowszej części, to pozostaje przy swoim - "Przebudzenie mocy" jest beznadziejne.
To wspolczesne wersje archetypow, bardziej niz steretotypow. Dlatego SW sa takie popularne, prawie wszedzie.
A z komentarzem sie zgadzam, po prostu SW ruszyly do przodu, tak jak i swiat. Chocby z puntu widzenia przedstawiania charaktorow meskich i zenskich te nowe czesci sa ciekawe. Na przyklad ci niezdecydowani i uciekajacy od odpowiedzialnosci mezczyzni...
ze moze sa glupsze od poprzednich? Moze, te filmy to nie sa przeciez wyklady logiki, tylko rozrywka.
Jak ktos lubi tylko stare to przeciez sa swietne stare 3 czesci i mozna je ogladac i ogladac ;).
@Sethlan
Ok, ale Yoda co nieco powiedzial o zdolnosciach Rey Lukowi w 8ce.
@Sethlan
Pozwól, że odświeżę ci pamięć.
W Nowej Nadziei Luke:
- odbija mieczem świetlnym strzał droida treningowego w kilka godzin po tym jak pierwszy raz w życiu tą broń zobaczył;
- nakierowuje torpedy Mocą do szybu wentylacyjnego z bezbłędną precyzją bez żadnego treningu (enigmatycze "use the force" ducha Obi-Wana się nie liczy);
- lata X-Wingiem lepiej niż zaprawieni w boju weterani jednej i drugiej strony mimo, że pierwszy raz w życiu w nim siedzi (nie, strzelanie do womp ratów ze skyhoppera się nie liczy);
- strzela z blastera celniej od szturmowców ( ;) ).
To tylko cztery (no, trzy, bo wiadomo czemu strzelał celniej) przykłady z brzegu. Wymieniać dalej czy już rozumiesz dlaczego twój argument jest inwalidą? :)
No tak, ale wymieniasz wszystkie te rzeczy, które się "nie liczą". W przypadku Rey nie można nawet takich "nie liczących się" wymienić, bo ich po prostu nie ma. Luke i tak poparzył się od droida, strzał w szyb był uwarunkowany tym, że był wyjątkowo czuły na moc, ale nie spowodowało to u niego przecież nagłego przypływu energii i nie zaczął opanowywać umysłów każdej napotkanej osoby, ani walczyć mieczem, mimo wszystko, całkiem skutecznie.
Zauważ jednak tą małą różnicę, że umiejętności latania X-Wingami, celność strzałów - to wszystko można uwarunkować, np. zainteresowaniami Luke'a od małego, ale abstrahując od tego - taka jest konstrukcja filmu przygodowego, który ma jakieś ustępstwa. Natomiast porównując Luke'a do Rey, to w tym drugim przypadku jej umiejętności całkowicie przeczą, nie tyle zdrowej logice (bo nie o to tutaj chodzi, skoro już podajesz takie przykłady), ale samemu kanonowi i całej nauce, poznaniu i zgłębianiu tajników mocy, które u Luke'a nie objawiają się w tak bezpośredni sposób. To co robi Luke, to są drobnostki - konwencja gatunku, a to co wyprawia Rey, przeczy samym ideom wewnątrz świata, stąd odbiór jest tak bardzo negatywny z mojej strony. Jestem w stanie przymknąć oko, ale przy "Przebudzeniu mocy", musiałbym je po prostu zamknąć. Tworzy to problem, że cały odbiór legnie w gruzach, w przeciwieństwie do pojedynczego przejawu "geniuszu" w postaci celnego strzału torpedą, czy odbicia pojedynczego strzału droida treningowego.
@Sethlan
Czyli nielogiczności jednego filmu tłumaczysz "przygodowością" bo chroni go pancerz nostalgii, a takie same (tak, tak, wbrew temu co mówisz nie ma różnicy między Lukiem, a Rey - oboje automagicznie nauczyli się rzeczy których wiedzieć nie powinni) nielogiczności w drugim już są "be", bo to nowy film i musi być gorszy, "bo Disney", etc.
Nie mam więcej pytań. :)
Jak sobie chcesz, ale to nie Luke opanowuje umysły wrogów i rozpoczyna równą walkę na miecze świetlne z adeptem mocy w przeciągu 15 minut od kiedy po raz pierwszy usłyszał o "mocy". Jeśli nie widzisz różnicy między trafieniem torpedą w cel a wszystkim tym, co wyprawia Rey, to również nie mam pytań, bo jest różnica między "natchnieniem" jakie Luke doznał będąc w X-Wingu, a czynnym opanowaniem umysłu żołnierza poprzez moc ("A powtórzę sobie trzy razy polecenie, a nuż zrobi to co chce...").
@Sethlan
Po raz kolejny, Rey nie walczyła jak równy z Kylo. Pomimo furii i rany Kylo i tak robił z nią co chciał, a jak w końcu otrzeźwiał na tyle, by myśleć, to walkę szybko na swoją korzyść zakończył.
