Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Wygraj Kolekcjonerki i Cyfrowe Edycje Specjalne w konkursie Dragon Age: Inkwizycja

początekpoprzednia123456następnaostatnia
13.10.2014 16:08
601
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał
Image

Zgłoszenie do konkursu na okładkę do opowiadania. Praca została wykonana całkowicie w programie Adobe Photoshop.

14.10.2014 11:08
Dzwiedziiu
602
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Zapraszamy wszystkich do dalszej zabawy, tym razem na Facebooku - trwa tam mini-konkurs, w którym również można wygrać grę!
Po więcej informacji zapraszamy tutaj: https://www.facebook.com/golpl/posts/726053460775484

15.10.2014 18:31
603
odpowiedz
atlas dymu
4
Junior

O, jakie fajne zakończenie.
Gratuluję wszystkim wyróżnionym - i zwycięzcom!

15.10.2014 21:08
604
odpowiedz
zanonimizowany1034674
1
Junior

Pytanie do organizatorów, proszę o w miarę szybką odpowiedź:
Czy jeżeli w opowiadaniu został wspomniany alkohol (nawet kilkakrotnie), to narysowanie sceny w której się on pojawia będzie czynnikiem dyskwalifikującym?

16.10.2014 12:13
605
odpowiedz
Astro2199926
21
inny na swój sposób
Image

Moja praca przedstawia Morrign na tle smoka. Obrazek znalazłem na necie. Usunąłem kolor photoshopem, wydrukowałem i odbiłem bez zbędnych napisów. Następnie wypełniłem go brązową farbą i węglem potem przeskanowałem i dodałem napis. Przy okazji mam nadzieje, że plamy węgla i farby zostaną mi wybaczone. :p
to jest link do obrazka http://dragonage.wikia.com/wiki/Characters_(Heroes_of_Dragon_Age)

16.10.2014 13:58
mastji
606
odpowiedz
mastji
10
Legionista

Jaki ten świat jest zabawny - atrakcje w opowiadaniu typu szlachtowanie dzieci są w porządku, ale wzmianka o alkoholu jest już niedopuszczalna. Dziwne są to wartości, nasza cywilizacja wlazła w jakiś ślepy zaułek i tkwi tam w błocie po kolana.

16.10.2014 14:20
Dzwiedziiu
607
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Morwen the Proud:
Umieszczenie na pracy alkoholu nie będzie dyskwalifikować zgłoszenia, ale proszę również o umiar - nie może być głównym tematem okładki.

16.10.2014 22:06
Daygon
😊
608
odpowiedz
Daygon
11
Legionista
Image

Witam, przesyłam swoją propozycję na ilustrację dla końca opowiadania:

"Qunari podniósł miecz, szykując się do ciosu. Hurlok przewyższał go o dobre dwa łokcie."

Ilustracja przedstawia szarżującego hurloka na Żelaznego Byka. Zaklęcie Morrigan widoczne między postaciami powoli rozbłyska czerwoną aurą. Zaraz olbrzymie cielsko rozpędzonego wroga wpadnie w magiczną piłapkę.

Pozdrawiam

17.10.2014 11:17
609
odpowiedz
zanonimizowany985451
1
Junior
Image

Cześć :D

Przesyłam moją propozycję ilustracji. Przedstawia ona moment zaatakowania Varrica przez krasnoludzkie dziecko (i reakcję Byka ;>).

I jeszcze link do wersji w lepszej jakości:
http://img537.imageshack.us/img537/172/vWpBdZ.jpg

Pozdrawiam!

17.10.2014 13:44
610
odpowiedz
pablodar
7
Legionista

Witam, czy początek drugiego opowiadania gdzieś już jest, tylko nie mogę go znaleźć czy też jeszcze się nie ukazał?

17.10.2014 13:59
wysłannik
611
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

pablodar, chyba się jeszcze nigdzie nie ukazał, więc wygląda na to, że musimy jeszcze cierpliwie poczekać.

17.10.2014 14:57
Dzwiedziiu
612
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Początek drugiego opowiadania ukaże się dzisiaj, już wkrótce!

17.10.2014 15:52
Dzwiedziiu
613
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Startujemy z tworzeniem drugiego opowiadania!

Drugim autorem jest Wojciech Chmielarz i to z Nim będziecie snuć opowieść w świecie Thedas. Proszę wszystkich o przeczytanie komentarza autora, regulaminu oraz zaznaczenie odpowiednich opcji w swoim profilu gry-online.pl.

Zgłoszenia przyjmujemy do 19 października włącznie.

POWODZENIA!

17.10.2014 16:51
614
odpowiedz
zanonimizowany767430
2
Junior

A jak tym razem jest z tymi 10-15 zdaniami?

17.10.2014 17:27
Suomi
615
odpowiedz
Suomi
26
Moon Scented Hunter

GRYOnline.pl

@falka10
Tym razem autor nie wyznaczył takiego limitu, jak można przeczytać w "Zasadach Autora". Nadal jednak prosimy o pracę nieprzekraczającą 3000 znaków bez spacji :)

17.10.2014 18:48
616
odpowiedz
zanonimizowany926081
2
Legionista
Image

Witam. Przesyłam moją propozycje ilustracji do końca opowiadania.

17.10.2014 19:03
617
odpowiedz
zanonimizowany767430
2
Junior

@Suomi Ale Zsady Autora zawierają fragment "WY PROPONUJECIE SWOJE ROZWINIĘCIE NA 10-15 ZDAŃ"

17.10.2014 19:06
Graphos
618
odpowiedz
Graphos
45
Centurion
Image

Witam, moja propozycja ilustracji do końca opowiadania.

17.10.2014 19:34
619
odpowiedz
zanonimizowany1031888
3
Legionista
Image

Ilustracja do opowiadania

17.10.2014 19:44
620
odpowiedz
Astro2199926
21
inny na swój sposób

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Tam też miało odbyć się decydująca starcie. Mała wysepka na, której staliśmy kurczyła się z każdą chwilą. Ledwie zdołaliśmy utworzyć niewielki krąg, w którym skrzyżować się miały topory. Wszyscy razem jak i każdy z osobna spoglądał posępnie na rywali, którzy jakby nigdy nic stali i nawet nie zanosiło się, że któryś z nich zada pierwszy cios.
- Kończyć to mamy mało czasu - odezwał się Ogehen i wyszedł na skraj kręgu.
- Tak też będzie. - Zadeklarował Goldern.
- Pokaż na co cię stać złotniku - Odpowiedział Trampeln jak zwykle głośno stukając obcasami.
W końcu jako pierwszy uniósł topór. Przeciwnicy mierzyli się wzrokiem. Obaj byli młodzi i głupi aż dziwiliśmy się, że to właśnie oni mieli iść z nami do podziemnego miasta. Sam byłem ciekaw jak skończy się to starcie.
- Zaczynajcie - burknąłem.
- Jazda - krzykną Goldern i rzucił się na przeciwnika.
Złotnik powalił Trampelna na ziemię i oddał pierwszy cios trafiając go w kolczugę. Kolejny cios wymierzył w tarczę rywala i o dziwo wytrącił mu ją z rąk. Trampeln szybko chwycił topór podniósł się i po omacku zadał drugiemu dwa ciosy.
- Stop - Ogehen ryczącym głosem przerwał walkę. - To miała być honorowa walka głupcy -
- Przyjacielu - odezwał się jeden z wojowników - nie mamy wiele czasu -
- Racja musimy już iść - Odpowiedział Og - Wasz bezsensowny spór dokończycie w środku -
Obaj walczący schowali broń za pazuchę.
- Gotowi - Spytał Og.
Pora była się zbierać. wszyscy zaczęli zbijać się w skromną kolumnę i powoli przeskakiwać na skałkę oddaloną od wysepki niecałe dwie i pół stopy. Powoli cała grupa przeszła na drugą stronę gdy nagle lawa zaczęła podejrzanie buzować, stalagnaty powoli zaczęły kruszeć i po chwili cała nasza grupka poczuła płomienie na całym ciele.
- TO SMOK - wykrzyczał jeden z naszych
- Nikt nie wejdzie do miasta - wszyscy usłyszeliśmy głos skrzydlatego potwora.

17.10.2014 21:18
621
odpowiedz
zanonimizowany1034674
1
Junior
Image

Ilustracja do trzeciej, ostatniej części opowiadania. Z Morrigan mi się nie udało ale może Varric z Żelaznym Bykiem przyniosą mi szczęście.

17.10.2014 21:52
622
odpowiedz
mankiet
4
Legionista
Image

Propozycja okładki

18.10.2014 11:38
623
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Ulotny, unoszący się gdzieś na granicy słyszalności,
tembr wszechobecnej ciszy nie zdołał przebić się przez, twarde niczym żelazo, umysłowe bariery Filderberga. Najemnik od lat pełnił
funkcję przedstawiciela Nisselmana, arla Denerim, wszędzie tam, gdzie jego podwładni bali się postawić stopę. Krótki świst i ruch powietrza
splotły się z ochrypłym okrzykiem. Najemnik drgnął, dusząc w zarodku przekleństwo, rozkwitające na jego języku.

- Wybacz Berg! - krzyknął strzelec, walcząc już z kolejnym bełtem.

Ostatni przeciwnik gwałtownie stanął w płomieniach, przywołanych przez najmłodszego członka ekspedycji.

- Dobra robota Nils – stwierdził krótko Filderberg, wycierając zakrwawione ostrze o poły płaszcza stygnącego trupa.

- Krasnoludy, nie pomioty – wyszeptał mag, lustrując z niedowierzaniem liczne, skulone na ziemi sylwetki.

- To nic nie zmienia! Musimy iść dalej – odparował Crosdenyar, wyrywając z najbliższych zwłok zgięty bełt. Po krótkich oględzinach z niesmakiem odrzucił na bok bezużyteczne żelastwo.

- Cros ma rację – podjął Filderberg, wzruszając ramionami. - Możemy chwilę odpocząć, ale potem ruszamy.

Nils nerwowo pokiwał głową obracając w palcach białą kostkę do gry. Z cichym westchnieniem odkorkował niewielką buteleczkę, wypełnioną intensywnie niebieskim płynem.

- Coraz ich mniej – poskarżył się elementalista. - W tym tempie skończą się jeszcze przed tym całym thaigiem...

18.10.2014 13:01
624
odpowiedz
kgbeast
5
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy . Szliśmy przed siebie, jakby ścigała nas sama śmierć . Zmierzaliśmy do Okopu umarłych, a dokładnie do Bonamaru, znana również jako miasto śmierci . To starożytna twierdza krasnoludów zaprojektowana przez patrona Caridina . Niegdyś była ona siedzibą legendarnego Legionu Umarłych . Lecz została zaatakowana i przejęta przez mroczne pomioty . Król harrowmont zlecił nam za zadanie odnalezienie tajemniczego artefaktu z tej martwej kasty . Dał nam przewodnika, który był tam i przeżył, nazywa się Oghren . Przez całą drogę raczył nas opowieściami o tym jak rąbał wrogów, ile beczek piwa obalił lub o bardzo jędrnych piersiach Morrigan i Leliany . Cała nasza wesoła kompania berserków lubi jego poczucie humoru . Ja też go lubię puki stoi po zawietrznej . Nasza wyprawa jest pełna niewiadomych, nie wiemy czego dokładnie szukać, gdzie to szukać, a na karku pewnie będziemy mieli armie pomiotów i pułapki Caridina . Te informacje doprawdy napawają wszystkich optymizmem . Im szliśmy dalej w głąb tuneli tym robiło się podejrzanie dziwnie . Idzie nam za łatwo i to mnie bardzo poważnie niepokoi . Aż tu nagle pod naszymi stopami zaczynała trząść się ziemia . Oghren ze swoim śmieszno głupawym uśmiechem na ustach krzykną pomioty !!!

18.10.2014 14:24
625
odpowiedz
zanonimizowany1036212
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Mimo, iż każdy z nich był doświadczonym wojownikiem, nie zdawali sobie sprawy, co właściwie rozgrywało się przed ich oczyma. Zaślepieni chciwością gnali na oślep ogarnięci wizją skarbów ukrytych w zapomnianych komnatach Thaigu Hormak, ale każda podróż prędzej czy później dobiega końca, a to, co wydawało się być celem okazuje się być tylko złudnym mirażem. Teraz otaczała ich lawa, a powietrze stawało się coraz gorętsze. Jedyna droga powrotu została odcięta. Mogli tylko przeć na przód zapuszczając się coraz głębiej w porzucone korytarze skrywające koszmary, których nie byłby w stanie wygenerować nawet najbardziej spaczony krasnoludzki umysł.
- To twoja wina. – jeden z żołnierzy Legionu Umarłych wyciągnął topór i skierował go w stronę Oghrena. – Przekonałeś króla, aby wyraził zgodę na tę szaloną wyprawę.
- Nie. – Gerath, ich dowódca, położył dłoń na jego toporze. – Wszyscy ponosimy winę. Wkraczając tutaj zakłóciliśmy spokój naszych przodków. Przebudziliśmy coś, co spało głęboko w kamieniu…
- Brednie. – Alda, najmłodsza z tej jakże wesołej gromadki, bezczelnie przerwała jego wywód. – To wszystko wina pomiotów.
- Nie pamiętam, abym kiedykolwiek słyszał o pomiocie, który mógł zrobić coś takiego. – odezwał się stojący z boku Varrick. To on wzbudził moje najżywsze zainteresowanie. Wyróżniał się nie tylko brakiem brody, ale także w porównaniu do reszty zdawał się być zdolny do racjonalnego myślenia.
- Co ty możesz wiedzieć, powierzchniowcu? – Gerath obdarzył go pogardliwym spojrzeniem.
Byłem tylko skromnym obserwatorem. Nigdy nie wpływałem na bieg wydarzeń, jednak teraz, kiedy znałem imię każdego z nich zaczynała się przede mną rysować wizja interesującej rozgrywki. Prychnąłem lekceważąco. Skierowali wzrok w moją stronę, lecz pomimo iż stali obok mnie żaden z nich niczego nie zauważył. Tam, gdzie ich zmysły okazywały się zawodne, zyskiwał przewagę mój pierwotny instynkt. Blask lawy rozświetlał mrok, lecz tak naprawdę niczego nie odkrywał. Podążając wzdłuż jaśniejącej ścieżki nieuchronnie zbliżali się do kresu swej podróży.

18.10.2014 15:18
626
odpowiedz
zanonimizowany926081
2
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Ciągnące się w nieskończoność korytarze sprawiały wrażenie, jakoby kres podróży miał nigdy nie nadejść. Na każdym kroku czaiło się jakieś niebezpieczeństwo. Byliśmy już wykończeni ciągłymi starciami pośród ciasnych przejść, gdzie każdy nie przemyślany ruch groził zapadnięciem w rozżarzoną lawę. Na przedzie ekspedycji szedł Ogrhen, który dzierżył w dłoniach mapę Głębokich Ścieżek.
- Ma nadzieję, że wiesz dokąd nas prowadzisz. - powiedziałem z ironią.
- Już o to się nie martw. Znam te korytarze jak własną kieszeń. - odparł z uśmiechem krasnolud.
Zbliżało się już rozwidlenie przejścia, gdy nagle Ogrhen zatrzymał się. Na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia. Daję słowo że nigdy wcześniej nie widziałem żeby tak się czymś przejął. Dalsza część korytarza była doszczętnie zniszczona. Pośród gruzu leżały również martwe ciała. Wśród nieszczęśników, zaledwie jeden zdążył ujść z życiem.
Ogrhen zbliżył się do rannego, który właśnie zdawał się odzyskiwać przytomność. Ja i inkwizytor również dostrzegliśmy wśród rozłożystych spustoszeń pokrzywdzonego.
- Na oddech Stwórcy, co tu się wydarzyło?- zapytał inkwizytor patrząc na ofiary leżące pośrodku jeszcze świeżej krwi. Jego wzrok zasadniczo przykuły ślady wrzącej lawy.
- Kim jesteś? Czemu oni nie żyją? Jak to się stało? – dociekałem z niecierpliwością wskazując na poległych.
Tajemniczy krasnolud ociężale wyciągnął coś z kieszeni. Lśniący kamień przyciągnął nasz wzrok. Ranny przekazał go inkwizytorowi i zatrważająco wyrzekł:
- On musi wrócić na swoje miejsce. Jeśli go nie zwrócicie, nie będzie już odwrotu. Niezależnie od tego, gdzie się udacie ona będzie was ścigać, aż wreszcie dopadnie. Nie zwyciężycie żywiołu, nie powstrzymacie jej gniewu.
Krasnolud zmrużył oczy, zacisnął pięści i wciąż usiłował coś powiedzieć. Tracąc już resztki sił boleśnie wyszeptał:
- Żyjąca w krysztale obecność będzie was prowadzić tam, gdzie ma spocząć. Uważajcie, jednak żebyście nie dali się zwieść marom kryjącym się w poświcie lawy.
Ranny najwyraźniej poczuł, że jego życie dobiegła już końca. Nieśpiesznie osunął się na zimne podłoże i skonał. My zaś uświadomiliśmy sobie, że nie należy już dłużej zwlekać. Zdecydowaliśmy się więc jak najszybciej przerwać oczekiwania i wyjść przeznaczeniu naprzeciw.
- Kolejna szaleńcza wyprawa - pomyślałem i choć zdążyłem już do nich nawyknąć, miałem co do tej złe przeczucia. Domyśliłem się, że będzie ostrożniej trzymać Biance w pogotowiu.

18.10.2014 15:19
627
odpowiedz
Lapak
8
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Mroczne pomioty stanowiły ostatnio niewielkie zagrożenie, to tak jakby ucichły na kilka sekund przed burzą. Ekspedycja została przyciągnięta przez coś innego a na czele wyprawy można było dostrzec sylwetkę przyodzianą w szaty podróżnika chociaż stalowe elementy wskazywały, iż nie był to tylko podróżnik. Mężczyzna miał trzydniowy zarost oraz dłuższe, sięgające połowy szyi włosy. Za plecami dostrzec można było połyskujący kryształ umieszczony w starym, dębowym kosturze. Jego płaszcz płynął za nim poruszany oporem powietrza. Miał zaciśnięte usta, jego wzrok był skupiony na jednym punkcie, który to znajdował się gdzieś w mroku za jaśniejącym ogniem.
Za nim szli Szarzy Strażnicy, ubrani w połyskujące zbroje, na ich napierśnikach wymalowane były herby przedstawiające srebrzyste gryfy na granatowym tle. Nie każdy miał jednak ciężką zbroję, jedna z osób, była to kobieta, ubrana była w lżejszy pancerz a na jej plecach skrzyżowane były dwa krótkie miecze, za to przy pasie połyskiwał sztylet. Nie miała hełmu, jej blond włosy upięte były w kucyk, tak aby nie opadały jej na oczy. Poza kobietą, było dwóch mężczyzn, jeden z nich był krasnoludem o długiej brodzie, na której widniały także swojego rodzaju warkoczyki. Dzierżył on w swojej prawicy potężny topór, zaciskał mocno palce na rękojeści swej broni. Najspokojniejszy wydawał się być człowiek. Nie był stary, mógł skończyć zaledwie dwadzieścia pięć lat, wielu zdziwiło to, że został zwerbowany. Na jego twarzy widniał uśmiech a dłoń spoczywała swobodnie na rękojeści miecza.
- Pamiętam jak żem wychodził na powierzchnię. Teraz mam wrażenie, że te wszystkie kamienie spadną na mnie. – Powiedział chrapliwym basem krasnolud aby rozluźnić tą zbyt napiętą atmosferę. Nagle dostrzegł rękę maga uniesioną w geście zatrzymania. To on przewodził tą wyprawą, nie należał do nich ale jednak Komendant Szarych zaufał mu.
- Malcolm, co się stało? – Kobieta podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Miała zmartwioną minę. Chyba coś ją trapiło. Malcolm, bo tak nazywał się mag, nie zwracając na nią uwagi jedynie sięgnął po swój kostur. Nadstawił ucha starając się wychwycić każdy możliwy dźwięk. Z cieni wyłonił się zdeformowana sylwetka, która jednak przypominała trochę człowieka.
- Mroczny pomiot – tylko te dwa słowa oraz grymas krasnoluda wywołały dreszcz na plecach młodego wojownika. Było za późno jednak na jakąkolwiek reakcję. Malcolm wyrwał się Szarej Strażniczce, i uderzył potężnie kosturem o ziemię. Końcówka drewna zapłonęła a ogień przebiegł przez całą kamienną podłogę i sięgnął tą postać. Zaklęcie było silne, płomienie momentalnie ogarnęły potwora, kilka sekund później na ziemi w świetle lawy leżało spalone ciało mrocznego pomiotu. Czarownik wyprostował się i spojrzał się na resztę swej drużyny. Jego wzrok, tak bystry i przenikliwy przeszył duszę każdego z obecnych.
- Prawie jesteśmy – jego wzrok skierował się gdzieś w bok – Leandro.

18.10.2014 16:28
628
odpowiedz
Boim
112
Konsul

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się wśród Cieni, ale w oślepiającym blasku lawy nie było trudno jej dostrzec. Otoczyli nas na moście, pomioty i demony. Zebraliśmy się w koło, szóstka która ocalała.
- Anders, zrób coś! - krzyknął do mnie Oghren.
Tylko co? Odcięli nas, mimo tego że byliśmy już tak blisko. Zbyt dużo osób oddało życie w swej ofierze, abyśmy tutaj dotarli, i teraz mamy zginąć, będąc tak blisko celu? Co ja mogę zrobić? Pomioty zablokowały tunel z którego przyszliśmy, a z drugiej strony, przy bramach Thaigu, stoją dwa ogry z całą kompanią hurloków i genloków.
- Anders, oni zaraz na nas ruszą! - powiedziała spokojnym tonem inkwizytorka.
Spojrzałem na miejsce z którego przyszliśmy, nie mogę ot tak strzelić wielką kulą ognia, bo pogrzebie nas żywcem. Musimy się przebić do bramy, bez względu na koszty.
- Anders, no, stary druhu, strzel w końcu ze swoich palców. - sapnął się znów Oghren.
- Mam plan! - powiedziałem, chociaż był on dość szalony - Na mój sygnał wszyscy biegnijcie do bram. Oghren, Sigrun, bierzecie jednego ogra. Inkwizytorka wraz z swoim kompanem zajmą się drugim. Velanna otworzy bramę.
- A ty co zrobisz?! - krzyknął Oghren
- Coś bardzo głupiego, a teraz biegiem, do bramy!
Rzucili się pędem zostawiając mnie samego na moście. Spojrzałem w górę, i szybkim złączeniem palców wysondowałem całe pomieszczenie. Powinno się udać. Moi towarzysze już prawie dotarli do bramy, pomioty ustawiły się w pozycji obronnej, nie wchodząc na most. Cała czwórka przebiła się przez mniejsze pomioty, i ruszyła w stronę ogrów, a Velanna dobiegła do drzwi i zaczęła rzucać zaklęcia na wrota.
Teraz moja kolej. To jest jedyne rozwiązanie, sami ich nie powstrzymamy. Utworzyłem w okół siebie małą bańkę ochronną, ponieważ ich łucznicy właśnie zaczęli zajmować pozycje strzeleckie. Rzuciłem spojrzeniem jeszcze raz i byłem pewien, że to jest jedyne rozwiązanie. Odpiąłem sztylet od pasa, przyłożyłem ostrze do otwartej dłoni, i przejechałem ostrzem po skórze. Krew zaczęła płynąć po moim ramieniu, a ja sam poczułem przypływ ogromnej mocy. Uniosłem ręce i zacząłem skandować. Słowa nasuwały się same, jakbym się ich kiedyś wyuczył. Oczy miałem cały czas otwarte więc wszystko widziałem. Na most wdarły się już pomioty, ale dla nich było za późno. Znikąd pojawił się wielki cień który okrył całą ich stronę. Pomioty się nie zatrzymały. No tak, bez Arcydemona były naprawdę głupie. Cień zaczął wchłaniać wszystko co okrył. Pomioty zaczęły wyć i skomleć z bólu, kiedy małe macki cienia wsysały ich pod ziemie. Czułem ból kiedy demon z pustki przesyłał przez moje ciało całą swoją moc w stronę pomiotów, ale wciąż trzymałem go w ryzach. Minęło raptem kilka chwil, a po pomiotach nie został żaden ślad. Zmusiłem się cały i odesłałem demona spowrotem. Gdybym był sam, to demon by mną zawładnął, ale pomagał mi Justynian, któremu zawdzięczam życie.
Odwróciłem się, by zbadać sytuację po stronie bramy. Cała piątka stała pod bramą i patrzyła na mnie jak wryta. No, może poza Oghrenem, bo ten widział nie raz to, co potrafię. Ruszyłem w ich stronę, inkwizytorka zaczęła coś szeptać do swojego kompana, Velanna się nie ruszała, a Oghren gadał coś Sigrun, śmiejąc się do tego. Kiedy tylko zszedłem z mostu, inkwizytorka i jej kompan wycelowali we mnie swoje miecze. Oczywiście, mogłem się domyśleć.
- Wiesz, co zrobiłeś? - rzuciła groźnie inkwizytorka
- Tak, uratowałem nam wszystkim życie. - odpowiedziałem.
- Nie muszę Ci przypominać co inkwizycja sądzi o magii krwi.
- Słuchaj, uratowałem nam wszystkim życie. Jesteśmy już tak blisko skarbca, i odpowiedzi na nasze pytania, że chyba warto wstrzymać się z osądem dopóki nie zakończymy misji.
Spojrzeli na mnie podejrzanie, znów zaczęli szeptać. Oboje skinęli głową i schowali miecze.
- Cóż... okoliczności nam nie sprzyjają, policzymy się z tobą później.
Podziękowałem im sarkastycznym skinieniem, i spojrzałem na Velanne. Brama była wciąż zamknięta, ale przynajmniej nie mamy pomiotów na karku.
- Prawie ją otworzyłam. - Velanna odwróciła się w stronę bramy, wielkiej skalnej ściany z wyrytymi znakami których nie poznaję. Wyciągnęła ręce, które po chwili błysnęły niebieskim światłem. Usłyszałem zwalnianie zamków, gdy po chwili brama zaczęła otwierać się w naszą stronę. Stanęliśmy wszyscy w szeregu przed wejściem, i ruszyliśmy przed siebie. Ruszyliśmy do miejsca, o którym każdy zapomniał. Mam jedynie małą nadzieję, że chociaż jednemu z nas uda się przeżyć.

18.10.2014 17:29
mastji
629
odpowiedz
mastji
10
Legionista

Mam pytanie do Pana Wojciecha - mianowicie czy limit 10-15 zdań jest u Pana płynny jak w poprzedniej części zabawy, czy prace z 15+ zdaniami są z góry skreślane? Chciałbym tą kwestię wyjaśnić raz na zawsze, bo limit 3000 znaków swoją drogą, a konstruowanie całości fragmentu opowiadania w granicach 15 zdań swoją drogą. Trzeba się nieżle nagimnastykować, by upchnąć wszystko to, o czym chce się opowiedzieć w limicie zdań, pomijając już nawet fakt, że zdania wielokrotnie złożone są mniej dynamiczne i trudniej się je czyta od tych krótkich i bardziej prostych. Pozdrawiam.

18.10.2014 18:10
630
odpowiedz
SerMonroe
5
Junior

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.
Trzeba było uważać by nierozważnie nie stąpnąć na bok, by niechybnie utonąć na dnie wąwozu wypełnionego lawą. Miała to na uwadze grupa towarzyszy, która przemierzała te opuszczone rejony w poszukiwaniu strażników, którzy udali się w ich głąb przed kilkoma dniami. Dowodził nimi krasnolud Monghran, weteran walk z pomiotami, który znał okolice głębokich ścieżek. Miejsce było jednak tak samo zdradzieckie jak elfka w czasie rui, o czym zapewniał na każdym kroku krasnolud. Przy pierwszym rozwidleniu napotkali na strzały wbite w ścianę jaskinii, były to pozostałości po starciu oddziału z grupą hurloków. Na kolejnym zakręcie niespełna dwieście metrów dalej, krasnolud nagle stanął i wpatrując się w mroczną głębię rozkazał – Stać! - omiótł spojrzeniem całą grupę – Varrick i Marlen za mną! Reszta zostaje tutaj i niech nikt się nie wychyla! Trójka ruszyła przodem znikając w ciemności.

Młody chłopak, podopieczny ser Longhearna z niepokojem zapytał: O co chodzi? - Milcz chłopcze, ruszyli przodem bo spodziewają się trafić na zwiadowców, to może przesądzić o przeżyciu naszej grupy. On i czarodziej Qhron czekali cierpliwie na rozwój wydarzeń. Nagle zza rogu rozbrzmiał dźwięk napinanej cięciwy a w ślad za nią z mroku wyłoniła się strzała. Rycerz padł na ziemię osłaniając chłopaka, Qhron wykrzykiwał inkantację, ryk bestii narastał, grupa pomiotów wypadała zza rogu charkocząc i wymachując żelazem. Pierwszego dopadli maga, który nie zdołał osłonić się przed ciosem – topór roztrzaskał mu czaszkę, rzucając bezwładnie na ziemię. Kolejnych dwóch rzuciło się na Longhearna ten jednak zdołał odparować pierwsze ciosy i stawiał zażarcie czoła napastnikom, jego giermek podnosił się już i osłaniał tarczą przed ciosami dwumetrowego hurloka.
Nagle zza wyłomu wyłoniła się postać rzucając inkantację na stłoczonych w walce pomiotów, kolejne blaski ognia rozrywały kończyny od ciała i rozdzierały hurloków, którzy rzucili do odwrotu w głąb jaskinii. Gdy rycerz się obejrzał, spostrzegł kawał żelastwa wystający z piersi chłopaka, z jego ust dochodził cichy jęk...

18.10.2014 19:21
631
odpowiedz
zanonimizowany1031682
2
Junior
Image

Ilustracja do opowiadania. Morrigan pod postacią niedźwiedzia.

18.10.2014 20:28
632
odpowiedz
SerMonroe
5
Junior
Image

Projekt okładki

18.10.2014 21:16
red-foxie
633
odpowiedz
red-foxie
3
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Już czwartego dnia podróży Torstein utopił w niej znaczną część naszych zapasów. Wymierzyłem młodemu solidne lanie, ale nie zmieniało to faktu, że brakowało nam pożywienia. A stawka była zbyt wielka, aby wracać na powierzchnię. Zresztą, inkwizytor by nam nie pozwolił. Wyniosły elf patrzył na nas z wyższością. Nic nie mówił o celu wyprawy, a my ślepo za nim podążaliśmy, kuszeni perspektywą nieodkrytych skarbów.

