Zakładam ten temat w dziale "polityka i religia", chociaż tak naprawdę jego problemem nie jest wiara, a hipokryzja.
Przeanalizowałem swoje życie i wyszło mi na to, że jeśli miałbym wymienić osoby, które odcisnęły na nim jakieś szczególnie negatywne piętno, to w 90% przypadków były to osoby, które były głęboko wierzące. A przynajmniej ponadprzeciętnie.
Chodzi mi konkretnie o katolików, za którego też się uważam, więc to nie jest żaden atak na religię. Ale ja jestem takim marnym katolikiem, jak wielu. Świątecznym.
Tymczasem te osoby, które w jakiś sposób mnie oszukiwały, raniły, z którymi miałem problem itd. to zawsze były osoby, dla których na przykład niedzielna msza jest świętością. Parę razy wręcz takie kwestie wzbudzały u mnie obniżenie czujności "bo taki wierzący, to na pewno przyzwoity". Teraz jak widzę, że ktoś jest przesadnie religijny, to wręcz patrzę na to z podejrzliwością.
Również na tym forum jest facet, a w każdym razie do niedawna był, który wyrządził mi wiele przykrości, oczywiście liczone przykrościami w proporcji internetowej - swoimi wypowiedziami i innymi działaniami - oczywiście przy okazji wojujący katolik.
I teraz zastanawiam się z czego to wynika. Zakładam oczywiście, że z jakiegoś tam pecha i akurat niekorzystnego zbiegu okoliczności. Ale może przyczyny są też inne?
a) Osoby, które mają tendencję do gorliwej wiary cechuje taki zespół cech, dzięki którym potrafią sobie wytłumaczyć dlaczego są tak bardzo nie fair w stosunku do innych (tzw. krzyżowcy)?
b) Są to osoby o ograniczonym kapitale intelektualnym, w rezultacie nie dostrzegają sprzeczności swojego zachowania z naukami Kościoła?
c) A może to po prostu hipokryci (czyli dostrzegają w odróżnieniu od punktu B, ale jakoś inaczej to sobie tłumaczą)?
Odrzucam już jakieś sci-fi scenariusze z wiarą na pokaz, bo nie sądzę, by w którymkolwiek z wielu omówionych przeze mnie przypadków akurat to wchodziło w rachubę.
Jestem ciekaw waszych obserwacji, ja dziś rozczarowałem się już dziesiątą z gatunku "jestem bardzo wierzący" i uznałem, że jest to na tyle liczna grupa spotkanych katoli w moim życiu, że aż zrobię z tego dyskusję.
Model teoretyczny dla kogoś, kto nie umie sobie zwizualizować: Wojciech Cejrowski
Papież Franciszek mówi o hipokryzji katolików. „Lepiej być ateistą niż złym chrześcijaninem”
O TW Matka?
Również mam podobne doświadczenia. Będąc ateistą już od naprawde wielu lat uważam, że najbardziej w porządku były wobec mnie osoby umiarkowanie wierzące; chodzące do kościoła raz na miesiąc lub coś koło tego.(śmiesznie to trochę brzmi, jak się czyta, chodzi mi zwyczajnie o osoby mniej bogobojne ale deklarujące się jako wierzący-praktykujący) Żadna znajomość w moim wypadku z osobami głębiej wierzącymi nie przetrwała zbyt długo. Swoją drogą większość ateistów jakich znałem, nie jest nic lepsza.
Ludzie są różni, według mnie nie ma sensu szufladkowanie i wrzucanie do jednego worka całej grupy ze względu na jakieś kryterium. Nie ma takiego kryterium, które by ostatecznie decydowało o przyzwoitości danego człowieka. Wszędzie trafić można na parszywców.
Zatem wybieram odpowiedź d) żadna odpowiedź nie jest prawidłowa :)
Moja teoria jest następująca:
Osoby naprawdę głęboko wierzące, a tym samym postępujące/żyjące zgodnie z nauką Boga/Chrystusa/Kościoła (zakładam, że mówimy tu o religii rzymskokatolickiej), są jak najbardziej w porządku.
