Kryzys gracza – też to macie?
Ja często się łapię na tym, że w pracy mówię sobie, że jak wrócę do domu to w końcu w coś pogram. Wracam, robię jakieś pierdoły wmawiając sobie, że zaraz zagram, że zagram później, bo muszę zrobić jeszcze to i tamto. W rezultacie to później prawie nigdy nie nadchodzi.
Jeśli już nadejdzie to stwierdzam, że np. do cRPG, które uwielbiam nie mam po co siadać na tą godzinkę, bo i tak nic konkretnego tam nie zrobię a "po łebkach" grać nie lubię. Mam tak, że jak gra mi się podoba to robię w niej wszystko tzw. zaglądam pod każdy kamień... i to jest fajne ale to niestety obosieczny miecz, bo ze względu na pracę, codzienne obowiązki i inne rzeczy często odpuszczam, przez co pozornie nawet niedługi tytuł potrafi rozciągnąć się na tygodnie gry. A cRPG? Ulala... przejście ostatniego Wiedźmina zajęło mi prawie 5 miesięcy.
Tak to w życiu jest... nie można mieć wszystkiego. Coś trzeba poświęcić aby mieć czas na coś innego. Ja np. tak manewruję pomiedzy kilkoma rzeczami, które lubię i chcę robić. Z resztą zapewne nie tylko ja...
Pozdrawiam!
Ja mam coś w stylu "aaa usiąde i sobie pogram". Siadam i patrzę, że nie mam w co grać, a na multi mnie nudzi. Szukam czegoś w grze kręce się i marnuje czas :/. Odstawiam na tydzień albo dwa granie i mija :-). Mam tak co kilka miesięcy.
Moim zdaniem winni są producenci. Gdyby tworzyli pełnoprawne i ciekawe produkcje jak dawniej, to do dziś chętnie bym w nie grał, a tak to się człowiekowi odechciewa.
To które, Twoim zdaniem, są niepełnoprawne i nieciekawe?
Need for Speed: Most Wanted z 2012, Assassin's Creed - te nowsze. Same okrojone, wtórne tytuły.
Z czego je okroili? Za mało aut? Za mało szabelek?
W moim przypadku to nie tyle wina samych nowych gier, choć sandboxy potrafią się niemiłosierni dłużyć, a zmiana trybu życia. Obecnie praca i obowiązki zajmują tyle czasu, że brakuje go na rozwijanie moich pasji. Najczęściej lubię poświęcić przynajmniej 2-3 godziny na granie w jeden wciągający tytuł, ale obecnie zdecydowanie co raz trudniej o to.
Dodatkowo chyba rozwój internetu również ma na to wpływ, w szczególności łatwy dostęp do ogromnej ilości gier. Kiedyś ciężej było w krótkim czasie zgromadzić pokaźną bibliotekę gier, obecnie wystarczy parę kliknięć i już na swoim koncie można zebrać od groma tytułów. Dochodzą do tego własne zarobki i można zostać wręcz przytłoczonym ogromniastą górą gier do ukończenia.
Smuci mnie to, ale dlatego bardzo selektywnie wybieram tytuły, w które rzeczywiście mam zamiar zagrać.
Kryzys gracza? Nie... to po prostu zycie, zmienily sie jego priorytety. Tak wyglada bycie doroslym, odpowiedzialnym czlowiekiem. Jesli mowimy o kims, kto ma rodzine, ktora trzeba utrzymac.
Samotnicy i zyciowe nolife'y moga dalej grac w najlepsze.
Sam nie wiem. Z jeden strony jakby patrzeć na same suche liczby to gram w mniej gier i jeszcze mniej ich kończę niż np. w 2011 ale zwalam to po części na to, że po prostu ciekawych i dobrych gier jest po prostu mniej. Ciężko powiedzieć, że mam jakiś kryzys skoro ciągle potrafię grać w jedną grę 10h dziennie. Tylko, że to musi być gra przez G jak Wiedźmin 3 czy GTA V. Przypadki np. Fallouta 4 gdzie po 40h grania mam dość i po prostu przestaję grać zwalam na samą grę.
