Pierś Gady unosiła się niespokojnie, a każdy kolejny wdech zdawał się być wewnętrzną walką, którą musiała toczyć sama ze sobą. Mimo że Oghren na sztuce leczenia nie znał się w ogóle, zdawał sobie sprawę, że stan krasnoludki pogarsza się z każdym momentem przebywania w mrocznych otchłaniach tuneli i zaułków.
Maren i Bella skonstruowali nosze, na których umieszczono Gadę. Oghrenowi zdawało się, że na jej twarzy, teraz wymęczonej i poplamionej krwią pomiotów, widać wyrazistą zaciętość.
- Nie możemy tu zostać - oznajmiła stanowczo Bella, rozglądają się dokładnie, jakby pragnęła dostrzec każdy szczegół, który znajdował się na wyburzonych ścianach i zawalonych kamieniach.
- Na Caridina! Głębokie ścieżki i ciemność, lepsze bajki to mi nawet ciotka Alma nie opowiadała! - podsumował Szaty Strażnik, po czym sprawdzając topór, zaczął wycierać go o szmaty jednego z pomiotów.
- Chodźmy - zadecydowała stanowczo Alara - Nie mamy czasu do stracenia.
Maren, który jako jedyny znał sztukę magii, szedł jako pierwszy, oświetlając im drogę. Starali się zachować ciszę, z rozwagą stawiając każdy krok. Zdawali sobie sprawę, że na razie nie mogą pozwolić sobie na potyczkę z jakimkolwiek przeciwnikiem.
- O ile dobrze się orientuję, przejście powinno znajdować się na wschód - stwierdziła elfka.
Najgorsze były sny.
Widmo koszmarów nocnych nie potrafiło go opuścić, jak najbardziej uciążliwe fatum. Budził się pośrodku palców mroku, które przyprawiały go o dodatkowe dreszcze. Nigdy nie pamiętał wiele. Zdawał sobie sprawę, że tylko jedno wiedział na pewno - czuł dotyk czegoś złego. Czegoś, co budziło w nim przerażenie. Był pewny, że inni odczuwają to samo, ale nikt się do tego nie przyznawał.
- Stójcie - rozkazał nagle Maren, kiedy kontynuowali jedną ze swoich wędrówek.
Mag ostrożnie rozejrzał się, a następnie spojrzał na ziemię. Lekko uniósł stopę, a czerwona substancja spłynęła z podeszwy na ziemię.
- Czy to... - zaczęła Bella.
- Krew - dokończyła Arala, ale w jej głosie nie był ani jednej nuty zaskoczenia, jakby już od dłuższego czasu była na to przygotowana.
- Jest wszędzie, na Andrastę! - żachnął się Oghren.
- Dajcie mi chwilę, jak tylko... - zaczął mag, pogrążony w jakimś uśpieniu, po czym skierował się do przodu. Pochłonęła go ciemność.
- Maren! - odezwała się zdecydowanie szlachcianka, ale zanim zdążyła cokolwiek uczynić, zatrzymała ją ręka elfki.
- Słyszycie? - zapytała.
Jęki.
Kolejny dźwięk był równie niespodziewany. Huk przemierzył każdy zakamarek ich ciał. Ciemność rozświetlił nagły wybuch, który rozjaśnił otoczenie.
- Maren - szepnęła Bella i nie zważając na słowa towarzyszy ruszyła przed siebie.
Złodziejka przeklęła pod nosem, a następnie chwyciła sztylety, które miała za pasem.
- Chodź - warknęła do Szarego Strażnika.
- A co z Gadą? - sprzeciwił się.
- Myślę, że mamy teraz ważniejsze problemy, nie sądzisz?
Gdy dotarli na miejsce, zauważyli gruzy kamieni i odłamków, które zakrywały przejście - ich jedyną drogę ucieczki.
- Plugawy mag! - krzyknęła i obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem. Mężczyzna leżał nieprzytomny, lecz powoli odzyskiwał świadomość.
- Nie mógł tego zrobić - odparowała elfka - Nie jest na tyle silny.
- Nie? - żachnęła się - W takim razie jak jesteś w stanie to wytłumaczyć?!
Arala spojrzała na zachód. Malowały się przed nimi monumentalne wrota, zza których wydobywało się granatowe światło.
Nie musiała mówić tego na głos, ale wszyscy wiedzieli.
Mieli ruszyć w stronę, która przyprawiała ich o dreszcze i niespokojne bicie serca.
W stronę, gdzie niemal palcami można było wyczuć zło.
Po kilku chwilach po tym jak już Oghren doszedł do tego co się przed chwilą stało postanowił że poszuka jakiegoś wyjścia z tej całej sytuacji ale Oghren jak to Oghren nie wymyślił oczywiście nic a nic ,a do tego jeszcze sięgnął do kieszeni po browara z nadzieją że jak się upije to lepiej będzie mu się myślało. Ale w tym czasie Bella powiedziała
- Jak ty do cholery możesz pić w takim momencie. Gada umiera a ty chlejesz.
Lepiej chodź poszukamy jakiego wyjścia z tego cholernego miejsca
-No dobra ale nie wydaje mi się żebyśmy coś znaleźli - odpowiedział z oburzeniem Oghren
Ale jak przystało na głębokie ścieżki po kilku minutach szukania znaleźli wejście do ukrytego thaigu więc wrócili do Arlena i Alary i im o tym powiedzieli i parę minut po tym jak Arlen skończył leczyć Gade Oghren wziął ją na plecy i poniósł do opuszczonego thaigu. No ale oczywiście w thaigu roiło się od mrocznych pomiotów więc uradowany Oghren zapomniawszy o Gadzie rzucił się na nie i rozcinając jednego za drugim przebijał się przez thaig a w tym samym czasie Arlen wziął Gade i razem z Bellą i Alarą ruszył bokiem thaigu z daleka od walki szukali wyjścia z thaigu weszli do dziury w skale i znaleźli tam szkieleta jakiegoś człowieka przy którym znaleźli notatkę na której było napisane jak użyć bardzo potężnego zaklęcia leczniczego jako iż było to w tej chwili bardzo potrzebne to Arlen wziął notatkę i zaczął ją czytać gdy już skończył powiedział:
- Niby to nie jest zbyt skomplikowane zaklęcie ale by je wykonać potrzebowalibyśmy bardzo dużo czystego lyrium ale jak na tą chwile nie mamy go ani trochę więc mamy dwa wyjścia pierwsze szukamy wyjścia z głębokich ścieżek i znajdujemy uzdrowiciela który ją ocali albo zejdziemy dalej w głębokie ścieżki i szukamy czystego lyrium.
-No nie wiem moim zdaniem powinniśmy poszukać wyjścia z głębokich ścieżek bo znalezienie czystego lyrium w takim miejscu jest mało prawdopodobne - powiedziała Bella
- Ale jednak powinniśmy poszukać tego czystego lyrium mamy na to takie same szanse jak na znalezienie wyjścia - odpowiedziała Alara - tak i na nasze nieszczęście Oghren ma decydujący głos a w tej chwili jest on nieco zajęty - dodała
W tym czasie Oghren rozwalił już ostatni łeb pomiota i poszedł szukać towarzyszy . Po kilku minutach szukania w końcu ich znalazł a oni od razu wyjaśnili mu jaki mają plan i że ma decydujący głos do tego co zrobią.
- Tak . Powinniśmy iść dalej i zrobić pierwszą z tych rzeczy gdy tylko będzie na to okazja jeśl najpierw znajdziemy wyjście z głebokich ścieżek to znajdziemy uzdrowiciela i on uzdrowi Gade a jeśli najpierw znajdziemy lyrium to Arlen wykona to swoje zaklęcie i uleczy ją.
- Nie spowiedziałabym się takiej odpowiedzi od Oghrena bo to jest nawet mądre - powiedziała Bella
- Tak zdecydowanie - odpowiedziała Alara i się zaśmiała
-Dobrze w takim razie ruszajmy - oznajmił Arlen
Ja rozumiem że ilość znaków ma zapobiec opowiadaniom na 10 kartek A4. Aczkolwiek ciężko jest napisać opowiadanie składające się z tak małej ilości znaków. Powinien zostać zrobiony osobny konkurs, dla osób które lubią przesiedzieć nad takimi rzeczami, nawet jeśli piszą bzdury.
Stary wyga Oghren, sławiony przez bardów Szary Strażnik, weteran niezliczonych krwawych bitew i senny koszmar większości właścicieli gospód na zachód od Orzammaru, nagle poczuł się bardzo zmęczony. To nie tak miało być. Ci, którzy mieli być zdrajcami, okazali się być tymi dobrymi, ten dobry, który ostatkiem sił miał uratować niewinną ofiarę, okazywał się być tym złym. Wszystko stanęło na głowie, w efekcie czego w całkiem sporej już kałuży krwi leżała Gada Helmi, którą nakazano im uratować. Oghren, milcząc ponuro, spojrzał na uwijające się nad krasnoludzicą dwie postacie, coraz ciężej oddychające i mokre od potu. Czy to wszędobylskie, obezwładniające ciepło tak wyczerpało czarownika i szlachciankę, czy to, z jakim zapałem starali się oni wydrzeć dla rannej jeszcze trochę czasu? Doświadczony wojownik zdawał się znać odpowiedż, choć wcale mu się ona nie podobała.
- Może to się do czegoś przyda - Alara rzuciła Oghrenowi pod nogi dużą, powgniataną tarczę, która musiała należeć do jednego z zabitych pomiotów. Huk zaśniedziałego metalu uderzającego o kamienną podłogę wyrwał krasnoluda z zadumy - Może nie pobierałam nauk u uczonych, pachnących kurzem dam i mężów, ale nawet ja potrafię rozpoznać kogoś, komu zbyt dużo krwi w żyłach nie pozostało. I jak dla mnie, nasza księżniczka w potrzebie jest już jedną nogą w lepszym miejscu. Przywiążmy ją do tej tarczy i jak najszybciej poszukajmy wyjścia z tego cudownego, niewątpliwie gościnnego miejsca, gdzie plugastwa tyle, co pcheł w brodzie krasnoluda... bez urazy. Tu ani jej, ani sobie nie pomożemy.
- Ona ma rację, bez pomocy zdolnego uzdrowiciela los Gady jest przypieczętowany - Maren odszedł od bladej krasnoludzicy, wycierając perlące się od potu czoło rękawem szaty - Dodatkowo, panujące tu ciepło zwiększa tempo, w jakim trucizna pustoszy jej ciało. Musimy działać, jeżeli chcemy ją uratować. Bo chcemy, prawda? - pozornie znużony, ale niezmiennie przenikliwy wzrok młodego maga padł na Oghrena, który doskonale wyczuwając niewypowiedziane oskarżenie poczerwieniał z wściekłości. I gdy kilku chwil brakowało, by szlachetna matka Marena zyskała od rozjuszonego krasnoluda kilka nowych, niezbyt pochlebnych mian, rozległ się ogłuszający, trzęsący chyba samymi trzewiami Głębokich Ścieżek ryk - ryk okrutny, pierwotny, zatrzymujący na moment bicie serce u wszystkiego, co żywe. Kompania spojrzała po sobie, by po chwili jak na komendę przenieść wzrok w głąb tonącego w nieprzebranym mroku korytarza prowadzącego w dół, ich jedynej drogi, a zarazem miejsca, z którego dobiegło mrożące krew w żyłach zawołanie.
- Z każdą chwilą coraz lepiej. Na wpół martwa pannica do targania, gorąco, cuchnąco i na dodatek wygląda na to, że coś bardzo dużego i podirytowanego przed nami. Jeszcze jeden zwykły, nudny dzień na szlaku. - złodziejka jak zwykle starała się pozować na niewzruszona i pewną siebie, choć akurat w tej chwili słabo jej to wychodziło.
- To nie koniec złych wieści, podejdżcie - klęcząca przy rannej Bella nawet nie starała się ukryć
podniecenia. Gdy skąpana w pomarańczowym blasku płynącej nieopodal lawy drużyna stanęła nad nieprzytomną Gadą, szlachcianka delikatnie zdjęła jej czerwoną od krwi kolczugę. - Co wy na to? - spytała łuczniczka, po kolei patrząc każdemu prosto w oczy. Maren odwrócił się powoli, Alara uśmiechnęła szyderczo, a Oghren splunął sobie pod nogi, cedząc przez zaciśnięte zęby - Ech, wy kobiety i wasze zabawne wyczucie czasu. Zaprawdę, słabą sobie chwilę wybrałaś na bycie w ciąży, dziecino...
No dobra, czyli kolejna część regulaminu poszła się rzygać, skoro można pisać o dupach i cyckach.
Wiem, że gra Dragon Age jest od 18 lat, ale myślałem, że ten konkurs będzie nieco bardziej... łagodny? Ale ok... skoro sam autor nie trzyma się regulaminu, to my chyba też nie musimy.
Sens słów Alary uderzył go niczym odór kilkutygodniowego łajna bryłkowców. Czy to możliwe, że jest zamieszany w większy spisek? Jeśli było to z góry zaplanowane? Mógłby przysiąc, że Bella celowała w Gadę. Coś było nie tak. Zamierzał dość do prawdy za wszelką cenę.
- Nie umrze, a Ty ostroucha pomożesz mi zdemaskować kłamcę.
Elfka przyjrzała mu się dokładnie po czym lekko drwiącym głosem powiedziała:
- A jakiej to pomocy oczekujesz ode mnie i skąd pewność, że to ja nie jestem oszustem?
Wyraz twarzy krasnoluda zdradzał jak bardzo intensywnie myśli. Po przedłużającej się ciszy, wyraźnie się rozluźnił i stwierdził:
- Jesteśmy podobni i potrafię Cię przejrzeć. Mogę Ci zaufać. Tyle wiem.
Zakłopotana Alara roześmiała się, odeszła kilka kroków i kierując się w stronę pozostałych członów drużyny rzuciła przez ramię.
-W życiu nie słyszałam gorszego komplementu.
Załadowali Gadę na prowizoryczne nosze i pełni obaw zagłębili się w otaczającą ich ciemność. Wędrówka była żmudna, długa i bardzo powolna. Byli świadomi tego, że nie mogą sobie pozwolić na walkę, nie z nieprzytomną krasnoludką, którą trzeba było ochraniać. Wędrowali w ciszy co jakiś czas zmieniając się przy noszach. Nawet Oghren przycichł, co było do niego niepodobne i tylko od czasu do czasu wydawał krótkie rozkazy.
Pomimo ostrożności kilka razy natrafili na nieduże grupy pomiotów. Każda walka ich osłabiała. Podczas kolejnego już odpoczynku Geda zaczęła się miotać i majaczyć. Szary Strażnik zbliżył się i nachylił nad spierzchniętymi ustami Gedy.
-Zdrajcy! Harromont! Zabiją! Nie pozwolę! Zdrajcy! – tylko tyle potrafił zrozumieć.
Tylko tyle i aż tyle.
Jej słowa utwierdziły go w przekonaniu, że pora działać. Podszedł do wyczerpanych towarzyszy, zastanawiając się jak to rozegrać. Nigdy nie był dobry w planowaniu. Jego rolą była walka i to wychodziło mu najlepiej. Z rozmyślań wyrwało go pytanie Merana:
-Czy my w ogóle stąd wyjdziemy? Co nam da schodzenie w dół skoro powierzchnia jest na górze. Zginiemy tu przez ta kobietę. Z wycieńczenia bądź z głodu… Chociaż nie, prędzej rozszarpią nas pomioty!
- Meran ma rację -powiedziała Bella. – Myślę, ze powinniśmy ją tu zostawić i zatroszczyć się o własne życie. Daleko z nią nie zajdziemy;
-To prawda rzekł Oghren. –Nie zajdziemy nigdzie póki jej nie uleczycie.
Rozwścieczona Bella wstała i wyciągając ręce w stronę krasnoludki krzyknęła:
- Nie dociera do Ciebie po ludzku tępy pijaku, że nic więcej nie zrobimy!? Nie potrafimy!
-Potraficie. I skoro tak uparcie nie chcecie jej pomóc to może mój topór was do tego przekona. Nie wiem które z Was kłamie, ale Macie wybór: jej życie bądź wasze.
Zdziwienie jakie malowało się na twarzach całej trójki utwierdziło go w przekonaniu, że dokonał właściwej decyzji.
-Oszalałeś krasnoludzie! – rozgorączkowała się Bella. Naprawdę uważasz, ze masz jakiekolwiek szanse przeciwko naszej trójce?
- Dwójce- poprawiła ją Alara.
Oghren prychnął.
-Walczyłem z arcydemonem. Myślicie zakłamane ścierwa,że jesteście dla mnie wyzwaniem? Jednym ruchem mogę …
Jego słowa przerwał głośny, chrapliwy i przerażający ryk.
- Niemożliwe – ryknął krasnolud.
Albo coś bardzo chciało ich śmierci albo mieli bardzo zły dzień. Z głębi korytarza coraz wyraźniej i głośniej słychać było wielkie i ciężkie kroki. Mag puścił kulę świata nad ich głowy, a to co zobaczyli było najgorszym koszmarem jaki mogli sobie wyobrazić.
Wielki, paskudny i rozwścieczony ogr szarżował wprost na nich.
- Nie żartuj sobie, elfia dziewucho – wysyczał przez zęby krasnolud. – To przecież mroczne pomioty ją zabiły, spóźniliśmy się.
- Ja to wiem, ty to wiesz i oni to widzą – elfka machnęła ręką na pozostałą dwójkę towarzyszy – ale jeśli kongres albo albo Lord Harrowmont nam nie uwierzy i nasz los będzie niepewny, to wtedy możesz zostać wskazany ty, bo gdybyś nie machał tym mieczem...
- I co mi mogą zrobić – przerwał jej nagle Oghren. – Wyrzucić z kasty? - uśmiechnął się parszywie – Ośmieszyć? Zrobić ze mnie obiekt do śmiania? Już to ze mnie zrobili. Jedyne co teraz mam to Szara Straż, a z niej mnie wyrzucić nie mogą.
- Przestańcie mówić o Gadzie tak jakby już była martwa – wtrącił Maren. – Zaraz zaczniecie się zabijać i okaże się, że niepotrzebnie, bo ona przeżyje – jego słowa wydawały się wtedy jedynym głosem rozsądku.
- Jak w ogóle te drzwi mogły same się zamknąć? - zapytała Bella wyciągając z jednego z genloków swoją strzałę.
- Nie patrz tak na mnie Alara. Może i stałem z tyłu ale byłem zajęty wspomaganiem was zaklęciami a nie obserwowaniem drzwi.
- Pieprzycie jak bryłkowce po ciemku – rzucił Oghren. – Wezmę ją na plecy, wy ruszycie przodem a Maren będzie strzegł tyłów.
- To dobry pomysł. Nie wiem jak długo dam rade wytrzymać w otoczeniu tych trupów. Ten smród... - powiedziała Bella ruszając do przodu razem z Alarą. Szły kilkanaście metrów przed Oghrenem i Maren.
Szli wgłąb tuneli. Na ich szczęście nie mijali zbyt wiele odnóg, dzięki czemu mieli wrażenie, że ciągle idą główna drogą, albo przynajmniej czymś na jej kształt. Światło, jakie dawały pochodnie, było wystarczające by iść bezpiecznie i nie wpaść w jakąś dziurę czy wyrwę w skale.
- Powinniśmy na nie uważać – rzucił cicho do Oghrena czarodziej. - Nie wiem jakie plany mają, ale w obu mi coś nie pasuje.
- Cholernie odkrywczy jesteś – odparł sarkastycznie krasnolud. - Gdy Alara ruszyła do przodu zaraz po otwarciu bramy, miałem wrażenie, że jej jedynym celem jest zabicie Gady. Tylko dlaczego do jasnej cholery miałaby to robić? - zapytał poprawiając leżąca na plecach krasnoludkę.
- Najwyraźniej jej cele nie pokrywają się z naszymi... - skończył gdy zobaczył, że kobiety zbliżają się w ich stronę.
- Co jest grane tym razem?
- Spokojnie krasnoludzie. Po prostu uznałyśmy, że czas odpocząć i coś zjeść.
- W końcu dałaś dobry pomysł.
- Twierdzisz, że twój pomysł osłaniania genloków przed morderczymi strzałami naszej towarzyszki był genialny?
- Zaraz ci przypieprzę, suko.
- Uciszcie się – warknęła podirytowana Bella , wyszło jej to sztucznie, zupełnie nie pasowało to do niej – Słyszycie? Przed nami. Odgłosy jakby mowy. Ludzkiej? - nasłuchiwała. Oghren i Alera uciszyli się.
- Maren, słyszysz to? - zapytał Oghren samemu nic nie słysząc i nie dowierzając szlachciance - Maren? Gdzie się on do cholery podział?
Witam, dostałem odpowiedź od Autora:
"Hej,
odnosząc się do waszych wątpliwości:
- zmiana imienia w moim tekście to niestety mój błąd. Imię powinno brzmieć tak, jak w oryginalnej pracy. Bardzo was przepraszam.
- słusznie zwracacie uwagę na moją niekonsekwencję. Zasugerowałem się, że limit 15 zdań, to limit regulaminowy. Dopiero potem dowiedziałem się, że w regulaminie akcji jest 3 tys. znaków. Ponieważ zdecydowana większość z Was trzymała się tego limitu, to nie chciałem już robić większego zamieszania. Przepraszam Was i informuję, że trzymamy się ograniczenie do 3 tys. znaków.
Pozdrawiam i raz jeszcze przepraszam
Wojciech Chmielarz"
Słowa Alary ukłuły go boleśniej, niż mogły tego dokonać ostrza któregokolwiek z pokonanych wrogów. Pomiot – jak dziwnie by to nie zabrzmiało – jest uczciwym przeciwnikiem. Rzuca Ci wyzwanie, na które jesteś w stanie odpowiedzieć mieczem i toporem. Człowiek, elf, czy krasnolud – to już zupełnie inna opowieść…
- Oghren, ruszamy! – z drugiego końca pieczary dał się słyszeć, silący się na determinację głos Belli - Na przemyślenia czas przyjdzie później … miejmy nadzieję.
Po dłużej chwili grupa zebrała się u wylotu niewielkiego, spowitego w ciemnościach korytarza.
- Maren musi oszczędzać energię, jeśli dziewczyna ma jeszcze kiedyś zobaczyć ojca. To powiedziawszy elfka owinęła sękatą pałkę fragmentem tkaniny.
- Zatem szykuje się przeprawa w starym stylu. Trzymajcie się światła - skwitował strażnik - czeka nas długie zejście w mrok…
Schodzili od ponad dwóch obrotów, wciąż niżej i niżej, a wylot tunelu, który zdążył zakręcić co najmniej kilkanaście razy – wciąż pozostawał poza zasięgiem ich wzroku. Krasnolud przez moment zatęsknił za jarzącą się żółto-czerwonym blaskiem lawą, która chociaż zabójcza – oświetlała im uprzednio drogę. W porównaniu z nią dogasające pochodnie wyglądały jak świetliki, tańczące nad kurhanami w noc Funalis. Z świętem zmarłych mimowolnie kojarzyła się również grobowa cisza, otaczająca wędrowców ze wszystkich stron, niczym duszący nadzieję, niewidzialny przeciwnik. Jak się okazuje nie jedyny, w tej zapomnianej przez bogów czeluści …
Jako pierwsza usłyszała go Alara, jeszcze nim zielony rozbłysk oślepił ich na ten jeden, krytyczny moment. Szept. Niosący się echem przez kręte odnogi tunelu. Cichy, klarowny, przypominający bajkę czytaną na dobranoc, a zarazem potężny i nęcący niby uderzenie dzwonu zwołującego na ucztę. Oghren - nim przestał widzieć cokolwiek poza zielonym światłem - zdążył jedynie pomyśleć, że za nic w świecie nie chciałby zobaczyć gospodarza tej wieczerzy.
Przez krótką chwilę wydawało mu się, że to koniec - odejdzie w morzu zieleni kołysany hipnotycznym głosem. Wtem poczuł na swej ręce uścisk i szarpnięcie. Otwarł oczy – Alara pochylała się nad nim – w jej oczach malowała się zarówno troska, jak i przerażenie.
- Wróć do nas Oghrenie, wracaj! – Głos elfki wydawał się dobiegać z oddali, a on sam czuł się jak gdyby dopiero co opuścił Pustkę.
Niechętnie przerwał spojrzenie, nerwowo rozglądając się po nadal jaśniejącej, lecz w tej chwili znacznie przyjaźniejszej dla wzroku pieczarze. Od skalistego podłoża po najeżony stalaktytami strop, wypełniał ją blask jarzącego się nefrytu. Każdy kształt i szczegół pożerała jadowicie rozlewająca się poświata gigantycznego kryształu. Na jego tle majaczyła sylwetka w powłóczystej szacie, przez chwilę zawahał się, lecz wysiliwszy zmęczone oczy rozpoznał w niej Marena.
- Trafiliśmy tu z tunelu, to ta sama pieczara? Ile czasu minęło? Czy Bell…
Strażnik urwał pytanie w pół słowa, w tym momencie jego wzrok napotkał szlachciankę. Blada niczym pergamin elfka leżała z szeroko rozwartymi oczyma. Nie oddychała, lecz nie sposób było wywnioskować przyczyny, czy chociażby faktu zgonu. Starając się opanować narastające emocje Oghren, wyksztusił długo powstrzymywane pytanie:
- Alaro. Gdzie jest Gada?
Twarz elfki przeszył grymas bólu i bezsilności.
- Gada zniknęła strażniku. Myślałam, myślałam, że może Ty ją spotkałeś. Wiesz, tam – po drugiej stronie …
Maszerowali w ciszy, którą przerywały jedynie trzy rodzaje odgłosów: miarowe echo ich kroków, szuranie płóciennych noszy o posadzkę i przywodzące na myśl opróżnianie kowalskich miechów sapanie Oghrena. Nim wyruszyli w dalszą drogę w głąb Ścieżek, Bella zszyła razem kilka tobołków, tworząc płachtę materiału zdolną utrzymać ciężar Gady. Oghren zgłosił się do jej ciągnięcia tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zresztą, nikt i tak nie zamierzał się kłócić. Wojownik był z nich najsilniejszy, takie rozwiązanie nasuwało się więc samo. Dla krasnoluda ważniejsze było jednak to, że poniekąd czuł się odpowiedzialny. Nie, to nie było dobre słowo. Uważał się za winnego tego, co się stało. Chciał więc zrobić wszystko, co mógł, żeby poprawić sytuację.
Ich cichy pochód otwierali Bella i Maren. Mag niósł przed sobą kulę światła, która wypełniała tunel cieniami. Oghren mógłby przysiąc, że kilka razy wymienili ze sobą ukradkowe spojrzenia. Alara podążała kilka kroków za nimi, gibka jak kot, i równie czujna. Od niedawnej walki z pomiotami, atmosfera między towarzyszami stała się gęsta jak fereldeński gulasz.
-Widzisz to? – Alara znalazła się przy jego boku cicho jak cień. Oghren, który akurat spuścił wzrok z towarzyszy, o mało nie krzyknął.
-Na gacie mojej matki, kobieto – syknął. –Prawie podlałem zbroję. Zarezerwuj to całe zakradanie dla Pomiotów. – Zwolnili lekko kroku, zwiększając dystans od pozostałej dwójki. –Masz na myśli to, jak na siebie zerkają? Może się zakochali?
Alara błysnęła zębami. Kiedy się uśmiechała, przypominała lisicę.
-Tak, gołąbeczki – zrobiła słodką minę, po chwili jednak jej twarz stężała. –Albo spiskowcy. A może jedno zaczyna podejrzewać drugie? Mówię tylko, żebyś uważał. Strasznie łatwo się do ciebie podkraść. Dobrze chociaż, że do nich też – puściła do niego oko i wróciła na swoje miejsce w szeregu. Oghren poczuł, że przydałby mu się łyk solidnej brandy.
Maszerowali tak długo, dopóki ich nogi same nie zaczęły wymagać ciągnięcia na noszach. Od jakiegoś czasu tunel robił się węższy. Oghrenowi przyszedł do głowy sprośny komentarz, był jednak zbyt zmęczony, żeby go wypowiedzieć. Był to dla niego niezawodny znak, że czas na odpoczynek. Weszli akurat do dużej hali, której ściany i strop niknęły w ciemnościach. Oghren zatrzymał się u wylotu tunelu.
-Na litość Kamienia, postój. Chyba, że ktoś chce mnie pociągnąć na noszach.
Bella zmierzyła go z góry na dół swoimi chłodnymi, migdałowymi oczami.
-Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Rozbijmy obóz przy jednym z filarów. Nie będę dźwigała krasnoluda.
Alara uśmiechnęła się szeroko do Oghrena. Maren zaś zgodziłby się teraz na wszystko. Miał bladą, zmęczoną twarz.
-Możemy tu odpocząć. Chciałbym zbadać Gadę.
Oghren odetchnął z ulgą.
-Rozłóżcie się pod tym filarem. Zaraz ją tam przytacham, tylko odcedzę kartofelki.
Maren spojrzał na niego pytająco, unosząc brew.
-No co? Mogę robić przy świadkach różne rzeczy, ale sikać nie da rady.
Mag westchnął ze znużeniem i zostawił Oghrena samego w ciemności. Ten zaś zamierzał już opróżnić pęcherz, gdy nagle od strony noszy dobiegło głębokie westchnienie.
-Harrowmont mnie zabije – syknęła Gada drżącym szeptem. Mówiła szybko, jakby już od jakiegoś czasu czekała, aż zostaną sami, i nie mogła stracić ani sekundy więcej. –Zginę na Ścieżkach. O to chodzi. Harrowmont przekona Kal’Hirol, że nie można dłużej zwlekać z odbiciem ich z rąk Pomiotów. Mając Ścieżki… Orzammar znowu będzie potęgą. O to chodzi. Połączenie…
Oghren miał wrażenie, że jego żołądek zamienił się w kamień. Po nodze spłynęła mu ciepła stróżka moczu.
Oghren rzadko zapominał języka w gębie, ale tym razem go zatkało. Zdał sobie sprawę, że Alara ma rację. Jeśli Geda umrze, a oni wydostaną się na powierzchnię, to z pewnością dojdzie do śledztwa i wtedy nikt nie uwzględni jego dobrych intencji, ale suche fakty. To on strącił strzałę Belli, to on przeszkodził Alarze - widzieli to wszyscy. Nerwowo spojrzał na nieruchomą Gedę.
"Trzymaj się, dziewczyno. Dla siebie i dla mnie.".
Kompania przygotowała prowizoryczne nosze i ruszyła dalej, głębiej w buchające smrodem, ciemne korytarze. Już w poprzednich dniach podróż była niełatwa, ale teraz przedzieranie się przez zdradliwe, kamieniste, pełne zamkniętych odnóg tunele było drogą przez mękę. Krasnoludzkie kobiety nie były wiele lżejsze od mężczyzn, więc każdy pokonany korytarz kosztował ich wiele wysiłku. Zamiast jednego postoju musieli w trakcie umownego dnia zrobić ich aż pięć, a gdy postanowili rozbić wreszcie obóz, wszyscy byli do cna wyczerpani. Sił nie dodawała im świadomość, jak mało przeszli oraz fakt, że nie pojawił się nawet cień nadziei, że znajdą drogę na powierzchnię.
Posilili się niemal w całkowitej ciszy, a potem Maren ponownie użył swojej magii, by choć trochę pomóc Gedzie. Ta nawet nie jęknęła, podobnie zresztą jak przez całą dzisiejszą drogę. Alara rozstawiła pułapki, a mag rzucił zaklęcie alarmujące. Ogromne zmęczenie spowodowało, że zasnęli błyskawicznie.
Rano czekała ich niespodzianka.
Alara miała najlżejszy sen - w Mrokowisku mówiono, że kto nie śpi z jednym okiem otwartym, ten jakby sam sobie wbijał nóż w serce. Słysząc szelest podniosła się płynnym ruchem i zamarła.
- Ej, wstawajcie - powiedziała głośno. - Ona się obudziła.
Pozostała trójka również poderwała się z miejsc. Siedząca ze skrzyżowanymi nogami Geda popatrzyła na nich spokojnym wzrokiem i całkiem normalnym głosem powiedziała:
- Pamiętam potyczkę, waszą pomoc i ból. Potem już nic. Minęło dużo czasu?
- Nie - odpowiedziała Bella - to było raptem wczoraj.
Geda skinęła głową:
- Rozumiem. A raczej... nie rozumiem. Obejrzałam ranę. Nie wygląda dobrze. Ranni w ten sposób zwykle w ogóle się nie budzą. A już na pewno nie następnego dnia...
- Uzdrowiciel - wpadł jej w słowo Oghren, powoli spoglądając w twarze swoich towarzyszy.
