[196] Łączę się z Tobą w bulu i nadzieji... Poprawiłem dane i spróbuję szczęścia przy kolejnym rozdziale.
@bojan ja przeczytałem regulamin jak w każdym innym konkursie, ale przeoczyłem wzmiankę o wieku, bo w przypadku tego konkursu regulamin jest bardzo obszerny bo i konkurs jest skomplikowany (chyba najbardziej ze wszystkich na golu od paru miesięcy)
Ps. I jesteś w wielkim błędzie jeśli twierdzisz ze każdy kto czyta portale typu gol od razu zakłada na nich konta i udziela się w życiu forum
W regulaminie konkursu było wszystko jasno napisane, wystarczyło go tylko przeczytać. Wiek i inne swoje dane można później zmienić, jak ktoś strzelił gafę przy tworzeniu konta.
mycha734
W chwili przewertowania regulaminu na początku konkursu cieszyłem się właśnie z punktu 12 ;)
Mogłaby być taka rameczka z informacjami co trzeba zaakceptować i jakie dane napisać na początku zakładek konkursowych, taka prosta, a nie jak "ścisły" regulamin napisany urzędowym pismem. Może nikt nie skończyłby tak jak ja ;) Przemyślcie to, pracy niewiele, a ludzkiej irytacji mniej :)
Ledwo co się pozbierałem ze śmiechu. Nie dość, że dostaniesz(możesz dostać) fajną nagrodę to jeszcze radzisz im, żeby wyłożyli Ci wszystko na tacy bo ty nie możesz poświęcić paru minut na przeczytanie regulaminu, a przecież to pracy niewiele, a ludzkiej irytacji mniej
Varhenn rozczaruję cię, ale nasza forumowa mycha to kobieta ;)
ja akurat nie dbam o kolekcjonerkę, ani o zwykłą edycję
Jasne wszyscy którzy tu napisali nie dbają o to.
dla mnie liczyło się jedynie to, że moje starania przeczyta pani Brzezińska
Pewnie nie ma żadnego maila ani nic podobnego, żeby napisać do niej i oceniła.
@boojan27 ja akurat nie dbam o kolekcjonerkę, ani o zwykłą edycję, dla mnie liczyło się jedynie to, że moje starania przeczyta pani Brzezińska, a nagrodą byłoby samo wyróżnienie, albo "miejsce" w opowiadaniu.
@Eredin pieprzyć szczęście skoro zależy ono tylko i wyłącznie od kaprysów redakcji GOL'a.
Spokojnie. I. Nie jestem "stałym userem", no i owszem założyłem konto z powodu konkursu, ale one m. in. służą do powiększania społeczności. W konkursie jestem równorzędnym zawodnikiem, jeśli można to tak ująć. II. Co złego widzisz w drobnej radzie? Piszesz, jakbym krzyczał jakie to niesprawiedliwe itp.. Zrobiłem błąd - OK, gramy dalej. Uważam, że taka ramka byłaby po prostu wyrazem ludzkiej uprzejmości, który pozwoliłby uniknąć takich incydentów. Nie miałem kilku minut na przeczytanie regulaminu, zobacz, o której wstawiłem początek opowiadania. III. Nie rozumiem szyderczego tonu twojej wypowiedzi, ale on jest typowy dla "takich jak ty". IV. Mycha, mam nadzieję, że wybaczysz, jestem tu nowy :) P.S. Rozczarowany nie jestem.
@marcin00 poradzić ci coś? Zastanów się dwa raz nim coś napiszesz, ok?
I. Skończyłeś jakieś specjalne kursy z psychologi, że po przeczytaniu wypowiedzi na fotum potrafisz stwierdzić, czy ktoś mówi prawdę czy wypisuje bzdety?
II. Skoro opowiadanie jest pisane w ramach konkursu, a w konkursie jak wiadomo wszyscy powinni mieć równe szanse, to jak by się miało do tego nadesłanie czegokolwiek z "lewej strony"?
Oburzenia ludzi, których na golu w ogóle nie widać lub rzekomych weteranów, którzy przypadkiem odkopuja swoje konta lub zakładają nowe. Kogo to obchodzi, skoro i tak nikt was nie zna? Śmieszne to wszystko.
I. Skończyłeś jakieś specjalne kursy z psychologi, że po przeczytaniu wypowiedzi na fotum potrafisz stwierdzić, czy ktoś mówi prawdę czy wypisuje bzdety?
Nie rozumiem czego się to tyczy - jeśli masz na myśli wykpienie przeze mnie twojego tłumaczenia, że pisałeś tu tylko po to, żeby Pani Brzezińska przeczytała - to tak, do tego się odnosiłem. Poza tym nie trzeba być psychologiem/jasnowidzem itp. żeby dojść do takiego wniosku - wystarczy sprawdzić twoje posty - wszystkie w wątkach konkursowych więc nie tłumacz się, że miałeś wyższą potrzebę, a nagrodę masz gdzieś.
II. Skoro opowiadanie jest pisane w ramach konkursu, a w konkursie jak wiadomo wszyscy powinni mieć równe szanse, to jak by się miało do tego nadesłanie czegokolwiek z "lewej strony"?
W którym miejscu napisałem, żeby wysyłać coś "z lewej strony" jak to nazwałeś. Skoro nie zależy Ci na wygranej a chciałeś tylko żeby moje starania przeczyta pani Brzezińska wystarczyło do niej napisać.
spoiler start
Swoją droga odnoszę wrażenie, że Varhenn i grzego to jedna i ta sam osoba
spoiler stop
Wiemy, że regulamin jest dlugi, ale nie da rady stworzyć krótszego przy tak rozbudowanym konkursie - w regulaminie musimy zawrzeć wszystko. Zawsze parę razy podkreślamy, aby go czytać - na stronie ciężko zawrzeć wszystkie informacje, bo wtedy... napiszemy kolejny regulamin i znowu będzie ściana tekstu.
Rozumiemy rozczarowanie niektórych, ale niestety, trzeba czytać regulamin i to odnosi się ogólnie do zycia. My tutaj nie zawieramy w nim jakiś dziwnych rzeczy, ale na innych stronach mogą sie takie rzeczy dziać, lepiej wiedzieć na co sie człowiek pisze.
Moja porada miała na celu zapobiec dalszemu odrzucaniu prac. Gdy tylko zorientowaliśmy się, że nie spełniacie wymogów dajemy Wam znać, by przy kolejnych etapach takie rzeczy nie miały miejsca. Mogliśmy nic nie pisać, ale naprawdę chcemy, żebyście wszyscy mieli szansę wygrania nagród. Żal i oburzenie są niepotrzebne, szans jeszcze będzie naprawde sporo!
Może była by szansa gdyby te osoby, które miały dobrą pracę, a źle wpisany wiek poprawili by go do np 20 i ich prace były by rozpatrzone ponownie (PS to nie jest ból dupy).
Potem tylko poproście o skan dowodu, żeby ktoś nie próbował oszukiwać. Moim zdaniem dobry ruch z tym ograniczeniem wieku. Tak to jest gdy się nie czyta regulaminów.
@marcin00 ok, to i tak nie ma najmniejszego sensu, do niczego nas nie doprowadzi takie gadanie. Nie rozumiemy się i zapewne nie zrozumiemy. I co dalej? Będziemy się teraz na zmianę doszukiwać dziur w swoich wypowiedziach? Kurde, nie chcę tu robić kolejnej wojny na kilkadziesiąt postów i mam nadzieję, że chociaż w tej kwestii możemy się zgodzić. Każdy zawsze broni swojego nawet jeśli to czysta głupota. Może masz rację, dobra, może nie, może mógłbyś spojrzeć na to z drugiej strony, ale może lepiej nie. Może lepiej chrzanić to i chrzanić oburzanie się na GOL'a. Bywa, niesprawiedliwości się zdarzają, nawet jeśli nimi w istocie nie są, a ja, tak jak niektórzy wmawiam sobie na siłę że są. Niemniej jednak twoje spekulacje naprawdę potrafią człowiekowi zaleźć za skórę.
@lazania. Tez tak myślałem ale to nie byłoby sprawiedliwe wobec osób które napisały i uzupełniły wszystko poprawnie, wiec niech zostanie jak jest, ewentualnie organizatorzy mogą napisać jakie prace zostały odrzucone ze względu na niedopełnienie regulaminu (dałoby to dodatkowego kopa do napisania następnych części)
Niemniej jednak twoje spekulacje naprawdę potrafią człowiekowi zaleźć za skórę.
W to nie wątpię ;)
Ograniczenie wiekowe wprowadzone jest przez fakt, iż nagroda - gra ma PEGI 18, w zwiazku z tym niewłaściwe byłoby nagradzać nieletnich.
LazaniaPL - termin zgłaszania prac regulaminowo sie już skończył, nie możemy niestety przedłuzyć. Na szczęście już niedługo będzie kolejna szansa, a potem parenaście kolejnych więc dalej macie duże szanse!
Właśnie, przecież zaraz kolejne etapy więc może zakończmy tą wojnę... :) Teraz wszystko jest dla wszystkich jasne i mam nadzieję, że będzie zdrowa i uczciwa rywalizacja. No i pamiętajcie o tym regulaminie, bo aż szkoda patrzeć, jak wiele naprawdę ciekawych prac nie mogło liczyć się w walce o zwycięstwo.
Może bez sensu wracam z tematem, ale chciałbym jeszcze coś dodać w sprawie "ramki". Wybaczcie ;) Jej największą zaletą byłoby to, że od razu wiadomo by było czy spełnia się wymagania, czy nie. Raz tak miałem, że czytam sobie o jakimś konkursie no i super, pięknie (sobie taki mini hype zrobiłem), by na końcu regulaminu zobaczyć informację, że się nie kwalifikuje :P Mam nadzieję, że chociaż część osób mnie popiera. Dobra, kończę i życzę wszystkim powodzenia w następnym etapie (w tym sobie ;) ).
Przed wysłanie swojej pracy przeczytałem regulamin i dowiedziawszy się, że osoba uczestnicząca musi mieć skończone 18 lat do głowy mi nie przyszło, że chodzi o datę urodzin zapisaną w koncie (przecież każdy może wpisać wiek jaki mu się podoba). Ja w ogóle nie miałem podanego wieku na koncie, bo stworzyłem je przy wykonywaniu zamówienia. No cóż, pozostaje czekać na następny etap. Powodzenia wszystkim!
Ja mam pytanie. W treści regulaminu było napisane, że praca ma zawierać maksymalnie 3000 znaków, jednak na stronie konkursu było napisane, że opowiadanie ma się składać z 10-15 zdań. Czy przekroczenie tego limitu (zdań) też sprawiało, że opowiadanie nie było przyjmowane?
Mam nadzieję, że następny temat da duże pole do popisu tak jak pierwszy.
GL HF
@UP No na pewno. Mając fundament całej historii będzie nieco łatwiej ją rozwijać, ale pole do popisu i tak pozostanie. Osobiście też czekam na zwycięską pracę pierwszego etapu, bo chciałbym spróbować sił w jej ilustracji :)
Analizując ponownie regulamin widzę, że pisze, że uczestnik powinien mieć ukończone 18 lat co nie jest jednoznaczne z zaznaczeniem na koncie swojego wieku. Mogło zostać zaznaczone że "zweryfikowaniem" pełnoletności jest wpisanie odpowiedniego rocznika w ustawienia
@Talos111. Wydaje mi się, że ilość zdanie nie jest istotna, to tylko orientacyjna liczba mająca nam zobrazować pożądaną długość, byśmy nie zapędzali się w pisanie zbyt długich tekstów. Poza tym w regulaminie nie ma słowa o liczbie zdań.
Mnie osobiście ciekawi co oznacza punkt 14. regulaminu.
Szkoda, ze nie zauwazylem informacji w regulaminie o znakach. Zasugerowalem sie 10-15 zdaniami i jakos tak mi sie rozlozylo opowiadanie. :/
@UP Ja tak samo. Specjalnie skracałem opowieść żeby zmieścić się w tym przedziale. Chyba, że mogę wydać resztę jako "dlc" :)
Miło by było, gdyby pojawiła się lista osób, które spełniły wszelkie wymagania.
"Analizując ponownie regulamin widzę, że pisze, że uczestnik powinien mieć ukończone 18 lat co nie jest jednoznaczne z zaznaczeniem na koncie swojego wieku. Mogło zostać zaznaczone że "zweryfikowaniem" pełnoletności jest wpisanie odpowiedniego rocznika w ustawienia" Podbijam. Też to zrozumiałem w podobny sposób...
Już nie mogę się doczekać aby zabrać się za malowanie. Będzie co ilustrować. :)
Informacja na koncie o wieku jest jedynym miejscem, w którym możemy tą informację zweryfikować.
Witam. Chciałem dołączyć się do prośby wypisania użytkowników, których prace spełniły wymagania. Wydaje mi się, że moja praca spełniła, a na koncie mam zaznaczone wszystko we właściwy sposób. Coś jednak mogłem przeoczyć i wtedy pisałbym do końca konkursu a żadna moja praca nie została by dopuszczona. Myślę, że opisana przeze mnie sytuacja może się wydarzyć ( oczywiście, niekoniecznie w moim przypadku ) a lista prac dopuszczonych rozwiązałaby taką sytuację.
1. Skąd mam wiedzieć, że moja praca się zakwalifikowała (nie dostałem żadnych wiadomości)?
2. W regulaminie nie było napisane nic o języku pracy, a jakoś wszyscy pisali po polsku... Ludzie poza czytaniem regulaminu trzeba też myśleć (piję tu do daty urodzin).
"2. W regulaminie nie było napisane nic o języku pracy, a jakoś wszyscy pisali po polsku... Ludzie poza czytaniem regulaminu trzeba też myśleć (piję tu do daty urodzin)."
Niekoniecznie masz rację. Brałem kiedyś udział w innym konkursie, gdzie warunkiem była pełnoletniość. Weryfikowano ją dopiero po wysyłaniu użytkownikom wiadomości o tym, że coś tam wygrali(poprzez podanie danych osobowych, adresu itd).
Przy sprawdzaniu prac zauważyliśmy, że pojawiają się dwa czynniki - brak daty urodzin i brak zgody na przetwarzanie danych osobowych. Ponadto - limit 3000 znaków bez spacji, limit zdań narzucony przez autorkę oraz konkretni bohaterowie. To są najważniejsze zasady.
Teoretycznie możemy weryfikować wiek dopiero po nagrodzeniu kogoś, ale gdy okaże się, że osoba jest niepełnoletnia to żal po stracie nagrody byłby jeszcze większy.
Przykro czyta się wypowiedzi osób, które na post mający pomóc niektórym spełniać zasady zareagowały takimi pretensjami.
Niemniej, by zakończyć tą sytuację dopuszczamy wszystkie osoby z pierwszego etapu - w przypadku wygranej jednak bezwzględnie będą musiały udowodnić swoją pełnoletność oraz wyrazić zgodę na przetwarzanie danych. Przy kolejnych etapach prosimy o spełnienie tych wymogów.
Ja tam po prostu zaktualizowałem dane i liczę, że będzie to wzięte pod uwagę.
Swoją drogą byłem przekonany, że się wszystko grzecznie zassie z FB, jak to zwykle bywa.