Nasza ekspedycja liczyła 19 krasnoludów. Za ostatnie wolne miejsce inkwizytor wręczył Oghrenowi solidną sakiewkę i gorzki uśmiech. Tym samym przejął nad nami kontrolę i decydował o kierunku podróży. Elf od początku wzbudzał moją niechęć. Był podejrzanie zbyt cichy, zbyt zdystansowany. Uspokajała mnie jedynie obecność Bianki.

Wędrówka od początku przebiegała dobrze. Ścieżki były łatwe do przejścia i nigdzie nie było nawet śladu mrocznych pomiotów. Zrelaksowani i pełni optymizmu zanurzaliśmy się w głąb, snując wizje o morzu bogactw rozciągającym się przed nami. A potem ten dureń, Torstein potknął się o coś i runął w przepaść. A wraz z nim wóz pełen pożywienia. Młodego daliśmy radę wyciągnąć, jednak niemal całe zapasy na dwumiesięczną wyprawę przepadły. Przed nami rozpościerały się kilometry podziemnych korytarzy, a nam brakło jedzenia. Po kilku kolejnych dniach całkowicie się skończyło. Pierwszą ofiarą był chyba ten stary krasnolud z Denerim. Osłabł na tyle, że nie dawał rady się podnieść. Inkwizytor kazał go zostawić, a na naszą odmowę pogroził sztyletami. Błysk w jego oku wymusił na nas brak sprzeciwu. Poważnie wątpiłem, czy dalibyśmy mu radę. Nawet Bianka wydawała się niewystarczająca wobec tej siły, którą emanował. Padaliśmy z głodu jak muchy, a pozostająca przy życiu garstka była zakładnikami paskudnego elfa.

Sytuacja wydawała się beznadziejna, jednak inkwizytor nadal nie zezwalał nam na powrót.

18.10.2014 21:29
634
odpowiedz
kryfionka
11
Legionista
Image

Zgłoszenie ilustracji dokońca opowiadania. Inspirowane malowidłami na ścianach Kirkwall.
"I pewnie dlatego nie zauważyliśmy, kiedy krąg Morrigan został zerwany. Dopiero krzyk wiedźmy przykuł moją uwagę. Odwróciłem się z palcem na spuście Bianki. Siedziała, gapiąc się niewidzącymi oczami w Pustkę, a z jej gardła wydobywał się przeraźliwy wrzask."

18.10.2014 21:31
635
odpowiedz
zanonimizowany1039246
1
Junior

@ Mam pytanie do Pana Wojciecha - mianowicie czy limit 10-15 zdań jest u Pana płynny jak w poprzedniej części zabawy, czy prace z 15+ zdaniami są z góry skreślane?
Jest istnieje niewielka, ale naprawdę niewielka tolerancja, na dłuższe fragmenty. Proszę pamiętać, że Was jest wielu, ja jestem sam. Nie dam rady przeczytać wszystkich tekstów, jeśli będą za długie. Dlatego jeśli potrzebujesz jeszcze jednego dodatkowego zdania, żeby mieć puentę - ok. Jeśli potrzebujesz dwa, to już jest za długo.

18.10.2014 21:48
636
odpowiedz
StilleR666
84
Pretorianin

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Przerażenie przed rychłym runięciem w rwący potok żółto-czerwonej masy, sprawiało iż spacer po rozpadającym się moście co raz to zwalniał . Łącznik pomiędzy gruntem był pełen dziur i gruzu, do tego stopnia iż trzeba było poruszać się jeden za drugim . Przewodzący im wszystkim Szary Strażnik który kazał się nazywać Steelman, napotykał to coraz trudniejsze przeszkody w czasie całej podróży , ale ten most jest początkiem problemów. Bo tuż przed nimi dawne krasnoludy już czekały, skryci za skrzyniami i barykadami. Ja sam obserwowałem to wszystko z wysokiego szczytu Thaigu Ortana. Śmiertelnicy z ledwością przekroczyli most, a dawny krasnolud Mardas wyszedł im na przeciw i począł mówić do swojego pobratymca dzierżącego kuszę.
- Przodkowie uśmiechnęli się do nas rodaku, już myślałem ,że to kolejne pomioty. Jesteście wsparciem z Cadash?
Varric, jak go nazywali kompani , był wyraźnie zaskoczony pytaniem. Elf Solas odpowiedział .
- Nie , nie jesteśmy wsparciem duchu. Cadash i Thaig Ortana padły wiele lat temu.
Duch był wyraźnie zaskoczony.
- O czym ty mówisz elfie? Spójrz co stoi za nami.
- Stoją ruiny przyjacielu. Musimy przejść.
- To zwiadowcy pomiotów zabić, zabić wszystkich!- wykrzyczał Mardas, wyjmując z pochwy miecz. Ten zabrzęczał ,i na rozkaz swojego pana poleciał w stronę Elfa. Solas nawet nie drgnął , a sam krasnolud rozpłynął się w powietrzu. Steelman, wypuścił strzałę , jednak ta powędrowała w bramę miasta .
-Solas , co to było? Kim były te krasnoludy?- zapytał przerażony Ogren.
- Obrońcy Thaigu. To obrazy z przeszłości, bitwa o Ortan. Wydarzenia przed samym natarciem będą się powtarzać dopóki Thaig nie zostanie obroniony.
- A ten padł...-wtrącił Strażnik.
- Obrońcy toczą wojnę ,której nigdy nie wygrają. Te obrazy, to symbole upadającej nadziei ,która umiera pod naporem zła. Ale fakt ,że duch zareagował na nas, napawa mnie niepokojem.
-Co masz na myśli?- zapytał Varric.
-Takie obrazy, powtarzają się same , i żyją same z siebie. Nic co śmiertelnik powie czy uczyni nie zmieni biegu historii. Coś jednak zmieniło to , imaginacje rzuciły się na nas , zamiast wyczekiwać pomiotu.
-Może to przez ciebie?- wtrącił Ogren. -W końcu jesteś magiem i takie tam.
-Aby wpływać na takie obrazy, potrzebna jest ogromna ilość energii. Bądź przerwana zasłona.
Elf wypowiadając ostatnie słowa zaczął powoli odwracać się w stronę mojej wieży . Ten mag jest dużo bardziej doświadczony jeżeli chodzi o pustkę i duchy niż ktokolwiek kogo spotkałem. Być może będzie mógł mi pomóc . Wkrótce się ujawnię, jednak najpierw trzeba poznać ich dalsze zamiary. Nie mam wiele czasu, śmiertelnicy ruszyli w stronę bramy. Tam są pomioty, jeżeli ruszą na nich, zepchną ich do rozpadliny. Muszę zareagować.

18.10.2014 21:57
637
odpowiedz
zanonimizowany1039259
1
Junior
Image

Ilustracja do opowiadania.

18.10.2014 22:31
638
odpowiedz
YtseMan
10
Legionista

Dlatego też bacznie rozglądałem się dokoła, a moją koncentrację jeszcze wzmagała z trudem tłumiona wściekłość. Choć przyznam, że nie wiedziałem na kogo wściekam się najbardziej: na moją Felsi, syna Odhrona czy na siebie samego. Przecież po pokonaniu Plagi mogłem wieść spokojne życie u boku żony i patrzeć jak mój syn rośnie. No, może od czasu do czasu wyskoczyłbym do karczmy Rodinga, który potrafił sobie znamy sposobami zdobyć co lepsze trunki, a kilka razy piłem u niego nawet Wyjątkowy Napitek Wilhelma, ale poza tym nic, tylko zwykłe, spokojne życie, które przecież należało mi się jak mało któremu krasnoludowi.
Ale nie, to oczywiście byłoby dla mnie zbyt proste, zbyt spokojne i nudne. Durny Oghren musiał dołączyć do Szarych Strażników i dalej uganiać się za pomiotami, hurlokami i temu podobnym plugastwem. I zanim się obejrzałem mój syn dorósł, a że nie było w pobliżu mojej twardej ręki, to oczywiście im robił się starszy, tym... Cóż, tym bardziej przypominał swojego ojca.
No i pewnego pięknego dnia, jak gdyby nigdy nic, Odhron powiedział, że wybiera się do Ścieżek, by odszukać mityczny Thaig High-Mona, o którego bogactwie i tragicznym końcu mówiono nawet w pieśniach. Oczywiście ja zacząłem wrzeszczeć, Felsi darła się jeszcze głośniej, a ten cymbał stoi i się uśmiecha. Po czym stwierdza, że on się już dogadał, umowę podpisał, więc iść musi i nic się nie da zrobić.
Albo inaczej: można było zrobić już tylko jedno. Dołączyłem do tej samobójczej wyprawy, by mieć hultaja na oku i strzec go - jak kilka razy dobitnie powiedziała Felsi - za wszelką cenę.
I oto od 5 dni jesteśmy na Głębokich Ścieżkach: ja, Odhron oraz pięciu innych, podobnych do niego ledwie 30-letnich dzieciaków, którzy wymyślili sobie przejść do legendy.
No i jest jeszcze Varric z Kirkwall. Och, jak ja nie cierpię tego typa!
Wiem wprawdzie, że ja też bywam nieco zadufany, lubię słuchać swojego głosu, a nieraz i fakty w opowieści zdarza mi się nieco ubarwić. Ale gdzie mi tam do Tego z Kitką. Gęba mu się nie zamyka. Cały czas tylko: byłem tu, byłem tam, z tym wieczerzałem, a z tamtym się pobiłem. I dalej: jestem największym przyjacielem Hawke'a, bohatera z Miasta Kajdan; znam Fenrisa, niewolnika, który został bohaterem i Izabelę, najsłynniejszą przemytniczkę w Imperium Tevinter...
Pchch... Niektórzy znali i Pogromcę Plagi, i Stena, i Loghaina, a nawet samego Alistaira, zanim jeszcze został królem, ale wcale nie uważają za konieczne przypominać wszystkim o tym osiemnaście razy dziennie.
I jeszcze ta jego zakichana Bianka. Tego Bianka pocałowała, tamtego Bianka przywitała, a jeszcze innego ułożyła do snu. Noż przecież ona zabójcze bełty wypuszcza, to gdzie tu przywitanie, gdzie pocałunek? Śmiertelna broń, a nie środek na dobry sen. Zresztą on taki dumny z tej Bianki, a ja przecież widziałem kusze i groźniejsze, i ładniejsze, i piękniej nazwane. Jak choćby Tallia i Patrice, którymi wywijali bracia z Brenvinu.
Wracając do naszej wyprawy: nasza Parszywa Ósemka schodziła coraz głębiej i oto zbliżaliśmy się do rejonów, których nie znał nikt z nas. Pozostawało zdać się na mapę, którą za ciężko zarobione pieniądze kupił mój syn i jego przyjaciele...

18.10.2014 22:42
red-foxie
639
odpowiedz
red-foxie
3
Junior
Image

Ilustracja opowiadania, fragment z transformacjami Morrigan

18.10.2014 23:34
mastji
640
odpowiedz
mastji
10
Legionista

"Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Mnie jednak ona miała już nie przerażać, miałem nie bać się kresu życia i spotkania ze szlachetnymi przodkami. Słowa sędziwego Olghrina wypowiedziane niby wieczność temu, wciąż rozbrzmiewają w mojej głowie, gdy w ponurym milczeniu, razem z resztą zakutej w szare zbroje kompani idę bez celu nienaturalnie cichymi, cuchnącymi plugastwem korytarzami Ścieżek - Yrrwicku, synu Goldmura, od teraz jesteś martwy. Stare tradycje, honor, półprawdy i jawne kłamstwa uśmierciły mnie dla rodu i Orzammaru, wpychając razem z innymi zatraceńcami w objęcia najbardziej przeklętego ze znanych mi miejsc. Naznaczeni tatuażami, obdarci z przyszłości, mamy spełnić swoją ostatnią posługę, dając się zarżnąć gdzieś w ciemnej pieczarze panującym tu teraz mrocznym istotom. Ujmując rzecz prościej - mój los został przypieczętowany dawno temu, gdy przy zimnych wrotach prowadzących do upadłej dziedziny przodków zmuszono mnie do wstąpienia w szeregi Legionu Umarłych. Nie żyję - dlaczego więc wciąż tak bardzo się boję..?"

- Na litość, szlachetny Yrrwicku, skończ zapisywać tę przeklętą księgę, łap za swój topór i dołącz do nas, bo mam nieliche przeczucie, że zaraz będzie okazja do zrobienia z niego użytku. W tej części głębi coś jest, mało tego, jesteśmy takimi szczęściarzami, że to coś idzie prosto w naszym kierunku, spójrz - wysoki, poorany bliznami krasnolud o przenikliwym wzroku ruchem głowy wskazał w głąb tonącego w pulsującym mroku korytarza, na końcu którego, gdzieś na granicy widzialności, tliła się nikła sugestia światła.

"Nie jestem bohaterem, moim marzeniem nigdy nie było to, by jakiś szalony bard w swych balladach sławił moje wiekopomne czyny i moją, zapewne równie wiekopomną, śmierć. Chciałem żyć wśród kojącego chłodu Kamienia, kochać i kuć najlepszą broń w całym Orzammarze, ale odebrano mi to, wydarto wciąż pragnące bić serce z trzewi i po zapakowaniu w niewygodną, znoszona zbroję wtrącono w gorące, kipiące lawą piekło, gdzie w każdym niepewnym kroku i zbyt długim cieniu znajdowało się śmierć. Czy to, że chcę żyć, że brzydzę się tym, co zgotował mi mój dławiący się swoją własną trucizną ród czyni mnie złym krasnoludem? Jakim mianem w takim razie nazwać kogoś, kto w myśl obłąkanej tradycji skazuje swojego krewnego, swojego syna, męża czy brata na pewną, niczym niezasłużoną śmierć? Mój koszmar ma jednak szansę wkrótce się skończyć, wypełniłem swoją część umowy, a wątły, mlecznobiały blask, zbliżający się niepowstrzymanie ku naszemu obozowi zwiastuje ruch moich wybawicieli - zaczyna się."

Ten, do którego zwrócono się mianem Yrrwicka wstał ciężko, chowając rozpadającą się księgę i powolnym ruchem sięgnął po swoją broń, okrutny, wspaniale zdobiony podwójny topór - pamiątkę z poprzedniego życia. Po chwili światełko, obserwowane w milczeniu przez stojących za prowizoryczną barykadą wojów zakołysało się i zgasło, wypluwając z ciemności falę rozdętych, wyjących wściekle pomiotów. Jeden z krasnoludów, przerażony młodzian o wąskiej twarzy i czarnej bródce podbiegł do Yrrwicka, prosząc o rozkaz do odwrotu, którego nie dane mu było doczekać, bo zamiast krótkiej komendy usłyszał tylko dwa słowa "Wybacz mi", gdy ciężkie toporzysko spadło mu na głowę, w oka mgnieniu kończąc jego służbę na skąpanych we wrzaskach konających Głębokich Ścieżkach.

18.10.2014 23:51
641
odpowiedz
kryfionka
11
Legionista

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY.
Nie sądziłam, że tak prędko przyjdzie mi tu wrócić, nie minęło wiele czasu, od momentu, w którym wyszłam na powierzchnię obiecując sobie, że już nigdy więcej nie powrócę do miejsca, gdzie straciłam ojca, honor i własne życie. Jednak los bywa przewrotny, a pusty żołądek nie pozwala zignorować sakiewki pełnej złota. Sądziłam, że sprawię się świetnie jako najemnik, ludzie w Denerim nie mieli jednak zaufania do krasnoludzkiej kobiety, zwłaszcza takiej, która potrafiła okraść ich z bielizny, w czasie gdy mrugali. Zjawiła się jednak ona, czarodziejka, zamachała mi przed oczami mieszkiem wypełnionym błyszczącymi suwerenami i poprosiła bym została jej przewodnikiem na Głębokich Ścieżkach. Początkowo nie zgodziłam się, ale ona roztaczała przede mną wizję skarbów i artefaktów, jakie mogą się znajdować w miejscu, które pragnie odnaleźć.
Tak więc znalazłam się znów tutaj, tak blisko kamienia, który porzuciłam z własnej woli. Nie znałam tych konkretnych korytarzy, Lirette, która mnie wynajęła, nie zdradziła mi żadnych szczegółów na temat tej wyprawy, miałam ją prowadzić, a nawet nie wiedziałam dokąd zmierza. Dziwne, że nic mi nie powiedziała, zwłaszcza, że usta jej się nie zamykały, była głośna, nadpobudliwa, całkowicie nieostrożna i nie mogła nawet chwili usiedzieć w jednym miejscu. Członek Legionu, który by się tak zachowywał, zginąłby pierwszego dnia po wstąpieniu, i to pewnie z ręki dowódcy, aby nie narażał niepotrzebnie całej reszty i by oszczędzić mu śmierci z rąk jakiegoś pomiota. Za to jej towarzysz był jej absolutnym przeciwieństwem, ponury elf nie mówił prawie nic, odpowiadał krótko i szorstko, cały czas był czujny, nie spuszczał oka z otoczenia i reagował nawet na najcichszy szmer.
Ja spędziłam na Ścieżkach tak wiele czasu, że umiałam odróżnić wycie wiatru od odległego głosu hurloka, któż by jednak narzekał na dodatkowy miecz do ochrony, zwłaszcza tak uważny?
-To jest to, nareszcie! -niespodziewanie czarodziejka klasnęła z zachwytu i pognała do przodu, w stronę posągu majaczącego w oddali, który ja ledwo dostrzegłam.
Przeraziłam się, na swoich długich nogach, nieograniczona ciężkim bagażem, była znacznie szybsza ode mnie. Ruszyłam praktycznie chwilę po niej, jednak prędko się ode mnie oddalała, całe szczęście dla niej, że jej kompan potrafił dotrzymać jej kroku. I wtedy za nami rozległ się potężny ryk, ostatni raz słyszałam go w dniu, kiedy zginął mój ojciec i cały oddział wojowników. Okazało się, że jednak potrafię biec szybciej niż sądziłam, już raz przeżyłam spotkanie z tą bestią, nie miałam jednak zamiaru sprawdzać czy uda mi się to po raz kolejny.

19.10.2014 06:48
642
odpowiedz
RoC8
4
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Rozżarzona i gęsta magma, zabulgotała groźnie, gdy Tor potknąwszy się strącił kilka kamieni w dół. Krasnolud otarł pot z czoła i podążył wartkim krokiem za resztą.
-Tu coś jest, mówię wam, – krasnolud złapał prawą ręką za rękojeść swego potężnego topora, z wygrawerowanym runem patrona na klindze – i cały czas nas obserwuje.
-Nie paniku… - Avelle nie zdążyła skończyć, gdy nagle zatrzęsła się ziemia i przed nimi, z objęć lawy zaczął wyrastać monstrualny stwór.
Bohaterowie cofnęli się dwa kroki w tył, gdy bestia zaczęła rosnąć na ich oczach. Czarne połyskujące w świetle lawy ślipia były skierowane wprost na Kerna, ślipia ciężkie i puste zarazem. Swąd siarki unoszący się w powietrzu zdawał się gęstnieć, był ciężki i lepki. Avelle miała wrażeniem że przegryza jej ciało, do kości. Magiczne zaklęcie czarodziejki, filtrujące powietrze, słabło z każdą sekundą , a stwór z odmętu osiągnął już, wielkość niemal 20 stóp. Jego łeb był rogaty, paszcza najeżona milionem ostrych jak brzytwa zębów, a ciało, surowe i ostre.
-Kern, co robić!? – krasnolud przyjął postawę pozwalającą mu wyprowadzić pierwszy cios – Nie chcę psuć nastroju, ale toż to diabelstwo patrzy wprost na Ciebie! - Kern zastygł w oczekiwaniu, oczy przybrały znajomy szmaragdowy kolor, Tor miał wrażenie, że płoną.
- Avelle, przygotuj zaklęcie, Tor, zewrzyj się, zajmiemy jego uwagę, a wtedy Avelle uderzy w sam środek jego rozżarzonego serca. – Kern, nawet nie drgnął, był skoncentrowany i pewny.
- A więc, sławny przez całe Thedas, niepokonany, Kern zawitał do mnie,- Kern rozszerzył źrenice gdy bestia porozumiała się z nim telepatycznie –Twój czas dobiegł końca strażniku, przybywam po twoją, duszę! – Głębokie Ścieżki, wypełnił głuchy śmiech stwora….

19.10.2014 06:59
643
odpowiedz
GorKasz
3
Junior

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Na środku tego ogromnego jeziora ognia, niczym kamienny kwiat lotosu wyrastał Thaig, którego nazwa dawno już przepadła w mrokach dziejów. Ten majestatyczny widok budził podziw i dziwną tęsknotę w sercach patrzącej nań grupy, której większość członków była krasnoludami. Ubrani w masywne czarne zbroje, przyozdobione tym samym znakiem. Symbolem Legionu Umarłych. Dowodził grupą Stary. Posiwiały już wojownik, który z pomocą swojego nadziaka zabił już liczbę pomiotów odpowiadającą małej armii. Towarzyszyli mu Szach i Mat. Bracia, co było rzadkie w Legionie. Obaj nosili duże prostokątne tarcze naznaczone tak wielką ilością rys i drobnych uszkodzeń, że trzeba by chyba całego dnia, by zliczyć je wszystkie, nie myląc się przy tym. Jedyne co ich odróżniało to broń: Szach walczył masywnym mieczem, a Mat preferował jednosieczny topór. Kolejna była Szmaragd. Najmłodsza z całej grupy właścicielka pięknych, jak kamienie od których wziął się Jej przydomek, oczu była ulubienicą Starego. Nic zresztą dziwnego. Mimo tatuaży i wielu dni spędzonych na głębokich ścieżkach, wciąż wyglądała niczym posąg wykuty rękami najbardziej utalentowanych rzeźbiarzy Orzammaru a do tego niezwykle celnie strzelała. Bełty posłane z Jej ciężkiej kuszy o podwójnym łuczysku bez trudu radziły sobie nawet z pełną płytową zbroją. Ostatnimi szczęśliwcami, którzy załapali się do tej wyprawy byli Solas Elfi Mag, samouk oraz Qunari zwany Żelaznym Bykiem. Jedyni żywi pośród “Umarłych”. Mimo to, z własnej woli dołączyli do tego zakrawającego pod samobójstwo zadania i jak do tej pory spisywali się doskonale. Czarokleta nie wystawiał się na niepotrzebne niebezpieczeństwo, a jego zaklęcia parę razy oszczędziły Legionistom problemów. A olbrzym wprost doskonale spisywał się w wyszukiwaniu nowych przejść. Niezależnie czy miała to być nowa dziura w kamiennej ścianie czy w szeregu przeciwników. Prawdziwe problemy miały się jednak dopiero zacząć. Teraz, gdy stali niemal u celu.
- Widziałem wiele i w wiele gotów jestem uwierzyć, ale to… - Staremu zwyczajnie
zabrakło słów, by opisać to co widzi. - Na co tak właściwie patrzymy?
- Na bardzo stary Thaig. - Odpowiedź Elfa wniosła do rozmowy tak wiele nowego, że
reszta parsknęła głośno. - Nie znalazłem jego nazwy nawet w podaniach, ale jeśli te mają w sobie choć ziarno prawdy, to znajdziemy w tym miejscu klucz do rozwiązania kilku naszych problemów… Albo jedynie śmierć.
- Cóż, my nie mamy już nic do stracenia. - Skwitowali jednocześnie Szach i Mat.
Ruszając w kierunku kamiennego mostu łączącego ten niezwykły twór z brzegiem. Reszta bez zwłoki podążyła za braćmi. Most nie zawalił się pod nimi, ani nie zostali zaatakowani. O ile to pierwsze było dobrą wiadomością o tyle brak choćby paru strażników nie koniecznie, bo Umarli woleli walczyć tutaj. Na równym i odsłoniętym terenie, gdzie nie ma przesadnie wiele miejsca. Niestety to nie oni wybierali miejsce starcia.
- Wyczuwam - Zaczął agent Ben-Hassrath udając, że węszy. - że pozwolą nam wejść a
potem sprawdzą, jak jesteśmy twardzi...
- Racja, bo gdyby wiedzieli jak jesteśmy twardzi, to nie pozwoliliby nam przekroczyć
bramy! - Padła odpowiedź Szmaragd, po której pozostali po raz ostatni pobieżnie sprawdzili ekwipunek i zajęli przydzielone im miejsce w szeregu.
- No to nie pozwólmy dłużej czekać naszym gospodarzom, kimkolwiek są. Naprzód! -
Zabrzmiał rozkaz Starego. I wkrótce potem zaczął się koszmar...

19.10.2014 08:42
644
odpowiedz
Gogetas
21
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. A przynajmniej tak od jakiegoś czasu twierdzono. Krasnoludy zarzekały się, że Mroczne Pomioty to już historia, i ogłaszały całemu światu radosną wieść o odzyskaniu swoich ukochanych podziemi.
Zamilkły jednak, zaraz po tym, jak zgłoszono pierwsze zaginięcia. Z czasem wśród gąszczu rozległych korytarzy zaczęło przepadać coraz więcej ich pobratymców. Co najdziwniejsze, poszukiwania i specjalnie zorganizowane ekspedycje badaczy zgadzały się, że to nie sprawka pomiotów. Nigdzie nie znaleziono ani sztuki hurloka czy genloka, nie napotkano również żadnego krasnoludzkiego ciała. Kolejne zniknięcia zgłaszano nie w rzadko uczęszczanych tunelach, lecz tam, gdzie zazwyczaj spotykało się całkiem sporo mieszkańców thaigów. Wkrótce wieść rozeszła się po całym Thedas i Głębokie Ścieżki z powrotem stały się miejscem tajemniczym, pełnym śmierci i niewyjaśnionych zagadek, do którego nikt prócz najgłupszych bądź najodważniejszych nie chciał się zapuszczać.
Wszystkie wejścia do sieci tuneli zamknięto i zapieczętowano, oczywiście zaraz po tym, jak wpuszczono do środka mnie i gromadę pięciu żądnych przygód krasnoludów, którym przewodził Oghren – czyli ten mający moim zdaniem najlepiej z nich wszystkich poukładane w głowie. Początkowo miałem się tam udać z Inkwizytorką, ta jednak została wysłana z tajemniczą misją na Bagna Nahashinu i, o dziwo, nie chciała mnie wziąć z sobą. Wędrowałem więc przez dziesiątki rozległych tuneli, nie wiedząc nawet, czego dokładnie szukać, a krasnoludy wlekły się za mną w pewnej odległości i z każdą minutą stawały się coraz mniej podekscytowane. Błądziliśmy już trzeci dzień, nie potrafiąc odnaleźć choćby najmniejszego śladu, który mógłby pomóc nam w rozwikłaniu zagadki zaginięć.
Przełom nastąpił, kiedy przekraczaliśmy zbudowany z jasnego kamienia most, zwany Przejściem Dorrvikha. Pod nami przepływała szeroka rzeka lawy, jej tańczące bąble raczyły nasze uszy nierówną muzyką.
– Hej, tutaj, zobaczcie! – krzyknął nagle Oghren, wyrywając mnie z głębokiego zamyślenia.
Widywałem w swoim życiu rzeczy najdziwniejsze z dziwnych, walczyłem z demonami, duchami, smokami i wilkołakami, ale chyba nic z tego nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak widok, który ujrzałem tamtego dnia. O poręcz muru opierał się krasnolud, jednak musiałem naprawdę dobrze się przyjrzeć, żeby upewnić się, że to przedstawiciel tej rasy. Całe jego czarno-czerwone ciało pokrywały ogromne pęcherze. Wyciągnął przed siebie rękę w żałosnym, bezsilnym geście, a jego palce dosłownie rozsypały się w ciemny pył.
Nie mieliśmy czasu dociekać, o co mu chodziło, bo w tym momencie w górę wystrzeliła fala pomarańczowego blasku, nad naszymi głowami zaczęły przelatywać pociski zbitej w małe kule lawy…

19.10.2014 10:40
645
odpowiedz
pablodar
7
Legionista

Nawet krasnoludy, które w innych podziemnych labiryntach czuły się równie swobodnie jak orzeł szybujący po przejrzystym niebie, tutaj stawały się nerwowe i niepewne. Bo wiedziały, że nawet pomimo zachowania wszelkich środków ostrożności, pomimo doświadczenia i odwagi, wielu stąd nie wróciło.
Dlatego też nic dziwnego, że Thendirin od razu na początku powiedział jasno: tylko krasnoludy mogą wziąć udział w tej eskapadzie, by - jak sam to ujął "rzucić na szalę swoje życie i choć przez chwilę utonąć w blasku Thaigu Yuliona, najbardziej tajemniczego z krasnoludzkich miast". To właśnie on, jeden z największych bogaczy Kirkwall i największy handlarz bronią w Imperium, był głową tego przedsięwzięcia.
Ściągnął do drużyny dwóch znajomych z czasów, gdy był jeszcze najemnikiem - Erethala oraz Gelophena, którzy byli bardzo sprawni, jeśli chodzi o umiejętność patroszenia wrogów ostrzem topora, ale inteligencją niestety nie grzeszyli. Był też z nami Walughen, największy krasnolud, jakiego w życiu widziałem, o głowę przerastający najwyższego z nas. Niestety jego gabaryty były skutkiem choroby, która wyryła - i to dosłownie - swoje ślady także na jego twarzy: tak brzydkiego krasnoluda jak on też nigdy nie widziałem, a przecież choć wiele dobrego można powiedzieć o mojej rasie, to na pewno nie to, że jesteśmy piękni niczym elfy. Walughen był bardzo małomówny i najmocniej ożywiał się wtedy, gdy zatrzymywaliśmy się na odpoczynek - nucił wtedy coś pod nosem i zapisywał na kartach pergaminu. Pieśni układał czy listy? - może go o to spytam któregoś dnia.
Był wśród nas także słynny Oghren, który walczył z Plagą u boku Szarych Strażników, a potem nawet został jednym z nich. Na żywo nie robił takiego wrażenia, jak w opowieściach - więcej w nim było karczmowego hulaki niż bohatera Fereldenu. No i kilka razy dziennie, gdy zdawało mu się, że nikt nie słyszy, wzdychał z tęsknotą, ale i złością do swojej żony Felsi. To właśnie przez nią znalazł się na Głębokich Ścieżkach - jak przyznał pewnego wieczoru, stwierdziła ona, że wreszcie czas, aby zaryzykował swoje cztery litery oraz wymyślne warkoczyki na brodzie dla czegoś bardziej namacalnego niż sława i chwała.
No i jeszcze Varric, który na początku był duszą towarzystwa i zasypywał nas opowieściami, szczególnie tymi, w których stał u boku Hawke'a, bohatera z Kirkwall. Oj, barwne to były historie - aż sam nie wiedziałem, czy bardziej podziwiam go za to, co w nich robi czy za to jak wspaniale potrafi zmyślać. Ale im głębiej schodziliśmy, tym bardziej zamykał się w sobie, a już od wczoraj niemal stale wlókł się kilka stóp za nami, od czasu do czasu gwałtownie się rozglądając. A tą swoją słynną Biankę ściskał tak mocno, że miałem wrażenie, że połamie się albo ona, albo jego palce.
Ostatnim członkiem byłem ja - ich przewodnik, który jakoś od wczorajszego wieczora nie mógł się przyznać swoim kompanom, że musiał się pomylić na którymś zakręcie i nie był całkiem pewien, gdzie aktualnie byliśmy. Mówiąc wprost: zgubiłem drogę...