Teraz już nie miał wątpliwości, że jego podejrzenia były słuszne. Ktoś z nich jest mistrzem w leczeniu, ale nie chce się do tego przyznać. Niby byli zespołem do zadań specjalnych, niby długo się znali i ufali sobie. Ale... Każdy miał jeszcze jakieś własne, ukryte cele. Maren oficjalnie pracował dla Wieży i dla królowej, więc nieoficjalnie zapewne jeszcze dla kogoś. Im bardziej Bella się wściekała, że nie ma nic wspólnego z Horrowmontem, tym bardziej należało w to wątpić. Alara? Krasnoluda i elfkę łączyło wprawdzie poczucie humoru i zamiłowanie do napitków, ale to że ją lubił nie zmieniało faktu, że ufał jej tylko o przysłowiowy włos z krasnoludzkiej brody bardziej niż pozostałym. Jest złodziejką? Skrytobójczynią? Może i uzdrawiać umie?
Przecież nawet Oghren, choć na pewno nie był uzdrowicielem i nie postawił Gedy na nogi, miał jako Szary Strażnik swoje tajemnice i zadania, o których nie mógł powiedzieć nikomu...
Wyglądało na to, że jeden z tych sekretów przynajmniej na razie był bezpieczny.
Geda ani słowem, ani gestem nie zdradziła się, że dobrze zna stojącego przed nią krasnoluda.
- Nie musisz mi przypominać. – odpowiedział ze złością i rozejrzał się po komnacie, w której się znaleźli. – Pospieszcie się z tym leczeniem, wyczuwam w pobliżu pomioty. Musimy się spieszyć.
Krasnolud szybko odnalazł swój topór i wytarł go z zasychającej już krwi genloków. Zręcznym ruchem podniósł Gadę i umieścił sobie na plecach – okazała się być zadziwiająco lekka, a może to jemu złość dodała siły. Wolną ręką wskazał kierunek przeciwny do tego, z którego przyszli i powiedział – Ruszajmy. Trzeba znaleźć jakieś wyjście z tego labiryntu, zanim ona umrze.
Pozostali posłusznie, bez słowa sprzeciwu ruszyli za Strażnikiem. Tylko Alara przewróciła dwa razy oczami i kpiąco się uśmiechnęła, zanim założyła swój plecak i poszła w ślad za resztą grupy.
Podczas wędrówki Oghren miał dość czasu, by zastanowić się nad motywami swych towarzyszy i przede wszystkim, ich zleceniodawców. Kto mógłby chcieć śmierci podopiecznej Harrowmonta? Czyżby sam Lord? A może królowa, która ściągnęła tu tę niewdzięczną zgraję? Czy raczej Wieża, z którą współpracował mag?
Kto z nich kłamie – niedoświadczony, nieporadny Maren czy kłótliwa, pewna siebie Bella? Przecież ani królowa, ani Harrowmont nie wysłaliby ekspedycji na Głębokie Ścieżki, nie zapewniwszy jej opieki medyka! Chyba, że chcieli się pozbyć kogoś jeszcze. Krasnolud zastanowił się nad swoim położeniem. Czy mogło chodzić o upozorowanie śmierci nie jednego, lecz dwóch krasnoludów?
Z zadumy wyrwał go niepokojący dźwięk, dochodzący z głębi korytarza po prawej stronie. Wojownik przystanął i dał znam pozostałym, żeby uczynili to samo i dobyli broni.
Ledwie sam zdążył ułożyć na ziemi ranną Gadę, kiedy z korytarza wylazły cztery ogromne, plujące kwasem pająki.
- Jeszcze i was tu brakowało – powiedział pod nosem, zanim rzucił się w wir walki.
Krasnolud spojrzał na elfkę. Wydawało się, że jej śmiałe słowa były prawdą. Gdyby nie zatrzymał strzały, to Gada miałaby się dobrze. Ale skąd mógł wiedzieć? Przecież nie widział tego genloka, to naprawdę wyglądało jakby Bella chciała ustrzelić Gadę Helmi, a przynajmniej w oczach Oghrena.
Nie do końca wiedział co robić dalej. Nie wiedział czy może im ufać i nie wiedział czy oni ufają jemu.
- Raczej nie ma co tu siedzieć – przerwała chwilę ciszy Arlena. - Gdybyśmy mieli jakieś nosze... - zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Wokół były tylko skały, liczne truchła mrocznych pomiotów i lawa w dole. Nic przydatnego.
- Zrąbałem robotę, więc pomęczę się i wezmę to babsko na plecy, jednak wcześniej ktoś musi wziąć jej rzeczy z zbroją włącznie – zaoferował się Oghren. To było jak najbardziej stosowne w jego sytuacji. Może Bella chciała ustrzelić Gadę a może nie, nie miał dowodu i nie chciał jeszcze bardziej poróżniać drużyny.
- W porządku, ja wezmę jej toboły – zaproponowała szlachcianka.
- A ty weź moją torbę z żarciem – rzucił do Marena Oghren.
Podróż w głąb tuneli nie poprawiała nikomu nastroju. Ciężko było stwierdzić jak daleko mają do wyjścia i czy w ogóle dobrze idą. Było ciężko zarówno Oghrenowi, który cały czas dźwigał na swych plecach wcale nie lekką krasnoludkę, jak i Arlenie, która ze względu na swą bystrość w oku szła pierwsza, lekko wyprzedając resztę drużyny. Optymizmem nie napawał również fakt, że w ciele rannej krasnoludki cały czas rozprzestrzenia się trucizna. To sprawiało, że krasnolud pocił się jeszcze bardziej.
- Musicie to zobaczyć – powiedziała idąca na przodzie elfka.
Zbliżyli się do niej, a u jej stóp leżało ciało, ciało człowieka.
- Człowiek, tutaj? Nie spodziewałbym się – powiedział wyraźnie zdziwiony chłopak.
Ciało mężczyzny odziane było w skórzaną zbroję, niezwykle misternie wykonaną, nie miało więcej niż parę godzin, o czym świadczyła wypływająca ciągle krew z zatkanych strzałami ran. Strzały sterczące w plecach nieszczęśnika były dwie, i na pewno nie zostały wykonane przez mroczne pomioty.
- Widziałem kiedyś takie lotki. To elfickie strzały – stwierdziła elfka.
- A więc to robota cholernych elfów – rzucił gniewnie krasnolud.
- Tego nie można stwierdzić – wtrącił się czarodziej. - Strzały mogły zostać zrabowane i wykorzystane przez kogokolwiek. Elfka przytaknęła tylko głową na słowa Marena.
Tylko Bella nic nie mówiła. Po jej twarzy nie było widać ani żadnego zatroskania ani zdziwienia, ani nawet złości. Wydawało się, że trup jest jej zupełnie obojętny, mimo tego, że przez chwilę wbiła w niego swój wzrok.
Szli przez kolejnych parę godzin. Zmęczenie podpowiadało, że czas na odpoczynek.
- Już nie mogę – sapnął ciężko Oghren kładąc ostrożnie krasnoludkę na ziemi.
- Wystawimy warty, bo nigdy nic nie wiadomo – zaproponowała Bella.
- Mhm, ja stanę jako pierwszy – odezwał się Maren.
- Ja druga, Arela będziesz kolejna a ty Oghren – spojrzała na krasnoluda, który leżał wygodnie na ziemi i chrapał już. - Zadziwiające – powiedziała pod nosem szlachcianka.
- Wstawaj, pijaku! - budziła Oghrena kopiąc go po napierśniku Arlena.
- Co się dzieje, kutwa – odparł krasnolud.
- Bella zniknęła a z nią nasze zapasy jedzenia i ranna Gada.
@wysłannik
Akurat pisanie o dupach i cyckach wbrew pozorom nie jest wcale takie złe. Jeżeli zaś chodzi o łagodność konkursu dla osób, które mają skończone 18 lat... Nie powinno być ograniczeń typu: zakaz pisania o alkoholu, narkotykach czy rozsławionych już dupach i cyckach.
Krasnolud smętnie pokiwał głową, bo zdał sobie z tego sprawę już dobrą chwilę temu, gdy tylko posoka pomiotów przestała na nich bryzgać. Pozostało mu mieć nadzieję, że Gada przeżyje, bo jeśli nie, to konsekwencje mogły być dla niego bardzo nieciekawe.
- Trzeba zmontować jakieś nosze - zarządziła Bella. I dodała nieco zbolałym głosem: - Ona szczupła nie jest. Plus zbroja. Trzeba będzie ją ciągnąć na zmianę.
Maren uśmiechnął się pod nosem:
- Mam inną propozycję. O ile was nie przerazi. Jak wspomniałem nie jestem uzdrowicielem, ale może TO będzie pomocne...
Podniósł wysoko dłonie i wykonał nimi skomplikowany, ale płynny gest. Powietrze wokół zachrzęściło i rozległo się cichy łoskot, jakby dobiegające z bardzo daleka echo burzowego grzmotu. Ziemia przed Marenem rozbłysła na moment, a gdy wszystko ucichło, a światło zamarło i ponownie spojrzeli w to miejsce, cała trójka jak na komendę cofnęła się o dwa kroki. Przed nimi stał wielki, owłosiony pająk-gigant, w nienaturalnym, jaskrawozielonym kolorze. Rozglądał się powoli wokół, nieśpiesznie poruszając szczękoczułkami.
Maren był wyraźnie rozbawiony ich reakcją i niespecjalnie się z tym krył:
- Spokojnie. To mój twór i całkowicie mi posłuszny. Wystarczy wrzucić na niego Gadę. Nawet jak nie lubi pająków, to przecież jest bez znaczenia, bo jest nieprzytomna. A jakby się obudziła, to też się od razu nie przestraszy, bo będzie jej miło i miękko - przecież widzicie, jaki jest włochaty - mag zachichotał złośliwie, jako jedyny rozbawiony własnym dowcipem.
Pozostała trójka spojrzała po sobie.
- Niespecjalnie mi się to podoba - Bella była wyraźnie poirytowana, przez co jej ciężki akcent niemal ciął słowa na sylaby. - ale rozwiązanie jest praktyczne. Jeśli zajmiemy się taszczeniem jej na noszach, to będziemy się przemieszczać znacznie wolniej, a nasze zmęczenie będzie rosło. A nie wiemy jak głęboko będziemy musieli zejść, zanim odnajdziemy drogę na powierzchnię. I co spotkamy w trakcie podróży. Niech tak będzie - skinęła głową.
Maren usiadł na płaskim jak stołek kamieniu i z założonymi rękami oraz uśmiechem przylepionym do twarzy obserwował jak pozostali przygotowują konstrukcję, którą założono na stojącego bez ruchu pająka. Następnie delikatnie położyli na niej Gadę. Wtedy Maren podszedł do niej i raz jeszcze spod jego dłoni wydobyło się delikatnie niebieskie światło, w dziwny sposób rozsiewające wokół uczucie spokoju i bezpieczeństwa. Potem położył dłonie na ośmionożnym monstrum i wyszeptał kilka słów. Wściekle pulsujące zielone fale przemknęły z jego rąk do pajęczego głowotułowia.
Uprzedzając pytania towarzyszy mag wyjaśnił:
- Teraz nie tylko będzie ją niósł, ale i jej bronił. Bronił za wszelką cenę.
Jakby chcąc potwierdzić słowa swojego stwórcy, zielony stwór zatrzepotał nogogłaszczkami, co spowodowało, że Oghren, Alara i Bella poczuli jakby całe armie jego malutkich kuzynów urządziły gonitwę po ich plecach i karkach. Chcąc rozluźnić nieco atmosferę i odpędzić niemiłe skojarzenia krasnolud sięgnął po zasoby swojego rubasznego, choć niestety nie zawsze błyskotliwego, humoru:
- Tak, tak. Włochaty pająk odda życie za drogocenną Gadę i może dostanie nawet medal.
Spojrzał z nadzieją na Alarę, ale widać nawet ją niespecjalnie to ubawiło, bo tylko uśmiechnęła się krzywo.
Maren popatrzył gdzieś w ciemny korytarz, który mieli przed sobą.
- To nie żyje, więc życia oddać nie może. Ale istnieje i dopóki nie zostanie unicestwione, będzie broniło Gady. Nie tylko przed pomiotami. Także przed nami...
W bezkresnych korytarzach Głębokich Ścieżek czuć było tylko odór krwi i spalonych zwłok pomiotów. Od czasu do czasu w oddali tliły się ogniki gorącej lawy, która bez ostrzeżenia buchała z płomiennych rzek. Oghren i jego towarzysze po kilkunastu godzinach wędrówki zatrzymali się na końcu jednego z tuneli. Gada była coraz słabsza, z resztą wszyscy potrzebowali odpoczynku. Krasnoluda ze snu wybudziły ciche szepty Belli i Marena, dobiegające z oddali. Zapewne byli przekonani, że Oghren będzie spał jak zabity, jednak sen Szarego Strażnika zawsze jest czujny, a słuch wyostrzony.
- Nie dyskutuj – syknęła szlachcianka, a jej twarz skrzywiła się w grymasie gniewu. – Znasz rozkazy. Pamiętaj komu służysz.
-Pamiętam, ale ona umiera. Musisz jej pomóc.
- Jej śmierć jest komplikacją, na którą możemy sobie pozwolić. Z kolei Ty mnie prawie wydałeś.
Mężczyzna przez chwilę milczał, potem jednak ściszył głos na tyle, że do Oghrena docierały tylko pojedyncze słowa, których sensu krasnolud nie był w stanie dostrzec. Na brodę mojej matki, pomyślał, wiedziałem, że coś ukrywają! Wiedział też jednak, że bezpieczniej będzie milczeć. „Niech inni myślą, że grasz w ich grę, gdy Ty ukradkiem będziesz zmieniać jej zasady” – słowa, które usłyszał kiedyś z ust Morrigan, w trakcie wędrówek u boku Bohatera Fereldenu, zdawały się idealnie pasować do tej sytuacji. Przez kilkanaście minut udawał jeszcze, że śpi po czym zarządził wymarsz. Oghren rozkazał Alarze ruszyć przodem, by ta rozejrzała się po okolicy, podczas gdy oni szli ścieżką, którą Maren rozświetlał swoją magią. Elfka wróciła po kilkunastu minutach wyraźnie podekscytowana.
– Prędko! Musicie to zobaczyć! – zawołała, ciągle truchtając w miejscu.
- Uspokój się spiczastoucha! – odparł Oghren, czując że oddech Gady, którą nosił na plecach jest coraz płytszy. – Co mamy zobaczyć?!
- Nie ma czasu! Pokażę Wam! – zawołała z szaleńczym uśmieszkiem Alara, po czym poprowadziła ich w jeden z korytarzy. Nie minęło kilka chwil, gdy stanęli u progu wielkiego kamiennego placu. Był szeroki na kilkadziesiąt metrów, cały brukowany krasnoludzką, czerwoną cegłą. Na jego końcu w kamiennej ścianie znajdowały się gigantyczne, wysokie na około 8 metrów stalowe wrota, zdobione runami z czystego lyrium.
- Niech mnie Andrasta w tyłek kopnie – wyszeptał z niedowierzaniem Oghren, przyglądając się pięknym wrotom.
- Hamuj się krasnoludzie – odparła podirytowana Bella. Jeżeli widok tych drzwi poruszył ją tak samo jak całą resztę, to szlachcianka dobrze to ukrywała. Podeszła bliżej, mijając stosy martwych pomiotów, po czym zaczęła czytać. – „Pokłoń głowę przed Thaigiem Primeval”
- Najstarszy krasnoludzki thaig – dodał Oghren, gdy nagle Gada Helmi zaczęła głośno krzyczeć. Krasnolud natychmiast ściągnął ją z pleców i położył na ziemi. Jęki kobiety były coraz głośniejsze. Maren spojrzał na Oghrena ze zrezygnowaną miną – Gorączka narasta, jej trzewia trawi trucizna. Nie uratujemy jej. – Krasnolud mógłby przysiądź, że czarodziej wymówiwszy te słowa na ułamek sekundy zwrócił wzrok w stronę Belli.
- Ona musi przeżyć! Toż to Gada Helmi! Helmi! – krzyknął Oghren, uderzając pięścią w kamienną posadzkę. Poczuł, jak ogarnia go bezsilność, gdy nagle coś sobie uświadomił. Sięgnął szybko do swojej sakwy, by spomiędzy różnej maści trunków wyciągnąć małą fiolkę
- A to co? – zapytała zaciekawiona Alara, przyglądając się fiolce.
- Mój dobry przyjaciel, Bohater Fereldenu dał mi trochę tego eliksiru, gdy przeszedłem swój Rytuał Dołączenia. Teraz ten sam Rytuał jest jedyną szansą dla Gady Helmi.
Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jeżeli nie o pieniądze, to o władzę. A bardzo często o jedno i drugie. Oghren dobrze o tym wiedział. Nie jako Szary Strażnik, ale jako krasnolud. W Orzammarze coś wisiało w powietrzu, niechybnie jakaś afera polityczna, w którą jest zamieszany ktoś z zewnątrz. No bo przecież ktoś musiał ich tutaj wysłać... Nie kto inny jak sama królowa Anora, która pomaga Harrowmontowi. W takim razie kto jest zły i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Gada Helmi? Oghrenowi nie mogło to dać spokoju.
Rozpalili ogień. Nie mogli iść dalej. Gada potrzebowała odpoczynku. Maren nie odchodził od niej na krok, zmieniając co jakiś czas opatrunki i szepcząc pod nosem swoje zaklęcia. Asystowała mu Bella. Po uporaniu się z trupami Pomiotów, Oghren dosiadł się do siedzącej przy ognisku Alary, która skończyła akuratnie grę w "Podrzuć kamień" wymyśloną naprędce, dla zabicia czasu.
- To na pewno ona - powiedział krasnolud przyciszonym głosem, wpatrując się w Belle, która właśnie nakrywała kocem nieprzytomną Gade - To na pewno ona - powtórzył z wyrzutem, kończąc wypowiedź głębokim westchnieniem.
Alara nie spojrzała nawet na Oghrena. Była zajęta czymś innym - zastanawiała się ile lat ma Maren? Młodo wygląda, ale... Na pewno nie mniej niż pięćdziesiąt. Magia działa cuda.
- Stała najbliżej Drzwi - kontynuował Szary Strażnik, nie zwracając najmniejszej uwagi na fakt, iż Alara w ogóle go nie słucha - Zamknęła je zaraz po tym jak odbiłem jej strzałę mieczem. - Miał do siebie żal. Dlaczego nie przejrzał jej wcześniej?
Belle trafiał szlag na samą myśl, że musi teraz pomagać śmierdzącej krasnoludce. W końcu przyszła tutaj po to, żeby ją zabić. Jej tajemniczy zleceniodawca nie będzie zadowolony z niepowodzenia misji, a kto wie - być może Bella po powrocie przypłaci swą niekompetencje życiem. Nie mogła się zdradzić, musiała wyczekać lepszy moment. Gdyby nie ten tłusty krasnolud, już byłoby po wszystkim.
Po skończonej robocie Maren i Bella wrócili do głównego ogniska, dosiadając się do Oghrena i Alary. Gada leżała nieco dalej przy mniejszym palenisku, nakryta wieloma warstwami skór i koców. Majaczyła. Wyglądała gorzej niż na początku, ale mag zarzekał się, że jej stan jest stabilny, a on sam zrobił wszystko co w jego mocy.
- Sama nie zwalczy trucizny... - magowi załamał się głos, przygryzł wargi spoglądając na Szarego Strażnika, który z nienawiścią w oczach patrzył spode łba na fałszywą uzdrowicielkę, która widząc to, poczerwieniała na twarzy i spuściła głowę - Musimy ruszać w dalszą drogę. W tej komnacie nie czeka nas nic prócz śmierci.
Zbierali się w milczeniu. Ciszę zakłócały trzaski palącego się drewna i kroki krzątających się po komnacie osób. Oghren z Alarą naprędce skonstruowali prymitywne nosze, a Maren przy użyciu zaklęcia telekinezy ułożył na nich ranną Gadę. Bella była nieustannie obserwowana przez krasnoluda co doprowadzało ją do szału.
Przed opuszczeniem hallu zatrzymali się. Mag zwrócony w stronę zebranych na kupę zmasakrowanych ciał Pomiotów wykonał skomplikowany gest, wymawiając przy tym niezrozumiałą dla reszty formułę. Ciała zapłonęły żywym ogniem.
Nikt nie wiedział, że w grze, której oni są jedynie pionkami, jest jeszcze trzeci gracz. Tym bardziej nie mogli wiedzieć, czy jest po ich stronie. Niebawem mieli się jednak przekonać, o co w tym wszystkim chodzi. Kto jest dobry, kto jest zły i dlaczego któryś z nich chce śmierci Gady. Odpowiedzi na ich wszystkie pytania, miały przyjść wraz z nadejściem tajemniczego mężczyzny, który był już blisko.
Oghren nic nie powiedział, znalazł tylko swój topór i nakazał reszcie przygotować się do wymarszu. Po chwili ruszyli.
Wleczenie za sobą nieprzytomnej dziewczyny nie ułatwiało wędrówki. Po kilku dniach bezowocnej tułaczki i paru spotkaniach z pomiotami, w czasie jednego z postojów niespodziewanie Bella podeszła do Gady i obejrzała jej zaognioną ranę:
- Musimy ją zostawić – oznajmiła bez gródek – Spowalnia nas i osłabia. Ona nie ma szans na przeżycie, a my tak. – dodała mocnym głosem.
- Jak możesz o tym w ogóle wspominać!? Zostaliśmy tu wysłani z misją odnalezienia jej i odprowadzenia do domu i to właśnie uczynimy. – oburzył się Maren.
- Bella ma rację. Gada nie wyjdzie z tego w jednym kawałku. A ja nie zamierzam tracić życia w imieniu jakiejś misji, za którą nie dostanę nawet złamanego grosza.
Oghren podniósł leżący przed nim topór i zamachnął się nim. Broń wbiła się w ścianę, tuż przy lewym uchu szlachcianki.
- Jeśli chcecie, uciekajcie i szukajcie wyjścia same. Ja nie zostawię tej dziewczyny w miejscu, gdzie będzie pożywką dla pomiotów. Dopóki Gada oddycha, ma szansę przeżyć. A my, zamiast tracić czas na bezsensowne spory, powinniśmy wracać do poszukiwań wyjścia z tego miejsca!
Z tymi słowami przyklęknął obok Gady i czułym, niemal ojcowskim ruchem podał jej wodę do picia.
- Przepraszam, Strażniku, jeśli cię uraziłam. Czuję się tutaj nieco zagubiona. Wiem, że to musi być nasza wspólna decyzja, dlatego zostanę z wami do końca.
- Dobrze, że się opamiętałaś, Bello. – rzekł z nieśmiałym uśmiechem mag i delikatnie ścisnął jej dłoń. – Odpocznijcie, dziś ja obejmę pierwszą wartę.
Alarze i Belli nie trzeba było tego dwa razy powtarzać – obie kobiety zasnęły niemal od razu kamiennym snem. Oghrenowi jednak niespieszno było udać się w ślad za nimi. Przewracał się z boku na bok, rozmyślając nad sytuacją, w której się znalazł. Zastanawiał się, dlaczego Alara poparła szalony pomysł łuczniczki i zaczął wątpić w jej lojalność. Był też coraz bardziej przekonany o kłamliwości Belli. Szlachcianka zdecydowanie nie chciała pomóc Gadzie. Oghren podejrzewał, że to właśnie ona posiadała umiejętności lecznicze, których jednak nie miała zamiaru wykorzystać. Z tą myślą zapadł w niespokojny sen.
Kiedy się obudził, kącikiem oka dostrzegł Marena, który błyskawicznym ruchem przebił serce Gady mieczem Belli. Krasnolud krzyknął, ale nie zdążył dobyć topora, gdyż unieruchomiło go zaklęcie. Zaalarmowane krzykiem Strażnika łuczniczka i skrytobójczyni szybko poderwały się ze swoich posłań. Nie na tyle szybko jednak, aby wyrządzić Marenowi jakąkolwiek krzywdę. Zdrajca uciekał.
Oghren zmarszczył brwi. Na łajno bryłkowców, młoda miała rację! Nie sądził, by uwierzyli mu gdyby powiedział, że wszystko było przypadkiem.
- Zrobiłem, co mogłem. Chodźmy - odezwał się Maren. - Kto ją poniesie?
- Zróbmy nosze z koców - zaproponowała Bella. - Krasnolud i Alara ją zabiorą.
- Szlacheckie rączki zbyt delikatne? - burknął Oghren, zirytowany sytuacją.
- Tak - syknęła kobieta, mrużąc oczy. Alara wzruszyła ramionami. Było jej to obojętne.
Ruszyli przed siebie, uważając na pomioty. Nosze z nieprzytomną Gadą były nieporęczne i humor Oghrena znacznie się pogorszył. Tym bardziej, że ranna nie zamierzała zamknąć jadaczki, majacząc w gorączce.
- Harrowmont... nie ufać... złoto... thaig... magia... Anora...
- Nie znasz zaklęcia, by ją uciszyć? - warknął do Marena. Prychnął, gdy mag pokręcił głową. Był równie przydatny co pusta piersiówka.
Kanaliki lawy wokół nich stawały się coraz szersze. Teraz magma płynęła już rzekami. Nie trzeba było długo czekać, aż stanęli nad urwiskiem. W dole można było znaleźć tylko śmierć, a przetrwanie jawiło się jedynie w postaci kładki na drugą stronę.
- Po prostu idealnie - mruknęła Bella.
- Boisz się, jaśnie pani? - prychnął Oghren z wrednym uśmiechem.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła szybko i pierwsza weszła na kładkę, stukając butami jakby chciała dodać sobie animuszu.
Nagle ciszę przerwał Maren.
- Powiedz, Bella, dlaczego wygnano cię z Antivy?
- Nie twoja sprawa - odburknęła. Jej bladość można było wziąć za przejaw strachu przed wysokością... lub przeszłością.
- Słyszałem plotki. - Maren nie wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią. - Podobno zabiłaś jakiegoś szlachcica i cię na tym złapano.
- A nawet jeśli, co z tego?
- Nie masz wyrzutów sumienia?
- Nie. Zrobiłam, co należało. Wykonywałam rozkazy.
- Jakie to uczucie, zabić człowieka? - drążył dalej mag. Z jakiegoś powodu bardzo zależało mu na tej wiedzy.
- Normalne. W środku jesteśmy jedynie mięsem. Mięso, kości i krew. Różnimy się tylko opakowaniem. To tak, jakbyś zabił kurczaka.
- Ciekawy pogląd, jak na szlachciankę - zauważyła dotychczas milcząca Alara, patrząc bystro na Antivankę. - Nie spodziewałam się.
- Ja tak - dorzucił swoje trzy grosze Oghren.
- I nie masz wyrzutów sumienia? - upewnił się mag. Zerknął na nieprzytomną Gadę.
- Mówiłam. Zrobiłam, co należało. Nie będę mieć wyrzutów sumienia przez obowiązek.
Maren nie wyglądał na przekonanego, nic jednak nie powiedział.
Koniec kładki okazał się wielką ulgą dla Belli, nawet jeśli starała się tego nie okazywać. Teraz jednak korytarz rozgałęział się i trzeba było wybrać drogę.
- Ja to sprawdzę - zaoferowała Alara, porzucając jakby nigdy nic swój obowiązek i biegnąc do pierwszego korytarza. Gada prawie sturlała się z noszy w przepaść pełną lawy.
Dopiero gdy oba tunele zostały sprawdzone, stanęła przed nimi wyprostowana na baczność.
- Tunel po lewej zdaje się wspinać do góry. Strzelam, że na powierzchnię - oznajmiła, jakby składała raport, chociaż uśmiechała się szeroko. - Prawy biegnie prosto, i są na nim znaki. Jestem pewna, że dojdziemy do Orzammaru.
- Wobec tego idziemy w prawo - odparł od razu Maren, nadzwyczaj zadowolony. - Zaniesiemy ją królowi i po sprawie.
- Nie - sprzeciwiła się Bella. - Nie wiemy, czy Harrowmont rzeczywiście nie chce jej śmierci. Proponuję udać się na powierzchnię i szukać pomocy u królowej Anory.
- A co z jej stanem? Jeśli jej nie wyleczymy na czas...
- Znajdziemy pomoc w okolicznej wiosce.
- Kto wie, gdzie wyjdziemy? O ile w ogóle wyjdziemy?
- Podejmę to ryzyko - oznajmiła Bella z błyskiem w oku. - Nie wiem, czy możemy ufać Harrowmontowi. Krasnoludzie - zwróciła się nagle do Oghrena - to ty będziesz niósł nosze. Zależy ci na przeżyciu Gady. Kłótniami wiele tu nie zdziałamy. Którego z nas poprzesz?
I proszę cię – ton jej głosu stracił wszelką przyjazną barwę - nie rzucaj nigdy więcej toporem w moją stronę, uwierz mi, tak będzie dla ciebie dużo lepiej – wycedziła elfka, ruszając w stronę jedynego korytarza wychodzącego z sali.
Maren, jak skończysz z krasnoludką, idź i sprawdź czy nie zdołasz za pomocą magii otworzyć drzwi – rzuciła Bella, kończąc opatrywanie Gady – A Tobie Oghren… proponuje otrzeźwieć i to szybko, jeśli mamy mieć jakiekolwiek szanse na powrót do Orzammaru.
Szary strażnik szybko zmielił przekleństwo w ustach, nie czas teraz na słowne potyczki. Czuł, że nie zaufa już Belli, ale wiedział, że ma niestety rację. Mag raczej nie otworzy drzwi. Technika dawnych krasnoludów była na to zbyt dobra, a to oznaczało wyrąbanie sobie drogi powrotnej przez cienie skrywające Głębokie Ścieżki. Podźwignął swój topór i poszedł zobaczyć czy wszystkie pomioty na pewno nie żyją. Jednego był pewien, musi za wszelką cenę zapewnić bezpieczeństwo Gadzie.
Szybko okazało się, że Oghren miał rację, jedyna droga jaka im pozostała to samotny korytarz, z którego musiały przybyć pomioty. Mimo zmęczenia, trzeba było jednak szybko opuścić miejsce bitwy, nie mogli ryzykować stoczenia kolejnej potyczki w miejscu, gdzie mają zablokowaną drogę ucieczki, Głębokie Ścieżki zbyt rzadko wybaczają takie błędy. Po krótkiej krzątaninie udało im się skonstruować dla Gady prowizoryczne nosze z tarczy Genloca i ruszyć dalej.
Minęły godziny uciążliwego marszu, za nim natknęli się na większą salę. Oghren padł ciężko na ziemie, to on głównie ciągnął za sobą nieprzytomną Gadę. Maren przystanąwszy, wyciągnął rękę w górę i szybko wymawiając słowo zaklęcia, wypuścił białą kulę światła oświetlając salę.
-Dwie drogi – rzekł spokojnie mag – jeśli mamy wrócić do Orzammaru to musimy…
Magiczne światło momentalnie zgasło. Maren krzycząc upadł na kolana. W chwiejnej poświacie pochodni, dostrzec można było wystający z jego dłoni bełt kuszy.
- Oghren!!! – wrzasnęła Bella, momentalnie napinając łuk. - Durniu, dlaczego nas nie ostrzegłeś!
- To nie są pomioty – odkrzyknął nadal ciężko oddychający strażnik – nic nie wyczuwam, ktoś inny strzelał.
Kryjcie się, leci kolejny – szybko ucięła dyskusje Arlena – ktoś zasadził się na wschodniej ścieżce.
Pocisk odbił się tuż obok nieprzytomnej Gady. Dużo nie myśląc, Oghren schwycił ją i odciągnął za skalny załom. Kątem oka zauważył, że Maren zdołał odczołgać się już po za pole ostrzału. W tym czasie Arlena schwyciła mocno trzonek pochodni i cisnęła ją z całych sił w ciemność korytarza. To wystarczyło, aby strzała Belli zatopiła się w głowie napastnika. Szary strażnik odczekał chwilę i ruszył w kierunku jeszcze drgającego trupa.
Rudobrody zasępił się na chwilę. Jego pomarszczona gdzieniegdzie fizys zdradzała oznaki silnego myślenia.
- Kutwa – w jego czaszce rozbrzmiało echo przekleństwa – Przecież ja tylko chciałem ją uratować. Jeśli opacznie zrozumiałem to wszystko, jestem skończonym idiotą. Ale jeśli się nie mylę i ktoś chce śmierci Gady... To oznacza, że nienaumyślnie pomogłem mu osiągnąć cel. I gdy wygrzebiemy się z tego bryłkowcowego łajna, będę doskonałym kozłem ofiarnym. Powiedzą Harrowmontowi, że to przeze mnie, a on obedrze mnie ze skóry na głównym placu Orzammaru. Ich pewnie wygna z miasta. Ten od czarnej roboty zostanie obsypany złotem za sprawne rozwiązanie problemu. Pytanie tylko, które z nich jest tym zdrajcą i kto jest zleceniodawcą? Harrowmont, czy może... Anora? Jaki interes mogłaby mieć królowa w zabójstwie Gady? Ech, to nie na moje nerwy. Podsumowując, jestem w czarnej dupie. Co by nawet pasowało, zważając, że to Głębokie Scieżki...