No niestety tak to jest jak się pisze tekst o 3 nad ranem, bo akurat się człowiekowi nudzi w piątkowy wieczór :)
"No niestety tak to jest jak się pisze tekst o 3 nad ranem"
Dokładnie :)
A są gdzieś w ogóle wyniki, czy jak zwykle wszyscy się denerwują na zapas?
I co w końcu z tymi 15 zdaniami, ale 3000 znaków? Moje dzielo ma 1500 ze spacjami, a zdań 14. Gdyby zrobić 3000 znaków to wyszłaby stylistyczna sieczka. Co jest ważniejsze? 3000 znaków czy max 15 zdań?
Ogłaszamy pierwsze wyniki!
Pierwszym regulaminowo wyróżnionym jest użytkownik o ksywce DAIN92 - gratulujemy wygrania cyfrowej edycji specjalnej gry Dragon Age: Inwkizycja. Uzasadnienie autorki możecie przeczytać w zakładce "wyniki". W dniu jutrzejszym ogłosimy drugiego regulaminowego wyróżnionego!
To jednak nie wszystko - w związku z gorącymi prośbami autorki dopuściliśmy do zwycięstwa osoby, które nie do końca zrozumiały zasady regulaminu - tak więc dwie dodatkowe osoby otrzymują cyfrową edycję specjalną w pierwszej części zabawy - są to użytkownicy EREDIN oraz SHAV.PL.
Jak uzasadniała to autorka: "Niestety, nie widzę ani shav.pl, ani eredin wśród prac, które spełniają kryteria konkursowe. Ale nawet jeśli faktycznie nie doczytaliście zasad, chciałam Wam serdecznie pogratulować, bo te teksty zdradzają, że macie zacięcie narracyjne i talent do opowiadania ciekawych historii. "
Serdecznie Wam gratulujemy! :) Jutro kolejne wyniki, przed nami jeszcze dwóch wyróżnionych oraz zwycięzca!
Shadi92 - 3000 znaków ze spacjami to jest maksymalny limit, nie oznacza to, ze dokładnie tyle musisz znaków napisać.
Dain92, Eredin, shav.pl - Gratuluję wyróżnienia! :)
Gratulacje!
WItam.
Swój post kieruję do administratora Mycha.
Z Twojego postu wnioskuję, że pierwotnie do sprawdzania nie zostały dopuszczone także prace mające powyżej 15 zdań. Czy mam rację?
Proszę o odpowiedź.
Fiksaj23 - prace takie były brane pod uwagę. Jedynie jeśli ktoś przekroczył limit 3000 znaków bez spacji to regulamin go dyskwalifikował.
Czyli jeśli miałem 3 177 znaków to moja praca nie została dopuszczona ?
http:// [ link zabroniony przez regulamin forum ] /ref/339935
Nagrodami dodatkowymi są wersje cyfrowe wersji PC? Czemuż trzymacie nas w takiej niepewności i ogłaszacie wyników od razu, tylko codziennie po trochu. Bo przecież skoro jury wybrało pierwszego wyróżnionego, wie także kto wygrał.
Pisałem tyle godzin, a nawet moja praca nie została wzięta pod uwagę. Przekroczyłem limit o 177 znaków, bo po przeczytaniu regulaminu zrozumiałem to tak, że albo 15 zdań albo 3000 znaków, ja wybrałem to pierwsze.
DAIN92, EREDIN, SHAV.PL - Serdeczne gratulacje wygranej i talentu :) Życzę miłej gry w Inkwizycję :)
Niepoprawny optymista: "Nie zostałem wyróżniony dzisiaj? Pewnie wygrałem kolekcjonerkę." A na poważnie, gratuluję trójce zwycięzców!
pawel1399 - źle zrozumiałeś. Popatrz też, jak długie są zdania w Twojej opowieści - czy widziałeś w jakiejkolwiek książce tak strasznie długie zdania? Jest to bardzo nienaturalne i ciężko się to czyta. Następnym razem postaraj się napisać krócej, mieszcząc się w limicie znaków.
otnok101 - tak, są to wersje na PC.
Tak na marginesie, czy jeśli Dain92, Eredin albo Shav.PL znowu świetnie napiszą to mogą ponownie dostać nagrodę?
Szkoda, że cyfrowe wersje są tylko na PC... Czyli mi pozostaje walczyć o wszystko (kolekcjonerkę na wybraną platformę - w moim wypadku PS4), albo o nic. Bo mój PC już dawno przestał radzić sobie z nowymi grami... No ale zwiększa to moją motywację, by walczyć do upadłego w następnych etapach! :)
LazaniaPL - wszystko zależy od autorki, to ona wybiera zwycięzców.
Ja to nie wiem czy w końcu źle napisałem, było nudno albo za dużo znaków (stawiam na dwa pierwsze ). I szczerze zwisa mi to. Chętniej czytam książki niż je piszę ,nie oszukujmy się. I po co te nerwy? Ja też coś sknociłem. Prośby żeby autor pisał kto co źle zrobił... na litość boską, ludzie! Część osób nastawiło się na 100% wygraną. I tak większość kupi grę :P (pomijam marynarzy z Pirate Bay)niżeli ją teraz wygra. Traktuję to jak formę zabawy i puszczenia wodze fantazji. Łatwiej znieść ''nie wygranie'' bo w takich eventach się nie przegrywa (chyba). I Jak w każdym konkursie nagród jest mało i szansa wygrania jest ekstremalnie niska. Większości z obecnie tu zgromadzonych , łatwiej będzie przyzwyczaić się do myśli ''odłożę 149 zł'' itp . Niżeli wygranie czegokolwiek w tym konkursie. Tak czy siak gratuluję szczęściarzom . Zobaczymy co w następnym etapie, może się uda, a może nie uda. Ja wiem ,że ODŁOŻĘ w Matki Boskiej Pieniężnej.
A czy autorka, oczywiście gdyby miała trochę czasu mogłaby napisać własną wersję przypowieści, abyśmy mogli porównać poziom pomiędzy laikami a zawodowcem?
OK, czyli chodzi o sztampowe, nudne i "młodzieżowe" fantasy - trzeba było pisać tak od razu. Druga tura jest moja.
A, no i: z racji, że przez ten komentarz zostanę przez szanowną autorkę zapewne skreślony, stworzę nowe konto.
Ojej, dziękuję.
Ale IronPhiaar on ma rację, zanim zacząłem czytać prace konkursowe wiedziałem czego się spodziewać i się nie zawiodłem. Co jedno to bardziej sztampowe i nudne. To już było miliony razy, a pięćdziesiąta wariacja na temat wcale nie jest ciekawa. Smoki i artefakty, no rewelacja. Trzeba było od razu napisać, że im bardziej młodzieżowe i wyświechtane tym większe szanse na wygraną. Niektórzy uniknęliby marnowania czasu
Dzięki za wszelkie gratulacje. No i nie powiem jestem zaskoczony, bo pisałem dla dobrej zabawy. :) już dawno nie miałem okazji zabrać się za jakieś opowiadanie.
Bardzo się cieszę, że autorka tak szeroko skomentowała pracę, przede wszystkim za cenne, krytyczne uwagi. Wiem co poprawić na przyszłość. ;)
A co do niektórych zaniepokojonych, spokojnie- jeszcze dwa wyróżnienia i nagroda główna w tym etapie. Więc wasz niemłodzieżowe, dojrzałe opowiadania mają wciąż szanse.
Pozdrawiam wszystkich konkursowiczów :)
Dain92 - Przejmuj się krytyką Pani Brzezińskiej, a nie rozżalonych przegranych. Szkoda nerwów, ciesz się sukcesem! Raz jeszcze gratuluję! :)
"OK, czyli chodzi o sztampowe, nudne i "młodzieżowe" fantasy - trzeba było pisać tak od razu. Druga tura jest moja."
Ja nie mam słów komentarza na niektórych ludzi zamieszkujących Internety. Wygranym gratuluję a temu panu życzę więcej pokory i mniej samouwielbienia. Czy jeżeli komuś nie spodobało się Twoje opowiadanie(nie czytałem go ale swoim podejściem nie zachęcasz) to oznacza, że wybrał "sztampowe, nudne, młodzieżowe" czy może jednak po prostu macie inny gust? Polecam Ci w każdym razie dobrze znaną wszystkim maść na pośladki :D.
Ogłaszamy kolejnego wyróżnionego!
Drugim regulaminowym wyróżnionym jest użytkownik o ksywce IMPERIALIST - serdecznie gratulujemy wygrania cyfrowej edycji specjalnej gry Dragon Age: Inkwizycja. :)
W dniu jutrzejszym ostatni wyróżniony, a już w czwartek - zwycięzca!
IronPhiraar - wyczuwam tu straszny ból dupy, zwłaszcza że twoje opowiadanie nie odróżnia się pod względem treści od utworu Eredina. Po prostu Eredin użył interesującego języka i naprawdę dziwię się, że tego nie zauważyłeś. Fabuła jest ważna, ale liczy się również sposób jej przedstawienia.
Laureatom gratuluję, frustratom proponuję coś na uspokojenie - wszak to nie batalia o Złote Kalesony tylko (chyba?) zabawa, tak się złożyło że przy okazji z nagrodami ... zszargać sobie i innym nerwy niepotrzebnie - i to w młodym wieku - nie sztuka ...
Btw, ja tam się cieszę, że udało mi się wytypować jak na razie przynajmniej jednego wyróżnionego - ergo, z moim gustem literackim nie jest tak tragicznie jak mogłabym się spodziewać :)... a uwagi Autorki/Jurorki przydatne, więc pożytek podwójny.
Peace!
Skoro dołączył kolejny laureat (Imperialist), jemu również wypada pogratulować! Dawajcie kolejny etap, bo mam taki zapał do pracy a nie mogę nic zrobić, póki nie ogłosicie zwycięzcy... :)
Hej, nie powiedziałem przecież, że moje "opowiadanie" jakkolwiek kwalifikuje się do wygranej, bo, szczerze mówiąc, uważam je za pisany na kolanie gniot (10 nocnych minut to niezbyt wiele czasu na doszlifowanie - czy raczej dopisanie - szczegółów). Inna sprawa, że wobec siebie jestem chyba najbardziej krytyczny i opinii tej wolałem początkowo nie wyrażać w obawie o posądzenie o fałszywą skromność.
Swoje zgłoszenie opublikowałem właściwie w ramach testu szczęścia i... kryteriów, które teraz o wiele łatwiej ocenić na podstawie popisów zwycięzców. Nie byłem pewien, czego oczekuje pani Brzezińska, a teraz wszystko stało się jasne. Prawdopodobnie spróbuję więc sił w kolejnej turze, startując z lepiej dostosowaną do wymogów i po prostu bardziej "ogarniętą" pisaniną, do której podejdę już nieco poważniej.
Pewien byłem, że jakakolwiek krytyka spotka się z argumentem "Twoje nie było lepsze", choć nie taki temat rzuciłem. Gwoli ścisłości jednak: nie demonizuję przecież prac żadnego z laureatów, wręcz przeciwnie - pragnę im niniejszym pogratulować. Sam zresztą sięgam czasem po coś lżejszego, o wyświechtanych motywach, "nudnego" i "młodzieżowego". W końcu nie zawsze ma się ochotę na ambitniejsze lektury, prawda?
Ej mam idealny pomysł, w następnym opowiadaniu nawiąże do bólu dupy, co od razu skreśla mnie z przyszłych laureatów. :D
Poczytałem wyróżnionych i nie dziwię się wyborowi koleżanki. Ja się trochę zagalopowałem. Te opowiadania maja być dla dzieci, wczesna młodzieży. Tu trzeba prosto i sztampowo, dla młodzieży, przygoda, radość, walka i śpiew, a nie styrane życiem kreatury mordujące wszystko dookoła. pozdrawiam brać RPG.
@nagniot To Pani Brzezińska jest twoją koleżanką..? :)
IMPERIALIST - Tobie również gratuluje wyróżnienia :)
A już chyba widzę, gdzie zrobiłem błąd. Chociaż nie mówione...
@nagniot Hmm. Czyli o dorosłości tekstu świadczy ilość zawartej przemocy i epatowanie okrucieństwem, a także bohater, którego to upaja? Zresztą co ja wiem. Swoją drogą może p. Brzezińskiej Twój tekst przypadł do gustu, tylko że został odrzucony, bo nie ma w nim bohaterów, których trzeba było umieścić? Ponowne, jeszcze sugestywniejsze, hmmm.
@nagniot Wiesz nie będę się czepiać twojego tekstu, bo to byłaby zwykła złośliwość i wyżywanie się (rozładowanie własnego bólu tylnej części ciała), ale od serca polecam Ci instalacje wtyczki ze słownikiem do przeglądarki (niestety akurat w tym przypadku nie wykryłaby błędu, ale z pewnością ustrzeże Cię to przed problemami w przyszłości).
@IronPhiraar Gdybyś tak się przyłożył do napisania prologu, jak do wykonania ostatniego wpisu na tym forum to miałbyś realne szanse. Aż trudno uwierzyć, że wyszło to spod ręki tej samej osoby ;).
"Ej mam idealny pomysł, w następnym opowiadaniu nawiąże do bólu dupy, co od razu skreśla mnie z przyszłych laureatów. :D" A co jak ku Twojej uciesze i ogólnemu rozbawieniu gawiedzi nagroda główna zmieniona zostanie... na maść? :D
A ja dziękuję wszystkim za gratulacje i życzę powodzenia w dalszych etapach :)
Ogłaszamy ostatniego wyróżnionego!
Ostatnim regulaminowym wyróżnionym w tej części konkursu jest użytkownik o ksywce MASRUR - serdecznie gratulujemy wygrania cyfrowej edycji specjalnej gry Dragon Age: Inkwizycja. :)
Jutro ogłaszamy zwycięzcę! :)
Bardzo dziękuję. :) Właściwie to jestem nieco zdziwiony, myślałem że nie wytrzymam konkurencji. Już szykowałem się na kolejny etap konkursu a tu taka miła niespodzianka. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
Ale mi się w poprzednim poście spacja wdarła ;\
Konkurencja była spora ale szczęście dopisało niektórym ;)
@Liszkarz
Cóż, najwyraźniej jestem lepszym konferansjerem i dysputantem niż fantastą. Zresztą, jak pisałem, tekścik nie był szczytem moich możliwości, a raczej czymś wciśniętym między wódkę a zakąskę. Kolejny raczej też nie będzie zbyt genialny, ale chyba gorzej się nie da. Może się chociaż na wyróżnienie załapię.
Gratulacje!
@IronPhiraar
Jakiś ty skromny - chociaż na wyróżnienie :) Mi na tym zależy chyba bardziej niż na wygranej :)
@IronPhiraar Twa fałszywa skromność mnie urzekła... ;) Zamiast się pokrętnie tłumaczyć, odpowiedz w praktyce i pokaż na co cię stać w kolejnym etapie. A użytkownikowi masrur, rzecz jasna gratuluję! :) Jutro zwycięzca i w końcu można zacząć pracę nad etapem drugim!
boojan27 - nie do końca. Oprócz zwycięskiej pracy potrzebujecie jeszcze dalszą część historii napisaną przez autorkę, którą to publikować będziemy 26.09 i dopiero wtedy rozpoczynamy przyjmowanie zgłoszeń do etapu drugiego.
