Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy dwa lata później
Ja robiłem rewatch jakieś pół roku temu i kompletnie zmienił on moją opinię o tym filmie. Może to kwestia tego że w międzyczasie Rogue One pokazał czym mogą być gwiezdnowojenne filmy, ale Przebudzenie Mocy za drugim razem okazało się być dla mnie przepełnioną żenującym humorem, nienatchnioną "Nową Nadzieją tylko bardziej", z bardziej złym imperium, bardziej słabym ruchem oporu i bardziej nudnymi bohaterami.
Nowi bohaterowie leżą (o Kylo swego czasu napisałem artykuł dlaczego mi nie leży, Rey jest absurdalnie overpowered i od początku do końca wszystko jej się zawsze udaje, Poe jest tu tylko po to żeby świecić twarzyczką, jeden Finn przechodzi interesującą przemianę tylko że jest ona zakopana głęboko pod robieniem z niego comic reliefa), world building to tragedia (ani słowa o tym dlaczego republika sobie a ruch oporu sobie, do tego mamy martwić się zniszczeniem republiki którą widzimy przez jakieś 15 sekund, wtf). Autentycznie cierpiałem oglądając i po stokroć wolę już epizody 1-3, które przy wszystkich swoich wadach przynajmniej wprowadzały coś nowego do tego świata zamiast cofać go w rozwoju i zaprzepaszczać wszystko co udało się osiągnąć bohaterom w 3 ostatnich filmach.
Jak to mówią: agree to disagree. Kylo Ren jest dla mnie jedną z lepszych postaci w sadze, a cała reszta... No cóż. Łotr 1 jest super, zaskakująco dobry i inny, ale SW to dla mnie przede wszystkim magia i Moc. Stąd nadal duży szacun w stronę Przebudzenia i ogromne oczekiwania wobec Ostatniego Jedi.
Same here... ;) Hejtu na Kylo Rena nigdy nie rozumiałem, jest to świetna postać z głębią. A nie "wydmuszka". Nie mogę się już doczekać TLJ i odkrycia, jak dalej potoczy się ta historia.
Film zarobił kupę kasy nie dlatego, że tak bardzo się spodobał, a dlatego, że były to pierwsze Gwiezdne Wojny od lat i ludzie nie znając ich zawartości poszli do kin obejrzeć kontynuację, czegoś, co po prostu przez lata pokochali.
Film obejrzałem w kinie jakieś dwa, a może ze trzy dni po jego premierze. Uważałem go wtedy za gniota. Po raz drugi obejrzałem go kilka dni temu, bo leciał w telewizji. Utwierdzając mnie w przekonaniu, że to gniot. I to do bólu nudny gniot. Jest tu w zasadzie wszystko to, co widzieliśmy wcześniej, ale w wykonaniu innych aktorów. Dla mnie są oni nijacy. Kylo Ren od samego początku do dzisiaj, gdy widzę tę postać, sprawia wrażenie zwyczajnej cipki, a nie faceta. Jego pseudo rozdarcie pomiędzy dobrem, a złem przypomina mi sztuczne problemy, wymyślane na siłę w produkcjach pokroju Klan, czy M jak miłość... Są po to, żeby były. Tanie granie na emocjach. Mnie gość przypomina nieudacznika. Nic więcej. Do efektów specjalnych nie mam się co czepiać.
Zdecydowanie bardziej spodobał mi się Rogue One. Pewnie, że też miał i ma swoje wady, ale uważam go za film znacznie lepszy od Przebudzenia Mocy.
Dac dla tego filmu 8? Jednoczesnie bedac fanem poprzednich czesci? Jednoczesnie nadal traktujac to jako sequel, a nie chociaz reboot?
No jakies zarty panie autorze.
Jestem fanem marki, ale pomimo tego ani troche nie czekalem na ten film bo juz na trailerach "cos" ewidentnie mi nie gralo. Poszedlem na film zupelnie bez oczekiwan i i tak udalo im sie mnie zawiesc... za to mozna to filmidlo faktycznie docenic, zwykle wychodze wowczas znudzony. Z usmiechem politowania wyliczalem kolejne zywcem zerzniete motywy z poprzednich czesci (chociaz tutaj glownie Nowa Nadzieja ktora zostala przekalkowana w stylu gier Bioware), mialem wrazenie ze ogladam parodie a nie prawdziwa kontynuacje.