Natomiast obrzydliwymi gnidami, którym nie można ufać i należy patrzeć na nie z podejrzliwością, są wszelkie świętoszki, dewoci i hipokryci, którzy Boga mają tylko na ustach i cynicznie go wykorzystują, natomiast w sercu mają jad i nienawiść. Gdyby postępowali zgodnie z naukami Boga/Chrystusa/Kościoła (zwłaszcza po soborze trydenckim II), to po prostu gnidami by nie byli. Pod tę drugą kategorię podpadają też fanatycy religijni.
Znam jednego mocno wierzącego kolegę i jest bardzo wporządku, i nie jest hipokryta bo jest także dobrym człowiekiem.
Dużo ludzi jest rzekomo wierzący na pokaz w szczególności na wsiach gdzie ksiądz ważniejszy niż prezydent i tam mnóstwo takich hipokrytów.
Doświadczenia z własnej rodziny.
"Nie spotkałem człowieka, który straciłby wiarę przez komunizm, ale spotkałem takich, którzy ją stracili przez proboszcza."
Jak dla mnie pasuje to również do niektórych dewotów i bufonów.
W dzisiejszych czasach raczej obstawiałbym, że ludzi bardziej wstydzą się swojej wiary, niż się z nią obnoszą. W zdecydowanej większości przypadków jest tak, że osoby idące na mszę w niedzielę, robią to z przyzwyczajenia, tradycji, aniżeli z faktycznej wiary. U ludzi głęboko wierzących (jak np. niektórzy księża czy zakonnicy - tu już większość) widać, że swoje życie opierają na dekalogu, biblii itd. Oczywiście każdy jest grzeszny, więc nawet taki Jan Paweł II się spowiadał, więc tym bardziej taki przeciętny katolik, który jest jak ziarno które wpadło w chwasty, ciernie lub na drogę - z Ewangelii św. Mateusza.
odpowiedź b, ale tylko w połowie
Ale po co tym się tak przejmować. Prędzej czy później wiara (stan przejściowy) zostaje zastąpiona przez wiedzę (stan trwały). Tak było (np. wierzono, że Ziemia jest płaska) od początków myśli abstrakcyjnej. W tym kontekście bardzo możliwe, że gorliwie wierzący = odporny na wiedzę.
A tak serio - wiara to coś zinternalizowanego (a, konkretniej, zinterioryzowanego). Trudno dochodzi dlaczego te konkretne osoby raniły ciebie, ale wiara miała na to znikomy wpływ (a już na 100% nie była praprzyczyną).
Wszystkich którzy wierzą w niepokalane poczęcie bez invitro, gadającego węża, zmartwychwstanie i że jak czarownik w koloratce rozleje wino w kielony ta zamienia się ono w krew jakiegoś gościa powinno się wysyłać na obowiązkowe leczenie psychiatryczne.
Papież Franciszek mówi o hipokryzji katolików. „Lepiej być ateistą niż złym chrześcijaninem”
Ten "idiota"*?! "Co on tam może wiedzieć"**?!
*© Rafał Ziemkiewicz.
**© Tomasz Terlikowski.
O określeniach typu "To nie nasz papież!" albo "To lewak!" płynących od internetowych nołnejmów nawet nie będę wspominać, bo przecież Duch Święty wpływa na konklawe tylko wtedy, gdy wygra "nasz" papież...
Tomasz Terlikowski to nie ten ktory chce nawracac kosmitow ? :D
To ten sam Franciszek, który porównał ISIS do Jezusa i Apostołów?
http://pikio.pl/papiez-franciszek-isis-jak-jezus-i-jego-uczniowie/
Bo ma sporo racji, barbarzynstwo islamistow nie wiele sie rozni od tego czego dokonywano w sredniowieczu w imie chrystusa. Ofc zaraz ktos powie ze to inne czasy itp, ale to bullshit afryka to dalej miks nowoczesnosci i barbarzynstwa w ktorym zycie ludzie nie ma wartosci :P
dexapini9 - Następnym razem proponuję przeczytać tekst ze zrozumieniem. Nie ma w nim porównania ISIS do Jezusa.
