Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Wygraj Kolekcjonerki i Cyfrowe Edycje Specjalne w konkursie Dragon Age: Inkwizycja

123456następnaostatnia
18.09.2014 16:24
Dzwiedziiu
1
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Wygraj Kolekcjonerki i Cyfrowe Edycje Specjalne w konkursie Dragon Age: Inkwizycja

Witamy wszystkich serdecznie w kolejnym konkursie na gry-online.pl! Tym razem konkurs jest związany z najnowszą częścią serii Dragon Age. Poniżej możecie znaleźć detale zasad od autorki, Anny Brzezińskiej. Jak zwykle, prosimy o czytanie Regulaminu i oczywiście życzymy dobrej zabawy. Jeśli macie jakiekolwiek pytania – piszcie śmiało!
Konkurs można znaleźć pod adresem http://dragonage.gry-online.pl/
Powodzenia!

"Poprowadź ich lub zgiń!

Przyznam się na początek, że moje doświadczenia w graniu w cokolwiek są nikłe. W planszówki wciągnęły mnie dopiero dzieci, które – zainfekowane przez tatusia – w wieku lat pięciu oraz siedmiu okazały się zajadłymi fanami “Horroru w Arkham” oraz “Talizmanu” W gry komputerowe nigdy nie grałam i nawet nie staram się rozumieć okrzyków, dobiegających sprzed ekranów. Kiedy dostałam propozycję napisania opowiadania osadzonego w świecie Dragon Age, ta nazwa nie mówiła mi zupełnie nic. Dzieci też bardzo się zdziwiły, kiedy po powrocie ze szkoły zastały mnie przed grą.
- Co robisz, mamo? – zapytał starszy.
- Pracuję – opowiedziałam zgodnie z prawdą, mordując mroczne pomioty.
- Jezu, ty to masz dobrze – wyjęczało młodsze dziecko, które w ramach zmagań z lekturą szkolną miało czytać “Oto jest Kasia” (Kasia pochodzi z 1959 roku z werwą dręczy kolejne pokolenia). – Masz najfajniejszą pracę na świecie.
Następnego dnia w szkole obstąpiła mnie gromadka kolegów dzieci, którzy chciały się upewnić, czy na pewno zawodowo zajmuję się graniem w gry komputerowe. Zachwyciła ich koncepcja, że można grać w gry – i jeszcze dostawać za to pieniądze! Starszy syn postanowił, że też zostanie pisarzem i nie daje sobie wytłumaczyć, że nie polega to wyłącznie na graniu w Dragon Age. I jak tu rozczarować dzieci, które święcie uwierzyły, że pisorz to ma klawe życie?

Zapraszam Was zatem do wspólnego pisania opowiadania w świecie Dragon Age. Zasady naszej zabawy są proste: daję Wam pierwsze zdanie, dopisujecie kolejny fragment, liczący jakieś 10-15 zdań, a ja spośród nadesłanych propozycji wybieram najciekawszą i najlepiej skonstruowaną. Potem dopisuję swój fragment, a Wy proponujecie kolejne rozwinięcie. I tak aż do zakończenia.

Spośród bohaterów DA: Inkwizycja najbardziej spodobali mi się:
Żelazny Byk – bo jest i wojownikiem, i szpiegiem, a te kompetencje zwykle się wykluczają, a to, co przeżył, sprawia, że zaczął kwestionować swoje wcześniejsze wybory.
Solas – bo również jest jedyny w swoim rodzaju i w przeciwieństwie do większości magów, którzy odebrali staranne wykształcenie i znają jeden właściwy sposób posługiwania się swoją sztuką, Solas do wszystkiego doszedł sam, zanurzając się w Pustkę na własną rękę, wędrując ścieżkami na które żaden zwykły mag by się pewnie nie zapuścił.
Morrigan – bo jest czarodziejką w moim ulubionym stylu, chłodną, sarkastyczną i pozbawioną złudzeń, dba głównie o siebie i właściwie nie wiemy, co chce osiągnąć, doradzając cesarzowej Celene w sprawie mrocznej sztuki.
Leliana – bo Piąta Plaga doświadczyła ją tak mocno, że całkowicie porzuciła lekkomyślne życie, jakie prowadziła za młodu w Orlais, i teraz jako utalentowany bard i wyszkolona skrytobójczyni zdecydowała się przyjąć twarde reguły wiary i bronić jej za wszelką cenę.
I to jest pierwszy warunek: w dopisanym fragmencie powinno się pojawić co najmniej dwoje z nich. Oczywiście możecie wprowadzić również własnych bohaterów – i tych z gry, i całkiem wymyślonych. Moi ulubieńcy nie muszą być postaciami pierwszoplanowymi. Sami zdecydujcie, kto jest narratorem i opowiada tę historię. Ale moi bohaterowie muszą się w niej pojawić, choćby jako łeb-trofeum na ścianie.

Tytuł naszego opowiadania to “Poprowadź ich lub zgiń!”. Cała reszta należy do Was. Sami decydujecie o formie opowiadania – czy jest klasycznym heroic fantasy, czy parodią, czy pamiętniczkiem spisywanym w domu opieki dla emerytowanych qunari, czy też odręcznymi notatkami na kwitach z pralni krasnoludów. Ale tekst będzie krótki, około 30 tyś. znaków, a to oznacza, że nie mamy wiele miejsca na podziwianie krajobrazów. Akcja musi być szybka, a my mamy się dobrze bawić. I ma się – to jest drugi warunek – wydarzyć podczas jednej nocy.

Będę szukała ciekawych pomysłów, intrygi i dobrze nakreślonych postaci. Styl też jest ważny: najlepszy pomysł można zarżnąć, jeśli się pisze, używając wyłącznie dwóch czasowników “mieć” i “być”. Cenię również oryginalność, więc bardzo proszę, nie każcie tym biednym bohaterom wrzucać pierścienia do góry pełnej ognia.

W fantastyce najbardziej przygodę, tajemnicę i zaskoczenie. Mam nadzieję, że mnie zaskoczycie."

Anna Brzezińska

18.09.2014 16:26
kluha666
2
odpowiedz
kluha666
171
See you space cowboy

Jakieś informacje, ile jest nagród, do kiedy konkurs, gdzie to opowiadanie? :P

18.09.2014 16:38
3
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

kluha666 - wszystko jest na stronie ;) Wystarczy poczytać! :)

18.09.2014 16:45
marcin00
4
odpowiedz
marcin00
103
Forumowy Wilk

Szacunek dla osoby która sformułowała regulamin :D

edit.
Polecamy jego lekturę
mycha - i tak juniorzy którzy się zlecą zasypią was gradem pytań(na które odpowiedź będzie właśnie w regulaminie) ;)

Konkurs fajny - za pisanie się nie wezmę, może spróbuję coś narysować(chociaż rysować tez nie umiem :D)

18.09.2014 16:47
5
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Polecamy jego lekturę ;)

18.09.2014 17:01
6
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

Ależ fajny konkurs, aż nie da się przejść obok obojętnie! :) Naturalnie, spróbuję swoich sił!

18.09.2014 17:25
7
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

marcin00 - mamy świadomość, że nie wszyscy będą go czytać, dlatego tu jesteśmy, by Wam pomagać ;)

18.09.2014 19:14
8
odpowiedz
Altair221
3
Junior

Nie zrozumiałem gdzie trzeba zgłaszać pracę. Z tego co przeczytałem wynika, że w komentarzu po tym wątkiem, mam rację?

18.09.2014 19:25
Joch
9
odpowiedz
Joch
31
Mental Ronin

Dołączam się do pytania Altaira.

18.09.2014 19:28
10
odpowiedz
mik18
94
Generał

ognia który nie miał nic wspólnego z nami, pytał gdziem my idziemy? Idziemy na północ

rak ma być mycha734

18.09.2014 19:39
marcin00
11
odpowiedz
marcin00
103
Forumowy Wilk

Altair; Joch
Z tego co przeczytałem wynika, że w komentarzu po tym wątkiem, mam rację?
pkt 10 regulaminu
Tak, tutaj.

mik18
ognia który nie miał nic wspólnego z nami, pytał gdziem my idziemy? Idziemy na północ

rak ma być mycha734
o co Ci chodzi? Czy to już jest zgłoszenie?

18.09.2014 19:50
12
odpowiedz
noireth
18
Legionista

te dwie wymagane postacie mają znaleźć się tylko w tej części opowiadania czy może ogólnie we wszystkich częściach?

18.09.2014 19:59
👍
13
odpowiedz
Altair221
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Mimo znużenia i zmęczenia Morrigan, jak zwykle, droczyła się z Lelianą, tylko Varrik był cichy i jakiś nieswój.
- Hej krasnoludku, dlaczego siedzisz cicho jakbyś zobaczył samego arcydemona? - z szyderczym uśmieszkiem zapytała Morrigan.
- Jeśli mam być szczery, to jesteś całkiem podobna.- odchrząknął krasnolud. Lelianna natychmiast parsknęła śmiechem, a po chwili poczuła mocne pchnięcie, tak mocne że upadła na ziemię. Varrik już od dłuższej chwili podejrzewał, że coś jest nie tak. Cała grupa została zaatakowana przez zakapturzone postacie, na szczęście czujna Morrigan utworzyła barierę odbijającą pociski. Zaprawiona w boju rudowłosa dziewczyna, natychmiast podniosła się i przeturlała się do najbliższej osłony, za którą czekał już krasnolud. Bohaterowie byli atakowani bez chwili wytchnienia, a czarodziejka opadała już z sił.
- Musimy coś wymyślić! - krzyknął krasnolud nabijając Biankę kolejnymi bełtami.
- Osłaniaj mnie, mam pewien plan! - odkrzyknęła ruda i wyjęła z sakiewki niepozorny flakonik.
Dziewczyna wybiegła zza osłony rzucając przed siebie fiolką, z której buchnął ogromny obłok dymu, a zdezorientowani przeciwnicy nie mieli szans oprzeć się sztyletom i bełtom. W ferworze walki przyjaciele nie zauważyli opadającej z sił czarnowłosej czarodziejki, która została trafiona nietypową, zatrutą strzałką...

Moje zgłoszenie, mam nadzieję, że się spodoba :)

18.09.2014 20:11
14
odpowiedz
zanonimizowany1031420
2
Junior

Ja również dam szczęściu szansę.
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nie robiło to większej różnicy, ponieważ Kirkwall i tak było już kupą gruzów, niemniej jednak żałowałam mieszkających tu nieszczęśników. Wiedziałam że nie jestem w stanie im pomóc inaczej, jak tylko wypełniając moje obowiązki wobec Boskiej Justynii. Musiałam odegrać tę samą rolę co Strażnik wtedy, w Fereldenie. Zostać dowódcą, który zrobi co konieczne, który poważy się na każdą niegodziwość byle tylko wygrać tę wojnę. Ścigałam zatem apostatów - zbiegów z Kręgu - i zabijałam nim dotarli do Imperium Tevinter. Nie wszyscy z nich byli maleficari, to pewne, a wielu padało przede mną na kolana i łykając łzy i smarki błagało o zmiłowanie, ale nie mogłam im go okazać. Smuci mnie to, lecz ryzyko było zbyt wielkie. Każdy mag krwi, każdy wezwany demon poszerzał Szczelinę, rozrywał Zasłonę. Podążając szlakiem śmierci dotarliśmy aż do Nevarry.
Stwórca jeden wie, co stałoby się gdyby tamtego dnia nie dogonił nas posłaniec na ledwo żywym koniu. Z dostarczonego przez niego zaszyfrowanego listu dowiedziałam się że na dworze cesarzowej Celene pojawiła się tajemnicza czarownica przedstawiająca się jako Morrigan. Suka zdecydowała się wrócić, co więcej w swej arogancji nadal korzystała z tego imienia.
- Cassandro, zbierz oddziały - zwróciłam się do mojego porucznika. - Nowe rozkazy. Wracamy do Val Royeaux.

18.09.2014 20:26
15
odpowiedz
Boim
112
Konsul

Popiół, brud, cierpienie i śmierć. Wędrujemy przez jedną z wielu zniszczonych wiosek, demony z pustki nie oszczędziły nikogo. W okół nas jest pełno trupów, odór jest nie do zniesienia. Solas milczy, rozgląda się w okół z niedowierzaniem, w sumie ja też nie jestem w stanie się przyzwyczaić do tego widoku, chociaż to raczej niemożliwe. Maszerujemy na plac, na którym stoi kapliczka Andrasty, przed nią klęczy Leliana, odmawia modły za zmarłych i prosi o łaskę dla ich dusz. Klękam przy niej, spogląda mi w oczy, a w nich widzę tylko zmęczenie. Pomagam jej wstać, musimy iść dalej, według Cassandry, wiedźma której szukamy, Morrigan, udała się dalej, na północ. Musimy ją odnaleźć, ponieważ jest jedyną osobą w Thedas, która jest w stanie nam udzielić jakichkolwiek odpowiedzi. Solas się niecierpliwi, Ja, i reszta mojej drużyny też. Wędrujemy już czwarty dzień, i jedyne co znajdujemy to zgliszcza, zapach śmierci, i ból. Ktoś musi to wszystko powstrzymać, dołożę wszelkich sił aby znaleźć winowajcę, i przynieść porządek. Opuszczamy wioskę, nikt z nas się nie ogląda, nikt nie zadaje pytań, w milczeniu wędrujemy dalej, niosąc ze sobą tylko nadzieję. Jedyne, czego się obawiam to to, że może już być za późno...

18.09.2014 20:38
16
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Altair221 - dokladnie tak jak marcin00 potwierdził, zgłaszacie pracę w komentarzu, w tym wątku.
mik18 - o co dokładnie pytasz?
noireth - lepiej umieścić te dwie postacie już na początku, lub np. choć wspomnieć o nich, że jakoś istnieją.

18.09.2014 20:46
Marcin017
17
odpowiedz
Marcin017
107
Generał

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Wyraźnie było widać, że ta armia, silnych i krwiożerczych czortów zmierza do jakiegoś celu, jeszcze nieodkrytego dla mnie. Gdzieniegdzie trzeba było toczyć walkę z demonami, które zostały w tyle, nie myśląc by ktoś mógł je zaatakować. Idąc z Żelaznym Bykiem, którego topór był większy ode mnie, nie bałem się tych diabelskich pomiotów. Zresztą sam też nieźle wymachiwałem swym mieczem podarowanym przez Morrigan, którą mam nadzieję jeszcze spotkam.
Zapadł już gęsty mrok, więc postanowiliśmy odpocząć. Demony chyba tez czasem to robią, miałem przynajmniej taką nadzieję, inaczej nigdy ich nie wyprzedzimy.
- Reap, po co my właściwie we dwóch ich gonimy? - rzucił nagle do mnie Byk.
- Musimy zdążyć przed nimi dotrzeć do naszej krypty, sądzę, że jej nie ominą. Muszę wziąć stamtąd... coś.
Nie mogłem mu powiedzieć, nie ufam mu na tyle, aby zdradzać sekrety Inkwizycji.
- Hmm... a jak chcesz ich ominąć? Może przyprawimy sobie skrzydła? - zaśmiał się wielkolud.
Czasem jego poczucie humoru mnie drażniło. Już chciałem rzucić mu jakąś ripostę, ale w tej samej chwili ujrzałem czarną postać między drzewami. Podbiegłem tam, nie bacząc na niebezpieczeństwo jakie mi groziło. Poczułem tylko lekkie ukłucie w okolicy szyi i ból, kiedy padłem na ziemię.

18.09.2014 20:54
Joch
18
odpowiedz
Joch
31
Mental Ronin

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Na wioskę krasnoludzką spadł atak grupki demonów, siejących zniszczenie wszędzie, gdzie się pojawią. Dla badacza pustki, był to istny raj, bowiem znajdował się tu cały ich bestiariusz, od latających, po tych bardziej „przyziemnych”. Nasza drużyna nie zamierzała się jednak przyglądać częściom anatomii potworów. Co prawda, dotarcie do siedziby inkwizycji na północy było ważne, i trzeba było uczynić to jak najszybciej, ale w końcu – któż z obecnych, oparł by się pokusie wybicia kilku, a co do dopiero całej ich grupy. Wielki pająk w wielką przyjemnością zaczął - wkroczył do wioski siejąc śmierć i zniszczenie. Jak wiemy, Morrigan nie jest zbyt litościwą osobą, a cecha ta najwyraźniej ulega podwojeniu, gdy korzysta z polimorfii. W pobliżu niej, małe karzełki walczyły jak na nich przystało, barwiąc ściany swoich chat na ich ulubiony kolor – czerwony. Dzierżone przez nich topory bitewne, niegdyś pięknie wypolerowane i błyszczące, teraz penetrowały ciała najeźdźców z pustki rozbryzgując ich wnętrzności wszędzie gdzie aktualnie się dało. Solas zamienił w chmurę krwi kolejnego demona, a z rąk stojącego koło niego maga poleciała ognista kula w całą ich grupę, niektórych spopielając, a kolejnych stojących obok porządnie podpalając. Cała bitwa w żadnym przypadku nie przypominała żałosnej i z góry skazanej na porażkę walki z pomiotami w Ferelden, czy innych walk podczas inwazji tych czortów. Była to raczej zabawa dla owej grupki zbuntowanych magów. Śmiali się śmierci w twarz, kąpiąc się w krwi swoich przeciwników. Z nich wszystkich, jedynie Solas mordował bez widocznej satysfakcji.

18.09.2014 21:03
19
odpowiedz
dvl1985
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Pamiętam dokładnie prorocze słowa Morrigan: „Posłuchaj mnie uważnie – Ty, który nigdy nie uroniłeś ani jednej łzy. Wkrótce dosięgnie Cię Twoje przeznaczenie. Wybieraj wtedy ostrożnie, albowiem od Ciebie zależeć będzie los tego kraju!”. Dlaczego je zlekceważyłem i uniosłem się tą cholerną dumą?! Plątanina myśli, pytań bez odpowiedzi, spowija moją głowę. Rozkładam ręce w geście bezradności, maszerując wraz z niedobitkami z Królewskiej I Kompanii. Ja – Matthew z rodu Anatolis, sprowadziłem zgubę na ten kraj. To przeze mnie dziesiątki tysięcy nieumarłych wojowników powstało z grobów i nikt nie może ich już zatrzymać. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Wybrałbym wtedy zniszczenie tej przeklętej korony, zamiast życia Leliany. Uratowanie jej było straszliwym błędem, za który płacą niewinni ludzie. Maszerujemy nocą, bez zbędnych słów i świateł, aż do celu podróży - Nar'al - ostatniego bastionu, gdzie zebrali się uchodźcy z pobliskich warowni. Nie liczymy na szczęśliwe zakończenie, chcemy po prostu zniszczyć jak najwięcej tych mrocznych kreatur, nim sami dokonamy żywota. Moją uwagę przykuwa nietypowy cień w pobliskiej rzece. Usta otwierają się, by wydobyć dźwięk, ale stanowczo za wolno! Słychać tylko świst nadlatujących strzał, a z lasu wyłaniają się niezliczone, niebieskie oczy...

18.09.2014 21:10
jopin
😈
20
odpowiedz
jopin
155
Generał

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Tak popiołu było wiele i gruz, wszędzie gruz, a lasy zaiste dziwne bo pełne grobów. Jednak nie robiło to na nas najmniejeszego wrażenia ponieważ byliśmy wiecznie zalani no i te grzyby, które podarowały nam elfy sprawiały że byliśmy dziwnie nieobecni. Ja oraz Bombardier Ignacy szliśmy przed siebie, właściwie nie wiedzieliśmy po co idziemy i w jakim kierunku, nie cel był ważny tylko droga.

18.09.2014 21:23
21
odpowiedz
zanonimizowany1031434
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Żelazny Byk widział, czuł to całym ciałem. Zepsucie, systematycznie zatruwające ziemię po której stąpali. Nawet wszechwiedzące Ben-Hassarath, nie było gotowe na to, ku czemu zmierzał Żelazny Byk i Uśmiechnięta Kompania.
Na obrzeżach jego umysłu zamigotało mentalne wezwanie czarodziejki. Żelazny Byk westchnął przeciągle, i przepchnął się przez idących z przodu żołnierzy, czując jak kąsają mu plecy spojrzeniami. Dołączył do kobiety na czele kolumny, wpatrując się w punkt który wskazała mu ręką.
Zbliżają się – wyszeptała trwożnie Morrigan.
Żelazny Byk wybuchł w odpowiedzi radosnym śmiechem i sięgnął po przewieszony przez plecy miecz dwuręczny, zwany Buźką(w końcu to uśmiechnięte buźki najbardziej liczyły się w armii, co nie?)
- Ależ skąd, to my się zbliżamy.

:)

18.09.2014 21:28
22
odpowiedz
zanonimizowany1031438
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Apatię i marazm, które nieustannie nam towarzyszyły przerwało niespodziewane zjawisko.
- Czy to... Gryf? - Leliana zawahała się kończąc pytanie - To znaczy, one wyginęły, prawda?
- W każdym razie to nie zmiennokształtny - powiedziała Morrigan patrząc bystro na stworzenie, które spokojnie odpowiedziało jej wzrokiem niepokojąco rozumnym. Złotawe upierzenie i błyszcząca sierść zwierzęcia jaśniała na tle letniego słońca. Wszyscy nasi towarzysze zdawali się być zachwyceni nieoczekiwanym gościem, wyglądało na to, że jedynie ja zdawałem sobie sprawę co to może oznaczać. Powrót starej legendy to narodziny nowej. Byłem dziwnie przekonany, że chodzi o kogoś z nas. Moje rozważania zostały gwałtownie przerwane przez Morrigan. Wyglądało na to, że Gryf, świadomie lub nie, obudził w czarownicy nieznaną mi wcześniej siłę. Pierwszy raz wyczułem coś takiego. Natchniona Morrigan przemówiła...

18.09.2014 21:35
23
odpowiedz
PabloZ_94
21
Centurion

"Poprowadź ich lub zgiń!"

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nic nie zapowiadało, by odrodziła się niczym majestatyczny feniks. Mijaliśmy wyniszczone wioski, a ich mieszkańcy uciekali przed nami w popłochu. Większość okolicznych drzew runęła na spalone domy i drogi. Ze słynącego z pięknych krajobrazów Orlais pozostały ponure zgliszcza.
Czułem na sobie nienawistne spojrzenia moich kompanów, którym teoretycznie przewodziłem. Ich hipokryzja z każdym kolejnym dniem napawała mnie jeszcze większym obrzydzeniem - mieli mnie za bezmyślnego Qunari, który nie widzi dalej niż dno własnej sakiewki. Chociaż są ludźmi, postępowali dokładnie tak samo. Kazałem im wołać na siebie Żelazny Byk - jedni przyjęli to z ledwie ukrywanym rozbawieniem, inni z najprawdziwszą grozą. Dzierżony przeze mnie topór potęgował szczególnie to drugie uczucie.
Byliśmy bandą zebranych najemników i podróżowaliśmy, cholera, sami nie wiedzieliśmy gdzie. Mężczyzna w lśniącym, karmazynowym habicie wskazał cel i podarował każdemu z nas po jednym suwerenie zaliczki. Kolejne pięć złotych monet mieliśmy otrzymać, gdy tylko dostarczymy do niego ciało agentki Leliany. Jej konwój mieliśmy zastać pewnej jesiennej nocy w kotlinie nieopodal Val Royeux, choć nie była to stuprocentowo pewna informacja. Zleceniodawca ostrzegł nas, że płomiennowłosa kobieta i była członkini drużyny Bohatera Fereldenu to śmiertelnie niebezpieczna przeciwniczka. Cóż, trafiła kosa na Byka...

18.09.2014 21:47
24
odpowiedz
zanonimizowany1031447
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Gdziekolwiek podążyliśmy, witała nas spękana ziemia, wypalona i nieczuła. Powietrze zawsze było tak samo ciężkie. Zawsze miało identyczny posmak dymu i spalenizny, przypominający jak wiele czasu minęło odkąd ostatni raz jedliśmy świeże mięso. I nic, absolutnie nic, nie mogło równać się z Głodem szarpiącym wnętrzności każdego z nas. Doprowadzającym na skraj szaleństwa. Gdyby w okolicy było cokolwiek... Ale wszystko, co dało zjeść, zostało zjedzone już dawno temu.

Ci, którzy szli tędy pierwsi, pewnie dziękowali losowi. My go tylko przeklinaliśmy, myśląc o tym, jak dobrze byłoby trafić na ludzi. Jak cudownie byłoby jeść. Smakować krew. Ogryzać kości, aż nie pozostanie na nich nic. Tęskniliśmy za tym wszystkim aż do dnia, w którym spotkaliśmy Żelaznego Byka i jego podkomendnych. Och, zaspokoiliśmy wtedy Głód. A przynajmniej niektórzy z nas.

18.09.2014 22:02
James_007
25
odpowiedz
James_007
187
Lord of Avernus

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z ta sama obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Po Szarym Strażniku pozostało mi jedynie wspomnienie, a wszystko co nastąpiło po jego zniknięciu z Morrigan utwierdziło mnie w przekonaniu, że ścieżka, którą podążam jest słuszna. Zmieniłam się, Andraste dała mi siłę by żyć dalej i nieść światło zagubionym w ciemności.
- Varric… - spokojnym melodyjnym głosem zwróciłam się po raz kolejny do krasnoluda – jesteś pewien, że Hawke znajduje się w Marothius?
- Od początku powiadam…
- Jeśli początkiem nazywasz piąty tydzień przesłuchań – zakpiłam – byłby z ciebie niezgorszy bard czy bajkopisarz
- W każdym razie – kontynuował niespeszony – rozstaliśmy się tam. Hawke wspomniał, że musi się spotkać z Boskim Zwierzchnikiem Tevinterskiego Zakonu.
- Zakon… - Orleański i Tevinterski Zakon wzajemnie się nie uznawały, podróż do Imperium nie jest tym o czym obecnie marzę – Mam tylko nadzieję Varric, że niczym praworządny krasnolud nie opuściłeś Marothius w pośpiechu.
- Skądże! Po prostu Tevinterskie powietrze mi nie odpowiada – mówiąc to odwrócił się ode mnie, wiedział, że jeśli bym tylko chciała oddałby mi Biance, swą ukochaną kuszę bez mrugnięcia okiem
Na horyzoncie majaczyła jeszcze smuga dymu ze stojącego w ogniu Kirkwell. Varric wmawiał sobie, że nic nie mógł zrobić, ale gdyby Hawke tu był… Leilana to samo myślała o Strażniku. Żadne z nich nie spodziewało się, że ich drogi ponownie się zejdą.

18.09.2014 22:13
26
odpowiedz
poomex97
7
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Szczerze? Nie mam pojęcia dlaczego zdecydowałam się eskortować tych wieśniaków do Amarantu. Mogłabym już kierować się w stronę Orlais, teraz to jest priorytet.
Ale nie, mała Morrigan musiała akurat teraz poczuć się odpowiedzialna za innych. Ci ludzie mieli szczęście, że przechodziłam przez Denerim kiedy rozpoczął się pucz Kręgów.… myślę, że bez moich barier ochronnych już dawno spoczywali by pochowani głęboko w ruinach miasta.
No, i jeszcze na dodatek musiała się przyplątać ta ruda gówniara, Leliana. Dziecko nam spoważniało, choć dalej dostrzegam w jej oczach niepewność i strach. Jedzie teraz w jednym z powozów, zabawia małe dzieci. Jej starania są bezcelowe i jałowe, nie ma w tych ludziach nadziei, stracili wszystko.
Karawana gwałtownie się zatrzymała. Zsiadłam z konia, żeby zobaczyć co się stało. To, co ujrzałam będzie prześladować mnie w moich snach do końca życia.
Na wysokie stojące wśród gęstych liści pale ponabijani byli ludzie, choć u niektórych udało mi się dostrzec elfie uszy. Odór był okropny, widok zmasakrowanych ciał jeszcze gorszy. Co tu się stało?
Z powozu wysiadła Leliana z naciągniętym łukiem w ręku. Zza okolicznych krzaków wyłonił się spokojnie blady, ciemnowłosy mężczyzna dzierżąc w ręce długi kostur i śmiejąc się pod nosem. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że jesteśmy otoczeni przez co najmniej tuzin uzbrojonych wojowników. Po chwili okropnej ciszy ujrzałam kątem oka, że jeden z wrogów pada ze strzałą głęboko wbitą w czaszkę. Wtedy rozpętało się piekło. Podpaliłam zaklęciem dwóch przeciwników, lecz na resztę było za późno. Nieznajomy wystrzelił z laski strumień błyskawic, który dosłownie usmażył kilkunastu wieśniaków. Z paniką odwróciłam się w stronę mordercy, niestety w tym samym momencie poczułam tępy ból w głowie i padłam na ziemię. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, było nieruchome ciało Leliany. Potem, wszystko zasłoniła ciemność….

18.09.2014 22:35
Wotson
27
odpowiedz
Wotson
21
Nekromanta Roślin

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Było późne popołudnie gdy minęliśmy granicę lasu. Przede mną w falującym z gorąca powietrzu majaczyły sylwetki moich towarzyszy: prowadziła Morrigan, za nią podążał Varric cicho gawędząc z Leilaną. Nagle moją uwagę przykuł pewien szczegół, po lewej stronie piaszczystej ścieżki zobaczyłem szkarłatną plamę...Krew! Skrwawiona trawa! Nie powinno mnie to zdziwić wszakże rano mijaliśmy spaloną wioskę a dwa kilometry dalej drzewo wiśelców. Jednak tym razem coś było nie tak. Ten szkarłat tu nie pasował... Nic tu nie pasowało! Dlaczego Morrigan nie rzuciła sarkastycznego komentarza? Dlaczego Varric nie zerknął zaciekawiony tym co mogło się tu stać? Dlaczego Leilana nie obrzuciła smutnym spojrzeniem miejsca masakry, ubolewając nad losem nieszczęśnika który tu zginął? Dlaczego są tacy obojętni?! Prawie zrównałem się z krwawą kałużą gdy usłyszałem świst. Zanim zorientowałem się w sytuacji, było już za późno. Strzała sięgnęła celu.

18.09.2014 23:18
28
odpowiedz
Asderuki
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Widok był zaiste niepojęty w swym ogromie. Przytłaczał nas, a jednak wraz z Morrigan udało nam się jakoś utrzymać ducha drużyny. Nic ich bardziej nie motywowało jak nasze sarkastyczne komentarze i nieczułość na ból oraz cierpienie innych. Czasem dobrze gdy widzą w tobie rywala. Mają przynajmniej powód aby pokazać, że są lepsi niż ty. Jak się nie jest wielkodusznym i pobożnym wojownikiem o szlachetnym sercu... cóż trzeba sobie radzić inaczej.
- Kobieto! - zagrzmiał swym tubalnym głosem Byk. - Może zmień się w konia to będę mógł cię dosiąść!
Odpowiedziały mu rozbawione parsknięcia oraz spojrzenie wiedźmy pełne politowania. Pomimo żartu widać było zmęczenie i znużenie podróżą bez końca. Mój wzrok padł na Morrigan - w jej oczach czaiło się to samo przekonanie co w moim sercu. Biedni, nieświadomi, zagubieni... Solas, gdzie się podziałeś kiedy tak bardzo utknęliśmy w pustce?

18.09.2014 23:18
29
odpowiedz
Terenas
7
Legionista

Konkurs "Poprowadź ich lub zgiń!"

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nasza kompania dotarła aż do wilkiego morza na skraju którego widniała opusczona forteca, to tam spotkaliśmy kobiete, jej widok przeraził każdego z nas. Po chwili milczenia zdołała ona tylko wypowiedzieć imię Leliana. Została całkowicie obdarta z szat, na jej niewinnym, białym jak śnieg ciele krew była niezwykle widoczna. Jednak nastraszniejsze było to że na jej ramieniu wyryto krwawy tatuaż. Nasz wódz, zwany żelaznym bykiem, nie należał do ludzi strachliwych, lecz tym razem nawet ja zobaczyłem w jego oczach lęk. Nie minęła chwila, na skraju lasu zobaczyłem to czego bałem się najbardziej, to przed czym uciekałem całe życie. To były mroczne pomioty, wróciły by dokończyć dzieła. Strategia żelaznego byka była jasna jak słońce, walczymy do ostatniego żywego żołnieża, sęk w tym że przeżyło nas niewielu. Bez obawy o konsekwencje chwyciłem Leliane i wbiegłem do najbliższej groty.
Zdołałem wykrzyczeć tylko te słowa - Jeśli przeżyjesz byku, to wiedz że moje imię to Solas, jeśli zginiesz dalej już powędruje sam!.
Przedzirając się przez jaskinie pełną wilków i pająków wkońcu wyszłem na powierzchnie. W oddali zobaczyłem samotną karczmę, której okna rozświetlały chociaż trochę te noc, a w niej ledwo żywego żelaznego byka, co bardzo mnie zaniepokoiło i rozweseliło zarazem. Gdyby tylko mógł mówić, gdyby mnie ostrzegł, gdybym tylko wiedział że wróg jest znacznie potżniejszy niż pomioty, i co gorsze jest wśród nas...

18.09.2014 23:21
30
odpowiedz
Wzol
23
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nasz cel był jasny, musieliśmy znaleźć chłopca za wszelką cenę, jeszcze dziś . Tarcza słoneczna była już z naszej pozycji niewidoczna, zasłonięta przez pasmo górskie, choć pobliska dolina wciąż jeszcze jarzyła się kolorem czerwonym. Dopiero docierając do gościńca zdaliśmy sobie sprawę, że nasza porażka, będzie oznaczać porażkę wszystkich. Dopiero tam mijając dziesiątki nabity na pal pozbawionych ciała głów. Osada musiała być już blisko. Mijając pokryte rozłogami okoliczne domostwa napotkaliśmy tuziemców pakujących się w pośpiechu, nie zdających sobie sprawy, że od wyniku naszej misji zależy to czy będą mieli dokąd uciekać. Wiedzieli oni jednak, że armia czyhająca na południu nie będzie siedzieć bezczynnie, że w końcu ktoś wyda rozkaz najazdu na ich osadę. Musieli uciekać, choć nie mieli pojęcia gdzie. W pobliżu niewiarygodnie opustoszałej i cichej karczmy siedział samotny mężczyzna, który na widok naszej kompani zerwał się i pobiegł gdzieś w otchłań ciemnej uliczki. Nie minęło 5 minut gdy zostaliśmy otoczeni przez tutejszych zbrojnych. Nie chcieli słuchać wyjaśnień, chcieli jedynie ukarać winnych tej upiornej dekoracji gościńca. Nie obchodziło ich, że stojąca przed nimi kompania nie miała z tym nic wspólnego, oni już znaleźli swoich winnych.
-Nie mamy na to czasu, musimy iść – powiedziała po cichu Leliana.
Spojrzałem na Żelaznego byka, bo tylko on był w stanie wykonać mój niemy rozkaz. Jeden z niezdających sobie z niczego sprawy gwardzistów, kazał mu zachować spokój i poddać się dobrowolnie. Byk ciął nisko nabierając rozpędu do kolejnego ataku. Ogromny miecz zdawał się nic nie ważyć w rękach potężnego Qunari. Piruet za piruetem, krzyki zbrojnych zdawały się cichnąć a nie trwało to więcej niż pięć uderzeń serca. Bez słowa ruszyliśmy ku górom które zdawały się być tuż przed nami.

18.09.2014 23:52
31
odpowiedz
zanonimizowany1031473
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Na początku, pomimo zmęczenia, staraliśmy się pomagać wszystkim. Czas był jednak nieugiętym przeciwnikiem i szybko udowodnił nam, że nawet bohaterowie nie mogą rozdrabniać swej dobroci na drobne. Oczywiście nie od razu to do nas doszło i płaciliśmy za swój upór twardą walutą. Dowodem tego był kurhan Solasa zostawiony przy drodze oraz świadomość, że w czekającym na nas na końcu drogi starciu, przyjdzie nam stanąć do walki bez jego magii.

Ciężko się odmawia potrzebującym i odwraca wzrok od cierpienia niewinnych. Lecz jeśli mieliśmy podołać zadaniu i ocalić o wiele więcej żywotów, musieliśmy zamknąć nasze serca w lodowych okowach znieczulenia. Niektórym przychodziło to łatwo. Morrigan zawsze stawiała cel ponad środki, a dobro bliźnich szybko rozmywało się w konfrontacji z żelazną determinacją. Ostatnia poddała się Leiliana i choć to ona zaczęła narzucać mordercze tempo marszu, to właśnie jej najbardziej ciążyło sumienie...

Varrick przerwał czytanie i podniósł wzrok znad dziennika.

19.09.2014 00:17
32
odpowiedz
kgbeast
5
Legionista

tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Zakon templariuszy zlecił nam zadanie transportować urnę świętych prochów Andrasty do świątyni w denerim . Miała ona podnieść ducha i morale ludzi po zakończonej pladze . Mnie nakazano nadzorować ten transport jestem komendant Edwin Leistam . Bracia templariusze nazywali mnie płatkiem o upodobałem sobie zostawiać płatek kwiatu na ciele pokonanego wroga . Podczas podróży widzieliśmy pozostałości plagi zniszczone domy i spalone pola . Przez całą drogę towarzyszy nam siostra Leliana to ją zakon poprosił żeby odniosła urnę świętych prochów . przez większość czasu opowiadała nam o swoich przygodach z bohaterem Fereldenu szarym strażnikiem . Mówiła nam tez o swoich kompanach podróży . Każdy z nich był inny i wyjątkowy najbardziej zaciekawiła mnie czarodziejka Morrigan . Według opowiadań leliany była ona bardzo skrytom i tajemnicom osobom . podróż była bardzo długa i wyczerpująca widok i zapach spalonych wsi nasz spowalniał . Moje zadanie jest jasne przeprowadzić ludzi i urnę bezpiecznie do denerim . Bo jak mawiał mój ojciec Poprowadź ich lub giń .

19.09.2014 00:24
33
odpowiedz
Dain92
9
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.

Stepy Anderfels nic się nie zmieniły, dwie Plagi odcisnęły tu swoje piętno, pozostawiając to miejsce niemalże bez życia. Od Wędrujących Wzgórz dzieliły nas jeszcze przynajmniej cztery godziny forsownego marszu, dzień chylił się już prawdopodobnie ku końcowi; ciężko było to jednak jednoznacznie ocenić, gdyż niebo przesłaniał dym gęsty do tego stopnia, że cały czas panował półmrok. Gdzieniegdzie spośród rozpadlin skalnych buchały potężne jęzory ognia rozświetlając starodawny, ale obecnie już niemal zapomniany szlak.

To było moje pierwsze zadanie zlecone przez Inkwizytora, mieliśmy zbadać podanie spisane na starożytnym zwoju, sugerujące, iż za „poruszającymi się wzgórzami, daleko na północy, w świątyni Dawnych Bogów znajduje się artefakt dający kontrolę nad wszystkim co z Pustki pochodzi”. Wagę tej misji podkreślał fakt, że dowódca wysłał na nią aż trzech swoich zaufanych towarzyszy: Żelaznego Byka- nieustraszonego qunari, Vivienne- czarodziejkę z Orlais oraz Lelianę- dowódcę oddziału szpiegowskiego. Drużynę współtworzyłem ja i pewien elficki łucznik o imieniu Atargurth.

- Nie ociągać się!- krzyknął w moim kierunku qunari.

Łatwo mówić, ciężko było nadążyć za wielkimi krokami rogatego olbrzyma, które dla zwykłego człowieka były wręcz susami. Z tyłu, nieco za wszystkimi pozostałymi kroczył Atargurth, okryty szczelnie płaszczem, z kapturem zaciągniętym na głowę. Jego osoba intrygowała mnie najbardziej, rzekomo ukończył szkolenie na członka inkwizycji tydzień przede mną, powinienem go spotkać, jednak nie mogłem go sobie zupełnie przypomnieć, tak jakby w ogóle nie istniał.

Przez cały dzień nie napotkaliśmy żywej duszy, choć lepszym określeniem byłoby żywego stworzenia, bowiem ludzie i inne inteligentne istoty wyniosły się już dawno temu z tych rejonów. Było spokojnie, zbyt spokojnie, to sprawiało, że zaczynałem się nudzić.

- Wkrótce powinniśmy dotrzeć na miejsce- rzuciła, z lekkim uśmiechem na twarzy Leliana.

Chciała zdaje się powiedzieć coś jeszcze, ale nagle zamarła w bezruchu, w oddali dał się słyszeć odgłos jakby grzmotu, dopiero później zrozumiałem, że to był ryk. Nad nami krążył prawdziwy smok, pierwsza okazja by się wykazać i... pomścić mojego ojca.

19.09.2014 00:27
34
odpowiedz
Futerko23
2
Junior

W związku z tym, że Dragon Age jest moją ulubioną serią... mam nadzieję, że dasz się zaskoczyć i uwieść mojej wyobraźni. Oto moja propozycja, czysta improwizacja nocna:
- Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół - powiedział Varrick. Po chwili pociągnął srogi łyk chmielowego specjału. Gestem dłoni dał nam do zrozumienia, że winniśmy zrobić to samo.
Przypatrywałem mu się bacznie. Choć moc trunku już uderzyła w moją głowę to jego słowa wciąż docierały do mnie jakbym był zupełnie trzeźwy.
- Krasnoludzie, ileż możemy czekać... Zaczynam się niecierpliwić - rzuciła cierpko Morrigan. Jak zwykle izolowała się od kompanii, zajmując miejsce przy sąsiednim stoliku. Z tego dystansu widzieliśmy jedynie zarys jej kształtnej sylwetki.
- Tak jak mówiłem: to była nasza najcięższa podróż. Rozbiliśmy obóz w bezpiecznym, suchym miejscu. Tuż na skraju lasu... Wszyscy byli uspokojeni, zrelaksowani a mi ciągle wydawało się, że coś jest nie tak. Słyszałem głosy, coś jakby elfi śpiew - Varrick uderzył kuflem o kant drewnianego blatu, co wybudziło z drzemki zdezorientowanego Solasa - Czasami ma się to piekielne przeczucie... Odwaga pryska ot tak i nie da się zmrużyć oka.
- Odwaga nie ucieka jeśli ją w sobie masz - skomentował Żelazny Byk. Tylko on pozostał niewzruszony całą opowieścią.
Varrick nie odpowiedział na słowa potężnego wojownika. Widać było, że oczami wyobraźni wciąż tkwi w miejscu, w którym był tamtej, letniej nocy:
- "To miała być przyjemna wyprawa" powtarzałem sobie ciągle, podsuwając wyświechtany koc pod same oczy. W pewnym momencie czułem taki chłód, przeszywające zimno... aż zacząłem szczękać zębami. Zaraz potem pojawili się oni...
- Oni? Nieistniejące postacie, które twój umysł sprowadził z samej Pustki przez... chmiel? - Żelazny Byk nie dawał za wygraną. Varrick posłał mu jedynie karcące spojrzenie i kontynuował opowieść:
- Istoty, które wyglądały jak chodzące, splugawione truchła elfów. Piękne twarze z trupim uśmiechem i pustymi oczodołami. Najbardziej przerażające były ich członki - długie jak gałęzie, wyciągające się w naszą stronę...
- Wszyscy wokoło mnie spali a ja tchórzliwie trząsłem się czując jak pot oblewa moje skronie. Miałem mięśnie jak po paraliżu, nie mogłem się ruszyć. Bianka leżała tak blisko a jednak za daleko, żebym mógł po nią sięgnąć. Chciałem krzyczeć ale głos uwiązł mi w gardle...
- Czy oni... zaatakowali?
Varrick złapał się odruchowo swojej broni. Po chwili podniósł na mnie wzrok i westchnął głośno.
- Wszyscy prócz mnie zginęli. Nie zrobiłem niczego, żeby przerwać tę rzeź. Słyszałem jedynie pieśń... Dziwnie spokojną choć napawającą lękiem. Nawet teraz mógłbym ją zanucić - w jego oczach pojawiła się charakterystyczna mgiełka. Łza - Krew braci tryskała przecinając letnie powietrze a ja leżałem obok z kocem naciągniętym pod same oczy. Nie mogłem nic zrobić, zupełnie nic!
Kiedy Varrick podniósł głos wszyscy zaczęli słuchać z jeszcze większą uwagą. Nawet Żelazny Byk patrzył w jego stronę okazując zainteresowanie.
- Słyszałem, że Istoty śmieją się ze mnie. Że mówią nie otwierając ust. One po prostu... Coś jakby były w mojej głowie - zamilkł na chwilę - Ostrzegałem kompanię przed tym miejscem, wiedziałem, że coś jest nie tak! I wiecie co tam było? Przy samym, cholernym skraju lasu...
- Trupidrzewo - wycedziła Morrigan okazując pewne emocje, co było w jej przypadku dość niespotykane.
- Tak... - odrzekł Varrick, nie kryjąc zdziwienia - Dokładnie...
- Zaraz, co to takiego?
Czarodziejka przybliżyła się w naszą stronę.
- Zwą je też drzewem wisielców. Zwykle takie miejsca chowają się w Sercu Lasu i są niedostępne dla zwykłych podróżnych... Trupidrzewa czekają na wyjątkowo złe emocje, myśli. Wykorzystują chwilę słabości istoty, która zamierza pożegnać się z życiem. Te enty wkręcają swoje korzenie w mięso, oplątują sobą kości ofiary i wciągają ją głęboko pod ziemię... stamtąd już nikt się nie wydostanie - skończyła Morrigan uśmiechając się upiornie. Odruchowo odsunąłem się od stolika, niechcący trącając ręką kufel.
Varrick kiwał się na stołku jak zahipnotyzowany. Na koniec dodał:
- Po dziś dzień nie wiem dlaczego nie dorwały mnie... Dlaczego pozwoliły mi żyć?!
Morrigan uśmiechnęła się lekko:
- Masz za mocną wolę życia, krasnoludzie ale... to powinno nam pomóc w przyszłości - skwitowała.