@mycha734 A, no faktycznie. Dzięki za przypomnienie, bo mi to umknęło. W takim razie kolejny dzień czekania... :(
Ogłaszamy zwycięzcę!
Pierwszym laureatem naszego konkursu zostaje użytkownik o ksywce CAPRICORNIAN! Serdecznie gratulujemy! :)
W dniu jutrzejszym (26.09) kolejna część historii dopisanej przez autorkę do zwycięskiej pracy i kolejny etap konkursu tekstowego, a także start konkursu graficznego - czekać będziemy na Wasze ilustracje do części pierwszej opowiadania.
No zwycięskie opowiadanie zdecydowanie przypadło mi do gustu i uważam je za dobre. Przyjemnie się je "połknęło" :)
Gratulacje, a ja się zabieram za kombinowanie nad ilustracją oraz szlifowanie warsztatu pisarskiego na następną część.
Brawo! Na następny etap wymyślę coś innego, a nie tak na poczekaniu. ;)
Chciałbym bardzo podziękować! Późno piszę, wiem, ale wreszcie mogę na spokojnie usiąść :) Przede wszystkim serdeczne gratulacje dla Zwycięzcy i Wyróżnionych! I równie serdecznie dziękuję za włączenie mnie do ich grona, ogromnie to dla mnie miłe. Pani Aniu: dziękuję za tych kilka wskazówek na przyszłość. Rzeczywiście np. zamiast napisać po imieniu, wystarczyłoby opisać kto się pojawia i wątpliwości i tak nikt by raczej nie miał. Na przyszłość postaram się uniknąć podobnych błędów. Czekam zatem na maila z kontaktem w sprawie nagrody (platformy), z której cieszę się jak dziecko!
gg
Rozpoczynamy kolejny etap konkursu!
Zapraszamy do lektury dalszej części historii i dopisywania jej kontynuacji zgodnie z zasadami autorki i regulaminu. Teraz także zgłaszać swoje prace mogą wszyscy, którzy chcą spróbować swoich sił w rysowaniu i tworzeniu ilustracji - czekamy na Wasze wyobrażenia dotychczasowej historii.
Powodzenia!
A w tej części też trzeba umieścić minimum dwie lubiane przez autorkę postacie czy będzie jakaś aktualizacja zasad?
Moim zdaniem aktualizacja jest konieczna, ponieważ wydaje mi się, że sama Autorka złamała własną zasadę dotyczącą jedności czasu - akcja nie dotyczy się w ciągu jednej nocy.
Na wstępie bohater opowiada trochę o minionej podróży i nakreśla co się dzieję, a właściwa akcja startuje gdy zapada noc. Także, w mojej opinii, wszystko jest na swoim miejscu :)
Zasady są niezmienne.
Liszkarz - akcja dzieje się podczas jednej nocy, po prostu wprowadzona jest retrospekcja.
Napięcie udzieliło się wszystkim i nie było mowy o tym, aby ponownie zapaść w sen. Przez moment chciałem nawet żartem zaproponować Żelaznemu Bykowi, aby uśpił mnie w taki sam sposób, jak Blackwalla, ale po namyślę zrezygnowałem z tego. Najemnik nie grzeszył poczuciem humoru i mógłby mnie zdzielić, zanim wyjaśniłbym mu, że nie mówię poważnie.
W każdym razie Byk ze swoimi szarżownikami zajął się grą w kości, a Morrigan - jak we wszystkie ostatnie wieczory - oddaliła się od ogniska i od naszego towarzystwa, aby zająć się swoimi myślami. Z braku innego pomysłu wyciągnąłem notatki, które robiłem w trakcie rozmów, prowadzonych przez czarodziejkę z rodzinami zaginionych dzieci. Moje skrobanie na pergaminie wyraźnie ją denerwowało, ale powstrzymywała się od komentarzy, a zresztą i tak bym się nimi specjalnie nie przejął. Takie notatki nie raz mi się już przydały i miałem nadzieję, że tym razem też tak będzie.
Ognisko płonęło rzucając wokół nas przedziwne, tańczące cienie, które na początku utrudniały mi skupienie się na zapiskach. Ale w końcu wpadłem w tą gęstwinę prawd, półprawd i wymysłów, jak w studnię. Czas jednak mijał, a ja nie byłem w stanie odnaleźć żadnego elementu łączącego porwane dzieci. To, że ich status społeczny była różny, było oczywiste. Ale znikały zarówno dziewczynki, jak i chłopcy; dzieci dwuletnie i dwunastoletnie; silni i ofermy; duzi i mali; zdrowi jak ryba, kulawi, chorzy, a nawet dziecko-karzeł, które ku zdziwieniu nas wszystkich nie zostało porzucone przez rodziców w lesie. Nic, co podpowiedziałoby nam, co robić dalej.
Zniechęcony odłożyłem notatki na bok i sięgnąłem do drugiej sterty. Ta relacja była najobszerniejsza i dotyczyła jedynego odnalezionego dziecka - córki setnika w Garotte. Mała Darya nie była nam w stanie nic powiedzieć, gdyż cały czas pozostawała nieprzytomna. Co za tym idzie, nie byliśmy pewni, czy jej zniknięcie jest związane z innymi przypadkami porwań, ale musieliśmy mieć taką nadzieję, bo był to nasz jedyny punkt zaczepienia.
Darya kilka dni przed zniknięciem zaczęła się zachowywać niepodobnie do siebie: długie chwile siedziała osowiała przed domem, jak zaczarowana wpatrywała się w stojące przed nią jedzenie, przestała pomagać ojcu w pracy. Dwukrotnie rodzice znaleźli ją stojącą na spadzistym dachu ich domu, wpatrującą się usilnie w jakiś odległy punkt na horyzoncie. "A tam, gdzie ona patrzyła, to nic nie było. Nic." - z uporem zarzekała się jej matka. Zniknęła niespodziewanie - rodzice i sąsiedzi zgodnie twierdzili, że jednej chwili słyszeli jak głośno śpiewała, a następnej zapadła cisza. Odnalazła się po dwóch dniach pod progiem swojego domu, nieprzytomna, z ledwo wyczuwalnym pulsem i słabym oddechem. Nie było na jej ciele żadnych ran, kości miała całe, więc zaniesiono ją do jej pokoju i ułożono w łóżku. Wszelkie próby obudzenia nie powiodły się. Następnego dnia, gdy matka próbowała obudzić córkę, tuląc ją i łkając, zauważyła dziwne znamię, które pojawiło się za uszami dziewczynki. Kształt przypominał usta złożone do pocałunku i na pierwszy rzut oka wyglądało to na piętno wypalone gorącym żelazem. Ale nie była to rana ani blizna, a samo znamię miało zbyt wiele szczegółów, jak na ślad po rozgrzanym żelazie.
Do dziś nie wiem, co sprawiło, że w tym momencie spojrzałem na nieprzytomną Inkwizytorkę. Jakiś impuls kazał mi wstać i podejść do niej. Nachyliłem się i delikatnie odgarnąłem jej włosy znad ucha.
Miała znamię i wyglądało ono identycznie jak to u Daryi. Pocałunek Demona.
wysłannik - dokładnie tak. Plus data urodzenia i zgoda na przetwarzanie danych w profilu ;)
Data i zgoda była u mnie od początku dobra, tylko mnie te znaki teraz zastanawiały patrząc na pierwszą pracę :) Ale skoro kompletnie nic się nie zmieniło to dobrze. Dzięki za informacje.
mycha734 ---> Czy ilustrację prezentujące wydarzenia opowiadań muszą mieć jakieś określone wymiary?
Pozdrawiam
Jak widzicie moi drodzy, odsiecz dzielnych wojowników nie idzie po ich myśli, tak to jest gdy zbierze się grupę wojów ,bajkopisarzy i czarownic o rozbieżnych celach . Jednakże nie zastanowiło was dlaczego tajemnicza Wiedźma Morrigan miałaby pomagać komukolwiek, albo jaka misja sprowadziła tu Blackwalla, bo jak sam Bohater Fereldenu powiedział ''pomioty to obecnie najmniejszy problem''.
Młodzik otworzył oczy ale nic nie mógł dostrzec, czuje że leży na kamieniu, macha rękoma i po omacku napotyka opór, to kraty a tak ciasno zbite ,że ledwo przeciska dwa palce, zamek w tej głupiej klatce nie chce go słuchać , wcześniej wychodziło mu to bez problemu, skrzynie w których zamykały go dwa grube dzieciaki ciotki Celiny zamieniały się w popiół, teraz to nie działa. -Hej, wypuście mnie, pożałujecie tego wieprze, jak stąd wyjdę, słyszę jak dyszycie kiełbasiane bękarty , otwierajcie to !
Młodzieniec spostrzegł światło bijące się z górnej kondygnacji ,wielkiej jak stodoła z Lothering ,sali , tak więc nasz mały przyjaciel mógł dostrzec ,że dysząca istota jest wielka jak dwóch Qunari ustawionych jeden na drugim, natomiast obok stoi niski cień , mógł tylko zgadywać z kim ma do czynienia. Oboje podeszli do klatki, ten większy schylił się i machnięciem dłonią otworzył małe wrota celi, pomieszczenie wypełniło się dźwiękiem nie naoliwionych zawiasów. Mniejsza postać wyciągnęła dłoń do więźnia, w odpowiedzi na możliwe zagrożenie polecał kopniak w kolano i z wrzaskiem krasnoludzka kobieta wyszarpała bachora z klatki, sposób w jaki to zrobiła nie spodobał się jej towarzyszowi, który zbił ją spojrzeniem, chłopak pocierając obolałe ramię zobaczył oboje w pełnej krasie gdy kostur wielkoluda zapalił wszystkie pochodnie. Pokraczny stwór począł mówic, -Proszę wybacz mojej towarzyszce ,nie mieliśmy styczności z młodymi waszej rasy ,z pewnością zastanawiasz się gdzie jesteś i dlaczego się tu znalazłeś, później ci to wytłumaczę . Musimy stąd iść , twoja matka tu zmierza , a nie chciałbym się z nią mierzyć dopóki nie skończę mojego dzieła-. Krasnolud kiwnął w stronę pokraki i opuścił pomieszczenie, będąc sam na sam pomiot spoglądał na świeżo schwytanego dziecko. Wiedział ,że w końcu znalazł ostatnią część swojej układanki, Morrigan wpatrzona w mrok bagien również to wiedziała. Blackwall otworzył oczy, Żelazny Byk obrócił głowę w jego stronę, Szary Strażnik pocierając twarz zapytał. - Nie dało się inaczej?
Mateusz16b - W regulaminie jest napisane, że ma ważyć maksymalnie 1,1mb.
Tym razem nie możemy przekraczać 15 zdań? Jeśli tak, to jak liczą się wypowiedzi przerwane w środku czymś w stylu "rzekł" itp.? Chodzi mi o to, że po myślniku znów zaczyna się wielką litera.
otnok101 - Jest taki sam limit, jak w minionym etapie - 3000 znaków.
Autorka patrzy również na liczbę zdań, więc polecam mieć ich około 15. Limit 3000 znaków jest maskymalny, nie oznacza, że tyle należy ich mieć. Został on wprowadzony, by zaznaczyć jakoś górną granicę. Najważniejsza nie jest duża liczba znaków, a pomysł.
Niepewność i zwątpienie, które zakiełkowały w nas wraz z chwilą wkroczenia na teren mokradeł, ustąpiły miejsca trwodze, która niczym złowrogie piętno zawisła nad nami, wysysając resztki brawury i pewności siebie z tych, którzy pozostali przy życiu. Okryci ciężkim, grubym płaszczem utkanym z morowego powietrza, poczuliśmy, jak w obliczu czającego się w mroku zagrożenia, będącego zwiastunem niechybnej śmierci , pierwotny strach zaciska swoje żelazne szpony na naszych zeschniętych na wiór gardłach. Nie było ani odwrotu, ani schronienia, żadnej bezpiecznej kryjówki, do której moglibyśmy zbiec i w ukryciu przeczekać najgorsze, by zaplanować dalsze posunięcia. Nasza sytuacja rysowała się niespecjalnie korzystnie, zważywszy na fakt, iż lwia część czysto ofensywnych członków naszej drużyny nie była zdolna do walki lub nie mogła zapewnić nam bezpieczeństwa, a nawet ja, zawadiacki krasnolud, który nigdy nie traci zimnej krwi, uświadomiłem sobie, że być może dotarłem do ostatniego rozdziału opowieści, której zakończenie rozpłynie się wśród mętnych, bagnistych wód, nie doczekawszy się rozgłosu. Ostrożnie cofając się wgłąb prowizorycznego, tymczasowego obozu, starając prześwidrować wzrokiem nieprzeniknioną ciemność, uniosłem Biankę w oczekiwaniu na najgorsze, na pierwszy cios, który spadnie na nam wprost na głowę, dając koniec naszej marnej egzystencji.
Zewsząd zaczęły docierać do nas złowróżebne, przerażające odgłosy i nie były to urojenia. Ukradkiem zerknąłem na twarze moich kompanów - Morrigan, pod maską hardości i zawziętości, starała się kamuflować prawdziwe uczucia, do czego prawdę mówiąc zdążyłem się już przyzwyczaić, Byk natomiast stał niewzruszony, a z jego posępnego oblicza nie dało się rozczytać żadnych emocji, twarz qunari mogła wyrażać zarówno skupienie, rezygnację, jak i akceptację ostatecznej porażki.
- Skoro już przyjdzie nam tu dzisiaj umrzeć, wiedzcie tylko, że nigdy was nie lubiłem – wysiliłem się na totalnie wymuszony żart, który jak mogłem się spodziewać, nie spotkał się z ciepłym przyjęciem, ba, został całkowicie puszczony mimo uszu.
- Pff – mruknął pod nosem qunari, nie bawiąc się w żadne słowne ceregiele, by zwyczajnie nie strzępić języka.
- No dalej – wycedziła przez zęby kruczowłosa wiedźma, by zastygnąć w gotowości, zaciskając zgrabne, wypielęgnowane dłonie wokół magicznego kostura.
Przyszykowani na krwawe starcie, skierowani ku sobie plecami i z wyciągniętym przed siebie orężem uformowaliśmy okrąg, wtem do naszych uszu dotarł rozdzierający, nieludzki ryk, który mógł wyrwać się tylko z demonicznej gardzieli, a z zarośli wyskoczyła na nas ciężka, krępa sylwetka potwora o żarzących się nienawiścią ślepiach. Wycelowałem kuszę w kierunku nacierającego na nas monstrum, gdy to nagle padło nieżywe na glebę, wydając z siebie niskie, gardłowe charczenie. Nim ktokolwiek z nas zdążył zareagować, tuż obok naszych głów ze świstem zaczął przemykać grad zabójczo szybkich strzał, posyłanych jedna za drugą w gęstwinę bagien, a z cienia wyłoniła się smukła postać odzianej w płaszcz łotrzycy, a spod kaptura zarzuconego na głowę wydostawały się jeno płomiennorude kosmyki włosów.
Po dwójce mam nie miłe doświadczenie, że dobrą reklamą można wcisnąć każdy śmieć, dlatego wpierw przetestuje demo Inkwizycji nim rzucę się na zakup.