19.10.2014 13:36
wysłannik
646
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Dokładnie tak było w Thaigu Ortana, grupa krasnoludów, której organizatorem był Gelron, sędziwy i bardzo szanowany członek Skulptorium z Orzammaru a zarazem mój nauczyciel, zatrzymała się kiedy idący na przodzie brygady Oghren podniósł swoją prawą, odziana w płytową rękawicę, rękę. Stanęliśmy na rozwidleniu dróg, przed nami znajdował się solidny kamienny most, przebiegający ponad płynącą w dole lawą, i solidna wyrwa w wschodniej części kamiennej ściany. Nie byłoby to niepokojące gdyby nie fakt, że w ciemnej odnodze leżały zwęglone trzy niewielkie, pasujące do rozmiarów krasnoludów ciała. Hargon, dowódca najemników, wyprzedził Oghrena i trzymając w ręku pochodnie przyjrzał się trupom.
- Jakim cudem twoje zapijaczone oczy zauważyły te kawałki węgla w tej ciemnicy? - zapytał Hargon.
- To kwestia wprawy, odpowiednie trunki potrafią rozjaśnić mój umysł – odpowiedział uśmiechając się lekko i gładząc swoje sumiaste wąsy.
- Wygląda na to, że to część grupy, która ruszyła przed nami, chcieli zbadać tą odnogę i chyba mieli pecha – podsumował dowódca najemników.
- Albo chcieli się tam schować – rzucił jeden z najemników poprawiając zawieszoną na plecach tarczę.
- Niby przed czym? - zapytał kolejny najemnik.
- A bo ja wiem, przecież mroczne pomioty nie podpalają ani nie zwęglają tak ciał, no nie?
- To bez znaczenia, – wtrącił poważnie Hargon, tak jakby los jego krasnoludzkich braci był mu zupełnie obojętny – nie powinno nas to obchodzić i nie powinniśmy przerywać naszego zadania, by szukać reszty oddziału w tym tunelu.
- Coś mi się wydaje, że naszego najemnika ogarnął strach przed nieznanym z ciemności – powiedział Oghren, tylko on mógł wypowiedzieć tak śmiałe słowa do dowódcy najemników, żaden z podwładnych Hargona nie był na tyle głupi albo odważny.
Przywódca najemników zbliżył się do Oghrena na tyle blisko, że ten z pewnością czuł jego mało przyjemny oddech gdy zaczął – Musimy znaleźć grobowiec a w nim amulet, to jest nasze zadanie, to nie kolejna, z góry skazana na porażkę, misja ratunkowa Brandy. Jesteś nam potrzebny, bo już tutaj byłeś i znasz tę część Ścieżek, to twoja szansa na odzyskanie honoru po tym, jak twoja żoncia cie porzuciła. Nie jesteśmy częścią Legionu Umarłych i chcemy powrócić z Głębokich Ścieżek do Orzammaru żywi, dlatego skupmy się na naszym jedynym celu.
- Wystarczy – wtrącił się w końcu Gelron. - Ja też nie wiem, kto lub co mogło tak zwęglić naszych pobratymców, ale wydaje się mi, że to ja tutaj decyduje – kontynuował patrząc Hargonowi w oczy, które i tak były słabo widoczne spod hełmu – i tak się składa, że już zadecydowałem.

19.10.2014 13:49
647
odpowiedz
Terroton
3
Junior

Na Głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni,ale w oślepiającym blasku lawy.Błądzili po niekączących się tunelach już wiele dni.Po pięciu dniach stracili rachubę,niekoncząca się podróż i ciągłe walki z Mrocznymi Pomiotami stały się straszliwą codziennością przerażającym i niekończącym się snem na jawie.Nagle cały ich świat skurczył się do tych mroczych,beskresnych korytarzy,i tego co w nich żyło.Gdy zmęczenie i strach brało górę spoglądali na Varrika z wyrzutami,on namówił inkwizycje na tą wyprawę,i to przez niego mieli tu zginąć pożarci przez mroczne pomioty albo po prostu od zmęczenia lub głodu.Pomioty atakowały bez ostrzeżenia w różnym czasie,znienacka wyłaniali się z mroku a wtedy dwaj krasnoludzy przewodnicy Varrik,Leliana i dorian chwytali za broń by je odeprzeć.Z dnia nadzień było coraz gorzej,w końcu blask lawy niewystarczał,mrok wydawał się na nich napierać ze wszystkich stron.W mroku widzieli twarze Pomiotów które szybko się rozpływał.Może oszukiwały ich nawet wyczerpane umysły?Mijali opuszczone thaigi,w których lęgły się zastępy pomiotów,widzieli też ciała na wpół pożarte przez genloki i nieprzypominające żadnych innych,zwęglone ciała.Wrogów wypatrywali w ciemnościach,za każdym zakrętem i w każdej jamie wydrążonej przez pomioty.Nawet niewiedzieli jak badzo się mylili.W nocy kiedy Lelianie przypadła warta został im zwrócony dar snu tak dawno zapomniany przez nich samych,jednak nie na długo.Obudziły ich krzyk krasnoludów przewodników,wszyscy podnieśli się z bronią w ręku wypatrójąc wroga w beskresie mroku.
- POMOCY!POM... - urwał krasnolud by nigdy nie dokończyć
Oblał ich zimny dreszcz strachu.
Varrik unióśł Biankę i wycelował jednak instynk podpowiadał aby nie w mroczny korytarz lecz w strumień lawy płynącej wzdłóż lewej ściany.To co tam ujżeli miało pozostac w ich pamięci jeszcze na długie lata.Z lawy wynużał się ogromny demon gniewu wydawać by się mogło iż sięgał stropu korytarza,jednak najstarszejszy był na wpół zwęglony krasnolud trzymany w dłoni demona.W tamtej chwili nie podziałał strzał z Bianki,ani pocisk wysłana przez Lelianę nawet kula czystej magii Doriana.Drugi krasnolud rzucił się na demona z okrzykiem,w jednej chwili zajeła sie ogniem jego broda potem zbroja i twarz.I w tedy wydarzyło się coś czego żaden z nich nie przewidział,demon zamiast pożreć krasnoluda wydał dziwny odłoś przypominający śmiech, poczym uderzył w ziemię rozpływając się w istną rzekę lawy i ognia.Tak,tamtą chwilę przyjdzie im na długo zapamiętać, jednak to co wydarzyło się póżniej było jeszcze straszniejsze i dziwniejsze.

19.10.2014 14:12
648
odpowiedz
zanonimizowany847233
3
Junior

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Bohaterowie jednak nie byli tu pierwszy raz, pod okiem Oghrena przeczesywali coraz to głębsze zakamarki Głębokich Ścieżek. Drogi były coraz węższe, ciemniejsze i im dalej schodzili tym bardziej odczuwali narastający niepokój wspomagany unoszącym się odorem Mrocznych Pomiotów. Po paru godzinach ku swemu zdziwieniu dotarli to miasta, jednak architektura budynków bardzo różniła się od tych które budowane były przez krasnoludów. W spowitym ciemnościami oraz chłodem miejscu czuć było strach, rozpacz oraz zwątpienie. Bohaterowie zaczęli stopniowo badać miejsce które według teorii Mortrena podopiecznego Ogrena nie było odwiedzane od ponad milenium. Uwagę Szarego Strażnika przyciągnęła tablica na której wyrzeźbiony był Kal-Sharok założyciel imperium krasnoludów, jednak trzymający za rękę z ludzką kobietę. Chwilowe osłupienie bohaterów przerwał krzyk Mortrena któremu przed twarzą pojawiła się zjawa smutnego ludzkiego mężczyzny opancerzonego oraz uzbrojonego w zbroję którą zwykli nosić Szarzy Strażnicy . Całe miasto wypełniło się duchami które szeptały chórem mrożące krew w żyłach słowa:
-Prowadź ich lub giń! Prowadź ich lub giń!
-W mordę Strażniku! To dusze twych pobratymców których strach obleciał podczas swojego ostatniego boju na Głębokich Ścieżkach! – powiedział Oghren do Szarego Strażnika
Walka ze zjawami wydawała się nie rozważna jednak w innym przypadku Bohaterowie musieli skoczyć z urwiska którego z powodu ciemności wysokości nie mogli ocenić. Szary Strażnik zawahał się chwilę po czym wskazał reszcie grupy na urwisko, dobiegając na skraj zbocza Oghren zamarł ,przez chwilę dziwiło go że ucieczka z pola bitwy wymaga od niego więcej odwagi niż walka z upiorami . Zjawy zbliżały się coraz szybciej, od ścian odbijały się echem szepty które wchodziły głęboko w głowę Strażnika , w jednej chwili bohaterowie skoczyli z urwiska w ciemność nie wiedząc jaki czeka ich los. Szary Strażnik nie poczuł uderzenia lecz dziwne zimno
– Czy ja nie żyje?- pomyślał ,jednak gdy się ocknął jego oczom ukazał się spowity ściegiem krajobraz. Jego głowa wypełniła się pytaniami jakim cudem? Jak to możliwe? Jednak na te pytania pozna jeszcze odpowiedz.

19.10.2014 14:16
649
odpowiedz
ziralea
3
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.
To właśnie on mógł przytępić wzrok i sprawić, że nieostrożni wędrowcy łatwo daliby zaskoczyć się pomiotom, nie mówiąc oczywiście o tym, że ktoś mógł przez przypadek (lub celowo, bo i tacy szaleńcy się tu zapuszczali) zanurkować w magmie i nigdy już się nie wynurzyć. Nie trzeba było obawiać się cieni... a przynajmniej tak myślała grupka krasnoludów, która z każdą minutą zbliżała się do opuszczonego dawno temu, niesławnego thaigu Cadasha.
- Nigdy nie wierzyłem w to, co mówili o tym miejscu - stwierdził cicho Conway do swojego partnera, patrząc kątem oka na okrąglutkiego badacza wysłanego przez Rzeźbiarzy Wspomnień do zbadania pozostałości thaigu, a którego miał ochraniać on razem ze swoim towarzyszem broni. - Te wszystkie plotki o przekleństwie zamordowanych elfów z Arlathanu, krwawych rytuałach czy sekcie czczącej matki lęgu to bzdury.
- Powtórz to, gdy natkniemy się na którąś z tych twoich bzdur - odparował Finn, mimowolnie zaciskając palce na przynoszącym szczęście medalionie od matki; on w przeciwieństwie do Conwaya wolał być ostrożny. Jego spojrzenie spoczęło na młodej asystentce badacza, taszczącej niestrudzenie sporą część dokumentacji oraz przyrządów archeologicznych. - Chociaż zawsze chętnie uratuję damę w opresji.
- Stać - nakazał nagle członek Legionu Umarłych, ponury mruk przydzielony im w charakterze przewodnika oraz zbrojnego wsparcia.
Dopiero teraz Conway zauważył, że temperatura wokół nich spadła gwałtownie, i to tak bardzo, że mogli zobaczyć swoje oddechy przemieniające się w małe obłoczki; było to dość niezwykłe, biorąc pod uwagę żar bijący od strumieni lawy. Krasnoludzica pisnęła cicho i wskazała na coś drżącą ręką, chociaż nikt nie zauważył czegokolwiek niezwykłego. Gdy temperatura ponownie zaczęła się podnosić i wydawało się, że dziwne zjawisko mija, cichy głos zmroził im wszystkim krew w żyłach.
- Ar tu na'din.
- Słyszeliście? - jęknął badacz, chowając się z marnym skutkiem za swoją pomocnicą i rozglądając dookoła w panice. - To był...
- ...elficki, wiem - przerwał mu legionista z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a Conwayowi wydało się, że przez ułamek sekundy dostrzegł cień niepokoju w jego oczach. - Im szybciej zakończymy nasze zadanie i wrócimy do Orzammaru, tym lepiej.

19.10.2014 14:17
650
odpowiedz
shederriere
4
Junior

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Zamknął oczy, czuł ból i pieczenie, które dekoncentrowało go bardziej niż hałas, krzyki rozpaczy i cierpienia jego towarzyszy. Pomioty, trolle i inne paskudztwa miały być dla nich tylko rutyną.. Na widok stwora wynurzającego się z lawy szybko stracili swoją pewność siebie. Sytuacja zmieniła się diametralnie w ciągu paru chwil. Armia pomiotów szybko stała się armią popiołu i nadpalonych kości. Na tym jednak nie koniec. Sytuacja nie wyglądała ani odrobinę lepiej po drugiej stronię konfliktu, choć sam Sprawca Wypadku wydawał się wyjść z tego bez szwanku i jakiegokolwiek oparzenia. Takie rzeczy się przecież nie zdarzają... Musi iść, uciekać, ratować siebie i swoich najbliższych towarzyszy. Ostatnią siłą woli otworzył oczy i ogarnął spojrzeniem całość pola. Palące się pomioty... paląca się armia ludzi, którzy ogarnięci chęcią bogactwa i sławy zapuścili się na te przeklęte bezdroża. Zaczął się wycofywać. Nawet Szary Strażnik wie kiedy sprawa jest przegrana. Najpierw spokojnie, przesunął się ku ścianom ogromnego karteru w którym byli. Miał nadzieję, że ten kawałek bezpiecznej przestrzeni uratuje go przed podzieleniem losu jego towarzyszy. Szybkimi, choć nieco chaotycznymi ruchami, posuwał się ku otwartej przestrzeni. Wtem usłyszał ciche wołanie. Kobiecy głos przebijające się przez zgiełk rzezi po niedoszłej bitwie. Jęk prośby, smutku i nadziei... Verrenarze... Poczuł że ściska mu się serce.

19.10.2014 14:21
651
odpowiedz
zanonimizowany663750
11
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Pierwszy raz słysząc te słowa, zaśmiałem się pełny pewności siebie, myśląc o tym jak o sposobie na straszeniu żółtodziobach, którzy próbowali zdobyć jedynie sławę. Dzisiaj, po spędzeniu czasu w tych szarych korytarzach, zastanawiam co czeka mnie w dalszej podróży. Spojrzałem na swoich towarzyszy odpoczywających przy ognisku, kiedyś pełni wigoru, dzisiaj beż życia i zniszczeni tą wędrówką. Nic nie można na to poradzić, kiedy widzisz jak z drużyny 25-ciu osobowej przeżywają tylko 5 osób, a ty jesteś wśród nich. Zdrowy rozsądek mówi żeby się wycofać, lecz ja za dużo już straciłem i nie mam zamiaru wrócić z pustymi rękami.
- Dobra, koniec odpoczynku. Zbierać swoje manatki i ruszamy. - Rozkazałem, chcąc jedynie jak najszybciej uciec z tego miejsca.
- Niepotrzebnie. I tak umrzemy. Wcześniej czy później. - Z ponurą miną powiedział Ramvian.
- Jak chcesz to możesz tutaj zostać, ja idę dalej. A ty Ogrehn co o robisz? - Spojrzałem się w niego stronę oczekując odpowiedzi

19.10.2014 14:39
652
odpowiedz
zanonimizowany1039116
1
Junior

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. I tym co ów blask ukazał naszym oczom.
Wielkie dwumetrowe, niezasługujące na życie stworzenie o fałdach skóry zwisającej na całej długości oślizgłego, ociekającego lepkim śluzem cielska, o mackach wychodzących z narośli na plecach potwora - oto co na nas czekało na końcu Thaigu Svenjana. Bertrand, najtwardszy z nas, prawdziwy twardziel z południa Fereldenu, na widok tego monstrum, niczym za dotknięciem kostura, zmienił się w oddychający ciężko wrak człowieka. Oczy jego, zawsze niezmiennie zielone, wyglądające groźnie spod opadających powiek, teraz nie wyrażały niczego więcej niż potwornego przerażenia, kolor oczu wyblakł, zostawiając dwie czarne niczym woda w sztolniach kopalnych, ziejące pustką dziury. Mimo iż nie usłyszałem krzyku ostrzeżenia, doskonale wiedziałem co należy uczynić, a raczej czego nie czynić.
Przede wszystkim: nie walczyć. Musieliśmy dostać się do Kara'dum z ostrzeżeniem na ustach i strachem w oczach, inaczej nie uwierzą w to co dziś zawładnęło naszymi zmysłami. Jeśli doszłoby do walki, nie ma wątpliwości, że jeszcze dziś ucztowalibyśmy z Przodkami w Sercu Kamienia. Legion musi poznać prawdę.
Pierwszy do ataku ruszył Vale, śniady elf o lawendowych oczach, którego głowa wyleciała w powietrze zanim zdążył wykrzyczeć nazwę swego klanu. Drugim trupem stał się Bertrand, szukający z dobrym skutkiem śmierci w tych czerwonych czeluściach zapomnienia. Trzecim został Bigby, mój brat, którego znałem dopiero od niedawna, lecz historia ta okazała się kresem naszego krótkiego braterstwa.
Ja uciekłem. Co to za czasy, w których odwaga jednostki w tłumie bohaterów ukazywała się w ucieczce, miast w honorowej śmierci na polu walki?

19.10.2014 17:00
653
odpowiedz
zanonimizowany1033689
2
Junior

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Zniszczenie Kowadła było jedyną możliwością powstrzymania magmowych golemów. Inkwizytor podobnie jak ja przeczuwał ich związek z wyłomami, które tak bardzo znienawidziłem. Zgodnie z radą Oghrena postanowiliśmy znaleźć Pergamin Andrasty. To na nim Caridin naszkicował w przeszłości schemat kowadła, co mogło być ważnym tropem w poszukiwaniu sprawcy i nieocenioną pomocą w ostatecznym pokonaniu golemów. Sigrun wiedziała wiele na temat domniemanego celu naszej wyprawy, ale nawet ona nie potrafiła jednoznacznie określić położenia Komnaty z Pergaminem. Zgodnie jednak z wyliczeniami Oghrena, na podstawie daty narodzin Caridina, najbardziej prawdopodobny wydawał się Thaig Octavia. Nir mieliśmy jednak czasu na długie rozmyślenia. Stado golemów podążało naszym śladem, mi kończył sie zapas mikstur many, a Inkwizytor zgubił podczas ucieczki swoje zioła. Jego stan stopniowo sie bez nich pogarszał. Bałem sie że będę musiał się udać po niego w Pustke, co przy braku mikstur many oznaczało tylko jedno. Musiałbym zostać maleficarem, a krasnoludy na pewno nie poradziły by sobie z golemami bez mojej pomocy. Oghren i Sigrun zgrywali twardych, ale wewnątrz czuli to samo co ja i Varric. Głębokie Ścieżki nigdy dotąd nie były tak niebezpieczne.

19.10.2014 17:29
📄
654
odpowiedz
Reaper23
18
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Odkąd przegraliśmy walkę o nasz dom jej widok nie wzbudza już w nas takiego zachwytu jak wtedy, gdy to miejsce tętniło jeszcze życiem, a jej blask oświetlał wypełnione gwarem sale i korytarze, nie mogliśmy się jednak cofnąć…ja nie mogłem. Była to dla mnie wielka szansa, wiedziałem, że jeśli się wykaże czeka mnie awans, zaś, jeśli poniosę porażkę moja kariera wojskowa na długo utknie w miejscu. Cieszyła mnie bardzo obecność w naszym oddziale mojego mentora Ogrhenema. Trenował mnie od dzieciństwa i zawsze mogłem na niego liczyć w trudnych sytuacjach, dlatego zawsze jest mile widzianym towarzyszem moich wypraw.
- Nie bądź sentymentalny Muradinie – rzekł sędziwy krasnolud siedzący po środku wielkiego stołu a siedzący obok niego przytaknęli mu
- Chcemy wiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się w tych tunelach – dodał
- Przepraszam wysoki sądzie już mówię. Kilka dni temu mój przyjaciel Varrik dowiedział się, że ktoś handluje na czarnym rynku krasnoludzkimi artefaktami. Z początku myśleliśmy ze to kolejny handlarz rupieciami próbuje wcisnąć klientom marne podróbki, jednakże, gdy weszliśmy w posiadanie jednego z nich okazało się, że są jak najbardziej autentyczne, co więcej pochodzą z dawno zaginionego skarbca Rodu Złotorękich, w którym to znajdowały się jedne z najcenniejszych egzemplarzy, które kiedykolwiek wyszły z pod krasnoludzkiej ręki.
Wniosek był jasny, ktoś musiał odnaleźć skarbiec i bezczelnie okradał nas z naszego dziedzictwa – na dźwięk tych słów w sala wypełniła się gromkim krzykiem wzburzonych krasnoludów.
- Cisza, cisza!!! – Powtarzał starzec waląc młotkiem w stół tak, że ten mało nie pękł. Kontynuuj.
- Tak wysoki sadzie. Niedługo potem nasi zwiadowcy wykryli, że jeden z ośmiobocznych kamieni blokujących dostępu do głębokich ścieżek został otwarty a najwyższe dowództwo wezwało mnie do siebie i zleciło zadanie zorganizowania wyprawy mającej na celu wykrycie sprawcy jak również odzyskanie dawno zaginionych artefaktów. Widząc w tym okazję, na którą tak długo czekałem bez wahania podjąłem się misji, zebrałem doborowy oddział najbardziej zaufanych ludzi i niezwłocznie wyruszyliśmy by spotkać się ze zwiadowcami w ich obozie. Kiedy już dotarliśmy na miejsce wydałem oddziałom, które miały strzec wejścia a razem ze swoja kompanią wkroczyliśmy do ciemnego tunelu, w miarę jak ciężkie masywne wrota zamykały się ciemny tunel za nami nie wydawał się być tak straszny jak to, co czekało na nas w majestatycznie oświetlonych progach naszego dawnego domu, wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co to miało być, a ja nie wiedziałem, że już niedługo przyjdzie mi podjąć decyzje, które każą mi wybierać pomiędzy powodzeniem misji a życiem moich towarzyszy.
Zagrzałem moich towarzyszy do walki i śmiało ruszyliśmy by wypełnić nasze zadanie.
Jesteśmy krasnoludami a krasnoludy zawsze stawiają czoła zagrożeniu!


19.10.2014 17:45
655
odpowiedz
zanonimizowany983828
88
Senator

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. I bynajmniej nie miałem tutaj na myśli bujnej brody Ogrhena, która w świetle wiecznego ognia przypominała tańczący, żywy płomień. Świadomość tego, że jeden nierozważny krok mógł skończyć się dla nas kąpielą w ociężałej magmie, przyprawiał mnie o dreszcze. Moje obawy podzielał Ogrhen, który od momentu zejścia milczał i nie przypominał żywiołowego awanturnika z powierzchni. Dlatego niezmiernie zdziwiłem się, gdy usłyszałem zza moich pleców jego głos.
- Mury szepczą wyraźniej. Zbliżamy się!
Odwróciłem się i już chciałem zadać mojemu towarzyszowi kilka pytań, ale jego rozbiegane dotychczas oczy skupiły się na czymś, co było przede mną. Dobyłem szybko Bianki, odskoczyłem na bok i wycelowałem w miejsce, gdzie spoczywał wzrok Ogrhena. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że stałem przed potężnymi, drewnianymi wrotami. Dałbym sobie rękę uciąć, że przed chwilą nie było tam niczego prócz sterty kamieni, przez które przebijały się promienie lawy.
- Chodź – odrzekł krasnolud po czym złapał za metalowe okucie i pociągnął do siebie. Usłyszałem trzask przekładni i wrota, które wręcz wyrosły przede mną, powoli otwierały się, wzbijając w powietrze tumany pyłu i kurzu. Przeraźliwy hurkot i zgrzytanie wrót było jednak niczym w porównaniu z tym, co po chwili ujrzeliśmy. A raczej czego nie zobaczyliśmy, bowiem naszym oczom ukazała się niezmierzona pustka...

19.10.2014 17:49
656
odpowiedz
zanonimizowany1038999
2
Junior
Image

Zgloszenie okladki do pierwszego opowiadania. :)

19.10.2014 17:52
657
odpowiedz
Jarekles
2
Junior

S

19.10.2014 17:52
658
odpowiedz
Jarekles
2
Junior

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY.
Plan odbicia Taighu Cadash od początku nie miał szans powodzenia. Pomioty zbyt dobrze znały teren, znikali kolejni żołnierze, wojsko była już na granicy wytrzymałości, zapasy jedzenia się wyczerpywały, a chłód i wilgoć tuneli powodowały błyskawiczne wychłodzenie ciała - nikt już nie myślał o chwale, ale o przetrwaniu. W końcu król nakazał odwrót, Oghren miał nadzieję, że nie za późno, zgłosił się na ochotnika, żeby poprowadzić zwiad - wziął ze sobą Barregha i Villuna, weteranów w królewskiej armii.
Od tamtego momentu minęły dwa dni, przynajmniej tak się wydawało, może to tylko kilka godzin, a może wieczność? Wilgoć przenikała ubranie, nogi odmawiały posłuszeństwa, wzrok zasnuwała już delikatna mgiełka - to brak snu, ale szli, musieli, bo tak nakazywał honor. Na szczęście nie napotykali pomiotów, chociaż dla Oghrena był to raczej powód do niepokoju, coś szykowały, jednak wolał nie straszyć i tak już przerażonych towarzyszy. Grupa trafiła na wąski korytarz, gdy weszli weń, usłyszeli dudnienie, zwiadowcy spojrzeli po sobie, jakby każdy chciał się upewnić, że to nie wytwór jego wyobraźni, nie potrzebowali słów, wystarczyło krótkie spojrzenie w oczy, przerażony i zbłąkany wzrok mówił całą prawdę, wybuchła panika. Ściany zaczęły pękać, a ze szczelin zaczęła wylewać się lawa, która rozświetliła cały tunel, Oghren nakazał ucieczkę, choć nie miało to już znaczenia. Barregh miał najmniej szczęścia, czerwona ciecz wylała się wprost na niego, wydał z siebie tylko zduszony jęk, na szczęście pozostałym dwóm krasnoludom udało się uniknąć poparzeń.
Ocaleni wybiegli z tunelu tylko po to, żeby natknąć się na cały oddział pomiotów:
-To pułapka!!! Jak mogłem ich nie wyczuć - wrzasnął Oghren, jednak nie było wiadomo, czy to okrzyk bezradności i przerażenia, a może wściekłości, może jedno i drugie - nie możemy walczyć, oni na to czekają Villun, nie możemy zginąć, mamy misję, chociaż mam straszną ochotę zatopić mój topór w paru pomiotach. Dalej, musi tu być gdzieś wyjście, przodkowie są dziś z nami!
Łucznicy wroga napięli cięciwy i już celowali, zwiadowcy spojrzeli w lewo, był tam mały tunelik, wyglądał na opuszczony, trzeba było spróbować, więc rozpoczęli rozpaczliwy bieg, mimo całkowitego wyczerpania dawali radę zasłaniać się jeszcze tarczami - determinacja dodawała sił. Udało się im wbiec pierwszym do tuneliku, było tam mniej wilgotno i nawet nie cuchnęło, co było rzadkością na Głębokich Ścieżkach, niestety pomioty nie chciały tak łatwo ustąpić, doganiały krasnoludów.
- Nie damy rady we dwóch, tunel jest wąski, dam radę ich zatrzymać na jakiś czas. Znasz drogę Oghren, wróć i powiedz królowi, że nie zginąłem jak tchórz... - choć Villunowi łamał się głos z przerażenia, w jego oczach malowała się wściekłość i nieokiełznana żądza krwi. Oghren nie miał zamiaru uciekać, ale nie było czasu na kłótnie, misja była zbyt ważna, dowództwo musiało się dowiedzieć co nadciąga. Mimo wszystko jednak, przerażona twarz Villuna pozostała we wspomnieniach krasnoluda do końca życia.

19.10.2014 18:10
659
odpowiedz
zanonimizowany1020118
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Chcieli uniknąć większych oddziałów pomiotów, więc wybierali węższe, całkowicie zapomniane korytarze. Wystarczył jeden nieostrożny krok, niepewnie postawiona stopa, by roztapiający, płynny żar wziął cię w objęcia. Żar, który teraz oświetlał twarz krasnoluda, rozmawiającego z ludzkim apostatą.
- Oszukałeś mnie. - powiedział z rozżaleniem w głosie krasnolud, gniotąc w dłoni zwój.
- Można tak powiedzieć, ale to nie do końca prawda. Dostaniesz Gundaar, tyle że nieco większym kosztem.
- Większym kosztem?! Chcesz, żebym poprowadził swoich ludzi, jak świnie na ubój. - krasnolud zamachał trzymanym zwojem. Powinien był to przewidzieć. Teraz przyjdzie mu zapłacić za swoje zuchwalstwo.
- Taaak. - odaprł przeciągle mag. - Mnie też się to niespecjalnie podoba, ale co zrobić? Większe dobro wymaga poświęceń. W tym wypadku niestety dość licznych i krwawych.
- Nie zgadzam się na to. Wracamy do Orzammaru.
- Nie ma możliwości, żebym ci na to pozwolił. - sprzeciwił się spokojnie człowiek.
- Bo co? - krasnolud położył dłoń na kolbie przewieszonej przez ramię Bianki.
- Nie bądź śmieszny. Wystarczy jedno moje słowo i jesteś martwy. Poza tym, co ty sobie wyobrażałeś? Że po prostu wkroczymy to wypełnionego pomiotami miasta, wypowiem zaklęcie i wszyscy będą zadowoleni? - wyśmiał go apostata. Niestety w żadnym jego słowie nie było kłamstwa. Mniej więcej na to właśnie liczył, zaślepiony pragnieniem zagrania Orzammarowi na nosie.
- Nie pozwolę byś złożył ich w ofierze dla demona, czy innego plugastwa, które zamierzasz wyciągnąć z Pustki. - nie ustępował powierzchniowy krasnolud, choć jego głos nieco drżał.
- Owszem, pozwolisz. Poprowadzisz ich tam, gdzie ci każę, albo zginiesz.
- Moi ludzie nie pójdą z tobą, jeśli mnie tkniesz.
- Głupstwo. Powiem, że jeden z pomiotów cię zaraził i nie miałem wyjścia. Gwarantuję ci, że potrafię tak urządzić twoje zwłoki, byś wyglądał na ofiarę Plagi. Wtedy dowództwo obejmie ten pijak, Oghren. On jest zbyt głupi, żeby się stawiać.
Varric westchnął, po czym przeniósł wzrok na odpoczywających w obozowisku krasnoludów. Rumiany Oghren wykorzystywał postój tak jak lubił, krzepiąc się zawartością bukłaka. Apostata miał rację, a on sam tymczasem znalazł się po uszy w łajnie. Znowu.