- Hej wy tam, pozwólcie już do nas, jeśli łaska – z zamyślenia wyrwał go ostry głos szlachcianki.
Spojrzał na Alarę, która wciąż stała obok, przyglądając mu się z posępną miną.
- Chodźmy więc. Nie ma co czekać, aż Przodkowie się o nas upomną.
- Skoro tak mówisz... – rzuciła elfka, wpatrując się w niego przenikliwie swymi ciemnymi jak antracyt oczami.
Poczuł się nieswojo pod ciężarem tego spojrzenia, więc postanowił jak najszybciej ruszyć w stronę pozostałych członków drużyny. Skrytobójczyni z ociąganiem ruszyła za nim.
Szlachcianka i mag stali nad ranną, która teraz wyglądała dużo lepiej i zdawała się spać, zapewne w wyniku czarów Marena.
- O co chodzi? – spytał krasnolud.
- Nie możemy zdecydować się w której karczmie podają najlepsze piwo w Orzammarze. – wyartykułowała Bella z przesadną emfazą – może taki koneser jak ty jest w stanie nam coś poradzić w tej kwestii?
Piwo? - Oghren zrobił głupią minę, nie wiedząc co ma powiedzieć.
Jesteśmy gotowi do drogi – rzucił szybko młodzieniec, uprzedzając Antivankę, która już szykowała się do wygarnięcia Strażnikowi – opatrzyłem rany jak tylko umiałem i skleciłem prowizoryczne nosze. Jak pamiętam zaoferowałeś się, że poniesiesz Gadę. Powinieneś więc brać się do roboty, bo im dłużej tu zostajemy tym mniejsze mamy szanse na przeżycie.
Krasnolud bez zwłoki złapał z jednej strony za rączki noszy i pociągnął ranną w głąb korytarza, gdzie udała się już pozostała trójka. Ruszyli, powoli zatapiając się w mroku.
„No to żem narobił”, pomyślał krasnolud, ładując na własne barki konkretne gabarytowo ciało Gady. „Trza było się powierzchni trzymać, niech mnie bronto kopnie, wymyślić jakąś kolkę, może ulałoby się ze dwa razy i cacy. A ja, idiota, nic, tylko topór wziął i pod ziemię”.
– Minę masz nietęgą, Oghren – mag zmierzył wojownika ciekawym spojrzeniem.
– Za to babę na plecach tęgą – mruknął krasnolud i ruszył przed siebie.
Głębokie Ścieżki były głębokie, to nie ulegało wątpliwości. Były też mroczne, śmierdzące i pełne tajemnic. Można się było przebić przez gruz, czy utorować sobie drogę przez trupy pomiotów, ale bez pewności, że na tym wyzwania się skończą. Tam, gdzie od stuleci nie zaglądało światło pochodni, czaiła się groza.
Oghren nie miał pojęcia, jak długo szli. Sądząc po jego zmęczeniu, kilka ładnych godzin.
– Dajcie odsapnąć, bo wykituję.
Alara spojrzała z dezaprobatą, ale zarządziła odpoczynek. Przy Gadzie uklęknął Maren, po czym zaczął magicznie majstrować przy jej ranie. Bella usiadła na kamieniu by, z wdziękiem właściwym szlachciance, założyć nóżkę na nóżkę. Wyjęła ze skórzanej sakwy kawałki suszonego mięsa i, nim rozpoczęła konsumpcję, badawczo się im przyjrzała.
– Co jest, panienko, jedzonko za twarde? – elfka uśmiechnęła się zjadliwie.
– Ja ci do zapasów nie zaglądam – odwarknęła kobieta. – Co robię ze swoimi, to już nie twoje zmartwienie – i jakby na potwierdzenie słów wyrzuciła za siebie, najwyraźniej niespełniający jakiejś normy mięsny pasek. Tyle, że kawałek pożywienia nie spadł na posadzkę, lecz został pochwycony przez masywne szczęki, które wyłoniły się z ciemności. Przerażenie całej grupy zbiegło się z oszałamiającą ciszą, ale moment sparaliżowania minął, gdy Alara krzyknęła:
– Głębinowce!
Poderwali się w jednej chwili, otoczyli leżącą Helmi i, odwróceni do niej plecami, spoglądali na wciąż zbliżające się, świecące w mroku pary oczu. Było ich wiele.
– No i po ptokach – westchnął Oghren, świadom marnej szansy na ujście z życiem przed hordą krwiożerczych stworzeń. Splunął w masywne ręce i mocniej ścisnął trzon topora, gdy nagle pojawiło się oślepiające światło. Krasnolud zamknął oczy i zasłonił uszy, nie mogąc wytrzymać rozdzierającego wycia głębinowców. Krótki wybuch, jeszcze więcej krzyku i smród spalonego mięsa. Po chwili wszystko ucichło, a światło nie kłuło zza powiek, więc Oghren otworzył oczy. Widok zwęglonych stworów był niepowtarzalny.
– Zaklęcie! – zabrzmiało gdzieś obok.
Wszyscy odwrócili głowy. Z kłębów dymu wyłoniło się dwóch krasnoludów. Jeden z nich był ledwie chłopcem, a Oghren przysiągłby, że skądś go zna. Drugi, natomiast, wyróżniał się brodą. A raczej jej brakiem.
– Uszanowanko – nieznajomy zbliżył się do grupy. – Zapewne stała tu niegdyś tabliczka z napisem: „Nie karmić głębinowców”.
– Kim wy jesteście? – zapytał Maren.
– Wasza towarzyszka wam nie powiedziała? Jest tutaj z tego samego powodu, co ja – rzekł krasnolud, wyciągając z podręcznej torby szkatułkę. Ostrożnie otworzył wieko, a ze środka wydostało się wściekle czerwone światło.
– Nie rozumiem – pokiwała głową Bella. – Po co bogata znajoma Harrowmonta miałaby się uganiać za świecidełkami?
– To czerwone lyrium – odrzekł nieznajomy, chowając szkatułkę. – A ja nie mówiłem o tej leżącej damie, tylko o elfce.
Wszyscy spojrzeli na pobladłą z gniewu Alarę.
– A teraz – krasnolud sięgnął za plecy i wyciągnął gotową do strzału kuszę – albo wyjaśnisz mi kilka rzeczy, albo przywitasz się z Bianką.
- W mordę bryłkowca. – Tylko to zdołał odpowiedzieć Oghren, był to jeden z niewielu momentów w jego życiu kiedy nie potrafił rzucić kąśliwej uwagi. Jego niewidoczne spod gęstwiny rudej brody usta, przestały się ruszać a wzrok skupił na Gedzie. Kobieta miała spokojny wyraz twarzy a jej duch uchodził między kamienie, tam gdzie kryje się dusza krasnoludów.
Na czole Marena pojawiły się krople potu, przez zaciśnięte zęby syczał inkantacje a dłonie nerwowo przesuwały się nad ranami. Nie było tylko jednej rany, niektóre zrastały się wolno, te były większe, małe zadrapania znikały niemalże od razu. W momencie kiedy Bella założyła opatrunek, jeden z wielu, chłopak opadł pośladkami na pięty.
- Właśnie dlatego wolę magię żywiołów, nie wymaga takiej delikatności. – Zgarnął z czoła mokrą od potu grzywkę.
- Nie marudź, Ty przynajmniej znasz się na magii. – Odparła Bella wiążąc ostatni supeł. Wiedziała jak przetrwać. Maren tylko zmarszczył brwi, zauważył tą sprawność jaką szlachcianka z Antivy wykazała się w zakładaniu opatrunków.
- Mówiłaś, że nie znasz się na magii ale przecież aby zostać uzdrowicielem nie potrzebna jest magia. – Jego dłoń momentalnie zajaśniała, energia w niej zebrana powoli kształtowała się w zaklęcie. Na szczęścia elfka szybko doskoczyła między tych dwojga.
- Ej, przestańcie! – Wycelowała ostrza sztyletów zarówno w gardło Belli jak i Marena. Oghren był nieco zagubiony, nie spodziewał się takiej sytuacji. Ta sytuacja go chyba zaczęła przerastać. „Szlag, toporem po pysku zawsze jest łatwiejsze”.
- Co to się tak tam świeci? – Jego wzrok przyciągnął słaby blask kryształu. Wyglądało jak lyrium jednakże nie zgadzał się jego kolor.
Słowa Alary podziałały na Oghrena jak kubeł zimnej wody. Osłupiały krasnolud wytrzeszczył oczy i poczerwieniał na twarzy, a pulsująca na jego skroni żyła niebezpiecznie napęczniała. Sytuacja z minuty na minutę coraz bardziej się komplikowała, dezorientując i mącąc mu w głowie, przez co nie wiedział już co się właściwie dzieje i komu ufać. „Na brody Przodków, jestem tylko prostym wojownikiem.” - jęknął w duchu - „Intrygi i zagadki nie są moim mocnym punktem, wolę rozwiązywać problemy toporem”.
Bella i Alara zastygły w bezruchu, powoli sięgając po bronie, a ich nieufne oczy czujnie obserwowały każdy ruch krasnoluda. Tymczasem kościsty mag wciąż pochylał się nad nieprzytomną Gadą, jego przydługie mysie włosy zasłaniały usta, gdy szeptał pod nosem inkantacje i przywoływał kolejne fale kojącego, zielonego światła.
- A po kiego głębinowego grzyba Szary Strażnik miałby zabijać jakąś tam krasnoludkę? – warknął wyczerpany Oghren, zaciskając tłustą dłoń na rękojeści topora – Nie wplątujemy się w żadne polityczne gierki i nie bawimy się w skrytobójców jak co poniektórzy tutaj.
- Prawie odrąbałeś mi ramię, gdy broniłam ją przed genlokami, a masz jeszcze czelność mnie o coś obwiniać? – syknęła jadowicie Alara, wyciągając sztylety. Bella spojrzała na nią ostrzegawczo i elfka z niechęcią schowała ostrza.
- Odkąd znaleźliśmy Gadę, to oskarżasz wszystkich naokoło niczym niespełna rozumu idiota – odparła zimnym tonem szlachcianka. Z każdym słowem jej ciężki akcent stawał się wyraźniejszy, zdradzając zdenerwowanie kobiety. – Nie wiem czy to głupota, czy świadomie próbujesz nas skłócić, ale nie chcę ryzykować życiem Helmi.
Zmierzyli się przeciągle wzrokiem, próbując odgadnąć swoje zamiary. Nie zauważyli jednak w porę, gdy spowijające pomieszczenie zielonkawe światło magii leczniczej zmieniło się w szkarłatną łunę bijącą z rąk Marena. Chłopak klęczał na popękanej posadzce i kołysał się na piętach, wpatrując się jak zahipnotyzowany w nieprzytomną Gadę. Krew ciekła z jego dłoni, szare włosy przykleiły mu się do twarzy, a młodzieniec mamrotał pod nosem niezrozumiałe formuły.
- Maren… - sapnął oszołomiony Oghren. Nie mógł się ruszyć, jego ciało po raz pierwszy w życiu skamieniało i wojownik miał wrażenie, że zamienił się w jeden z krasnoludzkich posągów, które mijali po drodze.
Alara pierwsza podbiegła do maga i odepchnęła jego wątłe ciało od jęczącej Gady. Krwawy blask zgasł, lecz krasnoludka nie przestała majaczyć i rzucać się na ziemi. Nagle otworzyła swoje rozgorączkowane oczy i wbiła je w zszokowanego Oghrena.
- Szary Strażniku… - wycharczała z bólem w głosie, pomimo cierpienia była zaskakująco przytomna. – Proszę cię, podejdź do mnie. Muszę… muszę ci coś wyznać na osobności.
Bella i Alara spojrzały na siebie niepewnie, przytrzymując podejrzanie spokojnego Marena. Chłopak nie próbował się wyrwać ani uciekać, stał odprężony przy dwóch kobietach, uśmiechając się łagodnie do krasnoludki. Wciąż zdumiony swoją chwilową bezsilnością, Oghren na lekko chwiejnych nogach podszedł do Gady i kucnął przy jej głowie.
- Bliżej… proszę, nie mam siły mówić głośniej – szepnęła z wysiłkiem ranna.
Gdy Szary Strażnik przybliżył się do twarzy Helmi, w jej oczach zalśniła nagła determinacja. Wtedy za plecami usłyszał ostrzegawczy krzyk Belli, a kątem oka w ręku krasnoludki dostrzegł czerwony sztylet.
Podróż przez wąskie, ciemne jak diabli korytarze, śmierdzące stęchlizną, zgnilizną i strachem wydawała dłużyć się w nieskończoność. Przynajmniej do momentu, w którym byli o krok od dotarcia do rozdroża. Nim zorientowali się, że coś tutaj nie gra, że jest zbyt cicho - było już za późno. Równocześnie z obu stron wybiegły dwie grupy ciemnych postaci okutych w żelastwo, wzrostem dorównujących Oghrenowi. Maren odruchowo wystrzelił w górę łunę białego światła, która rozświetliła najbliższą okolicę. Bella, która szła nieco oddalona od reszty grupy miała czas na wyciągnięcie pocisku z kołczanu i oddanie strzału. Tuż przy uchu Alary coś świsnęło, a ułamek sekundy później grot strzały wbił się z chrzęstem w oczodół jednego z napastników. Elfia piękność stała jak wryta ze swoim charakterystycznym, szelmowskim uśmiechem na ustach, nie wysilając się nawet na dobycie sztyletów z pochew. Oghren już dawno opuścił nosze z Gadą, które z łoskotem uderzyły o zdezelowaną marmurową posadzkę, trzymając w dłoniach obusieczny topór był gotowy do odpierania ataków, które o dziwo nie nadchodziły. Maren obejrzał się przez ramię. Zobaczył leżącą na wznak Antiviankę z rozbitą na dwie części czaszką i wystającym z niej toporem. Zaklął najplugawiej jak potrafił by sekundę później stracić grunt pod nogami.
Oghren obudził się z przeszywającym na wskroś bólem potylicy. Podnosząc się niespiesznie na nogi dotknął wielkiego guza, który wyrósł mu z tyłu głowy, stwierdzając, że zabije mende, która mu to zrobiła. Rozejrzał się. Stał pośrodku wielkiej komnaty, przypominającej te z Orzammaru. Różnica polegała na tym, że ta była o stokroć starsza i wyglądała jakby przeszedł przez nią huragan. Gruba warstwa kurzu maskowała podłogę, a pajęczyny i wszelkiego rodzaju robactwo począwszy od pełzającego a skończywszy na latającym, nadawało sali tronowej (albo temu co z niej zostało) niepowtarzalny klimat speluny z dzielnicy biedoty.
- Jam jest król Glungar, ostatni z rodu Thretromów - powiedział krasnolud siedzący na kamiennym tronie. Jego głos był monotonny, przesiąknięty smutkiem - Witam cię w moim Thaigu - Król nie musiał podnosić głosu. Echo roznoszące się po komnacie robiło swoje.
- Rad jestem... - rozpoczął Szary Strażnik i wnet poczuł jak trzonek czyjegoś topora obija mu łeb, a guz wzrasta dwukrotnie.
- Zawrzyj gębę barani łbie - odrzekł pryszczaty krasnolud zza długim nosem i dziurą po strzale w lewym oczodole, wysadzając mu oszczędnego kopa w zad na znak, że ma podejść bliżej tronu.
Przed tronem czekali już na niego Alara i Maren. Bez guzów, co oznacza, że im się upiekło. Na ustach elfki malował się cyniczny uśmiech. Nawet w niewoli trzyma fason, taka jej mać.
- Jesteśmy przeklęci - kontynuował król niemodulowanym głosem - Nie możemy zginąć, dopóty Czarnoksiężnik żyje. Nieśmiertelność to nasze przekleństwo. Konsekwencja obietnicy złożonej przed wiekami. - Oghren na chwilę przysnął. Obudził go podniesiony głos króla Glungara, aczkolwiek dla pewności zakrył ręką potylice w obawie przed ciosem. Obiecał sobie, że pryszczaty za to beknie.
...tak więc to wy musicie go dla mnie zabić - władca Thaigu mówił dalej - W zamian za waszą pomoc Gada Helmi zostanie uzdrowiona, a wy opuścicie Ścieżki cali i zdrowi - Gada... kompletnie o niej zapomniał. Magowi trzęsły się z podniecenia ręce.
Naturalnie, Oghren nie mógł wiedzieć, że jego zacna elfia kompanka podczas swoich rutynowych zwiadów spotykała się z posłańcami króla. Miała w tym swój cel - broń wykutą na Kowadle Pustki, która daje osobie, która ją dzierży ogromną moc.
Krasnolud splunął siarczyście na truchło jednego z pomiotów, patrząc niepewnie wprost w wielkie, czarne jak dwa węgle oczy elfki - Nikt mi tu nie zginie, złodziejko. Gdy Oghren wstępuje na Głębokie Ścieżki, jego stara kochanka kostucha wskakuje na plecy Pomiotom! Im i tylko im. Taka kobieta, taka wojowniczka jak Geda Helmi zabita jednym, marnym ciosem podrzędnego genlocka? Niedoczekanie! - choć bardzo chciał, Oghren tą tyradą nie podniósł na duchu nawet samego siebie. Nie zdziwił sie więc, gdy Alara kręcąc głową ponownie powędrowała ku zatrzaśniętym wrotom, mrucząc coś pod nosem o szaleństwie zapijaczonego krasnoluda. Stojący teraz w milczeniu pośród zmasakrowanych, sączących czarną posokę ciał pomiotów Oghren z każdą chwilą czuł się coraz bardziej zagubiony i samotny. Czy może być gorzej? - zapytał sam siebie Szary Strażnik zapominając, że nigdy nie należy prowokować losu takimi pytaniami.
- Zrobiłem, co mogłem, czyli niewiele...- Maren wstał znad nieprzytomnej Gedy, wspierając się delikatnie na ramieniu Belli. - Jeżeli chcemy wyciągnąć ją ze Ścieżek żywą, nie mamy czasu do stracenia. Oghrenie, rozumiem że twoja deklaracja tycząca się gotowości poniesienia rannej jest wciąż aktualna? Razem z Bellą opatrzyliśmy ją, zdjęliśmy zbroję i większość żelastwa. Za nic na świecie nie możemy tylko odebrać jej tej starej, małej tarczy, przytroczonej do ramienia. Nawet w gorączce i majakach nasza mała kobietka zdaje się jej trzymać, jakby to była jedyna pewna rzecz na tym świecie. Nie ma chyba sensu dalej się siłować, niech póki co ją zatrzyma. Taki nędzny, dodatkowy ciężar nie powinien być dla ciebie problemem, siłaczu. A teraz ruszajmy... Alaro, zostaw te wrota, naszą jedyną drogą zdaje się być teraz ten cuchnący korytarz po drugiej stronie sali. Ktoś najwyrażniej nie chce, byśmy zbyt szybko opuścili ciepłe progi tego miejsca. A może po prostu mamy pecha...- młody czarodziej uśmiechnął się, choć w tym uśmiechu więcej było troski, niż radości.
Nie minęło zatem więcej niż chwila, gdy pierwsze trzy postacie zatopiły się powoli w mroku skrywającym korytarz i strome schody prowadzące gdzieś w głąb legendarnej, prastarej krasnoludzkiej dziedziny, zwanej Głębokimi Ścieżkami. Oghren obserwował odchodzących kompanów w milczeniu, zastanawiając się w duchu, jak długo będzie w stanie maszerować po nieprzystępnych korytarzach zarówno za siebie, jak i za Gedę. Jako że wynik obliczeń nie zadowolił brodacza, ten tylko zaklął szpetnie i sapiąc jak kowalskie miechy przerzucił sobie nieprzytomną krasnoludkę przez ramię. Gdy układał sobie dziewczynę do dalszej drogi, przez poszarpaną szatę ujrzał on plecy rannej. Plecy sine od krwiaków, poorane głębokimi, ledwo zagojonymi bliznami. Zbyt starym wygą był Oghren, by o zadanie tych okrutnych ran podejrzewać Pomioty. Nie, to musiało się stać dużo wcześniej. Ranili tak, żeby nie zabić. Czyżby...Nagły, metaliczny, rozdzierający wszędobylską ciszę huk wyrwał krasnoluda ze snucia kolejnych domysłów. Dzierżony przez Gedę puklerz spadł na kamienną, popękaną od gorąca posadzkę i po chwili znów zrobiło się cicho. Niepokojąco cicho. Gdy złorzeczący na czym świat stoi Oghren schylił się po małą tarczę, zauważył on, że upadek oderwał od jej wewnętrznej części płat rdzy i starej farby. Pod spodem coś było.
- Mapa? Po co ktoś miałby ryć w tarczy fragment mapy i ukryw...- krasnolud nie zdążył dokończyć pytania, czując na grdyce chłodny pocałunek stali.
- Nie powinieneś był tego zobaczyć - głos Gedy Helmi był cichy i słaby - Tak jak ja tamtej nocy...
Brwi krasnoluda ściągnęły się nadając jego twarzy wyrazu głębokiego skupienia. Trybiki w jego mózgu przesuwały się powoli, w próbie zrozumienia tego, co właśnie zasugerowała mu Alara. Ostatecznie z gardła Oghrena wydobył się pełen poirytowania warkot.
-Że niby na mnie chcą zwalić winę?! Podstępy, szpiegostwo i inna zaraza. Tfu! Trach toporem w czaszkę jednemu i drugiemu i po kłopocie. Nie będę pionkiem w gierkach inteligentów, psia ich mać! Niech no tylko...-urwał, kiedy dłoń Alary boleśnie zderzyła się z tyłem jego głowy.
-Opanuj się! Wiem, że to bardzo po krasnoludzku rozrąbać każdy problem, ale zapominasz o najważniejszym. Jeśli obydwoje zginą, zginie i Gada. Nasz przebiegły uzdrowiciel to teraz jej jedyna szansa...- to powiedziawszy elfka lekko przygryzła wargę, pokrzepiająco klepnęła krasnoluda po ramieniu i ruszyła ku pozostałym członkom drużyny. Wyglądało na to, że miała jakiś plan...
.
Podróż przez głębokie ścieżki nigdy nie należała do łatwych. Teraz jednak, przy konieczności transportowania Gady, kiedy zmuszeni byli do kierowania się w nieznane sobie rejony, poprzedni etap ich wędrówki wydawał się ledwie igraszką.
-Jak wy wytrzymujecie te temperatury?- spocona do granic możliwości Bella, po raz wtóry odgarnęła pot z czoła. Pradawny thaig, który właśnie przemierzali był częściowo zrujnowany przez rzekę gorącej lawy, która wyrwała się sztucznie wyznaczonemu jej torowi.
-Jeszcze narzekasz? Może dla odmiany to Ty poniesiesz teraz naszą krasnoludkę? Wtedy poznasz co to znaczy gorąco!- poirytowanie w głosie Marena było aż nazbyt wyraźnie. Próbował wcześniej ochłodzić się jednym ze swoich zaklęć, ale kąśliwa uwaga Alary o tym, że wolałaby by zachował swoje sztuczki na pomioty skutecznie powstrzymała go od kolejnych prób.
-Zamknijcie się obydwoje, jeśli zaraz czegoś... Jeśli...- słabnący głos łotrzycy sprawił, że wszyscy skupili na niej swój wzrok. Elfka zachwiała się lekko, po czym opadła na kolana, głęboko łapiąc powietrze.
-To nie tylko gorąco... To opary, trujące... Śmierć kryje się w blasku lawy, tak tu mawiają...- Oghren podrapał się leniwie po łepetynie. Przysiągłby, że nigdy wcześniej nie słyszał o niczym podobnym. W dodatku czuł się znakomicie. Zamierzał już nawet coś na ten temat powiedzieć, ale właśnie wtedy wydało mu się, że elfka puściła do niego oko.
-Co za bzdura z tymi oparami, pierwsze słyszę!- w głosie młodego maga pojawiła się panika. Również twarz antivańskiej szlachcianki zdradzała niewypowiedziane napięcie.
-Naprawdę sądzisz, że wszystkie trupy na głębokich ścieżkach zawdzięczamy pomiotom?- w cichym głosie Alary dźwięczało znużenie. Bez wątpienia była dobrą aktorką.
-Oghren?- piskliwy głos Belli domagał się odpowiedzi, a krasnolud najwyraźniej awansował teraz do rangi eksperta.
-Nie moja wina, że wasze chucherkowate ciałka nie wytrzymują jak lawa czasem pierdnie gazem. Rzadko się zdarza, ale się zdarza. Padacie wtedy jak muchy bez tego waszego magicznego bełkotu.- Zapadła pełna napięcia cisza, przerywana jedynie urywanymi oddechami członków drużyny. Alara nieznacznie uniosła kącik ust ku górze. Była więcej niż pewna, że w tej sytuacji kłamca podejmie desperacką próbę ocalenia siebie.
----
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam, że te znaki mają być bez spacji, bo bez spacji jest ich 2705, a ze spacjami już ponad limit. :D
Chociaż Oghren najchętniej spłukałby z siebie poczucie winy ciepłą krwią pomiotów, musiał na chociaż tę chwilę opanować się i, nieważne jak przykre to było, zacząć planować.
Ci, którzy nigdy nie byli w Głębokich Ścieżkach często myśleli, że największym zagrożeniem jakie na niech tam czeka są chmary pomiotu, czyhające w ciemnościach na naruszających ich domenę intruzów. Prawda była inna. Najgorszym, co mogło się zdarzyć, było zgubienie się. Niegdyś dobrze oznaczone trakty obecnie wiodły do zawalonych korytarzy i holi, a po kamiennych płytach walały się dawno rozbite kierunkowskazy. Przed przepadnięciem na zawsze w domenie Kamienia mógł ustrzec tylko fart, posiadanie aktualnych map lub obecność kogoś, kto dobrze orientował się w tym zdradliwym labiryncie. Obecność Szarych Strażników w drużynie znacznie zwiększała szanse przetrwania.
A raczej zwiększałaby, gdyby rzeczony strażnik miał trochę lepsze wyczucie kierunku.
Oghren przesunął się odrobinę, by blask lawy lepiej oświetlił mapę. Pospiesznie naniósł na nią adnotację o zawalonym przejściu i spróbował dojść do tego, gdzie znajduje się północ. Szlag, nigdy nie był dobry w czytaniu map, planów i w innych takich. Obok niego Alara pospiesznie próbowała zbudować nosze z tego, co znaleźli w thaigu i we własnych zapasach, zaś Maren doglądał nieprzytomnej szlachcianki.
- Jak mamy dalej iść, Strażniku? – spytała Bella, wysokie sklepienie odbiło jej dźwięczne antivianskie „r”. Krasnolud rozłożył mapę na kolanie i puknął w nią osłoniętym stalą palcem, błagając w duszy przodków, by jego słowa nie mijały się za bardzo z prawdą.
- Tu jesteśmy, w strażnicy tuż pod Thaigem Gurrmenash. Możemy próbować iść w głąb i przebić się przez thaig, albo okrążyć go szlakiem handlowym i iść korytarzami na wschód. Odległości... - zamilkł i wpatrzył się w mapę na tyle intensywnie, że szlachcianka zastanowiła się, czy krasnolud na pewno umie z niej korzystać - ...odległości te same.
- Co bezpieczniejsze?
- Nooo, i tu sporo rąbanki i tam sama młócka – uśmiechnął się krzywo – ale na wschodzie wyjdziemy niedaleko brzegu Dane, na północ od zgliszcz Lothering. Iluśtam strażników zawsze tam jest, patrole chodzą, uzdrowiciela też będą mieć.
- Zatem dalej korytarze – podsumowała Bella i odwróciła się do pozostałych agentów. – Co z ranną?
Mag delikatnym gestem zakończył zaklęcie, wstał i podszedł do nich, rozmasowując dłonie.
- Jest...jest lepiej niż się spodziewałem – wydukał niepewnie, wyraźnie zaskoczony. – Zaklęcia lecznicze mało dały, ale spróbowałem rzucić na nią wyssanie energii i... póki co działa. To jej nie wyleczy, ale póki w okolicy będą jakieś truchła, jest trochę więcej czasu na znalezienie kogoś kompetentniejszego niż ja.
- Truchła? Wyssanie czego? - ryknął Oghren. – Co żeś na nią rzucił?! – Nim się obejrzeli, krasnolud zerwał się na nogi i już sięgał po topór. Przed nim oto błyszczało potwierdzenie jego podejrzeń, jasne jak lawa w dołach na skraju traktu. – Miałeś ją uzdrowić, ty nugolubco, a nie do cna życie wyssać!
- A czy ty mając u pasa topór walczyłbyś na sztylety? – zirytował się mag. – Nie da się być dobrym w każdej szkole magii. Ja knocę wszystkie zaklęcia ze szkoły tworzenia trudniejsze niż proste czary uzdrawiające, za to nie mam sobie równych przy magii ducha. Będzie wysysać entropię... energię rozkładu z trucheł pomiotu czy innych podziemnych szczurów. Tyle. Robię co mogę, Strażniku - warknął, zezując na nadal leżącą na płytach dawnego traktu broń, - a to i tak więcej niż ty jesteś w stanie uczynić.
- Ej! – krzyknęła znad skończonej już konstrukcji Alara, przerywając pełną napięcia ciszę. – Idę zrobić zwiad, a wy ułóżcie tę herod babę na noszach i zabierajmy się stąd póki wasze krzyki nie zwabiły więcej potworów, co?
Oghren szedł na tyle kolumny, ciągnąc przymocowany do jego placów ni to wózek, ni to taczkę. Demony wiedzą gdzie elfka znalazła do niego części i skąd wiedziała jak je złożyć by wytrzymały niemałą przecież wagę przytroczonej do niego, wciąż nieprzytomnej krasnoludzkiej wojowniczki. Strażnik bacznie obserwował idących na przedzie agentów, wypatrując śladu fałszywego ruchu. Bella i Maren wpatrywali się czujnie przed siebie, oboje gotowi razić strzałą bądź piorunem niespodziewanie wyłaniającego się z ciemności wroga. Sięgnęli po broń, widząc wątły cień rosnący aż ku sklepieniu, lecz po chwili rozpoznali w nim zarys łotrzycy.
- Główny korytarz przed nami pusty - zameldowała, zrównawszy się w marszu z Bellą. – Nie ma żadnych odnóg, z których coś mogłoby wyskoczyć i łby nam odgryźć. Będzie trzeba zrobić przystanek na rumowisku, nosze tamtędy nie przejadą.
- No! I niech żadne z was nie skomle, że Oghren was wiedzie na zgubę! – wyszczerzył wszystkie nadkruszone po tysiącu walk zęby w uśmiechu.
- Póki nie próbujesz nikogo bronić – sarknął pod nosem mag.
- Na wszystkie kufle Orzamaru! – huknął Oghren, z chrzęstem metalu zaciskając pięści. – Bez tego pantofla Alistaira by mnie głów –
Bella odwróciła się gwałtowanie i powiedziała stanowczo, wskazując łukiem po kolei obu mężczyzn:
- Uciszcie się, nim czegoś na siebie nie ściągniemy!
Przytaknęli niechętnie i maszerowali dalej w pełnym napięcia milczeniu. A niech oni wszyscy się do nogi wybiją, pomyślał krasnolud, i tak będzie dobrze. Póki co ich trasa zgadzała się z tym, co na wpół odczytał, na wpół odgadł z mapy, powinni mieć przed sobą jeszcze parę godzin marszu, nocleg i najszybsze możliwe wyjście na powierzchnię. Gada, babka twarda jak sam Kamień, przeżyje, a on będzie mógł odpokutować swój błąd. Do tego nie wyczuwał pomiotów. O ile nie przegapi niby zabłąkanego grota czy kulki ognia, to na klejnoty jego przodków, musi być dobrze.
W nierealnej ciszy słychać było tylko syk lawy, stukot butów i skrzypienie wózka podskakującego na bruku Ścieżek. Minęły godziny wędrówki, przerywanej jedynie oczekiwaniem na powrót Alary ze zwiadu, poprawienie luzujących się mocowań trzymających nieprzytomną Gadę na noszach, lub sprawdzenie, czy za zakrętem nie czają się jakieś niespodzianki. Przed kolejnym wypadem elfka nieznacznie zwalniała krok aż zrównała się z Oghrenem. Zostali parę kroków za resztą drużyny, dość daleko, by być poza zasięgiem ich uszu.
- Nadal uważasz, że to któreś z nich? – zagaiła.
Oghen zarechotał ponuro. Już otwierał usta by wypuścić kolejną barwną krasnoludzką wiązankę, gdy dosłyszeli szept:
- Oghrenie, jesteś z Orzamaru, prawda?
Oghren spojrzał przez ramię, tłumiąc w sobie okrzyk zaskoczenia. Gada nadal leżała na noszach niczym martwa, z zamkniętymi oczami, lecz jej usta poruszały się nieznacznie. Alara podniosła wysoko brwi, zerkała na zmianę to na szlachciankę, to na przód kolumny.