Późna noc, bank Denerim. Po zmierzchu pozostaje tylko niewielka ilość osób którzy strzegą porządku w banku. Samych pracowników którzy zostają po zamknięciu jest trzech. Trzech pracowników, czworo strażników. Wszyscy razem zebrani w koło na głównym korytarzu, zakneblowani i związani. Spośród Quanari patrolujących budynek można wyróżnić kobietę o czarnych włosach i wyszytym na jej pelerynie słońcem, i krasnoluda który dzierży jakąś dziwnie wyglądającą kusze. Ona i jej znajomy krasnolud ustawili się przed skarbcem, zamkniętym na cztery spusty. Oboje wymienili między sobą szepty, a potem krasnolud podszedł do starszego mężczyzny, ukląkł przy nim, spojrzał na niego, zdjął mu knebel i spokojnym głosem powiedział.
-Mój drogi przyjacielu, wiemy że skarbiec ochrania magiczna pieczęć którą można złamać za pomocą pewnego zaklęcia. Wiem też że znasz to zaklęcie na pamięć, ponieważ ty jesteś odpowiedzialny za otwarcie rano skarbca.
-Nie wiem o czym mówisz! - odpowiedział starszy mężczyzna.
-Wiem też. - kontynuował kransolud - Że po otwarciu pierwszych drzwi, potrzebny jest klucz do następnych. Spokojnie, mamy ten klucz, a teraz posłuchaj uważnie. Otworzysz nam ten skarbiec, weźmiemy stamtąd tylko drewnianą szkatułkę, tą na której jest wyryta insygnia szarych strażników z Anderfels, a potem sobie stąd pójdziemy.
-O jakiej szkatułce mówisz? - spojrzał na krasnoluda starzec
-O tej która trafiła dzisiaj rano, i nie okłamuj mnie, bo kończy się moja cierpliwość. Masz moje słowo że wezmę tylko szkatułkę, i że wszyscy wyjdziecie stąd cało. Jeżeli nie pomożesz mi teraz, to zrobi to twoja córka, a potem żona. Będę szedł kolejno po twoim rodowodzie, aż w końcu znajdzie się ktoś, kto przemówi Ci do rozsądku. Więc jak będzie?
Mężczyzna zrezygnowany przytaknął głową. Krasnolud odpiął sztylet od pasa i rozciął mu więzy. Starzec się podniósł, poszedł do jednej z półek z książkami, i ściągnął jakąś starą nie wyglądającą na cenną książkę. Otworzył pewną stronę, i wyciągnął jakiś mały zwinięty skrawek papieru. Stanął z nim na przeciwko głównego włazu skarbca, zamknął oczy, wyciągnął dwa palce przed siebie i zaczął recytować coś w nieznanym języku. Jego palce zabłysnęły na niebiesko, a po chwili rozległ się głośny odgłos zwalnianych zamków. Mężczyzna cofnął się kilka kroków, a właz zaczął się otwierać. Młoda czarna kobieta kiwnęła na swojego jednookiego kompana, a ten szybkim ale spokojnym ruchem znów związał mężczyznę, i zakneblował go. Do środka wszedł krasnolud i jego towarzyszka, stanęli przed kwadratowymi metalowymi drzwiami z dużym zamkiem. Czarnowłosa kobieta wyciągnęła klucz z jednej z saszetek, włożyła go, i przekręciła. Po kilku zgrzytach drzwi rozsunęły się na boki, jakby zaczarowane. Dwóch kompanów weszło do wielkiej komnaty w której znajdują się różne szafki z półkami, na każdej z nich ukazują się wymyślnego rodzaju bogactwa. Od zwykłych mieszków ze złotem, po jadeity wielkości pięści. Ale nie to przykuło ich uwagę. Na jednej z półek z napisem "specjalne", ukazała się ich oczom mała drewniana szkatułka. Szkatułka nie wyróżnia się niczym specjalnym, poza jednym - nie ma żadnego zamka, ani uchwytu którym można by ją otworzyć, jakby ktoś nie chciał aby ktokolwiek dostał się do jej zawartości. Krasnolud poszedł do poszukiwanego skarbu, i złapał go w ręce, obejrzał go dokładnie, a potem powiedział do kobiety.
-Spójrz, nie ma żadnego zamka, nie zdołamy jej teraz otworzyć, nie mamy odpowiednich środków.
-Hm, można się było tego spodziewać. - kobieta złapała za szkatułkę, dokładnie się jej przyglądajac - Myślę że w twierdzy znajdziemy sposób na wydostanie zawartości. A teraz ruszajmy stąd, i tak siedzimy tutaj zbyt długo.
Oboje wyszli ze skarbca, i schowali szkatułkę do małego tobołku jednookiego najemnika. Ten spojrzał na nich, a potem na swoich podkomendnych, szepnął w swoim języku dwa słowa, a potem powiedział donośniej, w mowie wspólnej.
-Mam nadzieje że ta skrzyneczka była tego warta. Wiecie że się dowiedzą że tutaj byliśmy? Nie trudno jest rozpoznać Quanari, Inkwizycji się za to oberwie po łapach jak cholera.
-Oczywiście. - odparł krasnolud - Ale czy znałeś jakieś inne rozwiązanie? I tak się nam udało bo nikomu nie stała się krzywda.
Czarnowłosa kobieta i najemnik przytaknęli na zrozumienie, sprawdzili wiązania na cywilach, i zamknęli ich w jednym z pomieszczeń, a sami ruszyli w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie.
- Zwiążcie go. – Najemnik nie zwracał się do nikogo w szczególności, ale mógłbym przysiąc, że jego jedyne oko łypnęło właśnie na mnie. – A najlepiej też zakneblujcie, zanim coś nam ściągnie na kark.
Dwóch pozostałych przy życiu szarżowników qunari, podległych Żelaznemu Bykowi, bezzwłocznie wykonało polecenie swego przełożonego, pomimo ran które odnieśli w niedawnej potyczce z apostatą. Na samo wspomnienie trzech szarżowników, uduszonych przez ich własne jelita, poruszone dziwną magią zbuntowanego maga, poczułem wnętrzności podchodzące mi do gardła. Odwróciłem się w drugą stronę aby żaden z mych towarzyszy nie zauważył mojej chwilowej słabości. W tym momencie ujrzałem Morrigan wyłaniającą się spośród drzew, na tle dziwnej, zielonkawej łuny.
-Spaliłam pozostałości po laboratorium apostaty. - Powiedziała siadając w pobliżu ogniska, na tyle blisko aby korzystać z ciepła, i na tyle daleko aby jej twarz ukrywał cień.
Pomimo tego zauażyłem że sakwa, która przy sobie nosiła odkąd wyruszyliśmy, wyraźnie jej teraz ciążyła. Dowódca qunari jedynie łypnął nieprzychylnie swoim jedynym okiem na Morrigan.
Spojrzałem na Solasa który od kiedy rozbiliśmy obóz medytował, teraz wciąż niezmieniając pozycji, wpatrywał się natarczywie w strone wiedźmy.
-Nie spaliłaś wszystkiego, powinnaś zdawać sobię sprawe, jak niebezpieczna jest ta księga.
A więc oczy nie myliły waszego uniżonego sługi, słowa Solasa jedynie upewniły moje podejrzenia.
-Co ty możesz wiedzieć samouku! Nie umiesz rozpalić ogniska zaklęciem, nie mówiąc o znajomości wyższej magii. - nagły napad złości czarownicy, którą miałem do tej pory za zimnokrwistą i wyrachowaną, wstrząsnął mną.
W tym czasie , byłem już przy niej, chwyciłem za rękę z sakwą, wykręcając ją do tyłu, wywołując tym krzyk bólu i zdziwienia, przez co wiedźma upuściła sakwę. Elf w tym czasie doskoczył do tobołka na ziemi, podniósł go, i wyjął księgę oprawioną w skórę i pokrytą jakby będącymi w ciągłym ruchu czerwonymi znakami, na widok której, miałem chęć wziąść nogi za pas.
-Pożałujesz tego - usłyszałem po czym poczułem uderzenie łokcia w splot.
Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, otwartą księgę z której wydobywała się dziwna poświata w której wirowały przerażające, nieludzkie kształty, a w głowie słyszałem piekielne śmiechy...
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Sam nie wiem co skłoniło mnie, do odłączenia się od grupy towarzyszy. Jakaś dziwna siła ciągnęła mnie do siebie, szepcząc do mego najsłodsze kłamstwa, których pokusiłby się sam król. Głos w mej głowie obiecywał bogactwo, piękne kobiety i całe Orlais, rządzone mą silną i stanowczą ręką. Zagłębiałem się w mokradła coraz dalej, a magia, która mnie do siebie przyciągała narastała w oszałamiającym tempie. Poczułem w sercu, że muszę biec, jak najszybciej zdobyć potęgę i władzę! Szaleństwo ogarnęło mój umysł, chłód poprzez bagna zamienił się w bieg niemający końca wyścig do chwały. Z każdą chwilą czułe, że zbliżam się do celu, do źródła niewyobrażalnie pięknych wizji oraz miejsca gdzie mogą się one spełnić. Przedzierając się przez martwe drzewa, w pośpiechu odgarniałem ciernie wbijające się w moją twarz. Nagle mym oczom ukazało się światło, które przemknęło między dwoma zwalonymi drzewami. Ile sił w nogach ruszyłem w jego kierunku. Gdy zbliżyłem się do tajemniczej jasności, dostrzegłem, iż jest to piękna młoda kobieta unosząca się w obłoku energii. To ona była moim celem, sensem ucieczki od towarzyszy. Zbliżyła się do mnie, piękna, śmiem rzec idealna. Delikatnie zstąpiła na ziemie po czym jednym ruchem oplotła moją szyję i rzekła - Chodź ze mną, Wybraniec musi przejść rytuał. - Bez chwili wahania ruszyłem za nią, piękną boginką zniszczenia...
Każdy z nas wyruszył na tę misje z nadzieją , że osiągnie swój cel . Odnalezienia zaginionych dzieci lub z powodu przetarć w zasłonie albo dla złota . Lecz Bagna Nahashinu to bardzo dziwne i niebezpieczne miejsce . Maszerowaliśmy przed siebie lecz z każdym krokiem topniały morale drużyny . Nadzieja gasła , rozprzestrzeniała się niepewność , zwątpienie i smętność . A jak wiadomo od smętnego krasnoluda gorszy jest tylko bardzo smętny krasnolud . Nawet strach zacisnął swe szpony w naszych sercach , w dodatku miałem dziwne wrażenie , że ktoś nas obserwuje . A co najgorsze nawet pogoda była przeciwko nam , zaczynało się ściemniać i zapowiadało się na deszcz . Nie mogliśmy zawrócić ani znaleźć bezpiecznego schronienia , gdzie moglibyśmy rozbić obóz . Szliśmy dalej w błocie i w zimnie nie zatrzymując się , aż w końcu los uśmiechnął się do nas . Znaleźliśmy stare zniszczone ruiny lecz nie wyglądały zbyt zachęcająco . Przynajmniej było miejsce gdzie rozstawić namiot , by móc zaplanować dalsze posunięcia . I rozpalić ognisko , by móc się ogrzać i coś zjeść . Każdy z nas zastanawiał się co jest powodem zaginięcia dzieci , może Ci wieśniacy z bagien je porywają , sprawka jakich magów krwi lub pomioty zaczęły eksperymentować na dzieciach zmieniając ich w potwory . To ostatnie najbardziej przerażało szarego strażnika . Bo gdy ujrzałem pomiot o twarzy dziecka to nie mogłem uwierzyć własnym oczom , aż krew mi zmroziło w żyłach . Jednego byliśmy pewni , tam gdzieś czai się zło o którym nic nie wiedzieliśmy i Niebawem w nas uderzy - Stwórco i Przodkowie dopomóżcie nam .
Po chwili pomioty o dziecięcych twarzach rzuciły się na nas niczym wygłodniałe lwy, które nie zasmakowały już od dawna krwi bezbronnych ofiar. Morrigan spowalniała pomioty lodowymi pociskami, które wbijały się ich ciała niczym w zjełczałe masło, a ja z kolei pozwoliłem dojść do głosu mojej Biance, umożliwiając Żelaznemu Bykowi poćwiartowanie wrogów. Chcielibyście zatem wiedzieć co było celem przybycia Morrigan na Bagna Nahashinu ? Otóż, gdy Morrigan proponowała Szaremu Strażnikowi rytuał, dzięki któremu będzie on mógł przeżyć zabicie Arcydemona nie przewidziała wszystkiego. Niestety, po zabiciu Arcydemona dziecko będące w łonie czarodziejki zostało niestety splugawione i jednocześnie posiadło ogromną moc. Po narodzinach stało się potężnym plugawcem z twarzą dziecka, który wyglądał jak galareta naszpikowana flakami, jego smród mógł się jedynie równać ze smrodem ludzkiego łajna. Zaczął przywoływać pomniejsze plugawce podobne do niego, ale nieco mniejsze i mniej groźne. Miały dziwny cel, porywały wszystkie dzieci jakie napotkały na swojej drodze i je splugawiały. Aż mrozi krew w żyłach na myśl o tym, co muszą czuć ci rodzice, gdy tracą swoje ukochane dzieci. Zatem przybycie Morrigan było w większości jej sprawą osobistą. Była zmuszona zabić swoje własne dziecko, ale nie martwcie się, istniała mała szansa, że demon opuści jego ciało, a dziecko będzie na tyle silne, że to przeżyje. Któż by przypuszczał, że owocem miłości Morrigan i Szarego Strażnika będzie plugawiec … Po zakończeniu przygody z porywanymi dziećmi będę miał trochę czasu, aby opowiadać w karczmie niestworzone historie o rzeczach, które przydarzyły się mi, Varrickowi w towarzystwie Morrigan, Żelaznego Byka, Szarego Strażnika i Inkwizytorki. Powracając do naszej przygody, śmierć plugawców niestety oznaczała także śmierć dzieci, gdyż nie posiadały one wystarczającej mocy aby oprzeć się demonom, więc śmierć plugawców znaczyła także ich śmierć. Czując się niczym obłąkane dusze posiadające arcyważną misję, a jednocześnie czujące bezradność brnęliśmy dalej. Wędrując po mokradłach zdawało się nam, że idziemy w nieskończoność. Zostawialiśmy za sobą trupy pomiotów, a jednocześnie bezbronnych dzieci, wiedząc, że nie ma innego wyjścia. Po drodze spotkaliśmy przerażoną kobietę twierdzącą, że jej dom jest nawiedzony. Oczyszczaliśmy pełną krwi, mgły i pajęczyn, starą, podgnitą chatę. W jednym z pomieszczeń odnaleźliśmy siedzące w kącie dziecko. Gdy zobaczyliśmy co się dzieje, szczęka opadła nam na podłogę. Plugawce nie atakowały dziecka i traktowały go w bardzo dziwny sposób. Nie można było tego w żaden logiczny sposób wytłumaczyć. Zabiliśmy resztę plugawców , ale ich przywódcy nie odnaleźliśmy. Zostawiliśmy dziecko – zagadkę i wyruszyliśmy w dalszą podróż. To była najdłuższa noc w naszym życiu. Z każdą chwilą zdawałem sobie coraz bardziej sprawę z tego, że Morrigan nie powiedziała nam wszystkiego. Po licznych nocnych walkach, smarkula wreszcie zmiękła. Powiedziała nam, że z każdą chwilą jej dziecko przywołuje coraz więcej pomiotów, jest więc to walka z wiatrakami. Poinformowała nas także, że aby dostać się do niego, musimy zabić wszystkie dzieci w okolicy, aby nie miał już kogo splugawiać i stał się bezbronny. Oczywiście nikomu z naszej drużyny ten pomysł się nie spodobał. Nasza moralność i sumienie nie pozwalały nam dokonać tak straszliwego i brutalnego czynu. Cały czas myślałem o dziecku - zagadce, być może mogło nam pomóc dotrzeć do dziecka Morrigan. Tak czy inaczej musieliśmy znaleźć jakiś sposób …
Kolejne spięcia były niewskazane, więc dla świętego spokoju z pokorą spuściłem wzrok i razem z dwoma ochotnikami zrobiłem to, co nakazał. Skrępowanego Blackwalla rzuciliśmy na rozlatujący się wóz, ciągnięty przez dwie wychudzone chabety. Wznowiliśmy marsz przez cuchnące śmiercią i tajemnicą moczary, uważnie stawiając każdy krok, by nie wpaść w błoto. Przez cały czas Morrigan szła z tyłu, łypiąc na związanego Szarego Strażnika z pogardą, ale zarazem i z czujnością.