19.10.2014 18:14
📄
660
odpowiedz
Reaper23
18
Legionista

Chciałbym zgłosić poprawki do swojego opowiadania okazał się że zjadłem wyraz a nie chcę wstawiać całego jeszcze raz więc prosił bym by został uwzględniona, mam nadzieje że będzie to możliwe. Chodzi o słowo rozkazy w zdaniu:
Kiedy już dotarliśmy na miejsce wydałem rozkazy oddziałom, które miały strzec wejścia a razem ze swoja kompanią wkroczyliśmy do ciemnego tunelu...
A w przedostatnim zdaniu zamiast towarzyszy ma być kompanów
Czy moje poprawki zostaną uwzględnione czy mam wkleić opowiadanie jeszcze raz ?

19.10.2014 18:32
661
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Również mam pytanie do Pana Wojciecha. Może być już za późno na uzyskanie odpowiedzi, ale spróbuję. Czy narracja może być prowadzona z perspektywy trzeciej osoby? Wszyscy trzymają się kurczowo narracji pierwszoosobowej, którą narzuciła nam autorka pierwszego opowiadania. Jak to jest teraz?

19.10.2014 18:50
662
odpowiedz
zanonimizowany767430
2
Junior

@Kemoc - Jeśli pierwsze zdanie nie narzuca sposobu narracji wybierz ten, który Ci odpowiada.

19.10.2014 18:53
663
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Tak zrobię. Dzięki.

19.10.2014 18:58
664
odpowiedz
Musich
111
Konsul

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.

Dla tych, którzy się tam znaleźli, stanowiło to odmianę od tego, w jakich okolicznościach zwykła czyhać na nich śmierć. Niezbyt miłą, ale jednak odmianę. Do tej pory oglądali się przez ramię w ciemnych uliczkach, wypatrywali śmierci wśród koron drzew Głuszy czy w goryczy zatrutego kielicha. W końcu należeli do podwładnych króla Alistaira i królowej Anory. Załatwiali sprawy, których nie mogło załatwić wojsko czy oficjalna polityka.
- Na młoty i kowadła, jak ja uwielbiam zapach siarki o poranku. Prawie tak jak zapach…
- Krasnoludzie – napominający szept Belli, szlachcianki wygnanej z Antivy, przerwał poranne wywody Oghrena. Jej głos był ostry, co jeszcze potęgował akcent, ale krasnolud najwyraźniej się tym nie przejął.
- No co, dobrze powitać dzień, nawet jak nie można go odróżnić od nocy. – Podniósł się i rozejrzał wokół. Pozostali jego towarzysze, elfia łotrzyca podzielająca Oghrenową miłość do trunków i młody mag, który jednocześnie pracował dla Wieży i dla królowej, już upakowywali resztki tobołów po obozowisku.
Alara uśmiechnęła się do niego. Widać łączyła ich nie tylko miłość do trunków, ale i podobne poczucie humoru.
- Nasz cel znajduje się na północ, niezmiennie. Zrobiłam jeszcze szybki zwiad – oznajmiła z entuzjazmem nieprzystającym do miejsca. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeszcze dziś dostarczymy Lordowi Harrowmontowi jego zgubę.
Mag i szlachcianka tylko przytaknęli, Oghren ze smutkiem skinął głową i po tym zwyczajowym rytuale ruszyli w drogę. Krasnolud trochę tęsknił za widokiem jakiegoś pomiota. Lawa była dość marnym wrogiem. Nie można było zatopić w niej topora, a przynajmniej nie bez szwanku dla broni. Rytm marszu wśród ciasnych, śmierdzących pajęczyną korytarzy przerywali tylko na zwyczajowe pytania: „czemu królowa wysłała swoich agentów na pomoc Harrowmontowi?”; „jak i po co królowa zapewniła swoim agentom kompanię krasnoludzkiego Szarego Strażnika?”, „czemu krasnoludy same nie rozwiążą swoich problemów?”.
Parę godzin później, gdy przestawali czuć nogi, Maren położył dłoń na ramieniu Alary. Pozostali także się zatrzymali. Mężczyzna, a może chłopak jeszcze, podniósł dłoń ku górze, zacisnął ją w pięść, a z jego garści wypłynęły srebrzyste nici.
- Jest w środku – oznajmił, wskazując na potężne, kamienne drzwi. Wszyscy wzięli oddech. Wszyscy poza Oghrenem, który odruchowo chwycił topór.
- I nie tylko ona, ale jeszcze pomioty. Czuję je. Wreszcie.
- Twój entuzjazm mnie przeraża – skomentowała Bella, wypatrując jakiejś odnogi korytarza, a może wyłomu w ścianie. Na próżno. – Jeśli pociągniemy dźwignię i otworzymy drzwi, od razu ten, kto porwał Gadę Helmi, dowie się o nas.
- Niech się dowie.
- I twój uśmiech. Twój uśmiech też mnie przeraża.
Zbliżali się do celu. Już mieli odnaleźć Gadę Helmi, córkę jednego z krasnoludów najwyższej kasty krasnoludzkiej w Kar’Hirol, przebywającą pod opieką Harrowmonta. Jej wysoka pozycja w thaigu o dużym znaczeniu mogło tłumaczyć zainteresowanie królowej. Było to tłumaczenie naciągane.
Nie mieli wyjścia. Otworzyli drzwi.
Ze zgrzytem, z mrokiem obejmującym wnętrze przestronnego hallu, zobaczyli straszną rzecz. Krasnoludkę zbryzganą resztkami pomiotów, przytłoczoną ich ilością, a jednak w niemal bersekerskim szale torującą sobie drogą w głąb Ścieżek.
- Świetnie, kolejni. Najpierw Harrowmont, potem pomioty, a teraz wy. Czemu aż tylu chce mojej śmierci. – A za wykrzyknik posłużył topór wbity w czaszkę kolejnej kreatury.

19.10.2014 19:26
📄
665
odpowiedz
Reaper23
18
Legionista

Postanowiłem jednak wrzucić poprawioną wersję ponieważ znalazłem jeszcze kilka drobnych błędów przepraszam organizatorów za kłopot i proszę by to ta wersja ostatecznie została wzięta pod uwagę.

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Odkąd przegraliśmy walkę o nasz dom widok płynnego ognia nie wzbudza już w nas takiego zachwytu jak wtedy, gdy to miejsce tętniło jeszcze życiem, a jego blask oświetlał wypełnione gwarem sale i korytarze, nie mogliśmy się jednak cofnąć…ja nie mogłem. Była to dla mnie wielka szansa, wiedziałem, że jeśli się wykaże czeka mnie awans, zaś, jeśli poniosę porażkę moja kariera wojskowa na długo utknie w miejscu. Cieszyła mnie bardzo obecność w naszym oddziale mojego mentora Ogrhenema. Trenował mnie od dzieciństwa i zawsze mogłem na niego liczyć w trudnych sytuacjach, dlatego zawsze jest mile widzianym towarzyszem moich wypraw.
- Nie bądź sentymentalny Muradinie – rzekł sędziwy krasnolud siedzący po środku wielkiego stołu a siedzący obok niego przytaknęli mu
- Chcemy wiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się w tych tunelach – dodał
- Przepraszam wysoki sądzie już mówię. Kilka dni temu mój przyjaciel Varrik dowiedział się, że ktoś handluje na czarnym rynku krasnoludzkimi artefaktami. Z początku myśleliśmy ze to kolejny handlarz rupieciami próbuje wcisnąć klientom marne podróbki, jednakże, gdy weszliśmy w posiadanie jednego z nich okazało się, że są jak najbardziej autentyczne, co więcej pochodzą z dawno zaginionego skarbca Rodu Złotorękich, w którym to znajdowały się jedne z najcenniejszych egzemplarzy, które kiedykolwiek wyszły z pod krasnoludzkiej ręki.
Wniosek był jasny, ktoś musiał odnaleźć skarbiec i bezczelnie okradał nas z naszego dziedzictwa – na dźwięk tych słów w sala wypełniła się gromkim krzykiem wzburzonych krasnoludów.
- Cisza, cisza!!! – Powtarzał starzec waląc młotkiem w stół tak, że ten mało nie pękł. Kontynuuj.
- Tak wysoki sadzie. Niedługo potem nasi zwiadowcy wykryli, że jeden z ośmiobocznych kamieni blokujących dostępu do głębokich ścieżek został otwarty a najwyższe dowództwo wezwało mnie do siebie i zleciło zadanie zorganizowania wyprawy mającej na celu wykrycie sprawcy jak również odzyskanie dawno zaginionych artefaktów. Widząc w tym okazję, na którą tak długo czekałem bez wahania podjąłem się misji, zebrałem doborowy oddział najbardziej zaufanych ludzi i niezwłocznie wyruszyliśmy by spotkać się ze zwiadowcami w ich obozie. Kiedy już dotarliśmy na miejsce wydałem rozkazy oddziałom, które miały strzec wejścia a razem ze swoja kompanią wkroczyliśmy do ciemnego tunelu, w miarę jak ciężkie masywne wrota zamykały się ciemny tunel za nami nie wydawał się być tak straszny jak to, co czekało na nas w majestatycznie oświetlonych progach naszego dawnego domu, wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co to miało być, a ja nie wiedziałem, że już niedługo przyjdzie mi podjąć decyzje, które każą mi wybierać pomiędzy powodzeniem misji a życiem moich towarzyszy. Zagrzałem moich kompanów do drogi i śmiało ruszyliśmy by wypełnić nasze zadanie. Jesteśmy krasnoludami a krasnoludy zawsze stawiają czoła zagrożeniu!


19.10.2014 19:41
666
odpowiedz
zanonimizowany926081
2
Legionista
Image

Moja propozycja okładki do pierwszego opowiadania.

19.10.2014 20:06
667
odpowiedz
Crawler
8
Legionista

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Ryk mrocznych pomiotów niósł się wąskimi korytarzami, dobiegając do uszu trójki krasnoludów. Na ułamek sekundy zamarli, a ich oddechom towarzyszył jedynie odgłos chlupoczącego bezpośrednio pod ich stopami ciepła.
- Poradzą sobie – zapewnił kompanów Sanroth i postawił stopę na bardziej stabilnym gruncie. W krok za nim postąpił krasnolud z rudymi warkoczami brody, a chwilę potem trzeci z nich, którego ogolony fizys wywoływał mdłości u Sanrotha.
- Zawszone mosty… Jeden z drugim by pomyślał, że budowali coś solidniejszego. - Posapując, Oghren podparł się na toporze i otarł pot z czoła.
- Blisko. – Wytatuowany członek Legionu Umarłych wskazał palcem przed siebie. Przed nimi rozpościerało się morze lawy, nad którą setki lat temu niestrudzeni przodkowie zawiesili kamienne kładki. – Tam powinni czekać.
- Powiedz mi - zaczął wygolony krasnolud zarzucając na plecy swoją kuszę. – Czy wam nie powinno zależeć na tym, żeby właśnie sobie nie poradzić? – Uśmiechnął się drwiąco. Sam nigdy nie wstąpiłby w szeregi Legionu Umarłych, nie miał też zamiaru podziwiać kogokolwiek, kto z utęsknieniem oczekuje śmierci w boju. Sanroth zbył jego słowa głośnym mlaśnięciem, kiedy wkraczali na kolejny z mostów. Wtedy też ustały odgłosy walki, wraz z ostatnim okrzykiem dogorywającego pomiotu. Na powrót zapanowała nieposkromiona cisza, opatulając wędrowców.
- Do Darmallon nielicho daleko – rzucił przewodnik.
- Skąd ten pomysł? – Zdążył wycedzić w odpowiedzi kusznik, zanim trzask kości rozdarł powietrze za jego plecami. Odwrócił się gwałtownie i poczuł pchnięcie w okolicach barku, zakołysał się i upadł na ziemię. Przewalił się na bok, unikając cięcia spadającego na niego z góry.
Kolejne genloki dzierżące złote ostrza zeskakiwały z ustępów skalnych znajdujących się ponad głowami. Około pół tuzina różnych rozmiarów monstrów otoczyło namiastkę kompanii.
Berserker ujął swój topór w obie dłonie, ryknął i nabierając rozpędu zawirował wśród przeciwników, spychając dwójkę z nich z wąskiego mostu. Legionista dobył ostrzy i doskoczył do znajdującego się wciąż na ziemi. Tnąc na ślepo rozerwał na strzępy kończynę skonfundowanego pomiotu i solidnym kopnięciem pozbawił go równowagi. Nie spoglądając nawet na leżącego ruszył w dalszy bój, manewrując wśród wrogów jak najzwinniejszy akrobata.
Oniemiały krasnolud poderwał się, przywarł do niskiej barierki, przełknął ślinę, załadował bełt i wystrzelił, przebijając dwójkę.
- Do Legionu! – zakomenderował Sanroth pozostałym, ci zaś bez słowa sprzeciwu biegli przed siebie, nie przerywając fechtunku. W oddali zamajaczyła gromada krasnoludów.
Po chwili, która w ich głowach i nogach sączyła się niemiłosiernie, znaleźli się przy brzegu. Odwrócili się i ujrzeli ich przewodnika siłującego się z napastnikiem. Bezkastowiec przyłożył kuszę do oka, wycelował i strzelił. Pomiot zdążył sparować strzał, odbity bełt wzbił się w powietrze i skruszył kawałek nadwątlonego stropu. Legionista wykorzystał moment, aby przeciąć w pół hurloka, po czym okręcił się na pięcie i wyszczerzył zęby.
Wtem wielki głaz naparł na mocowanie mostu, przełamując go wpół.
- On został pochowany już dawno – grobowym tonem zadudnił ktoś za plecami Oghrena. Zbliżył się do ostałej się dwójki i złapał ich za ramiona. – Jestem Volsch. Ty, jak mniemam, to Varric?
- Darmallon - wyszeptał Varric. – Thaig złotem i srebrem płynący.
- Poprowadź nas i zgiń – rzekł Volsch. Zawtórowała mu reszta Legionu Umarłych.

19.10.2014 20:38
668
odpowiedz
wincher34
5
Junior

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Nigdy nie sądziłem, że tutaj trafię. Prawdopodobnie myśli tak większość krasnoludów. Całe życie spokojnie przesiedzieć w domu z dala od groźby śmierci z rąk pomiotów albo czegoś gorszego. Większość śmiałków zapuszcza się tutaj w poszukiwaniu bogactw, wiedzy lub są po prostu szaleni. Powód mojej wizyty jest błahy: kradzież chleba. Nagrodą jest uczestnictwo w wyprawie w poszukiwaniu patronki Brandy. Obecnie ciężko znaleźć głupca chętnego na tak arcyciekawą misję, dlatego oprócz wojowników werbowani są też skazańcy do noszenia tobołów. Wybór jest prosty: wyrok albo śmierć na ścieżkach. Naiwnie liczyłem, że uda mi się czmychnąć przy pierwszej okazji jednak straże wykazały się wyjątkową pilnością w obserwacji naszych poczynań oraz używaniu bata. Razem z moim nowym kumplem Brandonem dzielnie znosimy trudy podróży. Po dwóch tygodniach kroczenia w nieprzebytych korytarzach, sielanka miała się skończyć. Głębokie ścieżki odznaczają się wysokimi walorami akustycznymi, o czym się przekonaliśmy słysząc krzyki przedniej straży.

19.10.2014 20:47
ŁysyZnadNysy
669
odpowiedz
ŁysyZnadNysy
1
Junior

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Mimo tej różnicy, była, swoim zwykłym sposobem, nieprzejednana i z każdym kolejnym dniem zabierała któregoś z członków naszej ekspedycji, aby ukołysać go w swoich kojących ramionach, w przepastnych odmętach Pustki. Mayren od dwóch tygodni twierdziła, że wyczuwa rychły koniec naszych problemów i choć zwykle jej prorocze umiejętności nie zawodziły, tak w tamtym momencie sama zdawała się tracić wiarę w ich sens. Varrik z początku pocieszał ją jak tylko mógł, ale i on po pewnym czasie wyraźnie spochmurniał. Jeśli o mnie chodzi, byłem na siebie wściekły, ponieważ myślałem, że moce dziewczyny pomogą nam w jakiś sposób osiągnąć cel wyprawy. Krew mnie zalewała, gdy przypominałem sobie z jakim trudem wyrwałem ją wcześniej Zakonowi, powołując się na niezwykłe okoliczności w jakich znalazł się nasz świat i potęgę Inkwizytorskiego tronu, a na końcu pieczętując kruchy sojusz groźbą wojny z templariuszami, jeśli choć włos spadnie z głowy wcielenia Boskiej Andrasty. I gdy pomyślałem, że to wszystko miało pójść na marne, zaczęła narastać we mnie determinacja by iść naprzód bez względu na cenę, aż do ostatniego tchu. Pamiętam, że dnia, gdy wkraczyliśmy do ruin bastionu Garina-niegdyś pierwszego punktu oporu przed mrocznymi pomiotami w tamtej części Ścieżek, morale drużyny było okropne, z powodu kolejnych dwóch żołnierzy, zabitych w niewiadomych okolicznościach przed paroma godzinami. Sytuacja była o tyle dziwna, że znaleźliśmy jedynie szczątki przedniej straży-fragmenty zbroi i trzewi ofiar rozrzucone na całej szerokości korytarza i nikt z nas nie był w stanie wyobrazić sobie zaistniałych zdarzeń. Bastion wydawał się opuszczony, co również rodziło podejrzenia lecz w tamtym momencie chcieliśmy po prostu odpocząć po trudach wędrówki, więc postanowiliśmy rozbić obóz i ustalić dalszy plan działania. Kapitan Barosh podszedł do mnie przy ognisku, gdzie zanurzony w myślach obserwowałem płomienie pełgające po powierzchni niedymiącego, krasnoludzkiego węgla i poprosił o chwilę rozmowy na osobności.
- Zawracamy – rzekł krasnolud stanowczym tonem – i zanim cokolwiek powiesz, wiedz, że pluję na tą twoją misję, jakkolwiek ważna by nie była. Ja i moi ludzie mamy dość tego wszystkiego, już tydzień temu mówiłem ci, że Przodkowie nas przeklęli i jeśli nie zawrócimy, pewnikiem sczeźniemy w tych tunelach. Jeśli chcecie możecie zostać, ty i ta dziewka, nie powstrzymuję was, wiedz tylko, że wyruszamy tak szybko jak tylko chłopaki odzyskają siły. -po czym odwrócił się i już chciał odejść...
- Stój.- powiedziałem – nigdzie nie odejdziesz. Zostaniesz i poprowadzisz nas dalej w kierunku celu. A jeśli nie...
- To co? – kapitan zmierzył mnie lodowatym wzrokiem, a jego ręka powoli powędrowała do rękojeści topora zasadzonego za pas...

19.10.2014 21:02
Tyr/Tiwaz
670
odpowiedz
Tyr/Tiwaz
70
Jednoręki

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Tą śmiercią byliśmy my, Legion Umarłych, prowadząc przez oświetlone płynną skałą, Głębokie Ścieżki grupę żywych krasnoludów. Dlaczego żywych? Dla odróżnienia, przecież jako legioniści jesteśmy martwi. Spotkaliśmy ich dzięki hordom mrocznych pomiotów, które ciągnęły w ich kierunku. Po wybiciu plugawców do nogi, w ramach podziękowań dziarski, rudy krasnolud - Oghren - zaproponował nam wspólną podróż do thaigu Darmallon, którego ściany podobno migocą żyłami srebra i złota. Kruszec dla martwych nie ma znaczenia, ale możliwość rozsiekania pomiotów profanujących thaig jak najbardziej. Podróż Głębokimi Ścieżkami jak zwykle zlewała się w jedność, czas nie miał znaczenia, towarzyszyły nam niekończące się rzędy wysokich filarów z wykutymi podobiznami przodków oraz ciągłe ryzyko ataku ze strony pomiotów. Opuszczone miasto powitało nas zdruzgotanymi wrotami skąpanymi w ciemności. Czarne zbroje legionistów zlewały się z otoczeniem, jedynie białe czaszki na napierśnikach zdradzały ich obecność. Wnętrze było nie mniej ponure, żadne rudy złota nie rozjaśniały mroku, co zaniepokoiło jeszcze bardziej naszych żywych towarzyszy, których nerwy i tak były w strzępach. Gdy zagłębiliśmy się w ruiny budynków, usłyszeliśmy dźwięki, których spodziewałem sie od dawna. Trzewia thaigu zacisnęły swą paszczę - nadchodziły pomioty.

19.10.2014 21:07
671
odpowiedz
zanonimizowany1031981
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.
Im dalej zagłębialiśmy się w korytarze prowadzące do niedawno odkrytego thaigu, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, że fakt, iż żadna wyprawa stamtąd nie wróciła, nie świadczył o lekkomyślności czy nieprzygotowaniu naszych poprzedników. Niebezpieczeństwem były nie tylko pomioty, które na dobre zadomowiły się już w krasnoludzkich budowlach, ale też pułapki pozostawione przez opuszczających thaig – gdyby nie obecność Varrika, kilka razy byłoby z nami kiepsko. Ironią był fakt, że cała nasza drużyna, w tym on, urodziła się na powierzchni i gdyby nie magia, pomagająca mi odnaleźć właściwy kierunek, zapewne zgubilibyśmy się już dawno.
Była nas tylko czwórka – Varric, Blackwall, Cole i ja, inkwizytorka, która z każdym dniem (o ile można mówić o dniach pod ziemią) zastanawiała się, dlaczego daliśmy się na tę wyprawę namówić, zwłaszcza, że po zniknięciu poprzednich grup nikt już nie chciał posłużyć nam za przewodnika.
- Idziemy dalej? – Cole jak zwykle pojawił się znikąd, przerywając moje ponure rozmyślania. Kiedy zobaczył, że zbieram swoje rzeczy, bez słowa skierował się w głąb korytarza, który mieliśmy teraz eksplorować. To ciekawe, ale chłopak najlepiej z nas wszystkich radził sobie na Głębokich Ścieżkach – szedł na przedzie, wypatrując niebezpieczeństw, w walce całkiem nieźle posługiwał się sztyletami, a po skończonej wędrówce zawsze zgłaszał się do pierwszej warty. Chyba po to, by to wszystko zrównoważyć miał też w sobie coś niepokojącego. Nawet Varric nie był w stanie namówić go na zwierzenia, każde nagabywanie zbywane było półsłówkami i obojętnym wyrazem twarzy. Tym większe zaskoczenie, gdy po kilkunastu minutach marszu nagle zobaczyliśmy jak Cole wypada zza załomu korytarza, wyraźnie podekscytowany.
- Są tam jakieś krasnoludy… walczą z pająkami. Musimy im pomóc! – i nie czekając na reakcję zniknął za zakrętem.
Jak się okazało, pośpiech był wskazany – bez naszego wsparcia dwójka krasnoludów mogłaby stać się kolejnymi bezimiennymi ofiarami thaigu. Wydawałoby się, że zwykłe podziękowanie byłoby tu na miejscu, ale tego się po skończeniu potyczki nie doczekaliśmy.
- Co tutaj robi banda powierzchniowców? – zapytał starszy z nich, obrzucając nas nienawistnym spojrzeniem. – Nikt wam nie powiedział, co się tu kryje?

19.10.2014 21:21
672
odpowiedz
zanonimizowany1031545
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Nadszedł mój czas. Od dawna wiedziałem, że mój żywot może zakończyć się tylko w tym miejscu. Nie bałem się śmierci, widziałem w życiu tyle, że zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie ona wybawieniem.
Na początku mej wędrówki przez zrujnowane korytarze odczuwałem smutek i samotność. Teraz jednak te uczucia były mglistym wspomnieniem, a jedyne, czego chciałem, to zaspokoić mój Głód. Sądziłem, że pomioty wykończą mnie szybko i ten ból się skończy. One jednak obserwowały mnie z ukrycia, jakby rozbawione moją tułaczką i zagubieniem. Pieśń w mojej głowie była coraz bardziej donośna – tylko ona i ten niewyobrażalny Głód towarzyszyły mej umęczonej duszy.
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w obszernej cuchnącej zgnilizną i pleśnią jaskini. Otaczała mnie nieprzenikniona ciemność, wiedziałem jednak, że dotarłem do miejsca mego przeznaczenia. Zdecydowanym ruchem wyciągnąłem miecz z pochwy i szykowałem się na przyjęcie ciosu.
- Oczekiwałem cię od dawna, Strażniku. – dobiegł mnie głos z niewiadomego kierunku.

19.10.2014 21:26
673
odpowiedz
zanonimizowany1039502
1
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Kilkoro naszych przekonało się o tym na własnej skórze już jakiś czas temu, umniejszając poczet wędrowców. Ta wyprawa od początku była skazana na porażkę. Nic jednak dziwnego, jeśli jej organizatorem i dowódcą był ten stary pijak Ogrhen. Co jednak skusiło mnie- krasnoluda urodzonego na powierzchni- do przyłączenia się do jego drużyny? Oczywiście, przede wszystkim była to chęć zbadania mego dziedzictwa, zobaczenia na własne oczy dorobku przodków, ale też skarby i złoto, jakie mi obiecywano sprawiły, że nie zastanawiałem się długo.
Trzeba przyznać, że w rzeczywistości znaleźliśmy mnóstwo śladów dawnego życia, ba, nawet dawnej świetności krasnoludów. Tylko jaka cenę przyszło nam za to zapłacić…
Przemierzaliśmy Głębokie Ścieżki w poszukiwaniu jednego z najsłynniejszych zaginionych thaigów. Pijaczyna zapewniał, że znajdziemy tam artefakty, które pokażą wszystkim Fereldeńczykom, jakie miejsce należy się naszej społeczności. Drań zapomniał jednak opowiedzieć o swoich dodatkowych motywach do zorganizowania tej ekspedycji. Nie wspominał też o tym, że pakujemy się prosto do siedliska Mrocznych Pomiotów.
I tak, po dwóch tygodniach „wspaniałej” wędrówki przez zapuszczone korytarze, śmierdzące jaskinie i zapomniane komnaty z naszej czterdziestoosobowej kompanii została tylko połowa. Właśnie wtedy po raz pierwszy zaproponowałem powrót. Uważałem, że widzieliśmy i znaleźliśmy już dość, mimo że głównego celu naszej wyprawy nie osiągnęliśmy.
Ogrhen jednak zapewniał, że jesteśmy już blisko i nie zawróciliśmy. Zaraz po tym okazało się, że istotnie byliśmy blisko- wielkiej grupy pomiotów, która nie była nastawiona pokojowa do gości zwiedzających ich tereny.

19.10.2014 21:26
Saerwen
674
odpowiedz
Saerwen
3
Legionista

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Krwawa łuna rozgrzanej magmy rozświetlała zrujnowany most i biegnącą po nim trójkę zdyszanych wędrowców. Starożytne krasnoludzkie posągi, które nie mogły powstać bez użycia magii, zdawały się łypać posępnie na nietypową grupkę podróżników. Jako pierwsza do wrót świątyni dobiegła kamienna golemica, ciskając w ścianę potężnym głazem, by zrobić prowizoryczne wejście dla siebie i swych towarzyszek z Szarej Straży.
- To nie było konieczne. Wystarczyło tylko popchnąć drzwi. – Sigrun mruknęła rozdrażnionym tonem i przeszła nad rozłupanym kamieniem, wchodząc do pierwszej komnaty.
- Strażniczki mogłyby wybrać wejście, gdyby nie zgubiły małego podopiecznego – zakpiła Shale, jej basowy głos rozniósł się po olbrzymim pomieszczeniu aż zadrżały ściany.
- Walczyłyśmy z przeklętymi pomiotami i straciłyśmy go z oczu tylko na sekundę. A Sandal w tym czasie zdążył już zniknąć! – warknęła zdenerwowana krasnoludka.
Trzecia kobieta milczała zadumana, wspominając swoją ostatnią, nieprzyjemną wizytę w Prastarym Thaigu, prehistorycznym mieście krasnoludów, które przeczyło wszystkim ich Wspomnieniom. Gdy Inkwizytorka kazała wrócić Bethany do miejsca, w którym kiedyś skażenie pomiotów prawie całkowicie ją pochłonęło, maginka po raz pierwszy chciała odmówić wykonania rozkazów. „Gdyby moja droga siostra i Anders nie znaleźli Szarych Strażników, to zginęłabym w tym piekielnym thaigu” pomyślała z niepokojem dziewczyna, nieufnie rozglądając się wokół. Lecz tydzień temu w progach Podniebnej Twierdzy zjawił się nagle uśmiechnięty Sandal, wieszcząc powrót trzeciego rodzaju lyrium. Bethany nie mogła już więc uciekać, bo pamiętała z Kirkwall jaką tragedię może sprowadzić takie odkrycie.
Przepychanki słowne Shale i Sigrun przerwał nagle przedziwny, dziecinny śpiew dobiegający z sąsiedniej komnaty. Trójka podróżników spojrzała po sobie z niepewnością i ostrożnie skierowała się w stronę złowróżbnego głosu.
- Szafir dla dotkniętych Pustką, by magia ich rozkwitła. Rubin dla zazdrosnych krasnoludów, by śnić i posmakować innej magii. Szmaragd, przez elfy utracony, nieśmiertelne życie podaruje. Lecz każdy z nich, och, każdy z nich i tak cię zdradzi – śpiewał radośnie cienki, niewinny głosik.
W komnacie w samym sercu Prastarego Thaigu siedział Sandal otoczony trupami pomiotów. Z jego twarzy i ubrań spływała gęsta posoka potworów, a chłopak ze skupieniem bawił się jakimś małym przedmiotem, nucąc pod nosem. Gdy trójka jego opiekunów weszła do pomieszczenia, krasnolud podniósł zakrwawioną głowę, uśmiechnął się promiennie i krzyknął:
- Zaklęcie!