- Jako i ojciec mego ojca i matka mej matki – krasnolud burknął półgłosem. Gada syknęła, zbity z tropu zerknął na elfkę, ta po chwili nasłuchiwania skinęła nieznacznie głową. – Nie żebym tam ostatnio był czy miał tam czego szukać, wszyscy tam gnidy i Kurzalce zawszone.
Gada wydusiła z siebie śmiech, który jednak szybko zmienił się w jęk bólu.
- Nie jesteś powierzchniowcem – stwierdziła. – Pewnie wiesz chyba jak wygląda polityka między thaigami?
- Wielkie śmierdzące guano głębinowca.
- I zepsute jaja bronto. Moi mieli na mnie czekać na powierzchni, w ruinach La... Lo... tej zniszczonej wioski na południe od rzeki Dune. Jeśli mnie tam dostarczysz, wdzięczność Kar’hirol...
- A co będziemy mieć ze złamania naszych rozkazów? – przerwała elfka. Gada skrzywiła się, dociskając nieznacznie ramię do ranionego boku. Niezależnie od tego, co na temat jej stanu mówił mag, wydawała się być już jedną nogą być z powrotem w Kamieniu. Po chwili zdołała, nie bez rozbawienia, odpowiedzieć:
- Poczucie spełnienia dobrego uczynku i satysfakcja z popsucia planów tego padalca Harrowmonta. Możemy dorzucić dożywotni zapas najlepszego krasnoludzkiego piwa.
- Słaby argument.
- Inne dojdą, o ile dojdziemy do porozumienia.
- To nadal... – elfka przerwała nagle i siarczyście zaklęła. Dopiero teraz Oghren zauważył, że łuczniczka i mag już zamarli w pozycji bojowej.
Może z trzydzieści sążni przed nimi, pośrodku zwężającego się korytarza, stał oddział krasnoludów. Na zbroi każdego z wojowników wyryte były insygnia Harrowmonta, w dłoniach dzierżyli topory błyskające runami straży królewskiej.
- Stójcie! – rozkazał jeden z nich. – I oddajcie nam Gadę Helmi.
- Tylko wiesz Oghren – zaczęła ostrożnie – Póki co, jeśli Gada umrze, to osobą, która najbardziej przyczyni się do jej śmierci, będziesz ty.
- Psiakrew i dobre chęci na nic – mruknął zmieszany krasnolud, myśląc dalej o czwartym genloku. Mimo wszystko nie mógł się z zaistniałą sytuacją pogodzić. Bo co jeżeli, tak naprawdę pod jednego z towarzyszy broni ktoś się podszywa? Ta nagła myśl była niepokojąca.
Alara i Oghren przygotowali nosze dla poszkodowanej. Po czym kompania ruszyła w głąb otchłani pozostawiając za sobą woń krwi i swąd spalonych ciał, zapach śmierci.
Po kilku godzinach marsz okazał się morderczy, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Każdy z kompanów rozglądał się nerwowo po usłyszeniu podejrzanych szelestów z różnych mrocznych odnóg szlaku, którego się trzymali. Rosnące napięcie stawało się do niewytrzymania, a opary siarki i zgnilizny coraz bardziej mąciły w umysłach.
- Mam już tego dosyć. Chodźmy szybciej – warknęła zdenerwowana Bella - Oghren co się tak wleczesz, wykorzystaj tą swoją kupę mięśni.
- Ta masa służy do zabijania i przyswajania dużych ilości procentów, nie do chodzenia za dwóch. Możemy potem sprawdzić kto jest bardziej wytrzymały – odgryzł się krasnolud.
- Jestem za – powiedziała ożywiona Arlena.
- To nie czas na żarty, swoją drogą to twoja wina... - odpowiedziała.
- Uspokójcie się – warknął mag.
Niewiele po tych słowach drużyna usłyszała pajęczy klekot, odgłosy szarpaniny i skrobania i bardzo odległy ryk nieposkromionej bestii z niewidocznego końca głównego szlaku.
- Przysięgam na odchody bryłkowca, że tam roi się aż od pomiotów – oznajmił podekscytowany Oghren.
- Za mną – syknął mag. Po czym skręcił z Alarą w boczny szlak. Coś jest z nimi nie tak - pomyślała zmęczona Bella.
Zbliżali się do zrujnowanego, pustego Thaigu o zapomnianej nazwie, któremu jedynie dotrzymywały towarzystwa nietknięte pokłady pyłu i kurzu, które miały zostać naruszone. Ten widok zrobił na nich wrażenie, wywołał uczucie nostalgii, a od ścian odbijało się echo dawnych lat świetności i potęgi. Mimo to wkroczyli na teren Thaigu z pokornie opuszczonymi głowami i rozbili skromny obóz.
Maren sprawdził stan Gedy i użył paru zaklęć po czym pokręcił ze smutkiem głową oświadczając, że stan poszkodowanej się pogorszył. A następnie łotrzyca rozdzielił skromnie żywność między towarzyszami. Mag skądś zgarnął drugą rację żywności tłumacząc się tym, że używa magi. Wspominając też o poważnym zużyciu zapasów napitków przez krasnoludy. Ogłosił też, że za to stanie pierwszy na warcie.
- Przestań się drzeć, tyy chole.... - miał już dokończyć Oghren kiedy zdał sobie sprawę z sytuacji w której znalazł się ze szlachcianką. Znajdowali się dalej w thaigu, tylko że już usłanym martwymi pomiotami powalonymi przez Bellę. Po czym zaczął wtórować przeklinającej szlachciance.
Zostali sami ze swoją bronią, bez środków, które mogłyby zapewnić im przetrwanie.
- To jakiś żart, nie wierzę, żeby mogli nas od tak zostawić – mruknęła Bella.
Oghren podniósł powoli swój topór, kurczowo zaciskając palce na stylisku. Gniew, który z początku go dusił, zaczął ustępować pola smutkowi. On, szary strażnik, nie mógł bardziej zawieść Gady. To w końcu od nędznego ostrza pomiotu, krasnoludka z każdą chwilą traciła szanse na przeżycie. Intuicja nigdy go wcześniej nie zawiodła, czuł, mimo bitewnego szału, że to nie pomioty stanowiły prawdziwe zagrożenie dla Gady Helmi. Zawiódł. W tym czasie Maren powoli wstał z kolan, widać było, że z jego dłoni znika magiczny blask.
- Moja magia już teraz nie pomoże – otrzepał tunikę Maren – trucizna jest zbyt silna, a ja nie jestem uzdrowicielem. Jedyne co możemy zrobić to skrócić jej męki, lub patrzeć jak umiera.
- Nie stać nas na towarzyszenie krasnoludzce w jej ostatniej drodze – rzekła ze stoickim spokojem Bella – nie otworzymy drzwi, musimy jak najszybciej opuścić to miejsce, za nim zjawi się więcej tego plugastwa.
- Ma racje, okażmy Gadzie miłosierdzie, zbierzmy graty i wynośmy się z tej śmierdzącej nory – rzuciła Alara siedząc na martwym truchle pomiota.
- Oghren, gdzie jesteś? Nie masz nic do powiedzenia?! W końcu to twoja wina! – Krzyknęła w głąb sali Bella.
Krasnolud wiedział co musi zrobić. Kiedyś nie wahał by się, a natychmiast skorzystał z okazji i jak najszybszej powrócił do najohydniejszej karczmy w Orzammarze, aby przez kolejne dni nic nie robić po za stopniowym upadlaniem siebie. Te dni minęły, zaufano mu, a on nie zamierzał znów zawieść swoich braci. Wyjął sztylet i odciął martwemu pomiotowi dłoń. Krew jeszcze nie zdążyła zakrzepnąć, jeszcze nie straciła swojej złowieszczej mocy. Nakierował kikut nad manierkę. Świeża krew uzupełniła miksturę , którą kiedyś też musiał wypić.
- O, znalazł się nasz strażnik – łuczniczka prychnęła na nadchodzącego Oghrena – słyszałeś rozmowę, nic tu po nas, musimy ruszać dalej.
Oghren zbliżył się do umierającej i zaczął powoli unosić jej głowę.
- Szara straż uratowała mnie kiedyś – rzekł ze spokojem. – Mam nadzieje, że i ciebie będzie potrafiła uratować. - Po czym przechylił manierkę i wlał krew pomiotu w usta Gady.
W tym samym czasie, rudowłosa skrytobójczyni obserwowała uważnie całą piątkę, z bezpiecznej odległości. A więc, to tak załatwia się sprawy z niewygodnymi dla korony osobami. Anora miała nosa, - pomyślała i powróciła do szpiegowania.
- Czas nas nagli. Jeśli chcemy, by Gada dotarła na miejsce żywa, musimy natychmiast ruszać. – Oghren czuł, że musi coś zrobić. Powietrze znów zaniosło się smrodem pomiotów.
- Jak, mości strażnik sobie to wyobraża? Weźmiesz ranną przez ramię i przebiegniesz dziesiątki mil w poszukiwaniu innej ścieżki? – Bella wyraźnie zapominała o panowaniu nad własnym akcentem, gdy wpadała w złość.
- Zapominasz o magicznych talentach naszego drogiego Marena. Wyczarowanie magicznych noszy nie stanowi chyba dla Ciebie żadnego problemu, prawda chłopcze? – Oghren odnalazł wzrokiem czarodzieja i skierował się ku niemu.
- Istotnie, to żadne wyzwanie. – Maren spojrzał znacząco na niższego o dwie głowy krasnoluda.
- Wobec tego, sprawę rannego mamy załatwioną. Pozostaje jeszcze kwestia drogi, którą zamierzamy się udać. – Alara nie pierwszy już raz, w trakcie tej wyprawy, popisała się trzeźwością umysłu.
- Znam ten Thaig, jak własną kieszeń. Przed laty, zakatrupiliśmy tu, z innym szarym strażnikiem nie jednego pomiota. – Oghren dumnie wypiął pierś i zaprezentował szelmowski uśmiech.
W praktyce jednak okazało się, że krasnolud przy każdym rozwidleniu polegał na magicznych sondach Marena, które prowadziły drużynę ścieżkami wolnymi od pomiotu. Oghren starał się tuszować, swój brak orientacji w terenie wspomnieniami wątpliwego pochodzenia.
Skrytobójczyni była zmuszona obmyślić nową strategię. Miała nadzieję, że odnalezienie Gady pobudzi do działania podwójnego agenta, myliła się. Odnaleziona krasnoludka była ranna i nieprzytomna. Idealna sytuacja – pomyślała dziewczyna. Ten kto był zdrajcą, z pewnością wiedział doskonale co robi, prowadząc ekspedycję w sam środek ogniska pomiotów. - Czekała na odpowiedni moment.
- Dziwne, prawda? – Oghren zrównał się krokiem z Alarą. – Zastanawia mnie to, że minęło już sporo czasu, a Gada, rzekomo ugodzona zatrutym ostrzem, nie zwija się w gorączce ani w bólach. Nie raz, widywałem już osoby dotknięte jadem pomiotów i zapewniam Cię, straszny to widok.
-W takim razie mamy szczęście, że Gada jest taką twardą sztuką. – W głosie elfki zadźwięczały chłód i obojętność.
- Alara, ktoś tu wyraźnie chce coś zataić przed nami. -Krasnolud nie dawał za wygraną. - Nie widzisz tego? Po co, Harrowmont kieruje prośbę o pomoc do Anory? Po co Anora prosi o pomoc szarą straż? W jakim celu Gada postanowiła nagle, o zmierzchu opuścić pałac i wraz z piątką towarzyszy powrócić do Kal’Hirol? Co Wy, tu robicie, z Bellą? Odpowiedz.
- Dobrze Oghren, czas odpowiedzieć na pewne pytania.– Elfka potarła skroń. - Jesteśmy tu, z Bellą, aby dopilnować, by Gada przeżyła tą przeprawę. Mamy ją transportować do… Denerim.
-Na trzewiki Andrasty! W co Anora gra? W co gra Harrowmont? – Złość i niedowierzanie targnęły krasnoludem. – W jakim celu… - Strzała świsnęła między nimi i z łoskotem roztrzaskała się o ścianę. Oghren dobył topór, a run wyryty na klindze natychmiast zajaśniał niebieskim płomieniem.
- Myślałam, że strażnicy wyczuwają pomioty, z odległości mili! – Bella układała właśnie strzałę na cięciwie swego dębowego łuku.
- A ja myślałem, że drużyna wysyłana na głębokie ścieżki, to nie banda amatorów! – Oghren był czerwony ze złości i wysiłku. Pierwszy pomiot leżał już w kałuży krwi.
- Biegiem! – Maren wrzasnął i ruszył ścieżką prowadzącą w dół rozpadliny. Pod skalnym mostem wrzała gorąca lawa, a zapach siarki wypełnił im nozdrza.
Oghren stanął jak wryty, a krew zmroziła mu się w żyłach. – Nie! – krzyknął, a echo poniosło się w głąb ścieżek. – Ta droga, prowadzi do Okopu Umarłych! Już pamiętam! Maren, gdzie Ty nas wiedziesz?!
- Nie mamy wyjścia, to jedyna droga. - Młody czarodziej zagrodził drogę towarzyszom – Nie możemy zawrócić.
- Odsuń się, bo rozbiję twoją czaszkę o ten kamień. Dosyć już kłamstw i tajemnic. Ta droga zaprowadzi nas jedynie w otchłań. - Strzała nabrała prędkości i wbiła się kolejnemu genlokowi w czaszkę. Powietrze zasyczało, a Maren zepchnął dwa kolejne pomioty w odmęty lawy.
- Skończycie to później, czas nagli. Oghren, znasz inną drogę? – Alara bezbłędnie wyczuła moment, po czym wbiła sztylet w biegnącego stwora.
- Tędy. Biegiem! – Cała trójka puściła się pędem za krasnoludem, który kierując się w wąski korytarz osłaniał Gadę. Magiczna powłoka, którą otoczona, była krępa kobieta odbiła kolejną strzałę.
Tymczasem, rudowłosa dziewczyna zasztyletowała kolejnego pomiota, po czym zerknęła w dół urwiska. Maren najwyraźniej stracił panowanie nad sytuacją.
– Więc to czarodziej okazuje się być agentem Harrowmonta,- Dziewczyna szepnęła do siebie.
Na nieszczęście maga, w wyprawie wziął udział właśnie Oghren. Anora, jednak wiedziała co robi prosząc go o eskortę – skrytobójczyni uśmiechnęła się lekko do siebie i ruszyła śladem drużyny.
-Dalej, dalej, już niedaleko. Tam na pewno było wyjście. – Oghren nerwowo spoglądał przez ramię, ale nie dostrzegł pomiotów. Dziwne, ale zdawało się, że darowały sobie pościg.
-Stać! – Maren krzyknął gniewnie. Towarzysze skierowali zdziwione spojrzenia w stronę maga. Wszyscy stali i patrzyli pytająco na Marena, jedynie w oczach Oghrena widać było gniew.
– Wiedziałem, że obecność szarej straży w drużynie ekspedycyjnej będzie problemem, - podjął chłopak po chwil- jednak nie spodziewałem się, że, zniweczysz wszystkie moje wysiłki, krasnoludzie.
-Co Ty pleciesz Maren? – Bella spojrzała podejrzliwiej na czarodzieja.
- To, nie ważne, na szczęście Harrowmont miał plan B. – Maren uśmiechnął się z przekąsem i spojrzał w kierunku zaciemnionej części groty.
Dopiero teraz widać było wyraźnie, że ktoś stoi w objęciach mroku . Tajemnicza postać zbliżyła się nieznacznie, pozostając w ukryciu.
-A więc, czarodzieju, zadanie znowu Cię przerosło. – Maren zesztywniał gdy usłyszał, kąśliwy damski głos. - Lord Harrowmont, byłby zasmucony twoim kolejnym niepowodzeniem. – Kobieta nie starała się ukrywać swojego orleziańskiego akcentu.
- Kim wy u licha jesteście!? Co się tu do diabła dzieje? – Oghren wycedził prze zęby. Nie wytrzymał napięcia i chwycił za rękojeść topora.
Skrytobójczyni, nie zwracając uwagi na wojowniczego krasnoluda, postąpiła kolejny krok do przodu. Rude włosy zafalowały gdy dziewczyna odrzuciła głowę w tył, odsłaniając swoją twarz.
-Leliana?! Co Ty tutaj robisz? Anora słowem nie wspomniała, że będziesz pomagała nam w eskortowaniu Gady do Denerim. – Bella, chyba po raz pierwszy straciła kontrolę nad tym co mówi.
-Leliana, witaj. – Maren skłonił się lekko w udawanej uprzejmości. - Miałaś mnie wesprzeć z ukrycia. Ty zaś wspaniałomyślnie postanawiasz odkryć wszystkie karty przed… ekspedycją. Czyż Harrowmont w rozmowie z Tobą, nie zaznaczył wyraźnie, naszych priorytetów? – Mag wyzywająco spojrzał w oczy dziewczyny.
-To już koniec twojej misji, Maren. Mam co do Ciebie wyraźne instrukcje… - Leliana błyskawicznie chwyciła ukrytą w rękawie małą kuszę i zwolniła cięciwę. Czarodziej zwalił się na ziemię, z bełtem wbitym w serce. Tumany kurzu wzniosły się w powietrze.
W sam środek pomyślał Oghren. Nie był zaskoczony.
Ciszę otulającą pogrążone w mroku korytarze, zakłócało jedynie skwierczenie lawy, której blask uparcie walczył z wszechobecną ciemnością. Oghren wzdrygnął się, po raz kolejny doświadczając jękliwego protestu obolałych mięśni. Ponuro łypnął na niesioną w ramionach Gadę. Każdy kwadrans był tu na wagę złota, a zablokowana droga powrotna stawiała kompanię w dramatycznej sytuacji. Zmuszeni do podążania naprzód liczyli na cud i bezustannie wypatrywali światełka w tunelu. Niezadane pytania zawisły w powietrzu niczym stado sępów wpatrujących się w krasnoluda łakomym wzrokiem. Oghren zdawał sobie sprawę, co pomyślą ci na górze. Nagle jego kolano eksplodowało bólem. Powietrze podjęło płaczliwą nutę zwalnianego spustu kuszy, a krasnolud zawył, osuwając się na twardy grunt. Na chwilę wszystko straciło ostrość. Łapiąc łapczywie powietrze, Oghren zogniskował wzrok na dwóch cieniach zbliżających się do grupy.
- Co do … - głos uwiązł mu w gardle, gdy dojrzał pierwszą brodę. Gwałtowny rozbłysk bólu i ciemność zlały się w jedno, odbierając Strażnikowi świadomość.
***
- Ale ja mam …
- A ja swoje i gówno mnie obchodzi, co powiesz tej swojej królowej.
Czaszka boleśnie łupała zalewając krasnoluda falami mdłości. Oghren smakował brud i kurz, starając się zrozumieć, co zaszło. Trochę jak po trzydniowej uczcie, ale to nie było to. Próbował się podnieść, ale jedynie kolejna błyskawica bólu w lewej nodze odpowiedziała na jego wezwanie. Szok podziałał lepiej niż wiadro zimnej wody. Zasadzka, Gada, zdrajcy … Oghren nie po raz pierwszy odniósł ranę. Ból raz za razem eksplodował w miejscu trafienia. Bełt wciąż sterczał z ciała. Wyglądało na to, że przytomność stracił zaledwie na kilka chwil. Ostrożnie uchylił powiekę, lustrując, tańczące niczym narowisty koń, otoczenie. Bella czerwona na twarzy górowała nad krasnoludem uparcie gestykulując rękoma. Oszukali ją. Oghren był tego pewny. U jej stóp spoczywało nieruchome ciało Marena. Wyglądało na to, że on także oberwał. Szklane oczy nieruchomo spoglądały w kierunku Strażnika. Żywy, czy martwy? Lewą rękę miał okrutnie poparzoną.
- Ten śmieć zostaje tutaj.
- Ale...
- Dwóch chłopaków ubił – wydarł się krasnolud, miotając w szlachciankę gradem krasnoludzkich obelg. - Poczekaj aż Harrowmont się dowie. Z nim się będziesz targować, bo jak ci zaraz płazem przez łeb przejadę, to tyle będzie z umowy.
Bella cofnęła się o krok, a na jej twarzy duma walczyła z przerażeniem. Coś poszło nie tak. Oghren przeniósł wzrok na połowicznie zwęglony korpus, spoczywający tuż obok. Gada jęknęła cicho, gdy odziany w płaszcz krasnolud powlókł ją w kierunku krawędzi ścieżki. Lawa zabulgotała radośnie, wyczuwając kolejną ofiarę. Strażnik zawył, prostując ręce. Szkarłatne płaty przysłoniły mu wzrok.
Czuł na sobie martwe spojrzenie Alary. Jego topór wciąż leżał obok.
-Poczekaj na swoją kolej – znajome, piwne oczy, ciagnącego krasnoludkę oprawcy sparaliżowały Oghrena.
Na Głębokich Ścieżkach śmierć czai się wszędzie.
- Doskonale o tym wiem – warknął Oghren, a jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę nieprzytomnej Gady. Wątpił, żeby status Szarego Strażnika uchronił jego głowę przed katowskim toporem, jeśli krasnoludka umrze. A i to przy założeniu, że wydostanie się z Głębokich Ścieżek. W oczach całej reszty to on przecież był najbardziej podejrzany. Dla prawdziwego zdrajcy zaś jego śmierć z rąk towarzyszy była na rękę.
Bo czy którekolwiek z nich miało podstawy, by mu ufać?
- Oghren, Alara, chodźcie tu! Chyba znalazłam przejście! - głos Belli wyrwał go z rozmyślań. Alara stała jeszcze przez chwilę obok, jakby czekając, aż coś powie, zaprzeczy niewypowiedzianemu oskarżeniu, ale nie doczekawszy się czegoś więcej potrząsnęła głową i zostawiła go samego pod kamiennymi drzwiami. Podążył za nią dopiero po chwili.
Znaleźli Bellę w najciemniejszym kącie, oświetlającą wyrwę w ścianie, za którą rozpościerała się ciemność jak z najgorszego snu. Wydawała się wręcz pożerać światło pochodni.
- To jedyne wyjście z pomieszczenia poza tym, którym przyszliśmy – powiedziała z nutą niepokoju w głosie szlachcianka. Oghren nie dziwił się jej strachowi. Czerń, jaką miał przed sobą, zbyt łatwo przywodziła na myśl śmierć i koszmar.
Z bronią w pogotowiu zbliżyli się do wyrwy. Wtedy udało się wreszcie oświetlić to, co kryło się w mroku.
Schody.
Widzieli tylko kilka najwyższych stopni, ale Oghren bez trudu rozpoznał krasnoludzką robotę. Bardzo starą kransoludzką robotę, być może z czasów pierwszych thaigów. Antyczność pieczołowicie wykutych schodów jarząco kontrastowała z resztą pomieszczenia.
- To krasnoludzkie – poinformował swoje towarzyszki.
- Masz jakikolwiek pomysł, dokąd to prowadzi? - spytała Alara, przyglądając się stopniom z nieufnością.
- W dół – odparł. - Poza tym, wiem tyle samo co ty. To jedyna droga, jaką możemy iść.
- Powinniśmy przemieszczać się w górę, nie w dół – mruknęła Bella, ale po tonie jej głosu zorientował się, że pogodziła się już z nieuniknionym.
Kiedy tylko Maren dał znak, że stan Gady jest stabilny, Oghren zarzucił ją sobie na barki i w milczeniu grupa zagłębiła się w ciemność. Prowadziła Alara, oświetlając drogę przed nimi i wypatrując pęknięć w skądinąd doskonale zachowanych stopniach, za nią szła Bella, trzymająca łuk w gotowości, potem Oghren, zastanawiający się, czy arystokratka trafi w cokolwiek w tych ciemnościach. Pochód zamykał Maren, zerkający cały czas za siebie.
Każdemu wydawało się, że tylko ono słyszy szepty.
Niestety miała rację, co wprawiło Oghrena w paskudny nastrój, choć do tej pory Arlena wydawała mu się świetną kompanką, to nawet na nią spoglądał teraz z nieufnością. Mógł być nigdy nie trzeźwiejącym opijusem, bez zasad moralnych, ale do cholery, raczej nie trudno rozpoznać, gdy ktoś próbuje zabić drugą osobę. To taki błysk w oczach, charakterystyczny ruch, tego nie ujrzysz podczas walki ze zwykłymi pomiotami. Krasnolud zdawał sobie jednak sprawę z tego, że brak mu wystarczających dowodów, więc pozostała mu tylko obserwacja i nadzieja, że Gada jakoś przetrzyma drogę powrotną bez uzdrowiciela, o ile w ogóle uda im się stąd wyjść.
-Myślę, że nie pozostaje nam nic innego jak ruszyć dalej i mieć nadzieje, że trafimy na jakąś ścieżkę, którą będziemy mogli wrócić, a jeśli nie, no cóż, mam nadzieję że macie twarde zęby, bo naszą jedyną szansą będzie przegryzienie się przez skałę.
Elfka cicho zachichotała, ale szybko ucichła czując na sobie lodowaty wzrok Belli, miała rację, ich sytuacja była zbyt beznadziejna na głupie żarty.
-Nie potrafię bardziej jej pomóc -Maren wstał otrzepując swoja szatę. -Na razie to musi wystarczyć.
Dla Oghrena jednak krasnoludka nie wyglądała wcale lepiej, powiedziałby nawet że gorzej, bo jej skóra przybrała zielonkawy odcień.
-Widzicie tu coś co nadaje się na nosze?
-Sprawdzę czy przed nami nie ma nic interesującego, nie ruszajcie się stąd póki nie wrócę.
Krasnoluda znudziło już stanie w jednym miejscu, więc zarzucił topór na ramię i ruszył przed siebie pragnąc choć na chwilę oddalić się od towarzyszy, wobec których z każdą chwilą narastała jego nieufność.
-Tylko nie odchodź za daleko, musimy pamiętać że porywacze Gady wciąż mogą gdzieś tutaj być -zza pleców doszedł go antiviański akcent.
-Oczywiście mamusiu, będę ostrożny i nie będę rozmawiał z nieznajomymi-pomachał ręką nawet się nie odwracając.
Kilka kroków dalej ujrzał coś majaczącego w oddali, małe błękitne światełko otoczone przez niewyraźne, nieruchome kształty i choć wiedział że to nie pomioty, i raczej nic żywego, chwycił swój wierny oręż w obie ręce i ostrożnie ruszył do światła.
-Na tyłki przodków...
Blask wydobywał się z niewielkiego kamienia leżącego na środku hallu, wokół niego leżało kilkadziesiąt szkieletów, krasnoludzkich, zapewne tak starych jak same ścieżki.
Uff, zdążyłam:) Ale widzę, że nie tylko ja pisałam do ostatniej chwili.
Dziękujemy wszystkim za zgłoszenia! Od jutra będziemy ogłaszać wyróżnione przez Autora prace. Powodzenia!
wysłannik:
Nie, kilka prac było za długich, inni nie mieli zaznaczonej zgody na uczestnictwo w konkursie.
Ja w swojej pracy miałem 3209 znaków tyle że ze spacjami, więc to jak najbardziej przeszło?
Pytam bo napisałem nieco dłuższą prace niż zwykle i wolę mieć pewność.
@RoC8 - nie, bo przekroczyłeś limit 3000 znaków bez spacji. Twoja praca miała ponad 6000 znaków bez spacji.
Wysłannik: liczone są znaki bez spacji. Twoje zgłoszenie ma 2 675 znaków, więc praca jest zakwalifikowana.
RoC8: Niestety, Twoja praca jest za długa.
Jest możliwość wypisania wszystkich osób, których prace się nie dostały?
Ogłaszamy pierwszego wyróżnionego, jest nim... Mastji! Gratulujemy!
Komentarz Wojciecha Chmielarza możecie znaleźć na zakładce Wyniki. Jutro ogłosimy kolejną nagrodzoną osobę.
Kemoc: Mogę napisać, że Twoja praca się zakwalifikowała.
Yazeva: W takim razie zapraszamy do kolejnego etapu, konkurs wciąż trwa!
Ilustracja do opowiadania
Tak btw nagroda jest wysyłana na maila w dniu premiery, czy jak to działa?
FrayInGame: Kody do Edycji Cyfrowych i Kolekcjonerki będziemy wysyłać po zakończeniu konkursu.
@wysłannik - Tak, w części konkursu z panią Anną też mi się udało. Trzeba walczyć do końca, bo jak normalnie Edycje Kolekcjonerskie jakoś nie wzbudzają we mnie większych namiętności, to akurat ta od Dragon Age wygląda bardzo sympatycznie. Niestety, w walce o nagrodę główną na razie są lepsze prace :o).
Mi tam zależy na samej grze, nie na dodatkowych bajerach, co oczywiście nie oznacza, że kolekcjonerką bym pogardził :) Gdybym nie wygrał żadnego klucza to wiesz... masz dwa... może jeden ci niepotrzebny :)
Ogłaszamy drugiego wyróżnionego!
Jest nim użytkownik... Glandire! Serdecznie gratulujemy!
Komentarz Wojciecha Chmielarza do dzisiejszego, wyróżnionego fragmentu, a także poprzedniego możecie znaleźć na zakładce Wyniki. Już jutro ogłosimy ostatniego wyróżnionego w tym etapie, a 1 listopada zwycięzcę!
Moje zgloszenie na ilustracje do opowiadania
Zgłoszenie do graficznej części konkursu (opowiadanie początek oraz część pierwsza)
ZBLIŻALI SIĘ DO CELU. JUŻ MIELI ODNALEŹĆ GADĘ HELMI, CÓRKĘ JEDNEGO Z KRASNOLUDÓW NAJWYŻSZEJ KASTY KRASNOLUDZKIEJ W KAR’HIROL, PRZEBYWAJĄCĄ POD OPIEKĄ HARROWMONTA. JEJ WYSOKA POZYCJA W THAIGU O DUŻYM ZNACZENIU MOGŁO TŁUMACZYĆ ZAINTERESOWANIE KRÓLOWEJ. BYŁO TO TŁUMACZENIE NACIĄGANE.
NIE MIELI WYJŚCIA. OTWORZYLI DRZWI.
Ilustracja przedstawia czworo bohaterów zmierzających do wejścia komnaty, w której to mieli odnaleźć Gadę Helmi. Całość dzieje się w Głębokich Ścieżkach, które zostały wykreowane przez moje wyobrażenie o tym miejscu.
Dziękuję! Cieszę się niezmiernie, że moja pisanina została doceniona. :)
Wszystkim tym, którzy bawią się nadal życzę powodzenia.
Ogłaszamy ostatniego wyróżnionego drugiego etapu!
Jest nim użytkownik... Ytseman! Serdecznie gratulujemy!
Komentarz Wojciecha Chmielarza do dzisiejszego, wyróżnionego fragmentu, a także poprzednich możecie znaleźć na zakładce Wyniki.
Już jutro ogłosimy zwycięzcę etapu drugiego!
Moja propozycja ilustracji do opowiadania.
Witam,
Przedstawiam propozycję ilustracji.
Sytuacja w której Genlock pomylił się co do "bezbronności" Oghrena :>
Moje zgłoszenie na ilustrację do opowiadania. Trochę szkoda mi było, że wojownicza kransoludka tak szybko została pozbawiona przytomności, więc póki jeszcze mogę, narysowałam ją w trakcie walki.
Ogłaszamy zwycięzcę drugiego etapu!
Jest nim użytkownik... Grzyma2408! Serdecznie gratulujemy!
Komentarz Wojciecha Chmielarza do pracy zwycięzcy, a także wyróżnionych fragmentów możecie znaleźć w zakładce Wyniki.
Ogłaszamy kolejny etap konkursu Dragon Age!
Na głównej stronie możecie znaleźć nowe rozwinięcie opowiadania pisanego przez Wojciecha Chmielarza oraz Was, użytkowników GOLa. Zapraszamy do wzięcia udziału w następnym etapie i dopisywania dalszej części historii.
Zgłoszenia przyjmujemy do 4 listopada włącznie. Powodzenia!
Do końca dzisiejszego dnia podamy również wyniki konkursu graficznego na ilustrację do początku i I części opowiadania!
O której pojawi się II część opowiadania?
EDIT:
Wygląda na to, że pisałem post w tym samym czasie co Suomi ^^
Zgodnie z obietnicą podajemy zwycięzcę konkurs na ilustrację do początku i pierwszej części drugiego opowiadania. Jest nim użytkownik... MASZQA! Gratulacje!
Wraz ze startem tego etapu możecie zacząć zgłaszać swoje prace do drugiej części opowiadania. Powodzenia!
Dziękuje serdecznie za takie wyróżnienie, życzę powodzenia wszystkim walczącym dalej o kolejne nagrody :)
- Jak mam się z tym mierzyć? - Wykrzykną OGHREN.