Widzę natomiast, że wyłączenie przez Luke'a komputera pokładowego i nakierowanie Mocą torped do szybu nazywasz "natchnieniem", a Rey robiąca mind tricka "problemem" i "nielogicznością". Pancerz nostalgii. :)
Bądźmy szczerzy - gdyby filmy się odwróciły, pisałbyś dziś jak bardzo głupie jest to, że jakis farmer z wypizdowa wsiada pierwszy raz do wojskowego X-Winga i bez żadnego treningu seriami strąca świetnych pilotów Imperium (bo tacy stacjonowali na Gwieździe Śmierci), po czym bez żadnych przyrządów i komputerowego celowania umieszcza w wąskim szybie dwie torpedy używając Mocy, o której istnieniu dowiedział się dwie godziny wcześniej. :)
https://www.youtube.com/watch?v=FJTz-ahXyyI
4:22. Idealnie pokazuje zwycięskiego Kylo, Rey chyba nie zdążyła zauważyć jak przegrała :)
4:32 pokazuje zaś wygląd zwycięzcy "en face" :)
Dla mnie torpeda a opanowanie umysłu to spora różnica - torpedę można podciągnąć nawet pod szczęście w połączeniu z niebywałą intuicją na moc, która w późniejszych częściach jest uwarunkowane pochodzeniem Luke'a. U Ray czegoś takiego dotychczas nie wyjawiono oraz nie wyjaśniono - w ep8 równiez, tak? Nie jestem pewien, bo nie oglądałem. Już samo przez się - skąd Ray wiedziała, że może wpłynąć na czyjś umysł? Takie rzeczy opanowywało się w świecie SW przez długi czas, w przeciwieństwie do celnego trafienia torpedą - w końcu tutaj Luke nie dowiaduje się znikąd o jakiejś niebywałej czynności.
Widzisz tę różnicę? O Luke'a można się kłócić, bo ma się jakieś podstawy, bo później jest to wyjaśnione kim był sam Luke, jakich miał przodków, a jego umiejętności posługiwania się mocą ujawniają się stopniowo na przestrzeni kolejnych części. U Rey wszystko jest na hura i nic do tego nie zostaje wytłumaczone. Bohater nieskazitelny, który od początku radzi sobie doskonale, bez pomocy.
Sethlan, wyjaśniono pochodzenie Rey w VIII... jest porzuconą sierotą złomiarzy. Serio. Moje czoło spotkało się wtedy z dłonią, nie pierwszy raz w trakcie seansu. Generalnie wyszedłem z kina zażenowany.
Cyniczny Rewolwerowiec, pitolisz i obwarowałeś się swoimi poglądami tak, że w ogóle nie dostrzegasz, jak cierpliwi ludzie próbują pokazać ci, że jednak istnieją pewne różnice między starą trylogią a najnowszymi odsłonami Gwiezdnych Wojen, które czynią te drugie bieda-filmami, godnymi pożałowania odciętymi kuponami od świetnej z punktu widzenia rozwoju tempa akcji i zbudowanej atmosfery, pierwszymi częściami GW.
Szanuję za ten obrazek mocno. :)
Fajnie ostatnio wypowiedział się Rian na temat oczekiwań fanów - że tak naprawdę nie da się zrobić dzisiaj SW, tak aby dogodziły wszystkim, bo cała ta religia doprowadziła do niesamowitych podziałów - jedni chcą tego, drudzy tego, trzeci marzą o tym i o tamtym. Gdyby przyszło spisać wszystkie potrzebne "ficzery" to nikt nie byłby w stanie tego ogarnąć scenariuszowo.
Abrams odniósł się do klasycznej OT z szacunkiem, Johnson z kolei spuścił sporo pomysłów Abramsa w toalecie. Ciekawe jak wybrnie z tego Abrams, zwłaszcza z faktu, że
spoiler start
Leia przeżyła
spoiler stop
.
Jak ja uwielbiam, kiedy ludzie porównują nowe SW do Avengersów (notabene: MCU), bo obydwa filmy wydaje Disney. Serio ludzie?
Już pomijając fakt, że MCU budowało uniwersum od zera i pisanie, że to filmy "od 70 do 100" to totalna bzdura i głupota. Pierwszy Iron-Man, Kapitan Ameryka, Thor itd. to były średnie filmy, ale pozwoliły Marvelowi się wyrobić i taki Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz to jeden z najlepszych filmów rozrywkowych jaki wyszedł + porusza ważną kwestię inwigilacji. Już nie wspominając o pierwszym Avengers czy Civil War. Pierwsze filmy pokazały origin story, a kolejne filmy ukształtowały charaktery bohaterów, zmieniły ich wierzenia (bądź nie), pokazały motywacje do działań. Dlatego pisanie, że Avengersi to niby jakieś filmy "od 70 do 100", a pierwsze SW to filmy "od 0 do 100" to totalna głupota, bo po to powstała nowa trylogia, która wyjaśniała kim jest Vader, jak upadła Republika itd. To jest dopiero "od 70 do 100", no ale wiadomo, filmy wydał Disney to można się od czapy przyczepić. MCU zostało zbudowane od zera, właśnie po to, żeby nie tworzyć nowych trylogii, a żeby kontynuować całe uniwersum i stworzyć podwaliny pod multiverse albo nowych bohaterów jak Spiderman Milesa Moralesa. Na tym polega piękno i przemyślenie MCU.