19.09.2014 01:04
35
odpowiedz
Leciuss
5
Legionista

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
Wszystko się pozmieniało dawniej w miastach rozkwitało życie , można było zobaczyć jak na placach szkolą się nowi wojownicy czy też magowie . Zobaczyć można było wspaniałe budowlę rozciągające się na północ . Teraz nie ma już nic , pustka pochłonęła cała krainę , w oddali widać płonące miasta , stosy trupów i jęki ciężko rannych ludzi . Nie potrzebnie opuściłem krainę kiedy była w potrzebie wolałem zostać w swoim świecie nie chciałem już walczyć miałem wszystkiego dość , ale teraz żałuję i muszę znów wrócić , przejść przez portal na ziemi to krainy o której nikt nie słyszał . Jako dziecko zostałem wybrany chciałem przeżyć przygodę , przyszedł po mnie pewien człowiek... Ale o tym opowiem wam później . Teraz czas wracać zabieram ze sobą notes aby wszystko wam dokładnie opisać , jestem jednym z nielicznych Strażników którzy muszą zatrzymać nadchodzące zło , wiem tylko że muszę połączyć siły z moimi wiecznymi wrogami , aby się zjednoczyć bo razem jesteśmy mocni . Kończę już zabieram notes i ruszam... Gdybym nie napisał to znaczy że nie udało nam się , ale mam nadzieję że uda mi się opisać wszystko w najwyraźniejszych detalach ...... ; )

19.09.2014 01:28
Viscount
36
odpowiedz
Viscount
2
Junior

Lokalne polityczne waśnie i utarczki pomniejszych watażków przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, a my nie mogliśmy pozwolić sobie na to, by cokolwiek stanęło na naszej drodze. Wiedzieliśmy już z czym mamy do czynienia, jednak nikt z nas wówczas nie zdawał sobie sprawy ze skali zagrożenia, naprzeciw którego przyszło nam stanąć. Zgodnie z treścią pogłosek, Morrigan, która potrafiłaby rzucić więcej światła na dotychczasowe wydarzenia i motywy Starszego, znaleźć można było na dworze Cesarzowej Celene I, zachowującej się rzekomo ostatnimi czasy bardziej jak marionetka Wiedźmy z Głuszy niż władczyni Imperium. Wojna i późna pora, którą dotarliśmy do Val Royeaux, sprawiły, że stolica Orlais wydawała się na wpół opuszczona, lecz nawet w takich okolicznościach dało się zawsze usłyszeć gwar z okolicznych tawern i oberży. Wszechogarniająca cisza, która przywitała nas wtedy w mieście, nie wróżyła niczego dobrego. -Uważaj! - ryknął Varric, błyskawicznie kierując spojrzenie Bianki w moją stronę. Zdążyłem jedynie zobaczyć błysk światła Księżyca odbitego od klingi napastnika, który w mgnieniu oka runął bezwładnie na ziemię, i bełt, przechodzący przeze mnie niczym przez mgłę. To Solas, zachowując przytomność umysłu, przeniósł moje ciało tymczasowo do Pustki, co też krasnolud skrzętnie wykorzystał, by ustrzec mnie przed skrytobójczym atakiem. -Strażnik bramy? - Żelazny Byk trącił nogą odziane w gruby wełniany płaszcz truchło zamachowca. -Nie mogę powiedzieć, bym był zaskoczony - odrzekłem w momencie, gdy spod płaszcza wypadł krwiście lśniący amulet wykonany z Czerwonego Lyrium. Mimo tego, nie spodziewałem się, że macki Czerwonych Templariuszy zdołają sięgnąć tak daleko, w tak krótkim czasie. Nagle i niespodziewanie ciszę ponownie przeciął miły kobiecy głos, który momentalnie poderwał zaskoczoną takim obrotem spraw drużynę do gotowości bojowej. -Słowiki najpiękniej śpiewają nocą - zwróciłem się do stojącej w cieniu postaci, u stóp której spoczywało ciało kolejnego fanatycznego nieprzyjaciela. -Pałac nie jest bezpieczny, a Cesarzowa i Wiedźma oczekują w Białej Iglicy - odparła Leliana.

19.09.2014 02:11
37
odpowiedz
StilleR666
84
Pretorianin

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Brudni i wygłodniali ludzie którzy ocaleli z okolicznych wiosek wybiegli do nas , prosząc o strawę. Ledwo jej starczało dla nas, tak więc zbywaliśmy ich jak niechciane psy . Kilku Fereldeńczyków oddawało swoje resztki , wiedzieli iż tej nocy nic nie zjedzą. Godfryk na ten widok parsknął i wymamrotał coś pod nosem po czym siedziąc na odzianym w srebro koniu kazał swoim legionistom rozstawić Falangę na północnym krańcu wsi. Z wysokiej wieży świątyni czarnej od sadzy magowie z Morrigan na czele osobistej wysłanniczki Cesarzowej rozstawiali bariery ochronne.
-Oby ten cały Inkwizytor się zjawił! Ilekroć bijemy te monstra one wracają!- wydarł się w stronę wieży.
-Jeżeli to co Solas mówi jest prawdą, to bez niego się nie obejdzie. -wykrzyczała wiedźma, spoglądając w moją stronę, przerażała mnie bardziej niż wcześniej.
- Mówiłem ci już ,że masz piękny nos?.
- A czy ja mówiłam ci jak cie bardzo nienawidzę, Alistair?.
- Królu Alistarze. I tak mówiłaś , wielokrotnie. Zapisałem sobie to w moim dzienniczku.
Nagły grzmot od strony góry przerwał nadchodzącą ripostę Morrigan. Dzięki niech będą Stwórcy. Nastała niepokojąca cisza, ludność zaczęła się cofać, Godfryk odezwał się jako jedyny. Załadować balisty! Magowie na pozycjach. Piechota w gotowości, łucznicy czekać na sygnał! Dźwięki piorunów i deszczu mieszał się z biegiem żołnierzy i szaleńczym rajdem demonów.
- Jesteśmy Przymierzem! Orlezjanie i Fereldeńczycy ! Jako sługi światła i sprawiedliwości (He, a to dobre... ) nie ustąpimy ani kawałka tej ziemi! W tym błocie przyjdzie wam umierać za wolność i ład! Walczcie ze strachem! Pokażcie demonom, kreaturom, potworom tego i ich świata. Że śmiertelnicy to MIECZ STWÓRCY!!! Falanga wbiła nogi w ziemie, i wydarła się najgłośniej jak potrafiła UUUAAA!!!
Pierwsze tarcze poszły w drzazgi. Morrigan wyjęła pierścień z sakiewki, zaczęła do niego mówić. Jakby coś nim widziała. - Tak to się zaczyna...

19.09.2014 04:20
38
odpowiedz
zanonimizowany1031488
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Naszym celem był prastary tevinterski klasztor, lecz nim tam dotarliśmy, mnie już nie było. Padłem w drodze pod ciosami naszych nieprzyjaciół. Mogłem więc już tylko obserwować, jak Leliana, Morrigan i Żelazny Byk wreszcie docierają do kresu swojej wędrówki.
W klasztorze, a właściwie w jego ruinie, panowała grobowa cisza. Nad głowami zbierały się ciemne chmury.
- Spójrzcie – rzuciła Leliana, wskazując na ciała Plugawców, porozrzucane po mozaikowym pawimencie budynku. – Przybyliśmy za późno.
- Ostrzegałam, że to może się tak skończyć – powiedziała Morrigan. – Ale to przecież nie pierwszy raz, kiedy przedkładasz swój upór nad rozsądek, minstrelko. Powinniśmy go byli zostawić przy drodze. Na godny pochówek jeszcze by przyszedł czas.
- Czasami ciężko zapomnieć, jaka z ciebie…
- Tutaj – przerwał Lelianie Żelazny Byk. – Tutaj jest jeszcze jeden.
- Abominacja – zauważyła Morrigan z zainteresowaniem, po czym obiegła pomieszczenie wzrokiem. – Wygląda na to, że ci tutaj zostali przez kogoś zaskoczeni. Albo zaskoczyli kogoś. I przypłacili to życiem. W dodatku ów ktoś – albo coś – zdobył to, po co tu przyszedł. I po co my tutaj przyszliśmy.
- Ten ktoś wciąż tu jeszcze jest – Żelazny Byk poprawił uchwyt na stylisku swojego ogromnego topora. – Czuję jego zapach.
- Doskonale. W takim razie teraz będziemy działali według mojego planu.
- Co masz na myśli, Morr… Ach…
- Zobaczysz, moja droga – uśmiechnęła się niewinnie Morrigan, opuszczając dłoń. – Zobaczysz. Ale teraz śpij.

19.09.2014 08:19
39
odpowiedz
N3w3r10n
4
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Kraina która dla mnie była wszystkim, domem, schronieniem... przeszłością. Dla NIEJ była niczym, kupa piachu i trawy pośrodku niczego. Jednak co ją tu przyciągnęło, chęć wykazania się, pomocy bezbronnym... kobieta-smok do której zmierzamy?
- Jesteśmy na miejscu.- Zawołałem- Na tej polanie widziana "Smoczyce".
- Umiesz walczyć? - Zapytała znienacka.
- Oczywiście, czemu...
Wtedy "to" wyczułem, energię tak mroczną że nie mogła należeć do maga. Nie należała jednak do bestii terroryzującej mój kraj, przynajmniej nie tej poszukiwanej przez nas.
Z lasu wyłoniła się zakapturzona postać z dziwnie powykrzywianą laską, staną przed Lelianą i skiną głową.
- Dobrzy ludzie wydaje mi się poszukujemy tej samej osoby, może połączymy siły?
- Czym jesteś i czego chcesz od Morrigan?
Jakby na znak nieznajomy zrzucił kaptur, był demonem. Zaszarżował na mnie ale ugodzony strzałą padł bez życia.
- Nie chowaj łuku, jest ich więcej.
Polana szybko wypełniła się wrogami, były ich setki, wizja rychłej śmierci przeraziła mnie. Wtem na skraju polany zmaterializował się największy, najobrzydliwszy, najmroczniejszy demon jakiego spotkałem...

19.09.2014 11:00
40
odpowiedz
zanonimizowany1031504
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wiedzieliśmy, że będzie tylko gorzej. Dalej czekała nas zmarzlina i wiatr wcielający w legiony umarłych, nawet najwytrwalszych wojowników. Każdy z nas dobrze słyszał o przesmyku przemytników. Pełnym pospolitych złodziejaszków jak i zorganizowanych grup najemników, które tylko czekały na wędrowców, którzy zabłądzili w te niebezpieczne krainy, albo nie mieli na horyzoncie innej drogi. Tak jak my. Zmierzch nastąpił bardzo szybko i nadszedł czas na pierwszy wspólny nocleg. Pierwszą myślą, która mnie zaniepokoiła była nieunikniona bliskość Morigan i Leliany. Po raz pierwszy w jednym obozie od czasów walki z arcydemonem. Z tą różnicą, że nie ma pomiędzy nimi "ICH" szarego strażnika, z którym łączyła ich specjalna więź.

19.09.2014 11:06
41
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Dopiero zaś, gdy ostatnie źdźbła trawy zostawiliśmy daleko za sobą, gdy gwiazdy skryły się pod ciemnymi oparami unoszącymi się nad pustkowiem a wszystko co żywe, zdawało się nigdy w tym miejscu nie istnieć… Dopiero wtedy wspomnieliśmy te swoiste ostrzeżenia i pojęliśmy, co zwiastowały.
-Kontrakt tego nie obejmował. – Żelazny Byk przystanął i choć za wszelką cenę starał się to ukryć, był szczerze zaniepokojony.
-Czyżbyś się lękał? – Odparłem posyłając mu drwiący uśmieszek. Solas parsknął śmiechem gdzieś za moimi plecami, a potężny Qunari poczęstował mnie swym twardym i porażającym spojrzeniem. Zmiażdżyłby mnie, gdyby tylko tego zapragnął. Jak zresztą niemal każdego w Fereldenie. Jednak, jako że siedząc na końskim grzbiecie nieco przerastałem go wzrostem (Co zdarzało się rzadko), pozwoliłem sobie na to małe szyderstwo.
-Kontrakt był jasny – Podjąłem zdecydowanym tonem dialog, po przytłaczającej chwili ciszy– Odnaleźć wiedźmę i jej diabelskiego bękarta. Obecność demonów nie powinna cię dziwić, Byku. Trwa wojna, a my, niczym wrony, zbieramy jej niechlubne żniwo. Taki los najemników. Jedyne co się liczy, to sowita zapłata…
Nim ostatnie słowo wydobyło się z mych ust, szmaragdowy blask, niczym błyskawica, wydzierając się spośród oparów kryjących niebo, na krótką chwilę ukazał cel naszej podróży. Zacisnąłem zęby i zamilkłem. Wraz z towarzyszami wlepiliśmy wzrok w olbrzymią ruinę, jaką był dziś Ostagar.
-Sowita zapłata, hm? – Wymamrotał Solas – Wypomnę ci te słowa, gdy znajdziemy się w środku.
W odpowiedzi, popędziłem okrzykiem swego rumaka, ruszając w stronę starożytnej twierdzy.
-Śpieszmy się więc – Rzuciłem przez ramię, wskazując palcem jadowicie zielone światła tańcujące złowrogo, wysoko nad naszymi głowami – Nadchodzi burza.

19.09.2014 11:06
42
odpowiedz
Kilam
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Doskwierał nam straszliwy głód, a zapasy kurczyły się w zastraszającym tempie. Wiedzieliśmy że nadejdzie czas kiedy pomioty nie będą naszym największym wrogiem, wrogiem tak zaciętym jak inny człowiek. I ten czas właśnie nadszedł, cokolwiek znajdziemy na swojej drodze zadecyduje o naszych losach. Dwa dni temu wkroczyliśmy na wrogie nam tereny. Towarzysząca nam kompania najemników pod dowództwem Żelaznego Byka dodaje nam otuchy i wiary w siebie, wiele słyszeliśmy o ich sile i sprawności w walce. Essermet i ja zwykle odchodzimy na bok słuchając pieśni Leliany, a ona sama nie gardzi rozmową ze zwykłymi szeregowymi jakimi my jesteśmy. Lecz teraz pieśń umilkła, Żelazny Byk wyszedł przed szereg na pierwszą linię a magowie rozpłynęli się wśród tłumu szeregowych, coś ciężkiego wisi w powietrzu jednak się nie zatrzymujemy, idąc nasłuchujemy nieuniknionych rozkazów, cholera, zaczyna się.

19.09.2014 11:27
43
odpowiedz
kryfionka
11
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Choć siły wroga były zatrważające to nie baliśmy się. Każdy napotkany oddział pokonywaliśmy z równą łatwością, doskonałą współpracą dyscypliną. Wydawało się nam, że jesteśmy niepokonani, jak bardzo się myliliśmy.
Ta noc była inna, czułam to w kościach odkąd tylko rozbiliśmy obóz na skraju lasu. Wędrowaliśmy bez przerwy od trzech dni, byliśmy zmęczeni i głodni, musieliśmy odpocząć. Siedziałam na ziemi i ogrzewałam dłonie nad sporym ogniskiem i choć pieczony nad ogniem prosiak pachniał naprawdę wspaniale, nie potrafiłam jeść. Ilość ciał jaką widziałam przez ostatnie tygodnie, skutecznie odbierał mi apetyt.
-Powinnaś spróbować, potrzeba siły do trzymania miecza -odezwał się Bernard wyciągając w moją stronę nadgryziony kawałek mięsa.
Jego poorana bliznami twarz wykrzywiła się w uśmiechu, jego jedyne oko łypało na mnie wesoło.
Pokręciłam tylko głową, a on wzruszył ramionami i wrócił do przerwanego posiłku. Moją uwagę przykuła kobieta o rudych włosach, która przechadzała się kawałek dalej pomiędzy żołnierzami, wyraźnie czegoś szukała. Ludzie powiadają, że to ta sama kobieta, która pomogła Szarej Strażniczce pokonać Arcydemona, Leliana. Nawet jeśli była prawą ręką naszego dowódcy, nie potrafiłam jej zaufać, jak dla mnie zachowywała się zbyt podejrzanie, była zbyt tajemnicza.
Huk przerwał moje rozmyślania, przed oczami zrobiło mi się biało, a do płuc dostał się jakiś gryzący dym. Ktoś nas oślepił! Zrobiło się głośno, ludzie wkoło zaczęli się przekrzykiwać, świst strzał, bojowe okrzyki, zapanował chaos. Sięgnęłam po swój dwuręczny miecz i starałam skupić się na otoczeniu, skutki oślepienia zaczęły mijać i rozróżniałam już sylwetki biegające wkoło mnie. Nasza doskonale zorganizowana amia, zawsze idealnie zgrana, teraz wyglądała jak kurczęta uciekające przed rzezią. W ostatniej chwili umknęłam przed płonącą strzałą, która minęła mnie dosłownie o cal. Rzuciłam okiem w stronę, z której nadleciała i ujrzałam armię, naprawdę potężną, większa niż jakakolwiek z tych spotkanych przez nas wcześniej. Byłam pewna, że w blasku ich podpalonych strzał widziałam zaledwie jej ułamek. Przyjęłam bojowa postawę i próbowałam dorwać jak najwięcej wrogów, którzy właśnie dotarli na teren obozu. Byli dobrze wyszkoleni, ale nie mogli się ze mną równać, kilka obrotów i dokładnych ciosów później, co najmniej ośmiu leżało u mych stóp martwych. Widziałam Bernarda jak swoim toporem, jednym zamachem, ściął głowy trzem najeźdźcom. Ale to były zaledwie krople w morzu, ci z naszych, którzy nie uciekli, walczyli bez wytchnienia, ale widziałam jak wielu z nich pada pod naporem nieprzyjacielskich ostrzy. Wtedy znów usłyszałam huk, ale tym razem nie był spowodowany żadną bombą, ognista kula uderzyła w dalszą cześć obozowiska i ta stanęła w ogniu. Prawie w tej samej chwili ziemia tuż obok mnie po prostu zamarzła, Bernard zastygł w półobrocie niczym lodowa figura, to samo stało się ze wszystkimi, nawet przeciwnikami, którzy znaleźli się w polu rażenia zaklęcia. Magowie, mieli magów, byliśmy straceni, nie było szans by w tym przypadku wygrać. Walka z czarodziejami była trudna nawet przy dobrym przygotowaniu, przy ataku z zaskoczenia czekała nas tylko zagłada. Korzystając z okazji, że akurat nikt mnie nie atakował, wycofałam się w pobliże lasu. Spod zbroi wyciągnęłam swój amulet, srebro błyszczało w świetle masakry, wyryty w nim wizerunek gryfa dodał mi odwagi.
-Przepraszam matko, obiecałam że nigdy tego nie zrobię, ale w tej sytuacji, nie ma to już chyba znaczenia i tak wszyscy umrzemy -wyszeptałam zamykając oczy i przyciskając usta do ciepłego metalu.
Skupiłam się, wiedziałam że mam tylko jedną szansę, choć przegramy, upewnię się chociaż, że zabierzemy ze sobą jak najwięcej wrogiej armii. Wypuściłam energię zgromadzoną w sobie, uformowałam w najpotężniejsze zaklęcie jakie znam, ściana ognia pomknęła w kierunku adwersarzy zostawiając za sobą pas spalonej ziemi, widziałam jak uciekają, widziałam jak próbują ją zatrzymać, ale nie mogli, każda komórką ciała czułam ich strach, słyszałam ich krzyki choć byli tak daleko. Czułam dziwną satysfakcję, jakby ich ból mnie wzmacniał, mój histeryczny śmiech rozbrzmiał echem po lesie za moimi plecami. Ostatni zryw mojego wykończonego ciała, reakcja na zbliżającą się śmierć, śmiech urwał się w połowie jakby moje gardło przeszyła strzała, osunęłam się na kolana, a potem była tylko ciemność.
-No, no to było naprawdę imponujące, nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Z początku nie byłam pewna co się stało, moje całe ciało bolało, a powieki były tak ciężkie, że kilka dobrych chwil zajęło mi podniesienie ich. Leżałam na trawie, promienie słońca przenikały przez liście, wspomnienia były mgliste, a pulsujący ból w czaszce uniemożliwiał myślenie. Usiadłam nagle, w momencie, w którym przypomniałam sobie nocne wydarzenia, ale zawirowało mi przed oczami i musiałam zaprzeć się rękoma o ziemię by nie opaść znów na plecy. Dopiero wtedy dostrzegłam dziwną kobietę oparta o pień drzewa, miała upięte czarne włosy i złote oczy, a na plecach zaczepiony kostur.
-Kim jesteś? Co się stało? Jakim cudem żyję? -pytania zaczęły wypływać z moich ust nim zdążyłam się zorientować.
-Żyjesz dzięki mnie, musiałam zużyć nie mało energii by doprowadzić cię do użytku -odparła posyłając mi dość przerażający uśmiech.
-Dlaczego mnie ocaliłaś? -spytałam spoglądając na nią podejrzliwie.
-Jak mogłabym zostawić tam kogoś kto ma taką moc, nie jesteś zwykłą apostatką, potrzebuje kogoś takiego jak ty -podeszła bliżej i wyciągnęła dłoń by pomóc mi wstać.
-Potrzebujesz, jak to? Co z moimi towarzyszami, tamta armią? -wciąż starałam się poukładać wszystko co się stało.
-Spaliłaś ich wszystkich, niewielu ocalało -zaśmiała się jakby właśnie opowiedziała dobry żart.
-Zabiłam ich, wszystkich? Nawet moich przyjaciół? -przerażona cofnęłam się o kilka kroków od tej tajemniczej wiedźmy. -To niemożliwe.
-Już tak nie rozpaczaj, co się stało to się nie odstanie, i tak by zginęli -wzruszyła ramionami. -Nie mamy teraz czasu na roztrząsanie przeszłości, musimy ruszać, ten las nie jest zbyt bezpieczny.
Przeanalizowałam swoją sytuację, mogłam uciec, ale nie było szans bym w tym stanie daleko umknęła. Zresztą było w tej kobiecie coś dziwnego, coś co sprawiało że jej ufałam, mój instynkt podpowiadał mi, że powinnam z nią iść. Tym razem postanowiłam go posłuchać.
-Dobrze, chodźmy -odparłam chłodno. -Jestem Katrina -wyciągnęłam dłoń w jej stronę, ale ona wciąż stała z rękoma założonymi na piersiach.
-Morrigan -odpowiedziała i ruszyła przed siebie.

19.09.2014 12:32
44
odpowiedz
Sasik2012
4
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.

W miejscu w którym teraz przebywał Solas można było dostrzec jedynie mgłę. Podświadomie czuł że doskonale zna to miejsce, jednak nie mógł sobie go przypomnieć. Szedł powoli przed siebie, szukając czegoś, co pozwoliłoby mu zrozumieć gdzie się znalazł. Panowała tutaj absolutna cisza, pustka. Wszystko wyglądało jakby pochodziło z innej rzeczywistości. Nagle poczuł silny ból głowy, jakby ktoś wwiercał się w jego czaszkę. Opierał się chwilę, jednak w końcu upadł na kolana i zaczął się wić jak robak.

- Błagam cię kimkolwiek jesteś! Prze… stań! - Wypowiadanie pojedynczych słów sprawiało mu ogromny problem. Lecz atak nasilił się jeszcze bardziej. Z gardła Solasa wydobył się przerażający skowyt, po czym zemdlał.

- No już! Obudź się nędzna istoto! – Początkowo nie rozumiał wypowiadanych słów. Tajemniczy byt jednak szybko pozbawił go złudzeń. Potężna siła uniosła elfa w powietrze, a następnie rzuciła o twardą, kamienną powierzchnię.

19.09.2014 12:35
45
odpowiedz
mrowa4224
66
Pretorianin

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Robiło się coraz ciemniej drogę oświetlały stojące w ogniu budynki i pola.
Byliśmy coraz bardziej głodni, zapasy skończyły nam się dwa dni temu. Z oddali słychać było dziwne dźwięki przypominające ryk ale i też pisk, ciężko opisać co to jednak było. Większość z nas stwierdziło że to jelenie lecz ja nie byłem do tego przekonany. Dźwięk ten był coraz głośniejszy, wiedzieliśmy że coś się zbliża. Żelazny Byk widział cienie między żarzącymi się jeszcze drzewami. Każdy z nas był gotów do walki, pogładziłem rękojeść miecza i nakazałem Solasowi rozświetlić okolice. Wtedy ujrzeliśmy ......

19.09.2014 13:00
46
odpowiedz
Ran Cousland
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.

We wszystkich miejscowościach, które mijaliśmy, ze strony mieszkańców witały nas jedynie złorzeczenia i niewypowiedziane oskarżenia, jakoby to Inkwizycja sprowadzała na ziemię śmierć i zniszczenie. Pozostając niewzruszeni ludzką naturą, kontynuowaliśmy forsowny marsz przez Góry Mroźnego Grzbietu, by jak najszybciej dotrzeć do Orlais, gdzie – jak powtarzała Cassandra – Inkwizycja miała znaleźć swą przystań w miejscu zwanym jako Podniebna Twierdza.

Przemierzając przełęcze wokół szczytów owego górskiego pasma, w mym sercu ujawniła się uśpiona tęsknota za miejscem, z którego przed wiekami wygnani zostali moi przodkowie. Inkwizytor zdecydował jednak, że podróż będziemy kontynuować nieprzerwanie aż do samego Cesarstwa, choć wśród szeregowych dało się usłyszeć plotkę, jakoby to władca Orzammaru, Bhelen Aeducan, odmówił udzielenia Inkwizycji spoczynku za murami miasta.

Przemierzając Imperialny Trakt od przeszło dwóch dni, nasz konwój zbliżał się wreszcie do jednego z najdalej na wschód wysuniętych miast Orlais – Halamshiral. Nim zapadł zmierzch, przywódcy Inkwizycji zarządzili rozstawienie obozu, w którym spędziliśmy noc. Już na terenach Cesarstwa odżyły we mnie wspomnienia zdarzeń ze Świątyni Świętych Prochów, które obróciła w nicość najwyższe struktury Zakonu. Zanim tej nocy zapadłem w sen, spojrzałem ostrożnie na Cassandrę i Lelianę, zastanawiając się, jak to możliwe, aby obie ręce Boskiej mogły w dalszym ciągu funkcjonować, skoro stanowiące dotychczas jedność ciało zostało w sposób brutalny pozbawione głowy. Czy tym, co motywowało je do dalszych wysiłków, było rzeczywiste poszukiwanie prawdy, a może to duch zemsty natchnął je do walki?

Nie wiedząc, ile czasu upłynęło od momentu, kiedy ciemność zasłoniła me oczy, rozdzierające przestrzeń niczym błyskawice niebo szczęki oręża i bojowe okrzyki przerwały sen wszystkich z nas. Dosięgając Bianki i wymierzając bełt w nacierających napastników, dojrzałem symbol gryfa na zbrojach i tarczach przeciwników, pojmując, że zostaliśmy zaatakowani przez Szarych Strażników.

Podczas gdy prawica Inkwizytora zaczęła błyskać jadowicie zieloną poświatą, z ust jednego spośród napastników dało się usłyszeć okrzyk: "zrealizujmy jego dziedzictwo! On musi umrzeć!". Walka była zażarta i zdawała się trwać w nieskończoność, gdy w w nieodległym zagajniku dostrzegłem olbrzymiego niedźwiedzia, atakującego zażarcie łuczników Szarej Straży. Przejmując inicjatywę na polu bitwy, pomimo poniesionych strat, powstrzymaliśmy napór agresorów. Zastanawiając się przy łunie ogniska nad przyczyną agresji ze strony legendarnego bractwa, debatę przerwała zakapturzona postać, która zmaterializowała się nieopodal obozowiska.

– Walczycie z czymś o wiele potężniejszym niż grupą wojowników w stali – wyjaśniła kobieta, którą Leliana rozpoznała jako Morrigan. – Strażnicy, którzy was napadli, już od dłuższego czasu nie sprawowali kontroli nad własnymi umysłami. Nie z nimi się starliście, a z przedwiecznym złem, przebudzonym z niebytu.

Gdy to oznajmiła, uwagę grupy przyciągnęło rozciągające się nad nami niebo, granitowa przestrzeń rozdarta szmaragdową zorzą, która w przeciągu ostatnich dni zdawała się znacznie zwiększyć...

19.09.2014 13:30
47
odpowiedz
zanonimizowany1031536
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Ten sam popiół, który wypełnia nasze wnętrza, uporczywie przypominając o dawnych płomieniach naszych namiętności. Jestem pewna, że to ten wewnętrzny popiół tak zbliżył nas do siebie, mimo że nigdy nie rozmawiałyśmy o naszych uczuciach – bo niby o czym ja, wiedźma z głuszy, mam rozmawiać z tą rudą dewotką. A jednak Leilana już nie raz zaskoczyła mnie swoimi umiejętnościami i trzeźwą oceną sytuacji. To właśnie ona mnie odnalazła, co nawet jak na mistrza szpiegów jest osiągnięciem budzącym respekt. Gdy stanęła przede mną poczułam, jakby odwiedziła mnie siostra, której nigdy nie miałam, może to właśnie dlatego zgodziłam się iść z nią w milczącą podróż Jego śladami. W ciągu tych kilku tygodni rozmawiałyśmy tylko raz, kiedy powiedziała mi, że czuje Jego obecność, a odczucie to ciągle narasta w trakcie naszej wędrówki. Pomimo tego, że z całej swojej mocy próbowałam zachować spokój i kamienny wyraz twarzy, to wiem, że zdradziły mnie moje oczy, nas obie zdradziły oczy. To, co widziałam w jej, a ona w moich można opisać tylko, jako odbicie tego dawnego płomienia, na chwilę obie dałyśmy się owładnąć dawnej namiętności. Wtedy zrozumiałam, dlaczego z taką determinacją mnie szukała, po prostu czuła to, co myślałam, że jest tylko moje, doświadczyła z Nim tego, co uważałam za wyłącznie swoje. Przyjęłam to z zadziwiającym spokojem, tak jakbym była z tym od dawna pogodzona, może podświadomie to przeczuwałam. Ale to nie było jedyne odczucie, które od tamtej nocnej rozmowy dzielimy. Obie wiemy, że ktoś lub coś podąża za nami, chowając się w cieniach zgliszcz, które po sobie zostawiamy. Tak jak obie wiemy, że to coś lub ten ktoś odegra znaczącą rolę w naszej przygodzie…

19.09.2014 13:36
48
odpowiedz
zanonimizowany901169
6
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
To wszystko doskonale oddawało nasz ponury nastrój. Nasz to znaczy: Pity-odrzuconej przez rodzinę, za posiadanie mocy magicznych, księżniczki; Żelaznego Byka-Qunari, walczącego z demonami; Solasa- elfickiego maga, który dopiero co wyszedł z ukrycia i mało wie o świecie. Tym druhom przewodziłem Ja-pałający nienawiścią do swojej rodziny, człowiek, o którym nikt nic nie wiedział.
Wszyscy myśleli, że idziemy zabić króla i następce tronu z północy, których owładnęły demony, i którzy zabijają swoich poddanych. Tak im powiedziałem tylko dlatego, że sam nie mógłbym wykonać swojego prawdziwego planu. Osobiście miałem oczywiście całkiem inny cel.Nie spodziewałem się jednak, że sprawy nie potoczą się tak jak się spodziewałem.
Byliśmy już blisko i w milczeniu szliśmy dalej ciemną, ponurą, przyprawiającą o dreszcze doliną. Nie byliśmy przyjaciółmi, przynajmniej jeszcze nie wtedy. Często spotykaliśmy jakieś stwory napadające na ludzi, Żelazny Byk zawsze chciał ich ratować, ja musiałem stwarzać pozory, a reszta wydawała się obojętna na cierpienia ludzi. W zasadzie nie wiedziałem dlaczego w ogóle ze mną idą ratować niewinnych skoro nie przejawiają żadnych uczuć, ale to też mnie nie obchodziło. Zauważyłem, ze Qunari zaczyna coś podejrzewać, często robił zapiski, oddalał się w nocy. Nie podobało mi się to, więc pewnego wieczoru wyrzuciłem starą mapę, a po nową wysłałem Solasa, który i tak lubił samotność. Pita miała rozkaz zdobyć jedzenie i wodę. Postanowiłem pozbyć się w ten czas naszego wielkiego byka, zanim to on zwęszy moje plany i pierwszy mnie zabije. Jednak nie moglem spodziewać się tego co miało nastąpić za parę chwil...

19.09.2014 14:11
49
odpowiedz
RinzlerPL
18
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.To miał być kolejny nudny odcinek naszej drogi lecz myliliśmy się.Mijaliśmy spaloną wioskę która leżała nieopodal starego wyniszczonego przez demony lasu.W pewnym momencie Morrigan usłyszała dziwne szepty dochodzące z jego głębi. Ruszyliśmy wiec by to sprawdzić, na czele,tuż przed nami szedł żelazny byk wypatrując zasadzki.Po kilku minutowej wędrówce dotarliśmy do ruin starego klasztoru, w którym grupa dziwnych demonów przypominających kapłanów stała w kręgu otoczona dziesiątkami ludzi którzy byli całkowicie opętani przez dziwną moc która do tej pory nie mieliśmy okazji spotkać.Najprawdopodobniej próbują otworzyć wyrwę,musimy ich powstrzymać-rzekł solas.Ruszyliśmy na nich padał trup za trupem,po zabiciu prawie wszystkich ludzi i ostatniego kapłana, garstka ludzi odzyskała świadomość.Co tu się wydarzyło- zapytała leliana. przypominam sobie jedynie dziwną rzecz którą próbowali zdobyć czarnoksiężnicy - odparł wieśniak.Zauważyłem że te słowa bardzo poruszyły żelaznego byka który najprawdopodobniej wiedział o co chodzi. Opowiedział nam o starym zakonie który w swej chytrości popadł w szpony obłędu poszukując pięciu prastarych przedmiotów dającego kontrole nad nieumarłą armia zapomnianego boga który wraz z zakonem zostali wymazani z historii świata za swoje okrucieństwa.W pewnym momencie słowa byka został przerwane przez uciekającego w stronę urwiska na skraju lasu jednego z kapłanów który przeżył.Ruszyliśmy za nim biegnąc słyszeliśmy odgłosy bitwy a w oddali widzieliśmy kolejną wyrwę z której wychodziły zastępy demonów.Gdy dotarliśmy na miejsce nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom.

19.09.2014 14:45
50
odpowiedz
Dom821
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Tak. Trudno znaleźć nowy dom wśród zgiełku wojny. Kiedyś mieszkaliśmy w wolnych marchiach, ale to było dawno temu zanim Magowie poszaleli i zaczęli tę wojnę.
-Kurwa znowu. Jęknął mój brat Rejmond. Jego ubranie poplamiło się krwią świeżo upolowanej łani. Zaczął ścierać czerwień ze swojego i tak niesamowicie obłoconego ubrania.
-Na co się gapisz? Syknął do mnie. był zły ale on zawsze jest zły i nie pozwala mi na nic. Taki to los małego brata.
Nie biegnij. Nie hałasuj. Nie ma czasu na zabawę. Ciągle to mówi a nigdy kiedy jest. Oprócz nas jest jeszcze rodzina rolnika spotkana na drodze. Spotkaliśmy ich przypadkiem na stawem.
Brat ze złość dał mi w ucho jak to robi ostatnio za często.
Rolnicy teraz rozpalali ognisko a brat wizą z starym Rolnikiem łanie i nabili na rożni.
Usiedliśmy do jedzenia. Było go mało ale był dobry. Obóz mieliśmy niedaleko lasu. Kiedyś biegłem do takich miejsc ale teraz brat mówi mi nie! Bo wilki, niedźwiedzie, czy nawet bandyci czekają ukryci w cieniu by targnąć się na moje życie.

Sen zmożył nas równie szybko. Ze sennego marzenia obudził mnie nagły krzyk.
-Aaaa! Krzyk brata. Otwieram oczy. On leży na ziemi a zanim wielki ciemny kształt. Niedźwiedź stoi na tlnich łapach i ryczy.

19.09.2014 14:49
51
odpowiedz
kamellord
27
Legionista

POCZĄTEK- Poprowadź ich lub GIŃ!
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Ostatniej nocy naszej wyprawy szliśmy tylko w trojkę, tyle nas pozostało, Ja, Leliana i oczywiście moja matka Morrigan, przechodziliśmy przez ruiny jakiegoś miasta, nie wiedziałem dokąd idziemy, ani po co, miałem jednak przeczucie, że ma to związek z moim snem.
Nagle Leliana stanęła, spojrzała się na mnie i powiedziała żebym się schował. Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, kiedy nagle nadeszła Czarna Mgła, a z niej wyłoniły się Pomioty.
Schowałem się za starymi beczkami, a Morrigan rzuciła zaklęcie, które odsłoniło z pod mgły część pola walki. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, przez całą drogę Leliana i Morrigan darły ze sobą koty, jedna nie zgadzała się drugą choćby o wybór miejsca na obóz, a teraz, podczas tej walki, dogadywały się bez słowa. Leliana przyszpiliła pomiota a Morrigan wyssała z niego życie, po czym unieruchomiła grupę pomiotów a Leliana spuściła na nich grad strzał i tak cały czas. Co chwile słyszałem świst przelatujących strzał Leliany i wybuchy czarów Morrigan, nagle poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu, odwróciłem się powoli i zobaczyłem pomiota. dwa razy większego i trzy razy brzydszego od pozostałych, podniósł mnie, spojrzałem mu w oczy, ogarnęło mnie zimno i uczucie pustki, które zostało przerwane gdy strzała Leliany przebiła jego czaszkę na wylot. Stałem nieruchomy i patrzyłem na niego leżącego u mych stóp, aż w mojej głowie odezwał się czyjś głos był znajomy, ale nigdy go nie słyszałem, krzyczał UCIEKAJ!!!. Nie musiał mi dwa razy powtarzać zacząłem biec, nie wiem dokąd i nie wiem czy mnie ktoś gonił, ale biegłem, potknąłem się, a gdy się podniosłem zobaczyłem całą armię pomiotów. Pomyślałem że już po mnie gdy nagle ziemia się zatrzęsła a za mych pleców wystrzelił gęsty, gorący i jasny ogień.
To nie była mała kula ognia, ten płomień spalił wszystkich, i tych zasłoniętych tarczą i tych uciekających. Gdy się odwróciłem zobaczyłem smoka, wielkiego i potężnego, lecz się nie wystraszyłem tylko zdziwiłem, bo przecież wiele razy widziałem jak Morrigan zmienia się w smoka żeby przepędzić rycerzy i bandytów z głuszy, ale nigdy nie była tak WIELKA! Wystraszyłem się dopiero gdy z mgły wyłoniły się Leliana i Morrigan, ale to było przecież niemożliwe, przecież Morrigan stała tuż przy mnie jako smok, a gdy się jeszcze raz na niego spojrzałem, nie było go. Zamiast wielkiej ognistej jaszczurki stał mężczyzna, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział "Za mną". Udał się w kierunku zawalonej dzwonnicy, spytałem Morrigan kim on jest, odpowiedziała "Wkrótce wydarzą się okropne rzeczy, a to jest jedyny człowiek który może temu zapobiec, Poprowadzi nas lub Zginie, ale uratuje świat" wstała spojrzała na tajemniczego mężczyznę i szepnęła do mnie "Jest też twoim ojcem".

19.09.2014 15:12
52
odpowiedz
Gogetas
21
Legionista

@Marcin017
Teraz dopisujemy chyba część 1-szą, a początek to te dwa zdania już umieszczone na stronie.

19.09.2014 15:13
Marcin017
53
odpowiedz
Marcin017
107
Generał

W zakładce "Nagrody" jest napisane: SPECJALNĄ EDYCJĘ CYFROWĄ OTRZYMAJĄ:
- WYRÓŻNIENI W KONKURSIE TEKSTOWYM - DOPISYWANIA CZĘŚCI I, II ORAZ KOŃCA OBU ODPOWIADAŃ

To znaczy, że za ten etap, czyli "Początek" nic się nie dostaje?

19.09.2014 15:23
54
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Marcin017 - Początek to dwa pierwsze zdania napisane przez autorkę. W tym momencie dopisujecie część I do początku, tak więc oczywiście nagradzamy 3 wyróżnionych oraz zwycięzcę.

19.09.2014 15:58
55
odpowiedz
Gogetas
21
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Staruszki wyzywały nas od demonów i bezbożników, zaś w oczach młodszych mieszkańców mijanych po drodze wiosek można było dostrzec podziw i wdzięczność. Znalazł się w nich również strach. To jednak nie było niczym nowym. Bali się nas wszyscy – i wrogowie, i przyjaciele.
Przyznam, nasze metody uważano za radykalnie, nie mogły podobać się wszystkim. Ale nigdy nie zawiodły – a to przecież było najważniejsze.
Solas nie zdradził nam zbyt wielu szczegółów, lecz, prawdę mówiąc, niespecjalnie nas one interesowały. W końcu dla nas liczyła się tylko zapłata, motywy zleceniodawców były sprawą drugorzędną. W rozkazie elfa bardzo często powtarzały się dwa słowa.
Znajdźcie Morrigan.
Dał nam, rzecz jasna, parę wskazówek. Położenie czarnowłosej Wiedźmy z Głuszy miały nam zdradzić Mroczne Pomioty, a konkretniej – te z nich, które od jakiegoś czasu pasjonowały się opętywaniem niewinnych wieśniaków. Taka praca nas zadowalała. Przy okazji wykonywania grubszego zlecenia otrzymywaliśmy zapłaty od wdzięcznych chłopów, których rodziny wyzwoliliśmy spod władzy natrętnych napastników.
Jak dotąd od egzorcyzmowanych pomiotów nie dowiedzieliśmy się niczego. A szukaliśmy już naprawdę długo.
Jako że plaga po raz kolejny stała się poważnym zagrożeniem i siała spustoszenie w całym kraju, staraliśmy się nie zostawać w jednym miejscu dłużej niż to konieczne.
Wreszcie trafiliśmy do małej osady położonej u stóp gór. Przywitały nas tam spalone domy, osobliwy smród oraz cała masa trupów leżących w nieładzie na wyłożonej kostką ulicy. Znalazło się również kilka takich budynków, które wydawały się nietknięte. Panowała już noc, a w oknach żadnego z nich nie paliło się żadne światło. Z rosnącego nieopodal lasu dobiegło nas pohukiwanie sowy. Nagle dołączył do niej kobiecy krzyk. Głośny i przeraźliwy, nawołujący pomocy.
Jako pierwszy do biegu zerwał się Gathar, z nerwowym uśmiechem na ustach dobył wiszącego mu u pasa miecza.
– Na co czekacie?! – wrzasnął przez ramię, wskazując palcem stojącą w centrum osady gospodę. – Dobiega stamtąd!
Ścisnąłem mocniej łuk i sięgnąłem po strzałę. Reszta kompanii dobiegła już do szerokich drzwi i ustawiła się po obu ich stronach.
Napiąłem cięciwę i stanąłem kilka metrów dalej. Uspokoiłem oddech. Na znak naszego wodza Trovan otworzył wrota kopniakiem.
Wypuściłem strzałę. Pomknęła płasko i pewnie, trafiła stojącego w środku hurlocka między oczy. Rozległy się bojowe okrzyki, kiedy moi towarzysze wpadli do środka, wywijając broniami na prawo i lewo.
Nie miałem zbyt dobrego pola widzenia, byłem więc zmuszony podążyć ich śladem. Wskakując do karczmy, znów wystrzeliłem. Niczego się nie spodziewający wrogowie padali jak muchy. Po kilku sekundach było po walce. Pomioty leżały bez życia, a żaden z naszych nie został nawet zadraśnięty. Skrzywiłem się, gdy dostrzegłem wykrwawiającą się w rogu rudowłosą kobietę. Nie zdążyliśmy. Mimo to triumf, choć tak mały, smakował wyśmienicie jak zawsze.
Radość okazała się przedwczesna.
– Nadchodzą z lasu! – rozdarł się Halann, wyglądając przez okno. – A niech mnie, ileż ich tam jest?!
Wybiegłem na zewnątrz, szykując kolejną strzałę, napędzony zwycięstwem. Aż upuściłem łuk, kiedy dostrzegłem kolejnych przeciwników. Za nic w świecie nie dalibyśmy rady im wszystkim.
Pomioty stały jednak przy drzewach w kilku szeregach. W naszą stronę zmierzał tylko jeden.

19.09.2014 16:13
Pliszka18
56
odpowiedz
Pliszka18
7
Legionista

 

Tego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy się na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Przyznam dziwna była z nas zgraja, było nas troje: ja, zubożały arystokrata, którego dom strawiła zaraza; Solas, elfi mag i jakiś przygodnie spotkany wieśniak. Bodajże o imieniu Av'kotlet. Wcale bym go nie przyjmował do naszej bandy, której poniekąd dowodziłem, ale potrafił robić okłady lecznicze. No i wszędzie potrafił znaleźć jedzenie, a to jakiś grzyb głębinowy urwał, gdzieś tam elfi korzeń znalazł, czasem nawet wyszukał lyrium dla czarodziejki... A właśnie była jeszcze ona, Morrigan. Nienawidzę ich - magów, to słowo ledwo przechodzi mi przez usta, wszyscy powinni zostać wyciszeni. Z Solasem jeszcze potrafiłem żyć w zgodzie, ale Ona... Na szczęście to złośliwe stworzenie postanowiło działać na własną rękę i pomimo protestów elfa odłączyło się od grupy. Nie minęło jednak wiele czasu nim spotkaliśmy się ponownie.
Szliśmy właśnie rzadkim lasem, niedającym nam żadnej ochrony przed żarem lejącym się z nieba. Wieśniak Av'kotlet właśnie opowiadał historie o tym jak bronił swojego pola z kartoflami i rzepą. Przed czym? Nie pamiętam, źle się czułem. Gęste powietrze oblepiało moje ciało, a tłusty popiół i brud boleśnie uprzykrzał marsz. Stanąłem pod rozległym drzewem aby chwile odpocząć. Dlaczego tak mi niedobrze? Czułem, że mój brzuch jest napęczniały, bulgotał jakby ktoś gotował w środku zupę. Spojrzałem na Solasa, po jego usmolonej twarzy spływały maleńkie kropelki potu, żłobiąc cienkie linie w brudzie. Mój wzrok powędrował dalej, w prawo i zatrzymał się na konarze powyżej głowy wieśniaka, szybko zerknąłem na tamtego. Zrozumiałem. Z mojej krtani wyrwał się krzyk przerażenia...