19.10.2014 21:41
675
odpowiedz
Karysa
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Jej lśnienie hipnotyzowało, dawało wytchnienie i ułudne wrażenie spokoju. Niosło jednak kres życiu tym, którzy zanurzyli się w jego czeluściach. To mrok był sprzymierzeńcem pomiotów, dzięki któremu skryci w jego głębi mogli skupić się na swym odwiecznym zadaniu. On wzywał ich wszystkich, by Go odnaleźli i uwolnili. Trwająca nieprzerwalnie Pieśń była jednocześnie bezkresnym bólem i niewypowiedzianą rozkoszą i nic, zupełnie nic nie mogło jej zakończyć.
Złączeni we wspólnym życiu, wspólnym celu i wspólnym Głodzie czuli, że dzień wybawienia nadchodzi. Pragnęli odnaleźć swego Pana- tego, który zaspokoi ich Głód. Tego, którego istoty ludzkie zwały Arcydemonem.

Grupa hurloków, obserwująca od pewnego czasu kolejną krasnoludzką ekspedycję, dotarła za nią do ogromnego, niemal całkowicie zniszczonego thaigu. Zachowanie krasnoludów wyraźnie wskazywało na to, że odkryli coś niewiarygodnego. Brodacze byli poruszeni i zaniepokojeni. To, co odkryli, musiało im się bardzo nie spodobać.

19.10.2014 22:03
Galanea
676
odpowiedz
Galanea
57
Wiedźminka

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Płynąca wzdłuż tunelu w nieokiełznanym tempie magma coraz częściej syczała i bulgotała tworząc pękające w milczeniu pęcherze. Rozgrzane niczym wulkaniczny pył powietrze boleśnie wdzierało się do płuc przy każdym oddechu utrudniając swobodne oddychanie. Najwyraźniej sieć wentylacyjna w tym miejscu, mimo geniuszu jej konstruktorów, uległa awarii. Skąpane w migotliwym świetle lawy masywne, pokryte runami ściany niknęły gdzieś na wysokości kilkudziesięciu stóp, tworząc ledwo widoczne sklepienie. Niegdyś tętniąca życiem i budząca zachwyt plątanina krasnoludzkich korytarzy łączących thaigi stanowiła teraz opustoszały i zapomniany przez wszystkich labirynt jaskiń i porzuconych fortyfikacji. Odkąd wejścia do Głębokich Ścieżek w Orzammarze zostały zamurowane w obawie przed mrocznymi pomiotami, zapuszczali się tutaj tylko nieliczni. Ci pozbawieni rozumu i ci należący do Legionu Umarłych.

Przed nami rozstaje, ruszajcie się! - Rzucił grzmiącym głosem przez ramię idący na czele kolumny krasnolud z ohydną blizną. Szpecąca jego oblicze szrama wydawała się być jeszcze świeża, lekko brocząca krwią i opuchnięta. Osłaniający głowę czarny niczym smoła kapalin miał pęknięte tuż nad okiem rondo, tak jakby potężny cios rozerwał hartowaną blachę i poszarpał skórę jego twarzy. Zdobiące jego lico rytualne tatuaże nabyte jeszcze kilka dni wcześniej przed zapuszczeniem się tutaj urywały się w miejscu nowej rany. Błękitne, wyzbyte lęku zimne oczy krasnoluda bacznie obserwowały otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia. A może nowego wyzwania?

Oddział Legionu Umarłych ruszył w kierunku północnym, a towarzyszący temu metaliczny chrzęst i łoskot ciężkich zbroi nabierał na sile z każdym włączającym się do dalszej wędrówki krasnoludem. Dźwięk przypominał odgłos toczącej się machiny wojennej. Ubrani w czarne, złowieszczo połyskujące w blasku lawy zbroje płytowe oddalali się maszerując wolnym krokiem przed siebie. Ponura kompania złodziei, oszustów, morderców i ochotników przybyła tutaj, by odzyskać honor, spłacić swój rachunek i dostąpić odkupieńczej śmierci zabierając ze sobą ile się tylko da mrocznych pomiotów. Aż do ostatniej kropli krwi. Ostatni marsz w samobójczej misji do Bownammaru.

Poszli już? - Łagodny głos kobiety wydobył się zza jednego z posągów, zupełnie przerywając panującą teraz grobową ciszę.

Po chwili drugi, tym razem męski tubalny głos odpowiedział - Wiedziałem, że się natkniemy na nich. Zanim się tu zapuściliśmy, kilka nocy temu, obchodzili swoje obrzędy rytualne.

Ruszajmy prędko, musimy się ich trzymać w bezpiecznej odległości. Gdyby doszło do walki z pomiotem, na pewno ich pomoc nam się przyda. - Dodał męski głos.

Bez powodu lepiej nie wchodzić im w paradę. My mamy co innego do zrobienia tutaj. - Kontynuował ten sam głos.

To straszne, że oni muszą tutaj zginąć, przecież.. - Zaczęła wolno kobieta.

Oni i tak już nie żyją. Daj spokój. - Przerwał pospiesznie tęgi krasnolud wychodząc z kryjówki i otrzepując swój płaszcz z czarnej sadzy. Poprawił nasunięty na głowę srebrzysty czepiec kolczy i sięgnął ręką w stronę nadal skrytej w mroku osoby. Nie minęła chwila gdy obok niego z trudem wygramoliła się szczupła kobieta. Ostre światło rzucone przez płynącą w zagłębieniu magmę w mgnieniu oka oświetliło ich postacie. - Każdy z nich ma coś na sumieniu, a to ich ostatnia szansa na oczyszczenie. - Dodał spoglądając za majaczącymi w oddali cieniami legionistów.

19.10.2014 22:11
677
odpowiedz
zanonimizowany1039395
1
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Toksyczne opary lyrium, topiącego się w rozgrzanych strumieniach ciekłego metalu, unosiły się ku górze, uniemożliwiając oddech. Rzeczywistość powoli wykrzywiała swe oblicze pod ciężkim butem halucynogennej mgły, wypełniającej ciasne korytarze.
Kapitan Rhatogen dowódca elitarnego oddziału berserkerów eskortującego dalijskiego opiekuna i jego ucznia, przemierzał mozolnie niebezpieczne jaskinie. Rozkaz pochodził bezpośrednio od samego króla Orzammaru. Chronić tych dwoje, nawet za cenę własnego życia. Młodszy nie mówił wiele. Raczej piszczał jak świeżo wykluty bryłkowiec.
- Tak, tak! – skrzeczał – Kamień śpiewa, woła, mówi! Haha! Już blisko, już blisko!
- Lyrium uderzyło mu do głowy. Jeśli się nie pośpieszymy, to straci coś więcej niż zmysły. Na ścieżkach roi się od pomiotów. – powiedział Rudobrody krasnolud, cuchnący jakby dopiero wyszedł z karczmy.
- To nie lyrium. – skwitował Opiekun. Wiedział więcej, niż raczył się podzielić.
Młody kontynuował swoje histeryczne wrzaski. Wyraźnie działał na nerwy towarzyszom Rhatogena, zwłaszcza Rudobrodemu, który coraz częściej testował ostrość swego topora przejeżdżając nim po policzkach jak brzytwą.
Karawana kierowała się coraz głębiej tunelami za niepoczytalnym młodym elfem, który swoim wyciem odstraszył chyba wszystkie pomioty w okolicy. Niepokojące. W dodatku, że tunel którym podążali nie widniał na żadnej mapie, skopiowanej ze Skulptorium.
Rhatogen nerwowo obserwował młodego trzymającego się za głowę, powłóczącego niezgrabnie nogami w dziwny, taneczny wręcz sposób. Nigdy nie widział kogoś tak niezgrabnego i zgrabnego za razem.
- Opiekunie! – elf tylko przechylił głowę w stronę Rhatogena, nadstawiając spiczaste ucho – Myślę, że należą nam się jakieś wyjaśnienia! Po co tu jesteśmy?
- Nie jesteście tu od myślenia. – krótko uciął elf. Ostatnia osoba, która odezwała się w ten sposób do Rathogena musiała szukać swoich zębów w rynsztoku Kurzowiska. Po chwili jednak dodał lekko roztrzęsionym głosem - Kapitanie, mój uczeń igra z potężną siłą. Tylko ja jestem w stanie utrzymać go przy… jakichkolwiek zmysłach. Święte Drzewo umiera, a wraz z nim mój lud. Jedyną szansą na ocalenie jest ten dzieciak – łza spłynęła mu po policzku, po czym Opiekun odwrócił wzrok.
- Głupie krasnoludy! Haha! Zabić, zabić! Tak! Taaak! Nie? Nie, nie, nie! Dobre krasnoludy, dobre!
Rhatogen obserwował skupioną minę opiekuna, który marszczył czoło z wysiłku. Teraz wszystko zaczynało mieć sens. Może z wyjątkiem elfa podskakującego wesoło po głębokich ścieżkach, grożącego śmiercią oddziałowi krasnoludów.
-POMIOTY! – wydarł się Rudobrody. Nie trzeba było powtarzać, oddział berserkerów już zatapiał ostrza w ciałach demonicznych istot. Rhatogen wraz ze swym olbrzymim toporem przypominał rozmyty wir. Rozrywał przeciwników jeden po drugim, zaś ich krew spowiła go niczym całun. Młody elf tylko skakał, śmiał się i klaskał, a za nim ukazały się pierwsze odnogi korzenia…

19.10.2014 22:15
678
odpowiedz
zanonimizowany767430
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Gdy tocząca ogień miast wody podziemna rzeka przecięła nasz szlak, blokując przejście, Oghren uniósł opancerzoną dłoń.
- Golemy na czoło – zakomenderował, po czym splunął zalegającą w gardle flegmą prosto w płomienie.
W kontakcie z niewyobrażalnym gorącem plwocina natychmiast wyparowała, a powstały z niej kłębek gazu pomknął w górę, aż pod sklepienie. Teraz do skwaru, który czułem nawet przez grube podeszwy butów, dołączyło drżenie ziemi, wzmagające się w miarę zbliżania się ku nam kamiennych gigantów. Jeden z nich stanął tuż przy mnie i zastygł bez ruchu - tylko pałające bladoniebieską poświatą oczy zdradzały, że nie jest zwykłą statuą. Bałem się go, bo choć golemy ślepo wykonywały wszystkie nasze rozkazy, zdawało mi się, że dostrzegam w ich wzroku iskierkę inteligencji, która przebudzona mogłaby skierować przeciw nam niszczycielską siłę.
- Panowie, rozkazy były jasne – odpieczętowujemy ten tunel i sprawdzamy, co jest na jego końcu. Tak było, hę?
- Taaa jest – krzyknęliśmy do Oghrena chórem.
- To na Kamień, nie zatrzyma nas ta nędzna strużka. Chłopcy, ładujemy się na grzbiety tych kloców – powiedział, stukając w udo jednego z kolosów obuchem młota.
Dwójkami usadowiliśmy się na barkach naszych „wierzchowców”, one zaś rozpoczęły powolny marsz ku przeciwległemu brzegowi. W pewnej chwili zauważyłem, że na prawo ode mnie golem niosący Farknira i Gotranda potknął się, zachwiał i runął, jak długi. Gdy wstał, ociekając magmą, na jego ramionach nie było już jeźdźców, my zaś mogliśmy tylko mocniej przylgnąć do potężnych, skalnych cielsk.
Kiedy w końcu giganci postawili nas na ziemi przed wlotem dalszej części tunelu, z oszołomieniem odcyfrowałem wyryte na kamiennym portalu słowo: Kal – Sharok.

19.10.2014 22:19
Matoki
679
odpowiedz
Matoki
1
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.
Wydawać by się mogło, że wrodzone umiejętności w połączeniu z perfekcyjnym, wieloletnim wyszkoleniem bojowym i dozą niezachwianej, niemal graniczącej z arogancją pewności siebie pozwolą sprostać wyzwaniom czyhającym w labiryntach korytarzy, odbijających echem wrzaski splugawionych istot. Że znane nazwisko, budzące jednocześnie zachwyt i przerażenie, osłoni go potężną tarczą ochronną, zbudowaną z historii przodków i legend bohaterskich dokonań. Wmawiał sobie, iż paraliżujące przerażenie stanowi iluzję zmysłów, ostrzeżenie, ale i szept niewidzialnego wroga, towarzyszącego mu bezustannie od dnia, w którym został wydany na świat. Tutaj strach nabierał formy fizycznej. Oddzielał się od imaginacji, stawał tuż obok, wśród odoru zgnilizny, krwi, pyłu. I żaden pancerz nie był w konfrontacji z nim wystarczająco wytrzymały.
Trwając w zimnych objęciach niepewności dzierżył w dłoniach miecz – ostrze odbijało strzelające ku górze języki płomieni, sprawiające wrażenie szykujących się do ataku i mimo dumnie uniesionej głowy słyszał swój ciężki oddech oraz bolesne, przyspieszone uderzenia serca, pulsującego niemal na całym ciele. Wykrzywione w radosnych uśmiechach twarze przyjaciół migały mu przed oczami, uporczywie rozpraszając skupienie, by pchnąć umysł ku rozpaczy. Potępianej powszechnie oznace słabości. Nie mógł się przecież załamać, nie mógł się poddać, nie teraz, kiedy pozostał sam i był jedyną osobą, która mogła opowiedzieć, co się wydarzyło.
Czuł się osaczony, niczym szczur zapędzony w kąt. Obserwowany. Bezbronny. Czy mogło istnieć coś gorszego od śmierci w pierwszym, poważnym boju? Coś gorszego od okazania się bezużytecznym?
„Otwórz oczy. Co widzisz, gdy spoglądasz w ogień, wojowniku?”

19.10.2014 22:19
680
odpowiedz
TollMann
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.
Zdarza się, że kostucha obserwuje cię złowrogo z ciemności, uśmiechając się lekko i wlepiając w ciebie zimne spojrzenie, którego możesz się tylko domyślać, ale wyraźnie czujesz je na swoich plecach. Tu, pod ziemią, przybiera zupełnie inną formę. Zrzuca swój utkany z cieni płaszcz i staje prosto przed tobą, szczerząc się skalistymi zębiskami i liżąc cię jęzorem płomieni. Patrzy się prosto w twoje oczy, rzucając ci nieme wyzwanie, dobrze wiedząc, że musisz jej ulec. Odwzajemniałem jej spojrzenie, zastanawiając się w krótkich, coraz rzadszych chwilach pełnej świadomości, na ile to, co widzę jest prawdą, a na ile wytworem mojego powoli gasnącego umysłu. Po wielu dniach forsownego marszu prosto w gardziel Mrocznego Pomiotu niepokój moich kompanów zdążył praktycznie wyparować i przemienić się w obezwładniające znużenie, które zdawało się siadać ciężko na ich barkach, spowalniając kroki i sączyć w zmęczone umysły upojne wizje odpoczynku. Na szczęście moi towarzysze nie poddawali się im łatwo: dziesięciu krasnoludzkich wojowników osławionego Legionu Umarłych oraz mój najwierniejszy druh Oghren nie wypowiedzieli ani jednego słowa skargi, choć dobrze wiedziałem z jak wielką radością zzuliby ciężkie buciory i odpoczęli choć trochę. Chciałbym spełnić ich pragnienie, ale teraz liczyła się każda chwila. Stukot naszych stalowych butów rozbrzmiewał w upiornie cichych salach opuszczonego thaigu. Na samym czele tej kompanii straceńców kroczyłem ja, Berthold Cousland, Szary Strażnik, komendant Twierdzy Czuwania, Pogromca Arcydemona, Zbawca Fereldenu, Ostatnia Nadzieja Amarantu. W ciągu swojego zbyt krótkiego życia dorobiłem się wielu imion. A teraz, w czterdziestym czwartym i jednocześnie ostatnim roku mojego życia, o swoją część chwały zaczął dopominać się mój stary towarzysz, bez którego nie osiągnąłbym żadnej z tych rzeczy - Skażenie, które oplatało moje myśli mackami urojeń i gotowało krew w żyłach. Ścigaliśmy się teraz, ono i ja, w szaleńczym wyścigu z czasem, który tak czy inaczej zakończy się moją śmiercią. Resztką sił broniłem więc murów mojej jasności umysłu, szturmowanych bezlitośnie przez obłęd i cały czas zadawałem sobie pytanie czy będąc już na wpół obłąkany, zdołam domknąć ostatnią niedokończoną sprawę w swoim życiu i zabić Architekta zanim Skażenie do reszty zniszczy mój umysł?

19.10.2014 22:21
681
odpowiedz
Grzyma2408
2
Junior

Leniwie płynąca pomarańczowa rzeka pod stopami kilkuosobowej grupki zakapturzonych przybyszów, na powierzchni której z ohydnym mlaskiem pękały kolejne bańki magmy, zdawała się wypływać z samego serca najgorętszego z piekieł. Obezwładniające ciepło tego miejsca powodowało, że powietrze falowało, każdy oddech palił płuca a zbroja robiła się nieznośnie ciężka i niewygodna. Nie mieli oni jednak wyjścia, ich kolejny przystanek znajdował się za mostem, gdzie w kolejnej zatęchłej jamie swój obóz rozbił stary Zehgram Obijacz i jego banda szaleńców z Legionu Umarłych. Niepokojące informacje, które rzekomo miał posiadać na stary rębajło, pchały garstkę ciężko oddychających, mokrych od potu postaci przez kolejne niegościnne zakamarki legendarnych Głębokich Ścieżek .Od czasu opuszczenia Orzammaru niemrawo pokonujący most pielgrzymi skutecznie unikali śmierci, która jednak im głębiej człowiek zapuszczał się w stracone dziedzictwo krasnoludów, pełzała korytarzami w coraz to bardziej podstępnych formach.
"W porządku, most pokonany, broda nadpalona, chęć do dalszej wędrówki żadna - a będzie już tylko gorzej!" - niski, przysadzisty krasnolud o zmierzwionej fryzurze i opasce na oku wyszczerzył w zawadiackim uśmiechu żółte zęby, ścierając brudnym rękawem pot z czoła. "Humor jak zwykle ci dopisuje Fralghanie, nawet gdy wędrujesz po przedsionku samego piekła - godne pochwały. Zastanawiające, jak w takim mikrym ciele mieści się tyle buty i zuchwałości." - głos wysokiej kobiety o wielkich, migdałowych oczach odzianej w szkarłatną szatę był spokojny i pewny, a drwiący ton tylko lekko wyczuwalny - "Wciąż żywię nadzieję, że wykupienie cię z lochów w Orzammarze było dobrym pomysłem i że jednak jesteś najlepszym przewodnikiem po tym przeklętym miejscu, choć nadzieja ta z każdym krokiem okazuje się być płonną". Słysząc te słowa jednooki krasnolud wyszczerzył się jeszcze bardziej, ruchem głowy wskazując w głąb korytarza, na którego końcu dało się dostrzec blask dużego ogniska i wędrujące wokół niego krępe sylwetki -"Czcigodna Mearielo, światłości rozświetlająca moją butną duszę, zaraz poznasz Zehgrama i zapewniam cię, wtedy zatęsknisz za moją mikrą osobą" Tłumione śmiechy reszty drużyny nie ucichły aż do momentu, w którym wędrowcy dotarli do szarego, cichego obozu Legionu Umarłych, skrytego w mroku potężnego pomnika przedstawiającego jednego z krasnoludzkich opiekunów.
"Kto wy?" - chrypliwy głos krasnoluda o białej brodzie sięgającej do kolan rozdarł ciszę, gdy jego właściciel, ważąc młot w dłoni, wyszedł z rozlewającego się wokół ogniska cienia - "Zabłądziliśta, łeb na karku wam nie miły, czy skarby przodków miłe aż za bardzo?" Gdy wzrok ponurego Legionisty padł na Fralghana i niesiony przez niego glejt, ten skrzywił się tylko, splunął w ognisko i dodał - "Naprawdę, żle się dziać musi w Orzammarze, skoro Rada wysyła kogoś takiego jak wy w odpowiedzi na nasze problemy, ale to nie moja rzecz - patrzta". Krasnolud cisnął w mrok jedną z pochodni, która upadając na kamienną posadzkę oświetliła wysuniętą barykadę, na której rozciągnięte były dziesiątki ciał zmasakrowanych pomiotów i innych podziemnych kreatur. "Skubańce szarżują na nas, gdy nie mają szans, małymi grupkami, czasem pojedynczo - jakby zupełnie ogłupiały. I widzita, my tu wszyscy myślimy, że one nas nie atakują - one uciekają, albo, co gorsza..." - w oczach starego wojownika zatańczył płomień z ogniska - "...boją się tak bardzo, że szukają śmierci."

19.10.2014 23:05
682
odpowiedz
Dain92
9
Legionista

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.

Ktoś co chwila kasłał i przecierał załzawione oczy, bowiem z licznych jam wydobywały się drażniące i niezwykle nieprzyjemne w zapachu opary. Już od kilu dni nasza kompania maszerowała przez Głębokie Ścieżki, przynajmniej kilka razy na dobę atakowana przez grupki hurloków i genloków; jednak Legion Umarłych przecinał ich obrzydliwe ciała z taką łatwością, jakby kroili ser ostrym nożem. Ser… bardzo brakowało mi sera, warzyw i innych powierzchniowych towarów.

- Kiedyś było ich zdecydowanie więcej Młodziku. Podczas plagi to żeśmy ich wyżynali całe setki, jeśli nie tysiące. Ja, Morrigan, Leliana, Alistair i… Atargurth- powiedział rudy krasnolud, będący moją osobistą ochroną.

Może i Oghren był potężnym wojownikiem, który lata temu wraz ze Szarym Strażnikiem pokonał Arcydemona, a mojemu ojcu pomógł zdobyć tron, nie zmieniało to jednak faktu, że go nie cierpiałem: grubiański, nieobyty i w dodatku te jego świńskie, wiecznie zapijaczone oczka.

Co ja tutaj właściwie robię? Ja Frar Harrowmont, książę Orzammaru, syn króla, wysłany na śmiertelnie niebezpieczną wyprawę.

W zeszłym miesiącu w Kurzowisku ktoś wysadził bramę do Głębokich Ścieżek, przyczyniając się do śmierci około setki bezkastowców z rąk mrocznego pomiotu.
Dopuścił się tego kartel zwany Srebrną Dłonią. Pewnie nikogo by to nie obeszło, gdyby nie fakt, że w jego działanie zaangażowane były elfy i to dość plugawe trzeba przyznać, bo parające się magią krwi. Trop prowadził do jednego z thaigów, ojciec utworzył więc grupę uderzeniową mającą owych terrorystów powstrzymać. Dostałem rozkaz by do nich dołączyć, chciałem zaprotestować, ale ojciec tylko powiedział: „Obyś wrócił mądrzejszy”.

- Ojcze czyż mało czasu spędzałem w Skulptorium na studiowaniu pism?

- Znowu zastanawiasz się po co tu jesteś Frarze? Może po to by dotrzymać mi towarzystwa? Z tymi wojakami ciężko uciąć pogawędkę- to był na szczęście Varrik, jedyna sensowna osoba w tym towarzystwie. Zawsze miał specyficzny błysk w oku, był sprytny to pewne, miałem tylko nadzieję, że nie przebiegły. Dołączył do nas wraz Vivienne- orlezjańską zaklinaczką. Rozmawiając zostaliśmy nieco z tyłu grupy, przed nami widać było tylko kurz unoszący się z pod opancerzonych butów Legionu Umarłych.

Na moim ramieniu poczułem coś chłodnego, a potem nagłym szarpnięciem coś powaliło mnie na plecy, krzyknąłem. Nade mną stał jednoręki Hurlok. Zamierzył się, celując w moje gardło. W tym momencie jego korpus przeszył bełt, to był pocisk z kuszy Varrika. Nie wiem kiedy i jak to zrobiłem, ale dobyłem przypasanego sztyletu i wbiłem w jego udo, następnie uderzyłem tam gdzie powinno być serce. Pomiot osunął się bezwładnie na ziemię.

- Niemożliwe! Ubił Hurloka! Może jeszcze coś z niego będzie!- wykrzykując zbliżał się do nas chwiejnym krokiem Oghren- Ziomkowie jesteśmy na miejscu.

Przed nami faktycznie majaczyły dwa wielkie posągi, a między nimi wejście.

-To Thaig Aeducana, zapraszam do środka, opijemy tę wspaniałą walkę.

Wciąż zszokowany ruszyłem do starodawnego miasta.

19.10.2014 23:10
683
odpowiedz
Kuuierutsunia
2
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.
Od momentu kiedy zeszliśmy na te przeklęte, odrażające Głębokie Szlaki, tułamy się po zdradzieckich, starożytnych korytarzach i nie zapowiada się abyśmy prędko się stąd wydostali.
-Mogliśmy ich pokonać, poczekajmy na nich. Ha, nawet nie dorastają mi do pięt, a wzrostem nie grzeszę – parsknąłem.
-Musimy dostać się do Orlais niepostrzeżeni. Prędzej padłbyś zanim dotarłbyś do nich - powiedziała Siostra Słowik.
- Prędzej padnę z braku trunku - odpowiedziałem z niesmakiem.
Im głębiej wchodziliśmy, tym bardziej wszystkich spowijał całun ciszy, nawet Szary Strażnik i co zgroza, mój twórczy rodak też zamilkł. Wiedźma też sposępniała, a od początku strzelała fochy, hmm, zdaje mi się, że coś jednak we mnie widzi. Dotarliśmy do rozwidlenia, wyryte runy były niewyraźne więc wybraliśmy drogę na oślep, a raczej ten szlak, który mniej „cuchnął” pomiotami, według Blackwall'a. Dla mnie obydwie drogi tak samo zalatywały.
Nasza ścieżka zaczęła się coraz bardziej poszerzać, ba nawet pojawiły się mistyczne kolumny, które w niczym nie przypominały starożytne dzieła krasnoludów, magiczne ogniki nawet zbladły z lekka. Na brodę, zrobiło mi się coś nieswojo.
Morrigan krzyknęła ostrzegawczo, dając nam parę sekund przewagi, w zorientowaniu się w sytuacji. Zaczęło się, zaatakowały nas pokraczne, splugawione pająki, powietrze stężało aż od zaklęć wiedźmy, a ze strażnikiem odgrywaliśmy taniec śmierci w akompaniamencie gwizdu strzał.
- Ogień, potraktuj ich ogniem – krzyknął Varrik do czarodziejki.
Zdawało mi się, że zaoponuje, ale jedynie niechętnie odkrzyknęła - padnijcie. Po ataku ogniowym, zaatakowała nas chmura kurzu, która była do tej pory nietknięta, mimo, że zaklęcie Morrigan rozpraszało ten pył wokół nas, instynktownie wycofaliśmy się w pobliskie odnogi.
W tym całym zamieszaniu zdawało mi się, że usłyszałem gadające pomioty, heh przysięgam, że więcej już nie będę pić. Kiedy sytuacja się uspokoiła, część z nas poszła w stronę słabego światła, które okazało się grzybami fluorescencyjnymi na kolejnym rozstaju dróg. Okazało się też, że zniknął Blackwall i Morrigan, a Leliana miała głęboką ranę ciętą, przyznam, że coraz bardziej zacząłem wierzyć w te gadające pomioty. Mimo to nie mogłem pozwolić tej damie się wykrwawić, a co dopiero zostawić, z rodakiem opatrzyliśmy w miarę możliwości ognistą dziewczynę.
Jeden z tych korytarzy prowadził do Kal-Sharok.
- Idźcie, dogonię was, musicie jak najszybciej dotrzeć do Orlais i dostarczyć ważną wiadomość inkwizytorowi, a ja was jedynie spowolnię... – powiedziała z trudem słowik.
Pomimo jej próśb i gróźb nie mogliśmy zostawić naszej damy na pewną śmierć. Ba, zagubionych towarzyszy też nie.

19.10.2014 23:45
684
odpowiedz
Czechu62
3
Junior

Minęło już równo piętnaście dni odkąd zapuściliśmy się w tajemniczą część Głębokich Ścieżek, które znajdowały się pod Twierdzą Czuwania, a przynajmniej zdawało mi się, że tyle właśnie minęło.

Tej części nie było na żadnych zapiskach Orzammaru, a przestudiowałem je bardzo wnikliwie. Miałem przeczucie, że korytarze za poczwórną masywną bramą prowadziły do Pradawnego Thaigu, który według krasnoludzkich legend był pierwszym krasnoludzkim miastem. Jeśli moje przeczucia by się sprawdziły to odnalazłbym najwspanialsze artefakty, a może nawet o zgrozo zaginioną cywilizację.

Na moje ogłoszenie o ekspedycji odpowiedziało wielu łowców nagród, ale ja potrzebowałem krasnoludów, dlatego byłem prze szczęśliwy kiedy dołączył do mnie Oghren - krasnoludzki Szary Strażnik, który może i był tępy jak na mój gust, ale za to znał się jak nikt na ubijaniu Mrocznych Pomiotów, dołączyło też dziewięciu doświadczonych członków krasnoludzkiej Gildii Kupieckiej i uznałem wtedy, że taka ekspedycja będzie wystarczająca.

Kiedy uzgodniliśmy warunki wyprawy i byliśmy gotowi do zejścia przybył jeszcze tajemniczy wojownik okuty w lekki czarny pancerz i uzbrojony w dwa przesiąknięte magią miecze. Nie wzbudzał mojego zaufania gdyż na twarzy miał czarną, aksamitną maskę z którą wydawał się nie rozstawać, a na szyi nosił złoty symbol Inkwizycji.

- Nie będę wam przeszkadzał w waszej wyprawie. - Zapewniał. - Poluję na Architekta i mam podejrzenie, że tam będę mógł go znaleźć gdyż po zdobyciu Twierdzy Czuwania przez wojska Matki rolnicy widzieli tajemniczą postać znikającą w wejściu na Głębokie Ścieżki. Wierzcie mi poza tym, że doskonale władam moimi ostrzami i przyda wam się moja pomoc.

- Skoro umie ubijać przeróżne bestie niech idzie! - Krzyknął wtedy rześko Oghren.

Reszta krasnoludów podzieliła zdanie naszego zabijaki, więc nie miałem większego wyboru i wyruszyliśmy dwunastoosobową wyprawą wraz z moją Bianką u boku.

Już pierwszego tygodnia straciliśmy trójkę kompanów za sprawą dziwnych pułapek takich jak, zapadliny w podłodze, strzały wypluwane ze ścian czy uderzenia magią. Droga przed nami była naszprycowana niebezpieczeństwami, więc na końcu wyprawy musiało znajdować się coś, co zasługiwało na ochronę.

Rozmawialiśmy ze sobą mało, ponieważ nie byliśmy gromadką przyjaciół, ale każdy miał swój interes w tym, aby przeżyło nas jak najwięcej, bo to zwiększało nasze szanse na przeżycie. Jedyną rozrywkę dawał nam Oghren, który na postojach pochłaniał swoje ulubione trunki i robił z siebie Orlezjańskiego błazna.

Piętnasty dzień był inny. Gdy przebiliśmy się przez morze lawy ostrożnie stąpając po wystających skałkach dotarliśmy w końcu do murów, którymi obłożone były ściany tuneli. Na ziemi zauważyliśmy jakąś czarną ciecz, do której zbliżył się tajemniczy wojownik.