Po kilku minutach pochód nagle się zatrzymał.
– Słyszeliście to? – Z przodu dobiegł głos Żelaznego Byka, rozglądającego się na prawo i lewo.
Rzeczywiście, ktoś nawoływał pomocy. Część z nas rzuciła się natychmiast w kierunku źródła dźwięku, mimo bluzg i krzyków dowodzących. Wkrótce ze zbitej formacji rozproszyliśmy się na dwie mniejsze grupki.
– Solas – szepnęła Morrigan prawie bezgłośnie, wpatrując się w leżącego wśród sitowia, wykrwawiającego się łysego elfa.
Ciało mężczyzny nagle zniekształciło się i zmieniło w kruchą papkę. Zorientowałem się, że mamy do czynienia z iluzją – piekielnie dokładną, skoro nawet Wiedźma z Głuszy nie zdołała jej wykryć.
Mroczne Pomioty zaatakowały tak dziko i niespodziewanie, że nawet nie wiedzieliśmy, jak się zorganizować. Usłyszałem przeraźliwe krzyki bólu i rozpaczy, szczęk stali oraz przelatujące obok uszu kule ognia. Zanim sam zdążyłem odpowiednio zareagować i rzucić się w wir walki, poczułem ostry ból w czaszce.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałem, był plusk wody, do której wpadłem.
Kiedy w końcu udało mi się otworzyć oczy, nie dostrzegłem przed sobą ani obrazów bitwy, ani bagien. Wciąż panował półmrok, a jedynym, co czułem, był ucisk grubej liny zawiązanej na moich nadgarstkach.
Bo choć od czasu, gdy czar Morrigan rzucił nas, bez koni i zapasów, w sam środek moczarów staraliśmy się wypchnąć tę myśl poza nawiasy umysłów, każdy z nas czuł, że tylko kwestią czasu jest wpadnięcie wrogów na nasz trop. A przecież zostało nas ledwie siedmioro, z czego tylko piątka nadawała się jako tako do walki.
Podniosłem głowę i spojrzałem na czarodziejkę, na jej zgarbione ramiona, drżące dłonie, zapuchłe i przekrwione oczy.
- Tylko czwórka - poprawiłem się w myślach. Powoli przeniosłem wzrok na Blackwalla - leżał spętany tam, gdzie go zostawiłem, a płomienie ogniska oświetlały jego zszarzałą i wysuszoną twarz, twarz, w której wyglądzie zaszły pewne subtelne i nieuchwytne na pierwszy rzut oka zmiany. Wiedziałem o straszliwej cenie, jaką Szarzy Strażnicy płacą za skosztowanie krwi mrocznych pomiotów, za zapewnienie sobie odporności na ich zarazę, za możność wyczuwania ich obecności i zadrżałem na myśl o plugastwie krążącym w ich żyłach, plugastwie, które powoli, lecz nieubłaganie degeneruje ich ciała. Powiadano, że gdy skażenie osiąga punkt krytyczny Strażnik dostępuje Powołania - zaczyna słyszeć tę samą pieśń, która każe mrocznym pomiotom ryć w trzewiach ziemi w poszukiwaniu kolejnego z Dawnych Bogów i samotnie udaje się na Głębokie Ścieżki, by tam zginąć z ich rąk lub stać się jednym z nich. Coś w grocie Flemeth, w grocie, w której dzieci stawały się potworami, musiało przyspieszyć ten proces.
- Widzę, że nareszcie zrozumiałeś, krasnoludzie - powiedziała Morrigan, wskazując ręką najpierw Blackwalla, potem nieprzytomną inkwizytorkę - Zauważyłeś, że wtedy w Jaskółczej Wyrwie, pomioty rozstąpiły się przed nią, przepuszczając ją do mojej matki; że ten tu - odmieniec - bał się jej i próbował zabić? Ona musi wrócić, Varricu, wrócić i wykorzystać siłę, o której być może sama nie wie, a która jest naszą szansą na uratowanie życia. Myślę, że starczy mi sił, by wysłać do Pustki jednoosobową ekipę ratunkową i nie mamy wyboru, musisz być nią ty, bo ani Żelazny Byk, ani żaden z jego szarżowników nie zgodzi się tam pójść - zdaje się, że Qun im tego zabrania - zresztą potrzebuję ich tu, by odparli atak do czasu waszego powrotu.
Chwilę później, gdy staliśmy na przeciwko siebie, a Morrigan rozpoczynała inkantacje, tuż nad jej ramieniem dostrzegłem tańczące w oddali ogniki - zrazu wziąłem je za świetliki bagienne, by po sekundzie pojąć, że zbliża się ku nam rząd pochodni. Chciałem krzyknąć, lecz zanim otworzyłem usta świat zniknął. Tak, jak nigdy nie pamiętałem momentu zaśnięcia, tak i przeniesienie się do Pustki umknęło memu umysłowi - po prostu, nagle zdałem sobie sprawę, że stoję na szczycie niskiego pagórka, a hen nad moją głową przemyka ławica dorodnych śledzi.
W końcu musielibyśmy się pogodzić z losem, ale jak? Wędrując na skraju Pustki, a szaleństwa można postradać zmysły.
Mimo, że pociągnęliśmy za sobą połowę Imperium czuje jak nasze siły spadają z każdym ciosem, szczupleją z choćby z najkrótszą chwilą w tym przeklętym miejscu. Żelazny byk stąpa już na granicy obłędu. Widać to cholerne powietrze nawet jemu nie służy. Ferete za to czuje się tu jak w domu, ten przeklęty elf od dwóch nocy zaraża wszystkich swoim niepoprawnym optymizmem. A ja? Utknąłem. Utknąłem między dwoma najpotężniejszymi żywiołami. Między ogniem własnego serca, a piękną kobietą. Sam już nie wiem ci jest gorsze wieczne potępienie czy gniew Morrigany. Idąc widzimy tylko truchło, spotykamy jedynie krwawe oblicza ,,większych,, wojów, którzy stąpali na tej ziemi przed nami.Więc co nam pozostało? Chyba tylko resztki człowieczeństwa i nadzieja, że Morrigana wyprowadzi nas z tego piekła.
Po raz któryś już z kolei upewniłem się, czy bełt wygodnie opiera się na cięciwie Bianki i podszedłem bliżej Morrigan. Żelazny Byk wyrwał się z fałszywego snu i wraz ze swoimi szarżownikami, dołączył do szyku dzierżąc rękojeść miecza qunari, specjalnie wykutego dla jego dłoni.
Czuliśmy jak mgła przybiera na wadze, a atmosfera gęstnieje. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy nagle stali się o tacy malutcy, podobnie jak powierzchniowcy, którzy pierwszy raz wchodzą do Orzammaru. Kłębiasty, szary dym zawirował gwałtownie wokół nas i… zniknął. Rozpłynął się w powietrzu w chwili krótszej niż pstryknięcie palcami.
Nastała cisza. Kompletna. Nie było słychać szelestu liści, ani śpiewu świerszczy. Ba! Nawet własnego oddechu nie słyszałem.
- Blackwall! - Żelazny Byk wrzasnął nagle nad moim uchem.
Lecz dopiero to co zobaczyłem przyprawiło mnie niemal o zawał, a możecie mi wierzyć, że swoje w życiu już widziałem. Ciało szarego strażnika, otoczone czarnymi i fioletowymi płomieniami, lewitowało nad nieprzytomną inkwizytorką. Między jego wyciągniętymi ramionami unosił się długi miecz, wycelowany ostrzem w dół.
- Zabić… tę… co zapieczętowuje – zawył ustami Blackwalla demon.
Dwaj szarżownicy qunari ruszyli na rozkaz, by powstrzymać owładniętego szarego strażnika, lecz padli bez życia po paru krokach. Za plecami usłyszałem głuche tupnięcie. Odwróciwszy się zobaczyłem nieprzytomną Morrigan.
- Parshaara – warknął Byk chwiejąc się na nogach.
Ze względu na to, w jak zacnym gronie się znajdujemy, pozwolicie panowie, że moich słów z tej chwili nie będę cytował. W zasadzie to powinienem dziękować Stwórcy, że krasnoludy odporne są na magię.
Ostatecznie czarę szaleństwa przelał głos, który usłyszałem w głowie. Głos milczący, odkąd poczęstowałem mojego brata, Bartranda, bełtem w pierś. Fragment Idola, posążka z czystego lyrium znalezionego na głębokich ścieżkach pod Kirkwall, którego Hawke pozwolił mi wtedy zatrzymać, znów zaśpiewał.
- Zwiążcie go. – Najemnik nie zwracał się do nikogo w szczególności, ale mógłbym przysiąc, że jego jedyne oko łypnęło właśnie na mnie. – A najlepiej też zakneblujcie, zanim coś nam ściągnie na kark.
Od intensywności jego spojrzenia, wzdłuż kręgosłupa popełzło mi zimne, nieprzyjemne uczucie. Coś wisiało w powietrzu i nie chodziło tu wcale o napięcie związane z zaistniałą sytuacją. Stłumiłem w sobie chęć westchnienia i bez zbytniego entuzjazmu zabrałem się za wykonywanie polecenia. Na myśl przyszło mi kilka żartów dotyczących wiązania szarego strażnika, ale wszelkie słowa uwięzły mi w gardle - nasze położenie było zbyt poważne, by kilka kiepskich dowcipów zdołało rozluźnić atmosferę. Jakby w odpowiedzi na moje przemyślenia, powietrze rozdarł przejmujący krzyk - to inkwizytorka wrzeszczała przeraźliwie, telepiąc się jak w febrze. Byk zaraz rzucił się by ją przytrzymać, podczas gdy Solas zatrzymał się tuż obok by ze zmarszczonymi brwiami i wyrazem głębokiego skupienia na twarzy, wpatrywać się w twarz nieprzytomnej kobiety - wyglądał na kompletnie bezradnego, on, ekspert od spraw Pustki... Dość niespodziewanie zerwał się zimy wiatr, pamiętam go dobrze, przenikliwy, chłodny, który zdawał się wdzierać wgłąb nas samych, pogłębiając uczucie beznadziei. Wraz z wiatrem pojawiła się ona: dostojna, tajemnicza i spowita w czerń. Poruszała się niemal bezszelestnie, roztaczając wokół silną, zdecydowaną aurę; dzierżona przez nią laska wskazywała na to, że mieliśmy do czynienia z maginią. Jedynie Lelliana dostrzegła ją dość szybko by zareagować. Wszyscy zamarliśmy w bezruchu, gdy ostrze sztyletu spoczęło na szyi nieznajomej - wydawała się być tym wszystkim nieporuszona, jedynie wpatrywała się w twarz nieprzytomnej inkwizytorki. W końcu, po pełnej napięcia ciszy uniosła kącik ust ku górze i przemówiła.
-Za odpowiednią cenę mogę uratować waszą zatraconą przyjaciółkę...- jedno, wypowiedziane słodkim głosem zdanie zmroziło mi krew w żyłach. Na Solasa jej słowa podziałały odmiennie, stanął pomiędzy nieznajomą a inkwizytorką, jakby chciał dać nam do zrozumienia, że poradzimy sobie bez pomocy kobiety. Kim była? Magiem krwi, demonem, źródłem naszych problemów? A może jedyną szansą na ratunek? Musieliśmy zadecydować...
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy. Słowa czarownicy uświadomiły kompanii powagę sytuacji; teraz już wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, iż misja poszukiwawcza zmieniła się w walkę o przetrwanie.
Dobrze, znacie już mniej więcej nasze położenie oraz genezę tej bezsensownej wyprawy, moi drodzy, przejdźmy więc do konkretów.
Tę brzemienną w skutkach noc spędziliśmy w dość płytkiej, lecz suchej pieczarze. Inkwizytorka oraz Blackwall nie dawali najmniejszych oznak życia. Byk rozbił obóz, ja postarałem się o ogień, a czarodziejka stanęła u wylotu jaskini i przerzedzała groźną mgłę. Wszystkie te czynności odbyły się w całkowitej ciszy.
Każdy po kolei rozłożył swoją matę do spania. Na warcie jak zwykle stanęła Morrigan. Coś mi się nie podobało w zachowaniu czarodziejki. Minę miała wyniosłą i dumną, lecz za tą maską mogłem dostrzec narastającą niepewność i strach. Postanowiłem, że nie spuszczę tej kobiety z oczu. Zaciągnąłem swój koc w róg pieczary, skąd mogłem spokojnie obserwować poczynania wiedźmy. Położyłem się, powiedziałem Biance „dobranoc” i zmrużyłem oczy, lecz pomimo wyczerpania nie zasnąłem, czuwałem.
Gdy tylko wnętrze jaskini wypełniło się miarowymi, spokojnymi oddechami śpiących, czarodziejka powoli wstała, otoczyła wyjście jaskini barierą chroniącą przed mgłą i wyszła na zewnątrz. Szybko podjąłem decyzję. Wyślizgnąłem się spod koca, narzuciłem płaszcz, chwyciłem Biankę i wybiegłem w gęstą, nieprzeniknioną ciemność. Gdybym tylko wiedział jakie będą skutki tej nocnej wyprawy…
Niestety, moja decyzja nie była zbyt przemyślana. Kiedy tylko znalazłem się poza jaskinią, natychmiastowo straciłem orientację, krótko mówiąc: zgubiłem się. Dodatkowo, gęsta mgła otoczyła mnie i Biankę. Zacząłem kaszleć, płuca płonęły mi żywcem, a z nosa pociekła mi krew. Śmierć była blisko; uświadomiłem sobie, że odnalezienie Morrigan jest moją jedyną szansą.
Usłyszałem cichy, niewyraźny głos kobiety dochodzący gdzieś z bliska. Nabrałem powietrza i ruszyłem w tamtym kierunku. Bagna usiane były wiszącymi w powietrzu błędnymi ognikami, co pozwalało mi dostrzec niewyraźną, skrytą wśród wysokich traw ścieżkę. Po pewnym czasie wyszedłem na otwartą, oświetloną przez księżyc polanę otoczoną magicznym bąblem. Prędko wbiegłem do tej cudacznej sfery i poczułem, że czyste powietrze napełnia moje ciało zbawczym tlenem. Po chwili, gdy mój umysł oprzytomniał, uświadomiłem sobie, że w obrębie pola ochronnego stoją jeszcze dwie osoby. Szybko skryłem się za drzewem i wytężyłem słuch; już po chwili znałem tożsamość obu postaci.