Od ‘głęboko więrzących katolików’ spotkało mnie najwięcej przykrości ze wszystkich grup wyznaniowych jakie spotkałem w swoim życiu (licząc osoby niewierzące). Piszę to w apostrofie, bo jad i nienawiść tych osób to kompletne oderwanie od chrześcijańskiego miłosierdzia, którym tak się obnoszą. Są to osoby mocne w gębie, potrafią gadać o tym jak są wierzące, ale spróbuj tylko lubić uchodźców, być gejem, muzułmaninem lub po prostu znać coś więcej niż własną wieś - okazujesz się wrogiem na życie, no bo jak to tak - mieć życie i nie być gnidą?
Ten problem jest znany od setek lat,
kiedyś uczyli o tym w szkole. Dowód niżej:
Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy" - biła bez litości.
Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności.
To nie wiara sprawia, że robisz złe rzeczy. Z tego wątku powoli takie przekonanie wychodzi. Prosty przykład smalsy w Brazylii. Wszyscy tam są głęboko wierzący. A zabijają się na potęgę w wojnach narkotykowych z Maryjką na piersi. Czy to wiara zdefiniowała ich zachowanie czy przestępcze środowisko?
Jeżeli wszyscy którzy Cie skrzywdzili byli "głęboko wierzący" to może tak naprawdę nie wierzyli ? Może jak sam podkreśliłeś mówili Ci tak aby obniżyć twoją czujność? Ktoś kto posuwa się do złych rzeczy może też skłamać na temat swojej religijności. Co więcej jeśli ktoś chodzi na boisko do tenisa posiedzieć to czy jest tenisistą ? Zachowanie definiuje to kim jesteś. Jeśli ktoś mówi, że jest katolikiem a potem czyni krzywdę to nie jest katolikiem. To tak jakby ktoś wmówił sobie, że jest krową. Ale nie ma żadnych logicznych przesłanek aby to stwierdzić oprócz samego wyznania.
Twoje zwierzenie odbieram jako błąd poznawczy. Bo to nie cecha "wierzący" odpowiedzialna jest za złe zachowanie.
Wszyscy którzy w życiu wyrządzili mi krzywdę byli biali.
Bo ludzi naprawde wierzacych jest niewielu, wiekszosc to hipokryci ktorzy sa wierzacy tylko z nazwy :P fanatycy religijni to zuo w kazdej religi.
Na miesięcznicach 10-ego jak się modlą pod pałacem namiestnika to nawet bić bliźniego potrafią nie wspominając o inwektywach
stary news ale aktualny, zmieniła się tylko stacja TV ;)
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/miesiecznica-smolenska-reporter-tvp-info-obrazany-przez-zebranych,602081.html
dodajmy do tego fakt ze wiekszosc ludzi ma nature "niewolnicza", najlepiej sie czuja jesli ktos im powie jak zyc i co robic, dlatego roznego typu doktryny maja ogromny zasieg i bardzo szybko sie rozprzestrzeniaja. Ludzie poddani pewnej doktrynie sa z reguly glusi i slepi na argumenty z zewnatrz, czesto na krytyke doktryny ktora wyznaja reaguja agresja. Podyktowane jest to tym ze ludzie nie chca komplikacji w zyciu, wola trwac w pewnym marazmie narzucanym przez doktryne niz otworzyc sie na poznawanie innych wartosci. Dodatkowo nawet wewnatrz swojej doktryny wybieraja to co jaskt akurat dla nich wygodne zagluszajac elementy, ktore moglby ich sklonic do pewnych przemyslen i podwazac sens dzialan.
Jestem ciekaw waszych obserwacji, ja dziś rozczarowałem się już dziesiątą z gatunku "jestem bardzo wierzący"
Możesz konkretnie wymienić te 10 rozczarowań - czego dotyczyły? Nie każde rozczarowanie czy przykrość to faktyczna krzywda.
Tymczasem te osoby, które w jakiś sposób mnie oszukiwały, raniły, z którymi miałem problem itd. to zawsze były osoby, dla których na przykład niedzielna msza jest świętością.
Zawsze? Na pewno? Nikt inny nigdy nie rozczarował?