- Pomioty. - Westchnął, a ja poczułem pewnego rodzaju ulgę, ponieważ nie napotkanie żadnej z bestii przez taki czas było co najmniej dziwne. - Tak przy okazji... Mówcie mi Zal'Rash.

Wojownik mówił coś jeszcze, ale już go nie słuchałem. Moją uwagę przykuł złoty napis wyryty w ścianie, który wydawał się dziwnie znajomy aczkolwiek nie potrafiłem go odczytać i sprawiał wrażenie drogowskazu. Wpadliśmy na trop czegoś, co zostało zapomniane wieki temu. Nagle z mroków tunelu usłyszałem zbliżające się szybko kroki.

- Przygotujcie się. - Rzekł Zal'Rash i chwycił za rękojeści sowich ostrzy.

Załadowałem Biankę z uśmiechem na ustach. Wyprawa wydawał się rozkręcać na dobre.

19.10.2014 23:54
685
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy.

Gdyby nie nakładające się na siebie donośne okrzyki bandy brodatych krasnoludów, dźwięki obijających się o siebie części płytowych zbroi i oręża, nie licząc ciężkich, wojskowych butów, które z każdą chwilą wydawały się powodować większy rumor - w korytarzu panowałaby niemal zupełna cisza. Tygodnie spędzone w podziemnych korytarzach odcisnęły swoje piętno na członkach ekspedycji.

Z początku wydawało się, że wyprawa nie potrwa dłużej niż kilka dni. Po kilku dniach Oghren zaczął zapewniać swych kamratów, klnąc się przy tym na wszystkie znane mu bóstwa, że nim się obejrzą, wrócą do Orzammaru i za pieniądze obiecane im przez Inkwizycję, resztę życia spędzą w karczmie. Po kilku tygodniach sytuacja wydawała się być beznadziejna, a grupa brodaczy licząca dwa tuziny zaczęła domagać się od przewodzącego im młodego Inkwizytora swojego wynagrodzenia, na domiar złego zapasy wody i jadła były na wyczerpaniu. Wiadomo bowiem, że nic nie wzmaga pragnienia i niezadowolenia tak, jak pełna bądź częściowa prohibicja.

Weszli do pomieszczenia, którego punktem centralnym było jezioro lawy. Z jeziora powoli zaczął wyłaniać się niematerialny stwór, na którego niematerialne cielsko składał się sam ogień.

- Ifryt - odparł niewzruszony wysoki mężczyzna, nieśpiesznie wyjmując z pochwy przerzucony przez plecy miecz - Przez niektórych mylnie zwany Demonem Gniewu, w praktyce jedyną rzeczą, która ich łączy to głupota.
- I to - wtrąciła jasnowłosa czarodziejka, pieszcząc swym melodyjnym głosem uszy kompanów -, że nie przychodzą na nasz świat same od siebie, chociaż bardzo tego chcą, ktoś musi je do nas zaprosić, zgodzisz się ze mną Reqel?

Ifryt - już w całej swej okazałości - unosił się nad powierzchnią lawy, był wielki jak diabli.

- Co to jest do cholery... - wymruczał pod nosem Varrik, dobywając kuszy podtrzymywanej do tej pory na plecach rzemiennym pasem - ...do broni chłopy, do broni!

Stwór nie był zwrócony w stronę Feainne - czarodziejki czy Inkwizytora, a w stronę Reqela, którego miecz zaczął emanować delikatną, szafirową poświatą, ujawniając przy tym wyryte na klindze prastare runy.

"Poprowadź ich lub giń!" - wszyscy usłyszeli ten głos - wszyscy zwróceni byli w stronę Reqela, wszyscy z otwartymi ustami czekali na jego reakcje, na jego odpowiedź, która miała zmienić życie ich wszystkich...

19.10.2014 23:58
686
odpowiedz
Glandire
3
Legionista

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY.

Bijące od bulgoczącej magmy gorąco stawało się już nieznośne, a Inkwizytorka byłaby w stanie przysiąc, że oddychanie stało się znacznie trudniejsze.
-Gdybym opowiedział ludziom, że uwielbiana przez nich, nieustraszona wojowniczka ma gorszą orientację w terenie niż pozbawiony zmysłów bryłkowiec, bez wątpienia dostałbym w twarz zgniłym pomidorem...-podjęta przez Varrica próba obrócenia obecnej sytuacji w żart sprawiła, że towarzysząca mu elfka lekko się skrzywiła.
-Oh zamknij się...- mruknęła jeszcze gniewnie, zatrzymując się przed kolejnym rozgałęzieniem drogi. Kilka godzin wcześniej niespodziewany atak pomiotów niezwykle skomplikował ich podziemną ekspedycję. W chaosie walki, wśród wąskich korytarzy grupa podzieliła się. Inkwizytorka zamknęła oczy i odetchnęła głęboko przywołując w pamięci obraz ciskającego zaklęcia Solasa, osłanianego przez raz po raz opadający miecz Cassandry.
-Poradzą sobie, muszą...- wyszeptała do siebie niemal bezgłośnie, wybierając korytarz, który w jej odczuciu był odrobinę chłodniejszy.
-Założę się, że gdybym powiedział, że nie spotka nas już nic gorszego od zgubienia drogi i wlezienia w okolicę, która cholernie przypomina wnętrze wulkanu, nieszczęścia zaczęłyby sypać nam się na głowy...-krasnolud westchnął mimowolnie, zastanawiając się, czy mimo wszystko swoim gadaniem nie skusił losu.
-Cicho!-nagłe zatrzymanie się elfki i jej zdradzająca napięcie postawa powiedziały Varricowi, że tym razem powodem dla którego kazano mu się uciszyć nie była irytacja. Posłusznie zacisnął więc usta i zaczął nasłuchiwać. Dźwięki zaczęły docierać do niego z opóźnieniem, nieuchwytne, widmowe, wywołujące dreszcz niepokoju szepty w bliżej nieokreślonym języku.
-Powinniśmy zawrócić...- głos inkwizytorki był zdecydowany. Varric nerwowo przełknął ślinę i wyciągnął przed siebie dłoń, wskazując wgłąb korytarza.
-Wierz mi, posłuchałbym cię z największą przyjemnością, ale zdaje się, że pojawiły się komplikacje...- inkwizytorka utkwiła wzrok we wskazanym przez krasnoluda punkcie i zaklęła lekko. W pobliżu, na ziemi, leżała tarcza Cassandry...

19.10.2014 23:59
687
odpowiedz
akinimida
5
Junior

Na Głębokich Ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Takie słowa kazałam wyryć na pomniku upamiętniającym wydarzenia, jakie miały miejsce w thaigu Agmarrak. A wszystko to zaczęło się od raportu agentów Inkwizycji dotyczącego niespodziewanej aktywności Venatori w Orzammarze. Nie wiem, co mnie napadło, żeby osobiście zająć się tą sprawą. Widocznie mam talent do pakowania się w kłopoty. Misja nie obyła się bez odpowiedniej obstawy – wraz ze mną do podziemi wyruszyło piętnastu krasnoludzkich wojowników króla Harrowmonta oraz Cassandra Pentaghast, Varric Tethras i Szary Strażnik Oghren. Mieliśmy zmieść rzekomo nieliczne siły Venatori i odzyskać ukradzione zapasy lyrium. Lecz zawsze coś musi być nie tak jak powinno, a o tym przekonaliśmy się, gdy zobaczyliśmy pierwszą z tych maszyn.
- Panno Trevelyan! Teren zabezpieczony, żadnych oznak obecności wrogów! – zaraportował jeden z krasnoludów wykonujących zwiad.
- Dziwne, jak do tej pory natrafialiśmy na ciągłe ślady Venatori, które nagle urwały się, gdy przekroczyliśmy bramę thaigu – powiedziała Cassandra.
- Śmierdzi mi tu pułapką, beeeek! – odezwał się Oghren bekając donośnie.
Po chwili wkroczyliśmy do ogromnej komnaty, w jej centrum znajdowała się studnia czerwonego lyrium, która mieniła się słabym, szkarłatnym blaskiem. Jeden z żołnierzy podszedł do maszyny, a zaraz potem zachwiał się i chwycił za gardło, z którego trysnęła krew. Obok zmaterializował się Venatori, który wrzucił krwawiącego krasnoluda do studni. Już szykowałam zaklęcie, gdy poczułam nagłe ciepło z tyłu głowy. Zdążyłam tylko zobaczyć uśmiechniętą Cassandrę z rękojeścią miecza wymierzoną w moją stronę, zanim ogarnął mnie mrok.

20.10.2014 08:05
688
odpowiedz
Czechu62
3
Junior

Czy tym razem moja praca się dostała? :) Myślę, że zmieściła się w limicie i w ogóle ciężko jest stworzyć coś ciekawego na wyraźnie mniej niż 3 tyś znaków.

20.10.2014 09:58
689
odpowiedz
zanonimizowany1039246
1
Junior

@ Reaper23
Nie wklejaj. Zostanie uwzględniona.

@ narracja trzecioosobowa
Jak najbardziej jest dozwolona

20.10.2014 10:04
690
odpowiedz
zanonimizowany1039246
1
Junior

Proszę o nieprzesyłanie już kolejnych tekstów. Przeczytam wszystkie, które zostały napisane do tej chwili i w przeciągu kilku godzin poinformuję o wyróżnionych i zwycięzcy. Ale od razu powiem, że zaskoczył mnie wysoki poziom. Świetna robota! Dziękuję!

20.10.2014 10:14
691
odpowiedz
zanonimizowany1039246
1
Junior

@Czechu62
Dostała się i została przeczytana :)

20.10.2014 14:11
wysłannik
692
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

Czy wszystkie napisane prace w tym etapie dostały się?

20.10.2014 14:14
693
odpowiedz
maszqa
2
Junior
Image

Zgłoszenie na projekt okładki do pierwszego opowiadania :)

20.10.2014 14:59
Dzwiedziiu
694
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

@wysłannik:

Nie, 6 osób nie miało zaznaczonej odpowiedniej opcji w panelu administracyjnym, a jedna praca była za długa.

20.10.2014 19:38
Dzwiedziiu
695
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Ogłaszamy zwycięzcę konkursu na ilustrację do końcówki pierwszego opowiadania! Jest to Magianna! Serdecznie gratulujemy!

Zapraszamy wszystkich do dalszej zabawy - jest jeszcze sporo do wygrania.

Powodzenia!

20.10.2014 19:49
Graphos
696
odpowiedz
Graphos
45
Centurion

Gratulacje dla zwycięzcy :) Widzę, że głównym kryterium, na który zwraca jury uwagę przy wyborze ilustracji jest, by obrazek był czarno biały, możliwe dlatego, że potem to ładnie i spójnie wygląda przy podsumowaniu konkursu. Do czterech razy sztuka, powodzenia dla innych :)

20.10.2014 20:03
697
odpowiedz
zanonimizowany985451
1
Junior

O matko, ale się cieszę, dziękujęęę~ ;_____;

20.10.2014 20:24
698
odpowiedz
GaroSteel98
1
Junior

NA GŁĘBOKICH ŚCIEŻKACH ŚMIERĆ KRYŁA SIĘ NIE WŚRÓD CIENI, ALE W OŚLEPIAJĄCYM BLASKU LAWY. Walące się korytarze mogły nas zepchnąć prosto w objęcia płynnego ognia. Wystarczył jeden nieostrożny ruch by zakończyła się ostatnia z moich historii. Jakby tego było mało, zewsząd słychać było nawoływania głębinowców. Wydawało si,ę że rozmawiają ze sobą planując atak. Oghren nie przejmował się tym. Jedynym problemem tego brudnego, śmierdzącego alkoholem krasnoluda był brak gorzałki. Ów osobnik często nabijał się z mego braku brody, co było nieco irytujące. Lecz przyznaję, mógł mi się trafić gorszy towarzysz. Oghren był naprawdę wyśmienitym wojownikiem. Walka była dla niego rodzajem zabawy, która nigdy mu się nie znudzi. Ponad to znał głębokie ścieżki i wiedział jak wydostać się z tego labiryntu.

- Doganiają nas – powiedział Oghren stając w miejscu.

- Skąd to wiesz? – spytałem.

- Głębinowce ucichły, coś je przepłoszyło – krasnolud dobył topora. – Nie ma sensu uciekać, skończymy z nimi szybko i będziemy mogli dalej szukać wyjścia.

- Raz się z tobą zgadzam – westchnąłem, wyciągając broń – Bianko, czas się zabawić!

20.10.2014 22:13
699
odpowiedz
manfredka
3
Junior
Image

Moje zgłoszenie na konkurs na okładkę do pierwszego opowiadania. :) Chciałam nawiązać stylistyką do kart tarota z gry.

20.10.2014 23:36
700
odpowiedz
zanonimizowany1039741
1
Junior

Na głębokich ścieżkach śmierć kryła się nie wśród cieni, ale w oślepiającym blasku lawy. Nienawykły do podróży nimi powierzchniowiec pomyślałby – przecież to są szerokie trakty, od których krawędzi każdego odgoni żar magmy. Wojownicy nie są chyba w stanie wpaść w szał bitewny tak zaciekły, by cofnąć się te parę kroków zbyt daleko i runąć wprost w ciekły ogień, prawda? Dowódca oddziału Szarych Strażników czasem zastanawiał się, zwłaszcza po przebudzeniu się z kolejnego koszmaru pełnego szeptów i lepkiego mroku, ilu Strażników podążających za swym Powołaniem zrezygnowało po kolejnej bezsensownej bitwie i nie ukróciło swych cierpień schodząc z bruku Mrocznych Ścieżek prosto w potok gorącej krwi Kamienia.
Po prawdzie, sam to teraz rozważał.

– Czemu mielibyśmy wam ufać? – pyta młoda czarownica, kruczoczarne włosy zlewają się z mrokiem korytarzy. Jej Rytuał Przyłączenia miał miejsce ledwo parę miesięcy temu, być może dodatkowe zmysły jeszcze nie działały w takim stopniu, by natychmiast wyczuła skalę zagrożenia. A może ją zignorowała? Pierwszy trefny krok został już zrobiony – słysząc wołanie z głębi korytarza nie zrobili zwiadu, lecz, mówiąc słowami majtka z Antiviańskiego okrętu, zbaranieli i bezmyślnie poszli prosto w nieznane, zupełnie jak neofici Qunari po pierwszym wydanym im rozkazie. W cieniu kryły się istoty zapewniające o dobrych zamiarach i proszące o niewiele, naprawdę niewiele, słowami zbyt jasnymi i logicznymi by dowódca oddziału, prócz zwykłych w kontakcie z Pomiotem mdłości, nie czuł narastającego w nim przerażenia.
Żaden Pomiot nie powinien umieć mówić.

– Wasza komendantka, el falon Surana, zaufała nam – mówi śliczna elfka; nawet ślady postępującego spaczenia nie zaburzyły jasności jej uśmiechu i blasku cery. – Dzięki niej uleczyliśmy tu obecnych Szukającego i Tropiącego. – Para szarloków kłania się niezgrabnie, błyskają upiornie rozumnymi oczami w twarzach zbyt dzikich, by ich posiadaczy posądzać o posiadanie samoświadomości.
– Do lekarstwa dużo nie trzeba – mówi jeden z nich, gardłowo i niewprawnie. Dowódca czuje, jak serce chce mu się wywrócić na drugą stronę przy każdych warkotliwym "a" wydobywającym się z paszczy stwora. – Mała rana, ciach! – wrzeszczot macha dłonią, – i już. Parę kropel, i już. Jedna rana i nawet trójka przestaje słyszeć pieśń i zaczyna słyszeć siebie.
- I jest wolna. – dodaje drugi z szarloków, głosem dziwnie delikatnym, jakby skradzionym zjawie.
– Ale to magia krwi – mruczy czarodziejka z powątpiewaniem, rozgląda się po upstrzonych blaskiem lawy twarzach pozostałych Strażników.
– Podobno Bohaterka Fereldenu to też mag krwi. Magom krwi wszystko jedno, z kim paktują, pomiot, demon, duch, jedno licho. – Burczy niechętnie któryś z łotrzyków, chyba jeden z tych, którzy zostali zwerbowani spośród templariuszy wydalonych z Kirkwall jeszcze przed atakiem Qunari.
Czarodziejka kiwa z głową, ale już widać blask ciekawości w oczach. Oferta ją kusi.

- A jeśli nie będziemy chcieli współpracować? – pyta dowódca, ruszając swoim gęstym, krasnoludzkim wąsem. Drugi z ghuli – zasuszona, starsza już krasnoludka – uśmiecha się. Dotąd nie wypowiedziała ani słowa, nie wydała najmniejszego dźwięku, zupełnie jakby pozbawiono ją mowy.
- To poszukamy innych argumentów! – śmieje się jeden z sharloków; dowódca już wie, że śmiech ten będzie go prześladował do końca jego dni.

Dowódca szacuje szanse. Nie jest ich wielu, ledwo pięcioosobowy oddział zwiadowczy złożony głownie ze Strażników z krótkim stażem, wysłany w ten odcinek Głębokich Ścieżek pod Starkhaven by sprawdzić, czy nadal nie ma w nim śladu bezmyślnych hord pomiotu. On sam został mianowany dowódcą ledwo parę dni temu, ledwo zdążył wysłać list bratu, że w końcu stał się godzien swoich orzamarskich Przodków z kasty wojowników... Zatem pięcioro przeciwko... ilu? Dwójka ghuli, dwójka sharloków, genlok trzymający parę szklanych flaszek, w jakiś sposób uchronionych przed szlamem spaczenia, i nieprzebrana rzesza Pomiotu, którą wyczuwał gdzieś w głębi korytarza. Pięcioro rozumnych na niemożliwą do oszacowania siłę istot, zapewne równe sprytnych co przeciętny rzezimieszek w Dolnym Mieście Kirkwall. To co innego, niż likwidowanie bezrozumnej tuszy wyżynającej wszystko na swej drodze. To co innego niż walka z bandytami. Nie mieli szansy przebić się przez Pomiot ani uciec przed nim na powierzchnię. Zostaną schwytani, a ich krew – kto wie, czy nie cała? – użyta w przedziwnym rytuale przez Architekta czy Murarza czy innego Dekarza. To – dowódca przełknął ślinę – prawie jak Powołanie.

Prowadź ich w ramiona wroga lub skacz do lawy, ha? – pomyślał dowódca oddziału Szarej Straży i ponownie zerknął w dół, w ciepłą poświatę.

Kusiła.
_____________________________________
Przypis – el falon wg. wiki powinno znaczyć "nasz przyjaciel"

21.10.2014 07:13
Daygon
👍
701
odpowiedz
Daygon
11
Legionista

Gratulacje Magianna :) powodzenia życzę również wszystkim, którym udało się stworzyć ilustracje dla okładki.

21.10.2014 13:58
702
odpowiedz
langbeinit
1
Junior
Image

Hej, moje zgooszenie okladki opowiadania. Pozdrawiam :)

21.10.2014 15:25
703
odpowiedz
zanonimizowany1039865
2
Junior
Image

Projekt okładki do opowiadania.
Narysowane w Photoshopie, logo pobrane.

21.10.2014 16:02
Suomi
704
odpowiedz
Suomi
26
Moon Scented Hunter

GRYOnline.pl

Ogłaszamy pierwszego wyróżnionego II części konkursu Dragon Age!

Cyfrowa Edycja Specjalna gry Dragon Age: Inkwizycja wędruje do użytkownika… BASZSZ!
Serdecznie gratulujemy. Już jutro ogłosimy kolejnego wyróżnionego. Jednocześnie przypominamy, że do 22 października przyjmujemy zgłoszenia na okładkę pierwszego opowiadania. Życzymy powodzenia!

21.10.2014 18:58
705
odpowiedz
zanonimizowany1031682
2
Junior
Image

Propozycja okładki pierwszego opowiadania. Zainspirowane stylem z "Dragon Age Keep" :)

21.10.2014 19:05
Mateusz16b
📄
706
odpowiedz
Mateusz16b
140
Rycerz
Image

Zgłoszenie do konkursu na okładkę do I opowiadania
Witam. Zaprojektowałem całą okładkę dla opowiadania. Składa się ona z:
+ okładziny tylnej (przedstawiłem na niej Blackwall’a; płonący las; dwa, moim zdaniem, ważne zdania przedstawiające zarys Inkwizycji, czym ona jest dla bohaterów opowiadania; podpis),
+ grzbietu okładki (umieściłem tytuł opowiadania; płonący las; symbol inkwizycji),
+ okładziny przedniej (zilustrowałem na niej rozszalałego smoka palącego cała okolicę; tytuł opowiadania oraz autorów).
Białe linie na ilustracji oznaczają załamanie okładki. Inspiracją do wykonania pracy konkursowej było spotkanie Blackwall’a z rozwścieczonym smokiem (Flemeth), który to palił i niszczył wszystko wokół. Wykonanie całego projektu zajęło mi ponad dwa tygodnie. Cała praca konkursowa zostało odpowiednio skompresowana do wielkości 1,1 MB. Pozdrawiam wszystkich i życzę powodzenia :)

PS
Okładka w rzeczywistości ma wielkość 15,1 MB, jednak ze względu na ograniczenia projekt jest dość mocno skompresowany.

21.10.2014 19:05
707
odpowiedz
Doni108
1
Junior

Propozycja okładki pierwszego opowiadania.

21.10.2014 19:19
708
odpowiedz
Doni108
1
Junior
Image

Zgłoszenie do konkursu na okładkę do I opowiadania.
Minimalistyczna wersja wersja okładki, oczywiście w razie potrzeby zostanie stworzony rewers oraz grzbiet.

21.10.2014 20:45
709
odpowiedz
Czechu62
3
Junior

Mateusz16b zniszczył system swoją okładką :D

21.10.2014 22:00
710
odpowiedz
zanonimizowany1033689
2
Junior
Image

Proszę moją propozycję jako okładkę do I opowiadania. Napis "Dragon age" specjalnie nie jest monochromatyczny ze względu na to iż uważam, że powinien pierwszy rzucać się w oczy

21.10.2014 23:27
711
odpowiedz
MorningStar
8
Legionista
Image

Moja propozycja okładki :)

21.10.2014 23:35
712
odpowiedz
zanonimizowany1039981
1
Junior
Image

Trafiłem na konkurs późno, więc miałem tylko jeden dzień.

21.10.2014 23:46
Daygon
713
odpowiedz
Daygon
11
Legionista
Image

I ja podsyłam swoją propozycję okładki.
Jeszcze raz powodzenia wszystkim.

22.10.2014 01:21
Graphos
714
odpowiedz
Graphos
45
Centurion
Image

Moje zgłoszenie do konkursu na okładkę do pierwszego opowiadania.

22.10.2014 13:00
Suomi
715
odpowiedz
Suomi
26
Moon Scented Hunter

GRYOnline.pl

Ogłaszamy drugiego wyróżnionego II części konkursu Dragon Age!

Cyfrowa Edycja Specjalna gry Dragon Age: Inkwizycja wędruje do użytkownika… STILLER666!
Serdecznie gratulujemy, a już jutro ogłosimy następnego wyróżnionego. Jednocześnie przypominamy, że do godziny 23:59 dnia dzisiejszego przyjmujemy zgłoszenia na okładkę pierwszego opowiadania. Kto jeszcze nie zdążył umieścić swojej pracy, niech lepiej się pośpieszy :)
Życzymy powodzenia!

22.10.2014 17:49
716
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@arlekin - >.< Skąd ty się urwałeś, że w 1 dzień coś takiego zrobiłeś? :D
@ Mateusz - ale ekstra =) prosto na półkę z fantastyką

22.10.2014 18:29
717
odpowiedz
zanonimizowany1031888
3
Legionista
Image

projekt okładki do pierwszego opowiadania

22.10.2014 19:36
Akwarelka
718
odpowiedz
Akwarelka
14
Legionista
Image

Cześć! Tak (mniej więcej) wygląda moja wizja okładki :D
Dobrej zabawy! Bardzo przyjemnie czytało się całość powstałego opowiadania.

22.10.2014 19:51
719
odpowiedz
zanonimizowany926081
2
Legionista

Witam :) Chciałbym zapytać czy moja okładka została wzięta pod uwagę, ponieważ nie ma jej wśród zgłoszeń na stronie konkursu, a została umieszczona w komentarzu 19.10.2014

22.10.2014 20:14
720
odpowiedz
zanonimizowany1039981
1
Junior

FrayInGame - mój problem to nie szybkie rysowanie, tylko wykańczanie pracy i dłubanie przy szczegółach (brak mi cierpliwości czasem; szybko się nudzę, ale pracuję nad tym) :)

22.10.2014 20:55
721
odpowiedz
zanonimizowany1034674
1
Junior
Image

Oto moja propozycja okładki. Inkwizytorka oraz jej towarzysze w szponach tajemniczego demona z Pustki.
Pracę wykonałam akwarelami, napisy dodałam w Gimpie.
Czcionkę znalazłam na: http://www.dafont.com/augusta.font?fpp=100&l

22.10.2014 20:56
722
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@arlekin - jestem pod dużym wrażeniem ;)

22.10.2014 21:01
723
odpowiedz
zanonimizowany1040007
1
Junior
Image

Okładka do I opowiadania. Inspiracją były oczywiście karty tarota z Dragon Age'a ;D
Ilustracja przedstawia Pięć Mieczy, czyli smak porażki, wstydu i zemsty

22.10.2014 21:08
724
odpowiedz
zanonimizowany1040007
1
Junior

Moja propozycja okładki do I opowiadania. Inspirowana oczywiście kartami tarota do Dragon Age'a.
Ilustracja przedstawia wpływ istoty na Blackwall'a. Znaczenie karty to Pięć Mieczy - smak porażki, wstydu i zemsty

22.10.2014 21:29
725
odpowiedz
StilleR666
84
Pretorianin

Dziękuję serdecznie za wyróżnienie . Nigdy w życiu niczego nie wygrałem :( . A wszystkim uczestnikom mówię, bawcie się opowieścią :) Dodam również ,że wezmę się za moją formę wypowiedzi.

22.10.2014 23:40
726
odpowiedz
zanonimizowany1033704
3
Legionista
Image

Moje zgłoszenie. Pozdrawiam wszystkich uczestników konkursu i życzę powodzenia!

22.10.2014 23:46
Martii-chan
727
odpowiedz
Martii-chan
3
Legionista
Image

Propozycja okładki.
Tutaj lepsza jakość: http://pics.tinypic.pl/i/00588/lm1id7d0a4n4.jpg
Leeedwo zdążyłam przed północą! :)

22.10.2014 23:46
728
odpowiedz
Nerio
43
Centurion
Image

Zgłoszenie do konkursu na okładkę.

Myślałem, że się nie wyrobię. :D

22.10.2014 23:52
729
odpowiedz
Nerio
43
Centurion

Ostre pracki na tym etapie. Powodzonka wszystkim! :)

23.10.2014 00:07
Mateusz16b
👍
730
odpowiedz
Mateusz16b
140
Rycerz

Czechu62, FrayInGame ---> Dziękuję bardzo za ciepłe słowa. Takie komentarze bardzo cieszą i dają mnóstwo pozytywnej energii.
Powodzenia wszystkim :)

23.10.2014 00:12
Sophikar
731
odpowiedz
Sophikar
18
Legionista
Image

Oto moja wersja okładki do pierwszego opowiadania.

23.10.2014 06:38
732
odpowiedz
zanonimizowany1031888
3
Legionista

@Insorin, widzę, że twoja okładka jest ładnie wzorowana na stylu z Claymore ; u ;

23.10.2014 09:42
Dzwiedziiu
733
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

darkus1994:

Wybacz, musiałem przeoczyć Twoją pracę. Niebawem pojawi się wśród innych zgłoszeń!

23.10.2014 12:03
734
odpowiedz
Nerio
43
Centurion

Ciekawiło mnie kiedy zostaną ogłoszone wyniki z konkursu na okładkę więc zajrzałem do regulaminu. Natknąłem się na datę 22 października, gdzie ostateczny termin na zgłaszanie prac był ustalony na 23:59 22 października. Czyżbym wyczuwał błąd? :)

23.10.2014 15:14
Dzwiedziiu
735
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Ogłaszamy trzeciego wyróżnionego w tym etapie, jest to... FrayInGame! Gratulujemy! Jutro ogłosimy zwycięzcę początku drugiego opowiadania. Zapraszamy również do zapoznania się z komentarzami autora, które są dostępne na zakładce "Wyniki".

darkus1994:

Twoja praca jest już na stronie Zgłoszenia.

Nerio:

Faktycznie, jest to błąd w regulaminie. Dlatego chciałbym wszystkim zakomunikować, że zwycięzca zostanie ogłoszony w sobotę, 25 października. Serdecznie przepraszam za tą nieścisłość.

23.10.2014 16:24
736
odpowiedz
Nerio
43
Centurion

Dzwiedziiu:

Nie ma sprawy. Każdemu się pomyłki mogą zdarzyć. :)

23.10.2014 16:31
737
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

:D Ekstra. Bardzo dziękuję. Podobnie jak u Stillera to moja pierwsza wygrana w jakimkolwiek konkursie ;) Mam pytanie. Napisano, że udział w jednym etapie nie dyskwalifikuje udziału w kolejnych. Czy mogę wziąć udział w kolejnym etapie? ( tzn czy jest możliwość że moja praca zostanie kontynuacją opowieści? oczywiście wykluczając ( tak mi się przynajmniej wydaje ) kolejne nagrody ).

23.10.2014 17:11
738
odpowiedz
zanonimizowany767430
2
Junior

@FrayInGames - Kiedyś już była o tym mowa. Możesz brać udział w dalszych etapach, a jeśli Twoja praca zwycięży lub zostanie wyróżniona dostaniesz kolejną nagrodę. Gratuluję sukcesu.

23.10.2014 18:19
739
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@falka - dzięki, nie śledziłem pierwszej edycji =)

24.10.2014 08:31
740
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Chciałbym zapytać organizatorów, czy jest to ostatnie opowiadanie czy będzie może trzecie?

24.10.2014 14:27
Suomi
741
odpowiedz
Suomi
26
Moon Scented Hunter

GRYOnline.pl

Ogłaszamy zwycięzcę pierwszego etapu konkursu.

Zwycięzcą w pierwszym etapie konkursu Dragon Age został użytkownik... MUSICH!
Serdecznie gratulujemy.

Przypominamy, że już jutro startuje drugi etap, a także przedstawimy Wam zwycięzcę w konkursie na okładkę!
Zapraszamy do dalszej zabawy.

@Kemoc - Obecne opowiadanie jest już ostatnim na tej stronie.