- Morrigan, już myślałam, że cię dziś nie zobaczę – odezwał się stary, oschły kobiecy głos.
- Wybacz mi spóźnienie, matko – w odpowiedzi rzekła Morrigan.
Wierzcie mi lub nie, ale wtedy naprawdę się bałem, wyobrażałem sobie, że zaraz zaleje nas fala mrocznych pomiotów, a potem spojrzałem na innych. Żelazny Byk wyciągnął swój wielki miecz i gotów był nim ćwiartować kolejnych wrogów, na jego twarzy nie było widać żadnych emocji, ani strachu, ani zdziwienia, żadnej obawy – skała, chociaż przez chwilę zdawało mi się, że chyba lekko się uśmiechnął patrząc w nieprzeniknioną ciemność bagien. Spojrzał na mnie i lekko skinął głową upewniając się czy w tej walce będzie mógł liczyć na moje wsparcie. Chwyciłem ponownie za Bianke wierząc, że z tych kłopotów pozwoli mi ona wyjść cało.
Morrigan była również bardzo czujna, ciężko mi było odczytać jakie emocje malują się na jej twarzy, być może odczuwała strach, ale na pewno nie przed ewentualnym zbliżającym się wrogiem czy miejscem, powód musiał być inny. Blackwall leżał, tak jak go pozostawiłem, natomiast z inkwizytorką działo się coś dziwnego. Najpierw lekko drżała ale im głośniejsze stawały się krzyki dobiegające z bagien i zmierzające ciągle w naszą stronę, tym bardziej kobieciną trzęsło. Otworzyła nawet na chwilę oczy, które przybrały niepokojącą zieloną barwę i które zdawały się świecić, jej usta otworzyły się jakby w niemym krzyku. Nie było nikogo, kto mógłby się nią wtedy zająć, spróbować uspokoić, bowiem wróg był już zbyt blisko.
Pierwsze pomioty weszły w zasięg oświetlenia, jakie dawało nasze obozowe ognisko, były tylko nieco mniejsze ode mnie, chciałem się przyjrzeć pierwszemu, jednak Morrigan miała inne plany i rozerwała pierwszego ognistym czarem. Kolejny, zaraz za nim, momentalnie upadł na kolana a jakaś dziwna siła, jakby powietrzna klatka, zaczęła zacieśniać się na nim coraz to bardziej uniemożliwiając mu jakiekolwiek działanie. Z drugiej strony obozu szarżownicy Byka nie pozostawali w tyle, wbili się w pomiot z dość sporą łatwością pokazując siłę wojowników qunari. Bez uprzedzenia z trzęsawiska wyskoczył kolejny pomiot prosto na plecy Żelaznego Byka, to była szansa dla mnie i Bianki, nie celowałem, tylko oddałem szybki strzał, który sięgnął celu i był na tyle dobry, że mroczny pomiot nie podniósł się już z ziemi.
- Nie możemy tu pozostać, nie jesteśmy tu bezpieczni – rzuciła Morrigan gdy pierwsza fala mrocznych pomiotów miała dość – Zabierzcie ich – wskazała na inkwizytorkę i Blackwalla – i chodźcie za mną.
Przeładowałem Bianke podczas gdy szarżownicy Byka wzięli nosze z inkwizytorką, która swoją drogą leżała już spokojnie, a sam Byk wziął na ramię Szarego Strażnika, który mamrotał coś pod nosem, budził się.
Morrigan prowadziła i mimo to, że było ciemno szło jej to wyjątkowo sprawnie. Wiedziałem, że żyła kiedyś w Głuszy Korcari, ale nie sądziłem, że żyła również na Bagnach Nahashinu, a przynajmniej tak to wyglądało, gdy oddalaliśmy się od ogniska i krzyków pomiotów, prowadziła nas jakby po ścieżce, omijając większe zbiorniki wodne i bardziej podmokłą ziemię. Nie pytałem dokąd idziemy, grunt że w bezpieczne miejsce, tylko zastanawiało mnie jakie.
-Niebawem uderzą – Odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak przecież wszyscy wiedzieliśmy.
-Dobrze! – Jeden z szarżowników Qunari demonstracyjnie wypiął masywną pierś, pieszcząc przy tym głowicę zawieszonej za pasem buławy – W rzyci mam te przeklęte moczary, jak i błądzenie po nich w nieskończoność. Niechaj nadchodzą! Dzieci się nie lękam!
-Dzieci? – Syknęła Morrigan obdarzając go piorunującym spojrzeniem – Ciekawe, takiś wielki, ale te rogi muszą się głęboko w twą czaszkę wrzynać. Boś widocznie, miejsca w niej na móżdżek wiele nie masz.
-Bacz na słowa, wiedźmo… - Potężny Qunari postąpił przed siebie, aż znalazł się zaledwie kilka małych kroczków od czarodziejki. Łypnął na nią groźnie z góry i zacisnął pięści. – Nie uczono cię, dziewko, iż Qunari za obrazę zwykł jest ucinać łeb, głupcowi który się na to poważył?
-"Dziewko"? – Nie zrażona groźbami, a wręcz nimi podsycona, Morrigan uśmiechnęła się szyderczo i również zacisnęła pięść . Z tym, że po krótkiej chwili rozjarzyła się ona jaśniejszym płomieniem, niż obozowe ognisko. – Teraz żeś posunął się o krok za daleko, głupcze…
Całego sporu, przysłuchiwałem się jeno jednym uchem. W pewnym momencie, mą uwagę skradło co innego. W milczeniu i z rosnącym mętlikiem w głowie wpatrywałem się w nosze, na których leżała Inkwizytorka. Mgła wokół obozowiska gęstniała.
-Morrigan… - Wyszeptałem, a serce zaczęło bić mi szybciej, niżeli kiedykolwiek w mym długim życiu.
-Dalejże, wielkoludzie – Czarodziejka nie zważała na mój głos, jeno wściekle spierała się z szarżownikiem – Pokaż, na co cię stać.
-Morrigan…
Qunari wyszarpnął buławę i ujął ją obiema masywnymi dłońmi. Wyszczerzył zęby i zaczął zbliżać się do kobiety, powarkując niczym rozszalały wilk.
-MORRIGAN!
Dopiero mój donośny krzyk, ściągnął na mnie uwagę wszystkich. To w każdym razie wysnułem z martwej ciszy, jaka po nim nastąpiła. Tak, teraz wszyscy ujrzeli to, co ja żem widział.
W mglistych oparach ledwo można było dostrzec, znajdujące się kilka stóp ode mnie, nosze z nieprzytomną Inkwizytorką. Jednak nawet mgła nie skryła ciemnej, drobnej sylwetki widniejącej tuż obok. Wstrzymałem oddech i zacisnąłem palce na Biance.
- Matka powinna kochać dziecko.
Cienki, dziecięcy głosik przeszył ciszę boleśniej, niżeli bełt mej najdroższej kuszy. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach, a skryty w mroku i oparach chłopczyk, małymi kroczkami zaczął zbliżać się w naszą stronę. Za plecami słyszałem ciężki oddech Morrigan, jednak pozostali milczeli jak zaklęci.
Gdy był już o parę kroków od nas, przystaną. Próbowałem wytężyć wzrok i dostrzec jego twarz, jednak było to niemożliwe, gdyż głowę miał nisko spuszczoną. Dopiero po chwili, zaczął powolutku unosić ją do góry. Ciemne oblicze zdobiły oczy, lśniące jadowicie zielonym blaskiem
-MATKA POWINNA KOCHAĆ DZIECKO! – Tym razem skowyt, jaki wydobył się z jego gardła nie miał wiele wspólnego z głosem dziecka. Wokół nas rozbrzmiał zgiełk. Tupot stóp zdawał się dobiegać ze wszystkich stron. Moi kompani zaczęli w panice dobywać broni i rozglądać się wokół siebie. Ja zaś, wziąłem głęboki oddech i pozwoliłem sobie na krótką chwilę przymknąć powieki.
-Nie zawiedź mnie, maleńka… - Przyłożyłem kuszę do ust i poczęstowałem Biankę czułym całusem. - Nie tej nocy…
Od tego momentu czas biegł, a raczej pełzał, nieubłaganie wolno – sam nie wiem, czy w oczekiwaniu na atak spędziliśmy minuty, godziny czy dni. Każdy z nas siedział milcząc, w ogromnym napięciu, wpatrując się we wszechogarniająca mgłę, jakby to mogło w czymś pomóc. Ach! Gdyby był tutaj ze mną mój stary towarzysz podróży, Arrian! Przy tym olbrzymim człowieku- dorównującym wielkości i silę Qunari czułbym się zupełnie bezpiecznie, lecz niestety, zostałem skazany na tą nieznaną mi bliżej bandę, której w tej chwili nie powierzyłbym nawet kury do pilnowania. O tym starym moczymordzie opowiem wam, moi mili, nieco później, wiąże się z nim bowiem jeszcze jedna sprawa, osobiście dla mnie przykra, którą zamierzam załatwić podczas tej wyprawy. Z moich rozmyślań wyrwała mnie Morrigan, rzucająca czar magicznej bariery, dzięki czemu mogliśmy poczuć się, choć na chwile, trochę bezpieczniej, mimo ślepi spoglądających na nas z tej przeklętej, upiornej mgły.
Do tej pory nie zwracaliśmy uwagi na nieprzytomną inkwizytorkę. Nie było takiej potrzeby, w końcu leżała nieprzytomna, my zaś nie mogliśmy jej w żaden sposób pomóc. Na moje nieszczęście kątem oka rzuciłem na miejsce, gdzie dotychczas spoczywała dziewucha, po której teraz pozostał tylko stary koc i ślady podążające w parszywy mrok. Morrigan zadecydowała, że to ja wraz z Żelaznym Bykiem mamy udać się na poszukiwania. Nie mając na to najmniejszej ochoty bluzgałem to na cały świat, to na wiedźmę. Zresztą ta napuszona czarodziejka nie mogła mi rozkazywać. Moje narzekania gwałtownie uciął najemnik, uderzając mnie niespodziewanie rękojeścią topora w brzuch. W pół nieprzytomny usłyszałem tylko coś o prowadzeniu albo śmierci. Chcąc, nie chcąc zaczęliśmy tropić naszą zgubę...
Jeśli sam widok pomiotu powodował nieprzyjemny dreszcz nawet najmniej wrażliwego śmiałka, to obraz tych wypaczonych, pokrytych liszajami, żylastych szkarad z zaostrzonymi, ociekającymi posoką szponami i obślinionymi szczękami pełnymi brzytw imitujących uzębienie napawał niebosiężnym wstrętem. Lecz najgorsze było ich spojrzenie; chorobliwie błyszczące ślepia, w których ujawniał się obłęd i bezwzględna, dzika brutalność.
Moich uszu sięgnął przeraźliwy jazgot i zaczęło się: rzuciły się wszystkie na raz momentalnie doskakując do swoich celów; były niesamowicie szybkie. Moja dzielna Bianka ze świstem wyrzucała kolejne bełty powodując ledwo widoczne draśnięcia na skórze małych ghouli. Jeden z nich stanął tuż naprzeciwko mnie; byłem gotowy do strzału, ale zawahałem się; spojrzał na mnie żałośnie, wzrokiem niewinnego chłopczyka rozpaczliwie szukającego litości w tym niesprawiedliwym świecie. Nim łza, która zakręciła mi się w oku, zdążyła opaść, twarzyczka dziecka na powrót przybrała obrzydliwe oblicze bestii i potwór zaatakował.
W ostatniej chwili mój palec instynktownie zacisnął się na spuście, wypuszczona strzała przebiła się przez główkę pomiotu pozostawiając w czaszce poszarpany otwór, ciemna ciecz rozbryzgała się na wszystkie strony, a cuchnący zgnilizną pokurcz zwalił się na ziemie pozostawiając mnie stojącego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Stój! Nie zabijać ich! – rozległ się głos Morrigan.
- Na rozum Ci padło?! Nie mam zamiaru godzić się na następne ofiary wśród naszych – odkrzyknął Żelazny Byk uśmiercając kolejną poczwarę.
- Barbarzyńscy idioci! – palnęła czarodziejka i podniosła kostur wypowiadając zaklęcie; jej czar wystraszył pomioty, które rzuciły się do ucieczki i po chwili zniknęły w gęstej mgle bagien.
Zginęły dwie kreatury, a właściwie dwoje dzieci, które po śmierci wróciły do swojego pierwotnego wyglądu. My nie odnieśliśmy poważnych obrażeń, jedynie Morrigan została lekko draśnięta w ramię i plecy jednego z szarżowników Byka były powierzchownie zaorane pazurami.
- Nie bój się, nie został skażony – odezwała się do Żelaznego Byka – dzieci zostały zaczarowane, a nie przemienione w ghoule. Ktoś eksperymentuje na nich z bardzo potężną, entropiczną magią.
Na moment powrócił dawny błysk w jej oku – wiedziałem dokładnie, kogo miała na myśli.
Przez cały ten czas nie potrafiłem oderwać wzroku od zarośli znajdujących się nieopodal wiedźmy. Zdawało mi się, że czuję na sobie czyjś zachłanny wzrok śledzący każdy nasz najdrobniejszy ruch. Ukradkiem zerknąłem na Morrigarn. Krople potu spływające po jej czole utwierdziły mnie w przekonaniu, iż ona również wyczuwała tę gęstniejącą atmosferę bezgłośnej i pierwotnej grozy.
- Myliłam się. - w oczach czarodziejki dojrzałem nieznany mi dotąd błysk przerażenia. - To nie pomioty stanowią problem. To coś znacznie starszego i potężniejszego.
Z jednej strony czułem przytłaczający strach, który zdawał się krępować moje ruchy, z drugiej strony dreszcz ekscytacji na myśl o czekającej nas walce.
Nagle z gąszczu wyłoniła się cała chmara pomiotów.
- Na co czekacie?! Atakujcie! - z otępienia wyrwał mnie głośny ryk wydobywający się z gardła Żelaznego Byka, który wymachując swym ogromnym dwuręcznym mieczem niczym zabawką rzucił się na zbliżające bestie. - Wy ludzie potraficie być bezużyteczni.
Nie potrzebowaliśmy innych bodźców. Wahanie spowodowane widokiem twarzy dzieci na tych pokracznych tworach w końcu ustąpiło. Każdy z nas chwycił swą broń. Zacisnąłem dłoń na mojej nieodłącznej towarzyszce czując jak do mojej głowy powracają wspomnienia z czasów, które spędziłem wraz z Hawke - naszych niebezpiecznych przygód, w czasie których wyprzedzaliśmy śmierć tylko o krok.
Po chwili polana, na której staliśmy zabarwiła się na krwistoczerwono, a do mych nozdrzy dobiegł metaliczny zapach krwi. Łomot serca skutecznie zagłuszał wszelkie myśli. Teraz nie było miejsca na wątpliwości, czy strach. Czułem jak moje mięśnie same się poruszają korzystając z zdobytego doświadczenia. Pewnie wycelowałem Biankę w nadbiegającego w moim kierunku pomiota i powiedziałem jak za dawnych dobrych lat:
- Przywitaj się, Bianka. - chwilę później w jego gardło zagłębił się bełt.