SW to przecież czysta bajka dla małoletnich bądź stulejarzy, którzy do dzisiaj mają kapcie z Vaderem. Ja nie mówię, że to coś złego, ale pisanie o tych filmach jakby to były jakieś arcydzieła czy wymagały grubej analizy to zwyczajna beka. I jeszcze te przytyki w Avengersów, którego filmy biją rekordy w sprzedaży biletów. Dajcie spokój, sentymentalna zbroja to największy wróg rozumu i rozsądku.
I zanim ktoś napisze, że sprzedaż to nie wszystko, to niech zobaczy jak się sprzedały bilety na film z DCEU, czyli Justice League.
Jeśli SW jest dla stulejarzy a te pajacyki w rajtuzach to niby dla kogo ? Te "Arcydzieła" robione taśmowo metodą copy-paste przewaiją już tylko do wiecznych-"męskich:-dziewic :)
Straszna kicha. Disney zarżnął SW i tyle. Nie ma sensu już nawet oglądać IX
Myslalem, ze bedzie lepiej niz w epizodzie siódmym, a jest w sumie ciagle tak samo. Brak logiki w postepowaniu bohaterow, naiwnosc ich wyborów jest porazajaca, Rey i Finn nie daja rady jako postacie mające ciagnac calosc, sa mi obojetni, a jezeli nawet nie, to bardziej mni irytuja niz wzbudzaja sympatie, Kylo sam nie wie czego chce, a juz potezny Snoke to w ogole smiech wywolal a nie przerazenie.
Te zarciki, fauna ze smutnymi minkami, wszystko to psuje dodatkowo odbior. Caly film jest plytki jak lyzka. Rebelia oczywiscie odrodzi sie od iskry, w koncu jak ich bylo tysiace to nie dalo rady, teraz jest ich pieciu liczac psa i dadza czadu w nastepnym epizodzie.
Och, jak bardzo się z tobą zgadzam! Albo słowa Luke'a pod koniec filmu: "Do twarzy ci" - aż się klasnąłem dłonią w czoło. Jedna scena w filmie skojarzyła mi się ze starą trylogią i uważam ją za naprawdę piękną - miała nastrój, wlokła się odpowiednio długo, można było ją kosztować. Mam na myśli chwilę, kiedy statek rebeliantów włączył hipernapęd, znajdując się przed niszczycielem imperium i to, co działo się przez następne kilkanaście sekund. Ale jedna scena nie ratuje filmu. Ocenę nieco niższą wystawiam, bo 5.0.
Nie, że nie polecam. Serdecznie odradzam.
P.S. Moim zdaniem generał Hux to najsensowniejsza postać z całej części VIII, najlepiej napisana i zaprezentowana. Chociaż jej nie polubiłem. Na drugim miejscu Luke, bezbłędnie zagrany przez Marka Hamilla - wspaniały aktor!
Powiem po prostu totalna beznadzieja , a Kylo Ren (Adam Driver) najgorszy aktor na świecie który do tej roli został wybrany , bardziej by się nadawał do Harego Potera, jako jeden z Profesorów . I znowu zachowuje się jak rozwydrzone dziecko któremu zabrali zabawki i napierdziela jak psychol tym razem hełmem (którego nie powinien zdejmować )...
A te potworki bodajże Porgi to chyba z jakiegoś filmu z gry pokroju Tera albo Aion wyjęte normalnie żywcem . Do Star Wars się nie nadają totalnie...
Nie wspominając o co najmniej 17 błędach które na youtube można bez problemu znaleźć...
Myślałem że przebudzenie mocy jest najgorszą chałą jak wyszła , ale ostatni jedi zmienił moje zdanie...
To jest gorsze niż polski Film i Serial Wiedźmin nakręcony dawno temu...
spoiler start
Ja tam nie wiem, scena z Leią była głupia, ale jakoś mieściła mi się w świecie gwiezdnych wojen. Dla mnie najgłupszą sceną było to jak Luke wydoił... to coś w stylu krowy i ta maź na jego brodzie...
spoiler stop
Generalnie film ok - nagłówki recenzji i ogólny hype sprawił, że moje oczekiwania były wyższe i może trochę przez to się zawiodłem. Przy Przbudzeniu Mocy byłem bardzo sceptyczny a wyszedłem zachwycony:) Dla mnie Ostatni Jedi to 7/10.