24.10.2014 14:37
742
odpowiedz
Musich
111
Konsul

Po tylu próbach wreszcie się opłaciło!
Bardzo się cieszę, tym bardziej, że z tego tekstu z moich konkursowych jestem chyba najbardziej zadowolony. Choć oczywiście dziś już widzę rzeczy, które mógłbym w nim poprawić. Dziękuję konkurencji za rywalizację i Wojciechowi Chmielarzowi za docenienie! Strasznie się cieszę. Właściwie w podobny sposób z nagrody, jak i z samego komentarza :D

Tylko teraz dostrzegam ból pisania pierwszej części - postaci zaczęły żyć w mojej głowie, a teraz ktoś przejmie moje marionetki. Co to będzie, co to będzie?!

Będę wypatrywał dalszych części i z radością przyglądał się kontynuacji! Powodzenia pozostałym!

24.10.2014 14:53
wysłannik
743
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

Cholera, znowu nic... Wydaje mi się, czy zwycięska praca przekroczyła nieco limit 15 zdań? Ja naliczyłem ich 43 bodaj. Wiem, że niektóre są krótkie, ale 15 to chyba 15. Znów okazało się prawdziwe 3000 znaków i niepotrzebnie kasowałem niektóre zdania i znaki interpunkcyjne, by zmieścić się w wymogach. Z resztą nie tylko ja pewnie. I do tego ta wypowiedź Pana Wojciecha...
Tak, to jest lekki "ból dupy", bo niektóre prace były naprawdę niezbyt dobre i brzydkie pod względem estetycznym (nie mówię tylko o tym etapie).

Niemniej jednak gratuluje zwycięzcom!

24.10.2014 15:57
744
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

@wysłannik

Masz racje. Są osoby, które starają się nie przekraczać tych 15 zdań, skracają swój tekst do granic możliwości, a tutaj co? Pan Wojciech pisał, że dwa zdania ponad limit to za dużo, a tymczasem... Tymczasem wygrywa praca, która przekroczyła limit przynajmniej trzykrotnie. To samo było w poprzednim opowiadaniu. Szkoda.

Tak czy inaczej dobrze wiedzieć. W kolejnym etapie nie popełnię tego samego błędu, nie będę się trzymał kurczowo tych 15 zdań i maksymalnie wykorzystam limit 3000 znaków.

Gratuluje zwycięzcom i zwyciężonym.

24.10.2014 16:17
mastji
745
odpowiedz
mastji
10
Legionista

Tak, ja też mam prośbę do autora - jurora: szanujmy się. Na mój post gdzieś wyżej, odnośnie liczby znaków vs liczba zdań wyrażnie napisał Pan, że limit 15 zdań z JEDNOZDANIOWYM okładem jest wszystkim, na co pozwolić mogą sobie uczestnicy, po czym nagradzane są prace z liczbą zdań powyżej 40. Ręce opadają, rozumiem, zabawa zabawą, ale jak człowiek dopytuje się o zasady i dostaje jednoznaczną odpowiedż to oczekuje, że reguły będą takie same dla wszystkich. Forumowicz "wysłannik" ma rację, dużo trudniejsze jest pisanie fragmentu, mając z tyłu głowy obowiązujący (teoretycznie...) limit zdań. Przebudowywanie całości tak, by miało to ręce i nogi w wyznaczonym obrębie wymaga zachodu. Irytującym jest, że człowiek po fakcie dowiaduje się, że spędził kawał czasu nad modyfikacją swojej pracy niepotrzebnie.

24.10.2014 16:34
746
odpowiedz
zanonimizowany983828
88
Senator

Zgadzam się z przedmówcami - szanujmy się, szanujmy swój czas, bo jeśli ktoś stosuje się do zasad autora, który sam stwierdził, że 15+2 zdania to max a wygrywają prace 3 razy dłuższe, to jednak jest to nie fair. Owszem wyróżnione dzieła fajnie się czyta, są naprawdę dobre, ale zasady to zasady... W końcu też zapytam - ostatecznie stosujemy się do zasad redakcji czy zasad autora? Nie chciałbym tym razem napisać fragmentu na 3000 znaków a potem się jednak okaże, że będą brane pod uwagę te z max 15 zdaniami...

24.10.2014 16:55
Saerwen
747
odpowiedz
Saerwen
3
Legionista

Identyczna dyskusja była podczas pisania pierwszego opowiadania. Uzgodniliśmy, że nie ma żadnego limitu zdań, tylko limit znaków bez spacji. To samo tyczy się drugiego opowiadania.

24.10.2014 16:59
748
odpowiedz
zanonimizowany1031888
3
Legionista

Wyczuwam soczysty ból dolnej części pleców. Nie sądzicie, że w całym konkursie chodzi głównie o dobrą zabawę? W tym momencie odnoszę wrażenie, że część z was odczuwa zawiść do osób, których pomysł okazał się być najlepszy.

Ja natomiast gratuluje obecnym wygranym i życzę pozostałym dobrej zabawy :D

24.10.2014 17:51
749
odpowiedz
otnok101
9
Legionista

@Nennesis -"najlepszość" jest rzeczą względną, zależy od gustu. A tak w ogóle całe zamieszanie z liczbą zdań świadczy o nieprofesjonalności organizatorów, nie wiem też czemu Autor wprowadził ludzi w błąd pisząc w komentarzu o tych zdaniach. I jest różnica między przegraną w uczciwej walce, a tym że wiele osób nie mogło popuścić wódz fantazji i zrealizować wszystkich pomysłów. I czemu, na Boga, mielibyśmy żyć w kąciku wzajemnej adoracji?

24.10.2014 18:07
mastji
750
odpowiedz
mastji
10
Legionista

@Saerwen Jeżeli nie widzisz różnicy między notką p. Brzezińskiej w zasadach autora o "około 15 zdaniach", a jasnym limicie 15 zdań u drugiego autora plus dobitne potwierdzenie tego warunku w poście na forum to przykra sprawa. Z pełną premedytacją dopytałem o to u samego żródła, otrzymałem jasną i czytelną odpowiedż i się do niej zupełnie niepotrzebnie zastosowałem. Moje pytanie i odpowiedż autora nie pozostawia miejsca na interpretacje, tyle.
@Nennesis Ja przez "dobrą zabawę" rozumiem chyba coś innego niż Ty. Nie wiem, dlaczego inni mają mieć łatwiej, olewając zasady autora, które miały być jednym z kryteriów oceniania całości pracy. I zauważ łaskawie, zanim zaczniesz pisać farmazmony o "bólu dolnych części pleców", że każdy z tu piszących ma pretensje nie o treść, styl czy jego brak prac zwycięskich, ale o jawne łamanie przez oceniającego zasad zabawy, które sam ustalił.
@otnok101 Organizatorzy formułę konkursu i zasady moim zdaniem przygotowali bez zrzutów, zawalił człowiek spoza redakcji.

24.10.2014 18:09
751
odpowiedz
Musich
111
Konsul

Właściwie jak już jesteśmy tak dokładni: autor nie pisał o absolutnym zakazie przekraczania 15 zdań, tylko o niskiej tolerancji na dłuższe opowiadania. Górną granicą wg regulaminu pozostaje 3000 znaków bez spacji. Jasne, lepiej zmieścić się w mniejszej liczbie i być wyrozumiałym dla jurora. Ale piętnaście zdań piętnastu nierówne. Myślę, że zdrowy rozsądek i pewne wyczucie dynamiki są tym, czym przede wszystkim trzeba się kierować. I regulamin. Ten jest dość jasny.
Co innego, gdyby autor napisał: nie wygra praca powyżej 15 zdań. Ale takie słowa nie padły. Wskazano optimum.

A jeśli te zdania są tak ważne i tak skrupulatnie je liczycie: weźcie napiszcie jedno na 3k znaków. Zmieścicie wszystko! Są książki, które udowadniają, że tak się da ;)

24.10.2014 18:13
😈
752
odpowiedz
zanonimizowany824483
2
Junior

Proponuję unieważnić konkurs! Oczywiście gratuluję wszystkim!

24.10.2014 18:18
mastji
753
odpowiedz
mastji
10
Legionista

@Musich @ Mam pytanie do Pana Wojciecha - mianowicie czy limit 10-15 zdań jest u Pana płynny jak w poprzedniej części zabawy, czy prace z 15+ zdaniami są z góry skreślane?
Jest istnieje niewielka, ale naprawdę niewielka tolerancja, na dłuższe fragmenty. Proszę pamiętać, że Was jest wielu, ja jestem sam. Nie dam rady przeczytać wszystkich tekstów, jeśli będą za długie. Dlatego jeśli potrzebujesz jeszcze jednego dodatkowego zdania, żeby mieć puentę - ok. Jeśli potrzebujesz dwa, to już jest za długo.

Da się to zinterpretować inaczej, niż info, że 16+ zdań to automatyczny błąd skreślający pracę? Autor napisał, że praca powyżej 15 zdań nie wygra, koniec kropka. Nie pisz więc proszę bzdur.

24.10.2014 21:41
754
odpowiedz
mankiet
4
Legionista

Ludzie, dajcie już spokój z tym liczeniem zdań. To jest konkurs literacki/artystyczny a nie matematyczny :P te 40 czy tam ile zdań Musicha czyta się szybciej i przyjemniej niż co poniektóre 15 zdaniowe teksty. Dajcie zwycięzcy nacieszyć się wygraną !

24.10.2014 21:44
755
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@mankiet
Nagroda i tak już przyznana. Nikt nie przeczy, że ten tekst czyta się ekstra. Problem tkwi w tym, żeby przed następnym etapem jasno sprecyzować wymagania =) 15 zdań i 3000 znaków to nie to samo co 3000 znaków.

24.10.2014 21:52
756
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

@FrayInGame
Dokładnie.

Bawmy się, ale wszyscy na jednakowych zasadach.

25.10.2014 09:18
wysłannik
757
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

@FrayInGame
Wydaje mi się, że mastji nie po to pytał Pana Wojciecha przed wysłaniem swojej pracy o 15 by dopiero na kolejnym etapie dowiedzieć się jak to dokładnie działa.

@mankiet
Tu nie chodzi o to czy się dobrze coś czyta czy nie. Chodzi o to, że miało być w pracy maksymalnie 16 zdań, jak sam Pan Wojciech napisał, a tu takie coś...

Jak tu się dobrze bawić, skoro czytasz regulamin ze zrozumieniem, tworzysz prace trzymając się przedstawionych w nim wymagań a i tak okazuje się, że część zasad jest warta tyle co garść piasku na pustyni i wygrywa praca z 40+ zdań.
Czuje się oszukany.

25.10.2014 11:54
758
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@wyslannik - posłuchaj, nie masz co jątrzyć i wygłaszać oczywistych stwierdzeń. Stało się i tyle. To oczywiste, że doszło do sprzeczności, ale to przecież nie koniec zabawy. Myslę, że kolega spróbuje jeszcze raz i tyle =)

25.10.2014 12:08
759
odpowiedz
mankiet
4
Legionista

Tak po prawdzie to bezsensem było ustalenie limitu 15 zdań bo zdanie zdaniu nierówne. Jeden napisze 15 zdań na 3000 znaków inny zawrze się w 1000. Dlatego nie wiem czemu miało służyć nałożenie takiego limitu. Chyba tylko temu aby utrudnić wam pisanie i tu przyznam wam rację, że możecie czuć się oszukani co nie zmienia faktu, ze zwycięska praca była bardzo dobra i zasłużyła na wygraną.

25.10.2014 13:34
760
odpowiedz
Glandire
3
Legionista

W zasadzie jedyne co mnie teraz interesuje to czy to oznacza, że jeśli w przyszłym etapie wyjdzie mi 40 zdań ale będzie zachowany limit 3000 znaków, to nie będę musiała ciąć na siłę, żeby się dopasować do limitu. :P Bo już nie wiem w końcu. xD

25.10.2014 13:40
761
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@Glandire - wszystko wskazuje na to, że 3000 znaków to jedyne obostrzenie.

25.10.2014 13:45
762
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

@Glandire
To oznacza, że możesz pisać tyle zdań ile Ci się żywnie podoba, byleby nie przekroczyć limitu 3000 znaków bez spacji. Na to bynajmniej wygląda.

25.10.2014 15:32
wysłannik
763
odpowiedz
wysłannik
62
Łowca Czarownic

To może niech wypowie się autor albo organizator w tym temacie, bo jak się okazuje ograniczenie do 10-15 zdań było niczym innym jak wprowadzeniem użytkowników w błąd.

25.10.2014 19:05
764
odpowiedz
zanonimizowany824483
2
Junior

Czy to nie dzisiaj miał startować kolejny konkurs?

25.10.2014 19:35
765
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Dzisiaj.

25.10.2014 20:43
Dzwiedziiu
766
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Prezentujemy Wam kolejny etap konkursu na opowiadanie. Zgłoszenia przyjmujemy do 23:59 27 października, powodzenia!
Zwycięzcą konkursu na okładkę do pierwszego opowiadania jest użytkownik Graphos! Gratulujemy!
Jednocześnie startuje konkurs na ilustrację do pierwszej części drugiego opowiadania, zgłoszenia przyjmujemy do 31 października.

Do wszystkich mających pytania:
Autor wybiera ostatecznych zwycięzców z puli zgłoszeń które spełniają nasze wymagania (zgoda na konkurs + mniej niż 3 000 znaków). Rozumiemy wasze zastrzeżenia, dlatego skontaktuję się z Autorem, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Dziękujemy za waszą cierpliwość.

25.10.2014 21:14
Graphos
767
odpowiedz
Graphos
45
Centurion

Dziękuję, bardzo się cieszę! :) Poziom był naprawdę wysoki, powodzenia wszystkim w następnych etapach :)

25.10.2014 21:31
Saerwen
768
odpowiedz
Saerwen
3
Legionista

@Dzwiedziiu - Hmm, czy w opowiadaniu Alara nie zmieniła się przypadkiem nagle w Arlenę? ;)

25.10.2014 22:19
769
odpowiedz
zanonimizowany1040870
1
Junior

Powiem szczerze, że jestem dość mocno zaskoczony wynikiem konkursu na okładkę. Nie mam nic do Graphosa (jego okładka jest dobra), ale moimi faworytami byli Mateusz16b i arlekin7. A dlaczego jestem zaskoczony? Wygrana okładka nie spełnia wymogi bycia okładką - nie ma wymienionych autorów. Wiem, że to jest ocena dość subiektywna, ale szkoda mi osób, które faktycznie trzymają się zasad konkursu (podobnie w przypadku liczby znaków czy zdań), a nie są wyróżnione (tylko jedna nagroda w przypadku prac graficznych, a są one naprawdę dobre). Z resztą okładki (chyba nie tylko moim zdaniem) Mateusza16b czy arlekina7 są po prostu lepsze.

25.10.2014 22:28
770
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

@Dzwiedziiu
Jednocześnie startuje konkurs na opowiadanie do pierwszej części konkursu, zgłoszenia przyjmujemy do 1 listopada.

Mógłby mi ktoś wyjaśnić o co chodzi? Nigdzie nie widziałem wzmianki o tym. Można prosić o więcej informacji ew. o podanie miejsca, w którym można się na ten temat czegoś dowiedzieć?

25.10.2014 22:40
Dzwiedziiu
771
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

@Saerwen

Faktycznie, już napisałem o tym autorowi. Dzięki za info!

@Kemoc:

Mój błąd, powinno być do 31 października, wg regulaminu. Już zmieniam poprzedni komentarz.
Kolejny EDIT: Już wszystko poprawiłem, chodziło mi o konkurs na ilustrację do początku drugiego opowiadania. Przepraszam za zamieszanie.

25.10.2014 22:52
772
odpowiedz
maszqa
2
Junior

Gratulacje dla Graphosa, jak dla mnie całkiem zasłużona wygrana! :)
Co się tyczy tego, że niby nie spełnił wymogów bycia okładką: w regulaminie nie było powiedziane w jakiej formie mają być przedstawione. Ba, jest nawet napisane, że mamy całkowitą dowolność, więc to, czy ktoś wypisał wszystkich autorów, czy nie to błahostka i myślę, że raczej nie to było najważniejszym kryterium przy ocenianiu :)

@Dzwiedziiu masz tam chyba zamienione słowa, zamiast konkurs na opowiadanie powinien być konkurs na ilustrację i w regulaminie widziałam datę 31 października, chyba że coś się pozmieniało? ;)

25.10.2014 22:54
Dzwiedziiu
773
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

@maszqa:

Tak, już wszystko poprawiłem. Na szybko wszystko pisałem, mea culpa.

25.10.2014 23:01
774
odpowiedz
zanonimizowany983828
88
Senator

@polak13 - W wielu antologiach, książkach w których jest wiele opowiadań różnych autorów nie ma ich wymienionych na okładce. Ewentualnie są wymienieni na drugiej stronie. Tak więc nie muszą być wymieniani autorzy, nawet nie musi być tytuł, wystarczyłby pewnie sam obrazek, bo wszelkie tytuły dodaje się na samym końcu. Poza tym jeśli chodzi o okładkę - nie ma żadnych warunków i wszystkie okładki trzymały się zasad, bo nigdzie nie ma informacji, co takowa okładka powinna zawierać (całkiem inny przypadek niż z regulaminem konkursu tekstowego, gdzie podano dwie rozbieżne reguły), oprócz tego, że powinna być klimatyczna. Prace Graphosa takie były, sam był moim faworytem do konkursów na ilustrację, ale wygrał na okładkę. Jest wiele okładek dobrych, moimi faworytami były prace arlekina7, Graphosa i Sophikara. Wg mnie praca Mateusza16b jest przeciętna, ale to nie ja funduję nagrody i ogłaszam zwycięzców. Dla jednego lepsze jest to i tamto, kwestia gustu/poczucia estetyki i każdy ma swoich faworytów. Zresztą szanse na wygranie jeszcze będą dla rysowników :)

25.10.2014 23:32
775
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Okej. Mam jeszcze pytanie odnośnie opowiadania, które dopisał Pan Wojciech.

Złodziejka, psia jej mać.
Na cycki mojej matki!
Ha! Nie tak łatwo ze mną zdradliwe suki!
Ale przecież krzyczała o Harrowmoncie na wszystkie piwa tego świata!
O żesz w dupę - jęknął krasnolud

Czy my możemy używać tego typu zwrotów? Pytam, ponieważ nie chciałbym, aby w przyszłości prace, w których jeden czy dwa wyrazy tego typu się pojawią zostały zdyskwalifikowane.

26.10.2014 10:59
776
odpowiedz
zanonimizowany824483
2
Junior

11. W pracach konkursowych nie można używać nawiązań do intymnych części ciała, alkoholu i narkotyków, a ponadto przekleństw i słów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Niedopuszczalne jest także umieszczanie tych słów w wersji ocenzurowanej. Nie spełnienie tego wymogu oznacza automatyczną dyskwalifikację nadesłanej pracy.

Naprawdę chyba macie problemy z organizacją tego konkursu.

26.10.2014 11:09
777
odpowiedz
zanonimizowany824483
2
Junior

Proponuję sprawdzić pracę Pana W. Chmielarza pełno w niej literówek.

..ALE OSTRZE WĘDROWAŁA DALEJ..
..BYŁ WOLNIEJSZYCH OD ELFKI..
..SZARY STRAŻNIK SAPNĄŁ Z SATYSFAKCJĘ..

26.10.2014 11:49
778
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

Ok. Jestem zagubiony =) Czy oficjalnie już nadeszła informacja o zniesieniu limitu 15 zdań? Czy pkt 11 regulaminu obowiązuje?

26.10.2014 11:52
mastji
779
odpowiedz
mastji
10
Legionista

Akurat te literówki to bzdury, które zdarzają się każdemu, łatwo można to naprawić. Martwi tylko trochę łamanie zasad Organizatorów przez p. Chmielarza oraz to, że w kolejnym opowiadaniu będzie trzeba taszczyć za bohaterami nieprzytomną postać. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ja osobiście nie jestem fanem kilku uber-mocnych bohaterów, rzezających tłumy oponentów na lewo i prawo.

26.10.2014 12:01
780
odpowiedz
zanonimizowany1040979
1
Junior

Zastanawia mnie szczerze powiedziawszy, czy mam dopisać ciąg dalszy do zdania, które zostało wyróżnione na tej stronie, czy do zdania kończącego całość tej części opowiadania? "Zobacz całość" wprawiło mnie w zakłopotanie, bo nie wiem teraz już czy tworzymy opowiadanie wspólnie, czy po prostu rzucamy swoje propozycje?

26.10.2014 12:42
781
odpowiedz
Boim
112
Konsul

Oghren stał, i patrzył się na próby odratowania Gady. Nic nie wskazywało na to aby Maren i Bella mogli ją uzdrowić. Pomimo swoich prób, Oghren nie był przekonany co do chęci magików.

- Jak myślisz, odratują ją? - spytała Arlena, która usiadła na skale obok krasnoluda.
- Wydaje mi się, że częściowo. Ustabilizują jej stan na tyle, aby można było ją nieść, a kiedy wyruszymy dalej, znajdą powód dla którego się wywiną od winy.
- Przecież to twoja wina.
- Dupa tam, a nie moja. Widziałem trzy pomioty, tylko cholerny arcydemon wie skąd się znalazł tam ten czwarty. Do tego widziałem jak celowała z łuku w Gadę, nie w pomiota. Dobrze wiesz Arleno, że cała ta sprawa śmierdzi próba zabicia Gady.
- Wiesz że jestem z tobą, krasnoludzie? Poza tym musimy trzymać się razem, jeśli mamy stąd wyjść.
- Tak, tak, na cycki Andrasty, w ogóle nie powinienem się godzić na tą wyprawę.

Parę minut później podszedł do nich Maren, na jego twarzy nie widać było, aby się zmęczył rzucaniem czarów.
- Zrobiliśmy co mogliśmy, aczkolwiek ostrze było zatrute, i jeśli Gada nie znajdzie szybko w rękach prawdziwych uzdrowicieli, to nie przeżyje tego.
- Kłamiesz! - rzucił Oghren - Łżesz jak pies, któreś z was potrafi uleczyć Gadę, ale nie chce tego zrobić. Nie będę pił przez tydzień jeśli się mylę.
- Krasnoludzie, naprawdę nie wiem o co Ci dokładnie chodzi. Bella jest uzdrowicielką, to fakt, ale nie potrafi wyleczyć trucizny.
- W takim razie czemu wysłali z nami ją, a nie kogoś kto by się znał na magii lepiej? - wtrąciła się elfka
- Nie wiem elfko, ale daję wam moje słowo, że gdybyśmy mogli ją odratować, to byśmy to zrobili.

Oghren spojrzał wrogo na Marena, a potem na Belle która klęczała przy Gadzie, rzucając zaklęcia. Podniósł się, oparł topór o ziemię, skinął głową w stronę Arleny.

- Zabierajmy się stąd, Arleno, przygotuj nosze z Marenem. Bella niech dokończy swoje nieudane czary, a ja pójdę sprawdzić tunel. Z wami magikowie policzę się później, kiedy wrócimy do Orzammaru.

Krasnolud podszedł do rannej towarzyszki. Była cała blada, a oczy przybrały mętną, mglistą formę. Nie chcąc przeszkadzać Bellie, ruszył do tunelu, jedynej drogi prowadzącej w głąb ścieżek, i trzymając topór w ręku, zaczął się oddalać od grupy.

Szedł stanowczo, stawiając pewnie kroki zaczął przemierzać korytarz w poszukiwaniu jakiegoś rozwidlenia. Nie minęły cztery minuty od zapuszczenia się w głąb tunelu, a już zaczęły się kłopoty. Dotarł do końca tunelu i od razu pożałował że z niego wyszedł. Natknął się na grupę pięciu pomiotów, która od razu rzuciła się na krasnoluda. Oghren stanął przy jednej z kolumn podpierających salę w której się znalazł, i czekał na atak. Otoczyli go, ale nie tak jakby oni sami tego chcieli, ponieważ krasnolud miał zasłonięte plecy.

- Prędzej dupa mi się urwie, niż zdołacie pokonać potężnego Oghrena! - z rykiem rzucił się na jednego z genloków, i ciął go w kolano, przecinając mu całą nogę. Tym uderzeniem przeszedł za grupkę pomiotów, i korzystając z impetu, od razu zamachnął się toporem w drugiego genloka, wbijajac ostrze toporu w plecy. Genlok zawył, gdy topór połamał mu kręgosłup, i runął na ziemie. Oghren przyjął obronną pozycję, gdy jeden z pozostałej trójki rzucił się na niego. Szybko sparował jedno uderzenie, a potem zablokował cięcie drugiego przeciwnika. Nie czekając na atak trzeciego, ten ruszył rzucił się w bok, próbując przeciąć jednego z napastników. Uderzenie było tak potężne, że topór przełamał miecz pomiota, i wbił się prosto w czaszkę genloka. Topór wszedł tak głęboko, że minęło kilka sekund, zanim krasnolud zdołał go wyciągnąć. Zajęło mu to sekundę za długo, bo poczuł ześlizgujące się po jego ramieniu ostrze. Ogren uderzył łokciem w genloka, i zamachnął się na niego, ścinając mu głowę.

Ostatni genlok, stał pięć metrów od niego. Nie atakował, tylko patrzył w gniewne oczy Oghrena. Krasnolud nie czekając na zaproszenie, zrobił kilka sporawych susów, i prostym silnym uderzeniem zabił Genloka, zanim ten zdołał zareagować. Oghren dopiero teraz mógł rozejrzeć się po pomieszczeniu w którym się znalazł. Była to wielka sala, po środku stały cztery kolumny, z jednej strony były masywne metalowe drzwi, a po przeciwnej stronie znajdował się tunel z którego wyszedł.

- Rozbijemy tutaj mały obóz. - Ogren przycupnął na skale, i otarł swoją twarz. Był wykończony, wędrówka trwała już od dłuższego czasu, a częste walki z pomiotami szybko go wykańczały. Oghren był bardzo doświadczonym wojownikiem, lecz długie lata wędrówki i batalii nie zadziałały na niego najlepiej. Krasnolud wstał, i ruszył w stronę metalowych drzwi, gdy nagle usłyszał czyiś krzyk.

Oghren przystanął, nasłuchując otoczenia. Nie mógł powiedzieć skąd dobiegał krzyk, do kogo on należał, czy tylko się przesłyszał. Drugi krzyk, teraz wyraźniejszy, krasnolud nie zastanawiał się ani chwili dłużej. Zaczął biec w stronę tunelu z którego wyszedł. Pędził co sił, trzymając topór w wygodnej pozycji. Po dwóch minutach dobiegł do pomieszczenia w którym zostawił swoją gromadkę, i przeklął sam siebie za głupotę jakiej popełnił. Marena i Belli nie było, kamienne drzwi zostały wyłamane, a przy zimnym ciele Gady siedziała Arlena, trzymająca się za zakrwawione udo.

- Oghren! Miałeś rację, te dwie żmije to zdrajcy, nie pracują dla królowej!
- Cii, spokojnie. - Oghren otworzył swój mały tobołek który zostawił przed wyruszeniem w tunel, i wyjął z niego długi i gruby bandaż. Zaczął obwijać udo elfki. - Powiedz mi, co się stało, od początku.
- Po paru minutach jak nas opuściłeś, Maren i Bella zaczęli się dziwnie zachowywać. Mówili coś o tobie, że się zorientujesz, że nie gdybyś nie odbił strzały, to już by wracali do domu. Podeszłam do nich pytając się o co im chodzi, chyba nie wiedzieli że elfki mają o wiele lepszy słuch. Maren rzucił się na mnie ze sztyletem, przeciął mi udo, a Bella poderżnęła Gadzie gardło. - do oczu elfki napłynęły łzy - Nie mogłam nic zrobić, rzucili na mnie jakieś zaklęcie. Nie mogłam się poruszyć, byłam tak jakby zamrożona, ale widziałam co robią. Maren podbiegł do drzwi i rzucił na nie jakieś zaklęcie, dość potężne ponieważ drzwi od razu rozpadły się na najmniejsze kawałki. Uciekli przez nie, a kiedy czar który na mnie rzucili przestał działać, zaczęłam wołac o pomoc.

Oghren wstał, i podszedł do Gady. Wyglądała tak jak przed wyjściem, z tą różnicą, że teraz miała wyraźny ślad cięcia na szyi.

- To moja wina, nie powinienem ruszać sam. Mogłem temu zapobiec, mogłem poprosić Arlene aby poszła sprawdzić tunel. Obiecuje Ci moja kruszynko, że tamci dwaj magicy zapłacą za to co zrobili. A teraz żegnaj moja droga, odpoczywaj w pokoju.

Oghren poklęczał tak chwilę, kiedy poczuł dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Elfka spoglądała na niego ze smutkiem. Wyciągnęła do niego dłoń, a Oghren z chęcią ją złapał.

- Nie idziemy głębiej. Wracamy do Orzammaru, królowa musi się o tym dowiedzieć co się tutaj stało. Jesteś ze mną elfko?
- Nikt mnie tak nigdy nie upokorzył jak oni, poza tym, lubiłam Gadę, więc tak, jestem z tobą.

Spakowali wszystkie niezbędne przedmioty, i po ostatecznym pożegnaniu się z Gadą, ruszyli przez kamienne drzwi, nie wiedząc jakie pułapki przygotowali na nich magicy. I tak rozpoczęła się jeszcze większa przygoda, o której Oghren i jego towarzyszka nigdy nie zapomną.

26.10.2014 13:00
Saerwen
782
odpowiedz
Saerwen
3
Legionista

@Boim - wiesz, że jest limit do 3000 znaków bez spacji? :P

26.10.2014 13:17
783
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

Kolejny już etap konkursu, a wciąż przez niektórych regulamin jest olewany po całości... Naprawdę, jest to nie do pojęcia...

26.10.2014 13:20
784
odpowiedz
zanonimizowany824483
2
Junior

Bzdury, nie bzdury. Zamieszczając treść, sprawdza się jej poprawność.

6041 chyba Cię poniosło.

26.10.2014 13:41
785
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

Nie słuchaj ich =) 15 zdań zostało zniesione to i z 3k znaków damy sobie radę ;P

26.10.2014 13:44
786
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Co Was to interesuje? To jego praca zostanie zdyskwalifikowana.