19.09.2014 16:14
57
odpowiedz
zanonimizowany543721
18
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Nie tylko ona padła ofiarą rozochoconej bezdeszczowymi miesiącami pożogi, co zresztą świetnie tłumaczyło naszą apatię. Nieszczęsny Sylas został doszczętnie strawiony nieumiejętnie przywołanym płomieniem podczas przygotowywania wieczornej strawy. Cóż, widać stracony dzień wcześniej w potyczce z orkami ząb okazał się jednak być niezastąpiony, a błyskotliwy w owym czasie komentarz, jakoby Sylas miał ich więcej, był zupełnie nietrafiony. Braki w formalnym wykształceniu bywają nie do przeskoczenia – uczeni mistrzowie poświęcają wiele czasu, by swym podpiecznym wbić do głów, że seplenić podczas wymawiania zaklęć po prostu nie wolno.
Niewykonalne zadanie stało się zatem jeszcze trudniejsze. Bez ochrony czarodzieja tempo naszego marszu spadło, nie udało nam się więc dotrzeć do twierdzy przed zimą. To natomiast oznaczało spore problemy w przygotowaniach do wiosennej kampanii, Leliana liczyła bowiem na naszą pomoc przy szkoleniu oddziałów gwardii, która miała prowadzić pierwsze natarcie i trzymać żołdaków z powszechnego zaciągu w ryzach. Armia i bez tego miała spore problemy z morale, ponieważ zdradzieccy baronowie od dłuższego już czasu na różne sposoby próbowali wkupić się w łaski plebsu, doskonale wiedząc, że w obliczu planowanego buntu przyjdzie im się z nimi zmierzyć, a w owym czasie nie mogli jeszcze liczyć na przewagę liczebną. Nawet Gruby Dikkin, dotychczas ostoja dyscypliny w zespole, zaczął ostatnio badać grunt pod możliwość ewentualnej zmiany stron…

19.09.2014 16:45
58
odpowiedz
zanonimizowany669762
10
Legionista

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Morrigan i Solas wędrowali wśród trupów i osad, które niegdyś były zamieszkałe przez ludzi, elfy i krasnoludy. Ten widok zmroził nie jednemu krew w żyłach. Cel bohaterów był jasny - nie zwracać ścieżki.
Solas bił się ze swymi myślami przez długi okres wędrówki. Nie miał takiej odporności jak Morrigan, choć i ona miewała momenty załamania. W takich chwilach jest zbyt dużo pytań, zbyt mało odpowiedzi. Cel - Orzammar. Po co - nie wiadomo. Nie mówili o co toczy się gra, czemu mają iść. Wierzyli, że u celu rozwiane będą ich wątpliwości.
Morrigan poznała od razu drogę, którą przemierzała niegdyś z przyjacielem i Szarym Strażnikiem. Orazammar był blisko zniknął strach u Solasa.Wiedzieli oboje, że zanimi była tylko śmierć. Nic tu nie pozostało, lecz żyła w nich iskra nadziei.

19.09.2014 17:14
59
odpowiedz
royalist37
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Byliśmy jednością, ale nawet najbardziej zgrana banda takich jak my, nie mogła się równać z tymi bestiami. Tak, bestiami, spróbuj ich nazwać inaczej a zgniotę twój przemądrzały łeb. Nazywasz nas okrutnymi? Pozwól, że ci przybliżę te plugastwa, z którymi musieliśmy walczyć. Nie gwałcą, nie są chciwe, można by nawet powiedzieć, że nie mają tych wszystkich przywar, które czynią z nas, rozumnych, monstra. Nie, jeden z nich, nawet grupa, wydają się przyjemną rozrywką, paroma chwilami pozwalającymi wycieńczonemu trudem podróży umysłowi odetchnąć, a mieczowi zatańczyć. Ich bestialstwo daje się opisać dopiero trzymając w dłoniach mapę świata. To plaga, która wymordowała tysiące. Morowe powietrze czy stal, plaga pozostaje plagą, a w obliczu takiej zarazy zwykłe środki nie były wystarczające. Możesz nas nazywać jak chcesz, pamiętaj tylko, że to nie ty stałeś pośród zgliszcz ciągnących się przez dziesiątki mil z wyborem między ogniem a zagładą. Oczywiście, każdy z nas chwilami wątpił. Pierwszą, która spróbowała zawrócić była Leliana, a przynajmniej wtedy tak to wyglądało.

19.09.2014 17:22
60
odpowiedz
zanonimizowany1031614
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
Tak jak nasza krew, nasze marzenia i wszystko to, co pozwalało nam iść naprzód z myślą, że wszystko co robimy, wszystko o co walczymy ma sens. Nie potrafiłem teraz już na to pytanie sobie odpowiedzieć.
Nie było mi wstyd za żadną mą decyzję, nawet gdy paskudnie uzębiony bełt dosięgnął Lelianę. Nie żałowałem też niczego, gdy dziewczyna padła na kolana, krew zaczęła się sączyć jak z miejskiej fontanny, a z jej ust dobył się jęk.
Padła w przedśmiertnych konwulsjach wśród krzyków rozpaczy kilku towarzyszy, lecz nie tylko rozpacz i jęki wyrwały noc z okowów snu.
Ryk Żelaznego Byka, szept Solasa mamroczącego zaklęcie i zgrzyt mej klingi wydobywanej swobodnym ruchem zza pasa który opinał moją talię. Wszystko to działo się tak szybko i wolno za razem...
Kolejny świst, wrzask i głuchy łomot zwalającego się ciała. Prosto w ramiona śmierci.
Ktoś krzyknął, że atakują, że mordują, że czas łapać za broń i stawać dumnie w obliczu zagrożenia, jak na Inkwizycję przystało.
Ale gdzie tu było miejsce na dumę? Strzelali do nas zza gęstych krzaków, w środku nocy, akurat gdy sen zmorzył połowę oddziału.
Czy to był czas na dumę? Na pięknych bohaterów, na doskonałe miecze i idealne zbroje? Teraz, gdy z krzaków wydarła się banda bliżej nieokreślonych napastników i z rykiem wdarła się pośród szereg zdezorientowanych Inkwizytorów?
Sami rekruci, junaki, ludzie marzący o wspaniałej służbie i chwale, a kres ich podróży nastał daleko przed tym, nim przyszło by im ukończyć swe pierwsze zadanie.
I wiecie co? Zrobiło mi się dziwnie ich szkoda. Tych młodzików i dumnych uparciuszków, gdy dwa szeregi z rykiem się zderzyły, a symfonia stali, łomotania mieczy o tarcze, pękających pancerzy i dusz w ciałach wzleciała przed siebie, przez ciszę nocną, tak, jakby chciała wzbudzić poczucie winy.
Winy za rzeź, za marzenia niespełnione i to, co zgotowały im te sukinsyny przyczajone na nas.
Poczucie winy... słowa tak dziwnie do mnie nie pasujące.
Nie czułem niczego, prócz gniewu w każdym zakamarku mego jestestwa.Z mego gardła dobiegł wściekły okrzyk bojowy, a opancerzone ramię zamachnęło się próbnie mieczem.
- Stawać! Stawać, udowodnijcie ścierwa, że tytuł Inkwizytorów nie wykracza poza was! Nie jesteśmy słowem, nie jesteśmy plotką! Nie jesteśmy bajeczką, która ma odstraszać zło, tego marnego świata! Jesteśmy bronią, więc nie mitrężyć czasu, nie stać tylko uderzać! - Krótka, głośna i beznamiętna przemowa.
Mimo to chyba odniosła skutek, bo gdy poderwałem się do biegu, gdy prócz szczęku mego płytowego pancerza usłyszałem ryki biegnących za mną towarzyszy, szum ognia wywołanego przez Solasa i warkot rosłego Qunari, zwanego Żelaznym Bykiem i poczułem rozbryzg krwi na swej twarzy, po tym jak powaliłem wroga, to wszystko inne straciło sens.
Nadszedł czas walki, czas mroku i mar...nadszedł czas popiołu.

19.09.2014 17:34
61
odpowiedz
LordOfDemons
5
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
Szliśmy przez ogień i przez krew. Przez Ciemność i śmierć. Szliśmy bo nie mieliśmy wyboru. Za nami jest cierpienie i zagłada. Przed nami zemsta.
Każdy krok był wyzwaniem, każdy postój ryzykiem, każde słowo mogło nas zdradzić. Ale nie ustawaliśmy. Pośród wojennej zawieruchy odszukaliśmy nasz cel i wylaliśmy morze łez widząc do czego doprowadziliśmy.

Stanęła na szczycie zrujnowanej strażnicy spoglądając w noc. Trzęsła się z gniewu widząc łunę pożaru ponad wzgórzami na północy. To była rzeź. Biedni wieśniacy nie mieli szans. Nieliczni przeciw wielu. Słabi przeciwko silnym. Sami naprzeciw zwartej nienawiści. Opuszczeni przez wszystkich.
Nikt nie miał odwagi im pomóc. Ale to koniec. Dziewczyna obiecała sobie, że choćby miała zginąć to zakończy to.
Odwróciła się, a blask ognia zatańczył w jej rudych włosach.

19.09.2014 17:38
62
odpowiedz
zanonimizowany701762
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Byliśmy płomieniem, który trawił wszystko na swej drodze, tańcząc szaleńczo, bez wytchnienia, pośród wojennej pożogi, zachłystując się i karmiąc żarem naszych ciał, jak kochankowie zatraceni w swych objęciach, jak dzieci, dla których nie ma wczoraj, nie ma jutra, jest tylko dziś, jest tylko teraz, jest tylko płomień i krew.
Zasadzkę przygotowano z dużą wprawą. Żadnej możliwości ucieczki.
Przywarliśmy do siebie plecami, Leliana i ja, wyuczona taktyka, schemat ruchów opracowany do perfekcji. Lewa Ręka Boskiej, zdyszana, gorąca, krew na jej dłoniach, krew na jej ustach. Po lewej Morrigan, zawsze obok, zawsze z dala, cień dawnej urody ledwo przebijający maskę spalonej twarzy, szepcząca słowa mocy, słowa bólu.
Chłód ostrza na szyi. Cole. Nawet nie usłyszałem jak podchodził. Ma skurwiel dar, nie ma co.
-Zdradziłeś – i tylko tyle. Kwaśny oddech muskający policzek.
Nie było sensu zaprzeczać. Obaj wiedzieliśmy, że wszystko, co wydarzyło się do tej pory i to, co wydarzy się dzisiejszej nocy, jest tylko i wyłącznie moją winą. Ja, Wola i Ramię Wielkiej Inkwizycji. Ja, jej Słowo i Miecz. Ja, zdrajca.
Dałem sygnał. A potem był już tylko płomień. Płomień i krew.

19.09.2014 17:42
😊
63
odpowiedz
Reaper23
18
Legionista

Moje zgłoszenie

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.Widok tych wszystkich zniszczeń, lamentujących i błagających nas o pomoc ludzi budzi w naszych sercach współczucie. Chcieli byśmy pomóc, jednak nasz cel jest jasny obiecaliśmy to Bykowi, kiedy ten nas opuszczał,obiecaliśmy, że dotrzemy na czas. Dlatego nie możemy sobie pozwolić na niepotrzebne przystanki.

Była już późna noc, kiedy Lady Morrigan zarządziła postój. Wszyscy zasłużyliśmy na chwilę wytchnienia, choć nie pokazywała tego po sobie ona również jej potrzebowała. Jako zastępca dowódczyni wydałem odpowiednie rozkazy, podzieliłem zadania a sam zgłosiłem się na pierwszą wartę by inni mogli wypocząć, a potrzebowali wypoczynku. Od kilku dni nasi ludzie nie śpią najlepiej W nocy w całym obozie daje się słyszeć jęki i pomruki targanych koszmarami żołnierzy, co nie wpływa dobrze na ich sprawność zarówno fizyczną jak i psychiczną. Są coraz bardziej wyczerpani jednak żaden z nich się nie poddaje. Jedynie ja jakoś trzymam się na nogach. A co do Lady Morrigan, hm ta kobieta zawsze mnie intrygowała. Jej motywy działania pozostają dla mnie nieodkryte, jak również to, czemu to właśnie mnie wybrała na swojego zastępcę. Prosty łowca z małej wioski. Moją bronią są łuk i miecz zaś magia jest mi całkowicie obca. To, czym się kierowała chyba na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą.

Kiedy tak patrolowałem teren wokół obozu rozmyślając o mojej pani i sytuacji, w jakiej się znajdujemy przeszył mnie zimny dreszcz. Stanąłem na chwilę, rozejrzałem się, dokoła lecz nie spostrzegłem niczego niepokojącego. Czułem jednak, że coś jest nie tak, to wrażenie, ktoś lub coś obserwowało mnie z daleka nie miałem, co do tego wątpliwości. I wtedy to usłyszałem. Straszliwe jęki, jak gdyby chór konających zebrał się by dać swój ostatni koncert przed śmiercią. Wróciłem niezwłocznie do obozu. Nie łatwo mnie wystraszyć, jednak to, co zastałem na miejscu sprawiło, że zamarłem z przerażenia. Moja pani stała niewzruszenie wpatrzona w mrok a dookoła niej leżeli wyjący, skręcający się z bólu żołnierze. Wziąłem się w garść i zająłem pozycję obok nieustraszonej czarodziejki. Nasze spojrzenia spotkały się i wystarczyła zaledwie chwila bym zrozumiał, że czuje to samo, co ja. Koszmary, które nękają naszych ludzi od kilku dni nie są dziełem przypadku. Coś czai się na nas w ciemnościach. Napiąłem cięciwę i wycelowałem łuk w bezkresną ciemność czekając na jakikolwiek cel. Lady Morrigan spojrzała na mnie ponownie i z uśmiechem pełnym sarkazmu wyszeptała:
- Przygotuj się. Nadchodzą

19.09.2014 17:43
64
odpowiedz
zanonimizowany1031447
1
Junior

Zastanawiałem się czy edytować poprzedni wpis czy napisać nowy. Uznałem, że ważne jest chyba jednak, żeby było widać gdzie naniosłem zmiany. Stąd nowy wpis z poprawkami - w jednym miejscu "zjadłem" słówko "się", no i nie uwzględniłem dwojga bohaterów, jak zostało to ujęte w zasadach. Poniżej wersja poprawiona - minimalnie więcej niż 10-15 zdań, o których Pani Ania pisała, ale za to zdecydowanie mieszczę się w limicie znaków określonym w Regulaminie ;)

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Gdziekolwiek podążyliśmy, witała nas spękana ziemia, wypalona i nieczuła. Powietrze zawsze było tak samo ciężkie. Zawsze miało identyczny posmak dymu i spalenizny, przypominający jak wiele czasu minęło odkąd ostatni raz jedliśmy świeże mięso. I nic, absolutnie nic, nie mogło równać się z Głodem szarpiącym wnętrzności każdego z nas. Doprowadzającym na skraj szaleństwa. Gdyby w okolicy było cokolwiek... Ale wszystko, co dałoby się zjeść, zostało zjedzone już dawno temu.

Ci, którzy szli tędy pierwsi, pewnie dziękowali losowi. My go tylko przeklinaliśmy, myśląc o tym, jak dobrze byłoby trafić na ludzi. Jak cudownie byłoby jeść. Smakować krew. Ogryzać kości, aż nie pozostanie na nich nic. Tęskniliśmy za tym wszystkim aż do dnia, w którym spotkaliśmy Żelaznego Byka i jego towarzyszy. Och, zaspokoiliśmy wtedy Głód. A przynajmniej niektórzy z nas. Nawet przybycie Solasa nic nie zdołało zmienić.

19.09.2014 17:46
65
odpowiedz
zanonimizowany813300
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Kiedyś było inaczej. Walczyliśmy za ten kurz, te lepianki i krew niewinnych cywili. Teraz, tak po prawdzie, mieliśmy to wszystko w dupie. Idę z nimi wyrzutkami, degeneratami i psychopatami. Zabijamy, mordujemy, kochamy zadawać cierpienie i ból. Nasza zezwierzęcona kompania krwawych bestii sieje postrach nie tylko wśród nieumarłych, także i ci których przysięgaliśmy bronić martwieją z przerażenia gdy mijamy niedożywione wojną, sflaczałe, budzące odrazę ciała. Ich oczy, ich zwierzęcy strach... raduje me serce.
Moi kamraci zdegenerowane szumowiny zebrane w jeden straceńczy odział. Nikt nie dawał nam najmniejszej szansy na przeżycie pierwszych tygodni wojny, lecz po bitwie pod Wierzą Rozpaczy, gdzie trzydziestu z nas rozgromiło dwustu truposzy i trzy trolle zdobyliśmy zasłużony respekt i szacunek. Chwałę zwycięstwa przyćmił nieco późniejszy, że tak wyrażę się elegancko, bankiet na którym nieopatrznie zarznęliśmy całą wieś, tę samą którą chwile wcześniej ocaliliśmy od straszliwego losu czarnej zarazy.
Wszystko przez uroczą czarownicę Kalilith, która pod wpływem sobie tylko znanych mikstur wpadła w dziki szał i puściła z dymem całą wieś. Poszło coś o jednego z krzepkich chłopów, czy uchodźcę, który nieopatrznie zbyt długo i pożądliwie spoglądał na zawsze atrakcyjna Krwawą Furię, jak słodko nazywaliśmy nasza parającą się straszliwa magia ognia towarzyszkę. Takie życie, los maluczkich, którzy zbyt hardo spoglądają na boginię.
Nienawidzę trupów, żywych ludzi jeszcze bardziej. Ta wojna jest wybawieniem ta krew, ten smród szczyn i rozrywanych wnętrzności doprowadza mnie na skraj rozkoszy, a najsłodszy z nich odór zgniłego poruszanego się chorą magią nekromantów ciał, jest niczym balsam na mą duszę. Mogę dać upust swoim rządzą, emocjom i pasjom. Ja, jak i moja piątka zdegenerowanych kompanów, uwielbiam zabijać, a ta wojna jest dla mnie rajem, piekielnym katharsis, który oczyszcza mą dusze a płomieniach i wrzaskach zarzynanych wrogów. Ta plaga jest wybawieniem.

19.09.2014 17:52
Mateusz16b
📄
66
odpowiedz
Mateusz16b
140
Rycerz

Moje zgłoszenie

Początek – Poprowadź ich lub giń

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Kolejne spalone wioski, kolejne gnijące trupy i głucha cisza. Brak życia spoglądał z każdej strony tych martwych ziem czekając na nasz błąd, potknięcie, pomyłkę. Już czujemy na swojej skórze martwy oddech śmierci. Miasta, mimo, że zamieszkane przez ludzi i nieludzi, wydawały się opustoszałe, obojętne spojrzenia ich mieszkańców mówiły jedno „nie ma nadziei”, bo co człowiek, elf, krasnolud czy qunari może zrobić walcząc z „bogiem”? Tak Go teraz nazywali, to „zło”. Nie plaga, nie demony, templariusze czy magowie. Nie mają pojęcia z czym walczymy, ale czy my wiemy? Czy Inkwizycja jest gotowa na coś takiego? Mówią o nas głupcy, zbrodniarze, żołnierze bez honoru. Odbieramy dzieci, żony, mężów rodzinom nie pytając ich i nie mówiąc im czy wrócą.
Wiara ma wielką moc, to ona trzyma wielu przy życiu i daje siły nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, gdy wokół nas jej zabrakło. Leliana doskonale poznała potęgę wiary na własnej skórze, jej zdradliwość i ślepotę.
- Morrigan, wierzysz w boga? – zapytała Leliana spoglądając przez okno w karczmie na odbity blask księżyca w grafitowej kałuży.
- Ludzie i nieludzie wierzą w boga, bo chcą w coś wierzyć, boją się śmierci i pragną mieć nadzieje, że to nie koniec. Każdy kiedyś umrze Leliano, czy będzie wierzył w boga czy w naszą wygraną.

19.09.2014 18:01
😊
67
odpowiedz
Reaper23
18
Legionista

Ja również załączam poprawioną wersję pierwszy akapit omyłkowo został wysłany w wersji roboczej z góry przepraszam za pomyłkę i mam nadzieję że wersja poprawiona zostanie uwzględniona.

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Widok tych wszystkich zniszczeń, lamentujących i błagających nas o pomoc ludzi budził w naszych sercach współczucie. Chcieliśmy pomóc. Jednak nasz cel był jasny obiecaliśmy to Bykowi, kiedy ten nas opuszczał, obiecaliśmy, że dotrzemy na czas. Dlatego nie mogliśmy sobie pozwolić na niepotrzebne przystanki.

Była już późna noc, kiedy Lady Morrigan zarządziła postój. Wszyscy zasłużyliśmy na chwilę wytchnienia, choć nie pokazywała tego po sobie ona również jej potrzebowała. Jako zastępca dowódczyni wydałem odpowiednie rozkazy, podzieliłem zadania a sam zgłosiłem się na pierwszą wartę by inni mogli wypocząć, a potrzebowali wypoczynku. Od kilku dni nasi ludzie nie śpią najlepiej W nocy w całym obozie daje się słyszeć jęki i pomruki targanych koszmarami żołnierzy, co nie wpływa dobrze na ich sprawność zarówno fizyczną jak i psychiczną. Są coraz bardziej wyczerpani jednak żaden z nich się nie poddaje. Jedynie ja jakoś trzymam się na nogach. A co do Lady Morrigan, hm ta kobieta zawsze mnie intrygowała. Jej motywy działania pozostają dla mnie nieodkryte, jak również to, czemu to właśnie mnie wybrała na swojego zastępcę. Prosty łowca z małej wioski. Moją bronią są łuk i miecz zaś magia jest mi całkowicie obca. To, czym się kierowała chyba na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą.

Kiedy tak patrolowałem teren wokół obozu rozmyślając o mojej pani i sytuacji, w jakiej się znajdujemy przeszył mnie zimny dreszcz. Stanąłem na chwilę, rozejrzałem się, dokoła lecz nie spostrzegłem niczego niepokojącego. Czułem jednak, że coś jest nie tak, to wrażenie, ktoś lub coś obserwowało mnie z daleka nie miałem, co do tego wątpliwości. I wtedy to usłyszałem. Straszliwe jęki, jak gdyby chór konających zebrał się by dać swój ostatni koncert przed śmiercią. Wróciłem niezwłocznie do obozu. Nie łatwo mnie wystraszyć, jednak to, co zastałem na miejscu sprawiło, że zamarłem z przerażenia. Moja pani stała niewzruszenie wpatrzona w mrok a dookoła niej leżeli wyjący, skręcający się z bólu żołnierze. Wziąłem się w garść i zająłem pozycję obok nieustraszonej czarodziejki. Nasze spojrzenia spotkały się i wystarczyła zaledwie chwila bym zrozumiał, że czuje to samo, co ja. Koszmary, które nękają naszych ludzi od kilku dni nie są dziełem przypadku. Coś czai się na nas w ciemnościach. Napiąłem cięciwę i wycelowałem łuk w bezkresną ciemność czekając na jakikolwiek cel. Lady Morrigan spojrzała na mnie ponownie i z uśmiechem pełnym sarkazmu wyszeptała:
- Przygotuj się. Nadchodzą

19.09.2014 18:16
68
odpowiedz
DemoneQ
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
Popiół, żeby tylko. Cała okolica goreje od piekielnych ogni a wszędobylski dym utrudnia oddychanie. Pomimo trudności nasza drużyna dzielne brnie do przodu, wiedząc że na końcu podróży czeka nagroda. Leliana , Szary Wilk oraz Solas nie raz pytali Morrigan co takiego widziała w swoich wizjach, co dokładnie czeka ich na końcu drogi. Morrigan jednak milczała uparcie, nie zdradzając niczego. Wiedziała ,że mówiąc prawdę teraz ,mogłaby przerazić a nawet zniechęcić resztę towarzyszy. Miała nadzieję , że tak jak w wizjach spotkają potężnego sprzymierzeńca, a wtedy bedzie mogła uchylić rąbka tajemnicy. Myśląc o tym zauważyła że reszta drużyny przystanęła kilkanaście metrów przed skrajem lasu. Tak, coś dużego i wściekłego czaiło się w cieniu drzew mając nadzieję ,że podróżnicy wpadną w pułapkę ......

19.09.2014 18:30
69
odpowiedz
Carya
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Z trwogą patrzyliśmy jak koszmary ożywają na naszych oczach. Niebo krwawiło nad naszymi głowami, a z jego ran płynęła ciemność. Nikt nigdy nie zapytał, dlaczego przyszło nam wędrować przez dzikie i niedostępne góry, pośród śnieżnej zamieci i lodu tnącego ciało jak nóż. Nie pytano, dlaczego spośród wszystkich miejsc ziemi, to właśnie ta ukryta wśród wysokich przełęczy Myślirogu dolina miała stać się celem naszej podróży. Nie pytano, bo Solas zawsze wiedział gdzie jest to właściwe miejsce.
Nigdy w dziejach świata nie wzniesiono budowli tak wspaniałej, tak doskonałej w każdym swym szczególe jak Vanadorn, Twierdza Lodu i Krwi. Największe z dzieł Shaedora Wielkiego Budowniczego, wyżłobiony z czarnego kamienia, wrośnięty w lodowate kości góry, drążący swe korytarze głęboko jej zmarzniętym ciele. Dwie setki schodów prowadziły granią do jego wielkiej bramy, gdzie mróz malował na ścianach okrutne w swym pięknie mozaiki, wnosił szronem białe blanki na jego murach.
Dzień za dniem, od lodowatego świtu, po zimny zmierzch wydzieraliśmy twierdzy jej drogocenne wnętrzności. Dzień za dniem, od zimnego zmierzchu, po lodowaty poranek wiatr zawodził żałobnie nad ciałami naszych towarzyszy, a my płakaliśmy wraz z nim. Godziliśmy się na trudy, z ochotą składaliśmy ofiarę ze swego życia. Tak musiało być. Morrigan ostrzegała nas: nadejdzie czas próby, czas zagłady lub odrodzenia, nadejdzie wielka ciemność i wielka rozpacz zapanuje nad wszelkim stworzeniem, które pokona Ciemności lub zginie.
Solas w gorączce kreślił mapy i plany, śnił o ogniu w sercu góry, o płomieniu który rozproszy Ciemność.
Śnił proroczo.

19.09.2014 18:36
70
odpowiedz
ZYGa91
15
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wolne Marchie – teraz jedno wielkie pogorzelisko – były wrogo nastawione do każdej kompanii. Samotni bohaterowie po prostu ginęli, więc wielu się ich nie ostało. Z obozu, który rozbiliśmy na jednym z pagórków pogranicza widać już było stepy Antivy. Widok napełniał nas nadzieją na lżejszy przebieg dalszej podrózy. W końcu na horyzoncie nie było widać łun ognia, ani słupów dymu wzbijających się w niebo.

Nagle ogromny ni to wrzask, ni to huk wyrwał wszystkich z letargu. Nie było wielkim zaskoczeniem, że sprawcą tego hałasu był Oghren, a raczej jego cztery litery współgrające z wielkim brzuchem. Krasnolud widząc, że wszyscy stłoczyli się wokół ogniska, zamlaskał i wzruszył ramionami. Morrigan zmierzyła go wzrokiem zimnym niczym stal miecza ugrzęzłego w lodowcu, jednak zarzuciła pomysł cięcia go swym językiem – nie było warto. Leliana jedyna osoba, która nie spostrzegła tego chwilowego zamieszania, wciąż wpatrywała się w list, który Bohater przysłał jej miesiąc temu. List, który sprawił, że kompania znowu była razem w drodze. W drodze na północ do lasu Arlathan. Myślała, że po wydarzeniach w Fereldenie już nigdy go nie zobaczy, myliła się – przygoda z Fereldenu to był dopiero początek złych czasów - czasów ognia.

19.09.2014 18:49
71
odpowiedz
Gul@sH
2
Junior

"Poprowadź ich lub zgiń"
TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.

Długa wędrówka przez pustkę zbliżyła kompanów do siebie. Świadom najnowszych informacji o Inkwizycji Żelazny Byk postanowił mieć oko na Doriana, o którym było głośno. Przy jego problemach ze wzrokiem nie mógł poświęcać swej uwagi nikomu innemu. Mag udawał, że nie widzi tych spojrzeń. Posiadanie rogów nie było w jego krainie uważane za pozytywną cechę fizyczną.

Vivienne bardzo mocno naciskała na Solasa żeby pokazał jej jak dba o swoją różdżkę. Dumny elf nie rozumiał rechotu jaki wydobywał się z płuc najmniejszego z towarzyszy. Varrik musiał jednak powstrzymać się od uwag, gdyż jego głowę zaprzątał zupełnie inny problem – długość dochodzenia Kassandry – na samą myśl uśmiechnął się. Jak szybko należy schodzić po schodach? Ciężka zbroja spowalniała całą operację, a krasnolud mimo bezceremonialnych spojrzeń na wycięcia w pancerzu udawał znudzonego.
- W takim tempie to prędzej spotkam się z Księciem Omarem* przez śmierć z nudów – krzyknął – niż od łapy demona!
- Milcz łotrzyku, bo…
- Szszszt – przerwała Bianka.

* Książe Omar był nekromantą uwielbianym przez tłumy kobiet, które wysyłały do niego prośby o ratunek dla ulubionych bohaterów.

Moja wersja Mody na Sukces w świecie magii i miecza z cliffhangerem dla pani Anny. ;)

19.09.2014 19:02
72
odpowiedz
zanonimizowany1031598
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą zamą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Podróżowaliśmy w nocy aby dotrzeć szybciej do cesarzowej Celene Pozostało już tylko 3 dni marszu zanim dotrzemy do Val Royeaux dokąd udaliśmy się w celu podpisania traktatu który miał nam zapewnić wsparcie wojsk Orlais. Przejeżdżaliśmy przez jakieś małe miasto którego nawet na mapach nie ma. Chłopi złorzeczyli, babki brały dzieci które wyszły obejrzeć nas z powrotem do domów, przecież to znienawidzona inkwizycja przejeżdżała. Moja kompania jechała pierwsza potem byli głównodowodzący całą operacją Pani Leliana i wielki qunari Żelazny Byk a za nimi jechało kilku magów. Wtedy zaczął się chaos, spomiedzy budynków wybiegli wojownicy w zbrajach z symbolami wojsk Orlais a na budynkach pojawili się lucznicy którzy zaczeli szyć do nas z łuków. Strzały zdążyły zrobić wiele szkód wśród ludzi zanim magowie nie postawili bariery, Leliana oberwała w lewe ramie, liczni żołnierze zgineli na miejscu tak jak kilku magów. Natychmiast wraz z innymi zeskoczyłem z konia i krzyknąłem -Chronić dowódców! Za inkwizycje!
Magowie zaczeli rzucać swe zaklęcia co dało nam czas na otoczenie ochronnym kręgiem magów, Leliane i Żelaznego Byka. Wtedy dotarła do nas pierwsza fala wrogich żołnierzy. Widziałem twarze tych których zabijałem, widziałem twarze moich umierających podkomendnych a najgorsze były widoki martwych cywili spalonych zaklęciami magów lub przeszytych strzałami w tym chaosie. Walki trwały przez 3 godziny a gdy się skończyły zaczeliśmy zbierać rannych,dobijać umierających. Tak się skończyła ta krwawa i długa noc.

19.09.2014 19:39
73
odpowiedz
Irzykus
10
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Każdy kolejny krok wydawał się cięższy, krew na rękach ciążyła coraz bardziej. Bałem się tego, co nadejdzie. Sten trzymał ją w rękach. Nasza Leliana - niegdyś taka żywa, wesoła i energiczna - teraz leżała mu bezwładnie na rękach, a on rozpaczliwie starał się ją utrzymać. Drgawki stawały się coraz silniejsze. Najpierw osłabienie, potem wymioty, krwawa biegunka. A teraz to. "DAR" - srebrny, lśniący metal - miał być najpotężniejszy wobec walki z pomiotami. Okazał się jednak zbyt miękki, zdał się na nic.
Myślicielka - tak ją zwali. To od niej go otrzymali, ale kim, a raczej - czym była naprawdę? Bo z pewnością nie zwykłym śmiertelnikiem.
-Oto "DAR” – rzekła - który was zbawi i uratuje. Lecz uważajcie, bo odwrócony zabija.
I zabijał. Oghren, Alistair, Izabela, Fenris...
Morrigan - tylko ona może nam pomóc. Jeśli nie ona, to nikt nam nie zostanie. "DAR" - dla kogo?

19.09.2014 19:59
Dafix
74
odpowiedz
Dafix
33
Chorąży

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Dzień i noc wyglądały tak samo. Trupy, ogień i zniszczenie, widoczne w każdym miejscu, które mijaliśmy oznaczały pola chwały zwycięzców, cmentarzyska poległych, ślady demonów. W końcu zarządzono postój, zmęczeni drogą, porozstawialiśmy namioty, usłaliśmy posłania i ustaliliśmy warty. Moja, na szczęście, była ostatnia więc nie zważając na towarzyszy położyłem się i zasnąłem prawie natychmiast, mając nadal w głowie wizje terenów, które mijaliśmy. Nagle zrobiło się ciemniej niż zwykle. Popatrzyłem w niebo i zobaczyłem ciemną plamę w blasku Satiny (księżyca), który przypominał ptaka. Prawie w tym samym momencie z namiotu obok wyszedł elf. Był to Solas, elfi mag, najwidoczniej wyczuł jakieś niebezpieczeństwo, bo patrzył z zaniepokojeniem w każdym kierunku. Już słyszałem trzepot skrzydeł i wyraźniejszy obraz zwierzęcia. Był to kruk - niezwyczajny kruk. Szybkim nurem wleciał do namiotu Inkwizytora, a za nim wbiegł Solas. Podkradłem się do namiotu, omijając towarzyszy leżących naokoło żarzących się ognisk. Usłyszałem kobiecy głos, który wydawał się znajomy i dwa męskie, jeden Inkwizytora, drugi Solasa. Znalazłem mały otwór przez który zobaczyłem wnętrze namiotu. Kobieta ubrana w fioletową kurtkę z dodatkami wykonanymi z piór kruka. Widziałem ją, to Morrigan, wiedźma znana w całym Fereldenie. Czego ona chce od Inkwizytora? Próbowałem usłyszeć o czym rozmawiają i wtedy... zapadła ciemność. Straciłem przytomność po uderzeniu w skroń. Jedyne co zdążyłem usłyszeć: "Są już blisko, poprowadź ich lub giń". Obudził mnie donośny krzyk. Żelazny Byk zmierzał w moją stronę i ku mojemu zdziwieniu leżałem na swoim łożu. Czy to wszystko było tylko snem? Kto jest blisko? Jednak nie było czasu na przemyślenia, nadszedł czas na moją wartę, a że Byk nie wyglądał na zadowolonego to pewnie nie zmieniłem go na czas..

19.09.2014 20:07
75
odpowiedz
zanonimizowany929138
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.

Każdy z nas powoli gasł jak pochodnia, której zaczyna brakować powietrza do podtrzymywania własnego płomienia. Każdy z nas, marnych chłopów, mieszczan, najgorszego rodzaju szumowin – szedł tam tylko w jednym celu. By umrzeć. Umrzeć w ostatniej bitwie, która miała rozstrzygnąć o losach świata. Może nie byliśmy dobrymi wojownikami, może ledwo byliśmy w stanie trzymać swoją broń, może… Liczyło się tylko to, aby oddać swoją energię, swoją krew i swoje życie w walce, w której wezmą udział najwięksi i najsłynniejsi. Nie wiedzieliśmy jaką rolę dokładnie odegra każdy z nich, my znaliśmy swoją – mieliśmy być źródłem.

Na Morrigan natknęliśmy się pośrodku puszczy, w czasie kiedy rozbijaliśmy obóz na kolejną noc. Wszyscy ją poznali, a kiedy znieruchomieli w zaskoczeniu, ona zaśmiała się i rzuciła jakieś zaklęcie. Zamieniła się w ogromnego smoka, który po chwili wzbił się w niebo. Podmuch wiatru wywołany przez ruch skrzydeł powalił większość piechurów. Dokładnie w tym samym czasie, dosłownie spod ziemi, wynurzyły się żywe szkielety i ruszyły na nas z głośnym klekotem starych kości.

Zaskoczenie spowodowało, że pierwsze straty były po naszej stronie. Uwierzcie, że nawet najlepszemu wojownikowi trudno stanąć twarzą w twarz z czymś takim. Chaos wkradł się w nasze szeregi. Na szczęścia jakaś rudowłosa wojowniczka zebrała wokół siebie część zbrojnych. Od tej grupy zaczął się kontratak. Początkowo byli małym punktem, małą grupką, która z każdą chwilą się rozszerzała. Rozszerzali swój krąg ostrzy, walcząc z szkieletami, a każdego uratowanego włączając w swój łańcuch.

Rudowłosa nie trwała w bezruchu. Biegała po całym wewnętrznym kręgu. Wykrzykiwała rozkazy. Tam gdzie trzeba było się ruszyć – popędzała, tam gdzie trzeba było zewrzeć szyk – krzyczała, tam gdzie ktoś poległ – zastępowała go, do chwili objęcia kolejnego zbrojnego i włączenia go w krąg. To było coś. Po godzinie walki udało się kręgiem objąć całą polanę, a wszystkie szkielety były już tylko stosami kości. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę ze zwycięstwa, z naszych gardeł wydostał się okrzyk zwycięstwa. Jestem pewien, że zatrząsnął cała puszczą. Co do rudowłosej… To wiesz, nie widziałem nigdy lepszego dowódcy… Straciliśmy wtedy niewielu ludzi tylko dzięki niej. Kim była? Może kiedyś się dowiesz…

19.09.2014 20:09
76
odpowiedz
zanonimizowany1031682
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Po drodze spotykaliśmy ludzi, którzy stracili wszystko.. dom, rodzinę, cały majątek. Byli tacy, co przed nami w przerażeniu uciekali lub oddawali życie w bezsensownej walce w obronie tego, co nazywali „wolnością”. A czymże jest ta ich „wolność”? Zastanawiam się czy Boska wie, co robi, czy nie lepiej porzucić jej idee i podjąć bardziej drastyczne środki, tak jak uczynili inni templariusze? Teraz jeszcze to zadanie, by zbadać szczelność zasłony w ruinach zamku leżącym dwa dni drogi od Stakhaven. I to z kim?! Gdy tylko na niego patrzę wracają wszystkie wspomnienia, cała gorycz, cały smutek, ból i nienawiść za każdy dzień spędzony w Lesie Brecilian. Klątwa została zdjęta, ale ja nie zapomnę i nie wybaczę żadnemu elfowi.
-Pani Kapitan, obawiam się, że możemy nie dotrzeć do ruin przed zachodem Słońca, jakieś rozkazy? – był to Młody Templariusz, który dopiero niedawno przyłączył się do oddziału. Biedny chłopak… Jego siostra jest magiem i pewnie ma nadzieję, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, to uda mu się ją uratować…
-No cóż, nawet nasza droga Leliana potrafi być omylna, jeżeli chodzi o szacowanie czasu podróży. Zachowajcie czujność i… miejcie na oku tego Solasa. Nie dość, że apostata, to jeszcze do tego elf. Boska chciała chyba sobie ze mnie zakpić.
Zanim grupa templariuszy pod wodzą Pani Kapitan dotarła do ruin zamku, Słońce już zupełnie zaszło za górami oddzielającymi Imperium Tevinter od Antivy. Dolinę pełną smutku i wszechobecnej śmierci zaczął okrywać niczym płaszczem mrok, sprawiając, że pewna zakapturzona rudowłosa postać obserwująca całą misję, stała się niewidzialna.

19.09.2014 20:32
77
odpowiedz
KoksekArnes
10
Legionista

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
- Inkwizycja, Inkwizycja. - Powtarzał Arnes zerkając to na Oghrena, to na Nathaniela. - Wszycy teraz mówią tylko o niej. - burknął Komendant Szarych i poprawił pas u zbroi Legionu. Arnes był Szarym strażnikiem, Był łysy miał potężną rudą brodę, i błękitne przenikające oczy. Wygnaniec z Orzammaru. Członek rodziny znanej i szanowanej Aeuducanów. Własnoręcznie zabiwszy Arcydemona Uthremiela zakończył piątą plagę, a potem położył kres knowaniom Matki i Architekta. Teraz wraz z dwójką przyjaciół wyruszył na północ. Wzdłuż szlaku do Antivy, w poszukiwaniu Alistaira, króla Fereldenu.
- Dziwisz się? Spójrz co się dzieje! Ludzie się boją. Zaginął ich Król a my nie cieszymy się już taką sławą jak kiedyś, poza tym zerknił wokół!. - Krzyknął Nathaniel zamaszyście wskazując dłonią Zielono szare chmury rozlewające się na niebie tworzące wielkie dziury.
- To może znaczyć cokolwiek. - Odparł Arnes obojętnym tonem.
- Tak, jasne. To cholerny Stwórca chce sprawdzić na nas odporność na przytłaczające problemy. - Wtrącił się Oghren, wydając z siebie potężny bek.
Było popołudnie ale ciemne niebo sprawiało wrażenie że jest już wieczór.
- Kutwa zasrańce, teraz nawet wylać nie można się spokojnie bo nie widać gdzie się leje. A potem tylko wąchać śmierdzący plecak Howea szczynami. - Zbulwersował się Oghren.
Nathaniel zerknął na Krasnoluda. - Nasikałeś na mój plecak? - Oghren nie odpowiedział.
- Cisza. - Przerwał Komendant. Rozległ się ogromny huk.
Wszyscy wylądowali na plecach gdy ogromny promień uderzył w ziemię wywołując chaos i zniszczenie. Z kłębów dymu wyłonił się stwór. Miał długie ręce zakończone szponami i ogromne kły wystające z paszczy, był wysoki ale szczupły. Jego kręgosłup wystawał z pleców dodając mu strasznego wyglądu.
- Co to cholera jest?! - Krzyknął Howe, zrywając się z ziemi i naprężając łuk. Strzała poszybowała przed siebie i wbiła się z plaskiem w krtań stwora tworząc strużkę krwi. Monstrum ryknęło i ruszyło wolnym krokiem w kierunku bohaterów. Oghren chwycił za swój Wielki topór i z krzykiem i grymasem wściekłości wbił go głęboko w brzuch potwora. Wytrysnął na niego strumień krwi kiedy wyrwał go z niego i chwiejnie zachwiał się na pięcie. Arnes wyjął z pochwy Miecz stalowy i począł biec w kierunku bestii. kiedy był wystarczająco blisko z iście królewską precyzją przejechał ostrzem po szyi przeciwnika łamiąc kręgi szyjne i zwalając głowę na ziemię. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Co to było? - Spytał Howe. Ale przerwał mu ryk. z mgły wyłonił się kolejny taki potwór. Drużyna uzbroiła się i wyczekiwała jego ruchu. Jednak stało się coś niespodziewanego. Przed oczami bohaterów mignęły dwa wielkie rogi, i błysk dużego ostrza. Ciało tajemniczego stwora przepołowiło się na dwie części i z gruchotem padło na ziemię.
- Dzięki. Panie?... - Rzekł Arnes w stronę nieznajomego.
- Byk. Żelazny Byk Krasnoludzie. - Odpowiedział Qunari poprawiając opaskę na lewym oku.

19.09.2014 20:42
78
odpowiedz
zanonimizowany1031686
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Nadzieja odchodziła tak jak myśl o wolności , coraz większa żądza krwi , coraz większa obojętność. Tylko ten głos gdzieś na dole świadomości rył swoje rozkazy jak dobry rzeźbiarz dłutem. Idź , biegnij , szukaj ,kryj się, ugryź, zabij... i znów idź, nie chciałem, ale dłuto znów zaryło w mojej świadomości rozrywając moją wolę.
Więc poszedłem...Las niczym ściana w nocy wyrósł na krańcu ścieżki, zszedłem ze szlaku . Na szlaku nic nie znajdę a głos wyryje karę jeśli nic nie znajdę. Nie myliłem się... Zaledwie po dwóch stajach napotkałem zapach , tak znajomy, tak oczywisty a później dźwięki i światło i wiedziałem już że dziś znów ktoś do nas dołączy a może będzie miał szczęście i zginie... Duże dęby dawały dobrą kryjówkę ale odległości między nimi były znaczne, muszę się szybko poruszać. Kilka szybkich skoków i pomiędzy mną i nimi był ostatni dąb i strumień. Widzę to elf i krasnolud, o i człowiek, jakiś olbrzym, jest i marabi , dobrze że wiatr jest z drugiej strony. Do ogniska podeszła kobieta o blond włosach , zaczęła śpiewać tak rytmicznie , tak gładko , głoś wędrował wewnątrz mnie jak opium kojąc i... nie to nie możliwe!!!... nie słyszę głosu mojego Pana, oszołomiony tracę równowagę , upadam jak kłoda o podłoże, a odgłos upadku rozszedł się niczym strzała. Jak przez mgłę słyszę krzyk za strumieniem.
Obudziło mnie...

19.09.2014 20:48
79
odpowiedz
zanonimizowany1031695
1
Junior

Informacje ważne przed przeczytaniem : Narratorem jest Dalijska Elfka, Gwen.

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Ja, Leliana, Morrigan oraz mój ogar, Blanka, razem przeszłyśmy przez istne piekło. Gdy wokół nas zabrakło już życia, oraz do niego chęci zaczęłyśmy się poddawać... Kiedy Morrigan... Ona powiedziała, że nie możemy teraz się zatrzymać, że to jeszcze nie koniec. Jej słowa naprawdę dodały nam otuchy. Nawet sama Blanka wtedy zaszczekała, jakby chciała coś powiedzieć, bowiem zawsze była bardzo energiczna oraz lojalna. Ale nie mieliśmy pewności, przecież to mogły być tylko puste słowa, ale co tam. Żyje się raz.
Wieczorem rozłożyłyśmy obóz, jako iż było dość jasno, zostałam na zwiadach. Życie w Dalli było zawsze ciekawe, a nasze obozowisko było blisko lasu, po cichu wykradłam się aby znowu porozmawiać z drzewami, jak to miałam w zwyczaju robić od 5 roku życia. Nagle odpłynęłam, poniosły mnie fantazje i wspomnienia z mojego dzieciństwa, wspomnienia związane z Tamlenem, tak bardzo mi go brakuje.. Gdyby nie to lustro... Nie, nie mogę sobie znowu jego przypominać. Usiadłam pod największym drzewem jakie tylko znalazłam i zaczęłam do niego mówić. Nagle usnęłam, a w moim śnie pojawiła się Halla, krzycząca ,,Pomocy!", nagle się obudziłam i uświadomiłam sobie, że ten krzyk był w prawdziwym życiu. To był głos Leliany. Szybko chwyciłam swój łuk i pobiegłam ku naszemu obozowi. To co tam zobaczyłam.. Już nigdy nie zapomnę tego widoku..

