Ciekawi mnie wasza opinia. Lepiej wg Was zrobić kilka podyplomówek czy jednak zaryzykować i spróbować zaoczny doktorat? Mam 30 lat i nie mogę sobie pozwolić na dzienne studia (praca).
Jesteś z Łodzi, nic cię już nie uratuje.
jaki kierunek/specjalizacja?
Do czego ci to potrzebne?
Kilka podyplomowek to chyba po to aby papierki na scianie sobie powiesic.
Doktorat to jesli zamierzasz uderzac w scisle naukowe podejscie takie jak praca na uczelni lub w dziale rozwojowym firmy/instytutu.
Jesli to jakies kierunki mniej naukowe a bardzie ekonomia/finanse/business to juz chyba lepiej MBA, choc tyle tego ostatnio porobilo sie ze tez stracilo to na wartosci bo byle kretyn teraz macha takim papierkiem.
Licencjat kulturoznawstwo
Magister: politologia
Doświadczenie zawodowe: głównie Poczta Polska, trochę urzędy, śladowo CC.
Myślałem nad podyplomówkami z zarządzania zasobami ludzkimi, z ochrony informacji niejawnych, czy zarządzania kryzysowego, ew. animator kultury czy nawet szkoła policealna w kierunku bibliotekarza.
ciezko b edzie cos ciekawego polecic z mojej strony bo w lodzi od lat nie mieszkam, ale moze Organizacja i zarzadzanie na polibudzie choc wydaje mi sie z w Twoim przypadku to musialbys startowac na kierunku od zera.
Potem ewentualnie jakies MBA, choc bez konkretnego doswiadczenia zawodowego, bedzie ciezko cos znalezc na powaznej uczelni.
Chcialbym sie mylic, ale wydaje mi sie w Twoim przypadku, konczenie kolejnych podyplomowek niewiele zmieni w atrakcyjnosci na rynku pracy.
Pol zartem/pol serio: ewentualnie zapisz sie do PiSu ;)
Edit. Na szybko sprawdzilem i widze ze wydzial OiZ ma ciekawe podyplomowe kierunki, ale musisz sie dowiedziec czy zaakceptuja Twoje obecne wyksztalcenie. Jakby nie bylo jest to wydzial na polibudzie gdzie maja techniczne i inzynierskie przedmioty, z ktorymi Ty pewnie nie miales stycznosci. Mozliwe ze na Uniwerku jest podobny kierunek, ale osobiscie uwazam, ze ludzie po polibudzie maja wieksza sile przebicia na rynku pracy.
Kompletnie zmieniłem plany. Chyba rzucę w cholerę podyplomówkę (na szczęście jeszcze nie zaczęte więc spokojnie mogę się wypisać) a pójdę na język.
No jak nie znasz jezyka to zdecydowanie zacznij od tego.
Zacznij od angielskiego - i nie mowie tu o poziomie 'umiem cos przeczytac' i 'nawet rozumiem' a moze sie nawet 'czasem dogadam'.
Jak mowisz po angielsku to powiniennes bez wiekszego problemu dostac prace w ktorejs korpie w Warszawie (BNP, Credit Suisse, Citi, RBS etc.). Podobno da sie nawet dojezdzac z Lodzi.
Rzygam jak słyzę korpo. :) Mnie interesuje sektor kultury lub administracja publiczna.
Licencjat kulturoznawstwo
Magister: politologia
studiowales jakies dyrdymaly i nadal nie wyciagasz potrzebnych wnioskow, myslac o podyplomowkach z kolejnych dyrdymalow
jak sadzisz, kogo zatrudni potencjalny pracodawca - kogos kto przez ostatnie 10 lat zarzadzal ludzmi w firmie czy kogos kto mu pomacha podyplomowym dyplomem z zarzadzania zasobami ludzkimi?
studia to jeden z najwiekszych mitow XXI wieku i zrodlo wielu nieszczesc u mlodych ludzi
studia sa absolutnie zbedne, czasem warto je robic zeby moc wykonywac jakis zawod (prawnik, lekarz) albo dla lepszego samopoczucia jak cezary pazura w e=mc2
ale zamiast kolekcjonowac kolejne swistki potwierdzajace zupelnie nieprzydatne umiejetnosci, ktore posiada kazdy umiarkowanie rozgarniety czlowiek przejrzyj ogloszenia o prace i dowiedz sie jakie umiejetnosci sa komukolwiek w twojej okolicy potrzebne
i jak juz dowiesz sie, ze wszyscy szukaja programisty np. python to kup ksiazke o python i zacznij pisac programy zamiast zapisywac sie na pythonoznawstwo
odpowiadajac na pytanie w watku: lepiej doktorat, przynajmniej bedziesz mogl sobie postawic dr przed nazwiskiem, niz kolejnych 15 bezuzytecznych dyplomow magistra
ale przemysl swoje podejscie do edukacji, powaznie
Mam kolegę po politologii, pracuje przy technologiach w dziale administracji, na początku dzwonił i odbierał telefony, teraz jest kierownikiem i zajmuje się projektami, więc te swoje bajki o szkodliwości studiów możesz sobie wsadzić.
Wiadomo, że studia dzisiaj nie są tym samym, czym były jeszcze kilka lat temu, ale spokojnie po KAŻDYCH studiach da się znaleźć prace, zwłaszcza w korpo czy sektorach publicznych.