26.10.2014 14:05
787
odpowiedz
StilleR666
84
Pretorianin

- Ty gnido... - wyszczerzyła przez zęby Gada. Chwilę po, straciła przytomność, ręce zaciśnięte na bandażu opadły bez więdnie na kamienistą posadzkę. Mag podniósł powieki rannej. Złapał za rękę i sprawdził puls.
- Jest gorzej niż myślałem. Ruszajmy
Oghren kiwnął głową w stronę przejścia - No to jazda
Chwilę później, maszerowali przez gruzowiska . Dźwięk kroków niósł się echem w tunelu odbijając się od pokrytych kurzem i śluzem ścian. Co jakiś czas stawali w miejscu, by sprawdzić stan Gady, ten ciągle się pogarszał . Czarodziej i krasnolud trzymali nosze Helmi a Antivanka szła kilka metrów z przodu. Czasami przyspieszała i znikała aby następnie błyskawicznie wrócić. - Zwiad- powtarzała.
- Nie da rady, ona już umiera... perma...nen...tnie- Dyszący mag w końcu nie wytrzymał ciężaru i wypuścił z rąk nosze, ranna uderzyła z pełną siłą o posadzkę . Oghren stracił równowagę , głośnym tąpnięciem wylądował obok Gady Helmi. Jej powieki były podniesione ,oczy miała blade jak mleko. Krasnolud wpatrywał się w martwe ślipia podczas gdy czarownik z wbitym wzrokiem w sufit, łapał oddech.
- Musimy iść dalej- wydobył z siebie Maren
- Moment...
- Musimy iść dalej- powtórzył stanowczo-, nie oczekując na odpowiedź czarodziej wstał z podłogi, strzepał kurz z płachty i ocierając pot z czoła odezwał się ostatni raz.- Idziesz czy nie? Jej już nie pomożemy.
Kiedy już miał wstać z zimnej podłogi , przecinająca powietrze z zabójczą prędkością strzała przebiła gruby pancerz bersekera i utkwiła w prawym ramieniu. Z krzykiem krasnolud ponownie wylądował na ziemi. Mag zdążył rzucić na siebie czar ,zanim kolejny pocisk uderzył. Tym razem rozbił się w drzazgi o kamienną skórę. Pewny siebie chwycił kostur i cisnął przed siebie kulę ognia i poprawił kinetycznym pociskiem. Grzmot eksplozji rozrzucił grupę napastników we wszystkich kierunkach.
- To nie pomioty- powiedziała Helmi- leżący tuż obok czerwonobrody krasnolud nie dowierzał w to co widzi.
Maren słysząc te słowa przeraził się i przestał zwracać uwagę na walkę.
- Ty umarłaś!- wrzasnął czarownik.
- Chciałbyś zasrańcu.- syknęła, po czym z uśmiechem odparła- orientuj się.
W tym momencie potężna włócznia przebiła na wylot uzdrowiciela. Nawet ochronny czar nie wytrzymał takiego uderzenia kiedy z brzucha zwisały jelita a po ubraniu spływała krew. Opadając na kolana mag, spojrzał przed siebie, wtedy kolejna strzała przebiła gardło i w konwulsjach ciało osunęło się na ziemię.
- Za ten pocisk powinnam ci urżnąć łeb magu!- głos był wyraźnie kobiecy, donośny a zarazem przerażający.- Elfka i cała reszta tej bandy również padła trupem, zadbałam o to, żaden apostata mnie nie przechytrzy.
Oghren ze strzałą ramieniu chciał sięgnąć swój topór, kiedy Helmi powoli wstawała na nogi.
- Kim jesteś?- zapytała
- Wybacz strzałę krasnoludzie , nawet templariusz może czasami spudłować. - kobieta była odziana w zbroję płytową. Na głowie miała czerwony kaptur a na klatce widniał znak słońca.- Jestem komtur Meredith , przewodzę sługom Stwórcy w Kirkwall.
- Czego służebnica zakonu szuka na głębokich ścieżkach?
- Ciebie moja droga.
- Co tu się dzieje?- nie wytrzymał Oghren.
- Spokojnie strażniku, jeszcze pożyjesz. Głupi król Fereldenu myśli ,że coś złego dzieję się w Orzammarze.- templariusz uklękła obok krasnoludów- Ale my dwie wiemy ,że tak nie jest. Prawda?- uśmiech zniknął z twarzy komtur tak szybko jak się pojawił- Strażnik mnie nie interesuje w przeciwieństwie do ciebie, tylko dlatego wasza dwójka żyje . Zapytam raz , nie próbuj kłamać. Gdzie krasnoludzie jest Idol?

26.10.2014 14:20
788
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że regulamin pozwala wyróżnionym i zwycięzcom na branie udziału w kolejnych etapach. Dasz takiemu palec, weźmie całą rękę.

26.10.2014 14:27
789
odpowiedz
Gogetas
21
Legionista

Oghren skrzywił się i skinął ponuro głową.
– To niezbyt przyjemna perspektywa – mruknął, bardziej do siebie samego niż do Alary.
Zmierzył wzrokiem wciąż nachylających się nad Gadą Marena i Bellę. Mag skończył rzucać zaklęcia i teraz z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w krasnoludkę. Wydawało się, że nawet nie oddycha, a myślami błądzi gdzieś wyżej, poza Głębokimi Ścieżkami. Z kolei szlachcianka wykrzywiała usta w grymasie wściekłości, co rusz rzucając czarodziejowi spojrzenia pełne pogardy i cichej nienawiści. Jednak w tym samym momencie trzymała dłoń na ręce Gady, a między złymi emocjami wypełniającymi jej oczy dało się znaleźć również zatroskanie. Oghren pokręcił głową. Nie potrafił ocenić, które z nich coś ukrywało.
– To co? Idziemy dalej? – zapytał krasnolud głośno, chcąc przerwać nieznośną ciszę, którą zakłócał tylko jego donośny oddech. – Stercząc tutaj, niczego nie zdziałamy.
– W jaki sposób chcesz iść dalej? – odpowiedziała pytaniem Bella, uśmiechając się drwiąco. – Gdybyś nie zauważył, jest wśród nas nieprzytomna, a nie mamy noszy.
– Nie możemy tu tak stać – sprzeciwił się Oghren.
– Rozdzielmy się – zaproponowała nagle Alara.
– Nie, to nie jest dobry plan. Uwierzcie mi, tutaj, na Głębokich Ścieżkach nie warto…
– Pozwól, Oghrenie, że od teraz będziemy ignorować twoje pomysły, dobrze? – Bella wstała i przyjrzała się swojemu łukowi. – To ty nas w to wszystko pakowałeś.
Krasnolud zaklął pod nosem, ale nie odważył się na głos powiedzieć, co w tej chwili pomyślał o szlachciance.
– Rozdzielimy się – powiedział z naciskiem Maren tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Ja zostanę tutaj z Alarą. Zaopiekujemy się Gadą, a wy pójdźcie w głąb tego korytarza. Znajdźcie wyjście, znajdźcie pomoc. Zróbcie cokolwiek. – Wzniósł oczy ku gęsto pokrytemu stalagmitami sufitowi. – Mam dość tego miejsca.
Bella prychnęła i ostentacyjnie odwróciła się na pięcie.
– Chyba nie myślisz, że z nim pójdę?
– Tak, tak właśnie myślę! – krzyknął czarodziej. Spod jego cienkich brwi wypływała fala irytacji. – No, idźcie!
Przynajmniej ją będę miał na oku, pomyślał Oghren, podchodząc do szlachcianki. Raz jeszcze obrócił się i spojrzał na Alarę. Ruchem oczu wskazał jej Marena. Zrozumiała. Skinęła głową i podeszła do maga.
Krasnolud westchnął ciężko i wbił wzrok w ledwo widoczne w ciemności spiralne schody. Jego palce zatańczyły na rękojeści topora, kiedy postawił nogę na pierwszym stopniu.
Korytarz, do którego trafili, zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Oghren błądził po omacku, wystawiając ręce przed siebie i starając się dostrzec w mroku cokolwiek. O obecności Belli świadczyły tylko jej ciche kroki. Kiedy tunel skręcił, a w oddali pojawiły się smugi pomarańczowego światła, chrząknął głośno i spojrzał na kobietę badawczo.
– Wiem, że coś ukrywasz, Bello – powiedział prosto z mostu.
– O czym ty mówisz? – zdziwiła się szlachcianka.
– Myślę, że jesteś uzdrowicielką, tylko się do tego nie przyznajesz. Powiedz mi, po co tak naprawdę tutaj jesteś.
Bella łypnęła na niego spode łba.
– Postradałeś zmysły? – warknęła. – Nie masz prawa. To wszystko twoja…
– Przyznaj się!
– Nie wiem, o czym mówisz – syknęła. Ruszyła w głąb korytarza, nawet nie oglądając się za siebie. – Nie potrzebuję twojej pomocy. Nawet nie próbuj za mną iść.
Oghren parsknął szyderczym śmiechem, postępując krok do przodu.
– Chyba cię… – zaczął, ale natychmiast urwał, zmuszony do okrzyku bólu, kiedy poczuł ostry ból w ramieniu. Chwycił się za rękę. Po palcach spływały mu strugi ciepłej krwi. Nawet nie zauważył, kiedy Bella posłała strzałę, słyszał tylko jej świst.

26.10.2014 15:07
790
odpowiedz
FrayInGame
8
Legionista

@Kemoc - najgorsze jest biadolenie. Weź się w garść i skończ.

26.10.2014 15:34
791
odpowiedz
Jarekles
2
Junior

W tym czasie młody mag już skończył opatrywać rany Gedy:
-Ona sama nie wstanie, nie mówiąc już o chodzeniu, ktoś ją musi nieść.
Wszyscy skierowali wzrok na Oghrena, w końcu był najsilniejszy z nich wszystkich, a Geda , widać bardzo lubiła jeść:
-Ale na czym, to kawał baby, przez ramię jej nie przełożę przecież!
-Krasnolud ma rację, nie mamy noszy, a przenoszenie jej za nogi i ręce może jej tylko zaszkodzić. Nie lubię tego mówić, ale trzeba będzie ją tu zostawić, wrócimy tu z pomocą, to zaklęcie powinno na jakiś czas uczynić Gadę niewidoczną dla pomiotów. - odrzekł mag, zacisnął dłoń, zaświeciło i krasnoludka znikła.
-To zaklęcie nie działa wiecznie prawda? Proponuję, żeby Oghren, jako winny zamieszania został i bronił jej, w końcu masz jakiś honor krasnoludzie, hę? - Alara uśmiechnęła się tak szyderczo, Oghren przez chwilę miał nadzieję, że twarz jej pęknie.
Po kilkunastu minutach w korytarzu zniknęły ostatnie blaski pochodni i umilkły dźwięki.
-A jednak sobie poszli, psia mać, chociaż byście pochodnie mogli zostawić – przeklęci powierzchniowcy.
Nikt nie umiałby powiedzieć ile czasu upłynęło w ciemnościach, najpierw Oghren usłyszał huk, potem jakieś wrzaski w oddali, po chwili kroki, pomieszczenie zajaśniało ciepłym blaskiem pochodni. Krasnolud zmrużył oczy, przyzwyczajał się do nagłego błysku światła.
-Gada???? Co ty... ja... tego... przecież..., ale... - zaskoczony Oghren rozejrzał się po komnacie, podłoga była czysta, nie dostrzegł nawet martwych pomiotów.
-Nie ma czasu na gadanie Oghrenie, drzwi są otwarte, szybko, zaraz się zrobi gorąco!

26.10.2014 17:00
792
odpowiedz
zanonimizowany1041060
1
Junior

Oghren zastanowił się nad słowami Arleny. Sytuacja faktycznie wyglądała kiepsko. Jeśli członkini rodu Helmi teraz umrze to reszta drużyny obwini o to właśnie Jego. Na pewno nie wyjdzie to także na plus reputacji Szarych Strażników. Oghren potrafił sobie wyobrazić krzykaczy na placach Kar'hirol i w Sali Kongresowej Orzammaru - Szara Straż przyczynia się do śmierci członkini rodu Helmi!
- Skończone - z zamyślenia wyrwał go głos maga - Zrobiłem co mogłem, ale nie wygląda to za dobrze. Jest nieprzytomna i póki co jej stan jest stabilny, ale nie obędzie się bez uzdrowiciela.
- Nie ma żadnego wyjścia - rzuciła Arlena - Nie wrócimy tą samą drogą.
- Lepiej sprawdzimy dokładnie jeszcze raz, może coś przeoczyliśmy - Odezwała się Bella - Może jest jakiś mechanizm.
Oghren zauważył, że twarz Gedy jest blada, a Ona sama ciężko oddycha. Nie było czasu na niezdecydowanie i szukanie przycisków i ukrytych dźwigni psia ich mać! Osobiście wolał stawić czoła bandzie pomiotów, niż godzinami szukać tajemnego przejścia, które może w ogóle nie istnieć.
- W takim razie ruszajmy jak najszybciej do jasnej cholery! - wrzasnął Kransolud i wskazał drogę w głąb komnaty.
Towarzysze popatrzyli na Niego. Bella otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale widocznie zmieniła zdanie. Popatrzyła jeszcze raz na ranną Gedę i kiwnęła głową na zgodę.
Czy to możliwe, że wszystko było ukartowane? Królowa nie przepadała za Szarą Strażą po tym jak pokrzyżowała Ona plany jej ojca Loghaina podczas Plagi. Czyżby Bella spodziewała się, że krasnolud zdoła zniszczyć strzałę w locie? Czy otrzymała instrukcję od Anory? Nie, to zbyt mało prawdopodobne. Tak, czy inaczej ktoś z Nich musi być uzdrowicielem. Tylko jak sprawić, aby się ujawnił? Oghren postanowił, że nie pozwoli tknąć nikomu innemu krasnoludki, póki nie dowie się kto z kompani jest oszustem. Podszedł do Gedy, ale kiedy chciał ją podnieść Maren go powstrzymał.
- Poczekaj, rzucę zaklęcie, które zmniejszy jej wagę - Wykonał dłońmi skomplikowany gest, a kiedy między nimi pojawił się błysk ciało Gedy rozbłysło - Nie wiem ile zdołam utrzymać to zaklęcie, ale przez jakiś czas będzie nam lżej.
Oghren kiwnął głową na znak podziękowania i podniósł krasnoludkę umieszczając ją na swoich plechach i przywiązując do siebie rzemykami jej zbroi. Faktycznie wydawała się niezwykle lekka jak na krępą krasnoludzką wojowniczkę. Nie oglądając się za siebie ruszył przodem w ciemność Głębokich Ścieżek, a za Nim podążyła reszta grupy.

26.10.2014 18:40
Tyr/Tiwaz
793
odpowiedz
Tyr/Tiwaz
70
Jednoręki

Oghren jak obiecał, tak poniósł na swoich plecach niemałe ciało nieprzytomnej krasnoludki.
- Mam nadzieję, że rana nie została skażona krwią pomiota, wtedy wróciłaby do kamienia zanim opuścimy te przeklęte ścieżki - sapnął szary strażnik.
- Pewnie na to liczysz, co? - syknęła Bella.
Oghren posłał jej ponure spojrzenie.
- Nieprzyjemna sytuacja, nieprawdaż? - zapytała złodziejka jak gdyby nigdy nic z figlarnym uśmiechem malującym się na ustach.
- Ciągle w dobrym humorze? Jak ty to robisz? Czy może powinienem zapytać co takiego popijasz ukradkiem i dlaczego nie dzielisz się z towarzyszem niedoli? - zaniósł sie śmiechem krasnolud, z którego twarzy spływały krople potu. Mag i szlachcianka popatrzyli na niego z dezaprobatą. Godziny ciągnęły się Oghrenowi niemiłosiernie, a Gada wraz z czasem wydawała się przybierać na wadze. Wreszcie zatrzymali się na spoczynek. Maren sprawdził stan krasnoludki i założył świeży opatrunek.
- Źle z nią. Nie widać skażenia krwią pomiotów, ale trucizna postępuje - stwierdził mag.
- Może nie powinniśmy zatrzymywać się na noc? - zapytała Bella.
- Musimy odpocząć. No, przynajmniej ja muszę, nie dam rady nieść jej choćby na końcu drogi czekał na mnie dzban najznamienitszego piwa - oznajmił Oghren, którego twarz była równie czerwona co broda. - Ale mogę czuwać podczas psiej wachty.
- Żeby wykończyć Gadę Helmi kiedy wszyscy będą spać? - zapytała głosem pełnym jadu łuczniczka.
- Daj spokój - przerwał mag widząc wściekły grymas strażnika - Oghrenie myślę, że to świetny pomysł, wszyscy musimy zregenerować siły, by Gada miała cień szansy na przeżycie, a ty jesteś przyzwyczajony do snu pod ziemią.
Gdy przyszła pora na Oghrena by czuwać, krasnolud usiadł w miejscu w którym mógł widzieć wszystkich członków wyprawy, szczególnie krasnoludkę oraz wszystkie odnogi Głębokiej Ścieżki. Gdy wszyscy posnęli, Ogrhen skradając się zaczął przeglądać torby towarzyszy w celu odkrycia kto jest zdrajcą. Wewnątrz torby Alary zauważył dziwny zwitek szmat.
- Zaliczka... - szepnął zduszonym głosem krasnolud widząc srebrną sztabkę wytwarzaną przez krasnoludzką gildię kupiecką. Już miał się podnieść, by wszcząć raban gdy poczuł eksplozję bólu w potylicy.
- Wiedziałam że on jest zdrajcą - usłyszał głos Belli leżąc na ziemi.
- Zwiążcie go nim dojdzie do siebie - rozkazał głos, chyba Marena, szary strażnik nie potrafił stwierdzić przez huk tysiąca młotów w jego czaszce - Zostawimy go tutaj, by pomioty zżarły przeklętego zdrajcę żywcem - mimo ogłuszenia wiedział że ten słodki ton należał do Alary.

26.10.2014 18:46
794
odpowiedz
Boim
112
Konsul

No kurczę. Nie moja to wina. Jak się rozpiszę to już nie mogę zatrzymać palców. Naprawdę się staram zmieścić w trzech tysiącach, ale jak znajdę jakiś pomysł i go rozwinę, to bardzo ciężko jest mi go pociąć. I tak nie napisałem wszystkiego, co chciałem wdrożyć. :(

26.10.2014 19:12
795
odpowiedz
zanonimizowany1031545
2
Junior

Krasnolud spojrzał na nią zszokowany. – Ratowałem ją… Z mojej perspektywy wyglądało to tak, jakbyście obie – ty i Bella – chciały ją zabić.
- Jeśli nie mylisz się co do tego, że jedno z naszych towarzyszy kłamie, to jak myślisz, kogo obarczy winą za śmierć Gady? – zapytała szeptem, wskazując głową w stronę pochylonych nad poszkodowaną ludzi.
Oghren westchnął tylko i pokręcił głową.
Tymczasem Maren zakończył wreszcie swój leczniczy rytuał i oznajmił, że trzeba przygotować nosze dla rannej kobiety. Alara i Szary Strażnik pospiesznie wykonali prowizoryczne przenośne posłanie, a następnie ułożyli na nim nieprzytomną podopieczną Harrowmonta.
- Musimy jak najszybciej wydostać się na powierzchnię – stwierdził to, co i tak było oczywiste Maren.
Zaraz po jego słowach drużyna na nowo podjęła marsz w głąb Głębokich Ścieżek, który od tej chwili stał się jeszcze trudniejszy. Grupa posuwała się naprzód wolnym krokiem, starając się czynić jak najmniej hałasu. Dwoje z niej na zmianę niosło nosze z nieprzytomną dziewczyną, co wykluczało ich z początkowego etapu ewentualnej walki z pomiotami. Towarzysze stali się niespokojni, za każdym zakrętem, w każdym zakątku spodziewali się napotkać przeciwnika, który przecież gdzieś się czaił. W rzadkich chwilach wytchnienia, podczas postojów, niewiele zamieniali ze sobą słów. Każdy pogrążał się w swoich własnych myślach. I w swoim własnym szaleństwie. Po tak długim czasie spędzonym na Głębokich Ścieżkach, w członkach ekspedycji zaczęły budzić się ich najgorsze oblicza. Ścieżki mamiły i wodziły za nos tych, którzy nie byli dość silni, by się im przeciwstawić.
Pochłonięty swoimi myślami i podejrzeniami o zdradę Oghren bacznie obserwował swych kompanów. Teraz był pewny jedynie wierności własnego topora, w przeciwieństwie do grupy wyrzutków, z którymi przyszło mu podróżować. Podczas każdego postoju nadzorował Marena odnawiającego lecznicze zaklęcia nad ciałem krasnoludzkiej kobiety. Ponieważ nie mógł mieć do niego zastrzeżeń, skupił się na obserwowaniu Belli.
Kiedy przypadkiem obudził się w czasie jej warty z zaniepokojeniem odkrył, że szlachcianka pogrążona jest w błogim śnie. Odruchowo zerknął w stronę nieświadomej Gady. Przerażony dojrzał nad jej ciałem elfkę, której nigdy nie posądziłby o taką nieuczciwość. Dziewczyna trzymała w dłoni buteleczkę wypełnioną do połowy jakimś dziwnym, krwistoczerwonym płynem.

26.10.2014 19:46
mastji
796
odpowiedz
mastji
10
Legionista

W porządku, w ruch poszły klawiatury kolejnych uczestników, czyli zamieszanie z poprzednią częścią konkursu należy jak najszybciej zapomnieć, tak? Szkoda, że nikt z redakcji, a tym bardziej sam autor, nie ustosunkował się do tego wszystkiego, o czym była mowa przez ostatnie kilka dni. Podsumowując: jedynymi obowiązującymi zasadami są te odnośnie ilości znaków bez spacji, o alkoholu, "dupach', "cyckach" etc jednak pisać można (bo nie widzę powodu, dla którego używać ich może tylko p. Chmielarz), a podpunkt nazwany "Zasadami Autora" to tak naprawdę "Lużne wskazówki autora, stosować wedle uznania"? Tak czy inaczej, dobrej zabawy i powodzenia wszystkim uczestnikom.

26.10.2014 20:00
797
odpowiedz
Kemoc
4
Legionista

@mastji

Świetnie to podsumowałeś, mości mastji. Żeby ostatecznie nie okazało się, że wszystkie prace z "cyckami", "dupami" i alkoholem zostaną zdyskwalifikowane, bo jakby nie było regulamin zakazuje tego rodzaju praktyk.

26.10.2014 20:34
798
odpowiedz
zanonimizowany1036212
2
Junior

Oghren wziął na siebie trud dźwigania krasnoludki. Nie chciał nawet na chwili spuścić jej z oczu. Słowa elfki dały mu do myślenia. Ten, kto chciał śmierci Gady postarał się, aby wszystkie podejrzenia zostały skierowane przeciwko niemu.
- Mam pytanie. - Bella zwolniła i zrównała swój krok z tempem Szarego Strażnika. - Tutaj w Głębokich Ścieżkach zawsze jest ciemno. To jak właściwie wy, krasnoludy, wiecie kiedy jest dzień?
- Mamy zegary. A poza tym thaigi zwykle znajdują się blisko powierzchni, więc... - Oghren urwał tknięty nagłą myślą.
- Tak myślałam. A ten thaig jest blisko powierzchni?
- Tak.
- Czy ja dobrze słyszę? - do rozmowy wtrącił się Maren. - Gdzieś tu blisko jest wyjście, a mimo to my wciąż krążymy po omacku?
- To nie takie proste. Nie znam się na krasnoludzkiej architekturze, a wy z kolei nie znacie się na poszukiwaniu ukrytych drzwi i tajnych przejść. Uprzedzając pytania. Zrobiłam zwiad i mogę stwierdzić, że z całą pewnością nie ma tu głównego wejścia. - Alara jak zawsze pojawiła się znikąd. Poruszała się bezszelestnie jak cień, dlatego nie zdał sobie sprawy z jej obecności dopóki się nie odezwała. Elfka z całą pewnością była profesjonalistką. Dorównywała zapewne słynnym Antiviańskim Krukom. Krasnolud mimowolnie zadrżał. Znowu Antivia.
Kolejne godziny marszu zlewały się w ciąg nieustannych westchnień, prychnięć i ukradkowo rzucanych podejrzliwych spojrzeń. Zadanie, którego realizacja powinna ich zjednoczyć okazało się źródłem podziału. W końcu zdecydowali się na odpoczynek w jednej z opuszczanych komnat.
- Gada prawdopodobnie niedługo się przebudzi. - słowa maga były niepokojąco ciche. - Sądzę, że jednak lepiej będzie jak utrzymamy ją w śpiączce.
- Co?! Dlaczego?! - krzyk skrytobójczyni odbił się echem od ścian pustej komnaty.
- Moje zaklęcia spowalniają działanie trucizny. Jednak jeśli zacznie chodzić, krew zacznie szybciej krążyć w jej żyłach i rozprowadzać ją do wszystkich narządów. Ponadto nie wiemy jak się zachowa.
- Masz rację. Co na to pozostali? - Szary strażnik spojrzał na kobiety, które skinęły głowami.
Zmęczony oparł głowę o ścianę i zaczął wpatrywać się w nieruchome ciało krasnoludki.
- Dziwne. Nic tu nie ma. Żadnych skarbów, a nawet ciał. - Alara wypowiedziała swoje słowa tak obojętnym tonem, że dopiero po chwili Oghren dostrzegł ich złowrogi sens. - W każdym razie znalazłam coś ciekawego.
Łotrzyca podeszła do jednej ze ścian i wskazała na coś ręką.
"Pierwsze jego słowo przebudziło ziemię. Trwogą zadrżała jej pierś. Drugie jego słowo otworzyło nasze oczy. Kamienne serca zabiły. Trzecim swym słowem okaleczył naszą matkę. Z rozdartego ciała wypłynęła lawa."
Wojownik poczuł się nieswojo. Ciemność spowijała nie tylko pozostałości krasnoludzkiego miasta, ale również jego historię. Nikt nie wiedział co doprowadziło do jego upadku. Choć wyryte zdania zdawały się nie posiadać żadnego sensu, było w nich coś złowieszczego. Coś, co czaiło się zawsze na granicy podświadomości wędrowców błądzących w mroku.
- To tylko słowa. Nie zawierają żadnej klątwy. - Maren przesunął dłonią po ścianie. Równocześnie rozległ się dźwięk działającego mechanizmu.
Cienie wypłynęły spod posadzki sali. Powoli formowały się w humanoidalne kształty. Oghren i Bella zareagowali błyskawicznie - ostrze topora zanurzyło się w cienistej masie, a powietrze przecięła strzała.
- Przestańcie! Tu nikogo nie ma! - do zamglonego umysłu krasnoluda ogarnięto berserskim szałem dobiegł głos Alary. Jego ton zdawał się być wyższy niż zazwyczaj. Po chwili przerodził się w dziki wrzask.

26.10.2014 21:43
799
odpowiedz
zanonimizowany926081
2
Legionista

Ogrhen skrzywił się, nie chciał już dłużej ciągnąć tego tematu. Zgoła śledził każdy, nawet najmniejszy ruch Marena, który wciąż starał się uzdrowić Gadę. Nie przynosiło to jednak oczekiwanych efektów, a raczej miał wrażenie że z każdą chwilą jej stan się pogarsza. Szary strażnik nerwowo zaciskał pięści czując, że nic nie może zrobić. Wciąż wzbraniał się przed poczuciem winy. Myśl ta była dla niego nieznośna, jak koszmar z którego nie sposób się obudzić.
- Nie sądzisz że powinniśmy się wreszcie zająć czymś bardziej pożytecznym, niż snuciem absurdalnych oskarżeń. - przerwała ciszę Alara tonem nie znającym sprzeciwu. - Musimy iść dalej w głąb ścieżek, może uda nam się gdzieś natknąć na jakieś wyjście.
Krasnolud zmarszczył brwi odrywając wreszcie swój wzrok od maga.
Elfka odwróciła się na pięcie i ruszyła co prędzej przed siebie. Chwyciła za sztylety zagłębiając się w cieniu mglistego przejścia. Po jakimś czasie dała znak, że droga jest wolna. Ogrhen wziął na ręce Gadę i pośpiesznie zaczął się zbliżać w głąb ścieżki. Zaczynali właśnie przeprawę wzdłuż Okopów Umarłych. Idąc tak natknęli się na obszerną dziurę w ścianie. Wychodzące z niej promienie światła częściowo rozjaśniły spowity mrokiem tunel.
Weszli przez nią do środka i rozejrzeli się wokół. Na końcu pomieszczenia znajdowały się potężne żelazne wrota. Podróżni nie zauważyli uśpionych golemów, które od wieków strzegły tego miejsca.
- Coś mi tu śmierdzi.- zaczął Ogrhen. - żadnego plugastwa? - ledwo zdążył to wypowiedzieć usłyszał głośnie uderzenie kamiennej pięści wymierzonej wprost na Alarę. Elfka zdążyła zwinnie uskoczyć i zadać pierwszy cios. Reszta grupy pośpiesznie wyciągnęła broń.
- Ogrhen! Wycofaj się! Nie możemy narażać Gady! - krzyknęła łotrzyca. Bella zdążyła już w tym czasie wystrzelić kilka celnych strzał. Maren użył łańcucha błyskawic, by zwrócić na siebie uwagę bestii. Golem teraz owładnięty zabójczym szałem zbliżał się uderzając na oślep. Łotrzyca wykorzystała brak czujności rozwścieczonej bestii i rzuciła się pędem na jej grzbiet. Po krótkim czasie seria ciosów Alary rozłożyła w drobny gruz przeciwnika. Drugi golem zaś zbliżał się już w stronę Belli. Kamienny strażnik bezlitośnie niszczył każdą napotkaną przeszkodę. Bestia chwyciła za dużą część zburzonej kolumny i rzuciła ją w kierunku łuczniczki. Tymczasem Bella cudem zdążyła uskoczyć na ziemię. Golem jednak wciąż szarżował zbliżając się do niej, aż wreszcie stanął tuż nad nią. Dziewczyna zamarła z przerażenia. Bestia zdążyła już przygotować się do wymierzenia ciosu. Reszta drużyny nie zdążyła ani drgnąć, gdy niespodziewanie zza pleców golema dobył się potężny huk. Bestia runęła z głośnym trzaskiem. Ku ich zdziwieniu z gęstego pyłu wyłoniła się ludzka postać.

26.10.2014 21:59
Dzwiedziiu
800
odpowiedz
Dzwiedziiu
49
pracownik GOL

GRYOnline.pl

Nie ma powodu do obaw - jeśli w opowiadaniu autora pojawiły się zwroty jak 'cycki' czy 'dupa', to żadne z opowiadań nie zostanie zdyskwalifikowane z powodu użycia ww. słów. W tym konkursie żadne opowiadanie nie zostało wykluczone z powodu języka użytego w zgłoszeniu.

Co do ilości zdań- nie dostałem jeszcze odpowiedzi od Autora, prawdopodobnie z powodu weekendu.

Forum: Wygraj Kolekcjonerki i Cyfrowe Edycje Specjalne w konkursie Dragon Age: Inkwizycja
początekpoprzednia123456następnaostatnia