Proszę bardzo, oto moja kontynuacja. Miłego wieczoru wszystkim.

19.09.2014 21:02
80
odpowiedz
Astro2199926
21
inny na swój sposób

Tego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Mimo to wciąż czułam na karku wstrętny oddech mego ojca i... jego słowa złe, zimne... okrutne. Mówić dalej? A jednak jeśli chcesz wiedzieć to dobrze. Twój wybór.
Powoli osunęłam się ze skały na twardy grunt. Spojrzałam przed siebie powoli unosząc wzrok i znowu go zobaczyłam. Tak to on pomyślałam. Tym razem stał sam, bezbronny na przeciw mnie. Aż dziw, że nie zobaczył mnie wcześniej gdy stałam na skałkach. Mimo to poczułam ulgę. Nareszcie po tak długim czasie wiedziałam, że to ten moment. Powoli zrobiłam krok w przód cicho, spokojnie stąpając po kamieniach. Lewą ręką sięgnęłam po nóż, a wtedy on...
-No co? Co było dalej? Kharanno wyrzuć to z siebie.
wtedy ściszyłam głos:
- Ja go...
-Proszę mów do mnie.
-Zabiłam... zabiłam własnego brata. Morrigan ja... nie jestem z tego dumna. To było okropne. Zabić własnego brata nawet nie dla pieniędzy?
-Spokojnie jestem przy tobie. Możesz na mnie liczyć, ale... Powiedz wszystko.
-Nie... to zbyt trudne.
-Jak chcesz. Nie chcę cię do niczego zmuszać.
-Przynajmniej na ciebie mogę liczyć. Po tym wszystkim tylko ty mnie nie odrzucasz.
Ognisko dogasało płomienie się tliły, a ja myślałem co będzie jutro za parę godzin.
Morrigan objęła mnie ręką i wyszeptała: Nie liczy się to co złego zrobiłaś wtedy, ale to co dobrego zrobiłaś dziś, wczoraj, w całym swoim życiu dla mnie, dla ludzi... dla nas. A teraz się wyśpij mamy jeszcze dwie godziny potem ruszamy na Rezydencje.
Po tych słowach Morrigan odsunęła się ode mnie o niewiele ponad pół stopy i zasnęła na siedząco tak jak ją widziałam. Nie chcąc jej męczyć też starałam się zasnąć jak ona, ale nie
było to możliwe. Myślałam tylko o tym co wkrótce mamy zrobić. Ja i Morrigan, lada chwila.
Ciemna sylwetka wyłoniła się z cienia oświetlana już tylko przez światło księżyca. Jakby dobrowolnie słaniając się na nogach w stronę muru. Ja stałam 20 metrów dalej. Czy to Morrigan czy może kto inny? wszystko jedno mam swój cel pomyślałam. szybko zbiegłam ku ciemnej postaci. Nie zauważając jak mijam kolejnych wojów. Straż Rezydencji miała mnie zapewne w głębokim poważaniu bo nagle...
-Stój! Wykrzyczał ktoś z za mnie. Stanęłam jak zaklęta.
-To ty jesteś strażnikiem?
-Strażnikiem? Nie, ale ty to co innego. Straż!
W jednej chwili otoczyło mnie z pół tuzina zbrojnych. Nieznajomy głos znów przemówił.
- Przed tobą siedmiu moich najlepszych wojowników. Ja jestem Solas były strażnik Rezydencji, a przed tobą zadanie zabić Morriganę.
-Wcale nie masz wyczucia, a to co najmniej idiotyczna propozycja i chybiony pomysł.
-Jak chcesz masz minutę “POPROWADŹ ICH LUB ZGIŃ!”.

19.09.2014 21:39
81
odpowiedz
zanonimizowany1011860
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością.Maszerowaliśmy na północ, A wokół nas kraina obracała się w popiół.Mieli mi towarzyszyć Marrigon i Solas oraz dobrze wyszkoleni wojownicy.Podczas marszu przebywał z nami strach i ból , a w tle paliły się wioski.Wielu opętało szaleństwo.Postanowiliśmy zrobić krótki odboczynek.Podczas rozmowy z towarzyszami zaatakowali nas nieumarli, w trakcie walki straciłem przytomność, doznałem wizji w której widziałem stare ruiny dziwne znajome oraz wielu poległych wojowników, z pośród gruzów wyłonił się demon mówiący -Już czas,jesteś blisko przeznacz-Gdy się zbudziłem myślałem tylko o tym co miał na myśli ten demon.Gdy opwiedziałem Marrigonowi i Solasowi o wizji na ich twarzach pojawił się strach.

19.09.2014 21:40
Eveline
82
odpowiedz
Eveline
6
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Widziałem, że moi ludzie, choć uchodzili za niezmordowanych, powoli zaczynali opadać z sił. Tłukąc się po drogach, nad którymi nieustannie unosił się kurz, wznoszony przez tysiące stóp, szukaliśmy miejsca na odpoczynek. Wreszcie ją zobaczyliśmy - stała tam spokojna, cicha i skromna, lecz nam zdawała się spełnieniem marzeń. Tawerna. Mój oddział Szarżowników wsypał się do niej tak, że trudno w tym było doszukiwać się kultury. Nie dziwiło mnie to, bo byli zmęczeni, spragnieni i rządni uciech. Przywitanie było zaskakująco miłe, z uśmiechem, pełnym kuflem i misą ciepłej strawy. Podejrzliwie dźgnąłem mięso widelcem i pociągnąłem nosem nad napitkiem. Wszystko wyglądało dobrze, jednak zachowałem czujność. Już miałem żądać, by gospodarz sam najpierw skosztował podanego nam posiłku, gdy drzwi gospody otworzyły i stanęła w nich szczupła postać. Powoli, acz nie zdradzając strachu, weszła do środka. Jej spojrzenie wyłowiło mnie z tłumu.
- Szukałeś mnie, Byku – powiedziała cicho, lecz jej głos miał w sobie moc.
- Szukałem – przyznałem, odstawiając kufel. – Musimy porozmawiać.
Mimo że w porównaniu do każdego z moich ludzi była zaledwie drobniutką, kruchą istotą, gdy szła w moją stronę, rozstępowali się z niemym szacunkiem.
- Kto to? – zapytał cicho jeden z nowych rekrutów, a odpowiedź zawisła w ciszy, która po nim zapanowała - Leliana.

19.09.2014 21:46
MistrzFett
83
odpowiedz
MistrzFett
14
Chorąży

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wydarzenia z Kirkwall były tylko początkiem chaosu, który miesiąc po miesiącu objął całe Thedas. Kilka Kręgów upadło, a magowie rozpierzchli się po kontynencie. Templariusze, zdezorientowani po wybuchu w Zakonie, podzielili się na frakcje i równie ochoczo, co z Apostatami, walczyli między sobą. A w środku tego wszystkiego znalazłam się ja, "Siostra Leliana". Łagodne określenie, jak na byłą skrytobójczynię, emerytowanego barda i jednocześnie osobę, która do niedawna podróżowała z Bohaterem Fereldenu.

Stwórco, do czego to zmierza? Blisko setka Templariuszy, których w kupie trzyma jedynie postawa Poszukiwaczki Zakonu, Cassandry Pentaghast. Do tego kilku najemników pod wodzą Żelaznego Byka. Przecież, jako były szpieg, nie zaufam drugiemu szpiegowi... I jeszcze Solas, mag-samouk, którego obecność drażni prawdopodobnie każdego. Czy można stworzyć gorszą mieszankę osobistości, która ma wybrać się do opuszczonej świątyni?

Myślałam, że dzisiejsza noc będzie ostatnią spokojną chwilą przed dotarciem do celu. Czar rozpraszający magię, rzucony przez Kapitana Hadleya, oznaczał koniec moich nadziei...

19.09.2014 21:46
84
odpowiedz
zanonimizowany949986
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.Szliśmy wszyscy pod osłoną nocy, milcząc i nie spoglądając na siebie, niczym ćmy lecące do ognia, nie wiadomo po co, po prostu szliśmy naprzód. Jakby miało pomóc nam to zapomnieć to co się wydarzyło. Każdy krok był dla mnie ogromnym wysiłkiem a każda sekunda marszu wydawała się trwać wieczność. A ja wciąż słyszałam jej krzyki.
-To ty ją zabiłaś, zginęła przez ciebie,słyszysz?! - zrozpaczonym głosem wykrzyczał nagle Bruce.
Ona dobrze to wiedziała. Wiedziałaś również jak to się skończy, prawda Morrigan? A mimo wszystko zrobiłaś to. Przez wiele dni była przy nas, spała z nami w obozowisku, zasiadała z nami do wieczerzy. A ty ją zabiłaś, tak po prostu. Wciąż zastanawiam się dlaczego to zrobiłaś - naprawdę chciałaś nas uratować czy po prostu byłaś ciekawa jakież to mroczne duchy zamieszkują jej ciało i potraktowałaś ją jak obiekt badań?
-Powiedz Leliana, powiedz że ona to zrobiła, przecież ty dobrze to wiesz! - wciąż krzyczał Bruce.
Milczałam.

19.09.2014 22:03
85
odpowiedz
zanonimizowany271878
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Książe Erhid który nam towarzyszył miał dziwny charakter, czasem podejmował decyzje które nie miały najmniejszego sensu, tak było i teraz kiedy kazał Żelaznemu Bykowi wziąć czworo ludzi i udać się w pogoń za samotnym mężczyzną którego spostrzegł podczas marszu lecz nie dać się mu zauważyć, Leliana chciała się sprzeciwić twierdząc, że mamy za mało ludzi aby się rozdzielać i w każdej chwili możemy zostać zaatakowani. Książe jednak nie wdawał się w dyskusje, kiedy coś postanowił to miało zostać to zrobione. Żelazny Byk się oddalił i pozostawił Leliane wraz z Księciem i szóstką ludzi aby podróżowali dalej, mieli spotkać się przy ruinach wieży w której widziano plugawce jak i kogoś kto nimi kierował, przesłanki mówiły o potężnym magu krwi który chciał urządzić się na tych ziemiach. Przeprawa była ciężka lecz po 2 dniach dotarli do wieży w samą porę aby zobaczyć jak plugawce złapali kilkunastu żołnierzy próbując przeprowadzić na nich jakiś mroczny rytuał. Mag został dostrzeżony od razu, nie próbował się nawet ukrywać stojąc dumnie pośród plugawców zaczynając pradawną inkantacje. Książe wiedział, że nie można pozwolić mu aby skończył, widział zbyt wiele ofiar mrocznych rytuałów wiedząc że to tylko zwiększy ilość istot z którymi przyjdzie im się zmierzyć a w końcu tych kilku wyszkolonych żołnierzy zdecydowanie przydałoby się ich grupie więc rozkazał przeprowadzić atak...

19.09.2014 22:06
86
odpowiedz
zanonimizowany271878
2
Junior

Wersja poprawiona ponieważ spostrzegłem błąd :

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Książe Erhid który nam towarzyszył miał dziwny charakter, czasem podejmował decyzje które nie miały najmniejszego sensu, tak było i teraz kiedy kazał Żelaznemu Bykowi wziąć czworo ludzi i udać się w pogoń za samotnym mężczyzną którego spostrzegł podczas marszu lecz nie dać się mu zauważyć, Leliana chciała się sprzeciwić twierdząc, że mamy za mało ludzi aby się rozdzielać i w każdej chwili możemy zostać zaatakowani. Książe jednak nie wdawał się w dyskusje, kiedy coś postanowił to było to robione. Żelazny Byk się oddalił i pozostawił Leliane wraz z Księciem i szóstką ludzi aby podróżowali dalej, mieli spotkać się przy ruinach wieży w której widziano plugawce jak i kogoś kto nimi kierował, przesłanki mówiły o potężnym magu krwi który chciał urządzić się na tych ziemiach. Przeprawa była ciężka lecz wieczorem dotarli do wieży w samą porę aby zobaczyć jak plugawce złapali kilkunastu żołnierzy próbując przeprowadzić na nich jakiś mroczny rytuał. Mag został dostrzeżony od razu, stał dumnie pośród plugawców...

19.09.2014 22:23
87
odpowiedz
Valgard
31
Centurion

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Opuszczaliśmy Wolne Marchie, zostawiając stosy ciał Qunari i pomiotów za sobą. Nie zwracaliśmy na to uwagi mieliśmy jeden cel …zniszczyć misterny plan Razikale’a - obudzenia dawnych bogów. Tak, siedem arcydemonów jest jedynie ich potomkami. Wszystkie znały miejsce wrót do leża otchłani, w którym są zamknięci ich przodkowie. To, czego kazały szukać mrocznym pomiotom to klucz do ich uwolnienia. Smok tajemnic, najsprytniejszy z nich, zamiast podporządkować sobie ziemie by potem w spokoju je przeszukać, uknuł sposób by odpowiedz przyszła do niego sama… Leliana i Morigan zapomniały już kim były. Tylko nasza trojka ocalała w masakrze, jednak pochowaliśmy nasze życia wraz z przyjaciółmi. To co się wtedy stało ciężko opisać. Wiedzcie jedynie, że sama Andrasta objawiła się nam. Zostaliśmy ocaleni, otrzymaliśmy powód by żyć dalej i narzędzia by tego dokonać. Maszerowaliśmy bez wytchnienia, w przeraźliwym mrozie i pod czujnym okiem pomiotów. Nie było czasu nawet na dawne ludzkie odruchy, liczyła się tylko misja. Brak snu, głód, nieustanna walka sprawiły ze rzeczy takie jak rozmowy przy ognisku, nadzieje i obawy, poczucie zagrożenia i bezpieczeństwa - przestały mieć znaczenie. Staliśmy się pustymi powłokami z artefaktami bogini w rękach niosący ostatnia iskrę nadziei dla nieświadomych zagrożenia ludów całego Thedas. Nadchodziła wieczna zima i wydarzenia które przyćmią w kronikach wszystkie poprzednie plagi.

19.09.2014 22:38
88
odpowiedz
marula
4
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Już od kilku dobrych dni mijaliśmy kolejne pustkowia, popieliska i zrujnowane wioski. Przed nami rozciągał się bezkres zniszczenia, do bólu przypominający to co właśnie minęliśmy. Kolejny dzień nie różnił się od poprzedniego, nawet rozmowy z towarzyszącą wiedźmą Morrigan nie wyrywały już z monotonii i marazmu podróży. Zostaliśmy sami we dwójkę, Leliana zaginęła, a Solas…przeklęty szpiczastouszy. Zapadał zmrok, a my kontynuowaliśmy marsz na północ. Wtedy zatrzymał nas głos zza pleców: „Pozdrowienia od Torasa”. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, przeklęty łowca magów nas odnalazł, on albo jeden z jego wysłańców. „Podobno szukasz tej twojej suki Leliany!”. W momencie poczułem przypływ gniewu, gniewu który kiedyś mnie pochłaniał i napędzał. Od dawna już nie oddałem się temu uczuciu, ale dzisiaj…nikt nie będzie tak mówił o Lelianie, nie o niej. Zacisnąłem dłoń na kosturze, oczy zapłonęły nienawiścią, a ja całkowicie poddałem się tej mrocznej rządzy. W głowie miałem tylko jedną myśl „Chędoż się Toras”.

19.09.2014 22:45
89
odpowiedz
Sasakii
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Cała kraina została doszczętnie spalona, szliśmy po drodze pełnej zwęglonych pobratymców, z którymi zaledwie kilka tygodni wcześniej piliśmy gorzałę i śpiewaliśmy pieśni znane naszym rodom. Z każdym krokiem aura przerażenia i obrzydzenia rosła. Niektórzy z trudem powstrzymywali łzy, a drugich ogarniała wola walki, zemsta. Po jakimś czasie naszym oczom ukazała się sterta ludzkich szkieletów, co najmniej trzydziestu. Cała dywizja zaczęła bić orężem o tarczę, tupać o ziemię i drzeć się w niebo głosy. Z początku były to okrzyki wściekłości, które w jedną chwilę stały się modlitwą o duszę tych, którzy udali się do nieznanej krainy. W momencie, kiedy pierwszy z żołnierzy uniósł głowę na znak skończenia modlitwy, Lores, nasz przywódca rozkazał nam rozbić obóz. Sir Lores był średniego wzrostu mężczyzną ubranym w skórzaną kamizelkę, przypasany grubym ciemnym pasem ze złotą klamrą w kształcie łzy. Z barków po kolana ciągnęła się żółta wyblaknięta peleryna. Zdecydowanie był odpowiednią osobą na stanowisko dowódcy. Bez wątpienia budził strach w każdym napotkanym wrogu, odczuwałem to nawet ja. Kiedy zapadła noc próbowałem zapomnieć o dzisiejszym widoku, w śnie wszystko powracało, miałem przeczucie, że dzisiejszy dzień nie skończy się tylko na koszmarach. Miałem rację, ze snu zbudził mnie odgłos dzwonu bijącego na alarm, kiedy wyszedłem z namiotu zauważyłem rozszalałego smoka na niebie. To On musiał zrobić te wszystkie okropieństwa na tej krainie. W obozie panował chaos, spalone namioty, zwęglone ciała na ziemi przekopywane przez grupy żołnierzy. Stałem bez ruchu, przypatrywałem się wielkiemu smokowi, właśnie zamierzał cisnąć ogniem wprost we mnie. Widziałem już płomień mknący w moją stronę. Leżałem na ziemi, zostałem powalony przez Żelaznego Byka, postać rasy Qunari, twarz nie różniła się niczym od ludzkiej, poza ogromnymi rogami wyrastającymi z czaszki. Przypominał mi rozwścieczonego byka, który taranował wszystko, co stało mu na drodze. Kiedy otrząsnąłem się i spojrzałem w miejsce gdzie miał zostać sam popiół po pocisku ognia, ujrzałem jedynie rubinową głowę smoka. Z pysku wystawał gruby jęzor, od samej głowy biło gorąco, czułem je na całym ciele. Wokół mnie stało pięć lub sześć osób, Żelazny Byk, Sir Lores wycierający krew ze sztyletów, siostry Bolvue, pełniące rolę lekarzy, oraz rudowłosa dziewczyna zwana Leliana, która nawet po zaciętej walce nie straciła swego wdzięku, wręcz przeciwnie krew na zbroi dodawała jej atrakcyjności. Wszyscy wpatrywali się w naszego dowódcę.
- Stań przy najodważniejszych i razem pokonajmy zło. - wyciągnął do mnie rękę. - Poprowadzimy nas wszystkich do zwycięstwa.

19.09.2014 22:46
90
odpowiedz
Kheldorn
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Tymi słowami mógłbym rozpocząć kolejną patetyczną i długą opowieść o takich bohaterach jak: Żelazny Byk. Solas, Morrigan czy Leliana. Tego wieczora opowiem jednak zgoła inną historię. Dawno dawno temu, na dalekich krańcach Thedas mieszkał pewien elf grafoman, nie obchodziły go jednak plugawe pomioty, pełne niebezpieczeństw przygody czy głębokie labirynty podziemnych ścieżek, ów elf bowiem specjalizował się w powiastkach, które to białogłowy zwykły czytać z wypiekami na twarzy, a do czytania których wstydziły się przyznać w rozmaitych gremiach. Pewnego razu bohater naszej historii szukając inspiracji zakradał się w pobliże domu pewnej elfki o pięknym i rzadkim imieniu Aniela El Merk, minął rozległą uprawę malw i właśnie czołgał się wśród kabaczków, gdy ujrzał wielką dynię, bardzo go ten widok zadziwił. „Skąd wśród kabaczków dynia!”- zdążył pomyśleć nim usłyszał: „przeprowadź ich lub zgiń!”. Skonfundowany elf zrobił to co zrobiłby każdy skonfundowany elf na jego miejscu, mianowicie zasłonił oczy rękoma i udawał, że go wcale tam nie ma. Po chwili zdecydował się spojrzeć w oczy zagrożeniu kpiąc z niebezpieczeństw i ujrzał…. Żabę. Nie była to taka zwykła żaba, a właściwie to była zwykła żaba, po prostu potrafiła mówić, co biorąc pod uwagę naturę żab jest dość niezwykłe. „Twoim przeznaczeniem jest przeprowadzenie Żelaznego Byka, Solasa, Morrigana i Leliany przez bagna. Owi herosi znajdują się w karczmie „Pod Rubasznym Inkwizytorem”, prawdopodobnie walczą ze szczurami w piwnicach tego przybytku. Żadnych pytań, znajdź, przeprowadź lub zgiń.”- powiedziała Żaba, po czym w podskokach oddaliła się w stronę malw. I wtedy on przeprowadził ich, a oni złożyli mu głębokie ukłony, bo choć widzieli w nim prostaczka to czuli, iż ma czyste serce. Zanim ich jednak przeprowadził dokonał czynu wydawałoby się niemożliwego, gdy z mroków bagna wyłonił się demon, nasz dzielny bezimienny bohater zdołał go przekonać, aby ten zaniechał walki. Wielce byli zdziwieni tym czynem towarzysze owego elfa, nie słyszeli bowiem, by ktoś wcześniej pokonał demona retoryką. Tym samym niepozorny pisarz grafoman dołożył kolejną cegiełkę w wielkim dziele ratowania świata przed pradawnym złem, choć milczą o tym kroniki i insze księgi. Co dziwniejsze, jak potem ludzie powiadali Żaba zmieniła się w księcia, wdała się w gorący romans z bezimiennym elfem, po czym żyli długo i szczęśliwie. Inni mówili, że nie było żadnej Żaby, a elf znalazł w owym ogrodzie tajemniczy pierścień. Jeśliście jeszcze nie zasnęli przy tej opowiastce starego barda to wam powiem, że…

19.09.2014 22:57
91
odpowiedz
Talos111
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Byłem jednym z ostatnich Szarych Strażników wyszkolonych przez Bohatera Fereldenu. Wielu zdradziło nasz zakon, podążając za Barstenem, jednym z naszych dowódców, który zatruł ich serca swoją herezją. Po tym wydarzeniu, jak i plagach, które dopadły nas później, nasza i tak nieliczna organizacja praktycznie przestała w Fereldenie istnieć. Została nas tylko garstka. Wszyscy myśleliśmy, że po Piątej Pladze nie spotka nas już nic gorszego, myliliśmy się jednak. Ludzie na północy zaczęli umierać. Początkowo w małych wioskach, później nawet we większych miastach. Wszyscy - mężczyźni, kobiety i dzieci - ginęli, mając tajemnicze stygmaty w kształcie węża na szyjach. Siostra Leliana wraz z Morrigan - towarzyszki Pogromcy Arcydemona i króla Alistaira - po krótkiej, acz stanowczej, wynikającej z odmiennych racji na temat pochodzenia tajemniczego zjawiska sprzeczce, zdecydowały się wysłać mnie z moim oddziałem na północ, gdzie prawdopodobnie wszystko się zaczęło. Niestety, tą samą trasę co my musieli obrać wcześniej Barsten i jego heretycy - wielu ludzi na nasz widok uciekało rzucając siarczyste przekleństwa i obelgi pod naszym adresem. Bardziej rozsądni widzieli w nas jednak swoją ostatnią nadzieję i błogosławiło nas, czasami udostępniając nawet suche miejsce do spania.
W końcu dotarliśmy do naszego celu - a przynajmniej tak nam się wydawało - ciemnej jaskini, przed którą postanowiliśmy odpocząć. Jednak nasz spokój zakłóciły tajemnicze dźwięki dobiegające z mroku otchłani...

19.09.2014 23:06
wysłannik
92
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z taką samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Z daleka, wysoko na czerwonym od zachodzącego słońca niebie, ujrzeliśmy dym. Nie wiedzieliśmy co się dzieje przed nami, jednak czuliśmy, że coś wisi w powietrzu a do głównego celu podróży zostało nam jeszcze parę dni drogi. Na wieczór mieliśmy dotrzeć do niewielkiej osady, by trochę odpocząć, uzupełnić zapasy i zregenerować siły. Nikt nic nie mówił. To było aż lekko niepokojące, bo o ile Żelazny Byk przez całą podróż nie był specjalnie rozmowny, tak Morrigan i Leliana lubiły sobie czasem pogawędzić, a ja razem z nimi. Ale teraz było inaczej. Zbliżaliśmy się coraz to bardziej na szczyt wzgórza. Leliana spojrzała nagle w las, który rozpościerał się po naszej zachodniej stronie. W coś jakby się wpatrywała przez chwileę, ale tylko krótką chwilę. Chyba tylko ja zwróciłem na nią uwagę. W końcu weszliśmy na szczyt wzgórza a to, co z niego ujrzeliśmy nie napawało optymizmem. Ujrzeliśmy osadę, która teraz stała w płomieniach. Dało się słyszeć dobiegające z osady odgłosy walki, krzyki i lament. Ktoś albo coś mordowało mieszkańców osady i właśnie wtedy przypomniały mi się słowa, które niespełna tydzień temu rzekła do mnie Flemeth na odchodne: "Poprowadź ich lub giń!".

19.09.2014 23:27
93
odpowiedz
Czarny19102
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Podczas podróży do twierdzy czarnych magów, których mamy zgładzić nasze więzi się zacieśniły. Staliśmy się, jak rodzeństwo, jak rodzina, która zawsze jest w stanie sobie pomóc niezależnie od sytuacji. Tej nocy, gdy weszliśmy do wisi o dosyć dziwnej nazwie "Smoczokrzew" Leliana zauważyła, że ktoś nas śledzi i zaraz po tym jak to zaobserwowała nas o tym poinformowała. Po tym co od niej usłyszeliśmy zaczęliśmy iść ostrożniej, ponieważ jak stwierdził Żelazny Byk może nam grozić niebezpieczeństwo. W mniej więcej połowie wsi ujrzeliśmy dwóch osobników ubranych w szare szaty. Gdy zorientowaliśmy się co może się wydarzyć było już zbyt późno na jakąkolwiek reakcję. W momencie gdy, nas ujrzeli zostaliśmy bez ostrzeżenia zaatakowani, w jednej chwili poczuliśmy jak coś nas ściska i nie pozwala nam się ruszyć. Zauważyłem, że zaraz po tym jak nas "złapali" swoimi zaklęciami podeszli do nas. Jeden z nich przedstawił mi się jako Lauva drugi, natomiast nie odzywał się, pierwszy zapytał się mnie, czy jestem Nov odpowiedziałem mu że tak i zapytałem się co od nas chcą. Powiedział, że została wyznaczona nagroda 10000 sztuk złota za całą naszą trójkę i dodał, że nie chce nam zrobić krzywdy ani oddać w zamian za tą nagrodę tylko chciałby dołączyć do nas. Zgodziłem się, ale z lekkim zawahaniem, gdy jego czary puściły zapytałem się dlaczego nie chce nas oddać za nagrodę. Po tym co usłyszałem przeraziłem się, zaczął opowiadać jak mu zabili rodzinę i, że byli to ci sami magowie, których mieliśmy zaatakować. Gdy skończył opowiadać przedstawił mi swojego przyjaciela i jedyną osobę, która mu została, był to Neshorn. Jest on byłym magiem szkolony w twierdzy, do której zmierzaliśmy i jedyny, który postawił się zasadom tam panującym i, dlatego stracił język.

19.09.2014 23:27
94
odpowiedz
Lancelot166
10
Legionista

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Nie pamiętam od czego się to zaczęło ,ale wiem jedno ... Morrigan nie powiedziała nam wszystkiego co wie. Północ legnie w gruzach, rozpada się, a wszystko to przez walkę Templariuszy i Magów. Radykalne decyzje obu ugrupowań doprowadziły nas do tego miejsca, choć nie wiem dokładnie po co. Drażni mnie to , że ta wiedźma zabawia się naszym kosztem, ale póki co dbam jedynie o moich ludzi. Moja prawa ręka - Solas - jest bardziej bezpośredni ... wyrzygał jej wszystkie nasze wątpliwości w twarz, a ona zaczęła się po prostu śmiać... jakby powiedział dobry żart. Zadał jej tylko jedno pytanie : " Jaki masz w tym wszystkim cel ,co Morrigan ? " , po czym zamilkł wściekły. Po chwili ciszy padła odpowiedź : " Idziemy do Twierdzy , a jakie są moje zamiary co do niej, to już nie wasza sprawa ! " . Nie wytrzymałem : " Nie nasza sprawa ?! To po co ciągniesz za sobą moich ludzi i mnie ?! Dla rozrywki ?! ". Morrigan znowu zaczęła się śmiać ,ale tym razem ten śmiech zmroził krew w moich żyłach : " Dowiesz się w swoim czasie Żołnierzyku " .

19.09.2014 23:31
95
odpowiedz
Leann
1
Junior

- Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Rozległe włości Montfortów ziały od tygodni ponurymi pustkami niczym trupie oczodoły. W owe dni płomienie wyciągały już swe długie, rude palce po Ghislain, a wkrótce los mieściny podzielić miało i Churneau. Ziemia pękała, rodząc w bólu chaos i niedolę, na zgubę swych dzieci. Dni mijały jak pędzone wiatrem liście vhenadahli, a nasz cel, forteca Andoral, zdawała się wciąż oddalać...
- Może gdybyś, Solas, tyle nie spał i nie wzdychał do duchów i demonic, poszłoby szybciej - masywna sylwetka qunariego przesłoniła kominek, a wielkie łapsko trzasnęło kuflem piwa o blat stołu, przerywając łysemu elfowi jego opowieść.
- Nie wzdycham, najemniku. Trzymam wartę. Tylko że po ich stronie Zasłony - mężczyzna potarł łyse czoło, wyrównując bruzdy zamyślenia, kiedy wytrącono go z rytmu. Obejrzał się ukradkiem w obawie, że pochopny żart Żelaznego Byka zostanie podchwycony przez osoby postronne. W obecnej sytuacji temat jakichkolwiek konotacji z demonami była jak iskra w stodole. Brakowało mu tylko posądzeń o całe zło tego świata. Kiedy wrócił spojrzeniem, u ich stołu stała trójka niezdecydowanych, wioskowych drabów. Byk uśmiechał się ironicznie pod nosem na ich samoocenę. Nie dostrzegł jednak poruszenia u alkowy. Wejście do niej zawirowało potężnie, rwąc powietrze na strzepy, spomiędzy których machnęły ostre pazury demonicznego stwora wdzierającego się do nich z Pustki.

19.09.2014 23:31
96
odpowiedz
zanonimizowany1031713
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Świat chyli się ku upadkowi,a my walczyliśmy od świtu do świtu próbując powstrzymać rozprzestrzeniającą się zarazę. Staramy się żyć jednak z każdym mijającym dniem wszystko co znaliśmy rozpada się na naszych oczach. Magia ,która niegdyś miała służyć ludziom dziś prowadzi nas do nieuchronnej zagłady. Nie wiem ile czasu nam pozostało. Czy na czas zdążymy do miejsca naszego przeznaczenia. Nie wiem kim jestem, ani skąd pochodzę. Mogę ufać jedynie swojemu instynktowi. Karze mi uciekać, a mimo to coś wewnątrz mnie mówi bym został z tymi obcymi. Rozpoznaje coś znajomego w tym olbrzymim rogaczu. Nazywają go Qunari i tak jak ja poszukuje poszukuje własnej tożsamości. Jednak nic nie opisuje uczucia, jakie czuję gdy patrzę w pożądliwe oczy tej kobiecie. Przeraża mnie nie tylko jej mroczna moc. A to,że bez zastanowienia jest w stanie odebrać życie innym nie tracąc przy tym uśmiechu na ustach. Muszę być silny muszę poznać prawdę. Bez względu na to co się stanie poznam prawdę nawet za cenę własnego życia. W ciszy poprzez mrok podążamy ku nieznanemu.

19.09.2014 23:36
T20
97
odpowiedz
T20
96
Pretorianin

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
W oddali majaczyła jakaś postać, która szybkim krokiem zbliżała się w naszą stronę.
Odwróciłam się i pytająco spojrzałam na swoich towarzyszy.
Leliana szybkim ruchem wyciągnęła zza pleców swój łuk, na co Żelazny Byk dźgnął ją łokciem i powiedział:
- Wyluzuj siostra, bo jeszcze wydłubiesz komuś tym oko.
Sera widząc nienawistne spojrzenie Leliany zaniosła się głośnym rechotem,
który prawdopodobnie usłyszał zbliżający się do nas człowiek, bo zaczął ochoczo machać rękoma.
Kiedy zbliżył się dostatecznie blisko jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie jest wrogo nastawiony, albo chciał sprawić takie wrażenie.
Sapiąc głośno ze zmęczenia przedstawił się jako Felix, nadworny mag z Twierdzy Welusaem, pod panowaniem młodego księcia Verona.
-Znam to imię. - Powiedziała Leliana zwracając się w moją stronę. - To jeden z wielkich zwolenników Inkwizycji.
- Tak, tak moja pani -Powiedział ociekający potem Felix. - Zapraszam państwa na skromną ucztę do zamku jego miłości. Książę pragnie przywitać was w naszych skromnych progach.
Kątem oka dostrzegłam na jego szyi okrągły medalion ze szkarłatnym wężem.
Dokładnie taki sami jaki miał Solas. Twierdził on że to świecidełko pozwala mu wkraczać do pustki jako istota niematerialna, jako ktoś kto jest częścią tamtego świata, nie naszego i nawiązywać kontakty z demonami.
"Bardzo niebezpieczna rzecz w nieodpowiednich rękach, tylko demon może ci coś takiego dać" mówił.
Już miałam pytać skąd Felix posiada taki artefakt, kiedy Sera zaczęła szarpać mnie za rękaw i błagać o postój i kolację z zamkowych szczurów.
Jako lider tej radosnej gromady zdecydowałam wyruszyć do Twierdzy i przeczekać tam noc, która ścigała nas już od kilku godzin.
Przed nami ukazały się wielkie czarne mury Welusaem, które rzucały mroczny cień na zrujnowane domy, co z bladym światłem księżyca dawało dość upiory wygląd.
Na powitanie wyszedł sam książę w towarzystwie czterech uzbrojonych w ebonowe zbroje rycerzy. Co ciekawe, wszyscy mieli opuszczone przyłbice jakby szykując się do ataku.
- Chwała Inkwizycji! Zapraszam na ucztę! Musicie być strudzeni tym ciągłym marszem. - wykrzyknął do nas z radosnym uśmiechem.
Dźwięk zatrzaskujących się za naszymi plecami bram, wywołał u mnie dreszcze.
-Wyruszamy z samego rana - szepnęłam do Żelaznego Byka.
Widząc moją minę spytał:
-Co się dzieje?
-Nie podoba mi się to miejsce, ten cały Felix ma coś przed czym ostrzegał mnie Solas - Leliana spojrzała na mnie i kiwnęła twierdząco głową.
Sala biesiadna była ogromna, pełna przepychu, pełna rzeźb i trofeów z przeróżnych polowań. Na szczycie komnaty plasował się kamienny tron, na którym zasiadał książę, a po jego bokach znajdowały się mniejsze siedzenia zapewne dla doradców, którzy zawsze służyli dobrym pomysłem jak poprawnie ściąć komuś głowę.
Sera podbiegła do pokaźnych rozmiarów stołu i z głosem pełnym rozczarowania powiedziała:
- A gdzie żarcie? - schyliła się pod stół i wykrzyknęła - Nawet szczurów nie macie?!
Nagle nie wiedzieć czemu Żelazny Byk wypuścił z rąk swój wielki topór, który z wielkim łoskotem runął na marmurową posadzkę.
Szybkim ruchem odwróciłam się i moim oczom ukazała się kobieta, odziana w fioletowe szaty z kapturem na głowie.
-No, no co my tutaj mamy? -zapytała tajemnicza postać uśmiechając się szyderczo.
Na jej szyi połyskiwał szkarłatny naszyjnik.

19.09.2014 23:42
98
odpowiedz
zanonimizowany885743
14
Generał

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Dziwne było to lato, dziwniejsze że podróżowali z nami najemnicy Qunari, słynni Szarżownicy Żelaznego Byka. W ostatecznym rozrachunku, im zawdzięczam że mogę spisać te wspomnienia - im oraz martwej dziewczynie której imienia nie pomnę. Wieści o schwytanej czarownicy, magiczce apostacie dotarły do nas przed wieczornym apelem za pośrednictwem przerażonego smarkacza. Obowiązek sprawdzenia zagrożenia przypadł mej dziesiątce. Panom szlachcie nie wypadało fatygować się przed wieczerzą, szła więc z nami Zoshaer. Niewiele się widuje kobiet Qunari, niewiele kobiet awansuje służąc inaczej niż pod oficerami: ta była wyjątkiem. Strzęp prawego ucha niczym skrzydło demona, ramiona wioślarza - ładne były w niej tylko oczy, krople atramentu w twarzy wygarbowanej słońcem. Skinąłem głową, nie odpowiedziała, ruszyliśmy.
Wszystko było zwyczajne w tej wiosce, chałupy, las, pola, strumień i plac pełen kurzego łajna. Przez moment poczułem się jak w domu: opanowałem chęć ucieczki.
Zwyczajny nie był tylko trup młynarzówny, krzepkiej czternastolatki której cała krew wypłynęła spod sukni na klepisko stodoły. Zacni wieśniacy dodali dwa do dwóch, krew i lokalną guślarkę - pomiot Chasyndów - gadali; za czym ustawili wcale zgrabny stos. Siano i suchy chrust, obliczone na szybką sprawiedliwość. Oczywiście, tłum też się rozgrzewał, rej wodziła wdowa po młynarzu. W tym momencie dwie rzeczy stały się naraz. Zorientowałem się że pachoł którego omal nie zastrzeliła warta blady był jak miesiąc w nowiu. A na spienionym koniu dogoniła nas rudowłosa kobieta, ściskająca wodze w szczupłych dłoniach skrytobójcy. Powiadali, że miała na imię Leliana.

19.09.2014 23:42
matiszka
99
odpowiedz
matiszka
11
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Płonęły miasta, wioski i lasy. Kroczyliśmy naprzód w deszczową, letnią noc. Blask księżyca oświetlał nam drogę przez las Brecilian. Ja oraz trzech moich kompanów - Leliana, Morrigan oraz król Alistair, wysłani przez Inkwizytora zmierzaliśmy w kierunku Denerim, stolicy Fereldenu. Słyszę szelest oraz odlatujące spłoszone ptaki. To nie wróży niczego dobrego. Nagle Leliana krzyczy "Wilkołaki!". Widzę jak całe stado wygłodniałych bestii rzuca się w naszym kierunku. W myślach modlę się "Andrasto, daj nam siły do walki z mrokiem, gdyż możemy nie przetrwać tej nocy". Alistair dobywa swego oręża i z okrzykiem bojowym rusza na przeciwnika. Również i ja, z błogosławieństwem Stwórcy, biegnę za królem. Nagle....

19.09.2014 23:47
100
odpowiedz
zanonimizowany1031739
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Jako jeden z niewielu Ja żelazny byk jestem w stanie opowiedzieć wam jak to jest... Jak to jest iść pośród bezkresu ciał, krwi i ruin niegdyś tętniących życiem krain. Krain w które były naszym domem. Domem wielu mężnych i prawych wojowniköw oraz ich niewinnych rodzin. Jedyna myśl, która jest nam towarzyszem to chęć zemsty za splugawienie tego pięknego świata. Naszego świata ! Spoglądając w dal wraz z Solasem wypatrujemy reszty naszych przyjaciół. W końcu już wiele nocy mineło odkąd rozdzieliliśmy się by zwołać ostatnich obrońców znanego nam świata noszących dumną nazwę szarych strażników. Ludzi honoru tak niedawno wyklętych. Teraz jednak potrzebnych jak nigdy dotąd..... Co noc mam te same myśli w głowie. I to chyba znaczy że starczy wina tej nocy. Pora spać, zliża się kolejny dzień marszu. Dzień jak zwykle trudny by resztka naszej trupy nierozpierzchła się w strachu. Jedyną osobą która jeszcze kopci fajkę zamiast spać jest mój druch Solas. Chrząknąłem mu "idź już spać" trochę od niechcenia zasłaniając się swoim skórzanym płaszczem i obracając na bok. Solas tylko kiwną głową, wytrzepał fajkę i także podsuną okrycie aż pod szyję. Obudził mnie krzyk.......Morigann....czy to możliwe ?....

19.09.2014 23:53
101
odpowiedz
AVIOE
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wszyscy, niezależnie od rasy czy pochodzenia porzucali swoje domy i udawali się na poszukiwania nowego dachu nad głową lub zwyczajnie uciekali od problemu. Tohir był inny. Strata całego dobytku w postaci amuletów, pereł, diamentów, jak i własnej rodziny, skłoniła go do decyzji, aby przyłączyć się do naszej wyprawy. Najważniejsze było to, że doskonale dogadywał się z pozostałymi członkami kompanii, również tej nocy. Spaliśmy w namiotach na skraju lasu. Pierwszą która się znudziła była pobożna mistrzyni łuku, Leliana. Za chwilę wszyscy znajdowaliśmy się w stanie czuwania. Muffei, zbuntowany łowca uciekinierów z Tevinteru, wiedział że to nie przypadek. Postać która nas obserwowała, miała ku temu poważny powód. Myśleliśmy, że jesteśmy bezgłośni oraz , że mrok nocy idealnie ukrywa nasze ruchy. Ale gdy tylko wypełzłem z namiotu wraz z Keho, porzuconym w górach młodzieńcem o nadludzkich umiejętnościach, otoczyła ją kula ognia i zniknęła bez śladu. Była magiem i w dodatku o bardzo wyeksponowanych kobiecych wdziękach. Leliana wydała mi się wtedy zaniepokojona i nawet nie przewidywałem, że w przyszłości okaże się to takie ważne. Postanowiłem jednak bez zwłoki udać się do znajomego maga Solasa, który mógł mi pomóc rozwikłać zagadkę tej kobiety, wraz z calą kompanią. Na swoje barki wziąłem ciężar ich poprowadzenia w czasie tej wyprawy. Nazywam się Allas z Ostagaru, a oto moja przygoda.

19.09.2014 23:57
102
odpowiedz
zanonimizowany1031738
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Byliśmy brudni, zmęczeni i głodni. To, czy mieszkańcy mijanych wiosek rozpoznawali wśród nas Bohaterów Fereldenu i Kirkwall, czy też brali nas za zwykłych włóczęgów, nie miało najmniejszego znaczenia. Świat wokół umierał, a my ścigaliśmy nic nieznaczącą grupę magów krwi.
Kilka nocy temu, jak zwykle, rozbiliśmy obóz w lesie. Na warcie miały stać na zmianę Merrill i Morrigan. Miały, bo Fenrisowi ten pomysł się nie spodobał.
- Jeśli myślicie, że zasnę oddając swoje życie w opiekę tych plugawców, to się mylicie - rzekł - bezpieczniej już by było nie zostawiać żadnej warty.
Merrill bardzo się zmartwiła tym stwierdzeniem i kilka razy nabrała powietrza w płuca, żeby coś powiedzieć, ale wyglądała, jakby z nerwów nie była w stanie złożyć zdania. Morrigan natomiast spojrzała na niego drwiąco.
- To może sam sobie staniesz na warcie, co? - zakpiła.
- Tak zrobię.
- Przyjacielu - Hawke złapał elfa za ramię - ja, Szara Strażniczka, Leliana... My wszyscy ufamy Merrill i Morrigan. Sam nie spałeś od kilku dni, powinieneś odpocząć...
- Zdecydowałem już.
- Dobrze - westchnął Bohater Kirkwall - za trzy godziny obudzisz Morrigan.
Fenris oczywiście tego nie zrobił. Nie ufał magom, a apostatom jeszcze bardziej. Był zmęczony, więc w końcu zasnął na warcie, a członkowie kultu Czarnego Oka ukradli ich dobytek. Zapewne nie mogli się oprzeć prastarym kosturom Merrill i Morrigan oraz naszemu ekwipunkowi, za który mogli dostać sporo złota.
Co z tego, że wiemy, jak powstrzymać ten chaos, który zapanował na światem, skoro nie mamy czym go zwalczyć? Musimy ich ścigać...