- Cóż jest piękniejszego niż śmierć z ręki BOGA? - Niskim głosem wysapała Bella.
- Kogo!? - odpowiedział mag
Od tej chwili nikt nie miał już odwagi wydać z siebie choćby jednego słowa. Nikt nie mógł uwierzyć w to co się dzieje.
Bestia miała co najmniej 15 metrów. Stała na wielkich tylnych łapach, które lekko podnosząc się i upadając kruszyły skały.
- Podziwiajcie dzieło stworzenia! - Wyrzuciła z siebie Bella
- Co ty gadasz? - Szepną mag
- Dość tego jeśli nikt nic nie zrobi... to ja... przełupię mu czaszkę toporem. - Wycharczał Oghren.
Monstrum lekko pochyliło łebsko.
- Koniec z tym Gdyby chciał nas pozabijać dawno by to zrobił. - Powiedział mag. - Daj nam przejść potworze! Słyszysz?!
- Gada. - Potwór cicho wypowiedział imię krasnoludki po czym wyprostował masywne cielsko i zaraz w swojej wielkiej paszczy trzymał jakiś błyszczący przedmiot.
- Kochany ja... - W tym momencie głos Gady ustał.
Bestia wypuściła z pyska owy przedmiot i o cofnęła się o krok po czym powoli zaczęła się zanurzać w gęstej lawie.
Bella stała ze wzrokiem wpatrzonym na znikające stworzenie i wyprostowała lewą rękę.
- Co to miało być do ch... - Wykrzyczał na całe gardło Oghern, ale nie skończył bo zaraz przerwała mu Bella.
- Milcz idioto masz w ogóle pojecie czego byłeś świadkiem.
- Nie, a morze ty wiesz?
- Tak właśnie byłeś świadkiem stworzenia czegoś pięknego.
- Pięknego?!
- Tak czy tylko ja to czułam, czy tylko ja jestem świadoma tego co tu zaszło?
Bella była jakby w amoku ciągle jako jedyna stawiała opór rzeczywistości i zdarzeniu, którego właśnie była świadkiem. Oghern spojrzał na ziemię. Na zakurzonych kamieniach były tylko resztki złotego pyłu jeden rzut oka dalej i za siebie tyle wystarczyło mu żeby podjąć decyzją. Ponownie uniósł topór i z całej siły zamachną się na łuczniczkę.
- I CO ŻEŚ NAROBIŁ - Wykrzyczał Maren
Wojownik nie odpowiedział i rzucił tęsknym spojrzeniem na Belle.
- Spójrz co trzyma w ręku.
- Nie dość zła wyrządziłeś.
- PATRZ! - rykną krasnolud.
Krasnoludka topiła się we własnej krwi jasne było, że zaraz odpłynie. Dziwne było to co trzymała w ręku. Była to mała bursztynowa buteleczka. Oghern kucną i kaprawym wzrokiem spojrzał na maga.
-Już wiem kto miałby ją uzdrowić. - Wyburczał wojownik.
Oghren ścisnął topór, i zrobił kilka kroków do przodu, obok niego stanął Maren, i Bella.
- On nie może go dostać, dziecko musi przeżyć, to, jedyna nadzieja... - jak przez sen gada wyszeptała ostatnie słowa, po czym straciła przytomność.
Bestia wpiła wzrok w gromadkę, zaryczała głośno, a jej ryk zmienił się coś w rodzaju śmiechu, a chwilę potem przemówił do nich o dziwo, ludzkim głosem.
- Oddajcie mi dziecko, a daje wam słowo, że umrzecie szybką śmiercią.
Cała trójka stała jak wryta, z wielkim zdziwieniem na twarzy, Oghren jako pierwszy się opanował, i wrzasnął na bestie.
- Czym ty w ogóle jesteś, hę? I nie myśl sobie, że ot tak oddamy Ci Gadę.
Bestia zaryczała w śmiechu.
- Jestem Vertemor, sługa mego pana Koryfeusza, jednego z najstarszych, i przybywam po moje dziecko, aby oddać je przeznaczeniu, patrzcie na mą chwałę, ponieważ będzie to ostatnie, co w życiu ujrzycie.
Bestia ruszyła na nich pędem. Maren odskoczył w lewą stronę, Bella w prawą, Oghren ruszył pędem na bestie, dzierżąc topór. Zanim bestia zdążyła sięgnąć krasnoluda, dostała potężne magiczne uderzenie od magów, którzy zaczęli ciskać najpotężniejszymi zaklęciami jakie znali. Oghren wykorzystał sytuację, i kiedy bestia zrobiła unik przed czarami, ten zamachnął się toporem w płomienną nogę Vertemora. Ten zaryczał, i skoczył w bok, rzucając się na maga.
To co dawało im przewagę, była przestrzeń. Sala w której się znajdowali była duża, ale Vertemor nie mógł sobie pozwolić na pełną swobodę działania z powodu swojej skali. Maren szybkim zwinnym ruchem uniknął śmiertelnej łapy, i pobiegł w stronę Oghrena. Bestia odwróciła się, ale znów musiała się uchylić przed deszczem zimna zesłanym przez Belle. Oghren nie czekał na zaproszenie, rzucił się w stronę bestii, gdy nad głową przelatywała magia w pełnej okazałości. Vertemor zaryczał wściekle, i skoczył na Oghrena. Krasnolud zakręcił się w bok, i wykorzystując impet uderzył toporem w drugą nogę Vertemora. Potwór zaryczał, ale nie zatrzymał się, ruszył w stronę maga.
Maren nawet nie zdążył się uchylić, bestia potężnym uderzeniem odrzuciła go na kilkanaście metrów. Mag uderzył o ścianę, i upadł na ziemie, nie dając znaków życia. Potwór zaryczał z lekką dozą triumfu. Bella wydarła z siebie najgorsze przekleństwa, ciskając w bestie czarami, ale potwór nie robił sobie z nich większego problemu.
Ale to nie Bellą powinien się przejmować, ponieważ Oghren był już przy nim. Zamachnął się toporem, wbijając ostrze z całych sił w ognistą łapę bestii. Potwór zaryczał z bólu, a krasnolud szybkim ruchem wyszarpnął topór, co jeszcze bardziej rozwścieczyło bestie. Krasnolud był przygotowany, zrobił potężny obrót toporem, i trafił tam gdzie się spodziewał. Prosto w głowę Vertemora który z wściekłości rzucił się na krasnoluda. Potem było słychać tylko ryk, ryk bestii, jak i Gady, która darła się razem z Vertemorem. Oghren wyszarpnął topór, i patrzył jeszcze przez długą chwile, jak bestia wydaje z siebie ostatnie oddechy. Kiedy ryk bestii ucichł, tak samo ucichła i gada.
Oghren od razu znalazł się przy Marenie. Nie odezwał się ani słowem. Bella klęczała przy jego ciele, płacząc. Krasnolud uklęknął przy kobiecie, i położył rękę na jej ramieniu.
- Oddał życie, abyśmy my mogli żyć. - głos Oghrena wydawał się spokojny
- To wszystko moja wina!
- Nie, nieprawda, nie wiedziałaś co się wydarzy. Maren zginął honorowo, musimy już ruszać, Gada nie przeżyje długo.
Bella skinęła głową ze zrozumieniem. Wstali oboje i ruszyli w stronę miejsca, w którym zostawili Gadę. Oboje się bardzo zdziwili, ponieważ znaleźli tylko puste prowizoryczne nosze. Krasnoludka zniknęła.
KONIEC.
Oghren zaczynając wpadać w berserkerski szał, już szykował się do szaleńczej szarzy na piętnastokrotnie większego przeciwnika gdy zatrzymał go głos Gady:
- Nie krzywdźcie go!
- To coś zaraz skrzywdzi nas! - wrzasnął blady niczym kość Maren
Bestia jakby potwierdzając zaryczała straszliwie.
- Schowajcie broń! - zażądała krasnoludka - Zachowujcie się spokojnie a wszyscy wyjdziemy z tego cało.
Oghren miał większe problemy z opanowaniem zdumienia niż gniewu. Odkładać broń przed takim monstrum?
Proszę - coś w głosie Gady Helmi przekonało wszystkich by schować broń. Bestia nadal wyglądając jakby szykowała się do ataku, ruszyła powoli w stronę rannej dziewczyny. Gdy krasnoludka znalazła się w zasięgu łap potwora, Oghren myślał że to szaleństwo zakończy się gwałtowną śmiercią Gady lecz olbrzym niczym pies zaskowyczał żałośnie na widok krwi ciężarnej krasnoludki i zdawał się tym smucić.
- Oto Batrak Adrat, mój ukochany, zamieniony potężną klątwą w bestię dlatego że jest bezkastowcem a ja podążając za głosem serca wybrałam go jako swego małżonka.
Krasnolud uwięziony w ciele potwora zaskomlał przytakując dziewczynie.
- Harrowmont wynajął zdegenerowanych apostatów by wykonali ten podły czyn ale ja się nie poddałam, nie ugięłam. Gdy Batrak w postaci bestii i w szale zbiegł w Głębokie Ścieżki ja podążyłam za nim. Potem wy się napatoczyliście a ja zostałam ranna.
- Ty... - Bella chciała coś powiedzieć ale widok potulnej bestii zapierał jej dech w piersiach.
- Rzeczywiście, tym mariażem nie tylko złamałabyś krasnoludzkie tradycje ale także plany Harrowmonta wobec twojej przyszłości małżeńskiej. Ciąża z bezkastowcem to nie problem, kasta dziecka zależałaby od jego płci, ale związanie się z takowym... niewyobrażalne - stwierdził Oghren patrząc nieufnie w stronę Batraka-potwora.
- Jedynie na powierzchni możemy znaleźć pomoc dla ciebie, Gado, i dla twego kochanka. Dla niego wyjście na powierzchnię nie ma znaczenia, niemożna stracić czegoś czego się nie posiada, ale ty jesteś szlachcianką - stwiedził mag ze zmęczoną miną.
- I tak nie mogłabym żyć w Orzammarze z Batrakiem, wolę utracić kastę ale żyć w zgodzie ze swym sercem.
- Więc ruszamy - zarządziła Bella - Ty Baraku, czy jak ci tam, poniesiesz nas wszystkich na swych plecach na powierzchnię, inaczej twoja ukochana zginie od trucizny.
Bezkastowiec ochoczo nadstawił olbrzymi grzbiet na którym wspólnie umieścili Gadę oraz sami się usadowili.
- Ale będzie jazd... - gwałtowny start bestii wepchnął z powrotem w gardło słowa Oghrena.
Oghren wyciągnął topór, ona majaczy, pomyślał. Spojrzał na towarzyszy, Bella nie dawała niczego po sobie poznać, naciągnęła łuk, mierzyła przeciwnika, stała w takim bezruchu, że można było ją pomylić z marmurowym posągiem. Za to Marren był już blady, ręce mu się trzęsły, próbował inkantować jakieś zaklęcia, pewnie ochronne, ale co chwila się jąkał lub łamał mu się głos. Bella wystrzeliła, strzała ze świstem pomknęła prosto w coś, co przypominało głowę. Jednak przeciwnik okazał się niebywale zwinny, zdążył się uchylić i złapać pocisk w locie. Ogrhen nie czekał, w tym momencie był już przy bestii, uniósł topór i wtedy stało się coś dziwnego. Z tyłu błysnęło niebieskobiałym światłem, po czym wszystko ogarnęła błoga ciemność...
Szary Strażnik leżał na twardej i kamienistej posadzce, nigdzie nie miał swojego topora, z trudem spróbował się podnieść, wtedy poczuł, że świat wiruje - sądząc po ogromnych siniakach, przeleciał dobre kilka metrów. Obok niego leżała Bella z rozwaloną głową, a przed nim stał Marren, jednak wyglądał, jakby, jakby starzej...
-Długo musiałem być nieprzytomny – Oghren sam nie wiedział, skąd u niego jeszcze chęć do żartów.
-Oszukał mnie - mag miał łzy w oczach - obiecał wieczną młodość i wielką potęgę, nie rozumiesz?
-Czego nie rozumiem, co się dzieje? Ty jesteś zdrajcą, tak? - krasnolud normalnie czułby niewiarygodną wściekłość, ale teraz był tak wyczerpany, że potrafił się wysilić tylko na chłodną rezygnację.
-Za to co zrobiłem, czeka mnie śmierć, dorwą mnie templariusze, umrę tutaj z szaleństwa i głodu albo z twojej ręki, co za różnica? To, ten stwór to, to demon i jest tu od dawna, bardzo dawna, chciał się uwolnić, znaleźć sposób, żeby na zawsze przeniknąć do naszego świata... Ja, ja obiecałem, że przyprowadzę mu płodną kobietę, najlepiej wysokiego rodu, a potem... Jednak krasnoludy musiały, musiały go odnaleźć, a Gada uciekła, więc kiedy usłyszałem o tej wyprawie, ja, ja zgłosiłem się, Alara musiała mnie widzieć, jak ja, jak ja się z nim kontaktuję...
Dziękuję za wyróżnienie i miłe słowa od p. Wojciecha. Rozumiem, że teraz czekam na kontakt mailowy z dalszymi instrukcjami? :)
Cała trójka odwróciła się gwałtownie w jej stronę, starając się jednocześnie nie tracić
z oczu bestii. Gęstą atmosferę w końcu przecięło pytanie, które wydusiła z siebie Bella,
a które kołatało się w głowach całej trójki:
- Jak... jak to możliwe?
- Ty, zdaje się, jesteś magiem, więc pewnie miałbyś kilka pomysłów - odpowiedziała Gada
uważnie spoglądając na Marena. Słowo "mag" wykrzywiło jej usta, jakby właśnie ktoś
wepchnął jej w usta cytrynę.
- To nie najlepsza pora na egzaminy - odparł czarodziej oschle - Ale... Możliwa jest
zmiana kształtu. Albo odpowiednie zaklęcie. Albo, jeśli on jest tym, czym myślę -
pojawił ci się we śnie.
Oghrenowi i Belli od razu coś w tym zdaniu nie pasowało, choć przez chwilę nie wiedzieli
co. Dopiero po kilku sekundach do nich dotarło - powiedział "on", zamiast "to".
Gada skinęła głową:
- Tak, to był sen. Oczywiście wyglądał w nim inaczej niż w rzeczywistości. Choć i tak
czułam w nim jakiś mrok, obcość, coś niekrasnoludzkiego... Potem przez kilka dni było ze mną fatalnie, a sen ciągle do mnie powracał, ale potem poczułam się oczyszczona i przestałam w ogóle o nim myśleć. Dopiero po miesiącu zauważyłam, że jestem w ciąży, choć nie miałam prawa być. Bałam się zwrócić do kogokolwiek z rodziny. Pomógł mi dopiero mój dobry przyjaciel, Sevran. Znasz go, magu?
- Bardzo nieprzystępny człowiek, ale wybitny czarodziej.
- Wybitny - przytaknęła Gada. - Odszukał w swojej bibliotece księgę "Dziecko Ścieżek".
Wszystko się zgadzało. W szczególności fragment, który mówił o tym, że on, nazwany tam
Strażnikiem Ścieżek - skinęła głową na stwora, który bezgłośnie i niemal bez ruchu
przysłuchiwał się ich rozmowie - może mieć... hmm... dostęp tylko do osób, które wyrażą
na to zgodę, wypowiadając pół-życzenie, pół-zaklęcie oraz podzielą się z nim krwią.
Wtedy uświadomiłam sobie, że kilka dni przed koszmarnym nie-snem poproszono mnie o
złożenie przysięgi wierności, którą miałam potwierdzić kilkoma kroplami swojej krwi oraz
wypowiedzeniem paru tajemniczych słów...
- Harrowmont... A to menda - wycedził Oghren.
- A któż by inny? - roześmiała się cynicznie Gada. - Przecież niedawno przegrał walkę o
koronę z Bhelenem i stracił większość swoich wpływów? A po co? Oczywiście dla pieniędzy
i władzy! Strażnik Ścieżek żyje tysiące lat, zna drogi do thaigów, o których mówi się
już tylko w legendach, i do takich o których już całkiem zapomniano. A te thaigi
istnieją i kryją niewyobrażalne bogactwa. Harrowmont za pomocą mego dziecka - głos Gady
załamał się na moment, z jej gardła wyrwało się echo szlochu, ale szybko się opanowała -
chce zyskać kontrolę nad Strażnikiem. Uciekłam mu, by odnaleźć go pierwsza - może da mi
spokój, gdy oddam mu potomka...
Przerwała, bo stwór poruszył się lekko, zwracając łeb w stronę korytarza z którego
wyszli. Gada spojrzała na niego, po czym powiedziała:
- Nie tylko was poszczuł na mnie Harrowmont. Zbliżają się następni.
Stwór podniósł łapę i wykonał drobny ruch, jakby odganiał od siebie muchę. Niebieskawa
poświata wokół jego palców na moment stała się oślepiająco jaskrawa, niemalże biała.
Korytarz za nimi zamknął się z cichym mlaśnięciem, ale nie tak, jak przemieściłyby się
kamienie, ale jakby poruszyły się jakieś ukryte pod skałami mięśnie. W tej samej chwili
po przeciwnej stronie otworzył się inny korytarz, którego przed momentem nie było.
Gada zrobiła dwa kroki w jego stronę:
- To ich spowolni, ale jeśli mają ze sobą maga, to pewnie znajdą inną drogę i dalej będą
nas ścigać. Decydujcie...
Jej czoło nadal szkliło się gęstymi kroplami potu od walki z gorączką, ale za to oczy patrzyły na ohydne monstrum z zadziwiającą trzeźwością.
- Ojciec chciał tronu, a ja byłam w jego chorym umyśle tylko drogą do celu – widać było, jak Gada z godną podziwu silną wolą walczy o każde wypowiedziane przez siebie słowo – Zawarł pakt, moje dziecko w zamian za władzę. Uciekłam, ale było już za późno – wyszeptała daremnie starając się podźwignąć z noszy.
W tym czasie monstrum zdążyło wyprostować się i wyciągnąć swoje powykręcane dłonie w kierunku wyjścia z komnaty. Z jego gardła wydobył się obrzydliwy skrzek, jakby we wnętrzu obdzierano kogoś żywcem ze skóry. Momentalnie jedyna droga ucieczki z komnaty została zagrodzona przez ścianę buchających płomieni, na której straży stał żywy koszmar.
- To ci przyjemniaczek. A ja myślałem, że nic brzydszego od pomiociej matki nie zdołam ujrzeć w swoim życiu –Oghren mocno ścisnął stylisko swojego topora i rzucił się w dziką szarżę w kierunku ojca dziecka Gady. Jedne było pewne, nie wyjdą stąd żywi, jeśli nie pokonają wroga, który przybył do nich najprawdopodobniej z najgłębszych czeluści głębokich ścieżek.
Jakby słysząc szydercze słowa krasnoluda, bestia obnażyła jeszcze bardziej swoje ohydne zęby i charcząc zionęła w strażnika strugą płynnego ognia. Oghren momentalnie, z szybkością zadziwiającą jak na wojownika w pełnej zbroi, odskoczył spod zasięgu płomieni. Kątem oka zauważył, że plan się udał. Bella i Maren szybko odgadli jego zamiary i wykorzystując dany im czas zaszli potwora z dwóch stron szykując się do ataku z zaskoczenia. Musiał dać im jeszcze chwilę spokoju. Przerzucił topór za plecy, przygiął nogi w kolanach i wziął ogromny zamach pozorując ciśnięcie podwójnego ostrza. W tej samej chwili Bella zwolniła cięciwę łuku, a Maren skończył inkantację, po której z jego dłoni wyleciał skoncentrowany promień czystego lodu zamrażającego wszystko na swojej drodze. Obydwa ataki dosięgły bestię, jak ta szykowała się do kolejnego plunięcia w stronę Oghrena. Szlachcianka już wcześniej pokazała się jako doskonała łuczniczka, dlatego jej strzała pewnie trafiła w plugawe oko rozbryzgując krwistą masę po pobliskich skałach, a czar młodego maga całkowicie zamroził łapę najeżoną czarnymi pazurami. Szary strażnik nie zamierzał zmarnować tej chwili, skierował broń w środek splecionego cielska licząc, że uda mu się wymierzyć cios w samo serce bestii, po czym uderzył z całej siły, zatapiając ciężki dwuręczny topór w przeciwniku. Przez krótką chwilę cała drużyna zamarła.
Płomienie nie gasną! – krzyknął Maren wskazując na wejście do komnaty, gdzie ognista burza tylko przybierała na sile.
- Wasza śmierć, moje życie – ku zaskoczeniu Oghrena słowa te padły z zakrwawionych ust bestii – Nie zabije mnie żaden z waszego rodzaju – wywrzeszczał potwór, po czym jego ciało zaczęło falować i wchłaniać zarówno oręż strażnika jak i strzałę Belli. Jednocześnie zamrożona ręka z niesamowitą szybkością trafiła krasnoluda w sam środek tułowia, wgniatając zbroję i odrzucając go pod boczną ścianę komnaty. Nigdy w swojej karierze nikt mu tak mocno nie przyłożył, nawet w najgorszej krasnoludzkiej karczemnej burdzie, większość żeber trzymała się tylko przez wzgląd na sztywny metal zbroi.
- Tylko nie umieraj mi tutaj szary strażniku, nadal musimy zabić kilka pomiotów przed wyjściem na powierzchnię –pewnie rzekła Gada patrząc na powalonego Oghrena, a w jej dłoni lśnił mrocznym światłem runiczny sztylet zdobiony godłem klanu Helmi.
– Twoim… – Język Oghrena na krótki moment zesztywniał. – Co?! – Szary Strażnik zamrugał powiekami, nerwowo ściskając trzon topora. Był przekonany, że się przesłyszał. – Ty… z takim czymś?
Krasnoludzica z trudem przełknęła ślinę.
– Przecież nie zawsze był taki, głupcze – warknęła gniewnie. Zakaszlała ciężko. Nagły wybuch złości musiał kosztować ją zbyt wiele energii. – Chyba nie myślisz…
Z osłupienia wyrwał Oghrena Maren, a dokładniej – jego otwarta dłoń, która spotkała się z policzkiem krasnoluda.
– Skup się, Oghren! – krzyknął czarodziej, przerywając Gadzie w połowie zdania. – Potem sobie porozmawiacie. Na razie mamy większe problemy.
Mag pchnął Strażnika mocno ku ścianie korytarza. W tym samym momencie bestia uniosła kciuk, jakby od niechcenia rzucała monetą. Spomiędzy jej palców wystrzeliła wiązka niebieskiego ognia, która przeszyła powietrze. Oghren zadrżał, kiedy poczuł na karku jej ciepło. Gdyby nie interwencja Marena, twarz krasnoluda nabrałaby barwy popiołu i zapachu spalenizny. Schował broń, kucnął i chwycił za nosze z wciąż jęczącą z bólu Gadą. Kolejny płomień śmignął mu obok ucha, wcześniej podpalając rąbek ubrania Belli. Szlachcianka burknęła pod nosem przekleństwo i szybko zażegnała mały pożar.
Zanim Oghren zaczął się choćby zastanawiać, w którą stronę uciekać, Maren prowadził ich już przez niezauważony dotąd korytarz. Tunel zionął ciemnością, lecz płonące palce goniącego ich monstrum oraz ogniste pociski rzucane raz za razem w ich kierunku skutecznie odpędzały mrok. Szary Strażnik na ułamek sekundy spojrzał za siebie. Potwór ledwo mieścił się pod sklepieniem, ale nieustannie parł do przodu, tłukąc łapami w ściany. Pył i odłamki skały sypały się z sufitu jak przy prawdziwym trzęsieniu ziemi.
Oghren omal się nie poślizgnął, kiedy śladem Marena gwałtownie skręcił w lewo. Czarodziej czekał na nich za masywnym posągiem krasnoludzkiego wojownika i nawoływał ich chaotycznymi gestami. Pół uderzenia serca po tym, jak biegnąca jako ostatnia Bella skryła się za rzeźbą, Szary Strażnik ujrzał potwora, biegnącego dalej i znikającego za zakrętem. Mimo że bestii nie było już widać, wciąż dało się usłyszeć i poczuć głośny łoskot jej stóp.
Oghren delikatnie opuścił nosze.
– Teraz powiedz, o co chodzi – szepnął, nachylając się nad Gadą.
– Powiedz wszystko – dodała z naciskiem Bella.
Krasnoludzica długo zwlekała z odpowiedzią.
– Będąc w Orzammarze, poznałam krasnoluda Auwyra – zaczęła w końcu. – Był on jednym z wyżej postawionych służących Harrowmonta. – Wypowiadając nazwisko swojego opiekuna, Gada skrzywiła się, jakby przełykała sok z cytryny. – Od samego początku nie podobało się to szanownemu lordowi Pyralowi, który twierdził, że ma wobec mnie inne plany. Ale nic sobie z tego nie robiliśmy, aż w końcu… cóż, skończyłam z brzuchem.
Bestia zaryczała gdzieś w oddali, okolica znów zatrzęsła się w posadach.
– Harrowmont wpadł w szał i kazał jakimś swoim znajomym magom ukarać Auwyra. – W oczach Gady pojawiły się łzy, jej głos załamywał się przy co drugim słowie. – Ten potwór. To jest on… Auwyr. Rzucili na niego klątwę i zesłali na Głębokie Ścieżki.
Maren westchnął ciężko, wyglądając przez nogi posągu.
– A tobie zachciało się ratować kochanka? – spytał.
Krasnoludzica nerwowo pokiwała głową.
– To chyba nie znaczy, że Harrowmont chce twojej śmierci – stwierdził Oghren.
– Chyba sama to sobie dopowiedziałam.
Ni stąd, ni zowąd Bella zerwała się z miejsca i wyszła na środek korytarza.
– Co robisz? – Gada zmarszczyła brwi.
– Ojciec czy nie, ten potwór nam przeszkadza. A my mamy misję do wykonania.
Oghren po raz pierwszy zupełnie nie wiedział co ma robić. Z zadumy wyrwał go dopiero krzyk Gedy.
-Na co czekacie?! Pomóżcie mu!
Tym razem cała trójka zdębiała. Krasnolud poczuł, że zaistniała sytuacja przewyższa jego zdolności logicznego myślenia. Jednak zanim doszedł do wniosku, że całkiem zwariował, za wielkim stworem zauważył poruszające się cienie. Oghren rozpoznał dość niskiego, jasnowłosego krasnoluda posługującego się kuszą oraz elfkę z tatuażami na twarzy, która była magiem. W głębi pomieszczenia leżały jeszcze dwa ciała.
Było jasne, że tamta grupa podjęła walkę z potworem, lecz wyglądało na to, iż zbytnio im się nie powodziło.
-Więc te przeraźliwe ryki to były odgłosy walki…-Szepnął pod wąsem Szary Strażnik.
Stwór widząc krasnoludkę na noszach nieco się uspokoił i przyglądał się obu grupom. Rozmowę rozpoczął łotr z kuszą.
-Jestem Varric Tethras!-wykrzyczał z drugiej strony pomieszczenia- Przybyliśmy tu tylko po tę kobietę, nie szukamy kłopotów. Mamy bezpośredni rozkaz od lorda Harrowmonta!
-To ludzie, o których wspominałam na początku- powiedziała Geda- przyszli mnie zabić, a gdyby nie mój mąż...
-Mąż! Ten olbrzym jest twoim mężem?!-Wrzasnęła nie kryjąc zdumienia Bella.
-On jest...był krasnoludem. Kazał mi stąd uciekać. Przebijałam się przez pomioty dopóki nie spotkaliśmy się w tamtym korytarzu.
-Przecież to Harrowmont wraz z królową Anorą nas wynajęli aby Cię wyciągnąć!-Przerwał jej Maren.
Varric zainteresował się rozmową. Wraz ze swoją elfią towarzyszką zaczęli zbliżać się do grupy bohaterów.
-Nie chciałbym przerywać waszej konwersacji, ale bylibyście łaskawi wyjaśnić co tu się właściwie dzieje? – zapytał krasnolud dzierżąc w rękach swoją ukochaną Biankę. -Nasza czwórka została tu zesłana przez Lorda aby pozbyć się Panny Helmi, w czym przeszkodził nam ten wielkolud. W odróżnieniu od was nie mieliśmy tej zacnej-tu Varric ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem- przyjemności współpracy z samą królową.
Nikt z obecnych na sali nie wiedział co odpowiedzieć. Narastająca cisza budziła niepokój u Oghrena. Niespodziewanie głos zabrał „wielki potwór”.
-Zanim się nawzajem pozabijacie przydadzą się wyjaśnienia.- Rzekł donośnym głosem.- Jeśli można, zacząłbym od samego początku. Odkąd patron Caridin zaczął tworzyć wielką armię golemów za pomocą swojego kowadła pustki zaczęto prowadzić eksperymenty. Zastanawiano się czy można wzmocnić samego krasnoluda bez poświęcania jego życia. Gdy okazało się, że duża ilość osób ginęła w wyniku badań, zaniechano ich kontynuację. Aż do czasu, gdy Harrowmont zaczął się tym interesować, chcąc zbudować sobie prywatną armię. Oczywiście wszystko było trzymane w tajemnicy, gdyż zaszkodziłoby to jego opinii publicznej. Ja jestem jednym z nich - Pobudzonych. Niestety, zabrali mnie siłą od małżonki i przyszłego dziecka. Wtedy razem postanowiliśmy uciec. Nic dziwnego, że Lord chce nas widzieć martwych. Ja jestem żywym dowodem jego zbrodni. Wymyślił historyjkę o porwaniu Gedy przeze mnie i poprosił królową o wsparcie. Wiedział, że tylko wojownik pokroju szarego strażnika może stawić czoło takiemu „monstrum”. Oczywiście nie mógł was poprosić o zlikwidowanie naszej pary na oczach Anory, więc w tajemnicy wysłał drugi oddział. Dla pewności.
-Na Kamień! To by wyjaśniało czemu nie wysłali z nami uzdrowiciela. Chciał żebyśmy tu zginęli zacierając po nim ślady. No i jeszcze ta zabójczyni Alara.– podsumował Oghren.
Przerwał mu gwałtownie Varric.
-Niestety, ale do mnie przemawia tylko moja zapłata, a ona mówi – zabić…
Wszyscy zamarli. Głos Gady jeszcze przez chwilę dźwięczał w uszach Oghrena, po czym zapadła głucha cisza. Nikt nie ważył się drgnąć, a nawet zaczerpnąć głębszego oddechu. Bestia wpijała swój dziki wzrok w przerażonych towarzyszy. Nagle stwór poruszył się. Wyszczerzył zęby i naprężył mięsnie. Skoczył, a podmuch powietrza wywołany jego gwałtownym ruchem powalił Szarego Strażnika.
- Kaven, stój! Już wystarczy! - Gada stanęła pomiędzy istotą, a pozostałymi. Krople potu spływały z jej czoła, a przez całe ciało przebiegały dreszcze. Oddech dziewczyny stał się szybki i urywany. Po chwili opadła na kolana.
Potwór zatrzymał się. Powietrze zawirowało, a jego miejsce zajął wysoki ciemnowłosy elf. Podbiegł do dygoczącej Helmi i ułożył jej głowę na swoich kolanach.
- Nie bój się, kochana. Za chwilę będzie po wszystkim. - dłonie, którymi gładził ją po twarzy pokryła zielona poświata.
Bella uklękła obok niego i wyszeptała jakieś niezrozumiałe słowa. Z jej dłoni również wypłynęły strugi światła.
Bella jest uzdrowicielką, ta myśl niczym siarczysty policzek uderzyła zdumionego krasnoluda. Po chwili Antivianka i nieznajomy zakończyli swoje działania. Elf zdjął z pleców płaszcz, który rozłożył na ziemi, po czym usadowił na nim Gadę.
- Sądzę, że powinienem wyjaśnić wam sytuację. - ciemne oczy elfa zatrzymały się kolejno na każdym z towarzyszy.
- No raczej. - Oghren prychnął. - Zacznijmy od tego dlaczego nas zaatakowałeś.
- To nie był atak, lecz zwykła iluzja. Chciałem zobaczyć, czy będziecie chronić Gadę, czy raczej porzucicie ją by ratować własne życia. Nie zostawiliście jej , więc sądzę, że mogę wam zaufać. Jestem magiem. Apostatą. Choć właściwie apostatą zostałem całkiem niedawno. Kilka miesięcy temu wysłano mnie z rozkazu Kręgu Magów na badanie lyrium w Orzamerze. Tam poznałem Gadę.- kiedy wypowiedział imię krasnoludki obdarzył ją czułym spojrzeniem. - Od początku była dla mnie bardzo miła. Nie osądzała mnie tak jak inni i nie gardziła mną. Nawet nie zauważyłem kiedy stała się dla mnie wszystkim. Jednak jak możecie się domyślić nie mogliśmy być razem. Byłem magiem, w dodatku elfem, a ona jedyną szansą na przetrwanie rodu Helmi. Początkowo chciałem odejść i pozwolić jej na odnalezienie innej drogi do szczęścia, ale wtedy dowiedziałem się o jej ciąży. Jej rodzice nie chcieli pozwolić dziecku przyjść na świat, dlatego wysłałem wiadomość, aby udała się tutaj. I miałem rację. Harrowmont wysłał za nią zabójców. Tak, ta wasza porywcza elfka była Antiviańskim Krukiem.