Jakby traktowac ten film jako cos zupelnie odrebnego... to fakycznie mozna wystawic mu nawet calkiem wysoka ocene. Jezeli traktujemy go za kontynuacje serii w ramach gigantycznej marki, czyli tak jak powinnismy bo tym wlasnie jest, to ten film jest gorszy niz jakikolwiek film z trylogii prequeli. Nie byly to moze filmy dobre... ale wzbogacily uniwersum o sporo roznych elementow. Nie byly tak obrazliwie odtworcze i zaoferowaly cos nowego, nizeli ciagle zapozyczenia-odniesienia do poprzednich czesci.
Ja jestem fanem poprzednich części, traktuję to jako sequel (mimo wielu zapożyczeń) i mi się bardzo Przebudzenie podoba. I co mi zrobisz? :P
Nic ci nie zrobie.
Ale moge trzasnac fotke mojego wczorajszego obiadu i dolepic w photoshopie logo star wars - moze tez ci sie spodoba?
No tak bo przecież SW to do tej pory były głębokie filmy ze skomplikowana fabułą i świetnie zarysowanymi postaciami lmao xD
SW to zawsze była tania bajeczka, baśń SW, dobro vs zło, seria wybiła się na tym, że w latach 70s nie było lepiej zrobionego filmu (ok, Alien) sf + na jednym z największych twistow fabularnych w filmach (No, I am your father). I to tyle. Teraz wszystko jedzie na nostalgii i WYDAJE wam się, że poprzednie części były lepsze niż Przebudzenie. Nie były, po prostu wy jesteście starsi, widzieliście więcej filmów.
żeby nie było - uwielbiam SW.
Zgadzam się. Jakkolwiek byśmy sobie nie wmawiali inaczej, pierwsze Gwiezdne wojny były bardzo prostą historią przygodową, opartą na schemacie obecnym w kulturze od czasów starożytnych (struktura mitu i 12 etapów podróży bohatera). Przebudzenie Mocy, choć nie da się ukryć jego ewidentnych wad, jak chociażby strasznie słaba podbudowa fabularna, jest doskonałym przypomnieniem tego, czym ten cykl był u swego zarania. Dlatego też z tego względu osobiście bardzo ten film lubię.
Rogue One pokazał czym mogą być gwiezdnowojenne filmy
Otóż to. A przynajmniej film ten pokazał, w którą stronę można filmy z tego uniwersum przekierować. Przebudzenie Mocy niestety stanowi antytezę takiego założenia.
Znamy to, może to przeszkadzać, ale przy odrobinie dobrej woli można poddać się niewiarygodnej magii tego spektaklu i przenieść do odległej galaktyki...
Czytaj, kompletnemu wyłączeniu mózgu... :P
Rey jest sympatyczna, łatwo ją polubić, łączy dziecięcą ciekawość świata z dorosłym lękiem o przyszłość, a do tego drzemie w niej wielka siła.
Dodał bym do tego, że lata lepiej niż szkoleni piloci TIE (ale to standard w tych filmach), oraz walczy lepiej niż ktoś kto trenuje od dziecka... czyli umim wszystko hero.
Po seansie z Rołdż łan ten film odbieram jeszcze gorzej niż pierwotnie, a już wtedy strasznie irytowały mnie postacie, czy naiwność jaką za sobą niósł ten film... takie typowe, my jesteśmy dobrzy, więc lepiej się poddajcie, bo nasze plot armory zatrzymają nawet waszą supergwiazdęśmierci... ale żeby było dramatycznie i żeby choć trochę ukryć ten jakże widoczny problem, uśmiercimy jednego z lubianych bohaterów, meh.
Zobaczymy jakiego kotleta wysmażą tym razem... jeśli będą kierowali się bardziej w stronę Łotra, może być to coś naprawdę dobrego, jeśli pójdą w stronę Imperium Kontratakuje 2.0, okraszając to głupotami w stylu Nowej Nadziei 2.0, to ja podziękuję.
oraz walczy lepiej niż ktoś kto trenuje od dziecka
Walczy "lepiej" niż ktoś kto ma kilkucentymetrową dziurę w brzuchu, a i tak przerywa. FTFY.