19.09.2014 23:58
103
odpowiedz
zanonimizowany1031736
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. W oddali, na tle karmazynowego nieba niewyraźnie majaczyły światła wiejskich zabudowań.
Gruby, łysiejący karczmarz o niespokojnych, głęboko osadzonych oczach przyjął nas z niekrytą radością. Słabe, ciepłe światło leniwie rysowało wnętrze pustej sieni. Zajęliśmy stół w kącie przy kamiennym kominku, zamawiając mięso, chleb i ale. Jedliśmy w ciszy, ze spokojem słuchając dzwonienia talerzy i głuchego zawodzenia wiatru wdzierającego się do sali przez liczne szpary w drewnianych ścianach.
Gospodarz, siedzący dotąd na taborecie za ladą, podniósł się z zaskakującą jak na jego gabarytów postać werwą i pewnym krokiem ruszył w naszą stronę. Kiedy znalazł się za szerokimi plecami Żelaznego Byka, odezwał się, a w jego głosie wyraźnie słychać było niepewność i zdenerwowanie zupełnie przeczące jego ruchom:
- Ser, to znaczy... Panie! Racz Panie wybaczyć, że p-przeszkadzam. Zobaczyłem pierścień... inkwizytora. Ja wiem, wiem gdzie są... mroczne stwory, demony!
Byk wstrzymał kufel w powietrzu i zmarszczonymi brwiami zmierzył twarz siedzącego naprzeciw niego Solasa.
- Jakież to stwory masz na myśli? - mruknął z pogardą mag bawiący się swoją rzadką brodą.
- Eee... Upiory, Panie! Najprawdziwsze u-upiory! Noc je wydała jak matka, przysięgam! - podczas kilku chwil, w których nie padła odpowiedź na jego słowa, karczmarz, pochylony machinalnie w stronę stołu ciągnął dalej - W dolinie... Tutaj, w dolinie wierzb... Licha, zmory, strzygi! Pra...
Huk wybuchających drzwi zagłuszył jego słowa. Złoty blask rozświetlił wnętrze ukazując trzy kształty odcinające się na świetlistym tle nieprzeniknionym mrokiem. Byk odrzucił ławę za siebie, zmuszając właściciela do wskoczenia za stół. Błyskawicznym ruchem tułowia rozkręcił swój olbrzymi miecz i ciął na odlew zmuszając cienie do uniku. Impet wstającego olbrzyma odrzucił mnie i Solasa pod ścianę. Wciąż oszołomiony, mętnym wzrokiem starałem się zogniskować błyskawice, które znikąd pojawiły się w dłoniach Solasa. Z wysiłkiem podniosłem się z ziemi, wciąż niezdolny do walki. Demon zbliżający się do mnie z nieludzką szybkością, poszybował w górę, odrzucony energią wyładowania elektrycznego. Usłyszałem wizg, a po nim charczący szept przechodzący w chichot:
- Poprowadź ich... Poprowadź lub zgiń...

20.09.2014 00:20
104
odpowiedz
Carlitta
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Matka była tajemnicza i nieprzystępna jak zawsze, a ja byłem po prostu głodny. Tak głodny, jak tylko może być nastoletni chłopak, od wielu dni żywiący się głównie wodą i korzonkami.
Kiedy pewnej nocy wiatr przyniósł cudowną woń pieczonego mięsa, najpierw pomyślałem, że to wyjątkowo realistyczny sen. Rozejrzałem się ostrożnie. Matka już spała, więc po cichu wyślizgnąłem się z lasu, a nos bezbłędnie doprowadził mnie do sporego obozowiska. Wokół kręciło się kilku strażników, lecz musiałem, po prostu musiałem, dotrzeć do ognia, nad którym powoli obracały się smakowicie skwierczące kawałki mięsa.
A to musiało skończyć się katastrofą.
Już po chwili zwisałem bezwładnie pomiędzy dwoma ponurymi drabami. Trzeci splunął w dłonie i przymierzał się do zadania ciosu, uśmiechając się głupkowato. Zacisnąłem zęby, ale nagle w kręgu światła pochodni pojawiła się niewysoka, rudowłosa kobieta.
- Co tu się dzieje? - Zapytała groźnie, a strażnicy wyraźnie stracili pewność siebie.
- Pani… pani Leliano, to tylko taki tam… złodziejaszek… - wybełkotał najodważniejszy, kuląc się pod jej ostrym wzrokiem. - Chcieliśmy go nauczyć…
Kobieta szybkim spojrzeniem obrzuciła moje szczupłe ciało i mocno znoszoną odzież.
- To tyko dzieciak. Dajcie mu chleba i sera - poleciła obojętnie. - I pozwólcie mu odejść.
- Nie potrzebuję jałmużny - rzuciłem wyzywająco, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Wolisz kraść? - Zapytała, ale w jej głosie nie było gniewu.
Nagle zamarła, a jej spojrzenie stało się czujne, jak u polującego jastrzębia. Chwyciła pochodnię jednego ze strażników i przysunęła ją do mojej twarzy.
- Niemożliwe… - wyszeptała do siebie. - Ale te oczy…
Rzeczywiście, moje oczy miały niespotykany, jasnozielony kolor. Dokładnie taki sam, jak oczy mojej matki. Kobieta skinęła dłonią, a strażnicy znów chwycili mnie za ramiona.
- A teraz - powiedziała ze złowróżbnym spokojem - opowiesz mi, co knuje twoja matka. Gdzie ona jest? Gdzie jest Morrigan?

20.09.2014 01:42
Quar7
105
odpowiedz
Quar7
12
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ a wokół nas kraina obracała się w popiół. Leliana zawsze mówiła by w nocy nie zatrzymywać się w lesie bo o tej porze niebezpieczeństwo może czaić się nawet w ściółce leśnej. Zawsze musiała protestować. Ale nie tym razem. Tym razem siedziała cicho wpatrując się w świeżo rozpalone płomienie ognia.
-Leliano… co się dzieje? Czy to jakaś kolejna wizja? - powiedział młody elf Nelthon – Przecież wiesz, że musieliśmy się zatrzymać.
-Phi.., niektórzy najwyraźniej myślą, że czarodziejki potrafią chodzić ze złamaną nogą. – zadrwiła Morrigan
Leliana wstała, spojrzała na rozgwieżdżone niebo prześwitujące przez niewielką lukę w koronach drzew i powiedziała spokojnym lecz stanowczym głosem – Musimy uciekać.
Co? – odparł Nelthon nerwowo rozglądając się wokół – Przecież tutaj nie mogli nas znaleźć, rozstawiłem bariery ochro...
Wtedy w oddali rozległ się głośny huk. Wszyscy zerwali się na równe nogi oprócz Morrigan która szybkimi ruchami kończyła strugać bukową laskę. Ptaki odleciały a jelenie się rozbiegły.
- Co to było? – powiedział Nelthon, teraz już trochę za bardzo wystraszony niż na maga przystało.
Morrigan wreszcie wstała opierając lewą rękę na lasce, wyszeptała subtelne zaklęcie i chwilę potem dodała - Nie wiem, ale chyba naprawdę musimy uciekać.

20.09.2014 01:55
jopin
😈
106
odpowiedz
jopin
155
Generał

przepraszam jak ktoś sie obruszy ale czytając to co napisaliście to jest tendencyjjne mało nowatorskie i jakieś "już było na litość boską" ja też tak napisałem - jacy my jesteśmy pod wpływem aż głowa boli

20.09.2014 02:38
107
odpowiedz
Hamtaro
6
Legionista

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.

-Ten świat przepadł nie ma już dla niego ratunku, te słowa tkwiły głeboko we mnie , myliłem się tak bardzo sie myliłem.

-Co tam szepczesz Architekcie -zapytał donioslym głosem Żelazny Byk.

-Czy ja przypadkiem ci nie mowiłem, że masz się tak do mnie nie zwracać, wynajałem cie tylko
po to byś robił to w czym jesteś naprawdę dobry, inne rzeczy zostaw dla siebie ty rogaty szczurze!
Żelazny Byk zacinął swój wielki topor w masywnych rekach jakby zaraz miał wyprowadzić cios ...

-Widzicie ten stary młyn ? musimy być już blisko moja intuicja podpowiada mi że ten trop
prowadzi dokładnie tam -powiedział zakapturzony meżczyzna.

-Mam nadzieję że znajdziemy tu tą całą Siostre Słowik inaczej rozkwasze temu karczmarzowi twarz, po czym przerobie go na pomiota -powiedzial Architekt.

Księżyc świeci tej nocy na pomarańczowo, jednakże przez zachmurzone niebo jest tylko w połowie widoczny. Trzy osobowa drużyna z elfickim więźniem przywiązanym z tyłu wozu przechodzą w zdłóż strumienia prowadzacego prosto do Orlais.
W oddali widac stary młyn, a powietrzu unosi się odór zgniłych ciał .
Druzyna zbliżyła się do młynu i dostrzegają zwłoki kiedy po chwili...

-Temu to dobrze my tu harujemy jak woły a ten już sobie odpoczywa -z wielkim uśmiechem na twarzy -powiedział Architekt

-Możesz te swoje żarciki zostawić dla siebie miałem tylko doprowadzić was do Słowika -stwierdził zakaptorzony mezczyzna -podchodzi do zwłok leżacych nieopodal wejścia do młynu, ku jego oczom ukazuje sie obraz, który widzi po raz pierwszy w swoim życiu. Zwłoki są zmasakrowane jego czaszka uległa zgnieceniu - jakby ogr usiadł na jego głowie zostawiajac tylko mokrą plame krwi - to chyba byla magia odparł -Jestem pewien że słowik znajduje się w środku młynu, a teraz wedle umowy, ja was poprowadziłem tropem i należy mi się sakiewka ze złotem.

Architekt uniosł reke w góre i w jednym ułamku sekundy Żelazny Byk zamachistym ruchem obciął zakapturzonemu mężczyźnie glowe. Jego ciało opadło swobodnie na ziemie krew zaczeła bryzgać we wszystkie strony. Architekt wykonał kolejny nadzwyczajny gest dłoni po czym zwłoki zaczeły sie poruszać.
-koniec leniuchowania pora do pracy , prowadź! - krzyknął Architekt
nagle spod ciał wyłonił się pomiot i jedym kopnięciem wywalił drzwi do młynu ...

20.09.2014 02:42
108
odpowiedz
Hamtaro
6
Legionista

usunac

20.09.2014 02:43
109
odpowiedz
Hamtaro
6
Legionista

usunac

20.09.2014 03:49
110
odpowiedz
zanonimizowany1031754
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Moje stalowe buty już dawno zatraciły swój blask, ich burobrązowy kolor był niczym waga moich grzechów. Na początku w kolorze najczystszej stali wraz z przelewaną przeze mnie krwią ciemniały, aż staną się całkiem czarne, jak moja dusza. Zachowały jednak jedną cechę, dudniły o bruk jak pierwszego dnia po założeniu. Donośny, wręcz majestatyczny pogłos był sam w sobie dostatecznym powodem do dalszego marszu. Z zadumy wyrwał mnie znowu ten głos, szumiący w mojej głowie, co najmniej tak donośny jak moje buty, ale przesiąknięty znacznie większą ilości krwi i zła. Popatrzyłem na moje towarzyszki, one też go usłyszały. Każde z nas słyszało to na swój sposób, Leliana sądziła, że to głos stwórcy sączący się przez zasłonę pustki, Moriggan jak zwykle podejrzewała Flemeth, a ja ? Cóż, ja wiedziałem, że to nie Flemeth, a jeśli moje przeczucia się sprawdzą to głos stwórcy przyjdzie nam usłyszeć szybciej, niż którekolwiek z nas by sobie życzyło. Moje dalsze myśli zostały przerwane przez odgłos strzały opuszczającej cięciwę. Pierwszy pomiot zginął jeszcze przed opuszczeniem linii drzew. Z żalem spojrzałem na buty w duchu myśląc, że zasługują na trochę więcej niż wieczne brodzenie we krwi skażonej plagą. Pogłos moich kroków uzupełniały świszczące strzały i trzaskające błyskawice W biegu wyjąłem swój miecz, nadszedł czas na dudniący taniec śmierci.

20.09.2014 03:50
111
odpowiedz
zanonimizowany1031754
1
Junior

... Pierwszy pomiot zginął jeszcze przed opuszczeniem linii drzew. Z żalem spojrzałem na buty w duchu myśląc, że zasługują na trochę więcej niż wieczne brodzenie we krwi skażonej plagą. Pogłos moich kroków uzupełniały świszczące strzały i trzaskające błyskawice W biegu wyjąłem swój miecz, nadszedł czas na dudniący taniec śmierci.

20.09.2014 06:53
112
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Malenti - nie musisz powtarzać ostatnich zdań, pierwsza praca jest doskonale widoczna w całości. W podglądzie komentarzy na stronie konkursowej jest ograniczone miejsce na widoczność postu, ale gdy wejdzie się w standardowy widok wątku (np. poprzez kliknięcie przycisku "wszystkie komentarze") to widać, że post jest w całości :)

20.09.2014 08:38
113
odpowiedz
paweld1399
8
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nie obchodziło nas nic, albowiem uratowaliśmy kolejne istnienia. Jak wiadomo konflikt nie przynosi nigdy nic dobrego, tak też było z magami i templariuszami. To właśnie ten konflikt doprowadził do rozdarcia granicy Pustki i inwazji demonów i tym musimy się zająć się my – Inkwizycja. Przez ten konflikt cierpi ogrom ludzi. Gdy przemierzaliśmy nocą zjawiskowe Val Royeaux, stolicę Orlais, napotkaliśmy starą, przerażoną kobietę, miała pomarszczoną twarz i głębokie spojrzenie, mimo swojego podeszłego była wyjątkowo piękna, na jej ustach malowało się przerażenie, podszedłem do niej razem z moimi kompanami: Lelianą, Varrikiem i Żelaznym Bykiem. Varrik jak zwykle z ironią potraktował możliwe zagrożenie - ,,Zaraz rozgrzeję moją Biankę”, Leliana i Żelazny Byk czekali na mój dalszy krok. Spytałem się staruszki co jest powodem jej zmartwienia i dowiedziałem się, że jej mieszkanie jest nawiedzone, opanowały je plugawce, niestety zabiły one córkę i wnuków tej kobiety, ogarnięty smutkiem i napełniony zapałem zdecydowałem się zbadać to mieszkanie. Wszedłszy do domu przez jasne, drewniane drzwi rozejrzałem się, wokół było ponuro, wszędzie dookoła było pełno krwi, w domu była mgła i rozlegał się straszliwy pisk, niespodziewanie zatrzasnęły się za nami drzwi i nie było możliwe, aby je otworzyć. Z mgły wyszedł pierwszy przeciwnik – plugawiec, był obrzydliwy, z jego ust wydobywał się śluz, a oczy były jakby uschnięte, martwe; zaatakował, w ostatniej chwili zrobiłem unik i wbiłem bestii sztylet w tętnicę szyjną. Krew wylatywała szerokim strugiem, Varrik dobił bestię celnym strzałem, bełt wbił się prosto w splugawione serce bestii, po dłuższej pełnej walk chwili, w pokoju dziecięcym pojawiły się cztery plugawce i Demon Pychy – ogromny potwór nękający ludzi w snach, przybył tu prosto z Pustki, Leliana szybkim ruchem rzuciła fiolką z trującym gazem i obezwładniła na chwilę okolicznych wrogów, wykorzystaliśmy tę chwilę i szybką, celną serią ciosów wykończyliśmy trzy plugawce, jeden z plugawców został wzmocniony przez Demona Pychy, musiałem szybko obmyśleć taktykę, przeżyłem wiele walk i życie nauczyło mnie, że w większości przypadków najważniejsza jest współpraca. Szybko obmyśliłem taktykę i przeszedłem do czynów, Leliana zdezorientowała plugawca i z morderczą prędkością uderzyła go ciosem w plecy, wróg dosłownie rozpadł się na kawałki , zostało nam jeszcze najtrudniejsze wyzwanie – Demon Pychy, naznaczyłem go znakiem śmierci, a Varrik przyszpilił go lancą łucznika, zaś Lelianie udało się go zdezorientować i uderzyć z całej siły oboma sztyletami naraz, ja uderzyłem wroga potrójnym piruetem i zrobiłem szybki unik w prawo, broniąc się przed szarżą przeciwnika, Żelazny Byk szybki ruchem odciął bestii głowę. I tak oto udało się nam uwolnić ten dom od nawiedzenia, pełni dumy wyszliśmy przez drzwi, które tym razem udało się otworzyć, ujrzałem coś przerażającego, dookoła mnie było pełno obkrwawionych trupów, a niedaleko stał olbrzymi plugawiec, była to ta staruszka, niestety, podczas ucieczki z nawiedzonego domu musiała zostać splugawiona przez tamtejsze stwory, z finezją skrytobójcy rozerwałem ciało stwora, a Żelazny bok poćwiartował wroga toporem, być może gdybym wcześniej wpadł na to, że ta starsza pani może być splugawiona i przed wejściem do domu ją zabił, to nie zginęło by tylu ludzi. Jedni pochwalają moją decyzję, a inni nie, ale jedno jest pewne, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy; zmęczeni powróciliśmy do obozu opatrzyć rany, a Leliana umilała nam czas śpiewając o nieszczęśliwej miłości pięknej czarodziejki Morrigan i Bohatera Fereldenu.

20.09.2014 08:41
114
odpowiedz
szymonsio
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Żyzne onegdaj łąki i pola miałyby jakoby paść ofiarą gniewu potężnej zmiennokształtnej imieniem Morrigan. Niemal niedostrzegalny cień pojawił się na twarzy Leliany, gdy usłyszeliśmy owo imię po raz pierwszy. Wysłanniczka Boskiej zignorowała jednak owe plotki- przyczyna owej klęski żywiołowej nie leżała w centrum naszego zainteresowania. A przynajmniej tak się nam wydawało.
"Unieszkodliwić grupę buntowniczych apostatów. Możliwi maleficarum." Druga część rozkazu znaczyła mniej więcej tyle, że nikt nie będzie miał nam za złe ich zabicie. "Magia ma służyć człowiekowi, a nie nim władać". Jakże wyjątkowo prawdziwe okazały się te słowa teraz- gdy magowie z całego kontynentu poczęli zrzucać swe kajdany. Wojna między nimi a templariuszami zbierała swe krwawe żniwa na niespotykaną dotąd skalę. Ich oddział był jednym z niezliczonych rzuconych w paszczę złowrogich magów a ich zadaniem było wyrwać parę zębów.
Byliśmy nieostrożni, nie doceniliśmy swego przeciwnika. A gdy wpadliśmy w ich pułapkę- nie byli sami. Towarzyszyły im mroczni sojusznicy z Pustki... a było ich tak wiele.

20.09.2014 09:26
115
odpowiedz
Michu9212
4
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Lecz to my byliśmy niczym szalejące płomienie. Chmara demonów z Pustki stała nam na drodze do celu. Chmara demonów, przy której horda mrocznych pomiotów wyglądała jak bryłkowiec przy bronto. Lecz tej nocy sama Andrasta stała w naszych szeregach. Cóż, nie dosłownie rzecz jasna.
- Leliano! - odezwał się do mnie Khordan swoim zdartym głosem. - Musisz szyć nieco szybciej, bo sam wszystkiego nie zabiję!
Jego toporki z czerwonej stali szalały razem z nim w karkołomnym, berserkerskim tańcu.
- Skup się zamiast tyle gadać, krasnoludzie - odpowiedział mu jeden z dwójki elfów w naszej grupie.
Zaraz potem ten sam elf o śnieżnobiałych włosach, odrzucił swoje Ostrze Miłosierdzia, a jego znaki z lyrium na ciele zajarzyły się błękitem, po czym dosłownie zmiażdżył w dłoni serce jednego z demonów.
- Ohoho - zaśmiał się Khordan, a jego czarne jak smoła warkocze zwisające z brody zatrzęsły się. - Jesteśmy dziś nieco bardziej ponurzy niż codziennie?
Odpowiedzi Fenrisa nie usłyszałam, bo powietrze nad nami zawirowało złowrogo. Ostatni raz widziałam coś takiego, gdy Morrigan przywoływała burzę z piorunami nad głowami mrocznych pomiotów. Za moimi plecami Solas wyszeptał jakieś inkantacje, a pod naszymi nogami zaiskrzył zawiły glif. Potężna fala uderzeniowa zatrzymała się na barierze, tuż nad naszymi głowami. Wszyscy byliśmy niewymownie wdzięczni naszemu apostacie. Zbliżał się czas, kiedy miały przybyć posiłki, wtem usłyszałam znajome ogłuszające wycie znajomego mi mabari...

20.09.2014 09:32
116
odpowiedz
capricornian
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. A wespół z nią obracały się w popiół resztki naszych sił. Dziesięć dni bezowocnej tułaczki po ziemi, którą otuliła śmierć w czasach w których sen staje się najgorszym zdrajcą.Bagna Nahashinu ciągnęły się kilometrami i mogło minąć wiele dni zanim udałoby się nam dotrzeć do Andoralskiego Pogranicza. Od dnia w którym inkwizytorka zatraciła się w Pustce, Blackwall zaczął zachowywać się szczególnie dziwnie, był rozkojarzony, bardzo często zdawał się nie słyszeć co do niego się mówi. Gdy Żelazny Byk ciągnął drewniane nosze z nieprzytomną inkwizytorką, Blackwall zawsze dotrzymywał mu kroku, gdy przystawaliśmy na odpoczynek nie spuszczał jej z oczu. W tą noc, gdy to jemu właśnie przypadła nocna warta przebudził nas ze snu przerażający wrzask, jakby torturowanego człowieka. Prędko, chwyciłem za Biankę i stanąłem na nogi, tak jak i reszta grupy. To co zobaczyliśmy do dziś napawa mnie jednoczesnym zdziwieniem i przerażeniem. Blackwall, ze łzami w oczach stał nad nieprzytomną inkwizytorką z mieczem gotowym do przebicia jej piersi. Szamocząc się gwałtownie wyglądał tak, jakby walczył z niewidzialną ręką, która popycha ostrze w dół. Zdziwienie jakie mnie ogarnęło opóźniło moją reakcje, ale Morrigan była czujna i jeden ruch jej ręki z wielką siłą odrzucił Szarego Strażnika na kilka sążni. Biegiem zbliżyłem się sprawdzić czy z dziewczyną wszystko w porządku, gdy z ust lezącego na ziemi Blackwalla dobył się histeryczny śmiech.
- Oni wołają mnie - odezwał się , jego twarz wyglądała jak upiorna maska - Wołają z Pustki, wzywają mnie, mówią,że nadszedł mój czas. Nie zamykać wyrw, zabić tą co zapieczętowuje. Mroczne Pomioty, moi skażeni bracia wołają mnie!
Nie pamiętam dokładnie jaka była nasza reakcja, ale pamiętam dobrze przerażający śmiech, który zaraz po tym wydobył się z piersi Blackwalla.

20.09.2014 11:23
117
odpowiedz
zanonimizowany1031792
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Słońce już zaszło za majestatycznymi szczytami Gór Wysokich. Znużeni i dręczeni mrocznymi koszmarami parliśmy naprzód aż do kresu naszych sił. Widziałem pobladłe twarze moich towarzyszy i ból w ich oczach. Ten sam ból, który i ja czułem co nocy kiedy osuwałem się do krainy snów wiedziony zmęczeniem jakże znojnej wędrówki. Jak przez mgłę dobiegł mnie głos Morrigan, czarownicy, która ofiarowała nam swą pomoc w zwalczeniu klątwy gnębiącej te krainę.
- Już niedaleko do Wieży Popiołów. - rzekła swoim beznamiętnym głosem. - Dotrzemy tam za 10 minut. Przygotujcie się, bo czeka nas trudne zadanie. - ostatnie słowa ledwo dosłyszałem, bo z przodu dobiegł nas okropny, kobiecy wrzask.
- Szybko! - zakomenderowałem otrząsając się ze skrajnego zmęczenia i starając wykrzesać się resztki sił z mojego ciała. - To Adrii! Leliano jak najszybciej biegnij i sprawdź co się stało! Ja z Morrigan i Sodrem będziemy tuż za tobą!
Najszybciej jak potrafiła Leliana pobiegła naprzód sprawdzić co stało się z naszą wywiadowczynią. Byliśmy już bardzo blisko celu i okrutnie obawiałem się co nas tam czeka. Zbieraliśmy tropy i wskazówki na temat tej przedziwnej klątwy od kilku miesięcy by wreszcie doprowadziły nas one tutaj. Wspomnienia utraconych towarzyszy i bezsennych, koszmarnych nocy jakby teraz dodały mi sił i pewności. Cokolwiek się stanie, stanie się dziś w nocy.
- Sodr! Nadszedł ten czas bracie! - wykrzyczałem przekrzykując przeraźliwe wrzaski - Użyj miecza starego Udarila! Morrigan biegnij z nim, ja spróbuję dojść do wieży korzystając z uzyskanego czasu!
Moi towarzysze pojęli w mig co zamierzałem uczynić. Sodr kiwnął głową, a w jego oczach dojrzałem determinację i gotowość. Nie było dla nas odwrotu.
Najpotężniejszy Mag Krwi jakiego jestestwa kiedykolwiek dotknąłem był zaraz przed nami. Niespodziewanie przed nami...

20.09.2014 11:47
118
odpowiedz
Shadi92
49
Chorąży

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ , a wokół nas kraina obracała się w popiół.

- Jak ja się w to wpakowałem – mruczałem pod nosem. Spojrzałem spode łba na maszerującą dziarskim krokiem wiedźmę. Kiedy znalazła mnie rano nad ciałem króla Alistara nie wyglądała na zaskoczoną. Uśmiechnęła się tylko drwiąco i pokiwała głową jakby z uznaniem.
- Jestem Morrigan, a teraz idziemy zanim przyjdą strażnicy. Chyba, że chcesz zawisnąć. Żadna strata.
Odwróciła się na pięcie zanim zdążyłem zadać jedno z miliona kłębiących się w mojej głowie pytań.
Teraz, zupełnie głucha na moje tłumaczenia, prowadziła mnie przez zgliszcza Fereldenu. Mógłbym wygłosić kilka patetycznych zdań w rodzaju „tak upadają imperia” czy „dzisiaj rzeki spłynęły krwią, a stosy ciał zalegały aż po horyzont”, ale byłoby to niedopowiedzenie tysiąclecia. Owszem, z zabudowań zostały tylko ruiny, ale nie było trupów. Wojna Inkwizycji z magami powinna pochłonąć wiele ofiar, których nie miałby kto chować, a oni tak po prostu zniknęli. Zanim zdążyłem zapytać albo choćby zastanowić się nad tym dotarliśmy do obozu. Moja przewodniczka dokonała szybkiej prezentacji, zapamiętałem tylko rudą kapłankę Andrasty – Lelianę, która jako jedyna nie patrzyła na mnie jakbym zamordował jej matkę.
- Odpocznij trochę – poradziła Morrigan tym samym zimnym, ale podszytym drwiną tonem, jakiego użyła w komnacie królewskiej. – Prawdopodobnie niedługo rozpęta się tu piekło.
Usiadłem zupełnie oszołomiony. Wiedźma zignorowała mnie zupełnie i odeszła od obozowiska, najwyraźniej nie przepadała za towarzystwem. Jej szmaragdowe oczy błyszczały, jakby znała tajemnicę wszechświata i co gorsza – moją rolę w tym całym szaleństwie.

20.09.2014 12:46
119
odpowiedz
gten
4
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Teraz widzę, że był tu od zawsze: jak skryty płynie wzdłuż słojów drewna, szybciej i szybciej, aż w górze rozlewa się i przez chwilę mylę go z krzykiem Leliany. To duży dom, a pustka wokół niego jeszcze większa, ,,nikt cię nie usłyszy’’ – myślę i ta myśl sprawia, że krzyk ogarnia mnie całą. Obok leży dziecko, ciche, ale jego obraz nie niesie ulgi: szara skóra jest obietnicą kolejnej plagi. Nikt dotąd nie płacił nam za żywego pomiota – oto punkt zero, od którego zacznę, kiedy pójdę do niej i każę się zamknąć. Później będę chciała wiedzieć, dlaczego próbowała mnie otruć tak, bym straciła przytomność. I dlaczego tak nalegała na to zlecenie.
- Wypuść mnie, wiedźmo! Wypuść mnie!
Tam jest noc, tu stoi wiedźma, a ty znów będziesz nimi dwoma, Morrigan, więc idź; idziesz, idę, a każde z pytań to jeden, długi wdech: Leliana w powietrzu wije się i drga z kolejną falą bólu, aż opada z wypuszczanym powietrzem. Czas na odpowiedź:
- Już myślałam, że ten wyraz twarzy znikł na zawsze. – Czwarta fala bólu, liczysz. Liczę – To dziecko, ich jest tu więcej. W piwnicy. One słyszą Stwórcę, nie Arcydemona. Ale to nieprawda, to nie może być prawda. Oszukał mnie.
-Dlaczego próbowałaś mnie otruć? – Trzask drzwi rozchodzi się szybko, za nim drżenie podłogi. W dół: dziecko zniknęło, w górę: pustka po Lelianie kurczy się w kształt mojego żołądka.

20.09.2014 12:57
120
odpowiedz
otnok101
9
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
- Stwórco, wiem, że ogień to śmierć - wyszeptałem - Ale niesie on w sobie także dobro, życie. Ogrzewa nasze skostniałe dłonie, gdy zbliżymy je ku tańczącym płomieniom, daje nam ochronę przed bestiami nocy, a strawę czyni pożywniejszą. Przecież sam, sprawiłeś, że tam, gdzie do cna pożar ogołoci puszczę z jej dumnej korony, szybko, ku górze, wiją się zielone pędy, a szczątki ich starszych braci wzbogacają glebę.
Tu jednak było inaczej, tam bowiem, gdzie przeszedł pomiot, podczas ostatniej Plagi, życie zwlekało z powrotem w swe zwyczajne tory. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, ciągnęło się pustkowie, wyjałowiona równina piachu i sadzy, gdzieniegdzie jedynie poprzetykana zwęglonymi kikutami drzew.
Warte to wspomnienia, że towarzyszyli mi Solas i Morrigan - bo cóż to była za para - długouchy milczek i złośliwa wiedźma. Nie ufałem im, oni zaś nie ufali sobie, nie zapominając we wszechobecnej nieufności także i o mnie - tym trzecim, zbędnym, jak mówili - templariuszu. Może to i lepiej, że patrzyli na się wilkiem, brak komitywy między dwójką magów był mi bardzo na rękę.
W okolicy ni śladu żywego ducha, po zmroku spotkaliśmy jednak kilkoro włóczęgów (Stwórca jeden wie, jak udało im się przeżyć pogrom). Staruszek wyciągnął ku nam błagalnie ręce, znać było prosił o kawałek chleba. Podzieliłem się z nim podróżnym sucharem, wziął dar, dziękując nieśmiałym uśmiechem. Było z nim dwoje młodych, z ukosa patrzących na kostury mych towarzyszy. Zdawało mi się nawet, że słyszę przekleństwo powiedziane pod nosem. Błogosławieństwa i obelgi. Nic to, nie zwlekamy dłużej. Nasz cel to Lothering - nie, miejsce kiedyś zwane Lothering.
Poznaliśmy wioskę po zgliszczach świątyni i choć nie wiedziałem czemu, w w jej pobliżu czułem nieprzyjemną aurę. Wtem, uświadomiłem sobie, że to nie brak czegoś, a wręcz przeciwnie, coś czego być nie powinno, wzbudza w mym sercu niepokój Na granicy pola widzenia powietrze falowało, mieniło się niespotykanym spektrum barw. Wiedziałem co się dzieje, widziałem to już.
- Andrasto, miej nas w opiece.
- Zasłona jest tu cienka, jak błona - mruknął Solas - Przelano tu zbyt wiele krwi.
Ciemność poprzecinały cienkie żyłki światła. Zgoła wąskie poczęły się rozszerzać, jakby jakaś potworna siła chwyciła nasz świat, niczym kawał płótna i zaczęła rozrywać. Zaczęło się, Zasłona pękała.

20.09.2014 13:00
121
odpowiedz
zanonimizowany973661
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. W jednym roku na Thedas spadły dwie, tylko pozornie całkowicie odmienne klęski - narastający konflikt templariuszy z magami i niedawne rozdarcie w osnowie naszego świata, powodujące inwazję demonów. W głowie rozbrzmiewały mi słowa Żelaznego Byka, który stwierdził, że nieszczęścia zawsze chadzają parami, chociaż do teraz zastanawiałem się, czy nie miał przypadkiem na myśli naszej podróżującej dwójki. To byłoby w jego stylu. Dzięki informacjom zdobytym przez Lelianę dokładnie wiedzieliśmy, gdzie się kierować. Tereny, na które właśnie wkraczaliśmy, zostały w ostatnich tygodniach szczególnie mocno doświadczone przez istoty z Pustki. Nasi informatorzy odnotowali też na nich niepokojąco wysoką aktywność templariuszy, a takie połączenie nie zwiastowało niczego przyjemnego. Dzięki precyzyjnym wskazówkom Leliany, nietrudno było się upewnić, że właśnie docieraliśmy na miejsce. Wszystko się zgadzało: stary dąb wznoszący się wysoko do nieba na brzegu wioski, drewniane chaty otaczające niewielki rynek w centrum osady i górująca nad nimi kamienna siedziba lokalnej władzy. Wkroczyliśmy między zabudowania mając oczy dookoła głowy. Byliśmy wysłannikami Inkwizycji, nikt nie podnosił na nas broni, jeśli cenił swoje życie, ale tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia czego spodziewać się w takim miejscu. Szczególnie, że na skraju osady mieliśmy spotkać się z Lelianą, której nie było w umówionym punkcie. Kiedy wąska dróżka z ubitej ziemi wiodąca między chatami przerodziła się w wiejski rynek, stanęliśmy w pół kroku. Wokół, w dość wygodnych pozycjach spoczywali templariusze, grzejąc się przy ogniskach, jedząc i grając w kości. Szybko wypatrzyliśmy też jedną osobę, która do całej tej zgrai wyraźnie nie pasowała - maga z paskudnie okaleczoną twarzą, rozmawiającego ze związaną Lelianą. Nikt jednak zdawał się nas jeszcze nie zauważyć.

20.09.2014 13:13
122
odpowiedz
Shanix
5
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
- Jak długo jeszcze będziemy zmuszeni oglądać coś takiego? - zapytała nagle Leliana wskazując na palącą się wioskę nieopodal nich. Jeszcze trochę i całkiem zobojętnieje na to, co tu się dzieje, a gdy to się stanie tylko mały krok dzieli mnie, aby stać się jak nasza kochana, bezduszna Mo...
- Wstrzymaj język ruda małpo... jeszcze słowo, a Twoja dusza powędruje do bezdusznego właściciela - odgryzła się Morrigan, co raz szybciej bawiąc się swoim kosturem.
- Ach tak? No to co powiesz na to...
- Cieszę się, że się tak dobrze dogadujecie, ale myślę, że cisza w tym wypadku byłaby bardziej wskazana - wymruczał Garret, zazwyczaj wesoły i skory do pomocy mistrz Inkwizycji. Jednak takie widoki ja ten przed nimi wcale nie pomagały w utrzymaniu dobrego humoru. Zarówno Garret jak i Leliana omiatali dogorywającą w płomieniach wioskę smutnym i niedowierzającym wzrokiem.
- Ile razy bym tego nie oglądał, nie mogę się do tego przyzwyczaić. Cały czas ten sam schemat: smok, zielony płomień, martwa wioska. Smok, zielony płomień, martwa wioska i tak w kółko. Skąd ten smok? Dlaczego zionie zielonym ogniem? I wreszcie dlaczego uwziął się na wszystkie wioski w północnej części Fereldenu, a na resztę kraju nawet nie spojrzy?
- Niestety nie znam odpowiedzi na Twoje pytania, ale im dalej w las tym ciemniej i nie mogę ukryć, że coraz mi się to podoba - odpowiedziała Morrigan z zauważalnym zadowoleniem w głosie.
Lelianie nie pozostało nic innego jak spojrzeć na czarownicę wzrokiem pełnym obrzydzenia i niedowierzania.

20.09.2014 13:34
123
odpowiedz
DeZir
6
Legionista

Poprowadź ich lub zgiń!
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Morrigan, Leliana i ja, a za nami krok w krok śmierć. Zostawialiśmy za sobą pożogę, płacz i tragedię. W głębi duszy pamiętałem o idei która nam przyświecała – zniszczyć zło i bronić tych którzy sami się nie obronią. To wszystko pięknie wyglądało na papierze. Jednak rzeczywistość była znacznie brutalniejsza. Maszerując mijaliśmy dziesiątki na wpół rozłożonych i zgrabionych ciał, ich smród był okropny, a to wszystko potęgowało upalne lato. Podczas oglądania tych wszystkich okropieństw nawet najsilniejsza psychicznie osoba mogła zwątpić. Tak było w sytuacji Morrigan mimo iż wiele przeżyła na jej twarzy wyraźnie malowały się smutek i przygnębienie. Z całej wyprawy zapamiętałem jedną walkę, która odmieniła nasze losy. Pewnej nocy przechodziliśmy przez wąwóz który był nazywany przez miejscowych wieśniaków „Ciasny” ze względu na swoje niewielkie rozmiary. Naszym celem było dotarcie do pobliskiego miasta. Gdy byliśmy w połowie drogi zaatakowali nas bandyci. To nie był zwykli grabieżcy, ich wyśmienite zbroje, miecze oraz nieprzeciętne umiejętności wskazywały na to, że mieliśmy do czynienia z zawodowcami. Było ich pięciu. Zasypali nas gradem zatrutych strzał. Morrigan zareagowała błyskawicznie, jej magiczna tarcza ochroniła nas, jednak to był dopiero początek. Leliana ze strachem w oczach sięgnęła po swój sztylet, a ja w tym samym momencie wydobyłem miecz z pochwy. Wrogowie okrążyli nas: dwóch z przodu i trzech z tyłu. Sytuacja wydawała się beznadziejna, jednak Morrigan miała głowę na karku. Uniosła rękę do góry, a ściana lodu wychodząca z ziemi odcięła nas od trzech bandytów którzy znajdowali się z tyłu. Dwóch najemników którzy stali przed nami zdziwieni całą sytuacją postanowili ruszyć na nas. Morrigan pchnęła kulą ognia w jednego z nich. Trafiła bezbłędnie. Biedak wył z bólu kiedy jego ciało gotowało się pod pancerzem. W powietrzu dało się wyczuć zapach spalenizny. Ruszyłem na drugiego bandytę. Wykonałem ogromny zamach a, nasze ostrza zderzyły się wydając przeraźliwy dźwięk. Zbir sparował mój atak, ale się zachwiał. Wykorzystałem to i ciąłem z góry na ukos. Ostrze miecza przecięło klatkę piersiową i brzuch wroga który łapiąc się za ranę upadł na ziemię. W tym momencie mur z lodu rozpadł się. Gdy najemnicy ujrzeli nieżyjących kompanów sięgnęli po łuki. Morrigan użyła magicznej tarczy, jednak była na tyle wyczerpana poprzednimi zaklęciami, że czar był niestabilny. Gdy strzały zmierzały w naszym kierunku tarcza zanikła. Zobaczyłem przerażenie na twarzach moich przyjaciółek, wtedy poczułem ogromny ból. Spuściłem głowę a moim oczom ukazał się straszny widok. W moim brzuchu tkwiła strzała. Krew lała się coraz szybciej i szybciej. Upadłem na ziemię i straciłem przytomność. Otworzyłem oczy. Leżałem na środku wąwozu, zamiast bólu zaczął ogarniać mnie przyjemny chłód. Leżąc na plecach rozejrzałem się. Wszystko było niewyraźne jakbym widział przez mgłę. Wtedy zobaczyłem postać w czarnych szatach która zmierzała w moim kierunku. Gdy podeszła bliżej zrozumiałem kto to jest. Kto od miecza wojuje, ten od miecza ginie - jak mówi stare przysłowie. Przyszedł czas i na mnie. Śmierć stała nade mną. To była piękna kobieta z łagodnymi rysami twarzy i dużymi czarnymi oczami. Hipnotyzowała wzrokiem. Jej czarne włosy rozwiewał delikatny wiatr. Uklęknęła przy mojej głowie, schyliła się i powiedziała: „Jeszcze nie czas”.

20.09.2014 14:05
wysłannik
124
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

W moją pracę (post 92) wkradła się literówka, a na zmianę jest już za późno ;/ Powinienem wkleić poprawioną wersje jeszcze raz tutaj czy co mam zrobić?

20.09.2014 14:13
125
odpowiedz
zanonimizowany849479
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością.
Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Każdy krok który miał nas przybliżyć do celu niósł coraz więcej wątpliwości – tylko krew, tylko trupy, strach, rezygnacja.
Kiedy wyruszaliśmy z przystani nad jeziorem Kalenhad wszystko wydawało się kwestią czasu. Upojeni zwycięstwami pierwszych dni powstania i pewni swych sił po ucieczce templariuszy, wierzyliśmy, że wystarczy zrzucić kajdany i okazać łaskę pokonanym a cały świat zrozumie nasze prawo do wolności. Nawet kiedy runęła Zasłona i Zakon obarczył nas odpowiedzialnością za nadejście Chaosu wierzyłem, że jedno słowo kogoś kogo zna i wielbi w Thedas każdy, zmaże z nas piętno buntowników i apostatów ... ale skoro sama Lewa Ręka Boskiej z całą potęgą Inkwizycji nie znalazła Strażnika to - do stu tysięcy diabelskich pomiotów! - cóż mogłem wskórać ja i garstka dzieciaków, które mi powierzono?!
Poczucie że gonimy w piętkę nie dawało mi spokoju od samego rana, teraz zaś, wraz z nadchodzącą nocą, pojawił się nieznany dotąd niepokój który udzielił się najwyraźniej adeptom – siedzieli przy ognisku odzywając się do siebie niewiele, półgębkiem, jakby bali się tego co mogą powiedzieć lub usłyszeć. Odpowiadam za nich, pomyślałem patrząc na ich poszarzałą od kurzu odzież i wychudzone ręce, odpowiadam za nich a nie potrafię ich nawet porządnie nakarmić!
- Musimy porozmawiać – zbliżyłem się do ognia i usiadłem między nimi. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie z uwagą i zrozumiałem, że od dawna czekali na tą chwilę.
- Nic nie znajdziemy na północy, prawda? - zapytała Leinn, moja najlepsza uczennica, najstarsza z adeptów którzy uciekli ze mną z Wieży.
- Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. - Jeśli wieści były prawdziwe, znajdziemy Strażnika gdzieś na Wybrzeżu, ale jeśli nie ... do Kirkwall też nie mamy po co iść, od kiedy Czempionka weszła na pokład statku słuch po niej zaginął ...
- Idźmy do Val Royeaux – przerwał mi Silon – i poprośmy Cesarzową o wsparcie ... przyjęła Morrigan, czemu miałaby nie przyjąć nas?
- Może dlatego, że Morrigan walczyła ramię w ramię ze Strażnikiem w czasie Plagi, a nas uważają za sprzymierzeńców demonów – rzuciłem zniecierpliwiony. - Zresztą, nikt tak naprawdę nie wie o co chodzi tej wiedźmie, nie możemy ryzykować że ...
Przerwałem, widząc jak twarz Leinn kurczy się w grymasie przerażenia – natychmiast odwróciłem się w kierunku w którym podążał jej wzrok i w jednej chwili zrozumiałem co czują ludzie mówiący, że włosy stanęły im dęba ze strachu.
- Mistrzu Farelu ... co to jest? - zapytała, ledwie panując nad głosem w którym drżała już zapowiedź paniki.
- Ciemność, dziecko – odparłem, sięgając po kostur i nie spuszczając wzroku z horyzontu, który nagle zmienił się w grozę. - Gotujcie się!
Z północnych krańców puszczy naprawdę pełzła ku nam ciemność – ciężka, niemal namacalna plama czerni pożerała na naszych oczach widoczne w nikłym świetle księżyca kształty drzew i gwiaździste niebo. Uświadomiłem sobie nienaturalną ciszę ziejącą z tej ciemności, zakłócaną teraz tylko naszymi chrapliwymi oddechami. Któreś z moich dzieci zaszlochało krótko. Stary głupcze, zdążyłem jeszcze pomyśleć, w co ty wciągnąłeś te biedne dzieciaki?! Nagle świat wokół nas zadrżał, powietrze zgęstniało, usłyszałem swój własny głos wykrzykujący zaklęcia ochronne – słyszałem siebie z oddali, z zewnątrz, widziałem własne ręce kreślące w powietrzu znaki na chwilę przed tym zanim ciemność mnie ogarnęła, zanim poczułem i zrozumiałem że ogarnia mnie ... Pustka.

20.09.2014 14:24
Tyr/Tiwaz
126
odpowiedz
Tyr/Tiwaz
70
Jednoręki

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Demony wdzierały się do naszego świata i nie szczędziły nikogo. Martwe ciała będące kuszącym łupem dla demonów obżarstwa powstawały z grobów. Jesteśmy grupą najemników wynajętych, by powstrzymać hordy nieumarłych. Popiół i smród palonych ciał wypełniał powietrze, gdy opuszczaliśmy na wpół spaloną wioskę, w której rankiem stoczyliśmy potyczkę z ożywieńcami. Większość odprowadzających nas spojrzeń była pełna nienawiści. Pozostali przy życiu mieszkańcy musieli spalić ciała nieumarłych na stosie, ciała które często nie wyglądały jak zniszczona powłoka opętana przez demona, ale jak brutalnie rozsiekane zwłoki krewniaka. Niewielu było wdzięcznych za ocalenie życia. Nas to jednak nie obchodziło, złoto za robotę dostarczał ktoś inny. Nastawał wieczór, lecz zachodzącego słońca zasłoniętego popielatymi całunami dymów i mgły nie było widać. Mimo iż oddaliliśmy się znacznie od wioski, każdy z nas odczuwał zapach spalenizny, zapach, który przypominał mi, dowódcy tej zacnej kompanii, pewien stos. Sczezła na nim wiedźma Morrigan, doradczyni cesarzowej Celene. Ha, widać że łaska cesarzowej na pstrym koniu jeździ. Wiele plotek krąży ostatnio o tej egzekucji. Podobno nie znaleziono resztek ciała. Z tych ponurych rozmyślań wyrwał mnie ostrzegawczy gest zwiadowcy. Wszyscy zamilkli, ustawili się w szyku bojowym i przygotowali broń. Drzewa zdawały się rosnąć i przytłaczać nas swą zgniłą zielenią, a cisza stała się nie do zniesienia. Nagle przerwał ją świst i charkot wydobywający się z przebitego strzałą gardła jednego z najemników. Z mgły wychynęły pokracznie poruszające się sylwetki żywych trupów. Rzuciły się na nas, potykając się o własne wnętrzności, nie robiąc sobie nic ze strzał, które posyłali nasi łucznicy. Naprzeciw mnie stanął zakuty w płytową zbroję, opętany trup rycerza. Natarł na mnie dzierżąc miecz i tarczę. Zadał niezwykle wyszukane pchnięcie, którego z ledwością zdołałem uniknąć. Widać martwe ciało nadal pamiętało rycerski fechtunek. Ostrze mego miecza nie zda się na nic przeciwko grubej stalowej płycie, chwyciłem więc miecz na odwrót, za ostrze, niczym młot i uniknąwszy następnego morderczego sztychu uderzyłem w nieosłonięty litą stalą kark, wbijając jelec w martwe ciało. Używając wbitego miecza jak haka ściągnąłem adwersarza na ziemię, by szybko przerwać więzy ścięgien w nieosłoniętych stawach. Znowu zaśpiewały strzały, tym razem podpalając wrogów. Widać ten szpiczasto uchy mag, Solas, na coś się przydaje podpalając w locie pociski łuczników. Ciosem na odlew odciąłem rękę nieumarłego, który wypruwał flaki wyjącemu w agonii najemnikowi, i błyskawicznym uderzeniem pozbawiłem umarlaka głowy. Szybkim dobiciem ukróciłem męki towarzysza broni. Odłamki kości i fragmenty mózgu z rozbitej buławą czaszki pobliskiego najemnika zrosiły moją zbroję. Płonące strzały okazały się obosieczną bronią. Niektórzy ożywieńcy mimo tego, że ich ciała były spowite płomieniami walczyli dalej, stając się jeszcze bardziej przerażającymi przeciwnikami. Przekrzykując zgiełk bitwy kazałem włócznikom związać walką płonące kreatury, trzymać je na dystans, by w końcu same się spaliły. W końcu odgłosy ścierających się broni zastąpiły jęki rannych, a ja zorientowałem się, że walka jest skończona.