Kątem oka dostrzegłem Morrigarn starającą się osłonić magiczną tarczą leżącego na trawie Blackwalla i Inkwizytorkę. Nie zastanawiając się dłużej pobiegłem w ich kierunku.
- Przybyła. - do mych uszu dobiegł niewyraźny szept smarkuli. Omal nie wywróciłem się słysząc ten sam głos, którym kiedyś próbowała nas przekonać do przedłożenia misji nad nasze osobiste cele. Doprawdy to dziecko było bardzo słodkie i naiwne, co udowodniły późniejsze wypadki. Przyjrzałem się szybko jej twarzy, ale oczy miała wciąż zamknięte, a oddech nierówny. Nie... czekajcie, to nie mogła być tylko moja wyobraźnia.
Wtem usłyszałem ogłuszający ryk. Podniosłem głowę i moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem szarżującego na mnie hurloka. Nim zdążyłem zareagować głowa pomiotu potoczyła się po trawie, zraszając mnie posoką. Chwilę potem dostrzegłem olbrzymi miecz i potężną sylwetkę qunari. Przez kolejne sekundy śledziłem postać wojownika, którego miecz ścinał kolejnych wrogów niczym sierp żniwiarza zboże. Było w tym widoku jakaś tajemna groza łączącą się z pierwotnym, dzikim pięknem.
- Jest tutaj. - Morrigarn szarpnęła mnie za skraj szaty. - Nie możemy pozwolić jej zbliżyć się do bachora.
Nagle rozległ się głośny śmiech i po środku polany stanęła mała dziewczynka ubrana tylko w prostą wiejską sukmanę. Równocześnie poczułem odurzającą woń zgnilizny.
- Co tu robisz? - czarodziejka skierowała w jej stronę swój kostur.
- Pustka nie jest już dłużej miejscem, w którym mogę mieszkać. Ten świat jest o wiele ciekawszy. - twarz nieznajomej rozjaśnił niewinny uśmiech. Okręciła się na pięcie, a jej brudne i zbite włosy przez chwilę zafalowały - Tutaj mam wielu przyjaciół.
Buchające kołowroty gorejącego ogniska czerniały w ciemnościach nocy pozostawiając po sobie migoczące iskierki, które tańcząc nad płomieniami okazywały swoim gościom ciepło i ochronę przed majaczącymi czeluściami Bagien Nahashinu.
Jęki i krzyki bitewnych wspomnień targały moimi myślami nie pozwalając mi zasnąć. Postanowiłam oddalić się od towarzyszy miecza starając się nie wzbudzać w nich podejrzliwego zainteresowania mą postawą. Tylko Leliana zdawała się być pogrążona w swych modłach siedząc nad lustrem bagien, które teraz odbijało wszędobylski blask księżyca, jakoby chciało nad wyraz gorliwie dotrzymać towarzystwa nie pozwoliwszy nam utonąć w głębiach własnych snów.
Usiadłszy na skrawku gnijących pni i drzew, które niegdyś walcząc z duszącymi dłońmi gnuśniejących Bagien Nahashinu poległy poddając się woli natury, wsunęłam dłoń w zdobioną sakwę po zwitek papieru.
Trzymając w dłoni małe zawiniątko, które niegdyś natrafiłam przeczesując Las Brecilian w poszukiwaniu strawy, „otwarłam” je. Na pożółkłym pergaminie widniały nakreślone zamaszystym pismem następujące słowa:
„Nazywam się Askold Fryer i jestem magiem krwi używającym swego talentu pomagam nietypowym dramatom znaleźć swój koniec. Ludzie nas nie lubią. Wybawiamy ich od morderców, potworów w ludzkiej skórze, a mimo to zamiast podzięki otrzymujemy niechętne spojrzenia. Właściwie trudno się dziwić – ludzie i nieludzi boją się wszystkiego, czego nie rozumieją. A przecież my rozmawiamy ze zmarłymi w pustce. Rozwiązujemy beznadziejną – wydawałoby się – sprawę i odchodzimy szukając kolejnego zlecenia ... (kolejne zdanie barwione było kroplami ludzkiej krwi, zaś kreślone w nerwach, jakoby brakowało mu czasu i powietrza) ... nadciąga wojna, widzę ją, płomień przetaczający się nad ziemią, ciała na ulicach i miasta obrócone w proch ...
Nagle od przytłaczającej lektury odciągnął mnie krzyk kobiety:
- Morrigan, odwet – krzyczała Leliana biegnąc z przerażeniem w oczach w moją stronę.
Mgła osaczała nas coraz szczelniej, niczym wataha wygłodniałych wilków, nie robiąc sobie nic z rzucanych nerwowo zaklęć Morrigan. Nie czekaliśmy długo, by zobaczyć dziecięce sylwetki, które były naszymi śmiertelnymi wrogami. Mroczne pomioty o twarzy dzieci nie były mniej groźnym przeciwnikiem od swych dorosłych odpowiedników. Rzuciły się na nas z furią wykrzywiająca ich upiorne twarzyczki. Dla skromnego krasnoluda, takiego jak ja, który nie ma przewagi wysokości nad pomiotami-dziećmi, ich plugawe twarze mogłyby znajdować się zbyt blisko własnej, lecz Bianka z łatwością pozwalała mi trzymać przeciwników na dystans. Trójka pozostałych qunari, dzielnie broniło nieprzytomnej inkwizytorki, ja natomiast pilnowałem by żaden pomiot nie przegryzł gardła skrępowanemu szaremu strażnikowi. Gdy Bianka i miecze qunari dokonali dzieła zniszczenia, pozornie martwe ciało pomiota skoczyło na Morrigan, wbijając swe zakrwawione kły w jej ramię, na co czarodziejka zareagowała gniewnym gestem, który jednocześnie odrzucił i uśmiercił plugawca. Nie wiem, czy osłabienie było powodem słabego refleksu wiedźmy, ale teraz Morrigan straciła wszystkie siły, padając na kolana z bladą twarzą.
Żelazny Byk, wykorzystując słabość czarodziejki, wyciągnął knebel z ust Blackwall'a, którego wzrok był, o dziwo, całkiem przytomny, i kazał mu obejrzeć ranę. Ja sprawdzałem czy z inkwizytorką wszystko w porządku.
- Niestety, doszło do skażenia krwią pomiotów... - strażnik stwierdził po dokładnych oględzinach, lecz ledwie zdążył wypowiedzieć to zdanie, jego ciałem targnął gwałtowny spazm.
- Zostaw mnie! - syknęła Morrigan siląc się na hardość, ale w jej oczach zamigotał strach, czego nie spodziewałem się ujrzeć w najdziwniejszych snach. Qunari, widząc co się święci, szybko oderwał od wiedźmy strażnika, z którego ust wydobywał się potępieńczy skowyt: Witaj skażona siostro, nareszcie odnajdziesz swojego boskiego syna!
Macki trujących oparów znów zaczęły wypełzać spomiędzy drzew. Czarodziejka wykonała płynny ruch dłonią i wyszeptała zaklęcie, ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Wręcz przeciwnie - mgła zaczęła gęstnieć i poczułem jak jej chłodne, piekące paluchy zaczynają wciskać się pod moje ubranie. Morrigan już nie szeptała, zaczęła wykrzykiwać inkantacje, ale to także nic nie dało.
- Patrzcie! - Byk wskazał na Blackwalla. Strażnik już nie leżał na ziemi, tylko unosił się nad nią na wysokości jakiś dwóch stóp. Na przemian szarpał się i nieruchomiał. Opary opatuliły go jak kokon - były gęste jak mleko, falowały i błyskały mroczną zielenią.
- Już po nim - stwierdziła Morrigan cicho - Załatw to.
Podobnie jak przed chwilą Byk, ona także niby nie mówiła do nikogo konkretnego, ale wiedziałem, że zwraca się do mnie.
- Nie. Nie mógłbym. - zaprotestowałem niezdecydowanie, bo wiedziałem, że ma rację - Jeśli chcesz, to sama się zajmij... tym...
Morrigan spojrzała na swoje dłonie, wokół których jeszcze można było dostrzec drżenie powietrza - skutek rzuconych przed chwilą zaklęć. Po raz kolejny w ciągu ostatnich dni dostrzegłem w jej oczach cień zawahania.
- Nie mogę. Złożyłam obietnicę. Poza tym na pewno wolałby, żebyś to był ty - wiesz dobrze, jakiego był zdania o czarodziejach i najemnikach.
Znów przyznałem jej w duchu rację, a ona podeszła do Żelaznego Byka oraz jego szarżowników i razem oddalili się o kilka stóp. Chcieli dać mi nieco prywatności i spokoju. Doceniłem to - przecięcie czyjejś nici życia nie jest łatwe. Z drugiej strony niejeden nazwałby to aktem łaski. Poza tym nie robiłem tego pierwszy raz w życiu, choć tego nie mogli wiedzieć. Szybkim ruchem wyciągnąłem sztylet i wypowiedziałem przysięgę, którą składają wszyscy Szarzy Strażnicy. Zrobiłem to niemal bezgłośnie - nie chciałem, żeby wydało się, że znam jej słowa.
- … A jeśli zginiesz, wiedz, że twoja ofiara nie będzie zapomniana. I że pewnego dnia, podążymy za tobą...
Gdy wbiłem ostrze w serce Blackwalla ten nawet nie jęknął. Krwi pojawiło się tyle, co w naparstku. Przez moment dostrzegłem tylko w jego oczach coś więcej niż pustkę. Ulgę. A potem już nic.
Mgła nagle ustąpiła. Jej oślizgłe macki przestały wdzierać się pod ubranie, do ust, gryźć w oczy.
I w tym samym momencie leżąca na noszach Inkwizytorka podniosła się gwałtownie, chwytając powietrze z łapczywością niedoszłego topielca. Morrigan wyciągnęła mały flakonik i podała go Inkwizytorce, ale ta pokręciła głową.
- Nie. Nie chce. Muszę. Myśleć. Jasno. - każde jej słowo było przesycone bólem. Wzdrygała się też co chwilę, jakby jej ciało przyjmowało uderzenia jakiegoś niewidocznego bicza. - Pustka. Mnie. Prawie. Pochłonęła. Ale w jakiś. Sposób. Obroniłam się. - stopniowo jej mowa odzyskiwała normalny rytm. - Pomioty znalazły więc drogę do Blackwalla. Chciały mnie dostać w inny sposób. Nie mogłam się obudzić...
Nie wiem czy była to gra świateł czy w jej oku zalśniła łza. Spojrzała na ciało Strażnika.
- To przeze mnie zginął. Przykro mi.
Wiedziałem, że Inkwizytorzy nie okazywali emocji. Ani nie przepraszali. Nie uszło też mojej uwadze krótkie spojrzenie, jakie wymienili ze sobą Morrigan i Byk. Zrozumiałem, czemu byli wobec niej tak zaskakująco opiekuńczy. Po prostu w przeciwieństwie do mnie wiedzieli kim była.
(...) Maszerowaliśmy przez Bagna kolejne dni, widziałem jak każdy z nas tracił siły a to co powiedziała nam Morrigan przyprawiało nas o drżenie na samą myśl, teraz każdy szelest wydawał się bardziej tajemniczy niż dotychczas. Z biegiem czasu każda kolejna wioska jaką mijaliśmy nosiła znamiona głodu, gospodarze nie mieli już tak sowitego przybytku jak kiedyś, wraz z dziećmi zaczęły ginąć prosiaki, kozy a to wszystko zdawało się nie mieć końca. Przed nami była kolejna wioska, miejscowi nazywali ją Danamrabi, zaledwie pięć chat i pełno chłodnych spojrzeń w naszą stronę. Fakt, wyglądaliśmy dziwnie, tym bardziej, że rany inkwizytorki zaczęły obejmować jej całe ciało, cuchnęło to niesamowicie i nawet Bykowi zaczęło to w końcu przeszkadzać. Podejście do Danamrabi było niezwykle strome a ścieżka usłana samym kolcem, to też ledwo co się tam dostaliśmy. Morrigan rozpaczliwie próbowała z kimś porozmawiać, gdy tak próbowała podjąć rozmowę my z całym ekwipunkiem przysiedliśmy na kamieniu. Nagle moją uwagę przykuła Morrigan, zaczęła rozmawiać z jakimś starcem, przesiadłem się więc na pień, z którego mogłem przysłuchać się całej rozmowie.
- Czego jeszcze chcesz?- Zapytał chłodnie starzec a jego spojrzenie powędrowało w kierunku chaty jakby chciał zakończyć tą rozmowę. - Moje ostatnie dziecko zginęło w czeluściach Bagna, parę dni temu myślałem że widzę je w cierniach za barojem, zostawiłem więc drzwi od chaty otwarte czekając aż wróci, rano byłem już bez całego przybytku, cztery wieprze leżały rozszarpane za chatą a po kozie nie było śladu - rzekł przejęty starzec i ku mojemu zaskoczeniu zaczął obwiniać za wszystko Morrigan. Ba! Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu Morrigan nie protestowała tylko zwiesiła głowę jakby na znak skruchy.
A więc tak, pomyślałem. To prawda co mówiła Morrigan, pomioty porywają dzieci, żeby przywłaszczyć sobie ich twarz, dzięki temu mogą z łatwością plądrować wiejskie chaty usypiając czujność gospodarzy, mógłbym przysiąc też, że stworzenia z Bagien stawały się coraz bardziej agresywne, jakby szykowały się na coś co miało wkrótce nastąpić. Tylko co z tym wszystkim miała wspólnego Morrigan i dlaczego zależało jej tak na rannej inkwizytorce? Odpowiedzią na to była przeszłość Morrigan, która od kiedy tylko wstąpiliśmy na Bagna zaczęła ją prześladować, zacząłem nabierać podejrzeń co do Morrigan, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że większość chłopa to właśnie na jej widok uciekała w popłochu niczym guziec.
Spojrzałem szybko na Morrigan, płakała.
Wyziewy splatały się i rozplatały nad naszą kępą, to przesłaniając, to odsłaniając księżyc, który wydawał się kołysać jak żółta cmentarna latarenka.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Wiedziałem i ja, choć pewność, z jaką swoją ponurą wróżbę obwieściła nam czarodziejka spowodowała, że serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a nogi zrobiły się zdecydowanie zbyt miękkie. Kątem oka dostrzegłem leniwie podnoszącego się Żelaznego Byka, który mówiąc coś szorstko do swoich szarżowników, splunął przez ramię uśmiechając się gorzko do Morrigan. To kiepski moment i towarzystwo, by okazać się skończonym tchórzem pomyślałem, coraz intensywniej wypatrując złowieszczych kształtów wśród powykręcanych w milczącej agonii drzew otaczającej nas kniei, a to, że niczego w niej w co można by uderzyć stalą nie znalazłem, przepełniło mnie grozą jeszcze bardziej.