I dlaczego konkretnie akurat p. Cejrowski robi za model?
Chciałbym tymi pytaniami rozstrzygnąć, na ile to kwestia faktów, a na ile ich postrzegania.
Co do niektórych wypowiedzi - nie podoba mi się, gdy ktoś rości sobie prawo do osądu innej osoby (nie czynu, a osoby właśnie), gdy ktoś, mylnie wszak, uważa, iż posiadł wgląd w czyjeś sumienie i poznał, jakie kto miał intencje i co go motywuje. Bezwstydnie generalizuje, szufladkuje, daje się ponieść uprzedzeniom. W dodatku publicznie. To też jest krzywdzące i złe. Jest taka niegłupia przypowieść o belce w oku.
Uporządkujmy nieco.
Głęboka wiara i intensywna religijność to osobne kwestie. Jeśli zachodzi pierwsze, jest i drugie, ale drugie nie implikuje pierwszego. Bycie katolikiem nie implikuje ani bezgrzeszności ani heroizmu cnót. Wedle tego, czego naucza sam Kościół Katolicki, nie ma takiego katolika, który by nie grzeszył. Ludzie są słabi i upadają - to jeszcze nie hipokryzja, choć i ten rodzaj upadku nie jest zapewne rzadki. I ewidentnie - jest gorszący.
Zatem, po pierwsze, jak najbardziej ludzie nawet intensywnie religijni, jeśli upadną, w tym jeśli fałszywie pojmują istotę wiary, którą wyznają, mogę nawet w imię tego fałszywego pojęcia, krzywdzić innych ludzi w istocie nie tylko zawodząc tam, gdzie chcą być silni i żarliwi, ale i robiąc owej wierze wprowadzającą w błąd antyreklamę (niektóre wpisy w tym tu wątku to doskonała ilustracja jej smutnych skutków).
Pod pojęciem "głęboko wierzący" tymczasem rozumiem kogoś nacechowanego pewnym heroizmem cnót. I to go wyróżnia na tle innych, nie ewentualne upadki, których będzie stosunkowo mniej w jego przypadku, nie więcej. Onże heroizm w życiu codziennym oznacza ponadprzeciętną zgodność dokonywanych wyborów i postaw z przykazaniami miłości Boga i bliźniego. Tacy właśnie pośmiertnie stanowią "materiał na kanonizowanego". Co to znaczy wypełniać przykazania miłości Boga? Szukać jego woli i wypełniać ją przede wszystkim. Zachodzi tu ścisły związek z miłością bliźniego - robieniem wszystkiego, co w ludzkiej mocy na rzecz tego, w czym widzę dobro bliźniego, bo nie inna jest wola Boga jak właśnie dobro człowieka. Katolik wierzy (uznaje za prawdę i działa wedle niej), że prawdziwym i nadrzędnym dobrem dla człowieka, ku któremu został stworzony, jest zbawienie, czyli życie wieczne. Pomaganie bliźniemu w tym kierunku nie jest wcale koniecznie tożsame z byciem miłym, uprzejmym czy bezkonfliktowym.
Zatem, po drugie, nie każde "rozczarowanie" czy przykrość są skutkiem faktycznej krzywdy.
Po trzecie wreszcie - niewierzący może co innego uważać za dobre dla siebie i innych niż katolik i weźmie za krzywdę to, co wedle wiary katolickiej jest dobre i słuszne.
Ludzie ogólnie są słabi, niedoskonali i zawodni zatem nie należy na nich polegać tak, jakby było z nimi inaczej (w tym i na sobie). W ten sposób unika się rozczarowań. Natomiast z mojego życiowego doświadczenia, wobec tego, co napisałem powyżej, nijak nie wynika, jakoby to właśnie głęboko wierzący krzywdzili mnie częściej od innych. Prędzej na odwrót, z tym, że mnie w ogóle mało kto tak naprawdę skrzywdził w życiu (stąd może z pewną mentalną i psychiczną swobodą, nieobciążony traumami jakowymiś jestem w stanie napisać, co napisałem).
Hipokryzja jest bardzo powszechna ludzką cechą, często nawet nieświadomą.