20.09.2014 14:43
127
odpowiedz
zanonimizowany1031571
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Gdy dotarliśmy do całkowicie zniszczonej Wioski odszukałem wzrokiem Lelianę. W jej oczach zamigotały łzy. Pamiętam jak wspominała, że w tej Wiosce może przebywać jej stara znajoma. Nie mówiła o niej jak o kimś ważnym, lecz jej twarz wyrażała teraz przykre rozczarowanie.
-Leliano... - zagaiłem, niepewny co powiedzieć - Jak miała na imię?
-Morrigan, ale ona na pewno przeżyła, to wiedźma.
Zrobiło mi się jej żal, za długo jej tu nie było.
-To nie zwykły ogień strawił te ziemie - wskazałem ręką wypalone ślady w ziemi tworzące długie i szerokie ścieżki - gdybyś była ptakiem, który przelatuje nad Wioską widziałabyś, że ogień wypalił tu znak. Runę Śmierci, która swoimi ostrymi kłami pożera wszystkich, nawet wiedźmy.
Zerwał się wiatr zagłuszając moje ostatnie słowa. Szybko odwróciłem głowę i zasłoniłem się kapturem przed tumanami pyłu. Gdy zawieja minęła, spojrzałem na Lilianę chcąc powtórzyć, że jeśli jej znajoma tu była to z pewnością nie żyje. Piękna świecka zakonnica stała nieruchomo z twarzą brudną od kurzu. Po jej policzkach spływały łzy zmieszane z popiołem wyglądając jak strugi błota. Słyszała.

20.09.2014 15:11
128
odpowiedz
zanonimizowany991969
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Szliśmy leśną drogą, szukając miejsca na odpoczynek. Byliśmy wykończeni ostatnią potyczką z bandytami.
Żelazny Byk zgubił swój ulubiony topór, Lelianie pozostała jedna strzała, a ja złamałem swój kostur. Liczyliśmy na to, że w lesie będziemy bezpieczni. Po długim marszu znaleźliśmy zaciszną polane. Dobre miejsce na obóz.
Po chwili z leśnej gęstwiny wyłoniła się mała grupka mrocznych pomiotów.
- No pięknie nawet tutaj za nami przyszły! - skomentował Żelazny Byk i ruszył na nich w dzikim szale.
Leliana dobyła sztylety i pobiegła za nim. Ja zostałem z tyłu aby wspierać ich czarami. Byk jednym cięciem swojego ogromnego miecza ściął dwóch niczym pachołki. Słowik z wielką gracjom przebijał się przez pomioty w swoim zabójczym tańcu.
Po chwili z krzaków wyłonił się kolejny pomiot był sam. Nie wyglądał jaki inne bestie. Był od nich większy postury podobny do Qunari, nie posiadał hełmu tylko maskę zakrywającą jego twarz. Z dwóch otworów w masce widać było tylko czarne niczym smoła oczy. Na skroniach wyrastały mu dwa średniej wielkości rogi. Jego zbroja nie przypominała żadnej, którą to tej pory widziałem. Wydawała się lekka jak piórko. Na szyi wisiał mu łańcuch a na nim można było dostrzec kilkanaście herbów Szarych Strażników i Inkwizytorów.
Po chwili wyciągną dwa miecze, które miał na plecach. Jednym susem doskoczył do Qunari, wytrącił mu miecz z reki i rękojeścią uderzył w twarz. Byk zalał się krwią. Kolanem z całym impetem trafił w brzuch i kolejnym kopniakiem obalił go na ziemie. Był zwinny niczym kot. Leliana wycelowała ostatnią strzałę prosto w jego twarz. Odbił pocisk z łatwości po czym rzucił sztyletem. Odbiła lecący w nią nuż, lecz impet był tak duży, że przewrócił ją na ziemie. Wypuściłem dwie kule ognia. Magiczne miecze które posiadał rozpraszały magie.
- No pięknie, wszystko odbijesz? - Krzyknąłem.
Kolejne pociski ominął, był diabelnie szybki. Doskoczył do mnie, sparowałem jego cios kawałkiem kostura który mi pozostał.
Nagle na niebie pojawił się smok. Pomiot cofnął się, schował miecze. Odwrócił się i odszedł spokojnie.
- Jeszcze się spotkamy. - Po czym zniknął w leśnej gęstwinie.
Smok wylądował przed nami. Po chwili przeobrażając się w starą wiedźmę.
- Wyglądacie na zmęczonych podróżą, chodźcie zaprowadzę was w bezpieczne miejsce.
Pozbieraliśmy się i poszliśmy za wiedźmą.

20.09.2014 15:13
129
odpowiedz
FoxTail
6
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Nasz cel był bliski. Powoli na horyzoncie, ujawniały się sylwetki szczytów Gór Mroźnego Grzbietu, spokojnie pogrążające się w mroku nocy. Ich widok pomimo wielu dni podróży sprawiał, że na naszych twarzach pojawił się uśmiech. Jedynie Żelazny Byk od kilku dni konsekwentnie nie zmieniał swojego poirytowanego grymasu. Znaliśmy go bardzo dobrze i wiedzieliśmy, że jedyne co może w tej chwili poprawić mu humor to możliwość wypatroszenia przynajmniej tuzina pomiotów. Robiło się coraz ciemniej a bliskość tajemniczych gór i bijące od nich przeszywające zimno zmusiło nas do rozbicia obozowiska. Zboczyliśmy nieco z szlaku by nie przykuwać uwagi. Ognisko było małe a ciepła wystarczyło jedynie na ogrzanie kawałka ciała i powolnym podpieczeniu kilku złapanych przez Leliane wiewiórek. Mieliśmy właśnie zacząć posiłek gdy zauważyłem w oddali dwa świecące czerwienią i wpatrujące się w nas ślepia. Zamarliśmy w bezruchu. Kątem oka dostrzegłem jak Żelazny Byk powolnym ruchem sięga po leżący obok topór. Byliśmy otoczeni... Z każdej strony spoglądało na nas wiele par mieniących się czerwienią ślepi a my, byliśmy gotowi na to co się wkrótce wydarzy...

20.09.2014 15:24
Soaps
130
odpowiedz
Soaps
3
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
Spojrzałem raz, spojrzałem dwa i nic nie było wokół. Kichnął mój koń, ująłem miecz w dłoń, zbliżało się ostatnie lato tego roku.
Choć ciemna noc, przydałby się koc, a niebo powinna spowić czerń. Ogień i iskry przebijały mrok, niczym ostry cierń.

Towarzysz Iskier mój, wskazał mi wnet.

Wróg zbliża się, jak orła cień, zabrzmiało jak sonet!

Kichnął mój koń, znów chwyciłem miecz w dłoń, susem zeskakując, wąchając walki woń.
Kompanka ma, Arisa Set. Rzuciła czar, zabiła trzech. Prawa ręka ma, Iskier Vię. Złapał za łuk, cztery głowy poturlały się.
Wsiadłem na rumaka, spojrzałem na krew pod nami. Prychnął raz tylko i ruszając zdeptał ją kopytami.

20.09.2014 15:32
131
odpowiedz
zanonimizowany805622
111
Legend

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Ale czy kogoś to interesowało? Każdy padał na twarz, każdy był zmęczony krwawymi bataliami, spalonymi krajobrazami i wszechobecnym "zapachem" śmierci. Nawet Żelazny Byk zdawał się mieć tego wszystkiego dość - mamrocząc pod nosem ciche przekleństwa. Samego Solasa dopadły myśli odbiegające od Pustkowia, do którego droga z każdym dniem była coraz dalsza.
- Wszystko przez cholerną rzeź. - wybulgotał przez zęby Oghren.
- Nie wierzę, że wciąż stoisz na nogach, zważywszy, że masz je kilka razy krótsze od naszych. - skwitował Solas.
Oghren spojrzał na głowę elfa i pełnym politowania głosem powiedział nazbyt głośno:
- Spodziewałbym się szybszego marszu w twoim wykonaniu, biorąc pod uwagę łysy łeb. Wiatr w oczy nie powinien cię spowalniać.
- Zignoruję twe obelgi krasnalu, i tak nie miałbyś sił unieść swojego oręża, który ledwo taszczysz na plecach.
Oghren już miał "wybuchnąć", kiedy jego napływ furii został utęperowany przez okrzyk Blackwalla:
- Na bogów, spójrzcie!
Wszyscy przystanęli w miejscu. Każdy miał ten sam błysk w oku, odbicie zgliszczy wioski.
- I na moją brodę - włączył się Oghren, wciąż stojąc jak wryty z otwartą gębą.
Leliana wyszła naprzód, bacznym wzrokiem okrążyła teren i odwracając się do drużyny, rzekła:
- Biegem, może tam zaznamy spoczynku, przynajmniej tymczasowego.
Oghren oblizał swoją długą, włochatą brodę i powiedział donośnym głosem:
- Oby karczma się ostała. Jęzor klei mi się do podniebienia, a jasnym trunkiem nie pogardzę!
- Nie nastawiaj się tak. Kac następnego dnia nie pomoże nam w wędrówce - skwitował, patrzący się w dal Żelazny Byk.
Cała piątka ruszyła przed siebie, w stronę powalanych i poważnie uszkodzonych, drewnianych zabudowań. Zgliszcza nie były świeże. Miały około siedmiu dni, więc wydawały się relatywnie bezpieczne. Po chwili marszu wykończona drużyna przystanęła na dawnym rynku. Teraz widać tam było popiół. Oghren odwrócił głowę w stronę wciąż stojących gmachów. W jednym z nich wciąż paliły się świecie.
- Ktoś tam jest? - wskazał znudzony krasnolud.
Pozostali mimowolnie chwycili za broń i stanęli w bojowej pozycji, a zagubiony Ogren nie do końca zrozumiał, co się dzieje. Po krótkim momencie wyjął swój młot bojowy i dołączył do towarzyszy.
- Wejdźmy tam, tylko powoli. - rozkazał Blackwell
Drewniane drzwi, prowadzące do budynku, były tylko lekko osmolone. Skrzypiące zawiasy nadawały całej sytuacji wyjątkowej powagi. Pierwszy do środka wszedł Żelazny Byk. Aby nie tracić czasu, wparował tam niemal z okrzykiem bojowym na ustach. Pozostali weszli za nim.
W środku nie było nikogo, a na oknach wisiały świeże lampiony. Oghren radosnym okrzykiem zauważył:
- Tawerna, tawerna! Świeże trunki za ladą! - w tym samym momencie, przebierając swoimi nogami, dopadł do pierwszej lepszej, pełnej butelki, dodając:
- Kto napada wioskę i zostawia to, co w niej najlepsze? Nie licząc kobiet oczywiście.
- Typowe dla zrudziałego krasnoluda - wybąkał spod łba Solas.
Cała reszta usiadła przy potężnym, drewnianym stole, który wydawał się świeżo wypolerowany. W ogóle, wszystko wydawało się tu świeże
- Nie dziwi was to? Na około zgliszcza, a ta tawerna, jako jedyna ostała się w tak dobrym stanie. No i te świece... - rzekła Leliana, bacznie obserwując pomieszczenie.
- Mnie to nie wadzi. W końcu oblałem czymś swoją brodę! - krzyknął donośnym głosem Oghren, topiąc usta w pianie z butelki.
- Rasizm w takich przypadkach nie wydaje się być czymś złym, krasnoludzie - powiedział Żelazny Byk, krzywo patrząc na Oghrena.
- Yghy - zakaszlnął krasnolud - Znowu wszystko rozbija się o rasizm, a to tylko ze wzgląd na nasz wzrost? Cholera! Spójrz na Blackwella. On sam wygląda jak jeden z nas!
- Tylko kilka razy wyższy, mniej pijany i... nie mieszaj mnie w to. - powiedział donośnym głosem Blackwell.
- Nie obchodzi mnie... - Oghren nie dokończył zdania, gdyż przez drzwi przeleciała ogromna kula ognia, podpalając okoliczne stoły. Krasnolud mimowolnie upadł na podłogę, rozbijając trzymany w ręce trunek. Reszta drużyny podskoczyła z miejsca. Wszyscy stanęli w pozycjach bojowych. Leliana podmuchem magii ugasiła żarzący się płomień w tawernie.Przed drzwiami ukazała się grupa ludzi w kapturach.
- Magowie są Wami zainteresowani, Inkwizytorzy... - rzekł jeden z nich.
- To była iluzja. - wspólnie, jakby czytali we własnych myślach, rzekli Leliana i Solas.

20.09.2014 15:35
132
odpowiedz
zanonimizowany1031545
2
Junior

POPROWADŹ ICH LUB GIŃ
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Od początku wyprawy nasz plan jawił się jako konkretny i łatwy do zrealizowania. Chcieliśmy za wszelką cenę dotrzeć do Orzammaru, przeprawić się przez góry, a następnie niepostrzeżenie dostać się do Orlais. Problem pojawił się już w pierwszych dniach podróży- hordy demonów napotykaliśmy niemal w każdej wiosce, w każdym mieście i na każdym rozdrożu. Niewielu ludzi udało nam się uratować, a część z nich to właśnie nas obarczała winą za obecne czasy zagłady i śmierci.
Moi towarzysze podróży przez większość czasu zachowywali milczenie. Nie byliśmy dużą ekspedycją, nie chcieliśmy rzucać się w oczy. Wrażenie szczególnie zamyślonej i przejętej zdarzeniami ostatnich dni sprawiała Leliana, która była dowódcą tej operacji. Skrytobójczyni - bard o twarzy anioła, która usilnie starała się ustalić, kto sprowadził do naszej krainy tyle demonów. Również zazwyczaj gadatliwy i chętny do walki Żelazny Byk wyraźnie spoważniał, zachowując jednak czujność na wypadek niespodziewanych ataków. Oprócz nich, w skład ekspedycji weszło kilku ochotników, umiejących posługiwać się bronią oraz ja – niedoświadczony mag władający żywiołami - i mój wierny czworonożny towarzysz ogar mabari. Razem tworzyliśmy dziesięcioosobową grupę.
Nasza podróż powoli dobiegała końca. Na horyzoncie widać już było granicę Orlais, kiedy donośny, złowieszczy ryk przerwał ciszę. Spojrzałam na purpurowoczarnego potwora, który wylądował przed nami i nie miałam wątpliwości, kim jest.

20.09.2014 15:41
133
odpowiedz
zanonimizowany957011
5
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zakon, oskarżając moją wioskę o rzekome konszachty z demonami Pustki oraz zdradę Stwórcy, wydał na nas karę śmierci. Templariusze pojawili się znikąd. Krew i posoka popłynęły wartkim strumieniem, zamieniając główną ulicę w czerwoną breję. Moja matka zginęła pod ostrzem szpakowatego młokosa, zdecydowanie zbyt młodego i wątłego, by nosić lśniącą zbroję i lekko przydługi srebrny miecz. Moje dzieciństwo zgasło wraz z jej ostatnim tchnieniem. Pryszczaty kat zbliżał się teraz do mnie, a w jego oczach widziałam płomień szaleństwa, który już dawno spalił wszelkie ludzkie odruchy. Miecz wzniósł się wysoko ponad moją głowę. Krzyki i płacz ucichły. Świat zwolnił, a ja powoli odliczałam ostatnie uderzenia serca. Nie wiedziałam kiedy, ani też skąd pojawił się on. Jeden ze Złych, o których tyle opowiadała mi moja babka. Wielki, dwuręczny topór rozpłatał templariusza na pół. Brunatna krew trysnęła na moją jasnoniebieską bluzkę. Potężny qunari, od którego cuchnęło walką i śmiercią, objął moje wątłe ciałko i wyniósł mnie z osady. Wtedy to, po raz ostatni w życiu, zobaczyłam rodzinną wioskę; skrwawioną krainę, którą wkrótce przykrył gęsty całun morderczego dymu.
Miasteczka, do których zawitaliśmy nie były zbytnio gościnne, możliwe że to właśnie dlatego tak bardzo zżyłam się z moim wybawicielem. Żelazny Byk, jak kazał siebie nazywać, miał za zadanie doprowadzić mnie do stolicy Par Vollen. Nigdy nie dowiedziałam się dlaczego.
Piątego dnia podróży, rozbiliśmy malutki obóz na trakcie prowadzącym przez lipowy las. Wycieńczona, zasnęłam na stercie powoli złocących się liści. Widziałam go wtedy po raz ostatni. Nieudolnie próbował rozpalić choćby nikły ogień, wydawał się taki bezbronny, niezdarny.
Silna woń lawendy zbudziła mnie ze snu. Z nieprzeniknionego mroku wyłoniła się czarnowłosa kobieta, odziana w zwiewną, opinającą talię, suknię. Tamtej noc po raz pierwszy ujrzałam wiedźmę Morrigan.

20.09.2014 15:42
134
odpowiedz
seven22
30
Chorąży

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracał się w popiół.
Jedni widzieli w nas wybawicieli, inni kolejny powód bezsensownego zniszczenia jakie nawiedziło ich życie. Nie miało to jednak dla nas najmniejszego znaczenia. Każdy z nas był wycieńczony do granic możliwości ciągłą walką i marszem. Nawet Morrigan która posiadała najtwardszy charakter z nas wszystkich, odczuwała negatywne skutki czającego się zewsząd zagrożenia i zmęczenia. Leliana która jeszcze kilka dni temu starała się podtrzymać morale drużyny swymi pieśniami teraz ledwie była w stanie skupić się na utrzymaniu równego kroku.
A mimo to kroczyliśmy naprzód, wiedząc, mając to głęboko zakorzenione w świadomości, że jesteśmy ostatnią nadzieją, nie tylko dla tej krainy, gdzie większość mieszkańców uważała nas za dodatkowy problem, ale dla całego królestwa. Byliśmy drużyną bohaterów o których nikt nie będzie układał pieśni, nikt nie będzie wspominał w legendach. Jesteśmy tymi którzy robią to co konieczne i to czego nikt inny nie odważyłby się dokonać. I właśnie dlatego naszym kolejny celem była północ.
To stamtąd otrzymaliśmy ostatnią wzmiankę o obecności smoka. Nie potrzebowaliśmy potwierdzenia. Wystarczyło się rozejrzeć i spojrzeć na jeszcze dymiące się chaty czy dogorywające zgliszcza budynków. Było widać jak na dłoni kto dokonał tych zniszczeń. W głowie pojawiało się natarczywe pytanie: dlaczego właśnie północ? Czy był to przypadkowy atak, wynik furii smoka, czy może jest w tym wszystkim ukryty cel? Nie wiem czy Morrigan i Leliana także zastanawiali się nad tą kwestią, ale mi nie dawało to spokoju. Mimo wielkiego zmęczenia ta myśli nie chciała mnie opuścić.
Wyglądało na to że los chce mi pomóc i podać mi na tacy odpowiedź na moje pytanie, ale jak zwykle robił to w swój pokręcony i nie śmieszny, chyba że dla niego, sposób. Na północy, na horyzoncie pojawił się smok, smok którego tropiliśmy, tak wytrwale, przez tyle dni. Byliśmy na tyle blisko by zauważyć że wpatruje swe ślepia w naszą grupę i prawie na pewno nie ma przyjaznych zamiarów. Po mojej lewej stronie Morrigan przybrała formę pająka by odeprzeć atak smoka, natomiast Leliana trzymała strzałę założoną na cięciwę i była gotowa do strzału.
Nie pozostało mi nic innego jak dołączyć do mojej drużyny. Sięgnąłem po miecz zawieszony na moich plecach. Nie wiem co było bardziej przerażające, wygląd smoka, to czego się dowiedzieliśmy, czy cena jaką musieliśmy zapłacić za tę garść informacji.

20.09.2014 15:47
135
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

Widzę, że niektórych długość regulaminu tak wystraszyła, że postanowili go zupełnie olać... ;) "w przypadku zgłoszenia tekstowego nie przekraczać 3 000 znaków bez spacji". Eliminuje to wiele wstawionych tu prac.

20.09.2014 15:54
marcelluss
136
odpowiedz
marcelluss
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Po ciężkim dniu marszu Leliana oraz Solas zaproponowali rozbicie obozu w pobliskim lesie. Noc przebiegała spokojnie, więc Morrigan która miała czuwać nad grupą postanowiła wybrać się na chwilę odpoczynku do krainy snu. W pewnym momencie obudził mnie szelest liści. Zacząłem nerwowo przesuwać dłońmi po ziemi szukając czegoś co stałoby się choćby namiastką broni. Po chwili natrafiłem na coś nieprzyjemnie oślizgłego i stosunkowo ciężkiego. Mimo, iż umysł nasuwał mi obrazy wielu paskudztw to jednak była to jedyna rzecz, którą mogłem użyć w obronie, a w zasadzie w ataku. Długo się nie namyślałem i podniosłem znalezioną rzecz po czym uśmiechnąłem się do siebie gdy okazało się, że to tylko kamień porośnięty wilgotnym mchem. Bez wahania wyrzuciłem kamień parę metrów od siebie, który upadając na ziemię zrobił nieco hałasu. Powoli się podniosłem i prawą ręką chwyciłem mocno zwisającą u pasa pochwę, a lewą powoli odpinałem klamrę. Wzrok miałem cały czas skierowany w miejsce gdzie przed chwilą rzuciłem kamieniem. Nagle zauważyłem jakieś trzy metry od siebie potężną sylwetkę, który wydawała się być odwrócona plecami. Fortel się udał i uwaga atakującego skupiona była w innym miejscu. Nagromadzona adrenalina błyskawicznie pozwoliła mi podnieść się i ruszyć do przodu. Pierwszy krok – chwyciłem mocno za rękojeść swojego miecza i powoli wysunąłem go z pochwy. Drugi krok – w ciemności udało mi się dostrzec zarys głowy przeciwnika. Trzeci… Trzeciego kroku nie udało mi się wykonać. Będąc skupionym na wytyczonym sobie zadaniu, starając się zebrać siły do najważniejszego uderzenia zapomniałem o przeszkodach jakie stawia sam las. Potknąłem się o korzeń i z całym impetem runąłem na ziemię. Zamroczony, poczułem na swym gardle zimno stali. Zacisnąłem mocno oczy czekając, aż miecz wbije się w moją krtań. Jednak zamiast zapachu rozlewającej się po mnie krwi usłyszałem głos żelaznego byka. Stał nad mną i z politowaniem powiedział: „Maric, co ty robisz? Bawisz się w wojownika? Idź spać, a czuwanie nad grupą zostaw innym”.

20.09.2014 16:41
😈
137
odpowiedz
zanonimizowany849479
1
Junior

@boojan27 - aaaa tam, zawody zawodami, ale ile radochy przy okazji - i przy pisaniu, i przy czytaniu ;-) aż żal o regulaminach pamiętać ;-) (sama popłynęłam aż miło ]:-> ...)

20.09.2014 16:49
138
odpowiedz
zanonimizowany1031888
3
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Kto by przypuszczał, że to my, wspaniała inkwizycja, będziemy tego przyczyną? Założyłbym się o gacie mojej babki, że nawet Solas nie byłby w stanie przewidzieć co przyniosły nasze potyczki z demonami w Pustce.
"Musimy się pośpieszyć", ponagliła nas wtedy Cassandra, a jej oczy wyraźnie płonęły determinacją. "Jej Świętobliwość musi natychmiast się o tym dowiedzieć!"
Inkwizytorka nawet nie drgnęła palcem. Cała sytuacja wymalowała na jej twarzy grymas przerażenia. Widziałem już to spojrzenie, w Kirkwall, gdy cały ten chaos się rozpętał. Po raz kolejny, jak to bywa w bajkach, mimowolny bohater musiał uchronić świat przed zagładą.
- Do diaska, Varric! Nie mamy całego dnia! - cholernie entuzjastyczny głos poszukiwaczki rozbrzmiał w mojej głowie, jednak dopiero zaskoczone okrzyki pozostałych towarzyszy skupiły moją uwagę.
Czarny kruk wylądował tuż obok, mało nie taranując nas wszystkich. Nie zdążyłem się mu dokładnie przyjrzeć, gdyż widok przysłoniła mi magiczna poświata. Z mgły wyłoniła się czarownica, którą wszyscy doskonale znaliśmy. Morrigan.
Widać, że najlepsze dopiero przed nami.

20.09.2014 17:08
139
odpowiedz
zanonimizowany1031898
1
Junior

"Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą sama obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół."
- Hm.. Trudno głębokie ścieżki nazywać "krainą", ale wolałabym, żeby nasze obecne położenie pozostało tajemnicą.. Z reszta, brzmi to o wiele lepiej niż " krasnoludzkie kanały pełne rozkładających się trucheł pomiotów"..- wymamrotała drobnej postury dziewczyna, po czym zapisała na pergaminie to, co przed chwila wymyśliła. Siedziała ona przy drewnianym stole na zbyt wysokim dla niej krześle, przez co jej krótkie nogi wesoło machały to w przód to w tył.
"Musieliśmy uciekać z Orzammaru, który przez tak długi czas był miejscem naszych badań nad lyrium. Jakiś czas temu otrzymaliśmy bowiem informację od naszego zaufanego szpiega,.."
-Dobrze, że są jeszcze ludzie, którym można ufać.. Nie jak ten.. ten..ugh.. Zdrajca jeden.. niech ja go tylko dopadnę… - Dziewczyna na sama myśl o nim skrzywiła się i odruchowo kopnęła nogę od stołu, po czym wróciła do pisania.
"(…), z której wynikało, że oddział templariuszy zamierza zaatakować naszą pracownię, by zabrać wszystkie wyniki badań, a całe miejsce zrównać z ziemią."
- Niestety.. nawet w Orzammarze krasnolud nie może juz znaleźć azylu, zwłaszcza taki jak ja.. Dagna, bezkastowiec, powierzchniowiec, ta, która porzuciła swoje dziedzictwo na rzecz "zabawy w magię".. A przecież odkryliśmy coś niesamowitego!
"W obawie przed nimi w desperacji napisałam do Inkwizytora, który ku mojemu zdziwieniu obiecał, ze nam pomoże i przyśle swoich dwóch najlepszych agentów. Obietnicy dotrzymał i w dniu najazdu, zanim zapadł na powierzchni zmrok, zjawił się (przewyższający mnie chyba trzykrotnie) qunari - Żelazny Byk oraz..."
-Zaraz, jak on miał.. Dolas..Golas.. Już wiem! Solas!

20.09.2014 17:50
140
odpowiedz
SebaStep91
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w Popiół. Wiedzieliśmy że rozegrała się tutaj straszna bitwa, jedne plotki mówiły o mrocznych podmiotach, drugie o potężnych magach, a jeszcze jedni wspominali o smokach. Dla nas nie miało znaczenia co tutaj się wydarzyło. Przebyliśmy Morze Przebudzonych w jednym celu, zdobyć skarby które już do nikogo nie należą. Nie byliśmy ani bohaterami ani złoczyńcami, kierowaliśmy się jedynie blaskiem złotych monet. Zawsze przybywaliśmy po bitwach, przeczesywaliśmy pozostawione zamki, posiadłości i wracaliśmy o pełnych kufrach. Było nas wtedy troje, ja i moi wierni towarzysze broni Rhodo i Sansa. Należeliśmy do tych którzy nie mieli przeszłości, ale liczyli na lepszą przyszłość. Jednak nie było nam to dane, wydarzenia które rozegrały się w tamtą noc wszystko zmieniły. Z początku wszystko szło gładko, weszliśmy do zamku byłego lorda tych ziem. Za każdym razem jest tak samo wchodzimy przeszukujemy kolejne komnaty, zabieramy wszystko co cenne, przy okazji natrafiając na ślady masakry która miała miejsce. Na początku było ciężko, zwłaszcza dla Sansy ale teraz to jest już dla nas chleb powszedni. Tutaj było inaczej, od razu po przekroczeniu bram zamku zauważyliśmy że wszystko było w nienaruszonym stanie. Mijając kolejne komnaty, nie natrafiliśmy na żadne ślady walki, wszystko wyglądało jak by mieszkańcy po prostu wyparowali. Pierwszy raz byliśmy zaciekawieni, ale też zaniepokojeni tym co się tutaj rozegrać. Nigdy wcześniej nie miało to miejsca. Postanowiliśmy poznać tajemnice tego miejsca. W pewnym momencie poczuliśmy silną aurę magiczna i od razu ruszyliśmy w jej stronę. Szybko zeszliśmy do lochu i spotkaliśmy na dwójkę potężnych magów Solasa i Morrigan stojących przy magicznym portalu. – Witajcie starzy przyjaciele - rzekł Solas z ponurą miną. – Ktokolwiek przekroczy bramy tego zamku już nigdy go nie opuści, a jedynym rozwiązaniem wydaje się ten portal – wtrąciła Morrigan. – No to w drogę - odpowiedziałem.

20.09.2014 17:56
141
odpowiedz
Karysa
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Już piąty dzień niestrudzenie szliśmy śladami hordy, będącej sprawcą tylu nieszczęść. Stale ukryci w cieniu, staraliśmy się zachowywać jak najciszej, aby nasza obecność nie została wykryta. Oboje z Solasem doskonale wiedzieliśmy, że wkrótce skończą się nam zapasy żywności, co jeszcze bardziej utrudni marsz. Musieliśmy jednak dowiedzieć się, dokąd zmierzają te plugawe stworzenia. Takie zadanie wyznaczyła nam Inkwizycja- organizacja, której członkami byliśmy.
Postoje zdarzały się nieczęsto i były krótkie. W czasie jednego z nich grupa tych okropnych istot wywęszyła nasz zapach i podniosła alarm.
Nie było czasu na zastanawianie się. Solas błyskawicznie stworzył magiczną barierę przed nami, a ja wypuszczałam strzałę za strzałą w kierunku tych stworów. Kiedy przeciwnicy znaleźli się bliżej, dobyłam moich sztyletów i rozpoczęłam taniec z wrogami. Solas niestrudzenie ciskał w nich oślepiające pioruny i słał raz po raz magiczne kule. W tym starciu nie mieliśmy jednak szans.
Stwory miały nad nami przewagę liczebną i pomimo wszelkich starań nie udało nam się odeprzeć ataku. Solasa pierwszego opuściły siły- jego magiczna bariera na moment zachwiała się i to wystarczyło, aby został śmiertelnie raniony przez plugawca. Zrozpaczona rzuciłam się w grupę przeciwników. Chociaż zraniłam kilku z nich, w końcu zostałam rozbrojona. Spokojnie spoglądałam w oczy swemu oprawcy i czekałam na śmierć, zmawiając w myślach modlitwę.
- Ją zostawcie przy życiu!- rozległ się donośny głos. – Zostanie naszym jeńcem, związać ją i przygotować klatkę.
Kiedy dwoje z tych okropnych stworzeń pętało moje dłonie i nogi, przywódca grupy zwrócił się do mnie:
- Jak ci na imię, nędzna istoto?
- Leliana. – odpowiedziałam i splunęłam mu w twarz.

20.09.2014 18:18
142
odpowiedz
Kamilkolo
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Dlaczego znowu ja- krzyknął Varric. Jego narzekanie drażniło już Morrigan, ale tak naprawdę sama siebie o to pytała. Gospoda już niedaleko, a ja muszę się w końcu odprężyć i napić, więc przyśpieszmy kroku- wtrącił nagle Żelazny Byk. Jaka gospoda tu są jedynie spalone chaty- rzekł Varric. Nie masz zmysłu gunari, więc nic nie widzisz, a ja muszę się porządnie napić. Przyśpieszyli kroku by sprawdzić co tak naprawdę zobaczył Żelazny Byk, gdy podeszli bliżej wszystkich zaczęła ogarniać senność. Miałeś rację to naprawdę gospoda musimy wejść do środka- rzekł krasnolud trzymając już jedną ręką klamkę.Nagle Morrigan poczuła powiew zimnego wiatru, który na chwilę rozjaśnił jej umysł i pozwolił dostrzec pułapkę. To demon odsuńcie się- krzyknęła. Silna kula ognia rzucona przez czarodziejkę odsłoniła prawdziwe oblicze zła z którym zmaga się Inkwizycja. Po chwili rozległ się straszliwy krzyk i zaczęła się walka...

20.09.2014 18:19
143
odpowiedz
zanonimizowany1031803
1
Junior

Poprowadź ich lub giń!
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. I ja, Morrigan Wszechwładna, nie chwaląc się, miałam w tym swój udział. Niszczyliśmy wszelki opór, wypalaliśmy pola do nagiej ziemi, ścinaliśmy sady i burzyliśmy domy. A i bym zapomniała - tych obelg było zdecydowanie więcej niż błogosławieństw. Wierna kronikarskiemu obowiązkowi przyznać muszę, że błogosławieństwo było dokładnie jedno. Zasuszony kapłan wprost skakał po gruzach swej świątyni, wyciągając zakrzywione paluchy w stronę leżących pokotem trupów i wrzeszcząc: "a nie mówiłem, rozpustnicy, że spotka was kara?! Że trzeba płacić dziesięcinę?", a potem do nas: "o dzięki wam wielcy jeźdźcy apokalipsy, niech wasze miecze pozostaną ostre, konie ścigłe, a pragnienie krwi nigdy nie ugaśnie!" Uśmiech nie zniknął z jego twarzy nawet jak ostrze przebiło jego serce. Wracając do rzeczy: mordowaliśmy i gwałciliśmy, chociaż w tym ostatnim nie uczestniczyłam osobiście. Czyli robiliśmy to, co robi każda armia. Pod moim światłym przywództwem...
- Morrigan Wszechwładna? - rozległ się jakiś głos zza jej pleców.
- Zastanawiałam się nad "Groźna" lub "Miłosierna", ale "Wszechwładna" wydało mi się najlepsze. Moment, Leliana, co ty tu do cholery robisz?
- Jest już noc, a Sam-Wiesz-Kto przysłała mnie żebym ci przypomniała.
- O czym?
- Wiesz to nie do końca tak było... - bardka postukała palcem w świeżo zapisaną kartę. - Ja pamiętam to zupełnie inaczej...
- No to śmiało. Zaskocz mnie - rzuciła wyzwanie Morrigan. - Ale z łaski swojej nie rób z tego romansidła, jak to masz we zwyczaju. Pomiń wróżki, zaczarowane napoje i zatrute strzały.
- Wiesz to była wczesna jesień. Nie wiem jak mogłaś o tym zapomnieć, o Morrigan Zapominalska. Zwłaszcza jak brodziłaś po uszy w błocie, deszcz rozmazał twój dotąd nieskazitelny makijaż, a...
- Natychmiast przestań! Zresztą sama nie wyglądałaś lepiej.
Leliana uśmiechnęła się okrutnie i kontynuowała - a potem wszystko się zaczęło. On naprawdę nie powinien był otwierać tego pudełka.

20.09.2014 18:29
144
odpowiedz
rafigroszek
15
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wszyscy już mieliśmy dość tej podróży, nie wiedzieliśmy czy ma ona jakikolwiek sens, wiedzieliśmy natomiast że nie możemy zawrócić bo za nami jest śmierć, a tylko przed nami tli się jeszcze płomień nadziei. Leliana próbowała podtrzymać nas na duchu grając pieśni o powstaniu Fereldenu których wersy tańczyły między drzewami. Gdy jej starania zdawały się przynosić skutek stanęliśmy naprzeciw bramy. Niebyła to normalna brama jak w murach warowni, bo stała ona pośrodku drzew w wielkiej puszczy gdzie z trudem było szukać jakichkolwiek murów. Wszyscy czuliśmy dziwną energię bijącą od niej, a Solas pierwszy odezwał się proponując przejście obok, pomiędzy drzewami. Morigann miała jednak inne zdanie, propozycje Solasa skomentowała szybko słowami "Jeśli chcesz zginąć, proszę..." z których wręcz wylewał się jad. Nie mówiąc nic więcej zaczęła badać bramę. Nie wyglądała ona solidnie, dwa rzeźbione pale oparte o siebie nawzajem, wyglądające z daleka na przewrócone drzewa, z bliska uwidaczniały runiczne zapisy, a ze szczytu patrzyła nabita bawola czaszka z nienaruszonymi oczami, całość zaś zamknięta była połączonymi płatami pancerzy rycerzy wszelkich ras. Po kilku minutach milczenia Morrigan ostrzegła nas "Zginiemy próbując ją otworzyć lub zginiemy walcząc z tym co tam spotkamy, nie sądzę by było trzecie wyjście." jednak nikt z nas się nie sprzeciwił gdy zaczęła rzucać czary na bramę. W pewnym momencie Bawola czaszka otworzyła się i zaryła, tak przerażającym głosem że wszystkie ptaki odleciały zasłaniając całkowicie blask zachodzącego słońca. Zbroje rozpadły się odsłaniając przejście, a pierwszą która przez nią przeszła była Wiedźma z Głuszy. Drzewa po drugiej stronie były bardziej ponure, jakby przykurzone, pod nimi wiły się ogromne pajęczyny. Czując niebezpieczeństwo trzymaliśmy się jeszcze bardziej razem, z wyjętym orężem szliśmy wypatrując odpowiedzi. Lecz tego co zobaczyliśmy nikt się nie spodziewał...

20.09.2014 18:30
145
odpowiedz
rafigroszek
15
Legionista

Jako że to początek opowiadania pozwoliłem sobie nie odpowiadać na wszystkie pytania i dodać kolejne, mam nadzieję że mniej więcej o takie opowiadania wam chodziło miłej zabawy przy sprawdzaniu prac;)

20.09.2014 18:36
146
odpowiedz
Emirian
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nie było dużo czasu, więc zabrałem ze sobą tylko Leliane, Emiriana i Sparksa. Im głębiej wchodziliśmy w tę krainę tym więcej straszliwych obrazów widzieliśmy, spalone wsie, podbite miasta, rzeź. W powietrzu czuć było tylko zapach siarki i śmierci. Po pewnym czasie naszej wędrówki trafiliśmy na bardzo dziwne pole, ziemia była żyzna i nietchnięta plugastwem. Zaciekawieni poszliśmy dalej gdy po chwili zobaczyliśmy dziwny krąg a tam modlących się ludzi. Nie słyszę żadnych głosów... Ani żyjących a co gorsza mrocznych też nie - powiedział Emirian wyciągając swój magiczny kostur. Leliana chwyciła za swój łuk, wzięła strzałę i naprężając cięciwę szybko zaczęła rozglądać się robiąc rozeznanie terenu. Proponuje nie czekać tylko robić to co ja - po tych słowach Sparks rzucił się na ludzi w kręgu, lecz w mgnieniu oka został obezwładniony przez jednego z nich a reszta rzuciła się na nas. Gdy tylko Leliana wypuściła strzałę pojawiła się ona... Morrigan...

20.09.2014 18:40
147
odpowiedz
zanonimizowany1031917
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z taką samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Więcej było jednak obelg, nieświadomi wieśniacy winią nas za ten cały chaos, może dlatego, że widzieli w mojej armii elfich apostatów. Solas obiecał się nimi zająć,a ja zapewnić schronienie przed templariuszami. Tak naprawdę chcę im dać możliwość zrobienia czegoś dobrego. Marsz w upale fereldeńskiego lata był męczący dla żołnierzy, dla mnie marsz był udręką z innego powodu- ciągle słyszałem podszepty demonów, które czuły moją fizyczną słabość. Wkrótce upadłem.
-Panie! Nic ci nie jest?!- pochylił się nade mną jeden z moich wojowników
-W porządku żołnierzu, to pewnie przez upał. Rozbijemy tutaj obóz!
Wiedziałem, że monstra z Pustki są blisko, i że kwestią czasu jest nim przypuszczą atak...
Zmierzchało, a ja przyglądałem się pięknu Gór Mroźnego Grzbietu. Po chwili kontemplacji wróciłem do namiotu przygotowywać strategie na nadchodzącą bitwę. Moją pracę zakłóciło wtargnięcie Żelaznego Byka.
-Ha! Przyjacielu musisz powoływać wytrzymalszych wojowników! Znowu wygrałem zakład!
-Jaki znowu zakład?
-Trzech wojaków postawiło miesięczny żołd, o to że nie wypije trzy razy więcej krasnoludzkiego piwa od nich! Ha! Głupcy! Niezmierzona jest potęga Qunari! Szkoda, że do walki się raczej teraz nie nadają!
-Ile razy mam ci powtarzać, że...
Naszą pogawędkę przerwało zamieszanie w obozie, wyszliśmy czym prędzej na zewnątrz i spostrzegliśmy, że wszyscy odsuwają się elfów-apostatów szkolonych przez Solasa. Jeden z nich krzyczał:,,Panie Solasie, co się dzieje!?", następnie uniósł się w powietrze i zmienił się w karykaturę istoty żywej- Plugawca. Bez zastanowienia chwyciłem z wielki miecz i rzuciłem się na niego z wrzaskiem. Uderzyłem z wyskoku, z przerażającą siłą, w przerażającym gniewie i rozpłatałem demona na dwoje. Stanąłem nad truchłem i znowu urzekał mnie majestat gór, po chwili nadleciała wrona, usiadła mi na ramieniu i zaczęła szeptać. Odparłem:,,Dobrze, Morrigan"...

20.09.2014 18:58
148
odpowiedz
zanonimizowany1027001
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nie byliśmy bohaterami. Ludzie odwaracali od nas przerażone twarze, a dzieci uciekały z głośnym krzykiem. Nikt nie chciał mieć do czynienia z apostatami, których miałam w drużynie. Szliśmy niestrudzenie od wielu dni, więc gdy tylko pojawiła się okazja krótkiego odpoczynku w wygodnym łóżku - skorzystaliśmy z niej.
Dzięki magii mogliśmy zaszyć się w jednej z gospód bez niepotrzebnych gości, czyhających na nasze życia. Tego wieczoru nikt nie był w nastroju do rozmów, więc po ustaleniu szczegółów dalszej podróży udaliśmy się na odpoczynek. Wartę w nocy miał pełnić Bjor, były templariusz, który zrezygnował ze służby i natychmiast dołączył do nas, mimo początkowej nieufności wobec jego osoby. Byliśmy trójką wyrzutków, którzy nie potrzebowali dodatkowego balastu. Przekonały nas jednak jego niespotykane umiejętności walki, dzięki którym nawet w najtrudniejszych sytuacjach wychodziliśmy bez szwanku. Nie rozumiałam jego wyboru - opuścił rodzinne miasto bez wahania. Jednak kiedy późną nocą usłyszałam głośny krzyk Solasa i przekleństwa Morrigan wiedziałam już, że szlachetny druch okazał się zdrajcą. Zerwałam się z łóżka i sięgnęłam po miecz. Ten jednak złamał się, kiedy tylko pierwszy cios dosięgnął jego klingi. Byłam w pułapce. Zamknęłam oczy i wściekle wykrzyczałam słowa, które w przypływie paniki pojawiły się w mojej głowie. Odpowiedziała mi absolutna cisza.
- Ty... - usłyszałam szept towarzyszącej mi wiedźmy i otworzyłam oczy. Zobaczyłam swoich przerażonych kompanów, którzy nie byli w stanie wykrztusić ani jednego słowa. Wszyscy napastnicy byli martwi.

20.09.2014 19:17
149
odpowiedz
Tylkololek
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ.
Słyszeliśmy krzyki niewinnych ludzi i płacz dzieci za plecami, szmer przechodzącego cienia, ale na tamtą chwilę nie miało to żadnego znaczenia. Jednym celem jaki ciążył nam na sercach było: wytępić wszystkie pomioty. Wędrując po bezkresnych równinach czwórka śmiałków nieoczekiwanie przywędrowała w okolice starej świątyni, gdzie nagle rozległ się gwałtowny hałas, co ciekawe nieustraszony Solus jak i Morigan zniwelowali ten okrzyk jedynie Krasnolud Drondul i człowiek o imieniu Alim z bólu jaki zadawał owy hałas, opadł na ziemię. Z ciemności wyłonił się wielki potwór podobny do qunari, ale z o wiele większym i odrażającym smrodem niż owy lud. Aż tu nagle pojawiła się słynna Liliana która pokonała potwora ale nasi towarzysze także ucierpieli po qurianin zdążył zadać śmiertelny cios Krasnoludowi. Lniana dale nie za bardzo lubiła się z Morigan ale na tę chwilę naszym towarzyszą było wszystko jedno byle walczyć dalej o życie i znaleźć bezpieczną przystać aby pozmawiać ....