- To ty zamknąłeś za nami te przeklęte drzwi? - głos Marena był wysoki, niemal piskliwy.
- Tak. Potrzebowałem czasu, aby wszystko przemyśleć. Ponadto wiedziałem, że zabójca nie pozwoliłby wam opuścić ścieżek z żywą Gadą.
Krasnoludka jęknęła przez sen. Widząc, że potrzebuje odpoczynku Oghren zaproponował rozbicie obozu. Po chwili podeszła do niego Bella.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. Harrowmont nie chciał śmierci Gady. Wysłał nas, abyśmy zabili apostatę. Zwlekałam z jej wyleczeniem, gdyż sądziłam, że to wywabi go z ukrycia. On rzucił na nią urok. Spodziewał się, że jeżeli pokocha go któraś z wysoko postawionych dziewcząt to krasnoludy wezmą go w opiekę, a młoda i niewinna Gada była łatwym celem. Chciał uciec z Kręgu. Gdy jego plan się nie powiódł przekonał ją, aby uciekła. Ale to nie koniec. Któregoś razu, gdy Alara ruszyła na zwiad do jednego z tuneli, udałam się za nią. Miała mapę, ale ukrywała ją przed nami. Słyszałam także strzęp rozmowy, prawdopodobnie z Kavenem. Powiedział jej, że któreś z nas jest zabójcą nasłanym na krasnoludkę.
Nie wiedzieli, co zaskoczyło ich najbardziej - widok stwora, nagłe ozdrowienie Gady czy jej wyznanie - ale nie był to koniec niespodzianek. Krasnoludka wstała i chwiejnym, ale zdecydowanym krokiem zbliżyła się do potwora. Ten cofnął się nieco, jakby nie był pewny, czego ma się spodziewać. Gada jednak uśmiechnęła się smutno i powoli wyciągnęła rękę w jego kierunku. Bestia opuściła łeb i dała się delikatnie pogłaskać - niebieskawe płomienie błyskające między jej palcami przygasły, a ciało potwora przeszył delikatny dreszcz ekstazy.
- Oczywiście poznałam go, gdy... miał inny kształt. Nazywa się Raxghathon. Przyszłam tu, żeby mnie zabrał. Nie idźcie za nami, bo w tym labiryncie nigdy nas nie znajdziecie. To jego królestwo. - cicho powiedziała Gada, nadal łagodnie pieszcząc stwora. Ten mruknął i szybko, ale delikatnie chwycił ją w prawą łapę. Spojrzał na stojącą przed nim trójkę, jakby miał nadzieję, że go zaatakują, ale nic takiego nie nastąpiło. Zanim odwrócił się, by zniknąć w ciemności Gada zawiesiła jeszcze swoje spojrzenie na Oghrenie i powiedziała:
- Miłości siła jest wszechmocna, w przedziwny sposób bywa owocna...
Jeszcze przez chwilę było słychać leniwe kroki bestii zabierającej ze sobą tą, którą mieli uratować. A potem została tylko cisza.
- Ohyda! - wykrzywiła się Bella. Maren nic nie powiedział, ale miał taki wyraz twarzy jakby znienacka wrzucono go do wypełnionej lodowatą wodą balii. Krasnolud natomiast zmarszczył brwi, wyraźnie starając się sobie coś przypomnieć.
Po chwili odezwał się robiąc krótkie przerwy co dwa, trzy wyrazy:
- Czasem wzniesie cię na gór szczyty,
budząc radość, nad światem zachwyty.
A czasem, gdy uśpi słodycz uczucia
rozsądku ściany padają bez kucia
i bywa, że smutek lub śmierć to przywieje,
gdy boski wiatr znienacka zawieje.
Maren i Bella spojrzeli na Oghrena - deklamujący wiersze krasnolud to już było dla nich zdecydowanie za wiele jak na jeden dzień. Szary Strażnik pokręcił głową i wycedził:
- No co? Myślicie, że my tam pod ziemią tylko kilofami wywijamy? Że pod tymi brodami nie kryje się czasem bardziej utalentowana dusza? Mamy lepsze pieśni i poematy niż moglibyście podejrzewać, tylko po prostu nie wycieramy sobie nimi gęby przy byle okazji! - prychnął i kontynuował już spokojniej. - Te wersy pochodzą z jednego z najsłynniejszych poematów naszej rasy. Gada wiedziała, że muszę go znać oraz że wy go na pewno nie znacie. Uznała pewnie, że sam mam podjąć decyzję czy wyjaśnić wam, o co chodzi. Mam nadzieję, że nie zrobiłem błędu - popatrzył wymownie na swoich towarzyszy - Usłyszeliście te wersy czy tylko ich słuchaliście?
Na kilka uderzeń serca zapadła cisza, a potem odezwała się Bella:
- Gada chce go zabić. Zeszła tu, żeby go przywabić, żeby jej zaufał, żeby uśpić jego czujność. Wtedy go zaatakuje.
- I liczy się z tym, że może przy tym zginąć - wtrącił się Maren - Albo nawet ma na to nadzieję.
- Tak - kiwnął głową Oghren - A powiedziała mi to, bo potrzebuje naszej pomocy.
- Pomocy? Sama przecież powiedziała, że nie damy rady ich odnaleźć! - wykrzyknął Maren. Bella poprzestała na wzruszeniu ramion.
Oghren podszedł do worka, w którym upchnęli zbroję Gady i zaczął w nim grzebać.
- Kolejne linijki są takie:
"Zakuć więc swe serce w zbroję musisz,
nim z mroku złe moce skusisz."
Podniósł się z triumfem w oczach oraz owalnym kamieniem w dłoni. W chwili, gdy skierował rękę w kierunku korytarza, w którym zniknęła Gada, kamień zaczął delikatnie świecić, tak, jakby w środku zapłonął rozchwiany płomień świecy.
- Kamień poprowadzi nas do Gady. Przeżyjemy czy zginiemy - to już zależy od nas.
Słowa odbiły się echem w umysłach trójki bohaterów. Bella zacisnęła nerwowo dłonie na łuku, cięciwa napięła się do granic możliwości grożąc pęknięciem. Głuchy stukot zwrócił uwagę także oniemiałego Oghrena, to był kostur, opuszczony z wrażenia przez młodego maga. Płomienie buchnęły na szponach bestii, blask lawy wydawał się słaby kiedy niebieski ogień rzucił swe światło na szare ściany. Maren syknął i dotknął skroni, z jego nosa uleciała strużka krwi.
- Wygląda na Pychę ale… jest w nim coś innego, wydaje się potężniejszy niż z tym, którego pokonałem w Katordze. – Wyszeptał czarodziej po czym podniósł swój kostur. Cały czas miał zmarszczone brwi, na jego twarzy pojawiła się determinacja. Przecież to była tylko kolejna Katorga, musiał się przygotować na walkę z demonami.
- Skutwiały demon, oberwie ze dwa razy po łbie toporem i się nauczy nie brzuchacić krasnoludzkich kobiet. – Mocniej zacisnął duże dłonie na swym toporze ale bestia zaledwie machnęła swą łapą aby unieruchomić całą trójkę. Sytuacja nie mogłaby się bardziej skomplikować aczkolwiek niezbadane są wyroki Stwórcy. Potężny krzyk, kobiecy krzyk mógłby niemalże poruszyć głazy. Gada złapała się za brzuch i skuliła na twardej posadzce.
Przerażenie malowało się w oczach całej trójki bohaterów. Nawet bestia szybko się odwróciła spodziewając się zagrożenia. Czarodziej zwrócił swoje spojrzenie ku bestii, w jego oczach kryła się furia, gniew a te w umyśle maga były niebezpieczne.
- Nie będę… twoją… marionetką! – Krzyknął i nagle z jego ciała wydobyła się niebieska energia. Oghren, Bella i sam Maren upadli na kolana. Czarodziej nie spodziewał się, że uwolni jedno z najpotężniejszych zaklęć magii ducha… Jego silna wola pozwoliła mu jednak rozproszyć działanie wrogiej magii. Podniósł szybko swój kostur i spojrzał na Oghrena.
- Odciągniecie jego uwagę i pozwólcie mi działać! Trzymajcie go jak najdalej ode mnie! – Krasnoludowi nie trzeba było powtarzać, rzucił się od razu na nogę stwora tnąc potężnie w jego goleń. Niewiele to zrobiło demonowi, ostrze zwyczajnie odbiło się od grubej skóry bestii. Bella za to odskoczyła ku Marenowi i wycelowała strzałę w oko bestii. Ryk jaki wydał potwór wstrząsnął pomieszczeniem. W tym samym momencie Maren wycelował kostur w stwora i po wypowiedzeniu odpowiedniej, skomplikowanej inkantacji, zamknął bestię w kurczącej się klatce. Jak się okazało, to nie był koniec tego czaru. Wokół dłoni maga pojawiło się czerwone światło. Niewidzialne dłonie chwyciły bestię i rozerwały ją na pół obryzgując wszystkich czarną cieczą. Maren po tym zemdlał, stał się całkiem biały na twarzy. Bella rzuciła się od razu ku Gadzie ignorując wycieńczonego maga. Oghren za to czym prędzej udał się ku magowi. Chciał go ocucić jednakże w pewnym momencie ujrzał stróżkę krwi pod dłonią Marena. Wyprostował się i z kamienną twarzą przyjrzał się młodej magowi krwi.
Gada poroniła, nie urodziła demonicznego dziecka. Była jednak silna, parła do przodu nie odzywając się przez całe trzy tygodnie. Maren obudził się dopiero w drugim tygodniu powrotu. Zarówno Bella jak i Oghren obiecali zachować w tajemnicy jego umiejętności. Wszakże nie każdy mag krwi musi być złym człowiekiem. Gada została otoczona opieką przez króla Orzammaru. A później… wszyscy rozeszli się w swoje strony. Mimo wszystko w pamięci każdego zachowała się ta dramatyczna podróż.
KONIEC
Oghren czuł dwie rzeczy. Po pierwsze, jego skądinąd wytrzymały żołądek kiepsko sobie radził z wizją krasnoludki splątanej w pościeli z zaślinioną, rogatą potwornością, na którą patrzyli. Po drugie, Felsi mogła jednak trafić o wiele gorzej.
-Ojcem. – Maren omal nie zadławił się tym słowem. Twarz miał białą jak kreda. Bella szybko odczytała jego myśli.
-Maren. To nie jest demon pychy.
-Ogólcie mnie i nazwijcie bryłkowcem! – wychrypiał Oghren. –Mój tyłek, nie demon pychy. Nie widzicie tego? – Oczy krasnoluda zwróciły się w stronę Gady. Jej twarz nie wyrażała niczego. –Arcydemon. No, może jego niedorozwinięty kuzyn, którego nie zaprasza się na święta. Ale w tym jest Arcydemon, niech mnie Kamień pochłonie. Coś ty zrobiła kobieto?
Gada zmarszczyła brwi, z wysiłkiem wspierając się na łokciu. Drugą rękę wyciągnęła pewnie w stronę stwora, a kiedy ruszył ku niej, trójka towarzyszy błyskawicznie sięgnęła po broń. Stworzenie zwróciło na nich swe żółte, pełne upiornej świadomości ślepia. Oghren poczuł, jak włoski stają mu dęba na karku. Z prawej strony dobiegł go cichy szept naciąganej cięciwy, z lewej – elektryczne iskrzenie magii. Byli gotowi na wszystko. Kiedy jednak monstrualna sylwetka przysunęła się do Gady, nie było w niej nic z potwora. Była kochankiem. Rogaty pysk, przywodzący na myśl tyleż smoka, co demona pychy, otarł się o twarz krasnoludki z widoczną czułością, spragniony pocałunków. Gada witała go z radością. Trwało to tylko chwilę, ale na ten moment oboje wydawali się zagubieni w czasie. Oghren nawet nie zauważył, kiedy opuścił topór.
-Niech mnie Kamień pochłonie - powtórzył.
-Pani – odezwała się Bella. Łuk spoczywał teraz bezpiecznie na jej ramieniu. –Wyrażę myśli nas wszystkich, kiedy powiem, że rozpaczliwie potrzebujemy wyjaśnienia.
Gada powiodła po nich zmęczonym wzrokiem. Spróbowała usiąść, ale podrażniwszy ranę z jękiem opadła na nosze. Bella zrobiła krok do przodu, aby jej pomóc, bestia jednak zatrzymała ją pomrukiem. Miękkim ruchem stworzenie ułożyło się za plecami krasnoludki, dając jej podparcie. Gada z wdzięcznością pogładziła jego bok.
-Oboje się mylicie, i oboje macie rację – zaczęła głuchym głosem. –Ojciec mojego dziecka to Arcydemon… ale i demon mojej pychy. – Stworzenie zamruczało miękko. Jego oczy wędrowały od twarzy do twarzy, a kiedy Oghren skrzyżował z nim spojrzenia, przeszedł go dreszcz. W tych ślepiach było coś niemal znajomego. –To ja go tak skrzywdziłam. Zanim zaczęłam na nim eksperymentować, był krasnoludem i moim ukochanym, Tuvinem. Szarym Strażnikiem.
-Jakie eksperymenty zmieniają krasnoludy w coś takiego? – Oghren nie był pewien, czy w głosie Marena więcej było obrzydzenia, czy fascynacji. Jemu samemu zrobiło się nagle przenikliwie zimno.
Gada uśmiechnęła się smutno, gładząc Tuvina po pysku.
-Z krwią Arcydemona. I skazą Szarych Strażników – jej oczy na jedno mgnienie spoczęły na Oghrenie. –Pracowałam nad lekarstwem na jej efekty uboczne. Bezpłodność. Rychłą śmierć. Królowa Anora gorąco wspierała moje eksperymenty, przez wzgląd na swojego męża. Miałam zostać Patronką…
-A Harrowmont chciał cię powstrzymać. Żeby Orzammar znowu nie został sam, przeciwko Pomiotom na Głębokich Ścieżkach. Żeby królowa nie zyskała tak potężnych sojuszników, mających wobec niej dług. – Dźwięk elementów układanki, wpadających na miejsca w umyśle Belli był niemal fizycznie słyszalny.
Gada pokiwała głową z gorzkim uśmiechem na ustach.
-Niemal mu się udało. Ale lekarstwo już istnieje. –Pogładziła z czułością wypukłość swojego brzucha. –Jest w naszym dziecku.
Oghren nie wiedział już, co zaszokowało go bardziej: stojący nieopodal potwór, czy wyznanie Gady. Jedno i drugie było nieprawdopodobne. Zanim jednak padły jakiekolwiek pytania, stwór zawył rozdzierająco:
– Gaaadaaaa!
Oghren tchórzem nie był, a jednak ciarki przeszły mu po plecach. Kątem oka dostrzegł Marena i Bellę, którzy unieśli swe bronie drżącymi dłońmi. Z czym, właściwie, mieli się zmierzyć? Kim był prawdziwy wróg? Jak wygląda ich zadanie?
Być może kiedyś Oghren po prostu ruszyłby na bestię, wątpliwości pozostawiając na później. Kiedyś, lecz nie teraz, nie po tym, czego doświadczył w czasie walki z Plagą. Nie po tym, czego nauczył się od Bohatera Fereldenu.
Obrócił się błyskawicznie, podbiegł do Gady i przyłożył jej ostrze do gardła.
– Ani kroku, potworze, bo, jak mamcię kocham, twoja droga Gada pożegna się z życiem.
Stwór ryknął tak, że ze stropu zaczął sypać się pył. Tupał i machał kończynami w niewysłowionej groźbie, ale nie ruszył z miejsca.
– Co ty wyprawiasz? – Bella, totalnie zdezorientowana, celowała raz w potwora, raz w Oghrena.
– On ma rację – powiedział nagle Maren. – Czegoś nam nie powiedziano, a Gada zna prawdę.
W stężałym, wypełnionym kurzem, pyłem i oparami siarki powietrzu, uniósł się cichy, niebezpiecznie brzmiący śmiech.
– Bawi się wszystkimi. On, na pozór szlachetny i dobry król. Przywdziewa maskę, występuje przed światem, kryjąc swoje zepsucie – Gada zaniosła się kaszlem. Gdy uspokoiła oddech, na jej twarz powrócił kpiący uśmiech. – Kiedy powiedziałam, że ojcem mego dziecka jest Nelet, mag, przybysz z powierzchni, Harrowmont znalazł się w trudnym położeniu. Był moim opiekunem, zastanawiał się, co zrobić, by odzyskać krasnoludzki honor, zarazem nie narażając na szwank stosunków z Powierzchnią. I wiecie, co wymyślił?
Nikt nie próbował zgadywać, więc dokończyła:
– Kazał Neletowi ruszyć na Głębokie Ścieżki i posłużyć się magią, by znaleźć złoże lyrium. Gdyby mu się powiodło, mógłby mnie poślubić i zostać w Orzammarze, w razie porażki czekała go śmierć. Harrowmont przydzielił mu, rzekomo do pomocy, kliku osiłków, a na odchodnym rzekł: „Poprowadź ich lub zgiń”. Wyglądało to na uczciwy, w naszym, krasnoludzkim mniemaniu, układ. Król dał szansę powierzchniowcowi na wykazanie się, na zdobycie ręki wysoko urodzonej Gady Helmi. Jakże to szlachetne z jego strony i jakże rozważne, godne sprawiedliwego, łagodnego władcy…
Oghren przełknął głośno ślinę.
– To on, Nelet, prawda? – krasnolud wskazał kciukiem stwora.
– Zmusili mnie do tego! – ryknęła kreatura, skupiając na sobie przerażone spojrzenia. – Nie chcieli znaleźć lyrium, to była pułapka! Przyjąłem oferowaną mi z Pustki moc, a oni dostali to, na co zasłużyli.
– To plugawiec – syknął Maren.
– A ty czułaś, co się stało i uciekłaś Harrowmontowi, by odnaleźć kochanka – wyszeptał do Gady Oghren. – Alara miała do tego nie dopuścić, broniła honoru króla.
– On nie ma honoru! – wrzasnęła ranna kobieta. – A wy… wy jesteście tylko pionkami, którymi się gra.
Zanim Oghren zdążył zareagować, Gada kopnęła go z całej siły w kolano. Krasnolud upadł na kamienną, błyszczącą w błysku lawy posadzkę. W tym momencie rozbłysło wściekle niebieskie światło, a jakaś moc przygniotła go do ziemi. Po jękach słyszanych tuż obok rozpoznał, że to samo spotkało Marena i Bellę.
– A teraz, krasnoludzie – rozległ się chrapliwy głos plugawca – poprowadzisz nas ku powierzchni lub zginiesz.
Oghren spojrzał krasnoludce prosto w oczy. Zmieniły się. Wcześniej piękne bursztynowe, które wyglądały jeszcze piękniej w blasku lawy. Teraz białe. Całe białe. Może trucizna zaczynała coraz bardziej działać.
- I czego chce to... bydle? - zapytał zaniepokojony krasnolud zaciskając jednocześnie mocniej dłonie na toporze. Szary Strażnik wiedział co się zaraz wydarzy, wiedział, że dojdzie do walki. Nie mógł pozwolić by takie monstrum chodziło bezkarnie po Głębokich Ścieżkach, a do tego czuł, że to będzie nie lada wyzwanie.
- Swego dziecka – powiedziała ciągle słaba Gada.
Bella cały czas trzymała łuk w ręku i wydawało się, że w ułamku sekundy wyciągnęła strzałę z kołczanu na plecach, naciągnęła cięciwę i wycelowała w potwora, ale nie odważyła się atakować jako pierwsza. W jej głowie rodziły się różne pytania. Jak takie coś mogło zostać ojcem normalnej, porządnej krasnoludzkiej kobiety? Kiedy i jak? Czuła obrzydzenie.
Maren, mimo tego, że był szkolony przez bardzo utalentowanych magów, nie miał aż takiej siły woli by opierać się przerażeniu. Miał ochotę zostawić to wszystko i uciec. Nie wyobrażał sobie walki z taką bestią, i to we trójkę.
Wtedy odezwała się bestia. Jej głos był potężny, dudnił niczym grom w ciemnych korytarzach Głębokich Ścieżek. Odbijał się jakby podwójnym echem od kamiennych ścian.
- "Pierwszego dnia przybywają i wszystkich chwytają. Drugiego dnia nas biją, niektórych zjadają. Szóstego dnia śnimy i jej wrzaski słyszymy. Dziewiątego dnia zabija braci i uśmiechu nie traci. Teraz ucztuje jak zmora, gdyż zmienia się w potwora."
Oghren wbił swój wzrok w bestię. - Już słyszałem kiedyś te słowa w podziemnych halach Okopów Umarłych. A niech mnie... - krasnolud spojrzał na Gadę – Jest krasnoludzką kobietą, jednocześnie kimś kto może rodzić dla mrocznych pomiotów armię genlocków! Chcą z niej zrobić Matkę Lęgu! Na przodków... - Szary Strażnik ruszył bez dalszego zastanowienia na bestię. Szarżował ile sił w nogach, kiedy to poczuł przeszywający ból w prawej nodze, coś go ukuło z tyłu. Wyrżnął się upuszczając swój topór, który zatrzymał się dopiero pod nogami bestii. Spojrzał na swoją nogę. W łydce sterczała mu strzała.
- Co ty robisz! - wykrzyczał Maren łapiąc się za głowę. Bella w tym czasie wyciągnęła kolejną strzałę.
- Harrowmont nie może umocnić jeszcze bardziej swojej pozycji. Bestia musi zabrać Gadę – Bella odpowiedziała z niezwykłym spokojem w głosie.
- To ty jesteś uzdrowicielem! Cały czas mogłaś jej pomóc! Dlaczego? - Maren stracił resztki wiary w człowieczeństwo.
- Mogłam. Ale moi pracodawcy chcą by to skończyło się mniej więcej w taki sposób. Poza tym gdybym jej pomogła byłoby o wiele mniej zabawnie – wytłumaczyła wciąż zachowując spokój.
- Zabawnie?! To cię bawi? Jesteś szaloną, zdradziecką, kłamliwą...
- Milcz! - w końcu podniosła głos szlachcianka. - Wygląda na to, że bestia nie pragnie niczyjej śmierci, a przynajmniej nie teraz. Chce tylko Gady i tego co jest w niej, więc lepiej pomóż swojemu krasnoludzkiemu towarzyszowi i wynoś się stąd nim zabierze i was.
- A kto tu jest tak naprawdę bestią? - zapytał załamany chłopak. Bella nie odpowiedziała.
Wszyscy popatrzyli na nią zszokowani.
- Zwariowała - zawyrokował Oghren, równocześnie już szykując topór. Niemożliwe przecież, by ojcem dziecka był...
- Gada! Na piaski! W końcu!
Z grzbietu stwora, zwinnie niczym wiewiórka, zeskoczył krasnolud w lekkiej zbroi. Wyminął wszystkich i podszedł do noszy z uśmiechem pełnym troski. Dopiero teraz Oghren zauważył charakterystyczny symbol na jego zbroi oraz tatuaże. Członek Legionu Umarłych.
- Kim jesteś? - zapytał nieufnie Maren, wciąż zerkając na potwora, który usiadł teraz na ziemi niczym posłuszny piesek.
- Przed moim pogrzebem zwano mnie Ragnar Aeducan, bratanek zmarłego króla Endrina Aeducana.
To jedno zdanie wystarczyło, by wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
- Dziedzic tronu - wychrypiał Oghren, patrząc na Gadę i jej brzuch. Nawet pomimo wstąpienia ojca do Legionu Umarłych, dziecko Ragnara mogło zagrażać Harrowmontowi jako Aeducan i zebrać wokół siebie wielu zwolenników starej władzy, zwłaszcza jeśli byłoby chłopcem. Nic dziwnego, że nie chciał do tego dopuścić. Od samego początku chodziło jedynie o politykę.
- Co ci się stało, kochanie? - zapytał tymczasem Ragnar, widząc ranę krasnoludki. Nie czekając na odpowiedź, wyciągnął z kieszeni czerwony kamień. - Zaraz to naprawimy.
Przedmiot w ręku Ragnara rozbłysnął jasno i dotychczas spokojny stwór potrząsnął łbem, warcząc. Od jego cielska do Gady popłynęła błękitna mgiełka i zanim ktokolwiek zdołał zareagować, spowiła ją całą. Gdy zniknęła, po ranie nie było śladu.
- Jak...?
- To stworzenie zrodzone z magii, chłopcze, odkryte jakiś czas temu przez Legion. Świetny tropiciel i obrońca. Jeżeli ma się smycz, można nim sterować. - Podrzucił w dłoni kamień. Gada podniosła się ostrożnie z noszy, trzymając za brzuch. Uśmiechnęła się do Ragnara z wdzięcznością.
- Co teraz będzie? - zapytała.
- Zabierzemy cię do królowej Anory - odpowiedziała od razu Bella. - Ona się tobą zaopiekuje.
- A potem wykorzysta ciebie i dziecko, by obsadzić na tronie Orzammaru marionetkę - prychnął Szary Strażnik. - Zabierzemy cię w inne, bezpieczniejsze miejsce.
- W jakie? Nigdzie nie będzie tak bezpieczna jak tam.
- Dziękuję, ale chciałabym zostać z Ragnarem - wtrąciła Gada, stając obok krasnoluda. - Legion Umarłych mnie ukryje. Dam sobie radę.
- Głębokie Ścieżki to nie miejsce dla dziecka. A ja miałam przyprowadzić cię do Anory - zaprotestowała Bella, marszcząc brwi. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, doskoczyła do Ragnara, wyrwała mu z ręki kamień i uniosła go do góry. Bestia ryknęła, a błękitne płomienie odrzuciły wszystkich do tyłu. Potwór doskoczył do Gady w jednym skoku, złapał ją ostrożnie w paszczę i zawrócił.
- Nie zamierzam zawieść! - zawołała Bella, wdrapując się nadzwyczaj szybko na stwora. Posłała kilka strzał, które nie sięgnęły celu, zatrzymane przez tarczę maga. Ściskając w dłoni klucz do posłuszeństwa podziemnego potwora, Antivanka pomknęła korytarzem razem z Gadą, zostawiając wszystkich w tyle.
-No to masz naprawdę popaprany gust -rzucił Oghren stając pomiędzy krasnoludką, a stworem.
-Oddajcie mi ją, a nie stanie wam się krzywda -do ich uszu dobiegł niski głos, który zjeżył krasnoludowi włosy na karku.
-Nigdy! -Bella jednym skokiem znalazła się tuż przy monstrum i zatopiła miecz w jednej z jego powykręcanych nóg.
Jego oczy zabłysły z wściekłości. Jednym machnięciem, zakończonej potężnymi pazurami ręki, posłał kobietę na ścianę. Odbiła się od niej jak szmaciana lalka i nieprzytomna opadła na podłogę.
Przerażony Oghren chciał pobiec do szlachcianki, wiedział jednak, że jakikolwiek ratunek będzie musiał poczekać, jeśli w ogóle uda im się przeżyć. Widział, że Maren walczy ze sobą by nie rzucić się na pomoc, lecz strach wziął nad nim górę, gdy rozsierdzona bestia pomknęła w jego stronę. Rzucił zaklęcie, lodowe języki ześlizgnęły się jednak po kościanym pancerzu, cholerstwo było najprawdopodobniej odporne na magię. Czarodziej stał więc na linii ciosu i rozumiał że nie ma dokąd uciec, w akcie desperacji po prostu rzucił się przed siebie. W pierwszym momencie Oghren był pewny, że przyparty do muru chłopak postanowił wykonać ostatni heroiczny wyczyn i zaatakował napastnika pięściami. On jednak wykonał całkiem efektywny obrót, jak na faceta w kiecce, i przeturlał się pomiędzy jego nogami. Krasnolud nie czekał dłużej, nawet jeśli musiał za wszelką cenę uchronić Gadę, to pozostawienie całkiem bezbronnego towarzysza samemu sobie, nie leżało w jego naturze. Nim stwór się odwrócił, dopadł do jego pleców i toporem oderwał jedną z kościanych płyt, która z hukiem upadła tuż obok jego stóp. Bestia ryknęła, a korytarz zatrząsł się tak mocno, że Oghren stracił równowagę i upadł na pośladki, z sufitu posypały się kawałki skał. Jeden z większych głazów przytrzasnął Marenowi szatę i teraz rozpaczliwie starał się ją rozerwać.
-Nie zdąży -ta myśl zmroziła szarego strażnika kiedy dźwigał się na nogi.
Bestia było zaledwie o cal od maga, gdy do ich uszu dobiegł cichy głos.
-Przestań -Gada leżała na podłodze spory kawałek od noszy, ścieżkę, którą się czołgała, znaczyła smuga krwi.
Nie była w stanie wstać, więc ostatkiem sił podźwignęła się na rękach.
-Pójdę z tobą, tylko ich nie krzywdź. Nie chce by jeszcze ktoś zginął z mojego powodu.
-Moja... Ukochana... -uspokojony potwór zbliżył się do niej, wyciągając niezgrabnie szponiaste dłonie. Z czubków palców uwolnił srebrne światło, które otoczyło kranoludkę i natychmiast zasklepiło jej rany.
-Będziemy... Rządzić razem.
Oghren nie miał jednak zamiaru poddać się tak łatwo, miał zadanie, przyprowadzić Gadę, i miał zamiar je wykonać. Zajęta bestia przestała zwracać na niego uwagę, stała teraz odwrócona plecami. Pozbawione w jednym punkcie ochrony, stanowiły idealny cel. Nie zastanawiał się dwa razy, krew w nim zawrzała, poczuł przypływ nieposkromionej siły. Zaszarżował i zamachnął się. Z rany trysnęła czarna krew, zalepiła mu oczy i paliła żywym ogniem. Ryk, który doszedł do niego przez ból, był potężniejszy niż cokolwiek co do tej pory słyszał. Ziemia znów się trzęsła, ale tym razem silniej. Oghren nie należał do sentymentalnych mężczyzn, ale w tamtym momencie naprawdę pożałował, że tak rzadko odwiedzał Felsi i ich synka.
- Niesamowite... – wyszeptał Maren chwiejąc się lekko. Gada na jego oczach znów straciła przytomność.
- Niesamowite, to zbyt łagodne określenie. Na zapchlonego bryłkowca, ta wyprawa, niech ją otchłań pochłonie, to jedna wielka katastrofa.- Oghren zmarszczył brwi i znów powoli skierował swą prawicę w stronę rękojeści topora.
-Stój! -Bella powstrzymała krasnoluda gestem dłoni. - Ten stwór to coś potężnego. Nie pokonamy go w ten sposób.
- To prawda. Nie pokonacie. - Z za stwora mierzącego przeszło 10 łokci wyłoniła się smukła postać o ludzkiej sylwetce.
- A Ty kim znów u diabła jesteś? Pokaż swe oblicze. - Napięcie towarzyszące słowom Oghrena było gęste jak lawa, której koryta podążały za drużyną przez całą wyprawę.
-Jestem Architektem. Witajcie intruzi. - Postać ukazała się drużynie. Głowa, choć kształtem przypominała ludzką, zwieńczona była powykrzywianą koroną. Oczy stwora zostały zakryte złotą maską połyskującą w blasku lawy. Długa tunika ozdobiona kościanym napierśnikiem okalała szare ciało, a ręce Architekta były nienaturalnie długie z równie nienaturalnie długimi palcami, zakończonymi długimi i ostrymi paznokciami.
-Architekt... czy my już się czasem nie spotkaliśmy?
- To prawda. Natknąłem się na was, strażników w przeszłości, tamte wydarzenia były dość, niefortunne. - Architekt zaskakująco dobrze posługiwał się ludzką mową zważając na fakt, że był to jednak pomiot.
-Pamiętam, jak chciałeś nami manipulować. Nie zjawiłeś się tu jednak by powspominać stare czasy, prawda?. Czego od nas chcesz? - Oghren splunął w stronę lawy. Ślina zmieniła się w ulotną parę.
- Prawda. Macie coś niezwykle cennego dla moich badań. Ta kobieta nosi w sobie klucz, do wyzwolenia pomiotów od zewu dawnych bogów. Pragnę odzyskać to co sam stworzyłem, dzięki poświęceniu tej krasnoludzkiej kobiety.
- O jakim poświęceniu pleciesz? Namieszałeś jej w głowie! Gada twierdzi, że to bydle za Tobą, jest ojcem dziecka. - Bella dała upust drzemiącej w niej złości mieszającej się z niedowierzaniem.