Proszę, nie powtarzaj mitów skoro nie masz pojęcia o czym bredzisz.
Pieprzysz bzdury i obrażasz mnie. Mam 30 lat i chcę się dalej kształcić, ot, póki co się zastanawiam. Zawsze sobie mówiłem że będę się uczył/studiował rzeczy, które mnie interesują, a nie dają pracę. Nie pójde na żadne programowania bo nawet jeśli cokolwiek bym z tego zrozumiał to usnąłbym na pierwszych zajęciach. Chce pracować w sektorze kultury bądź administracji i tutaj przydają się języki więc muszę położyć nacisk na języki. Było sporo ofert dla bibliotekarzy w warszawie więc dlatego myślałem o bibliotekoznawswie podyplomowych ale chyba jednak się wstrzymam i pójdę na język.
przepraszam jesli ton mojej wypowiedzi wydal sie dosc szorstki albo protekcjonalny, ale widocznie nie ma ci kto tego powiedziec a ja znam wiele takich historii i moim zdaniem musisz zmienic sposob myslenia: masz 30 lat, wlasnie zmarnowales dekade swojego zycia, a rozterki dalej na poziomie 16-latka, ktory nie wie z czego chce pisac mature
zycie zawodowe nie sklada sie z notorycznego robienia rankingow najlepszych ksiazek fantasy, trzeba posiadac doswiadczenie i umiejetnosci, a na studiach w najlepszym wypadku otrzymuje sie teorie od ludzi, ktorzy czesto nigdy nawet nie uprawiali zawodu, ktorego ucza
zeby byc bibliotekarzem wcale nie musisz byc absolwentem bibliotekoznawstwa, a od jezykow jest duolingo i prywatni lektorzy zamiast kolejnych lat bimbania na anglistyce, czas konczyc to dziecinstwo i brac sie do pracy
Od nauki języka są szkoły językowe. Doświadczenie zawodowe posiadam, pracowałem wiele lat w Poczcie Polskiej, początki doświadczenia zawodowego zdobyłem w dwóch Wydziałach Łodzkiego Urzędu Wojewódzkiego, obecnie w PKP. CV wstydzić się nie muszę.
Wiem że aby pracować w bibliotece nie trzeba być bibliotekarzem z wykształcenia ale jednak przy aplikowaniu jest to jakiś plus.
oto co ja bym zrobil na twoim miejscu:
jeszcze dzis wysłał CV i zgloszenie do 10 najlepszych bibliotek, jakie mnie interesują i zaczął pracę w tej, ktora zapłaci najwięcej (albo w takiej, ktora jest najlepsza, a zarobki beda wystarczajace)
potem po 3 miesiacach bym pomyslal czy warto w ogole isc na dodatkowe te studia (juz teraz moge powiedziec, ze nie)
Ciężko mi samemu coś polecić, ale doktorat to kosztowna sprawa.
Jako doktor powiem Ci to samo, co Loon. Zrób listę instytucji, które Cię interesują i już teraz zacznij tam składać aplikacje i umawiać się na rozmowy kwalifikacyjne. I jak będziesz miał coś stabilnego, zastanów się, czy dasz radę wcisnąć w to doktorat, czy dodatkowe szkolenia i podyplomówki. I czy będziesz miał na to czas, bo jeśli np. uczelnia obarczy Cię dydaktyką? Ryzyko jest takie, że trafisz na zakład, który mocno przyszpili Cię, abyś wykonywał swoją robotę porządnie, a wtedy
Sprawdź też, jak traktuje się doktorów w Twoim potencjalnym miejscu pracy. Znam wiele firm, gdzie ludzie po doktoratach zarabiają o 10 euro/mc więcej, niż magister (a ten, w czasie, gdy drugi się doktoryzuje, zdąży załapać się pewnie na awans).
Musisz przede wszystkim sobie zrobić ewaluację kosztów, czy w wieku 30 lat jesteś gotowy na to, by żyć dość mocno poniżej pewniej średniej (wiadomo jakie są realia na uczelniach) i to przez kilka lat. Nauki humanistyczne mają to do siebie, że chyba niewiele ośrodków ma finansowanie powyżej symbolicznej złotówki, bo akurat tyle ochłapów postanowiło zachować dla nich ministerstwo. Jeśli już, to szukaj niusów, którzy naukowcy podostawali prestiżowe granty humanistyczne (pewnie takie są, ale się nie znam) i aplikuj do nich. Większa szansa, że dostaniesz jakiś miły dodatek do stypendium.
Osobiście poznałem ludzi, którzy na studia doktoranckie szli w wieku 30 lat, tak więc wyjątkiem byś nie był. Kwestia osobistych preferencji, priorytetów i wymagań od życia. Miej po prostu świadomość, że będzie to pewne poświęcenie.
I oczywiście po doktoracie istnieje jakaś tam niezerowa szansa na aplikację na stanowisko adiunkta na jakimś uniwerku, ale nie jest to pewna praca i nie dla każdego.
Co do pracy na uczelni w humanistyce: ze swojego skromnego doswiadczenia moge powiedziec ze do stanowisk adiunktow stoją dlugie kolejki krewnych i znajomych.
Edit
O, nie zauważyłem ze Minas napisal: 'niezerowa szansa aplikacji';) Jasne - szansa by aplikować jest zawsze;)