20.09.2014 19:17
150
odpowiedz
Jagata10
2
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Słyszeliśmy przeraźliwe krzyki mieszkańców płonących wsi, którzy bezskutecznie próbowali przed nami uciekać. Mordowaliśmy bez litości zarówno mężczyzn jak i kobiety z dziećmi. Wyśmiewaliśmy ich strach, błagania o życie czy starania ratunku swoich bliskich. Rozkazy naszego Pana były jasne –rozpocząć kolejną Plagę.
Nagle zdziwieni ujrzeliśmy czterech żywych, którzy pewnie stali pośrodku drogi. Kilka żądnych krwi mrocznych pomiotów ruszyło ku nim jednak nim zdążyli choćby musnąć ich słabe, jakże nędzne ciała, zginęli. Zaskoczeni cofnęliśmy się o krok, czekaliśmy na ich ruch. Przedstawili się jako Żelazny Byk, Solas, Morrigan oraz Leliana i bezczelnie powiedzieli, że nas powstrzymają! Nas nie dało się powstrzymać! Byliśmy niepokonani! Nasz ciężki, pochłaniający wszelkie ludzkie nadzieje ryk rozniósł się daleko hen po tej paskudnej krainie. Zignorowali to, dalej jakby nigdy nic spoglądali na nas w bezruchu. Jeden z nich podniósł ręce ku niebu, bezwiednie popatrzyliśmy w górę, a wtedy oślepiło nas mocne światło. Rozpoczęło się piekło.

20.09.2014 19:20
151
odpowiedz
imperialist
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nie, żeby to wszechobecne zniszczenie nam przeszkadzało; stopniowo pochłaniająca Thedas anarchia spowodowana pojawieniem się Wyłomu była mi i moim towarzyszom jak najbardziej na rękę. Gdzie nie można było liczyć na ochronę straży miejskiej, wsparcie templariuszy czy chociażby modlitwy kapłanów Zakonu, tam do akcji wkraczała nasza szajka. Określano nas różnymi nazwami, od cholernych bandytów po dzielnych bohaterów w zależności od tego, czym akurat się zajmowaliśmy, jednak moim skromnym zdaniem byliśmy jedynie kolejną grupą żołnierzy fortuny gotowych podjąć się każdej pracy, nawet jeśli inni uznaliby ją za haniebną. Byliśmy wierni temu, kto płacił, jemu też pozostawialiśmy wyrzuty sumienia, nawet jeśli to nasze ręce brudziła krew. Ta postawa sprawdzała się znakomicie... dopóki nie podjęliśmy się zadania, które sprawiło, że straciłem swoją bezkrytyczną lojalność wobec pieniądza.
Zaczęło się od tego, że zostałem wysłany na spotkanie ze zleceniodawcą, którego podesłał nam pewien Qunari z konkurencyjnej grupy najemników. Chociaż w teorii byliśmy rywalami, utrzymywaliśmy z nimi dobre stosunki - nieraz łączyliśmy siły przy zadaniach wymagających wielu mieczy bądź polecaliśmy się nawzajem klientom dla których sami nie mieliśmy w danej chwili czasu. Naiwnie myślałem, że tak było i wtedy, teraz jednak sądzę, że powód dla którego Żelazny Byk zrezygnował z tego zlecenia mógł być całkiem inny...
- Chcę, byście zlikwidowali dla mnie jedną osobę. - Klient od razu przeszedł do rzeczy. - To młoda, rudowłosa kobieta, która zajmuje obecnie pokój w karczmie pod Złotym Kielichem. Możecie upozorować samobójstwo albo wypadek, nie obchodzi mnie to, mam jednak jeden warunek - zróbcie to dzisiaj albo nici z zapłaty.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i zdecydowałem zapytać się jeszcze, jakie imię nosi nasz cel. Mój rozmówca uśmiechnął się złowieszczo pod nosem, po czym odpowiedział jednym słowem:
- Leliana.

20.09.2014 19:26
152
odpowiedz
animan17
12
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Świat spowiła ciemność, a z jej nastaniem ogarnęło nas przeraźliwe zimno. Szliśmy jednak dalej, musieliśmy bowiem dojść do tego klasztoru i dokonać wymiany. Nasza wędrówka zmieniła kilkakrotnie swój charakter – minęliśmy niezliczoną ilość wiosek i przylegające do nich pola, przeszliśmy przez gęsty mroczny las. Wszystko to jednak było opuszczone, a ze zgliszczy unosił się dym. Morrigan litowała się nad każdym dogorywający zwierzęciem wysilając swe magiczne moce, gonił nas jednak czas, więc pomimo bólu ściskającego jej z wierzchu twarde serce, musieliśmy zostawić je na pastwę losu. Nagle droga zaczęła piąć się w górę, podłoże zrobiło się twarde i nieprzyjazne, usiane licznymi kamieniami, po których łatwo można było się zsunąć. Po chwili usłyszałem osypujący się żwir i…
- A niech to wszystko goblinie szczyny zaleją! – zaklął szpetnie Solas otrzepując się z piachu.– Przeklęci mnisi. Mam tego powyżej moich spiczastych uszu! Jestem głodny! Chcę korzennego piwa!
I jak na jego zawołanie za następnym zakrętem naszym oczom ukazał się upragniony widok – niewielka oświetlona drewniana chata, z której dobywały się przyjazne głosy, z komina ulatywał dym, a nad wejściem wisiała tabliczka „Karczma pod Pijanym Mnichem”.
- Gulasz! – krzyknął Żelazny Byk i bez zastanowienia wbiegł prosto do środka.
Po przekroczeniu progu nastała grobowa cisza, wszystkie oczy zwrócone były w naszą stronę.
- Zwolennicy Upadłego Króla! – zakrzyknął wysoki jegomość w zbroi widząc naszą osobliwą gromadkę.
- Jest nagroda za ich głowy! – dodała dziewka karczemna.
- Sto tysięcy denarów! – dorzucił ktoś inny z tłumu.
- I tytuł szlachecki!
Uciekając straciliśmy nadzieję nie tylko na ciepły suty posiłek i miękkie posłanie. Zasapani skryliśmy się w płytkiej jaskini przed goniącą nas chordą pomiotów Ciemności i usłyszeliśmy cichy melodyjny głos Leliany, z której pleców sterczała strzała:
Byli piękni i młodzi
Przed nimi życie całe
Teraz banda goblinów
Nadzieje ich na pale.

20.09.2014 19:46
153
odpowiedz
LazaniaPL
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wiedziałem, że brakuje nam wszystkiego, jedzenie, mikstury oraz wyposażenie na wysokim poziomie można było policzyć na palcach jednej ręki, a martwiło nas to, że możemy nie przeżyć następnego ataku wściekłości Morrigan. Z trudem wytrzymuje ona truciznę, pamiątkę po spotkaniu swego ojca, króla jadeitowych smoków, wtedy naszych wrogów. I pomyśleć, że nie dalibyśmy bez nich rady wygrać bitwy pod Minrathous, ale to temat na inną historię. Wracając do Morrigan, mieliśmy pewien problem, trucizna zbyt szybko rozprzestrzeniała się po organizmie, a możliwości medyczne Leliany były ograniczone. Jej krótka przygoda jako mniszka się opłaciła nam wszystkim. Wszyscy się bali, nie wiedzieli co zrobi nasz chory towarzysz, ponieważ trucizna zmieniała jej sposób rozumowania i postrzegania świata. Nawet nie nasz dowódca nie wiedział co przyniesie jutro. Pamiętam, że mocno się wkurzyłem kiedy uświadomił mi o przekazaniu moich rzeczy handlarzom przy najbliższym postoju. A wiecie czym to argumentował, mówił że jestem za słaby na pierwszej linii frontu, nie powiem że przyjąłem to z pokorą. Wracając do naszej historii, kiedy spotkaliśmy przydrożną karawanę nasz kapitan sam wyruszył sprzedać rzeczy i kupić potrzebne przedmioty, powiedział wtedy, że on nikogo nie potrzebuje i pójdzie sam. Czemu wam wspominam o takiej błahostce zapytacie, a otóż że wtedy miał spotkanie ze zbójami, którzy postanowili udać przydrożnych handlarzy. I kto pomógł naszemu bohaterowi ze bandytami, oczywiście że ja, cóż co prawda nie sam, bo Żelazny byk był wielce pomocny, ale co to za różnica. Gdy nasi przeciwnicy polegli, zauważyłem coś niepokojącego, naszywkę Jadeitowych Smoków na ciele jednego z nich. Bohater spojrzał na nią i powiedział, że nie byli dla nas wyznaniem, nawet imion nie mieli wyszytych. A teraz wybaczcie mi, muszę udać się na spoczynek, resztę opowiem kiedy indziej.

20.09.2014 19:55
154
odpowiedz
Kuuierutsunia
2
Junior

"Poprowadź ich lub zgiń!"

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.

Wszędzie pożoga, gorycz, żal, zniszczenie, potwory... A wszystko zaczęło się od spięć między magami i templariuszami. Jakby nie mogli się dogadać pokojowo, choćby załatwić swoje sprawy przy partyjce w szachy. Nikomu się nie dogodzi i z tego powodu odgrywam rolę bohatera, ratującego świat z drużyną światła składającej się z Lelianny, Żelaznego Byka i Sery.

Obraliśmy za kurs jakieś zatęchłe podziemie przy Morzu Przebudzenia, gdzie znajdziemy coś ważnego. Coś co jest za starożytnymi drzwiami, a raczej tak Morrigan powiedziała, po czym dała nam klucz... z tajemniczym wyrazem twarzy.
- Ile razy mam powtarzać, że to strata czasu, tej zdradzieckiej wiedźmie nie wolno ufać, ona jedynie nami się bawi... – powiedziała zirytowana Leliana.
- Tak, wiemy – odpowiedziała reszta drużyny chórem.

Staliśmy tak w pełni księżyca na wolnej przestrzeni przed podziemiami, pokrytymi podejrzaną mazią i znakami, a w okolicy panowała grobowa cisza. Mimo to weszliśmy, w czeluść otchłani, a drogę oświetlały nam moje ogniki. Nie spotkaliśmy nikogo i dopisywało nam szczęście dopóki nie dotarliśmy do kładki, która była nad przepaścią i miała 2 stopy szerokości, dla zachowania ostrożności wchodziliśmy dwójkami.
Poszedłem z Żelazny Bykiem, który był za mną. W połowie drogi znienacka chwycił mnie i podrzucił po czym zamachnął się toporem, który błyskawicznie znalazł się w jego rękach. Przepołowił jakieś wężowate, włochate zmutowane stworzenie, które wyskoczyło z otchłani, kiedy uratowany lądowałem za nim. Nagle zaroiło się od nich, zaczęło się. Dobrze, że Leliana i Sera nie chybiły ani razu podczas osłaniania nas. Kiedy opanowaliśmy sytuację, przeszliśmy na drugą stronę. A potem mijając liczne korytarze dotarliśmy do drzwi i kiedy mieliśmy je otworzyć okazało się, że zgubiłem klucz... prawdopodobnie podczas lotu. Dlatego postanowiliśmy zostać i wymyślić inny sposób. Minęło trochę czasu i tak o to dalej siedzimy rozmawiając sobie...

- Byku naprawdę musiałeś rzucać Inkwizytorem?- zapytała Sera.
- Inaczej by zginął, albo coś innego ważnego straciłby - odburknął zirytowany Żelazny Byk.
- Skupcie się. Może to tak macie inne pomysły na otwarcie starożytnych drzwi? - zapytałem.
- Magia i wytrychy się ich nie imają. To co niby wysadzić? - odpowiedziała Leliana.
- Rozwalić? - westchnął Byk. - Mam już dość siedzenia tutaj, zrobię to tradycyjne więc się odsuńcie.
- Nie dasz rady, są magiczne – parsknąłem.
Pomimo naszych protestów ruszył z wyciągniętym orężem w stronę wrót. Zamilkliśmy i dopiero teraz usłyszeliśmy, narastający szum z głównej ścieżki. Zaniepokoiło to nas, lecz Żelazny Byk jak nigdy nic podnosił broń do ciosu...

20.09.2014 20:05
155
odpowiedz
zanonimizowany897166
18
Chorąży

Jakoś DA: I specjalnie się nie interesowałem, ale za to kocham pisać, więc pomyślałem, że nie zaszkodzi spróbować. ;)

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wiatr rozsiewał ostatnie tchnienia nadziei, rzeki spływały krwią potępionych. Każdego dnia, ziemia płodziła kolejne legiony okropieństw, a plaga, jaką była nienawiść, zbierała sute żniwo pośród żywych. Uniosłem wzrok swój ku niebiosom. Ponad nami, wysoko w górze krążył kruczy chór trwożnie wtórując śpiewom zbliżającej się zagłady. Słońce dogorywało skute czapą ołowianych chmur, jako dusze nasze przygniecione ciężarem spiżowych blach. Jedni szli za sercem, przeto szli oni w ogóle nie bacząc na kłody rzucane im pod nogi. Karmieni wiarą, że "jutro" przyniesie nam długo wyczekiwany brzask, że w końcu przełamiemy kajdany zelżywości. Inni zaś, do których i ja w owym czasie się zaliczałem, kroczyli za nimi, lecz myśmy kroczyli zwaśnieni z głosem rozsądku. Przekonani, że "jutro" wcale nie nadejdzie, a jeszcze "dziś", światem zawładnie nieprzenikniony mrok. Ów dnia znowu szukałem wspomnień...
Chwilę zadumy przerwał nagły rozbłysk błękitnego światła. Zapachniało wanilią i pomarańczą.
- Gdzieś ty się podziewała tyle czasu!? - sarknąłem z goryczą na podniebieniu. - Nie możesz tak znikać bez słowa. Niespełna tydzień temu przepadłaś jak kamień w wodę. Wiesz ile strachu się przez ciebie najadłem? Psiamać, czy ty kiedyś wydoroślejesz i zaczniesz myśleć i postępować jak na dorosłą kobietę przystało?!
Zielonooka piękność rozpuściła burzę płonących loków, po czym westchnęła cicho dając wydźwięk swemu zażenowaniu.
- Witaj, drogi bracie, ciebie też miło znów zobaczyć. Możesz mi nie wierzyć, ale nawet stęskniłam się za twymi barwnymi oracjami. Bądź co bądź ty zawsze wiedziałeś jak dorosły mężczyzna winien postępować z infantylną kobietą.
Westchnąłem i ja, przewracając niedbale oczyma.
- Nienawidzę cię za to...
- Wiem, braciszku. Wiem doskonale, że za to właśnie mnie kochasz.
Wzruszyłem bezwiednie ramionami.
- Dowiedziałaś się czegoś użytecznego?
- Ano - zielonooka piękość, vel moja krnąbrna siostra jęła przypatrywać się irysowym paznokciom, które przed momentem obłożyła adekwatnym do ów barwy zaklęciem. - Wystaw sobie, kochanieńki, że babskie plotki potrafią być niezwykle użyteczne. Niech no pomyślę. Od czego by tu zacząć? Hmm... Ludzie i krasnoludy coraz częściej wodzą się za łby, a Stwórca jeden wie o co im tak naprawdę chodzi. Wprawdzie Leliana i Varric powstrzymują rozlew krwi, ale podług mnie jest on nieunikniony. Niejaki Żelazny Byk, wielgachny najemnik Qunari, zakochał się w pewnej młodziutkiej elfce o nienaturalnie wydatnych uszach, nawet jak na elfie standardy. Solasowi powoli zaczyna brakować piątej klepki, a ten oblech, Dorian Pavus znowu popadł w ślinotok, gdy tylko mnie zobaczył.
- Lea... - posłałem siostrze karcące spojrzenie.
Zielonooka piękność zaniosła się gardłowym śmiechem. Robiła tak ilekroć miewała kaprys, by bawić się w telepatię i przyznać trzeba, bawiła się natenczas całkiem dobrze.
Raptem usłyszałem:
- Niosę wieści o Morrigan - a słowa te spłynęły po mnie wrażym dreszczem.

20.09.2014 20:10
156
odpowiedz
Michal9609
9
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Co rusz mijaliśmy zgliszcza zrównanych z ziemią wiosek i posterunków. Dla Żelaznego Byka ten widok nie stanowił niczego nadzwyczajnego – jako najemnik-Qunari widywał podobne sceny więcej razy, niż niejeden ludzki żołnierz. Z resztą liczne rany obecne na jego twarzy mówiły same za siebie.
Kierowaliśmy się w stronę Milczących Równin. Zgodnie z raportem zwiadowców Inkwizycji wzrosła tam aktywność stworzeń z Pustki, podobno widziano też smoka. „Mam nadzieję, że załatwimy sprawę z demonami szybko, bo mam chrapkę na tego latającego jaszczura”, powiedział jednooki wojownik. „Zapomnij, nie mam zamiaru znowu ryzykować życia, zwłaszcza po ostatnim razie. Wciąż pamiętam swąd swojej szaty, która ledwo uniknęła spalenia wraz ze swym właścicielem”, odpowiedział Solas. Był to elfi apostata, który uważał się za eksperta w sprawach Pustki. Jak dotąd jego wiedza przysłużyła się dobrze Inkwizycji. „Lochy i smoki zostawcie na później”, odrzekłem z lekką ironią, „bo wygląda na to, że mamy towarzystwo”. Na drodze przed dnami rysowały się coraz wyraźniej ludzkie sylwetki. Dobrze uzbrojone, odziane w ciężkie pancerze, gotowe do walki. Chwilę później zauważyłem dwóch łuczników mierzących do nas ze wzgórza. Natychmiast uniosłem tarczę - wyglądało na to, że za chwilę miało dojść do starcia.

20.09.2014 20:18
157
odpowiedz
sakhar
136
Animus Mundi

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.

Morrigan wzdrygnęła się gwałtownie wyrwana z letargu. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Raz po raz w ciągu niekończących się dni zlewających się w jej pamięci w niewyraźną, pełną żaru i oślepiającego blasku słońca ruchomą plamę, zapadała w otępienie. Potrząsnęła głową, próbując odgonić resztki sennych widziadeł i odruchowo rozejrzała się wokół, jakby spodziewając się zobaczyć coś innego. Lecz krajobraz, przesuwający się wolno przed jej oczami, niezmiennie ukazywał bezkresną, jałową i naznaczoną rozkładem krainę, skąpaną w trupio-bladej poświacie księżyca.
Niespokojnie poszukała wzrokiem sylwetki Leliany. Po chwili dojrzała ją na samym końcu grupki obdartych postaci, chwiejącą się w rytm kroków.
Uspokojona nieco, zwilżyła językiem spierzchnięte wargi. Powoli uświadamiała sobie, że kolejny raz nawiedziły ją te same wizje, te same obrazy. Z początku nieczytelne i chaotyczne, z czasem stawały się coraz częstsze i wyraźniejsze. I zawsze przedstawiały to samo - spienione, karmazynowe fale pochłaniające wszystko na swej drodze, niosące zagładę wszystkiemu co znała i co miało dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Poczuła palący ból w stopach. Morrigan zdała sobie sprawę, że jeżeli nie zrobią chociaż krótkiego postoju, wkrótce nie będzie zdolna zrobić ani jednego kroku więcej.
Po drodze mijali wiele spalonych wiosek, pełnych trupów ludzi i zwierząt. Nie zatrzymywali się, prąc nieustannie naprzód.
Niespodziewanie, Morrigan ujrzała położone na małym wzniesieniu zabudowania. Ku jej wielkiej uldze, nie wyglądały na zniszczone.

20.09.2014 20:33
158
odpowiedz
Mephale
6
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Odkąd opuściliśmy karczmę Czarny Gorg łypał spode łba na Morrigan jadącą na wozie wypełnionym zapasami.
- Czeba było tylko powidzieć, że się nie chce… - mruknął. – Nie czeba się zaraz unosić… - splunął gniewnie na śnieg i z rozżaleniem spojrzał na swoje spodnie.
Żelazny Byk wybuchnął śmiechem, umilkł jednak gdy jeden z jego rogów zahaczył o niską gałąź, strącając pokaźną ilość śniegu prosto na jego głowę. Przeklął siarczyście, ocierając oczy z wody. Kilkoro najemników z jego bandy spojrzało na wodza z przestrachem, ten jednak rzucił okiem na wciąż mamroczącego pod nosem Gorga i ponownie ryknął potężnym śmiechem.
- Mówiłem ci Czarny, że to nie jest dobry pomysł! – zarechotał i klepnął mężczyznę po ramieniu. Gorg rzucił gniewne spojrzenie na wóz.
- Ale żeś nie powidzał czemu. – odparł i wbił wzrok w śnieg szczękający pod butami.
Spojrzałem za siebie. Karczma, z której wyjechaliśmy o zmierzchu, była teraz już tylko słabo migoczącym światełkiem przy linii horyzontu. Ostatnia bezpieczna przystań oddalała się nieubłaganie.

20.09.2014 20:35
159
odpowiedz
Grubbas
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Popiół, który pokrywał niebo smugami rozpaczy. Tak jak ludzka głupota i nienawiść dosięgała niewinnych; tak też poczucie nieodstępującej nas marności nie pozwalało nam znaleźć drogi ratunku. Maszerowaliśmy od paru dni nie rozmawiając, widząc jak przez egoizm silnych, słabi płacili za to życiem. Solas i ja ledwie radziliśmy sobie z przytłaczającą aurą Śmierci, która zabrała ze sobą setki niewinnych dusz. Morrigan radziła sobie znacznie lepiej niż my... Nie potrafiliśmy tak jak ona patrzeć na świat oczami pełnymi pustki. Morrigana po widoku tylu straconych istnień, postanowiła pozbyć się swojego człowieczeństwa; tak jak my omal utraciliśmy chęć do walki. Jednak nie mogliśmy się poddać, jesteśmy ostatnimi którzy w tym świecie zalanym krwią nie popadli w niełaskę. Jednak sami nie możemy wiele zdziałać. Bez siły ludzkiej wiary i nadziei byliśmy bezsilni. Musimy ich znaleźć... ludzi. Ludzi którym pozostała wola życia. Musimy ich znaleźć i poprowadzić na drodze do wolności. Musimy zniszczyć zło i odkupić nasze grzechy...

20.09.2014 21:00
160
odpowiedz
akinimida
5
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Cisza jaka panowała na trakcie napawała lękiem i trwogą. Nawet Madra nie potrafiła iść spokojnie, nerwowo nadstawiała swoje psie uszy wyczekując jakiegoś dźwięku.
Gdy wreszcie dotarliśmy do Velun, Tavin od razu udał się do pierwszej lepszej karczmy, by zjeść coś ciepłego, Madra posłusznie podreptała za swoim panem, a ja poszłam w stronę placu targowego.
Na miejscu nie było nikogo. Zrezygnowana zaczęłam wracać i nagle…
- Auć!
Instynktownie złapałam się za głowę i usłyszałam krakanie. Nade mną bezczelnie latał kruk trzymając pukiel moich włosów w swoich szponach.
- Ty mały złodzieju! – krzyknęłam, a ptak natychmiast odleciał.
Poczułam silny zawrót głowy, serce zaczęło mi kołatać, osunęłam się na ziemię. Rzeczywistość znikała w szaleńczym pędzie. Szum, pisk, wrzask, krzyk, jęk, zgrzyt, świst, huk, brzęk, grzmot, błysk, moc! Słyszałam głos: „To się stanie dziś… To się stanie tutaj… Giiiń!”. Widziałam jak wchodzę do karczmy „Pod kudłatym żukiem”, idę po schodach i otwieram drzwi. Potem wszystko się rozpłynęło.
Zlana potem ocknęłam się na środku placu. Nie myśląc wiele szybkim krokiem skierowałam się w jedną z bocznych uliczek odchodzących od targu. Po dwóch minutach znalazłam się pod budynkiem z mojej wizji. Weszłam do środka. Nie zwracając uwagi na tłum dotarłam na schody i później na poddasze. Otworzyłam drzwi.
- Witaj czarodziejko, jestem Morrigan – powiedziała czarnowłosa nieznajoma stojąca na środku pokoju. Po jej słowach zaczęłam czuć się sennie i słabo, zaszumiało mi w głowie. Drzwi zamknęły się.
- Co ty… – nie mogłam się skupić, by odparować czar.
- Nic nie mów, niedługo będzie po wszystkim.
Trzask! Drzwi otwarły się ponownie i do środka leniwie wszedł szeroki, garbaty stwór z rogami.
- Spać na poddaszu! – burzył się nowo przybyły. – Też mi coś! Żelazny Byk nigdy nie został odprawiony na poddasze! – zamknął za sobą drzwi, odwrócił się i w połowie wyprostował ukazując swoją ogromną posturę.
- O matko! Jeszcze tego mi tu brakowało – syknęła Morrigan.

20.09.2014 21:10
161
odpowiedz
ziralea
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Gdziekolwiek się nie zjawiliśmy, reakcje ludzi na naszą coraz liczniejszą grupę były takie same; odwracanie wzroku, ciche komentarze rzucane mimochodem gdy sądzili, że nie słyszymy. Matki chowały przed nami dzieci jakby bały się, że źli magowie porwą im pociechy i złożą demonom w krwawej ofierze, a ojcowie ostrzyli siekiery i chwytali za pierwsze, co było pod ręką oraz posiadało ostry koniec, gotowi bronić swych rodzin. Niektórzy z nas być może odpowiedzieliby agresją na wszechobecną niechęć, mieli jednak świadomość, że wtedy spotkaliby się z moim gniewem. Wciąż nie wiedziałem, dlaczego akurat mnie wybrano na przywódcę, ale starałem się z całych sił, by utrzymać w ryzach to niesforne towarzystwo, żądne niezależności i stabilizacji w świecie, który stopniowo pogrążał się w chaosie.
Naszym celem było Imperium Tevinter - okryte złą sławą, dekadenckie państwo rządzone przez takich jak my, magów, którzy nie chcieli ugiąć kolan przed templariuszami i ich rządami, którzy uznawali wolność za najwyższą wartość i służyli jedynie sobie, chociaż reszta świata uważała ich za niebezpiecznych i zepsutych... tak, zdecydowanie mieliśmy z sobą wiele wspólnego.
Wspięliśmy się na wzgórze, z którego doskonale widać było rzekę Minanter świadczącą o tym, iż długotrwała podróż ma się ku końcowi i za tydzień, najwyżej dwa przekroczymy granicę Imperium. Rozejrzałem się, szukając wzrokiem kobiety, z którą się tu umówiłem; nadeszła pora spłacić dług, który wszyscy u niej zaciągnęliśmy. Wreszcie ją dostrzegłem - trzymała się w cieniu, oparta o drzewo, tak że gdyby nie jej płomiennorude włosy nawet bym jej nie zauważył.
Przywitałem się krótko z Lelianą, skinąwszy jej głową. Podeszła bliżej ignorując zaciekawione spojrzenia jakie posyłali jej moi towarzysze, i to też przez nich ściszyła głos, tak by nikt prócz mnie nie mógł jej usłyszeć, zaczynając tłumaczyć mi wszystko bardzo powoli oraz dokładnie. Celem zarówno moim jak i mojej grupy było odbicie z rąk templariuszy niejakiego Solasa, posiadającego pewien ważny artefakt, który na wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności wpadł razem z magiem w ręce wysłanników Zakonu.
- Gdzie ich znajdę? - zapytałem jedynie, starając się ułożyć sobie w głowie obraz elfa opisanego przez Lelianę.
Kobieta posłała mi tajemniczy uśmiech i wskazała dłonią na przybliżający się z każdą chwilą korowód postaci.
- Właśnie do nas idą.

20.09.2014 21:10
162
odpowiedz
zanonimizowany823196
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Nie mieliśmy wyboru. Wszystko potoczyło się szybciej niż zwykle. Obleczone w chaosie wydarzenia sprawiły, że zniknęło z tego świata wiele istnień. Na początku była jedynie wojna domowa, całkowicie niepotrzebna ofiara, całopalenie naszej cywilizacji. Jednak okazało się, że masakra z której zdaliśmy Inkwizycji relację, nie była jedynie efektem politycznych gier o władzę w Thedas. Jako wędrowni najemnicy, krążąc gdzieś pomiędzy kolejnymi zgliszczami pozostawionymi przez żniwo brutalnej wojny, zobaczyłam setki zwłok, spopielonych, postrzępionych i zmasakrowanych, ale wspomniany w późniejszym raporcie dla Rady Inkwizycji obraz pola bitwy utkwił mi w głowie, podobnie jak natarczywe myśli, niosące z sobą uczucie bezradności i rezygnacji.
Pobojowisko było jeszcze świeże, o czym świadczyły nie do końca wchłonięte w glebę płyny ustrojowe. Ciała były jeszcze ciepłe, a powietrze falowało rozmywając obraz polany, na której zwłoki piętrzyły się aż po horyzont. Ogień trawił zgliszcza otaczające pobojowisko, a gęsty dym szybko ulatywał na północ niesiony silnymi podmuchami wiatru, dodatkowo roznoszącymi słodki odór po okolicy. Zwą mnie Morrigan, za sprawą szalonej matki ujrzałam w swoim życiu wiele makabrycznych i niecodziennych rzeczy. Widziałam nawet kilka pobojowisk po bitwach zjednoczonych ludzkich armii z Plagą, wywołaną przez arcydemona i pomiot mu służący, która dawniej dotknęła Ferelden. Ale zgliszcza byłego pola bitwy na które patrzyliśmy, jego skala i ohyda, którą było przepełnione, przyćmiewa tamte wydarzenia co najmniej o stokroć.
Nasza kompania sama do końca nie jest pewna, jak potoczą się sprawy w Thedas. Sytuacja polityczna nie jest ciekawa – wojna domową pomiędzy Magami a Templariuszami skutecznie nadwątliła siły i tak słabej militarnie krainy, dodatkowo w obliczu zupełnie nowego zagrożenia. To o czym teraz mówię zaskoczyło obie strony konfliktu i poniekąd samych Templariuszy. Odnosząc się do relacji zdanych przez nielicznych świadków i wstępnych oględzin pobojowiska, na które właśnie patrzyliśmy, można by rzec, że na setki walczących żołdaków, w najmniej oczekiwanym momencie bitwy zstąpiła z niebios potworna siła, niosąca ogień i zniszczenie. Nawet podróżujący wspólnie z nami jednooki Qunari, zwany przez towarzyszy Żelaznym Bykiem, zdawał się być poruszony świadectwem danym przez tajemnicze zjawisko. Przyglądając się tak temu wszystkiemu nie chciałam nawet myśleć, czy Inkwizycja będzie w stanie to powstrzymać. W tej chwili liczyło się tylko jedno – jak najdokładniej przyjrzeć się zgliszczom i poznać naturę nowego zagrożenia. Choćby była zimna, nieprzenikniona, obca i zła. Twarz nowego wroga nie jest jeszcze dla nas znana. Jednak wiem tylko jedno. Przed wyruszeniem w drogę usłyszałam od Nich polecenie – poprowadź ich, albo giń. Mam dług wobec świata i losu i zamierzam go spłacić. Z nawiązką.

20.09.2014 21:39
163
odpowiedz
zanonimizowany1031925
3
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Choć po prawdzie zbliżając się do białych szczytów Gór Myślirogu miałam wrażenie, że z każdym dniem pozostawiamy wojnę w tyle, jakby nawet demony nie miały ochoty zapuszczać się w te zapomniane przez Stwórcę okolice.
Zastanawiałam się, czy powinnam się z tego spokoju cieszyć, czy bać się, że spowodowało go coś innego.
Niewielu już wierzy w legendy o ukrytych gdzieś na krańcu świata Kręgach Maginów, gdzie trafiają magowie o niewyobrażalnej mocy, wymagający nieustannej obserwacji wyszkolonych i doświadczonych templariuszy. Zwykłe bzdury. Ryzyko, że taki mag się zbuntuje, zazwyczaj jest wystarczającym powodem do natychmiastowego pozbawienia go życia. Jeżeli jacyś się uchowają, pod żadnym pozorem nie trzyma się ich razem, ale w odosobnionych, łatwych do pilnowania domach-więzieniach z mnóstwem zabezpieczeń. Takich jak to, do którego zmierzaliśmy.
Kiedy przekonywałam Zakon do dania szansy Asere, elfiej magiczce uwięzionej teraz wśród szczytów Gór Myślirogu, myślałam, że czynię dobrze. Sama zawiozłam ją do więzienia, gdzie spędzi resztę życia, zaprojektowałam wymyślne pułapki z lyrium i stali na wypadek, gdyby okazała się niebezpieczna. Ja wyznaczałam templariuszy, którzy mieli strzec świata przed nią i to ja decydowałam, do jakich ksiąg będzie miała dostęp.
Jeżeli Inkwizycja się nie myliła i to ona przedarła Zasłonę, ja byłam temu winna.
Nie zwracałam już prawie uwagi na fakt, że moją towarzyszką jest apostatka. Morrigan, bo tak się nazywała, zapukała do moich drzwi dwa tygodnie temu. Pierwszym instynktem był oczywiście atak, ale zadziwiająco szybko można odrzucić stare nawyki dostrzegając, że cel ma za towarzysza dwa razy większego do ciebie qunari.
Kiedy już usiedliśmy w moim salonie, dziwni goście szybko przeszli do rzeczy. Do Inkwizycji dotarły plotki o czarodziejce uwięzionej gdzieś daleko, wiemy, że to nie legenda, czy miałaby ona moc przedrzeć Zasłonę?
Zaschło mi w gardle.
– Tak – zdążyłam wykrztusić z siebie i zaraz zbierałam się już do drogi. Morrigan ani Żelazny Byk nie musieli nic mówić. Okazało się, że od początku mieli plan zabrać mnie ze sobą. Alternatywą było wyciąganie ze mnie informacji siłą, ale qunari przyznał, że w ten sposób zaoszczędzili trochę czasu.
Towarzyszył nam mały oddział przysłany przez Inkwizycję. Obawiałam się, że jeśli Asere faktycznie przedarła Zasłonę, ta garstka nie wystarczy. W teorii to ja tu dowodziłam – miałam doświadczenie, znałam więzienie jak własną kieszeń – ale wiedziałam, że dla Morrigan i Żelaznego jestem tylko przewodnikiem.
Byliśmy już niedaleko wejścia do doliny, nie musiałam nawet patrzyć pod nogi, uważając, by nie zboczyć ze ścieżki.
– Nic nie słyszę – zauważyła wreszcie Morrigan. – Tylko nas.
Też to dostrzegłam, ale nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Wyszliśmy spomiędzy drzew i spojrzałam w dół na pogrążony w ciemności budynek, w którym uwięziłam potwora.

20.09.2014 21:47
164
odpowiedz
wogsel
105
Konsul

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wszystko wokół płonęło , wszędzie było pełno ciał , a w obniżeniu zebrała się kałuża krwi. Żelazny byk nagle się zatrzymał ,spojrzał się do tyłu i powiedzia :
- Wreszcie się trochę rozerwałem , szkoda tylko że tak mało ich już dla mnie zostało.
-Zamknij się gruba beczko , wojna to nie rozrywka ,to walka o przetrwanie.- chłodno uciszyła go Morrigan.
-Spokój ,zachowajcie energie na walkę. Bo ta może zdążyć się już niebawem. Moczary Nahashin nie należą do najmilszych miejsc.-uspokoił towarzyszy lider.
-Fendel , czy naprawdę musimy tam iść ? - zapytała czarnowłosa czarownica.
- Tak tylko on może nam pomóc , powstrzymać oddziały poszukiwaczy. Inaczej ostanie nieśmiertelne elfy zostaną zgładzone, a wtedy moja rasa umrze.
Nikt już nic nie powiedział : elf ,człowiek i Qunari pomaszerowali przez grząskie bagno. Ciemne liście głośno szeleszczały .Zimny wilgotny wiatr opływał ciała podróżników. Nagle coś świsnęło trzy razy , a w koronie starego i powyginanego drzewa ukazała się ciemna postać. Trójka towarzyszy padła nieprzytomna na ziemię.

20.09.2014 21:51
165
odpowiedz
zanonimizowany1031960
1
Junior

Otaczała nas odrażająca rzeź w pełnym tego słowa znaczeniu – dogasające zgliszcza osad ujawniały niespalone zwłoki swoich mieszkańców. W powietrzu unosił się charakterystyczny, drażniący nozdrza odór spalonego mięsa. Nie było sensu zatrzymywać się i szukać niedobitków. Oni nie zostawiali nikogo żywego, nie znali litości nawet względem dzieci. Mroczne pomioty nie pochodziły z tego świata. Jeszcze dzisiejszej nocy musieliśmy dotrzeć do Montfort i przegrupować nasze wojska. Od Rubieży Andorala nadciągała armia mrocznych pomiotów pod dowództwem wysłannika arcydemona. Zbliżała się kolejna Plaga, a my dostaliśmy za zadanie powstrzymać ją w zalążku zanim spustoszy ten kraj. Nadszedł nareszcie czas, aby nasza trójka – Żelazny Byk, Morrigan oraz Solas, pokazała swoją siłę. Nie należeliśmy do zwykłych oddziałów skorumpowanych przez magnatów bądź przeciętnych żołnierzy władcy którejkolwiek z krain. Byliśmy specjalną jednostką stworzoną do posprzątania całego bajzlu. Nazwano nas Inkwizycją.

20.09.2014 22:07
166
odpowiedz
zanonimizowany1031810
1
Junior

Witam, kieruję jedno zapytanie, czy jako znaki będą liczone akapity ? Proszę o szybką odpowiedź.

20.09.2014 22:19
167
odpowiedz
YtseMan
10
Legionista

Ale z tego popiołu czasami wynurzał się ktoś żywy, kto nie zamierzał nas ani obrzucać obelgami, ani słać błogosławieństw.
- Ożesz... - chciałem zakląć, ale zmełłem przekleństwo w ustach, pamiętając kto stoi za moimi plecami. Dla Leliany, zwanej Świętą, nawet powiedzenie "kij ci w oko" domagało się spowiedzi, a szlachetność, honor oraz czystość tak ciała, jak duszy stawiała ponad wszystko.
- Nie kląć trzeba, tylko się skupić - powiedziała cicho - inaczej marny nasz los.
Nie spodziewaliśmy, że kogoś możemy tu spotkać, a tym bardziej, że ten ktoś może nas zaatakować. Dwójka ludzi na trakcie to czasem smaczny kąsek dla panoszących się rabusiów, ale dwójka ludzi w pełnych zbrojach, naznaczonych przez Inkwizycję, to całkiem inna historia.
Ale im gorsze były czasy, tym ludzie bardziej zdesperowani i tym chętniej stawiają wszystko na jedną kartę. Tak też rzecz się miała w przypadku tych dwunastu wieśniaków, którzy wyskoczyli spomiędzy drzew i wygrażając widłami, cepami oraz młotami kowalskimi, zażądali oddania wszystkiego co mamy. Nie było tego wprawdzie wiele, ale i tak nasze zbroje, broń i to co mieliśmy w niewielkich sakiewkach mogło ich wyżywić przez miesiąc. Stąd po naszej odmowie, przeszli od pogróżek do czynów.
Wieśniak z widłami to żaden przeciwnik dla doświadczonych zbrojnych - czterech z dwunastu już zresztą leżało rozbrojonych lub martwych pod naszymi nogami - ale przy takiej przewadze liczebnej wystarczyła jedna spóźniona parada, jeden źle wyliczony unik i mogło być po wszystkim.
- Szkoda, że nie ma tu z nami Morrigan - powiedziała cicho Leliana, a ja pomrukiem przyznałem jej rację. Nasza czarodziejka nie była najlepsza w przyjmowaniu obelg, a podpaść jej było niezdrowo, ale w końcu trafiła kosa na kamień. Tamta wredna wiedźma w jednej chwili była piękną i młodą kobietą, ale gdy Morrigan zaczęła sobie poczynać zbyt hardo, zmieniła się w... cóż, we wredną wiedźmę właśnie. Pstryknęła palcami i Morrigan zniknęła. Potem starucha obiecała nam, że wkrótce zwróci nam towarzyszkę i kazała nam zmiatać ze swojej doliny.
A teraz staliśmy tutaj - dwójka przeciwko ósemce wygłodzonych i zdeterminowanych chłopów.
Nagle niebo pociemniało, a za wieśniakami stojącymi po naszej prawej stronie coś stuknęło, coś zaszeleściło i przemknął jakiś cień. Jeden chłop wrzasnął i upadł, a drugi zaczął się powoli cofać i krzyczeć: "Diabeł! Rogaty diabeł!", a trzeci gapił się tylko w ciemność za sobą. Napastników z lewej strony też zamurowało i stali tylko jak słupy soli, nie bardzo wiedząc co robić. Cień pomknął w ich kierunku i ja wyraźnie zobaczyłem, że cokolwiek to jest, to faktycznie ma rogi. Mgnienie oka później dziabnęły one w udo kolejnego napastnika, a następny wystękał tylko: "Siła nieczysta! Ratujcie się!" i zabrał nogi za pas. Wkrótce wszyscy poszli w jego ślady i zostaliśmy sami.
Po krótkiej chwili spomiędzy drzew nieśpiesznie wylazła czarna jak noc koza. Szła jakoś nie po koziemu - z gracją i lekkością - a jej pysk zdecydowanie kogoś mi przypominał.
Ale to przecież niemożliwe...
- Meee... Meee... Meeerigaaan - wybeczała zamieniona w kozę Morrigan.
- Ożesz... - zacząłem i ugryzłem się w język, nie chcąc urazić delikatnych uszu Leliany.
Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu, tym razem to ona soczyście zaklęła.

20.09.2014 22:27
168
odpowiedz
zanonimizowany1031981
2
Junior

- „Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół” – odczytała inkwizytorka, po czym sceptycznie uniosła brew i spojrzała na Varrika, rozpartego na krześle naprzeciwko niej. – Z pewnością brzmi to dramatyczniej niż „w trakcie walk na skraju wioski przypadkiem podpaliliśmy kilka zabudowań”, ale nie sądzisz, że to upiększanie rzeczywistości poszło już za daleko?
- Wiem, co robię. A poza tym to dopiero pierwsza wersja. Zostawię ci ją, przeczytaj w wolnej chwili – dodał, zerkając na Lelianę, która od kilku minut stała w progu komnaty, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę.
- Nie rozumiem, jak możesz zajmować inkwizytorce czas swoim pisaniem – westchnęła, zajmując miejsce na zwolnionym przez niego krześle. – Mamy tyle ważniejszych spraw…
- Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, ile może zdziałać odpowiednio opowiedziana historia – rzucił, licząc, że zaangażuje ją w rozmowę, ale kobieta w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. Wyraźnie nie lubiła wracać do swojej przeszłości jako barda, nie chciała nawet opowiadać o współpracy ze Strażnikami co było wiecznym źródłem utyskiwań reszty drużyny, ciekawej relacji kogoś, kto osobiście poznał Bohatera Fereldenu.
Varric pożegnał kobiety skinieniem głowy i wyszedł z komnaty, kierując się w stronę, gdzie – o ile pamiętał – znajdowało się kilka sal zajmowanych aktualnie przez towarzyszy inkwizytorki. Gdy po kilkunastu dniach nużącego marszu natknęli się na częściowo zrujnowany zamek, spoglądający ze wzniesienia na dawno już opuszczoną wieś, postanowili zatrzymać się w budowli na noc. Kilka komnat zachowało jeszcze stropy, co stanowiło warunki zdecydowanie lepsze, niż te, które były udziałem drużyny od początku wyprawy – spanie w namiotach w strugach deszczu.
Warownia ozdobiona była herbami, których jednak nikt z drużyny nie rozpoznawał. Wykuty w kamieniu symbol – dwa splecione węże – przyciągnął teraz uwagę krasnoluda, który postanowił przerysować go w wolnej chwili i dołączyć do notatek. Zapomniał jednak o tym, kiedy usłyszał, że ktoś go woła.
- Varric! Hej! – w głębi korytarza dojrzał machającą Serę – Byk znalazł wejście do podziemi! Idziesz z nami?
- Jasne! Chyba nie chcecie odkrywać tajemnic tego zamku beze mnie?
Zaopatrzeni w pochodnie zagłębili się w korytarze pokryte pajęczynami. Po chwili trafili do pomieszczenia, które zdecydowanie kiedyś było więzieniem. Zwiedzali je w ponurym milczeniu, przerwanym w pewnym momencie przez Byka.
- Słyszycie to? Coś tu świszczy… - powoli przeszedł do ściany, przy której nie było żadnych cel. – Chyba coś za nią jest. – Pochodnia, którą zbliżył do cegieł zaczęła drgać w przeciągu.
Kiedy udało się wykruszyć pierwszą cegłę, okazało się, że bariera jest wręcz prowizoryczna. Nie stanowiła przeszkody dla ogromnego qunari, który szybko pozbył się tylu cegieł, by można było swobodnie przejść dalej. Korytarz, który zobaczyli, był wąski i kręty, wykopany w ziemi, ze stropem podpartym drewnianymi wspornikami. Po kilkunastu minutach marszu zaprowadził ich do średniej wielkości pomieszczenia, z którego wychodziło kilka innych przejść. Na samym środku sali ujrzeli coś, co zwarzyło im humory.
- Czy to… stół ofiarny? – w głosie Sery słychać było obrzydzenie. – Gdzie my trafiliśmy? – po chwili odezwała się znowu. – Chłopcy, wzięliście może ze sobą broń?
- Ja sam jestem bronią – z dumą w głosie zapewnił ją Byk. – A dlaczego pytasz?
- Wiecie… krew na tym stole wygląda mi podejrzanie świeżo…

20.09.2014 22:30
169
odpowiedz
TollMann
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Im bardziej zbliżaliśmy się do naszego celu, tym oczywistsze stawało się, że pogłoski były prawdziwe. Chylące się ku zachodowi słońce karmiło nasze oczy widokiem koszmarnie poszarpanych, zwęglonych ciał, leżących w najdziwniejszych pozach na drodze do wioski. Jeżeli ci ludzie próbowali uciekać, to w swoich ostatnich chwilach mogli poczuć się rozczarowani rezultatem.
Podążaliśmy dalej, starając się nie zwracać uwagi na makabryczny widok rozciągający się tuż pod naszymi nogami.
Po kilku minutach marszu dotarliśmy do feralnej wioski, która wyglądała, jakby przeszła przez nią horda mrocznych pomiotów z Arcydemonem na czele. Rozsiane wszędzie zwłoki wydawały się wlepiać w nas oskarżające spojrzenia i pytać niemo: "Gdzie byliście, kiedy was potrzebowaliśmy?".
W milczeniu obserwowaliśmy ten teatr śmierci i spustoszenia.
Ciszę przerwał okrzyk Morrigan.
Podążyliśmy wzrokiem we wskazaną przez nią stronę.
Na pierwszy rzut oka były to zwłoki jak każde inne. Dopiero po chwili dało się dostrzec czym różniły się od reszty.
Spalone, rozszarpane ubranie było szatą maga.
- Więc mówicie, że zbyt ostro obchodzimy się z Saarebas? - zagadnął Żelazny Byk, patrząc z lekkim uśmiechem na Morrigan, która odwdzięczyła mu się jadowitym spojrzeniem.
Wyglądało na to, że spędzimy w tym miejscu nieco więcej czasu niż zakładaliśmy.