-Istotnie, jest tym, za kogo uważa go ta kobieta. Jak już mówiłem, ja stworzyłem to dziecko. Powstało z Uldenrotha najstarszego z pomiotów i z waszej krasnoludzkiej kobiety. Postępowałem wedle jej woli. – Na wspomnienie swojego imienia, stwór stojący za Architektem zawarczał z przekąsem.
- Bredzisz. Gdyby to monstrum rzeczywiście było pomiotem, poczułbym to. – wtrącił krasnolud.
- Uldenroth jest wyzwolonym pomiotem. Dzięki mojej pracy. Mej obecności również nie wyczułeś.
-Jak śmiesz! Zginiesz z mojej ręki, obiecuję Ci to. - Maren poczuł, że nie wytrzyma słów pomiota ani sekundy dłużej.
- Milcz Maren. - Oghren uciszył czarodzieja. - Czy Alara również była twoim dziełem? A może wspaniałomyślnie pomagała, z własnej woli?
- Elfka była narzędziem. Miała przyprowadzić dziecko do mnie, a was się pozbyć. W obliczu jej niepowodzenia jestem zmuszony interweniować. Niefortunne.
-Co masz na myśli? – Oghren uniósł prawą brew.
- Chcę wam złożyć ofertę. Zależy mi jedynie na potomku. Puszczę was wolno i wskażę drogę na powierzchnię, jednak zrobię to tylko jeśli zwrócicie mi mój twór.
-A, w przeciwnym razie? - Oghren trzymał swój ogromny topór już obiema rękami.
- W przeciwnym razie każę Uldenrothowi was usunąć. - każde słowo Architekta, zostało wypowiedziane z chłodną obojętnością. Przypominał przy tym wyciszonych, z Wieży Magów.
- Jedno trzeba przyznać... walisz prosto z mostu. – Oghren obrócił się lekko w stronę leżącej na ziemi Gady. Wyglądało na to, że Krasnoludka przebudziła się na dobre. Najwyższy czas, pomyślał.
Oghren, w swoim stosunkowo krótkim pół-hultajskim pół-szlachetnym żywocie, przetrwał wiele. Był świadkiem niezwykłych zdarzeń, które przyprawiały go o dreszcze, a zarazem wyzwalały ogień w jego wnętrzu. Był również trzecim uczestnikiem podań, przekazywanych z ust do ust przy kuflach i dzbanach, które jarzyły się w blasku karczmarskich świec. Mimo ogromu doświadczenia fala szoku był zbyt ogromna, aby można ją było przyjąć natychmiastowo.
Spojrzał ukradkiem na towarzyszy. Istotnie, oni również znajdowali się w podobnym marazmie.
- Czy to jest możliwe? - Bella cedziła przez zęby każde pojedyncze słowo, jakby już sam ich wydźwięk był zbyt absurdalny do zrozumienia.
- Pozwólcie mi wytłumaczyć.
Gada resztkami sił próbowała podeprzeć się łokciami o tarczę, na której była umieszczona. Bella natychmiastowo znalazła się koło niej i ułożyła ją do pozycji półsiedzącej. Krasnoludka oddychała nierówno, wydawało się, że każdy wdech sprawiał jej niewyobrażalny ból. Zacisnęła zęby, a następnie spojrzała na rzekomego "ojca" swojego dziecka.
W jej oczach można było dostrzec cierpienie, które nie miało nic wspólnego z fizycznymi mękami. To jeszcze bardziej zaintrygowało Strażnika. W jego głowie kłębił się ogrom myśli i wspomnień, obecnych od momentu pożegnania blasków słońca, aż po wstąpienie do podziemnej krainy mroku. Co się właściwie wydarzyło?
- Aron - szepnęła krasnoludka - On ma na imię Aron. I nie zawsze taki był - zrobiła pauzę. Przegryzła wargę, aby następnie skierować wzrok ku Marenowi - Powstrzymaj swoje popędy i schowaj broń. On nic ci nie zrobi.
- Nie byłbym tego taki pewny - Maren spojrzał na cielsko bestii i mocnej zacisnął dłoń na drewnianym kosturze - To ''coś" nie ma nic wspólnego z żywą istotą. Czuję to. Coś wynaturzonego, potwornego.
- Maren - głos szlachcianki ciął jak miecz. Nadal pochylona nad krasnoludką, miała przymknięte powieki i toczyła ze sobą walkę, lecz mimo to stanęła w obronie Gady - Daj jej dokończyć.
W tym momencie bestia zniknęła w jednym z mrocznych zakamarków. Gada otworzyła bezgłośnie usta, zdając sobie sprawę, że już nic nie może zrobić. Odnalazła siłę, aby kontynuować.
- Byliśmy razem szczęśliwi - mówiła - Darzyliśmy się prawdziwą miłością. Lecz ostatnio Aron zaczął zachowywać się tajemniczo. Odrzucił mnie, wiedząc, że oczekuję dziecka. Jest z niskiej kasty, nie mógł znieść świadomości, że podziały nas ograniczają. I wszystkich innych. A Harrowmont... - przerwała - To tradycjonalista. Nie przyjmuje do świadomości jakichkolwiek zmian. I to przerodziło się w nienawiść. Aron zaczął pałać chęcią zemsty. Zniknął w Głębokich Ścieżkach. Poddał się krwistym rytuałom, zaczął współistnieć z tutejszymi kreaturami. A ja musiałam uciekać, bo... - jej głos się załamywał - Harrowmont naprawdę chce mnie zabić. I dziecko, które mogłoby stać się symbolem.
Nie potrafiła wypowiedzieć kolejnych słów, ręką otarła krople srebrzystych łez, które zaszkliły się jej w kącikach oczu.
- Symbolem? - Bella podjęła temat.
- Symbolem nadziei, jeśli Aronowi się nie uda. On pragnie przeprowadzić rebelię - wyznała - Pragnie obalić wszystkich zwolenników tradycji i samego Harrowmonta. Chce kontrolować stworzenia Głębokich Ścieżek, które miałyby mu pomóc. Aby to osiągnąć musiał stać się jednym z nich. A ta elfka, która jest z wami...
- Była - poprawił ją Oghren. I wszystko nagle stało się jasne - Alara była na usługach Harrowmonta. Miała nas poprowadzić - przypomniał sobie jej słowa - Poprowadzić na śmierć. Lub zginąć.
Co? - wrzasnęła przerażona Bella. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i rzuciła spojrzenie w kierunku Gady.
Masz na myśli tą przerośniętą kreaturę? - dodał Ogrhen.
Mierzący blisko trzydzieści łokci stwór zbliżał się w ich stroną. Był już w zasięgu oręża, gdy nagle zatrzymał się. Jego zachowanie sprawiało wrażenie wewnętrznej walki.
- Nie róbcie mu krzywdy. - wyrzekła rozpaczliwym głosem Gada.
- Powiedz to temu ścierwu, zanim przerobi nas na kotlety - krzyknął Ogrhen gotując się do wymierzenia ciosu.
-Czekaj. On chyba nie zamierza nas zabić. - wyrzekł Maren uważnie obserwując bieg zdarzeń.
Szary strażnik powoli rozprężył palce zaciśnięte na rękojeści topora. Naglę rozległ się świst wypuszczonych strzał. Pociski siarczyście zagłębiły się w ciele besti. Potwór wydał z piersi przerażający ryk, po czym zniknął w ciemności.
- Uciekł? - spytał zdziwiony Maren
- Nie sądzę. Jeszcze tu wróci. - oznajmił krasnolud.
- Idioci. - syknęła Bella - Mieliście szansę go zabić. Następnym razem możemy już nie mieć tyle szczęścia.
- On nie jest bezmyślną bestią - odezwał się cichy głos Gady.
Maren zbliżył się do rannej, chwycił jej dłoń i w ciszy wyrzekł zaklęcie.
- To ją wzmocni. - powiedział.
- Tairon w rzeczywistości jest krasnoludem. Musimy tylko jakoś zdjąć tę klątwę. - głos Gady zabrzmiał wyraźniej niż poprzednio.
- Klątwę? powtórzył Maren - a więc, to dzieło maga krwi?
- Tak, a my musimy działać nim będzie za późno.
- Jedyne co możemy zrobić, to ukręcić mu łeb, reszta nie zadziała. - powiedział wątpiąco Ogrhen, który na sam dźwięk słów ,,magia krwi" przeczuł, że znajdują się w wyjątkowo beznadziejnej sytuacji. Zdarzało mu się już wcześniej walczyć z różnymi przeciwnikami, jednak demony, cienie i plugawce nie należały do tych najmilej wspominanych.
- Magia krwi jest bardzo potężna, wątpię żebyśmy mogli coś zrobić- bezsilnie pokręcił głową Maren.
- Nie! Thaig Erion - musimy go odnaleźć. - powiedziała stanowczo Gada.
- Skąd pewność, że on w ogóle istnieje? - spytał Ogrhen.
- Bo Harrowmont zaciekle go szuka. Legendy mówią że przodkowie do dziś czujnie strzegą tego miejsca. Powiadają, że ich duszę kryją się pośród lawy i że czyhają na życie każdego, kto zakłóci ich spokój.
- Wiesz jak się tam dostać? - spytała wyraźnie zaciekawiona Bella.
- Tak, udało mi się wykraść mapę. Król już z pewnością zauważył jej brak.
- Ale jak to pomoże zdjąć tę cholerną klątwę? - wtrącił Ogrhen.
- Ponoć w świątyni przebywa magiczna runa. Patroni uważali, że może ona przekazać posiadaczowi tajemną moc. Mag, który ją posiądzie będzie mógł udaremnić każde rzucone zaklęcie. - Gada powoli zaczęła tracić siły. Jej powieki stawały się coraz cięższe a głos znów począł słabnąć.
- Musi odpocząć, to pomoże jej nabrać sił. - oznajmił Maren, po czym zamyślił się i odwrócił wzrok na Ogrhena i Bellę. - Krasnoludy nie posiadają zdolności magicznych, runa jest więc dla Harrowmonda bezużyteczna.
- Nie koniecznie, być może stary wyga boi się, że ktoś inny ją znajdzie. - powiedziała Bella. - Możliwe, że to wyjaśnia, dlaczego królowa posłała nas do niego.
Ogrhen w tym czasie wyciągnął z kieszeni Gady nie wielki zwój. Mapa wydawała się bardzo stara, a cel podróży był już blisko.
Po słowach Gady całej drużynie włosy na karku dęba stanęły. Ale nikt nie próbował pytać jak to możliwe, że ojcem jeszcze nie narodzonego dziecka Gady była taka bestia.
- Chyba nie wyszło tobie uciekanie przed tą bestią – odezwał się Oghren, wciąż niepewny sytuacji. Bestia gapiła się na nich, nie ruszała się. Ciężko było powiedzieć czy zaraz nie ruszy na nich i w morderczym szale nie zacznie ich wyrzynać.
- A kto powiedział, że uciekam przed nim? - zapytała Gada. Nie czuła się specjalnie lepiej, ale resztkami sił dawała radę odpowiadać.
- A dlaczego Harrowmont pragnie twej śmierci? - zapytał skołowany obecną sytuacją Maren.
- Proszę was... - Gada zakaszlała. – To długa historia, na którą nie mam teraz sił. Mówiąc krótko – nie chciałam bawić się w polityczne gry Harrowmonta, co mu się bardzo nie spodobało.
- A dlaczego, psia jucha, twój chłopaczek wygląda jak... - Oghren zatrzymał się na chwilę by znaleźć odpowiednie słowo – jak wygląda?
- Chyba ja wiem – wtrącił się Maren. - Opętanie, być może też mutacja bądź ingerencja jakiś przedmiotów wyjątkowo plugawych.
- Obawiam się, że młody ma rację – powiedziała Gada, zaciskając zęby z bólu, który towarzyszył jej przy każdym bardziej gwałtownym ruchu. - Nie zawsze taki był. Czasami udaje mu się przejąc kontrolę nad demonem, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, i woła mnie.
- Te ryki, to zawołania? - spytała jak dotąd milcząca Bella.
- Tak. Muszę mu pomóc, chociaż jeszcze nie wiem jak. Nie jestem pewna jak doszło do opętania. Raczej nie można o to winić Harrowmonta, do czegoś takiego nawet on by się nie posunął.
Bestia wpatrywała się w ich czwórkę kręcąc od czasu swą ogromną głową. - Sami widzicie, że potrafi oprzeć się siły demona. Tak jak teraz.
Oghren uspokoił się nieco. Odwagi nigdy mu nie brakowało, bo miał jej tyle co szaleństwa i woli walki, jednak zdawał sobie cały czas sprawę, że taka kupa mięśni nie będzie byle bryłkowcem, jak zwykł mawiać.
- Ja chyba znam jeden sposób – odezwał się ponownie Maren, tym razem ciszej, jakby niepewny czy może się odezwać. - Jednak może się ona wam nie spodobać – Gada wbiła w niego swój wzrok, dostrzegł w nim jakąś radość z nowiny, nadzieję. - Do tego potrzeba sporej ilości lyrium i... - zamilkł na chwilę, by przemyśleć czy aby na pewno może zaproponować to przy Szarym Strażniku – magi krwi.
Wszechogarniająca cisza była jeszcze gorsza niż dźwięk słów. Stali tam wszyscy - Oghren, Maren i Bella, patrząc na rozpostarty przed nimi obraz bestii, jak się zdawało - na finałowy akt ich wędrówki. Szary Strażnik nie był do końca świadom swoich czynów, ale zanim zdał sobie z tego sprawę, trzymał w dłoni swój topór, podobnie jak swoją broń trzymał mag i szlachcianka.
- Nie! - zawołała Gada.
Oghren skierował na nią swój wzrok, zastanawiają się, czy krasnoludka nie majaczy. Trawił ją ból, ale wzrok zdawał się być przytomny i przejrzysty.
I stało się coś niespodziewanego. Mimo ogromu przeżytych wrażeń i nieprzyjemnych doświadczeń, Oghren nie potrafił zrobić nic innego, jak śmiać się. Czuł, że tego wszystkiego jest po prostu zbyt wiele. Ten gest sprawił, że gęstniejąca atmosfera stała się jeszcze bardziej absurdalna i przerażająca. Poczuł dłoń Belli, która gruchnęła na jego głowie.
- Krasnoludzie! - rzuciła wściekle - Czy nawet w takiej chwili wszystko jest dla ciebie zabawne?!
Tymczasem bestia napięła swoje cielsko, co szybko przywołało ich do stanu gotowości. Nie zdołali zrobić nic więcej, gdyż Gada, która mimo przeżywanej męki, uzyskała siłę, aby wstać i skierować się do przodu. Maren podał jej ramię, na którym mogła się wesprzeć. Zatrzymali się, gdy dzielący ją od potwora dystans wynosił zaledwie kilka stóp.
Gada uniosła swój przemęczony wzrok. Można było w nim dostrzec czułość i barwy uczucia. Bella znalazła się tuż obok dwójki, a dłonie trzymała blisko kołczanu ze strzałami, poruszając nad nimi delikatnie palcami, jakby odprawiała niemal magiczne rytuały.
- Bemi jest przeklęty - Gada nie odwracała wzroku od bestii - Co jakiś czas musi uciekać z Orzammaru na Głębokie Ścieżki, gdy zbliża się jego czas. Czas przemiany - dodała - To klątwa, która ciąży od pokoleń na jego rodzie. A wszystko ma swoje źródło w czasach, kiedy nasz świat toczył pierwsze zaciekłe walki o władzę. Do czasu, kiedy narodziły się pierwsze rody, aby następnie stać się królewskimi. Gahraldowie zdobyli wtedy panowanie w Orzammarze, lecz ich przeciwnik i zacięty rywal zaczerpnął pomocy u maga, który na jego rozkaz stworzył to przekleństwo. To sprawiło, że został pozbawiony tronu.
Wyciągnęła dłoń przed siebie, aby delikatnie, opuszkami palców dotknąć ciała ogromnej bestii.
- Poznałam go niedawno. Wytłumaczył mi wszystko, całą jego historię, lecz mimo to pokochałam go, bez względu na to, czym jest. Nie spodobało się to Harrowmontowi. Próbował mnie przekonać, zmienić, lecz nic nie można zniszczyć tego uczucia - stwierdziła - A krasnoludce o podobnym rodowodzie nie przystoi, aby związała się z kimś takim. Kimś, kto budzi nienawiść ludu.
Gada zdawała sobie sprawę z powagi wyznania, które wypowiedziała i jaki wpływ wywarło ono na postacie znajdujące się wokół niej.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak ta sytuacja musi wyglądać w oczach Harrowmonta? - w głosie młodego maga można było wyczuć nutkę złości - Pojawienie się prawdziwego potomka, który może objąć tron?
- Nie - zaprzeczyła - To nie tak. Nam nie zależy na władzy. Chcemy po prostu stworzyć rodzinę - następnie dotknęła czule swój brzuch - A nasze dziecko może złamać klątwę.
W wyzierających spod poskręcanej masy ciała oczach istoty błyszczała nienaturalna, złowroga inteligencja. Korytarze Ścieżek ponownie wypełnił ryk potwora, łacno siejący trwogę w sercach. Gdyby Oghrenowi zdarzało się śnić, być może słyszałby ten wrzask w jakimś koszmarze. Ale koszmar rozgrywał się naprawdę. Monstrum poderwało opalizującą dłoń do góry rozlewając wokoło chorobliwie błękitną pożogę. Krasnolud tylko częściowo zdołał uskoczyć, gdy jęzory płomieni liznęły jego pancerz wydał z siebie berserkerski okrzyk. Bella choć uratowała siebie, z przestrachem spoglądała na swój zwęglony cisowy łuk. Maren stał w miejscu wyciągając ręce przed siebie, eksplozja ominęła go całkowicie, podobnie jak Gadę. W tym momencie zgroza schwyciła każdego z drużyny za gardło, a wojownik zastanawiał się czy w chwili próby ostatni towarzysze go nie opuszczą.
-Maren zajmij go czymś na Kamień! – Wycharczał Oghren i w bitewnym szale zaszarżował na bestię. Widział jak uderza ją idący z wiatrem w zawody kamienny pocisk stworzony przez maga . Tuż przed celem obrócił się i ciął ścięgna kreatury. Stwór nie tracił ferworu, zamierzył się pięścią szybciej niż krasnolud był w stanie dostrzec, mocarnie ciskając nim o ścianę. Oghren widział tylko jak obmierzłe ciało istoty napina się jak struna, a ta wyciąga łapy w stronę jego i Marena. W jednej chwili rozpostarła się przed nimi ściana ostrych jak brzytwy lodowych odłamków, które przebiły ramię maga na wylot, choć nie uszkodziły berserkera i leżącej na noszach Gady.
Bella. Zapomnieli o Belli.
Kuliła się w rogu, nie mając żadnej drogi ucieczki, szeptają modlitwy do Stwórcy. Pomimo że poczwara potrafiła być szybka, celowo zwolniła kroku, czerpiąc perwersyjną przyjemność z pierwotnej paniki ogarniającej Bellę. Oghren chwycił za topór i niewiele myśląc zaczął rąbać lodowe sople, łudząc się że ma szansę ocalić łuczniczkę. Potwór zamachnął się i wtedy wszystko zwolniło do uderzeń umierającego serca.
Włosy Belli unosiły się jak zanurzone w wodzie. Jej sylwetka rozmazywała się i migotała zielonożółtym blaskiem, emanowało z niej uczucie spokoju, wytchnienia, Nadziei. Swoją błyszczącą dłonią zatoczyła okrąg nad głową, a salę w okamgnieniu wypełniło ciepłe żółtawe światło, przybyłe zza Zasłony. Lodowy mur pęknął z trzaskiem, krusząc się na przezroczyste drobinki. Rany, doskwierające im wszelkie poparzenia i wstrząśnięcia, zniknęły jak ręką odjęte. Demon zatoczył się jak uderzony młotem i złapał za głowę. Oghren wykorzystał okazję jaka mu się nadarzyła. Chwycił topór i podrywając się do biegu wskazał Marenowi bestię. Zbroja dźwięczała, krew buzowała mu w żyłach, a topór świszczał tnąc powietrze. Gdy niemal sięgał celu, mag wywołał falę mocy prującą prosto na demona, ten zachwiał się a Oghren wyskoczył i odmierzył dobijający cios. Z rozpłatanego czerepu trysnęła krew, a z równie zdeformowanych jak zewnętrzne organów powoli sączyły się inne płyny. Bestia padła.
-Mówiłaś, że nie jesteś uzdrowicielką – Krasnolud ozwał się poważnie znad truchła, gdy minęła chwila ciszy.
-Bo nie. Nie panuję nad tym. Jestem jakby plugawcem. –Zwiesiła głowę.
-On też był. Plugawiec Pychy, aż przypomina mi się ten kurzalec Uldred. –Oghren splunął w bok. –Żesz w dupę, Gada nosi w sobie dziecko plugawca.
-Jeżeli dziecko w końcu się urodzi –odezwał się Maren –Może być niewyobrażalnie niebezpieczne. Dlatego Alara mówiła, że musi zginąć.
W tym momencie ich wzrok spoczął na leżącej na noszach Gadzie Helmi, która już uzdrowiona, gładziła się po brzuchu. Liczyło się jedynie dziecko.
- O kutwa... z czym jeszcze przyjdzie się nam zmierzyć?-warknął Oghren. - Lyrium, wyraźnie je wyczuwam -szepnął Maren. Wyczerpany ciągnięciem noszy krasnolud, sięgnął po swój topór. - Zaczekaj Oghrenie, Gada, proszę Cię, musisz wyjaśnić nam o co tu chodzi, twierdzisz, że to jest ojciec twojego dziecka?! - zapytała roztrzęsiona Bella. Zapadła pełna napięcia cisza, słychać było jedynie przyśpieszone oddechy i sapanie bestii. -To, to nie jest takie proste - powiedziała - wybaczcie, że wam nie powiedziałam... - głos jej się załamał. - Nieważne, powiedz nam czy mamy z nim walczyć? Czy da się z nim jakoś porozumieć? - syknął Maren. - Nnie, on.. on nie jest sobą, obawiam się, że to koniec a byliśmy tak blisko celu... rzekła zrezygnowana Gada. - Poprowadź ich lub zgiń. - Ich uszu dobiegł głos, z pewnością ludzki, ktoś stał za nimi. Cała drużyna odwróciła się jak na komendę. Stał przed nimi mężczyzna, odziany był w zbroję komendanta Szarej Straży, a w ręku dzierżył pięknie rzeźbiony kostur. Oghrenowi serce skoczyło do gardła - to niemożliwe... strażniku, myślałem, że nie żyjesz... - nie tak łatwo mnie zabić przyjacielu, ale ty jak widzę znów wpakowałeś się w niemałe tarapaty. - Kto to jest? - spytała Gada. -To długa historia - odparł Oghren. - A niech mnie, a co z bestią? - dodał. - Spokojnie jest pod moją kontrolą, obserwuje ją już od dłuższego czasu, jest inna niż reszta żniwiaży... - odpowiedział strażnik. Maren, Bella i Gada stali do tej pory i zapartym tchem słuchali rozmowy strażników. Wreszcie Maren postanowił się odezwać -Żniwiarze? Chyba nie masz na myśli mitycznych stworów z thaigu Amgarrak! - Właśnie o nie mi chodzi - odparł strażnik tonem tak zimnym, że mag nie kontynuował dyskusji. - I co teraz? - zapytała Bella. Nie pytajcie mnie za n im odpowiem chcę usłyszeć odpowiedzi na moje pytania -odparł strażnik - myślę jednak że wasza towarzyszka ma nam sporo do powiedzenia, prawda Gada? Oczy wszystkich zwróciły się na krasnoludkę. - Pozwólcie, że zacznę od początku...
Oghren zainkasował pierwszy. Łapa wielkości tarczy z ogromną siłą uderzyła krasnoluda w klatkę piersiową, robiąc w zbroi wgniecenie, a jego samego odrzucając kilka sążni dalej. Bella dobywszy łuku wypuściła w stronę stwora strzałę, która odbiła się od niego jak od ściany. Nim zdała sobie sprawę, że tym sposobem raczej nic nie zdziała - olbrzym był już przy niej. W jednej chwili wyrwał jej z dłoni łuk i złamał w pół odrzucając jego części w dwie przeciwne strony. To dało Marenowi czas na wyskandowanie zaklęcia. Jego palce zaiskrzyły, a w dłoni zmaterializował się piorun kulisty, którym cisnął bez namysłu w potwora. Mag w ostatniej chwili zasłonił się magiczną tarczą przed swym własnym zaklęciem, ale mimo to, siła uderzenia była na tyle duża, że Maren wykonał co najmniej dwa salta w powietrzu nim upadł tyłkiem na kamienną posadzkę.
Gada straciła przytomność. Było z nią coraz gorzej. Leżała nietknięta, tak jak ją zostawili. A przy niej klęczała bestia. Niebieskie płomienie tańczące dotychczas wokół pokracznych palców kolosa, oplątały ciało krasnoludki i uniosły je nieznacznie w górę. Gada wygięła się do tyłu w konwulsyjnym skurczu, a na jej twarzy zawitał niemiły grymas bólu, przeszywającego całe jej ciało. Szary Strażnik, mag i łuczniczka, pozbierani już do kupy obserwowali kazus z nieukrywanym zaciekawieniem, zachowując przy tym odpowiedni dystans od potwora. Nie mogli uwierzyć w to co widzą. Krasnoludka o własnych siłach podniosła się z noszy, nie mniej jednak nim stanęła na nogach, upadła boleśnie kilka razy.
- Zdążyłam zapomnieć jaką przyjemność może sprawić poruszanie się o własnych siłach - Gada z niepasującym do sytuacji entuzjazmem zaczęła otrzepywać ubrania z kurzu, kontynuowała - Poznaliście już mojego męża? - uśmiechnęła się szczerze do całej trójki, jednocześnie poklepując męża-olbrzyma, na co ten zareagował gromkim okrzykiem radości.
- Tak... jakby - jedynie Oghren zdobył się na odpowiedź. Maren i Bella stali jak wryci.
- Musicie mu wybaczyć, pewnie wziął was za pomioty - Bestia podniosła się, odwróciła w stronę grupy i ukłoniła przesadnie w przepraszającym geście - Ostatnio stał się bardzo nerwowy. Rozpalmy ogień i zjedzmy coś. Zasługujecie na odpoczynek i... wyjaśnienia.
Gada opowiedziała swoim kamratom o klątwie rzuconej na jej męża, niegdyś zamożnego szlachcica ze średniej kasty, później nędznego rzezimieszka z Mrokowiska. Harrowmont jak się okazało, był jej wujem, który obiecał ojcu Gady przed jego śmiercią, że zaopiekuje się nią i wychowa jak własną córkę. Tak było do momentu, w którym nie związała się z Garinem. Związek ten był Harrowmontowi nie na rękę, psuł mu reputacje. Ponadto kochanek Gady miał dowody obciążające jej wuja. Ten na ujawnienie ich nie mógł sobie pozwolić, toteż początkowo Garin został pozbawiony tytułu i majątku, a gdy to nie wystarczyło - Harrowmont najął magów krwi i rzucił nań klątwę... Którą może odczynić jeno prawdziwa miłość i... I koniecznie dziecko.
Myśleli, że niebezpieczeństwo jest za nimi. Mylili się - zbiry Harrowmonta już tu były. Niepowodzenie misji nie wchodziło w grę.
Monstrum zaśmiało się okrutnie, krążąc wokół zastygłej w szoku grupki wędrowców. Wbiło swe żółtawe ślepia w leżącą na ziemi krasnoludkę, a ich spojrzenia spotkały się. Twarz Gady natychmiast wykrzywiła się w nieukrywanej odrazie, lecz hipnotyzujące oczy potwora przygwoździły ją do miejsca, nie pozwalając zerwać kontaktu wzrokowego.
- A niech mnie bryłkowce kopną… - szepnął z niedowierzaniem Oghren. Krępa dłoń krasnoluda zacisnęła się na rękojeści topora, szukając w nim odrobiny normalności w tym przeklętym miejscu. – Co się tobie stało, dziewczyno?
Stwór ryknął mrożącym krew w żyłach śmiechem, a filary komnaty aż zadrżały od jego nieludzkiego głosu.
- Harrowmont jej się stał, mój ty naiwny Szary Strażniku – odparł kpiąco potwór, wlokąc się na grubych łapach do Helmi i wpatrując się w nią znacząco. – Czyż nie tak, najdroższa?
Tym razem Gadzie udało się odwrócić od niego wzrok i zdeterminowana zacisnęła usta w niemym sprzeciwie. Paskudny pysk stwora jeszcze bardziej zniekształcił się w nagłym napadzie gniewu i krasnoludka niespodziewanie zawyła z bólu, rzucając się na noszach jakby ktoś przebił ją ostrzem. Bestia wpatrywała się w nią z fascynacją, przysłuchując się przeszywającym wrzaskom rannej.
- Nie bądź nieuprzejma dla naszych gości, kochanie – rzekła istota krzywo się uśmiechając - Podzielmy się z nimi historią naszej wielkiej miłości.
Gdyby nienawiść mogła zabijać, Helmi tańczyłaby teraz w krwi potwora i robiła naszyjnik z jego wnętrzności.
- Tak jak wspomniał mój… ukochany, lord Harrowmont odpowiada za mój obecny stan – powiedziała z ledwie ukrywaną wściekłością Gada – Gdy Bhelen doszedł do władzy, poplecznicy Horrowmonta zaczęli go opuszczać, a on powoli tracił wpływy i szacunek w Orzammarze. Zdesperowany zdał sobie sprawę , że może utrzymać swoją pozycję tylko jeśli zostanie Patronem. Jego ego tak się wtedy rozrosło, że ubzdurał sobie, iż to on przywróci magię krasnoludom. Magię, dacie wiarę? – parsknęła śmiechem – Ja też temu nie dowierzałam, a przecież wraz z moją przyjaciółką Dagną studiowałam magię w Kręgu Maginów zanim je wszystkie szlag trafił! Mój ród jako jedyny wspierał jeszcze Harrowmonta, kiedy odnalazł on starożytny rytuał wezwania demonicznej bestii z czeluści Głębokich Ścieżek i dobił z nią targu – towarzyszka życia za możliwość odzyskania magii.
Maren poruszył się niespokojnie na wzmiankę o Kręgu Maginów, przybliżając się de Belli jakby próbując się za nią schować.
- I tak nieświadoma tego, co mnie czeka, Harrowmont wybrał mnie – kontynuowała z goryczą w głosie Gada – Zmusił mnie do uczestnictwa w jakimś rytuale i oddał mnie w ręce tej istoty, a gdy zorientowałam się, że jestem w ciąży, uciekłam, narażając się tym samym na gniew Harrowmonta. Ten płód… nie jest normalny – szepnęła z przerażeniem w głosie – Gdy przyjdzie na świat przywróci krasnoludom magię, owszem, ale…
- … ale jednocześnie ich splugawi – przerwała jej bestia, uśmiechając się paskudnie.
Bella chwyciła swój łuk, nałożyła na niego strzałę i napięła cięciwę. Dyszała głośno, na jej twarzy widać było wyraźne zdenerwowanie.
- To po ciebie wysłała nas królowa Anora – powiedziała z niepokojem – Wiedziała, że na Głębokich Ścieżkach pojawiła się jakaś mroczna siła i gdy tylko dowiedziała się, że w Orzammarze znikła szlachcianka, od razu ofiarowała swoją pomoc w odnalezieniu jej. Harrowmont nie mógł odmówić, wyglądałoby to podejrzanie – wycelowała w Gadę – To dziecko jest zagrożeniem.
- Nie spuszczajcie go z oczu! – krzyknął Oghren do towarzyszy, po czym odwrócił się do Gady. - O czym ty bredzisz? Majaczysz, dziewczyno!
Krasnoludka tylko potrząsnęła głową z dziwnym smutkiem wymalowanym na bladej twarzy.
I wyciągnęła dłoń.
Fala energii uderzyła w Oghrena i odrzuciła go do tyłu. Z pozostałej dwójki tylko Bella zdążyła się odwrócić, zanim i oni zostali powaleni na ziemię i przygnieceni niewidzialna siłą.
- To niemożliwe! - wykrzyknął Maren, bezskutecznie próbując się oswobodzić. - Jesteś krasnoludką, nie jesteś fizycznie zdolna do używania magii!
- Ja nie – Gada uśmiechnęła się zimno i położyła dłoń na brzuchu. - To całe szczęście, że moje dziecko nie odziedziczyło po mnie tej cechy, prawda?
I zanim sens tych słów zdołał do nich dotrzeć, skinęła głową dotychczas stojącej bez ruchu bestii. Potwór zamachnął się i świat Oghrena utonął w ciemności.
Ocknął się w zalanej bijącym od lawy światłem dusznej komnacie. Obok niego budził się Maren. Miał na czole wielkiego siniaka i Oghren domyślał się, że sam nie wygląda lepiej. Bella z kolei była już na nogach.