Pytanie czy 40h to mało. W tym czasie można skończyć ze 3 standardowe gry akcji. Ja mam wrażenie, że właśnie niektóre tytuły są sztucznie wydłużane przez różne znajdźki i powtarzalne czynności po to, by odciągnąć gracza od zakończenia. Dobry przykład - Mad Max. Gra świetna, ale zmusza do powtarzania w kółko tych samych sekwencji, bo inaczej nie można popchnąć wątku głównego.
Ile już takich tekstów na gameplay.pl było... Przebija je chyba tylko temat o kupce wstydu, choć i tutaj poniekąd został on poruszony. Przechodząc zaś do meritum to powiedzmy sobie szczerze: współczesne gry nie szanują czasu gracza. Teraz modne stały się ogromne otwarte światy, a że nie każdy umie je sensownie je wypełnić to inna sprawa. Kończy się na rozmieszczeniu setek wykrzykników, znaków zapytania i tryliona innych znajdziek. Twórcy chwalą się czasem rozgrywki. 100 godzin? 200 godzin? A może 1000h? Wolę grę na 25 godzin, ale taką, która nie oferuje bezsensownych i powtarzalnych aktywności, jak w Mad Max, Asasynach, Fallout 4, Wiedźminie 3, Just Cause 3, z lat wcześniejszych choćby Dragon Age: Inkwizycja, Shadow of Mordor. Do tego dochodzi pewna makietowość świata. Mamy niby otwarty świat, ale w ogólnie nie czuć, że żyje. Takie stareńkie Gothiki nadal miażdżą pod tym względem wiele współczesnych produkcji AAA. Tam NPCe reagowali na nasze poczynania, komentowali je, zajmowali się swoimi sprawami, co potęgowało klimat. Dodajmy do tego cykl pogodowy i dobowy (co nawet dziś nie jest standardem) oraz brak wypełnienia świata losowym contentem, a otrzymamy grę do której chce się wracać, choćby dla samego klimatu, i która nie nudzi (przynajmniej mnie) nawet przy kilkunastym podejściu. Do Gothiców powracam jak do ulubionej książki czy filmu, wiem też, że nie pochłoną mi setek godzin, ani, że nie będę musiał zbierać tysiąca znajdziek.
Taki Wiedźmin 3, owszem rewelacyjną grą jest, ale czy będę do niej regularnie wracać? Raczej nie. Głównie przez to, że zawartością przytłacza (nie mówię już tutaj o tych znakach zapytania, bo pierwsze co zrobiłem to je wyłączyłem, ale np. zadania poboczne opierają się głównie na wiedźmińskich zmysłach), a mechanika oparta na poziomowaniu wszystkiego jest taka sobie. Co z tego, że świat jest otwarty skoro sugerowane poziomy misji prowadzą mnie przez niego? I nie będę mógł zacząć sobie poszukiwania Ciri od Skellige?
Takim pozytywnym przedstawicielami sandboksów są gry od Rockstara, bo nie ma tam bezsensownych czynności rozmieszczonych bez ładu i składu, wszystko jest dopracowane i dopieszczone do maksimum. Świat też nie sprawia wrażenia makiety, bo twórcy przywiązują uwagę do masy detali.
Teraz częściej niż w nowe produkcje grywam w starsze gry w które gram po raz pierwszy albo wracam by jeszcze raz świetnie się bawić. Fajne w tym jest to, że kiedyś twórcy nie traktowali gracza jak idioty, gry były pewnym wyzwaniem, trzeba im było poświęcić nieco więcej pomyślunku i czasu, bo nie pchały nam rozwiązania na siłę. Stąd i satysfakcja większa z popychania fabuły naprzód.
A jak zaradzić tej niemocy? Po prostu grać w to na co naprawdę ma się ochotę, a nie w to co każdy Prawdziwy Gracz (TM) MUSI zagrać. Jeśli mam ochotę po raz dwudziesty przejść Gothica to to robię i nie przejmuję się tym, że w tym czasie mógłbym ukończyć produkcję w którą jeszcze nie grałem. Gry mają być przyjemnością, a nie obowiązkiem, który trzeba odbębnić.