Nigdy w życiu nie wyszedłem z kina tak zawiedziony jak po tym filmie. Pomijając tonę dziadostwa i beznadziejnych postaci uważam, że Kylo nie powinien zdejmować maski przez cały film a to że jest synalkiem wyjść dopiero przy rozmowie z Hanem. To jest po prostu źle zrobiony film a co idzie za tym tragiczne Star Wars. Jedyne co dobrze skopiowali to zabawnego robota, bo kulka jest głównym plusem filmu.
+1
jeśli chodzi o mnie, to na plus jeszcze bym zaliczył scenę z użyciem star killera- szkoda tylko że tak krótka.
Po seansie mi się mocno podobało, później już trochę ochłonąłem. Nie uważam go za kiepski film, dla mnie i tak największym usypiaczem z tego cyklu jest Nowa Nadzieja, ale dużo mu brakuje to ideału. Dobrze by było, gdyby przy Ostatnim Jedi poszli bardziej w stronę Łotra, dałoby to pewien powiew świeżości.
W Rogue One był śmieszny robot, dziewczyna, ślepy chińczyk, admirał cały na biało.
W Force Awakens była Rey pragnąca poznać swoją historię, Finn szukający swojego miejsca, Poe Dameron wykonujący swoją misję. EDIT no i Kylo Ren, czarny charakter z charakterem i emocjami.
Podstawową różnicą między tymi filmami jest to, że pierwszy miał randomów, którzy stanowili jakby tło dla efektów i zadania, a drugi miał bohaterów z krwi i kości, z którymi na prawdę można się zżyć. Łotr to tylko A Star Wars Story, a Przebudzenie Mocy to Epizod.
Litosci gosciu.
Smieszny robot - ??? zapomniales o robocie z FA? No w sumie to smieszny nie byl, intelekt minionka tylko pokazal hawajski znak pokoju zapalniczka.
Rey - tajemnicza przeszlosc, wrodzony talent absolutnie do wszystkiego WOW
Finn - spocony, nerwowy murzyn
Poe Dameron - gosc ktory dostal jakies 5 minut, mimo ze byl reklamowany jako glowna obsada
Kylo Ren - manchild z chwiejnym ego
Widzisz jak to dziala?
Jeśli chodzi o "Przebudzenie mocy", tylko robot był na plus. Reszta: do kosza. Wyjątkowo słaba część "Gwiezdnych wojen", a tym bardziej - wyjątkowo słaby film.
Moje zdanie co do tych dwóch filmów (które widziałem tylko raz na premierze) zmieniało się jak w kalejdoskopie, ale ostatecznie uznałem że Force Awakens jest lepsze od Rogue One. Bo przynajmniej w przypadku FA po dziś dzień pamiętam imiona głównych bohaterów, kim byli i co robili.
@parę osób powyżej
Brawo dla części z Państwa... A jak się pisało, że to jeden wielki shit tuż po premierze, to mieliście nieco inne zdanie. Ale każdy może się zawsze nawrócić :P
Mam wrażenie, że autor oglądał inny film (lub inne filmy poprzedzające Przebudzenie - może odnosi się do star treka ;P Abramsa)
Co do Łotra, to niby spoko zrealizowany film (dużo lepiej od Przebudzenia), ale tam historia się nie klei. To co ją zupełnie przekreśla, to początek Nowej Nadziej... Vader robi tam wjazd na Corvette (która jeszcze parę chwil wcześniej była wewnątrz głównego okrętu rebelii, a sam Vader był przy jej starcie), a wszyscy zachowują się jakby to był inny statek (dyplomatyczny...)
Do Przebudzenia dalej mam mieszane uczucia z jednej strony dobrze że czuć klimat starej trylogii ale postacie...ugh! Jedynie BB-8 i Finn jakoś dają radę a reszta to tło u boku Mary Rey Sue.
A Łotr 1? Cóż całkiem niezły jak na spin off.