- Zabrali nam nasze rzeczy – poinformowała ich, nawet nie odwracając głowy. Ze swojej pozycji na posadzce Oghren widział tylko jej plecy i nerwowe ruchy rąk, jakby próbowała coś otworzyć.
- Oczywiście, że zabrali - mruknął kransolud, siadając i rozglądając się po pomieszczeniu. Komnata była bardzo stara i na wpół zalana przez lawę. Jedyne wyjście prowadziło przez zamknięte masywne drzwi. - Jakiś pomysł, czemu jeszcze żyjemy?
- Potrzebują więcej dzieci – wyjaśniła Bella, podnosząc się wreszcie i odwracając do nich. Oghren zauważył, że twarz patrzącej na wszystkich z pogardą szlachcianki została zastąpiona przez determinację, jakiej nie widział od czasów Plagi. W dłoni trzymała szklaną fiolkę z bulgoczącym przezroczystym płynem. - Z jednym niemowlęciem niewiele zdziałają. Tych bestii musi być w okolicy więcej, zrodzonych z innych matek. - Kobieta westchnęła. - Oni planują zdobycie powierzchni. Jakimś sposobem są w stanie stworzyć maga krasnoluda przez krzyżówki z tym... czymś. Cesarzowa wysłała mnie, żeby ich powstrzymać. - Zamilkła, jakby w zamyśleniu. - Poprowadź ich lub zgiń, powiedziała. Zabawne, że rozkaz Alary brzmiał tak samo.
Wtedy szczęknął masywny, pradawny zamek w drzwiach. Oghren zaklął, rozglądając się za jakąś bronią. Maren wyczarował barierę pomiędzy nimi a wrotami. Bella zaś po prostu ruszyła w stronę wrzącej niewzruszenie lawy.
- Bella, co ty... - zaczął Oghren, po czym dostrzegł wyłom w ścianie, prowadzący prawdopodobnie do leża głębinowców albo czegoś podobnie paskudnego, ale z dala stąd. - Przejście, tamtędy!
- Biegnijcie – powiedziała Bella, nic sobie nie robiąc z ich zdziwionych spojrzeń. - W tej fiolce jest bomba, jeżeli wrzucę ją do lawy, bardzo zwielokrotni swą moc. Nie udało mi się nikogo poprowadzić, więc muszę zginąć – powiedziała z goryczą w głosie. - Ale kupię wam trochę czasu. Biegnijcie i powstrzymajcie ich, już!
Raczej dziś powinno pojawić się potwierdzenie, że prace zostały wysłane do autora i jutro ukaże się pierwszy wyróżniony.
Autor ma jeden dzień na sprawdzenie prac. Dopiero potem są podawane wyniki.
Ja bym prosiła o napisanie, czy moja praca się tym razem dostała. Nie chcę się obudzić po konkursie z ręką w nocniku, że cały czas coś robiłam źle... :)
Lepiej napisać, które prace się nie dostały, będzie szybciej, ponieważ takich prac zapewne jest mniej, albo nawet i wcale.
Już piszę, proszę się nie martwić ;)
Pierwszym wyróżnionym przez Autora jest YTSEMAN, gratulacje!
Komentarz do całego etapu możecie przeczytać na zakładce Wyniki.
Przez kolejne dni będziemy podawać wyróżnione prace, a w niedzielę poznacie Zwycięzcę, powodzenia!
Yazeva: Twoja praca została wysłana do Autora.
Jak już takie pytania padają, to ja też -jeśli można- chciałbym się dowiedzieć czy moja praca została wysłana.
RoC8: Niestety, nie wyraziłeś zgody na udział w konkursie na stronie https://www.gry-online.pl/moje-gry-online.asp
Miki131196: Twoja praca została wysłana do Autora.
Myślałem że zaznaczenie zgody na przetwarzanie danych osobowych. Rozumiem że nie ma możliwości doslania mojej pracy?
Niestety, nagrodzone osoby są już wybrane. W tym konkursie są jeszcze szanse na nagrodę, więc zapraszamy do dalszego uczestnictwa. Jeśli nie ten konkurs, to kolejny - na pewno będzie ich więcej ;)
Następną nagrodzoną osobą jest... Yazeva! Gratulacje! Warto też zapoznać się z komentarzem Autora ;)
Jutro podamy trzecie wyróżnienie, a w niedzielę zwycięzcę.
Stay tuned!
O matko, dziękuję, strasznie się cieszę! Aż wylałam wodę jak zobaczyłam swój nick :D
Moja ilustracja do II części opowiadania
Ilustracja do drugiej części opowiadania
Nie wiem, gdzie indziej mogłabym coś takiego napisać, więc napiszę tutaj. Jestem panu Chmielarzowi niezmiernie wdzięczna za jego słowa w komentarzu do mojego tekstu. Cały dzień byłam nimi poruszona. Dla aspirującej pisarki to wiatr pod skrzydła. Bardzo dziękuję.
Zapewne moje gratulacje nie przystają do tych od pana Wojciecha ale po koleżeńsku gratuluję Ci wyróżnienia ;) . Świetnie napisane i jak stwierdził sam autor ile przestrzeni z opowieści ukradło :D . Ryzykowny był zabieg doplecenia arcydemona do opowiadania bo w poprzedniej części Oghren nie wyczuł żadnej skazy. Takie kruczki często wpadają w prace, (np. YtseMan - krasnoludy w tym Gada raczej nie śnią, są odcięte od Pustki) ale jak wiadomo pisarz jest władcą absolutnym na swych włościach ;) .
Zgłoszenie do graficznej części konkursu (II część opowiadania)
Ilustracja została wykonana w oparciu o następujący fragment opowiadania:
"... SŁABŁA DOSŁOWNIE Z KAŻDĄ SEKUNDĄ. I ZDAWAŁA SOBIE Z TEGO SPRAWĘ. KIEDY DOTARŁA NA GŁÓWNY KORYTARZ, STANĘŁA. WYCIĄGNĘŁA SZTYLETY. ODWRÓCIŁA SIĘ, CELUJĄC OSTRZAMI W MAGA I SZAREGO STRAŻNIKA. ZA PLECAMI MIAŁA RÓW Z LAWĄ.
- ANI KROKU – OSTRZEGŁA.
- NIE WYGŁUPIAJ SIĘ. NIC NAM NIE ZROBISZ. ZA CHWILĘ SAMA PADNIESZ – POWIEDZIAŁ KRASNOLUD.
OGHREN MIAŁ RACJĘ. NIE WIEDZIAŁ, JAKIEGO ŚWIŃSTWA ELFKA DOLAŁA MU DO WODY, ALE BYŁO ONO PRZERAŻAJĄCO SKUTECZNE. ZŁODZIEJKA CAŁA DRŻAŁA JAK W FEBRZE. JEJ TWARZ BYŁA NIENATURALNIE ŚCIĄGNIĘTA, BLADA, WYKRZYWIONA BOLESNYM GRYMASEM.
- DLACZEGO TO ZROBIŁAŚ? – ZAPYTAŁ KRASNOLUD.
- ONA MUSI ZGINĄĆ, OGHREN.
- ALARA, OPUŚĆ SZTYLETY. POMOŻEMY CI! – KRZYKNĄŁ MAREN – MASZ ODTRUTKĘ?
- NIE, NIE. NIE ZBLIŻAJCIE SIĘ.
- ALARA, PROSZĘ.
- NIE ROZUMIECIE. POPROWADŹ ICH... – ZAKRZTUSIŁA SIĘ - POPROWADŹ ICH LUB ZGIŃ, POWIEDZIAŁ."
Dzięki shiza :) Każde dobre słowo jest wartościowe, zwłaszcza od innych piszących ludzi. Co do Arcydemona, to wyobrażałam sobie raczej, że Tuvin ma jego cechy fizyczne, niż że jest nim w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale pewnie mogłam to lepiej zaznaczyć :)
Ogłaszamy ostatnie wyróżnienie w tym etapie - nagroda idzie do... Ziralea! Gratuluję i polecam przeczytać komentarz Pana Chmielarza ;)
Jutro ogłoszony zostanie zwycięzca, powodzenia!
Gratulacje Ziralea! Twoje opowiadanie najbardziej mi się spodobało. Miałem podobny koncept ale ty go o wiele lepiej przedstawiłaś.
Ilustracja do II części opowiadania
Dzięki Tyr/Tiwaz :) Cieszę się ci się podobało, tak samo jak Panu Chmielarzowi. Strasznie się cieszę, chociaż wciąż nie wierzę, że rzeczywiście dostałam wyróżnienie za swoją pisaninę :D Dziękuję jeszcze raz, to bardzo motywujące!
Moja najlepsza i najbardziej wymagająca praca od ogłoszenia konkursu. Włożyłem dużo pracy, aby narysować tryskające strumienie lawy, których zresztą nie dokończyłem. Stworzyłem własną wersję spotkanie krasnoludów z bestią pełną strachu i ekspresi, i niestety plam po nie do końca wytartej elfce. Po dodaniu odpowiedniego efektu w photoshopie wynik jest świetny. W mojej wizji przedstawiłem wszystko co chciałem łącznie ze strażnikiem unoszącym topór z którego jestem najbardziej dumny.
Dziękuję za wyróżnienie! :)
Bardzo się cieszę, chociaż odrobina goryczy też się pojawia, bo szkoda, że nie udało się sięgnąć po nagrodę główną - chętnie zamieniłbym dwa egzemplarze cyfrowej edycji na jedną EK :)
W każdym razie konkurs był świetny - zarówno część literacka, jak i graficzna (tam szybko stwierdziłem, że jestem za cienki w uszach, bo niektóre prace były wprost kapitalne :)) Wielkie dzięki za wspólną zabawę dla organizatorów, dla p. Anny oraz p. Wojciecha, no i dla wszystkich uczestników. We kolejnych "rundach" pełno było znakomitych i niesamowicie pomysłowych tekstów - myślę, że obu Autorom było naprawdę trudno wybrać te najlepsze.
Mam wielką nadzieję, że podobne konkursy się jeszcze nieraz na GOLu pojawią. Wkrótce zresztą okazja najlepsza z możliwych. Może przy okazji Dzikiego Gonu udałoby się zorganizować podobną zabawę z p. Andrzejem Sapkowskim jako jurorem-autorem?
@shiza100
Według mojej (nazwijmy to z przytupem :)) wizji Strażnik nie miał być związany z Pustką. To raczej taka potężna, przedwieczna istota, mroczna, ale będącą ponad podziałami dobro-zło. Trochę klasycznego fantasy, trochę "Dziecka Rosemary", trochę "Historii Lisey" Kinga ;)
A co do braku snów u krasnoludów, to jakoś nie kojarzę takiego wątku? To było w grze czy w książkach ze świata DA?
@w.chmielarz
Dziękuję za analizę, uwagi oraz włączenie do grona wyróżnionych. Co do królowej, to miałem wstępnie koncepcje, żeby jej postać byłą przeciwwagą dla knowań Harrowmonta, ale żeby to wszystko jakoś zgrabnie poukładać potrzebowałbym pewnie dalsze 1000-1500 znaków. Jak się zaczyna pisać, to te regulaminowe 3 tys. wydaje się dużą ilością, ale potem jedno zdanie za drugim, tu korekta, tam poprawka, a tu jeszcze fajne zdanie do wstawienia etc. i wychodzi 4 albo 5 tysięcy ;) No i trzeba kasować.
Witam, oto moja propozycja ilustracji.
Nie mogłam się zdecydować czy chcę przedstawić moment śmierci elfki czy może spróbować moich sił w stworzeniu monstrum, które wyłania się pod koniec.
Skomponowałam więc oba tematy gdyż to pierwsze wydarzenie wydawało się mi zapowiedzą tego kolejnego.
Pozdrawiam :>
@EDIT: Dla zainteresowanych link do pracy w oryginalnej, lepszej jakości: http://pics.tinypic.pl/i/00595/cil7tq5wyv1c.jpg
Ilustracja do opowiadania :)
@YtseMan - magia pochodzi z Pustki, a więc tylko rasy, które mają z nią połączenie mogą być magami. A Pustka to miejsce, do którego wędrują dusze, gdy śpią lub umierają. Jako że krasnoludy tysiące lat wcześniej straciły swoją łączność z Pustką, to nie mogą być magami i nie śnią :)
Nadeszła chwila ogłoszenia zwycięzcy tego etapu: jest nim... pablodar! Nasze serdeczne gratulacje! Skontaktujemy się z Tobą mailowo.
Jak zwykle, zapraszamy wszystkich do zapoznania się z komentarzem autora i tworzenia prac graficznych. Niebawem rusza konkurs na okładkę!
Gratuluje zwycięzcy i wyróżnionym.
Tyle z konkursu... aż ciężko mi uwierzyć, że żadna moja praca, która pokazywała się już od samego początku, nie podobała się.
Nie macie żadnych nagród pocieszenia dla wytrwałych? :) Chociaż zwykła cyfrowa edycja :)
Nie mam dostępu do komputera a nie cierpię pisać z telefonu więc na razie bardzo krotko: wielkie dzięki!!!
Prezentujemy Wam końcówkę drugiego opowiadania, zapraszamy do przeczytania o losach drużyny!
Jednocześnie otwieramy zgłoszenia na ilustrację do ostatniej części oraz na okładkę drugiego opowiadania. Powodzenia!
PS. Jeszcze dzisiaj podamy wyniki konkursu na ilustrację do drugiej części.
No, to oznacza, że to już ostatni etap. Jeszcze chwila i zakończenie konkursu i potem te dwa tygodnie, w czasie których nadejdzie upragniona nagroda. Prawie że skreślam dni w kalendarzu :D
Zwycięzcą w konkursie na grafikę jest... hitoshi_ ! Gratulujemy :)
Tak jak pisałem wcześniej - zapraszamy do zilustrowania końcówki opowiadania oraz stworzenia okładki - nagrody wciąż na Was czekają :)
Przepraszam bardzo, ale dlaczego w konkursie na ilustrację wygrywa praca, która łamie prawa autorskie?
tutaj link do oryginalnego zdjęcia http://identifyed-khaos.deviantart.com/art/Magic-Potion-266047974
Ja rozumiem, że mogliśmy używać wszelkich technik, ale łamanie praw autorskich jest niesprawiedliwe
Praca została narysowana w oparciu o zdjęcie, mam pokazać cały plik z Photoshopa z warstwami jako dowód? Całość narysowałam od podstaw sama więc nie uważam aby łamało to prawa autoskie
Zgadzam się z Nennesis...
Również spodobała mi się praca hitoshi, jednak sprawdziłam ją wyszukiwaniem obrazem z google i trochę ochłonęłam. Każdy korzysta z pomocy przy swoich rysunkach. Ale kopiować coś kreska w kreskę?
Dla mnie to trochę niesprawiedliwe, że pracując nad rysunkiem 3 dni, dopracowując WŁASNY pomysł jestem sądzona gorzej od kogoś kto po prostu skopiował zdjęcie, w większości pomysł kogoś innego. I przyrzekłam sobie, że wypowiem się w tym temacie jak ta praca wygra.
Nie wiem, to już rozstrzygną organizatorzy a ja się dostosuję, mam plik z Ps z warstwą po warstwie i spędziłam przy rysowaniu tego kilkanaście godzin, zawsze mniej lub bardziej staram się patrzeć na zdjęcia aby elementy były poprawnie anatomiczne itp, ale w takim razie czekam na głos organizatorów i prosiłabym bez hejtów w moją stronę :)
Moim zdaniem praca Hitoshi_ jest zdecydowanie najlepsza. Serio ludzie ta praca to absolutnie nie jest naruszenie praw autorskich. Żeby na podstawie takiego zdjęcia stworzyć taką pracę potrzeba masy wkładu własnego i nie jest to takie łatwe jak się wam może wydawać. Ochłońcie. Zwycięzcy serdecznie gratuluje
Seriooo...? Wyborem pracy hitoshi właśnie udowodniliście wszystkim, że nie warto się starać rysować czegokolwiek :/ wystarczy pobrać zdjęcie z devianta, przerobić i gotowe. Zwyczajnie mi smutno ... trzeba było napisać, że nagradzacie fotomanipulację, to może wielu by teraz nie czyło takiego niesmaku.
Jak już pisałam, to nie jest takie "pobrać, przerobić i gotowe", zdjęcie były tylko moim wzorem do poprawnej anatomii, tak samo jak napisałam, że dostosuję się do wszelkich dalszych wyborów organizatorów więc znowu prosiłabym o komentarze bez hejtu w momencie gdy też długo pracowałam nad pracą. Dla większości jest to "o pobrała, zajęło jej to 2 minuty" itp, ale tak to nie wyglądało. Dodatkowo podziwiam wkład włożony w inne prace, chociażby wyżej komentujących więc prosiłabym bez wprowadzania negatywnej atmosfery, to naprawdę nie jest konieczne :)
Użytkownik zgłaszając pracę akceptuje Regulamin i zgadza się przestrzegać jego zapisów, w tym zapis o prawach autorskich.
W środę skontaktuję się z przedstawicielem EA, z którym ostatecznie rozstrzygnę tę sytuację - do tego czasu proszę o niezaognianie dyskusji.
Zdecydowanie zgadzam się z Nennesis, Martii-chan oraz MorningStar. Przykro mi to mówić, ale im dalszy etap prac graficznych, tym bardziej nie rozumiem wyboru jury.
Pozdrowienia dla wszystkich zdolnych i wytrwałych. Będą inne konkursy :)
Śledzę ten temat od jakiegoś czasu i w końcu chyba muszę się odezwać, bo sprawiedliwości musi stać się zadość.
Cytując Pannę hitoshi_ : "Zawsze mniej lub bardziej staram się patrzeć na zdjęcia aby elementy były poprawnie anatomiczne". Naturalnie, chyba każdy tak robi, lecz Pani praca to coś więcej niż "patrzenie" :) Pozwoliłem sobie zrobić gifa, który porównuje pracę Pani i zdjęcie z deva. Wątpliwa jest ta "długa praca" :)
-----> http://pics.tinypic.pl/i/00595/6ff9kwpdbz8o.gif <-----
To ja też chciałbym pochwalić wytrwałych, podobają mi się prace np Nennesis, która trzyma poziom ;) Martii-Chan i Darkus1994 też kawał dobrej roboty :) Należą im się słowa uznania. W ogóle szacunek dla tych, którzy poświęcili dużo czasu na wykonanie ilustracji. Tylko jeszcze wtrącę Mateuszu16B - skoro mowa tu o korzystaniu z innych prac, zgrabnie umieściłeś w swojej pracy zdjęcie Charlize Theron : http://www.overtice.com.br/wp-content/uploads/2012/03/snowwhite-evilqueen.jpg Nie żebym się czepiał, po prostu ładnie się komponuje z resztą obrazka (tak jak Twoje całkiem fajne grafiki z poprzednich etapów) ;)
Pozdrawiam :)
Matt_Erac, wciąż mam plik z Ps z warstwami gdzie widać, że całość narysowałam sama, ale jak już mówiłam nie zamierzam się z nikim kłócić, praca zostanie odrzucona? Okej, wolę to niż niekończący się hejt :)
Ludzie OGAR! też jestem zażenowany i zniesmaczony z dwóch powodów. Po pierwsze prace, w które inni wkładają więcej serca i oddania nie są nagradzane. To jednak mogą zrozumieć, ale to, że po niezależnym werdykcie jury wylewa się fala krytyki przeciwko zwycięzcy?! Nie rozumiem tego, zwycięzca morze być w tym przypadku tylko jeden i jest nim hitoshi_.
Graphos ---> Dzięki Graphos :) Faktycznie wykorzystałem twarz Charlize Theron (tym razem poruszyłem tematykę fotorealizmu w mojej ilustracji :). Według mnie Charlize idealnie pasowała do akurat tej bohaterki powieści, dodatkowo jej twarz w doskonały sposób pokazuję emocję towarzyszące scenie samobójstwa i szaleństwa. Bardzo lubię robić grafiki o nieregularnych kształtach, ostrych zakończeniach, które nie są idealnie wykończone, czyli np. często umieszczam różnego rodzaju linie i załamania, nie wypełniam niektórych obiektów kolorem (bardzo zwracam uwagę na pomysł i emocje, jakie dana grafika ma wzbudzać na obserwatorze). I w każdej pracy staram się wykorzystać i próbować ujęcia w inny sposób tematu ilustracji (np. obrazy statyczne, dynamiczne, monumentalizm, fotorealistka). Uważam też, ze im mniej kolorów, tym bardziej jesteśmy w stanie odczytać przekaz, emocję, jakie w danej ilustracji zawarł autor. Bardzo mnie cieszy uznanie moich prac i dziękuje wszystkim za takie opinie, jednocześnie chciałem przeprosić za użytkownika polak13 (nie wiem skąd on się wytrzasnął) za jego niesprawiedliwe osądy w stosunku do niektórych uczestników. Dziękuję, że mu się podobało, ale również gratuluję Graphosowi wykonania bardzo dobrej okładki (widzę na niej małe inspirację moją ilustracją opowiadania; smok zbudowany z kruków ;)
Tu nawet nie chodzi o krytykowanie zwycięzcy, a o dopuszczenie do sytuacji w konkursie gdzie wyrywa plagiat i wyboru dokonuje ktoś kto miał mieć nad tym pieczę, a zignorował stawiane przez siebie warunki. " Plagiat (łac. plagium – kradzież) – pojęcie z zakresu prawa autorskiego oznaczające skopiowanie cudzego utworu (lub jego części) wraz z przypisaniem sobie prawa do autorstwa poprzez ukrycie pochodzenia splagiatowanego utworu. "
Jedynym problemem jest tutaj fakt, że autor zdjęcia najprawdopodobniej nie został zapytany o pozwolenie. Są w internecie zdjęcia umieszczane specjalnie do przeróbek i wzorowania się na nich, ale to nie wygląda na taki przypadek.
Tak więc do samej pracy nic nie mam, bardzo mi się podoba i wiem, że zapewne wymagała jednak troszkę więcej wysiłku niż to się niektórym wydaje, tylko szkoda, że wyszło jak wyszło. Następnym razem może spróbuj sama zrobić zdjęcie i rysuj na nim, wtedy nikt nie powinien się czepiać. :)
Glandire dzięki za zrozumienie. Tak zamierzam w przyszłości robić aby nie dochodziło do podobnych nieporozumień :)
Glandire - proszę spojrzyj na poprzednie etapy - narysowałam niejedną pracę do tego konkursu. Praktycznie w każdym etapie. Ale po konkursie na okładkę zrezygnowałam, bo właśnie nie pojmowałam kolejnych wyborów.
Tak jak pisałem wczoraj - jutro sytuacja zostanie rozwiązana (byłaby dzisiaj, ale jest dzień wolny od pracy).
Mateusz16B - dzięki za uznanie, cieszę się, że Tobie się podobała praca :) Tak, smok z kruków wydawał mi się idealny do zilustrowania okładki, tak, żeby jeszcze była utrzymana w klimacie okładki z gry :) MorningStar, mogę chyba zachęcić Cię do nie poddawania się, mi samemu udało się dopiero za czwartym razem (łącznie spędziłem przy nich kilkadziesiąt godzin), więc rozumiem uczucie rozczarowania, ale za to będziesz mieć fajne prace do portfolio :)
Szkoda tylko, że nie ma komentarzy do wygranych ilustracji. Wiedzielibyśmy co ewentualnie dopracować, poprawić, na co zwrócić uwagę tworząc kolejną pracę :) A tak z ciekawości, jeżeli ktokolwiek byłby zainteresowany to prosiłbym o właśnie taki komentarz dotyczący moich wykonanych prac. Która według Was jest najlepsza, dlaczego, która najgorsza, która z technik wykonania najbardziej przypadła Wam do gustu, a która ma potencjał.
Pozdrawiam wszystkich i życzę powodzenia w tym i innych konkursach :)
MorningStar - Przepraszam, ale co to ma teraz do rzeczy? Nie rozmawiamy teraz o subiektywnych wyborach jury w poprzednich etapach ani o tym kto ile prac zgłosił. Wyraziłam swoją opinię o pracy, która zwyciężyła w tym etapie i tyle. Według mnie, bardzo dobrze spełnia ona zadanie ilustracji do opowiadania. Minimalistyczna i treściwa. Jedyny zgrzyt to właśnie prawa autorskie, ale przecież wspomniałam o tym w swoim powyższym poście.
Glandire - Dla mnie prawa autorskie to "jedyny" i najważniejszy problem. Nikt nie chce, ale ktoś "podbierał" jego pracę i opisywał jako własną, ani ja, ani jak się domyślam ty także. Osoby które tworzą wiedzą bardzo boleśnie jak bardzo bywa to nieprzyjemne, kiedy ktoś inny podpisze się pod twoją ciężka pracą. Natomiast o tym że praca została "wzorowana" na postawie czegoś, zwłaszcza tak mocno należało wspomnieć przy publikacji pracy.
Witajcie,
W związku z zastrzeżeniami, postanowiliśmy nagrodzić inną pracę - autorstwa Martii-chan. Gratulujemy!
Ponadto, dziękuję za Wasze zaangażowanie w konkurs. Mam również nadzieję, że dalsza część konkursu przebiegnie bez zakłóceń.
@Dzwiedziiu - kiedy dokładnie zostaną przesłane kody do wersji cyfrowych? Wiem, że w regulaminie jest podane "2 tygodnie po zakończeniu konkursu", ale to raczej tyczy edycji kolekcjonerskiej. Czy byłaby szansa przesłania kodów do wersji cyfrowej wcześniej?
@Saerwen
Wszystkie kody będą wysyłane do wyróżnionych oraz zwycięzców, gdy otrzymamy je od EA. Może to nastąpić nawet dzień po zakończeniu całości konkursu, niekoniecznie "do 2 tygodni". Prosimy o cierpliwość :)
MorningStar - Po prostu nie rozumiem co usiłujesz mi wytłumaczyć. Czy w którymkolwiek miejscu napisałam, że plagiat jest ok? Nie. Napisałam jedynie, że doceniam technikę fotomanipulacji i nawet poleciłam autorce kontrowersyjnej pracy, żeby na przyszłość pokusiła się o zrobienie własnego zdjęcia, na którym mogłaby pracować. Tak więc zakończę dyskusję, bo po co się kłócić, skoro na dobra sprawę się zgadzamy. :P
@Suomi
ale pewnie nie przed jego zakończeniem, no nie? Na 20 listopada nie ma co liczyć, a może jednak? :D
Dziękuję, chciałam tylko powiedzieć, że słowa niektórych z Was naprawdę dodawały otuchy w tym wszystkim :) Kurczę, dziwna i dobijająca była ta cała sytuacja, ale koniec końców dobrze, że się wyjaśniło. Pozdrawiam! :)
Gratuluję Martii-chan, uważam że Twoja praca była najlepsza z tych tutaj :)
Raz jeszcze dziękuję za docenienie mojej pracy i miłe słowa od p. Wojciecha. Patrząc całościowo była to naprawdę świetna, ale i dość wymagająca zabawa - oby nie był to ostatni raz ;)
Dla rozluźnienia przyciężkawej atmosfery związanej z zawirowaniami w konkursie graficznym mam jeszcze jeden temat. We wcześniejszej fazie konkursu udało mi się wygrać cyfrową edycję specjalną i wtedy obiecałem sobie, że jeśli wygram kolekcjonerkę, to edycję cyfrową oddam komuś z forumowiczów. Kto pierwszy skreśli maila na mój adres [email protected] dostanie kod, jak tylko sam go otrzymam od organizatorów konkursu.
Proszę o NIE wysyłanie maili przez osoby, które były zwycięzcami lub wyróżnionymi w konkursie!!!
KRASNOLUD ZROZUMIAŁ. CHWYCIŁ MOCNIEJ DRZEWIEC BRONI. ZŁAMANE ŻEBRA ZABOLAŁY, JAKBY KTOŚ WŁAŚNIE MIAŻDŻYŁ JE W IMADLE. ZIGNOROWAŁ JE, ZACISKAJĄC ZĘBY. ZAKRĘCIŁ SIĘ I Z CAŁEJ SIŁ CISNĄŁ SWOIM TOPOREM.
Nie wiem czy opowiadanie do epilogu jest ważne, także dopisuje się jeszcze. Przepraszam za błędy, pisałem to trochę niewyspany. ^^
- Oghrenie, dziękuje wam za wszystko. - powiedziała im jeszcze raz Gada - zadbam o to, aby przy waszej wędrówce nic wam nie przeszkodziło.
Oghren skinął głową ze zrozumieniem, i ruszył w stronę maga, który czekał już przy jednym z korytarzy. Mag uśmiechnął się do Krasnoluda, ten odwzajemnił mu uśmiechem swoich żółtych i spitych zębisk, i obaj weszli w korytarz.
Podróż na zewnątrz nie zajęła im dużo czasu. Raptownie po niecałym dniu znaleźli już wyjście. Oghren zaczął się cieszyć, gdyż nie było to wejście, którymi wszedł wcześniej. Szybko przeszli na zewnątrz, Oghren rozejrzał się dookoła, pochłaniając świeże powietrze i zapach lasu, który go otaczał. Nagle zaczął się śmiać, głośno śmiać, na tyle na ile pozwalały mu połamane żebra.
- Z czego się śmiejesz, co?! - powiedział dosyć zdziwiony Maren
- Harrowmont i wasza Królowa poczeka sobie na nas! Jesteśmy w Dalii, tak długo wędrowaliśmy, że przeszliśmy pół Fereldenu!!
Mag rozejrzał się dokładniej, i rzeczywiście miał racje. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz zaczął rozpoznawać gatunki drzew, które nie rosną w zwykłych sadach na dworach. Dodatkowo las był tak gęsty, że nie mógł dokładnie rozeznać się w którą stronę mają iść. Maren podszedł szybko do Oghrena, starając się go uciszyć.
-Cicho bądź! Jeżeli niedaleko mieszkają Dalijczycy, to mamy przerąbane. Dobrze wiesz jakie oni mają stosunki co do ludzi, i krasnoludów.
- Spokojnie Magu. Pomogłem kiedyś Dalijczykom zdjąć klątwę, do tego pomogłem w Orlais innym elfom, także wiem jak wykaraskać się z jakiejś pułapki. Chodź, ruszamy.
I tak dwójka bohaterów którzy ocaleli z wielkiej wędrówki, która okazała się jedną wielka pułapką, ruszyła w stronę gór. Zaraz po wyjściu z lasu znaleźli przydrożnych kupców, u których nabyli trochę opatrunków. Oghren dostał antałek gorzałki, choć musiał się sporo nagadać aby ją dostać. Połatani i szczęśliwi, ruszyli traktem w stronę Denerim, by uzupełnić zapasy. Tam się rozdzielili, gdyż Maren musiał stawić czoła królowej, a Krasnolud chętnie by uciął pogawędke z Harrowmontem, i swoim toporem. Ostatnią wspólną noc spędzili w karczmie, pijąc za Bellę i nawet elfkę, która skoczyła do lawy.
Rankiem, pożegnali się jak bracia. Maren ruszył na miejsce spotkania z królową, Oghren obrał szlak do Orzammaru.
Kooooniec! ^^
Czy zgłoszenia na okładkę opowiadania również zgłaszamy poprzez komentarz tutaj?
Czy ktoś jeszcze będzie tak miły, dobry i uprzejmy jak pablodar i rozda drugi klucz? Wiem, że są osoby, które mają po dwa klucze :)
Niestety nie dysponuję ani umiejętnościami, ani odpowiednim sprzętem, ale okładkę jakoś wyciąłem. Typowy minimalizm, bo na wiele mnie nie stać - ale szansa zawsze jest, co nie? :)
Okładka do całości części drugiej ->
Ale bubla walnąłem w tytule okładki. Powinienem dodać raz jeszcze z poprawką, czy może zostać? Zamiast "giń", jest "zgiń" - coś mnie przed chwilą tknęło i rzeczywiście, dałem ciała. :/
Sethlan, nie powinieneś się przejmować takim małym błędem, w poprzedniej edycji też było czasami "zgiń" :) Co jak co, ale bez przesady, żeby taka pierdółka wpływała na ocenę ;D Jest dobrze.
witam moja praca gotowa na okładkę wyrobiłem się parę godzin poszło myślę ze było warto
FrayInGame, nie. Przeczytaj post wyżej nad tym "Kod rozdany" i się wyjaśni o co chodzi ;)
Marethari - Bardzo podoba mi się Twoja praca. Podejrzewam, że gdyby ktoś wysłał mi ten rysunek mówiąc, że to oficjalny concept art głębokich ścieżek, to bym uwierzyła. :)
Ilustracja do końca drugiego opowiadania :)
Glandire cieszę się, że Ci się podoba...i że widać, że to Głębokie Ścieżki :).
Ilustracja do końca opowiadania
Jak wszyscy to wszyscy. Marethari, naprawdę zarąbista praca. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to do tego, że chciałabym oglądać ją w trochę większej rozdzielczości *-*