20.09.2014 22:36
170
odpowiedz
MrWrong
5
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wiedziałem, że to moja wina, a po tygodniach wędrówki już niemal nie wierzyłem, że mój los może się odmienić. - Za chwilę ją zobaczysz – usłyszałem głos Solasa, który obudził mnie z letargu. Wyciągnąłem nóż, ten nóż. I znowu to wróciło – martwy król, jego żona, dzieci, koniec pokoju, wojna, śmierć. I ten śmiech w oddali. - Jesteś tego pewien? – zapytała Morrigan. Nie, nie byłem, ale nie mogłem inaczej. Musiałem dowiedzieć się, co się naprawdę stało. Czy to ja zatrząsłem bryłami świata, zmieniłem bieg historii, zniszczyłem to, co było dla mnie ważne. - Ona zawsze chce coś w zamian – powiedziała czarodziejka. Leliana chwyciła się za brzuch. Moja ukochana przyjaciółka nienawidziła mnie za to, że jej dziecko nie będzie miało ojca, ale chciała pojąć dlaczego. Wypalone znamię przygniatało mnie do ziemi i nie pozwalało zapomnieć. Byłem przeklęty, wszyscy, z którymi kiedyś walczyłem ramię w ramię albo zostali straceni, albo zaszyli się w norach tak głębokich, że słuch o nich zaginął. Nagle poczułem dreszcz. - Wiem, po co przyszedłeś. Ale nie wiem, co chciałbyś usłyszeć – powiedziała. To była ona. Ona. Moja ostatnia deska ratunku, albo mój koniec. Nasz koniec.

20.09.2014 22:37
171
odpowiedz
Dawidu34
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Dziesiątki wsi spłonęło a ich mieszkańcy zostali bestialsko zamordowani. Nikt nie wiedział kim byli sprawcy, nawet wywiad inkwizycji którym kierowała Leliana. Podążaliśmy krwawym tropem już od dwóch tygodni a wokół panowała niczym nie zmącona...
Kapitan Rick Dalle zaklął pod nosem i zamknął dziennik na który spadło kilka pierwszych kropel deszczu.
-Cholerny deszcz, czy w Anderfels leje codziennie?!- rykną Żelazny Byk.
Solas który właśnie przerwał medytacje, uśmiechną się krzywo słysząc narzekania rogatego kompana i przemówił swym spokojnym głosem.
-Te ziemie słyną przecież z gwałtownych krótkotrwałych deszczy, prawda kapitanie?
Dalle kiwną głową wstając i nakładając płaszcz ochronny, wyglądało bowiem na to że czeka ich kolejny deszczowy wieczór.
-Czas zwijać obóz, już długo tu odpoczywamy a coś mi mówi że te dranie są blisko, kolejna wieś jest zaledwie kilka mil stąd.
Odkąd dwa dni temu znaleźli jeszcze płonącą wieś, prowadzili pogoń prawie bez wytchnienia, także w nocy. Oddział złożony z dwudziestu trzech żołnierzy i dwóch inkwizytorów szybko uporał się z zadaniem. Dalle staną na czele oddziału i wkrótce znaleźli się w głębi lasu oświetlonego jedynie blaskiem księżyca. Maszerowali już od około dwóch godzin a żołnierze zaczynali cicho rozmawiać z nudów. Nagle z oddali usłyszeli makabryczne krzyki i kwik zwierząt. Rick Dale zawodowy żołnierz od dwudziestu pięciu lat, spojrzał na swój oddział, poprawił miecz w pochwie i już w biegu wydał rozkaz ataku.

20.09.2014 22:38
172
odpowiedz
bart_dawidek
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Z ruin Lothering do Denerim było 3 dni drogi. 3 dni pełne niebezpieczeństw. Morrigan doprowadziła nas na skraj Głuszy Korcari... I ani kroku dalej. Bała się
wszędzie węszących templariuszy, szukających apostatów, zdolnych przywoływać nieumarłych. Morrigan, zawsze pewna siebie, arogancka i nieustępliwa... Teraz nie chciała wyjść ze swego ukrycia, nawet pod osłoną nocy.
I my nie byliśmu bezpieczni. Po rozprawieniu się z armią Eldara mieszkańcy Fereldenu mieli do nas mieszane uczucia. Jedni wychwalali nas pod niebiosa, inni
ganili za pozbawienie wątpliwej ochrony mrocznych sił. Ale musieliśmy iść do króla Alistaira, powiadomić o zniszczeniu niebezpieczeństwa. Żelazny Byk miał co do
tego duże wątpliwości. Twierdził że wystarczy wysłać posłańca z wiadomością, a my powinniśmy wracać do Skyhold. uważałem, że zagrożenie jest zbyt duże, aby tak
lekkomyślnie je bagatelizować. Ferelden pamiętający wydarzenia Piątej Plagi nie był wystarczająco silny, aby poradzić sobie ze wszystkimi bolączkami.
A przecież Inkwizycja powstała właśnie po to, aby pomagać w najtrudniejszych sytuacjach... Rozbiliśmy obóz na skraju Lasu Brecililian, tuż po zachodzie Słońca.
Nie byliśmy gotowi na wydarzenia nadchodzącej nocy nocy...

20.09.2014 22:47
173
odpowiedz
mateo4000
40
Chorąży

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Na twarzach moich kompanów widniało przerażenie i niepewność. Cisza była tak przeszywająca, że było słychać tylko nasze głębokie oddechy, które rozchodziły się w bezkresnej nocnej próżni. Jedyną osobą po której nie było widać strachu była moja bliska przyjaciółka Leliana, nawet w tak przytłaczającej ciemności widać było jej olśniewające ogniste włosy. Nagle mój potok myśli został przerwany.
-Zbliżamy się- powiedziała Leliana donośnym i pełnym entuzjazmu głosem, słychać było jak bardzo cieszy się ze zbliżającego spotkania.
Podniosłem wzrok i ujrzałem drewniany kościół w którym miało się odbyć spotkanie z Solasem, utalentowanym magiem który wiele razy ratował nam życie. Nasze zgrupowanie miało na celu zbadanie wzmożonej aktywności smoków w tym obszarze, jednak mnie niepokoił inny fakt. Konkretnie taki iż ofiary w tych obszarach nie były spalone a straszliwie zmasakrowane, rzekłbym, poddawane najokrutniejszym torturom.
Gdy zbliżaliśmy się do bram świętego budynku widać było radość na twarzy naszej odważnej, płomiennowłosej pani kapitan. W Momencie otwarcia drzwi poczułem przeszywające mnie dreszcze. W środku panowała całkowita ciemność, cały czas czułem na sobie czyjś wzrok. Podłoga była mokra i na każdym kroku czułem jakbym uderzał o coś głową co pachniało naftą. Leliana podpaliła jedną z tych wiszących rzeczy, chcąc rozświetlić mrok, gdy ogień rozjaśnił pomieszczenie naszym oczom ukazał się Solas i jego kompania. Krew zamarzła mi w żyłach, a ciało całkowicie zesztywniało gdy ujrzałem wszędzie wiszące odrąbane głowy ociekające krwią z odciętymi uszami, powiekami szeroko otwartymi i rozdziawionymi ustami z wyrwanymi językami( zdawało się, że krzyczą do nas, błagając o pomoc) , ogień szerzył się jak zaraza podpalając kolejnych zamordowanych. Na ścianie przybity ogromną ilością gwoździ elf a nad nim napis: „ Tej nocy każdy zapłonie, w głębokiej ciszy wykrzykując moje imię”.

20.09.2014 22:48
174
odpowiedz
zanonimizowany1031810
1
Junior

- Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Musieliśmy tak postąpić. - po dokończeniu tych słów kobieta i mężczyzna oparli się o siebie plecami, wyciągnęli miecze z pochew i zastygli w pozycji mówiącej : "Nie jesteśmy łatwym łupem."
- Nie obchodzą mnie okoliczności w jakich zabiliście Sighara. Był moim jedynym synem i jedynym człowiekiem, który w jakiś sposób pozwalał mi czuć obecność mojej dawno zmarłej żony.
- Chcieliśmy tylko przenocować i dostać posiłek, zaatakowaliśmy po odmowie. - odkrzyknął mężczyzna.
- Przestań łgać. Nigdy, nikt z mojego rodu, nikomu kto potrzebował, nie odmówił pomocy! - krzyknął mężczyzna ubrany w płaszcz i skinął ręką na swoich najemników.
Nie byli to ludzie najęci w byle jakiej karczmie. Powoli zaczęli okrążać broniącą się parę, komunikując się bez słów. Ich wzorowa synchronizacja zwiastowała na szybki koniec walki. Kobieta zaczęła łkać. Mężczyzna spojrzał w jej stronę a ona wtuliła mu się w ramiona. Napastników to nie wzruszyło, dwóch z nim przymierzało się do ciosu włócznią. Reszta roześmiała się z politowaniem dla słomianego zapału kobiety. Czuli już łatwe zwycięstwo.
Następne wydarzenia rozegrały się bardzo szybko. Mężczyzna nagle się schylił a kobieta wystrzeliła dwie strzały z łuku, który dobyła nie wiadomo skąd. Dwójka nacierających włóczników wypuściła broń z rąk. Mężczyzna już w czasie zaskakującego strzału, wybił się z schylonej pozycji, doskoczył do postrzelonych i dobił ich celnymi ciosami w szyję. Podniósł jedną włócznię i przeszył nią postać nacierającą na kobietę. Ona wtenczas w skupieniu napinała już łuk celując w pozostałych dwóch podwładnych ojca mściciela. Jedna strzała chybiła, ponieważ jej adresat już zwarł się z mężczyzną. Zanim kobieta doskoczyła do walczących, zimna stal przebiła pierś towarzysza łuczniczki. Ostatnie okruchy życia wykorzystał on by bohatersko przytrzymać przeszywający go miecz, co kobieta wykorzystała na szybki cios nożem w bezbronnego najemnika, po czym momentalnie padła na ziemię unikając strzały wystrzelonej przez ojca. Swoją odpowiedź wystrzeliła zanim ostatni żywy przeciwnik choćby dotknął kołczanu.

Przez publikę przeszedł pomruk wyrażający bolesną stratę pieniędzy. Dało się też usłyszeć radość kupca przyjmującego zakłady.

- Wolę wpływać na walkę niż zgadywać jej przebieg - odburknął Żelazny Byk, słysząc jak Solas zgarnia pieniądze leżące na stoliku pomiędzy ich fotelami.
- Wystarczyło uważnie obejrzeć gladiatorów przed walką, po co nosić za duży pancerz, jeżeli nie po to by schować pod niego jakąś niespodziankę? - odparł rzeczowo Solas.
- Miałeś farta. Chodź, w czasie walki noc już się rozpoczęła, musimy się zbierać na spotkanie z Panem tego dziwnego posłańca.- po tych słowach dwóch towarzyszy ruszyło w kierunku wyjścia z północnej loży.
- Coś czuję, że w czasie nadchodzącej Inkwizycji czekają nas walki bardziej dramatyczne niż te na arenie miejskiej. - mruknął Żelazny Byk.
- Oby tylko przeciwnikiem nie była ta gladiatorka, to mogę się bić z każdym. - Żelazny Byk nie wyglądał na zakłopotanego perspektywą użycia topora.

liczba znaków - 2879

20.09.2014 22:52
175
odpowiedz
Kaisu13
1
Junior

TAMTEGO LATA PRZYJMOWALIŚMY OBELGI I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA Z TĄ SAMĄ OBOJĘTNOŚCIĄ. MASZEROWALIŚMY NA PÓŁNOC, A WOKÓŁ NAS KRAINA OBRACAŁA SIĘ W POPIÓŁ. Przykre, że większy w tym jest udział walk między templariuszami i magami, aniżeli inwazji demonów. Maszerowaliśmy od kilku dni, a nasze postoje były rzadkie i krótkie. W trakcie naszej podróży, pomimo ostrożności, niestety kilka razy byliśmy zmuszeni do walki. Podczas tej wyprawy pierwszy raz zaobserwowałam by Morrigan zachowywała aż taką czujność. Widocznie nawet ona przejęła się naszą misją, co nie jest u niej częstym zachowaniem. Cała nasza trójka wiedziała, jak niebezpieczne te okolice mogą być dla magów. Dość często w oddali majaczyły sylwetki templariuszy, co zazwyczaj zmuszało nas do zmiany trasy. Kończy nam się czas, ale na szczęście jesteśmy już blisko, parę godzin i osiągniemy nasz cel. Solas już od dwóch dni prowadzi przygotowania do rytuału. Czuję, że dobrze zrobiłam wybierając go do tego zadania, za to zastanawiam się, czy błędem nie było zabranie ze sobą Morrigan. Co prawda do tej misji niezbędna była trójka potężnych magów, jednakże tych dwoje ciągle sprzecza się odnośnie szczegółów rytuału. Swoją drogą, oboje się mylą w jednej kwestii, ale nie chcę zaogniać sporu. Aż dziwne, że chociaż raz to nie ja działam wszystkim na nerwy. Niedługo się przekonamy, czy jesteśmy wystarczająco przygotowani, by podołać zadaniu...

20.09.2014 22:54
176
odpowiedz
Kaisu13
1
Junior

Swoją drogą, oboje się mylą w jednej kwestii, ale nie chcę zaogniać sporu. Aż dziwne, że chociaż raz to nie ja działam wszystkim na nerwy. Niedługo się przekonamy, czy jesteśmy wystarczająco przygotowani, by podołać zadaniu...

20.09.2014 23:04
177
odpowiedz
zanonimizowany1031990
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Wszystko to, co hołubili mieszkańcy tej udręczonej ziemi znikało z niej przy akompaniamencie trzasku ognia, szczęku żelaza i okrzyków rozpaczy. To, co do tej pory lekceważono, nagle nabierało zupełnie nowego znaczenia, kotwiczyło się w świadomości tylko po to, by powiększyć dziurę ziejąca po nieuchronnej stracie. Wytwory ludzkich rąk oddawały pokłon jałowej glebie, a w całym tym chaosie niemal dało się niemal słyszeć ich westchnienie ulgi, że oto wreszcie nie muszą oglądać agonii jedynego ze znanych im światów.
Robiliśmy co się dało. Każde błogosławieństwo za ocalone życie kontrastowało z dziesiątkami bezsilnych obelg za te, których nie udało się ocalić. Nam było już wszystko jedno. Niektórzy, tacy jak ja i Leliana, robili „to, co należało” żeby uhonorować nie tak znowu odległą pamięć o własnych sumieniach. Inni po prostu szli za naszym przewodem, może z wyjątkiem Morrigan, która, co prawda, bezustannie wygłaszała tyrady o przetrwaniu najsilniejszych, ale nie było widać u niej tego niezłomnego przekonania, co kiedyś. Wyglądało na to, że nawet ona, rozporządzająca największą z nas potęgą i najbardziej wprawiona w sztuce przetrwania, zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że wkrótce sama może przestać przystawać do własnej teorii. Maszerowaliśmy na północ, pozwalając by obojętność nas prowadziła, niczym morale nowego porządku świata; świata który właśnie rodził się na naszych oczach. Nasz dobry przewodnik spisywał się bez zarzutu, ale potem wydarzyło się coś, co sprawiło że nasze drogi się rozeszły. Ci z nas, którzy przeżyli, musieli się obudzić.

20.09.2014 23:13
kamstem
178
odpowiedz
kamstem
48
Pretorianin

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Z każdej wioski, którą mijaliśmy zostały tylko szczątki. A my nie wiedzieliśmy dlaczego. Gdyby był tu Hawke na pewno miałby jakiś pomysł. Ale było nas tylko czworo. Ja, Bianka, wiedźma o imieniu Morrigan i przerośnięty qunari.
Wchodząc do kolejnej osady wszystko wyglądało tak samo. Popiół, martwe zwierzęta... i puste zbroje. Nawet jednego ciała, nawet plamy krwi. Gdzie się podziały wszystkie ofiary? To pytanie nie dawało mi spokoju. Wtedy coś poturlało mi się pod nogi...ludzka głowa.

20.09.2014 23:14
179
odpowiedz
Imm0rt4L
32
Nightmare

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Powiedziała Morrigan do towarzyszy, przypominając im jak wielka wina na nich ciąży. Leliana słuchając tych słów wiedziała, że zarówno ona jak i reszta dobrze o tym pamiętają, ale nikt nie chce o tym mówić otwarcie. Minął dokładnie rok od czasu gdy zdradzili swego największego przyjaciela i nikt nie wspominał dobrze tej decyzji, a w szczególności mieszkańcy Fereldenu. Zdewastowane gospodarstwo w którym się właśnie znajdowali mocno odbiegało od luksusów sprzed roku ale każdy z obecnych cieszył się, że żył. Po dłuższym namyśle Leliana doszła do wniosku, że na dziś już więcej przemów nie będzie i postanowiła wyjść na zewnątrz budynku, popodziwiać nocne niebo. W momencie gdy je zobaczyła, uświadomiła sobie, że jest to jedyna rzecz której nie straciła przez ten ciężki czas. "Cóż za głupcem byłam odrzucając wszystkie wygody dla walki o sprawiedliwość" - burknęła sama do siebie. Wygody i przywileje docenia się po czasie moja droga - Leliana słysząc ten głos za jej plecami dobrze wiedziała, że jest już za późno na cokolwiek. Miała pełną świadomość swojego szybkiego spotkania ze Stwórcą i liczyła tylko że wybaczy jej decyzję sprzed roku. W tym samym momencie ostrze Zevrana jednym płynnym ruchem rozcięło potylice Leliany, która nie zdążyła nawet wydać agonalnego jęku. Najlepszy urodzinowy prezent jaki kiedykolwiek dostałem -pomyślał Zevran ścierając krew z miecza tak lekkiego, że mogłoby się nim posługiwać dziecko. Pamiętajcie, że mamy ją dostarczyć żywą - cicho, lecz stanowczo powiedział do swoich ludzi którzy już zaczęli otaczać gospodę...

20.09.2014 23:22
Agrelm
180
odpowiedz
Agrelm
59
Pretorianin

Nie trudno było przewidzieć, że rozpalenie ogniska jest głupim pomysłem. Solas wielokrotnie zaznaczał, że ciepła strawa nie jest warta ceny ich życia, jednak uparte quanari na czele z Żelaznym Bykiem zawsze lekceważyli jego słowa. Znajdowali się na północ od Orlais, kilka dni od obozu głównego Inkwizytora. W takich miejscach zawsze należy być ostrożnym. Po kilku próbach przemówienia wielkim najemnikom do rozsądku elf dał sobie spokój. Utytułowany mianem "długouchego syna matki pomiotów" rozbił swoje posłanie z dala od wesołej gromady olbrzymów raczących się tłustym mięsem i wysokoprocentowymi napojami. Solas wygładził magią nierówny grunt, rozłożył koc i położył się, uważając przy tym aby nie nanieść piasku na tkaninę. Minęło kilka godzin jednak coś mu nie pozwalało spać. Czegoś brakowało, jednak nie wiedział czego. "Jestem po prostu przemęczony", powiedział na głos. I wtedy zrozumiał. Jego głos był jedynym dźwiękiem jaki usłyszał. Nie było słychać szelestu liści, pohukiwania sów, nawet brzęczenia komarów. Wszystko ucichło w oczekiwaniu na coś. Albo na kogoś...

20.09.2014 23:24
Agrelm
181
odpowiedz
Agrelm
59
Pretorianin

Do mojej części opowiadania proszę po prostu dodać początek: "Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół."

20.09.2014 23:28
182
odpowiedz
malodobry
15
Centurion

Poprowadź ich lub giń!
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Kraina zniszczona przez wojnę i zarazę... ziemia okrutnie napiętnowana przez żelazo i magię, przez ambicje i nienawiść. Byliśmy oddziałem najemników z Fereldenu, szliśmy tam gdzie płacono najwięcej. Tym razem nie wiedzieliśmy gdzie idziemy ale najwięcej zapłacił człowiek, który szedł teraz przed nami. Człowiek w czerni. Podróżowaliśmy razem już wiele dni, jakby bez celu, ale ciągle przed siebie. Dziesiątego dnia doszło, jak myślałem wtedy, do niespodziewanego spotkania.
Z nocnej mgły wyłoniły się postacie. Najpierw jedna, po chwili trzy kolejne. Zbliżały się powoli. Na przedzie grupy szedł wielki qunari. Gdy grupka zbliżyła się na jakieś dwadzieścia kroków qunari odezwał się.
- Jestem Żelazny Byk, a to moi towarzysze Morrigan, Leliana i...
- Solas – odpowiedział człowiek w czerni - Wiem kim jesteście – dodał po chwili spokojnym głosem. Wtedy pomyślałem, że unosi rękę na powitanie ale... po chwili bełt z kuszy przeszył pierś Solasa. Siła uderzenia obróciła elfa i cisnęła go na ziemie.
Qunari zwany Żelaznym Bykiem chwycił za miecz... i tak to się zaczęło.

20.09.2014 23:30
183
odpowiedz
zanonimizowany1031839
2
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
- Dziękuję - z jego ust wydobył się zimny, szorstki głos.
Podziękował mi po raz pierwszy od... Od momentu, w którym uratowałam mu życie. Nie miałam mu tego za złe. Lepiej późno niż wcale.
- Dziękuj chłopom, którzy Cię do mnie przywieźli - odpowiedziałam zupełnie odruchowo, bez namysłu. - Gdyby nie oni, nie siedzielibyśmy teraz tutaj.
Nie odpowiedział. Przez krótką chwilę szliśmy z milczeniu - chwilę, która wydawała się trwać całą wieczność.
- J... - załamał mi się głos - Ja...
Nie musiałam kończyć. Spojrzał się na mnie. Jego oczy były równie szorstkie jak głos. Wiedział o co chce zapytać.
- Reqel.
- Ivalla.
- Wiem.
- Chciałam być miła.
- Niepotrzebnie.
Dalszą część drogi spędziliśmy w milczeniu.

Zewsząd otaczały nas drzewa. Z każdą chwilą, w lesie robiło się ciemniej. Naszym celem była wioska Haven, w której nie spodziewałam się zastać żywej duszy. Ludzie masowo emigrowali na północ zabierając cały swój dobytek i licząc na ocalenie życia. Wielu z nich się przeliczyło. Nastały okrutne czasy. Każdy był skazany wyłącznie na siebie, a nasze być albo nie być w dużym stopniu zależało od wprawy w posługiwaniu się orężem i zasobności naszego mieszka.

W lesie panowała już zupełna ciemność. Szliśmy po przeciwległych stronach konia, który w obecności nowego towarzysza zdawał się być nadzwyczaj spokojny - nawet w całkowitych ciemnościach. Chciałam wyczarować trochę światła. Nim zdążyłam wymówić formułkę poczułam na lewym ramieniu jego dłoń. Ufałam mu. W ogóle nie przeszkadzał mi fakt, że znałam go raptem od dwóch tygodni. Gdy wyszliśmy z lasu, był późny wieczór.

Dotarliśmy do Haven. W wiosce panowała zupełna cisza. Reqel chciał, abym zaczekała na niego na rynku - a raczej na tym co z niego zostało -, ale stanowczo odmówiłam, nalegając, bym mogła iść z nim. Ostatecznie oboje poszliśmy pod dom wójta. Był duży. To jedyna rzecz, która wyróżniała go spośród innych budynków. Wioska była doszczętnie spalona. Ów budynek rozpoznaliśmy po jego rozmiarach. Przed jego zgliszczami czekały na nas cztery postacie. Księżyc, który od chwili opuszczenia lasu nie zmienił swojej pozycji emanował zbyt delikatnym światłem, abym mogła z tej odległości dostrzec ich twarze.

Staliśmy w miejscu czekając na ich ruch. Podeszli powoli, majestatycznie, jak gdyby chcieli udowodnić nam swoją wyższość. Zatrzymali się raptem pięć kroków od nas. Znałam ich. Najbardziej w oczy rzucał się wielki jak stodoła Qunari - Żelazny Byk. Dalej po jego lewej stała Leliana, Solas i Morrigan. Byk spoglądając na Reqela poprawił ogromny, dwuręczny miecz przerzucony przez plecy, na co mój towarzysz zareagował niemiłym, cynicznym uśmiechem.
- Na Twoim miejscu nie byłabym taka pewna siebie, Reqel. Mało jest ludzi, którzy dorównują Qunari w walce. Temu tutaj nie dorówna nikt.
- Do rzeczy. Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
- Twoja nowa przyjaciółka jeszcze Ci nie powiedziała?
Spojrzał na mnie - w jego oczach nie było żadnych wyrzutów. Morrigan ciągnęła dalej.
- Jesteś nam potrzebny. Sprowadziliśmy Cię tutaj nie bez powodu. Potrzebujemy pomocy. Twojej.
- Jacy my?
Reqel powoli tracił cierpliwość. Wyczułam to w jego głosie.
- Inkwizycja - wtrącił się w rozmowę olbrzym obrzucając swojego rozmówcę pogardliwym spojrzeniem.
- Co jeśli odmówię?
- Masz wybór. Poprowadź ich lub zgiń!
Cała czwórka czekała na odpowiedź. Uśmiechnął się ledwie zauważalnie, jego prawa ręka drgnęła. Wiedziałam co chce zrobić.

20.09.2014 23:42
184
odpowiedz
IronPhiraar
12
Legionista

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Ciągle zalegający w naszych sercach żal potęgował marazm, jaki dopadł nas po jej śmierci. Ukojenie znajdowaliśmy jedynie w rytmie naszych własnych kroków oraz szczęku oręża. W tych rzadkich chwilach, gdy wybrzmiewały wypowiedziane ochrypłymi głosami, czysto informacyjne słowa, wstydziliśmy się ich dźwięku, bojąc się mówić więcej. Maszerowaliśmy, nie chcąc dopuścić do siebie brutalnej prawdy. Leliana nie żyła.
Maszerowaliśmy.
Nawet Morrigan nie była w stanie przerwać milczenia. Nieważne, co mówiła wcześniej, czuła się tak samo winna jak pozostali. Jeżeli nie daliśmy rady ocalić Leli, co dawało gwarancję, że podołamy naszemu zadaniu? Nadzieja została z nas wydarta w sposób dużo brutalniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Byliśmy bezsilni.

20.09.2014 23:46
185
odpowiedz
zanonimizowany591292
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Jałowa ziemia skąpana w bezlitosnym żarze zabójczego słońca oraz zarys wzgórz na horyzoncie było wszystkim, co oczy naszej trójki dostrzegały w tej, zdawać by się mogło, martwej krainie. Mimo wszystko kroczyliśmy dalej, gdyż gdzieś pośród tych wzgórz znajdował się cel naszej podróży. Jednak samo dotarcie na miejsce oznaczało tylko jedno - początek naszej misji.
- Uff... Nie ma co, tutejsza okolica jest chyba gotowa ugościć nas i to ze wszystkimi swoimi atrakcjami ... po wieczność.
- Uwielbiam ten twój entuzjazm Solasie. Masz dar do podnoszenia ludzi na duchu.
- Hmm... Chyba wyczuwam leciutką nutkę sarkazmu w twoim głosie Leliano.
Nic nie odpowiedziałam. Prawie nie słyszałam ostatnich słów Solasa, gdyż coś daleko przed nami przykuło moją uwagę.
- Nie, to nie halucynacje - powiedział spokojnie Sten podchodząc do mnie - Już widać wejście do kanionu. Do wieczora powinniśmy tam dotrzeć.
Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam stara pomiętą mapę, chcąc się upewnić czy to właściwe miejsce, ale olbrzym miał rację. Solas również rzucił okiem na papier, ale nie przypatrywał się liniom, tylko symbolowi w prawym dolnym rogu - pieczęci Szarej Straży.
- Inkwizytor ma naprawdę wielki talent do zjednywania sobie ludzi - Powiedział z uznaniem w głosie Solan - Kto by przypuszczał, że komendant Szarych Strażników podzieli się z nim tą wiedzą. A żeby tego było mało, nikt nie może się dowiedzieć, że Szara Straż z Fereldenu miała jakikolwiek udział w tym przedsięwzięciu.
- Dlatego to właśnie my dostaliśmy tą misję - odpowiedziałam - Inkwizytor wierzy, że damy sobie radę. W dodatku jak by coś poszło nie tak, to mamy ze sobą Stena.
Qunari jak zwykle był małomówny, ale chyba dostrzegłam przez chwilę zarys lekkiego uśmiechu na jego twarzy. Schowałam mapę i rzuciłam krótko - Ruszajmy.
Trzy godziny później zaczęło zmierzchać, a my znaleźliśmy się w kanionie. Czekając, aż ciemność całkowicie zapadnie, posililiśmy się i sprawdziliśmy ekwipunek, po czym ruszyliśmy dalej, ale już najciszej i najostrożniej jak tylko umieliśmy. Nie wiem ile czasu minęło ani jak długą trasę pokonaliśmy, ale powoli w kanionie zaczęło się rozjaśniać. Przemykając wśród skał dotarliśmy wreszcie do źródła światła. Pomimo, iż wiedziałam co się znajduje na końcu kanionu, to wciąż pamiętam uczucie przytłoczenia jakie mnie ogarnęło, gdy ujrzałam wyrastającą jakby ze ściany skalnej twierdzę, skąpaną w świetle setek pochodni.
- Dun Garoth - szepnął Solas. Przytaknęłam. Właśnie znaleźliśmy więzienie Szarej Straży.

20.09.2014 23:49
186
odpowiedz
sebach13
5
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Całą swoją uwagę skupiałem na misji, której się podjęliśmy. Piątka inkwizytorów, przeciwko rzeszy monstrów z pustki. Teraz łatwiej jest mi zrozumieć zachowanie mijanych ludzi - modlitwy kobiet i wyzwiska mężczyzn - lecz tamtej nocy całym sercem wierzyłem, że może nam się udać. Zaślepiony możliwością powrotu w glorii chwały nie podejrzewałem, że jeden z moich towarzyszy dopuści się zdrady.
Dolina spowiła się w ciemnościach, słońce skryło się za pasmem gór, uniemożliwiając znalezienie dalszej drogi wśród gęstych zarośli. Czuliśmy się wykończeni całym dniem wędrówki, bez dłuższego namysłu postanowiliśmy odpocząć. Niewielka jaskinia otoczona garścią wysokich sosen, Solas znalazł to miejsce swoim elfickim wzrokiem. Rozbicie obozu nie zajęło nam wiele czasu, po zjedzeniu lichego posiłku postanowiliśmy wystawić jedną osobę na warcie pozwalając reszcie na chwilę spokojnego snu.
Smok, wielki niczym góra, najpiękniejsza z istot jaką widziałem, a zarazem niedostępny i przebiegły, często nawiedzał mnie w koszmarach. Dziś wyjątkowo mogłem wyraźnie zobaczyć jego ciemnofioletowe łuski, czarne błoniaste skrzydła i złote, wpatrzone we mnie oczy – zupełnie jakby był tuż przede mną. Błyskawicznie skrzydła zmieniły się w rękę przyciśniętą do moich ust, a skrzydła w nóż na gardle, pozostały tylko oczy, teraz należące do ciemnowłosej kobiety. Brutalnie wyrwany ze snu, nie potrafiłem stawić oporu, pewnie trzymający mnie napastnik na skinienie wątłej postaci zaczął się oddalać ciągnąc mnie za sobą. Zostałem ogłuszony chwilę po tym jak weszliśmy w głębszy las na zboczu góry.
Po odzyskaniu przytomności znajdowałem się na wysoko położonej półce skalnej, obok mnie na pniu ściętego drzewa siedziała ta sama kobieta, która kilka chwil temu porwała mnie z obozu. Odwrócona plecami, była ledwo widoczna w nikłym świetle księżyca. Zdawało się, że w pobliżu nie ma nikogo prócz nas, postanowiłem wykorzystać szansę i użyć swej mocy. Reakcją na mój atak był lekki śmiech:
- Nie męcz się. – powiedziała z rozbawieniem. – Będziesz używał magii tylko wtedy gdy ja ci na to pozwolę.
- Co mi zrobiłaś? Kim jesteście i dlaczego mnie więzicie? –wyrzucałem z siebie te pytania bardziej ze złości niż ze strachu.
- Cisza! – krzyknęła z irytacją. – Kajdany, które masz na sobie uniemożliwiają korzystanie z magii i nadal będą jeśli twoje zachowanie się nie zmieni. – dopiero tez zorientowałem się, że moje ręce są skute. – Potrzebuję twojej pomocy, ale nie można powiedzieć, że jesteś bezcenny, także jeśli chcesz zachować życie siedź cicho i słuchaj co mam do powiedzenia – mówiąc powoli odwróciła się w moją stronę. – Jak powiedziałam muszę się tobą posłużyć…
- Posłużyć? Czyli jednak to czy ci pomogę nie zależy ode mnie? – porywcza strona mojego charakteru znów wzięła górę.
- Zacznijmy od nowa – znów wyraźnie dało się słyszeć irytację w jej głosie. – Nie jestem twoim wrogiem i nie wyrządzę ci krzywdy, a przynajmniej nie zrobię nic gorszego od tego do czego mogliby posunąć się twoi druhowie. Czy na pewno ufasz im na tyle by oddać w ich ręce swoje życie?
- Dlaczego miałbym uwierzyć… dlaczego miałbym uwierzyć, że moi towarzysze mogliby mnie zdradzić? - przekonywałem się w duchu, że kobieta nie zdoła znaleźć odpowiedzi.
- Morrigan mówi prawdę. – zza drzewa po prawej stronie wyłoniła się wysoka figura. Gdy zbliżył się na odległość kilku kroków poznałem twarz Solasa.

20.09.2014 23:54
Saerwen
187
odpowiedz
Saerwen
3
Legionista

- Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Rozpacz zaczęła zaglądać w oczy znużonym podróżą wędrowcom, jedynie pewien złotowłosy krasnolud o głosie niczym miód i piersi pełnej bujnego owłosienia zachował hart ducha, kpiąc sobie z niebezpiecz… Ał!
Varric potknął się o korzeń drzewa, który podejrzanie pojawił się nagle na jego drodze i upadł na twarz w błoto.
- Jak mogłaś użyć magii do tak niecnych planów? Wiesz, że Bianca nie znosi brudu. – krasnolud spojrzał z wyrzutem na Morrigan, próbując wygrzebać się z brei – Jest bardzo wrażliwa na punkcie swojego wyglądu!
Wiedźma z Głuszy przewróciła oczami i westchnęła zniecierpliwiona.
- Varric, twoje niezdrowe przywiązanie do tej kuszy zaczyna mnie naprawdę niepokoić. I przestań bawić się w narratora, mamy ważną misję do wypełnienia. – warknęła podirytowana i zerknęła kątem oka na drugą towarzyszkę - Ach, zabiję tę Inkwizytorkę. Za jakie grzechy musiałam utknąć z dwójką bardów?
Leliana tylko uśmiechnęła się do niej radośnie i odparła rozmarzonym tonem:
- Musisz przyznać, że to świetny temat na poemat dla minstrela - niebezpieczna podróż w głąb terytorium Tevinteru, odkrycie tajemnic starożytnego kultu smoków, Flemeth i same smoki!
Trójka podróżników przedarła się przez ostatnie chaszcze blokujące drogę, dotarła do szczytu klifu i zamarła z wrażenia. W oddali zamajaczyły starożytne tevinterskie ruiny, a powietrze wokół nich przeszył dziki ryk smoka.
- O wilku mowa… - mruknęła Morrigan.

20.09.2014 23:54
188
odpowiedz
atlas dymu
4
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Goniliśmy cień (sławną – czy może tylko sławetną – Morrigan), podążając za cieniem tropu (mglistym widzeniem – czy może tylko przeczuciem – Leliany) i dzisiaj sądzę, że cień padł (jako przeznaczenie – czy może tylko symbol) na nas wszystkich. Poręczna klamra, wygodny motyw, powiedziałby Varric. Gdyby, oczywiście, nie zginął w trakcie naszego małej cienio-wyprawy. Wyprawy po cienie. Cienia-wyprawy lub wyprawy-cienia. Varric umiałby powiedzieć, która z wersji pasuje najbardziej, umiałby rozróżnić ich znaczenia. Są chwile, że za nim – chyba, trochę, jakby – tęsknię.
Varric zginął od elfiej strzały. Od strzały naszych późniejszych sojuszników, bardzo głupiej, wypuszczonej przez gówniarę, zagnaną w okrucieństwo przez lęk raczej niż dumę. Konał długo, Varric, znaczy – choć lęk gówniary nie krócej – długo też mieliśmy nadzieję na jego wyleczenie. Zakażenie okazało się jednak silniejsze niż jego wola, nasze czary i modlitwy oraz wyrzuty sumienia świeżo upieczonej morderczyni. Taka, mówią, potężna magia, nawrócenie, przebaczenie, miłość. Łgarstwo.

20.09.2014 23:55
189
odpowiedz
zanonimizowany1032001
1
Junior

Tamtego dnia przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a kraina wokół nas obracała się w popiół.
Było już ciemno, gdy zarządziłem postój. Szybko rozbiliśmy obóz, gdy ognisko już płonęło, usiałem i zacząłem przygotowywać coś do jedzenia. Topór trzymałem w gotowości, ta noc była niepokojąca i nie chodziło tylko o przejmujące zimno. Pozostali też to czuli, Varric co chwilę rozglądał się niespokojnie, Żelazny Byk trzymał ciągle dobytą broń, a Sera siedziała skulona, nie odzywając się ani słowem.
Zjedliśmy prędko kolację, a następnie ustaliłem warty. Pierwszą objąłem ja, nie czułem jeszcze znużenia, a i tak nie byłbym stanie w tej chwili usnąć. Zimno i to uczucie niepokoju było przytłaczające, a do tego ta nienaturalna cisza. Dorzuciłem drewna do ognia i zacząłem wydłubywać nożem resztki kolacji spomiędzy zębów.
Nagle usłyszałem odgłos kopyt na bruku, ktoś szybko jechał w naszą stronę. Poderwałem się dobywając broni, a w tej samej chwili z namiotu wypadli pozostali. Razem z Bykiem stanąłem za ogniskiem, by w razie ataku, jeźdźcy musieli znaleźć się w jego blasku. Sera i Varric skoczyli w zarośla gotując jednocześnie broń do strzału. Odgłosy kopyt było słychać coraz bliżej, była to z pewnością większa liczba konnych.
Kiedy byli już tuż, tuż, zatrzymali się, gwałtownie ściągając wodzie, a jadący na przedzie zakrzyknął:
-Inkwizytor? Przynoszę ważne wieści od Leliany!

20.09.2014 23:56
190
odpowiedz
zanonimizowany1031995
1
Junior

Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół. Prowadził ich wysoki mężczyzna odziany w lekką brązową togę, która podkreślała kolor jego oczu. Mimo panującej wokół pożogi i zniszczenia, do tej pory udawało im się uniknąć wszystkich niebezpieczeństw. Korios- gdyż tak miał na imię- znał drogę, a przynajmniej uspokajał tymi słowy Żelaznego Byka. Ten natomiast zachowywał od niego odpowiedni dystans i dyskutował z Morrigan, kim może być, jakim cudem wyperswadował u Inkwizytora pozwolenie na tę wyprawę, i, co być może najważniejsze, dokąd zmierzają:
-Nie mam pojęcia kim może być. Przed wyjazdem pytałem wszystkich o jego tożsamość, ale nikt go wcześniej nie widział.
-Wyczułabym, gdyby był magiem. Cały czas jest taki.. zamyślony Widziałeś medalik na jego szyi? Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
-Wybacz, ale nie przyglądałem się uważnie jego biżuterii. Szczerze mówiąc wolałbym wiedzieć więcej o ludziach, którym zostałem przydzielony jako ochroniarz. Rozumiem tylko, że chodzi o ciebie, tak?
-Taa, ale poza tym cisza. No ale za nieznajomym brunetem w dziwnej kiecce trzeba lecieć na drugi koniec świata, no nie? Zresztą, nie mamy wyboru.
Słońce chyliło się ku zachodowi. Zatrzymali się na niewielkim pagórku wewnątrz lasu. Korios otrząsnął się z zadumy i rozejrzał uważnie:
-Spokojnie, to już niedaleko. Tutaj jest...-zamknął na chwilę oczy- bezpiecznie. Możemy się na chwilę zatrzymać.
Tak też zrobili. Przwodnik szepnął jeszcze do siebie:
-To już naprawdę niedaleko...

21.09.2014 00:03
Dzwiedziiu
191
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Dziękujemy wszystkim za Wasze zgłoszenia!
Od poniedziałku będziemy publikować wyniki, kolejny etap konkursu zaczyna się 26 września.
Zapraszamy do kontynuowania historii!

21.09.2014 10:53
192
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Wszystkie regulaminowe prace zostały zebrane i wysłane do autorki! :) W dniu jutrzejszym ogłaszamy pierwszego, pojutrze kolejnego, 24 września ostatniego wyróżnionego a w czwartek zwycięzcę. Autorka zaprezentuje również krótki opis do każdej z wybranych prac, podając co urzekło ją w historii a nad czym należy jeszcze nieco popracować.

21.09.2014 11:01
193
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Pragniemy również zwrócić uwagę, że aby praca spełniała regulamin musicie podać swój prawdziwy wiek (konkurs jest tylko dla osób pełnoletnich), a także wyrazić zgodę na przetwarzanie danych osobowych w sekcji „moje gry-online.pl” (punkt: „Chcę otrzymywać specjalnie do mnie skierowane informacje i promocje oraz brać udział w konkursach (…)” w zakładce „Ustawienia”). Bez zaznaczenia tej opcji nie mamy prawa przy ewentualnej wygranej wykorzystać Waszego adresu do wysyłki nagrody ani maila do poinformowania o zwycięstwie.
Sprawdźcie proszę, czy spełniacie te wymagania, bo spora część dobrych prac musiała zostać odrzucona przez ich brak. Na szczęście mamy kilka kolejnych etapów, więc upewnijcie się, że zaznaczyliście te opcje i bawmy się dalej :)

21.09.2014 11:44
194
odpowiedz
zanonimizowany1031995
1
Junior

Mogłaby być taka rameczka z informacjami co trzeba zaakceptować i jakie dane napisać na początku zakładek konkursowych, taka prosta, a nie jak "ścisły" regulamin napisany urzędowym pismem. Może nikt nie skończyłby tak jak ja ;) Przemyślcie to, pracy niewiele, a ludzkiej irytacji mniej :)

21.09.2014 11:56
195
odpowiedz
rafigroszek
15
Legionista

No właśnie przydałoby się, bo każdy konkurs ma trochę inne wymagania, a wkurzające jest stracić szanse na nagrodę, przez zwykły ludzi błąd.
Ps. może dajcie szanse tym co mieli źle uzupełnione dane i pozwólcie je uzupełnić dzisiaj do którejś godziny i dopiero przyznajcie nagrody,l

21.09.2014 12:57
196
odpowiedz
zanonimizowany897166
18
Chorąży

O świetnie znaczy się, że zapewne blisko 80% wszystkich zgłoszeń nie spełniło regulaminu, a prace które mogły zwyciężyć nie otrzymały nawet prawa głosu.

21.09.2014 13:03
197
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

Tak to jest, jak się ignoruje regulamin. Potem wielkie zdziwienie, że się nie spełniło warunków. Ja raczej pierwszy etap zawaliłem, nie miałem dobrej koncepcji. Ale będę walczył o kolekcjonerkę do końca, na obu frontach - tekstowym i graficznym! :)

21.09.2014 13:18
198
odpowiedz
zanonimizowany1031995
1
Junior

Mycha, napisałeś, że "przy ewentualnej wygranej wykorzystać Waszego adresu do wysyłki nagrody ani maila do poinformowania o zwycięstwie.", a odrzucacie je od razu?
Bo cytat sugeruje, że bierzecie wszystko, robi się ranking i odrzruca te niespełniające regulaminu, w każdym razie coś w tym stylu.

21.09.2014 13:24
199
odpowiedz
zanonimizowany1031614
1
Junior

Świetnie, że teraz jest o tym wspomniane (Wiek i inne bzdety), bo ktoś nieogarnięty z tą stronką jak ja, jest z góry skazany na porażkę.Z dwóch tylko powodów...zrobiłem konto tylko pod konkurs, a wiek zawsze podaję od tak, dla żartu, teraz jest...to eee? A tak, mam wpisane 1 stycznia 2006 roku jako data urodzenia, a wymaga to rzekomo bycia osobą pełnoletnią i przez ten tępy żart jestem skreślany? Tu duży minus, szczególnie, że osobą pełnoletnią jestem.Drugą sprawą jest ta informacja o potwierdzaniu chęci brania udziału w konkursach w jakimś panelu...udostępniałem to na szybko, nie miałem możliwości (albo po prostu nie dałem rady znaleźć, co też jest możliwe, owego panelu.Znalazłem go dopiero dzisiaj, przed chwilą, więc za to - kolejny minusik) Fajną sprawą jest też to, że teraz ktoś o tym poinformował.Serio, gratulacje, a jeśli nawet jest to w regulaminie, to dodam, że powinno to też pisać pod tym pierwszym komentarzem autorki konkursu.Dziękuję, pozdrawiam.

21.09.2014 13:32
200
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

@Corvusss Ty jeszcze masz czelność najeżdżać na organizatorów? Jak się bierze udział w konkursie, pierwsze co się robi to czyta regulamin. Ale nie, ty wysmarowałeś co chciałeś i teraz wielce grymasisz. Lepiej już nic więcej nie pisz, bo się ośmieszasz.
@mycha734 i @Dzwiedziuu - Dlatego własnie takie konkursy powinny być dla stałych userów... Juniorzy jak zwykle zakładają konta na konkurs, a potem robią cyrk i bałagan...

Forum: Wygraj Kolekcjonerki i Cyfrowe Edycje Specjalne w konkursie Dragon Age: Inkwizycja
123456następnaostatnia