Wirująca wściekle mgła, niczym już nie powstrzymywana, jak wygłodniały drapieżnik osaczyła nas szybko ze wszystkich stron, mlecznobiałym murem odgradzając naszą grupę od reszty Bagien Nahashinu. Cały mój świat skurczył się teraz do niewielkiego poletka cuchnącej rozkładem ziemi, porozrywanego brunatnymi korzeniami niewidocznych już drzew. Morrigan, stojąca dumnie kilka kroków ode mnie, pachnący ziołami i piżmem klejnot naszej burej kompani, zdawała się patrzeć w jeden punkt, gdzieś za nieprzebrany opar. Właśnie miałem zapytać wiedźmę, czy faktycznie jest w stanie cokolwiek dostrzec przez otaczającą nas ścianę niespokojnej mgły, gdy usłyszałem kroki. Cichy, miarowy mlask, wydawany tu przy każdym stąpnięciu, stawał się coraz głośniejszy i oczywisty. Nasłuchujący w milczeniu Byk już ściskał rękojeść swojej okrutnej broni, a jego dwóch współplemieńców stanęło w ciszy przy nieprzytomnej inkwizytorce i miotającym się w swoim własnym koszmarze Blackwellu.
Nagle, gdzieś za sobą, usłyszałem kolejne kroki, potem kolejne, kolejne i kolejne - mlask, mlask, mlask. Coś karykaturalnie niskiego wyłoniło się z gęstniejącej mgły, a ja, niemal nieprzytomny ze strachu i rozrywającej żyły adrenaliny spojrzałem prosto w nieco bladą, pucułowatą twarz kilkuletniej dziewczynki w żółtej sukience z wyhaftowanym motywem misia. Kilka szybkich oddechów później otaczała nas już cała gromadka dzieci, chłopców i dziewczynek w różnym wieku, patrząca na nas bez słowa niepokojąco mętnymi oczami. Zdezorientowani spojrzeliśmy po sobie, by po chwili przenieść wzrok na kolejne dziecko - wysoką, blondwłosą, trzymającą jarzący się słabnącym, niebieskim światłem kaganek dziewczynkę o wyłupanych oczach, niechybnie córkę jarla. I uwierzcie mi - to, co wydarzyło się chwilę później, towarzyszyć mi będzie aż do kresu moich dni - Ona spojrzała na mnie tymi ziejącymi nieprzejrzaną pustką otworami w twarzy i zupełnie spokojnie wyszeptała: "Chodźcie z nami, przyszliście nas ocalić, teraz my ocalimy was...". Histeryczny, opętańczy śmiech Blackwella, który niespodziewanie rozległ się zaraz potem, zdawał się rozchodzić daleko poza granice zgniłych i przeklętych niczym dusza pomiotu Bagien Nahashianu...
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy. Nie wiedzieliśmy jednak, że nim dobędziemy broni, wiele się wydarzy; tak wiele, że będziemy się musieli porządnie zastanowić, czy mierzymy nią we właściwego wroga.
Nikt więcej się nie odezwał. Czarodziejka i Byk uważnie obserwowali okoliczne zarośla, szarżownicy zapadli w drzemkę, nie zdejmując wielkich łap z rękojeści mieczy, a ja zacząłem sprawdzać kuszę i bełty, świadom, że w walce za jedną fałszywą nutę w pieśni Bianki mogę zapłacić życiem.
Gdybyście mnie spytali, jak to się stało, że w tak podłym miejscu jak Bagna Nahashinu straciłem czujność, nie potrafiłbym udzielić odpowiedzi. Pamiętam tylko, że kiedy ocknąłem się z półsnu, mgła była dość blisko, by słodkawy odór wdarł się do moich nozdrzy, oczu i gardła. Zamiast ostrzegawczego okrzyku wydobyłem z siebie tylko niewyraźny bełkot, po czym osunąłem się na ziemię.
Obudził mnie krzyk, podejrzanie podobny do tego, który parę dni temu wystraszył Morrigan. Rozejrzałem się wokół i zorientowałem się, że zniknęła zarówno ona, jak i Byk z Inkwizytorką. Mimo ciemności zauważyłem świeżą ścieżkę utorowaną przez wysokie zarośla, ścieżkę o szerokości noszy. Zostawiłem resztę nieprzytomnych towarzyszy i pełen złych przeczuć ruszyłem przed siebie. Po kliku minutach marszu zamarłem w pół kroku, słysząc odległe odgłosy kłótni.
- …i co z tego, że jest parę lat starsza niż większość twoich… nowych pociech? To wyjątkowo zdolny dzieciak, nada się do twoich celów. Ja dotrzymałam słowa, teraz ty dotrzymaj swego!
- Oh, Morrigan… - nie znałem właścicielki drugiego głosu, mogłem tylko zgadywać. Właściwie z dużym prawdopodobieństwem, że trafię, bo w końcu ile mogło być w Thedas osób potężnych na tyle, by owinąć sobie naszą czarodziejkę wokół palca… by zmusić ją do zdrady? – Jesteś taka naiwna.
widzę że nie tylko mi się wydawało, ze kolejna część opowiadania zaczyna się od zaledwie dwóch zdań. pora przestać pić ;)
A niech mnie, rzeczywiście, można było rozwinąć tekst. Co za fail :(
Pytanie do organizatorów: czy w przypadku takiego błędu jest możliwość napisania kontynuacji jeszcze raz - tym razem odnoszącego się do całości przygotowanego przez autorkę tekstu, a nie tylko dwóch/trzech zdań?
Wyziewy splatały się i rozplatały nad naszą kępą, to przesłaniając, to odsłaniając księżyc, który wydawał się kołysać jak żółta cmentarna latarenka.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
- Zbudźże ją Varricu – wrzasnął Żelazny Byk – Walka niebawem się zacznie.
Przyszedł do mnie, w najmniej spodziewanym momencie, jak wtedy, gdy usłyszałam Jego głos po raz pierwszy. Wskazał mi drogę i przestrzegł, że muszę do Niej podążać sama, dlatego wiedząc jak wysoką cenę mogę zapłacić za tę niesubordynację, wymknęłam się Żelaznemu Bykowi i pogrążonej we śnie Inkwizytorce. Stała tam, jak gdyby nigdy nic - lodowa maska osiadła na jej twarzy, ukrywając wszelkie emocje. Pierwsze słowa padające z jej ust były drwiną, kolejne były zbędne - wszak obie miałyśmy misje do wypełnienia. Nakreśliła na kamiennej ścianie krwawiącym palcem dziwny, niewielki prostokąt, szepnęła coś niezrozumiałym, syczącym językiem i otworzyła bramy do naszego końca. Płynna tafla lustra zabłysnęła, kiedy pierwsza przeszła przez nią . Otwierając oczy po drugiej stronie zwierciadła, czułam, że cząstka mojego skromnego Orlezjańskiego jestestwa znika raz na zawsze, porzucona w krainie tak odmiennej od przepełnionych magią i śmiercią bagien Nahashin.
Przeniosłyśmy się do świata nie znającego narzędzia magii, miejsca które jako jedyne przetrwało dzięki Stwórcy - zaginiona Atlantyda legenda znana mi z Zakonu; gdzie magia ożywała tylko jednej nocy, rodząc najsilniejszą broń mogącą oczyścić nasz świat. Niegdyś żył tu smok, który zgładzony został przez zwykłego człowieka, a czyn ten, zrodził jego esencję - Legendarny Kwiat, dzięki któremu Ona mogła umrzeć i narodzić się na nowo jak Andrasta, jak latający smok.
Miejsce to było mi obce i nieznane, ale dziwnie kojące, może to złudzenie pustki ,a może sen proroczy? Kolejna przepowiednia, która tym razem karze zdradzić swoich i dołączyć do Niej, Matki wszelkiej śmierci, samej Andrasty.
Ze snu wyciągnął mnie Varric.
Na imię mam Leliana, zostałam świadkiem i zarazem jedynym śpiewającym tkaczem tego wydarzenia. Żyjąc będę śpiewała w Jej imieniu i pomimo tego, że po przebudzeniu nic się nie zmieniło, a walka miała zaraz się zacząć, poczułam dreszcz, jakbym znów była w smoczej grocie pod zamkiem, gdzie poznałam resztę mojej historii. Musiałam zdradzić…
Czułem w kościach, że przetrwanie tej nocy będzie graniczyło z cudem. Odliczałem każdą minutę, która przybliżała nas do wzejścia słońca, modląc się w duchu żeby złe przeczucia były tylko fałszywym alarmem.
Po upływie godziny coś poruszyło się w krzakach. Nim Morrigan zdążyła zareagować z otchłani nocy poszybowała strzała, która godziła Żelaznego Byka w ramię. Wojownik zachwiał się i zawył z bólu. Spowił mnie nieokiełznany lęk, który zmusił mnie do ukrycia się za głazem nieopodal, skąd miałem widok na całą sytuację.
Z czeluści wybiegło dziesięciu, dwu metrowych, dobrze zbudowanych pomiotów, które miały twarze torturowanych dzieci, a w miejscach gdzie powinny znajdować się gałki oczne wydobywały się czerwone płomienie. Drużyna szybko przygotowała się do walki. Wiedźma rzuciła śmiercionośne zaklęcie, które powaliło trójkę napastników. Najemnicy wdali się w wir walki z resztą potworów. Morrigan z trudem łapała oddech po rzuceniu wyczerpującego zaklęcia i nagle zesztywniała. Pomioty, które ugodziła czarem podniosły się z trudem i rozpoczęły marsz w jej kierunku. Podobny kłopot mieli qunari. Pomioty zdawały się być kompletnie odporne na ciosy zadawane przez potężnych wojowników. Jeden z kompanów Byka dał się zaskoczyć i dostał cios prosto w serce. Morrigan stworzyła dla siebie tarczę ochronną i przyjmowała ciosy trójki monstrów, które powinny być już martwe, Byk z ostatnim kompanem zaciekle walczyli z pomiotami. Jeden z nich przemknął się przez linię obrony i ruszył w kierunku inkwizytorki. Był już bardzo blisko, Blackwall leżący nieopodal jęczał i dławił się własną krwią, więc nie był w stanie zareagować. Pomiot uniósł miecz gotów zadać śmiertelny cios, gdy nagle jego głowę przeszyła rozjaśniona strzała. Napastnik padł na ziemię bez życia. Na pole bitwy wbiegła Lelliana, która odmówiła nam wyruszenia na wyprawę kilka dni temu.
- Musicie niszczyć ich mózgi! - krzyknęła, a następnie wyjęła z plecaka magiczną lutnię na której zaczęła grać.
Drużyna słysząc melodię zaczęła odzyskiwać siły. Żelazny Byk wziął do siebie słowa Lelliany i jednym uderzeniem topora uszkodziły głowy dwójki napastników, a na następnego rzucił się z gołymi pięściami by wbić go w ziemię. Morrigan też wiedziała już, co robić. Opuściła barierę, odskoczyła do tyłu i sprawiła, że głowy pomiotów eksplodowały jedna po drugiej.
Gdy bitwa się skończyła, zauważyłem błyszczące, żólte oczy, które obserwowały całe zajście. Po jakimś czasie zaczęły się zbliżać do naszej drużyny, aż w końcu z ciemności wydobył się wojownik o niebieskich oczach, delikatnym zaroście i tatuażach na twarzy. Nim ktokolwiek zareagował, postać uniosła dłoń i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy na polu bitwy osunęli się na ziemię. Wszyscy prócz Morrigan.
- T-t-tyyy... - Powiedziała z trudem wiedźma. - Ale... jak?
Człowiekiem, który nas zaskoczył był Adrianus. Szary Strażnik, który odpowiadał za wyzwolenie Fereldenu podczas drugiej Plagi.
- Nie ma czasu na głupie pytania Mor. Powiem tylko tyle, że nie należę już do tego świata. Nie masz pojęcia w co się wplątałaś. - Powiedział Adrianus.
- Każdy ma swoje powody. Te szlachetne, jak i te troszeczkę mniej. - Zachichotała Morrigan.
- Wiem dobrze, co cię tu sprowadza. Pomioty z którymi walczyłaś przed chwilą to zupełnie nowe zagrożenie, a to co czai się na końcu waszej wędrówki jest starsze i potężniejsze od Flemeth. Niestety dla was to Bagno was uwięziło i nie wypuści was dopóki nie przekonacie lub nie pokonacie istoty, o której mówię.
- Żartujesz tak? Potężniejsze niż Flemeth? Daruj sobie. Więc co to jest?
- Nie mogę tego powiedzieć. Sami musicie się przekonać. Powiem ci jednak, że zwycięstwo jest niemożliwe z dwójką nieposłusznych qunari, starym Strażnikiem i śmiertelnie ranną inkwizytorką, a jeśli już o niej mowa, to musisz wiedzieć, że drzemie w niej pradawna moc, która może okazać się kluczem do zwycięstwa. Zostawię wam przy obozowisku plecak wypełniony lekami, które postawią na nogi każdego członka twej drużyny. Do ciebie należy zadanie okiełznania qunari i stworzenie prawdziwej drużyny, która da wam choć namiastkę nadziei na zwycięstwo. Dokładnie takiej jak nasza przed laty. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy... Mor. A teraz... POPROWADŹ ICH LUB GIŃ!
Po tych słowach poczułem jak moje powieki robią się ciężkie i osunąłem się na ziemię.
Gogetas - tak, napisz tylko na początku dlaczego wrzucasz ponownie pracę.
Spojrzałem ponad bezwładnym ciałem inkwizytorki w głąb chaszczy, starając się wzrokiem rozegnać złowróżbną mgłę i dojrzeć zbliżających się przeciwników, nie zobaczyłem jednak zupełnie nic. Żelazny Byk wstał, złapał swój topór i uważnie oglądał go w nikłym świetle rozpalonego niedawno ogniska. Sprawiał wrażenie całkowicie obojętnego i znudzonego, wiedziałem jednak, że już szykuje się do starcia, które miało zaraz nastąpić. Również czarodziejka podniosła się i dostojnym krokiem ruszyła w stronę Blackwalla, który odzyskał przytomność.
Strażnik spoglądał na nas obłąkanym wzrokiem, próbował krzyczeć, a nawet wyswobadzać się z pętających go więzów, ale dobrze wykonałem swoją robotę - nie miał szans się uwolnić. Nagle coś się zmieniło, jego oczy wyrażały teraz bezkresną radość, a wyniszczoną twarz wykrzywił grymas, mający być, zdaje się, uśmiechem.
Pomioty zbliżały się, a on czuł ich obecność każdą cząstką siebie, wzywały go. Wszyscy czym prędzej złapaliśmy za broń, Morrigan zaś wyraźnie koncentrowała swe moce. Plugawa hołota wypadła z gęstwiny i bez zastanowienia ruszyła do ataku. Zdumiewające, jak wiele spośród nich dało się poznać jako dzieci. Do wyboru mieliśmy albo dać się im zabić, albo ulitować się nad nimi i położyć ostateczny kres ich życiu. Co ja gadam, my nie mieliśmy wyboru! Słałem więc nieprzerwanie pocisk za pociskiem, a Bianka ani razu mnie nie zawiodła. Czarodziejka przemieniona teraz w ogromnego pająka atakowała celnie, sama nie zostając jednak trafiona, równie dobrze radził sobie qunari i jego dwaj zbrojni w miecze kompani.
W całym tym zamieszaniu przeoczyliśmy jednak moment, w którym Blackwall jakimś cudem wyswobodził się i umknął w niewiadomym kierunku, zabierając ze sobą poranione ciało nieprzytomnej inkwizytorki.
- Przygotować się. - Warknął Byk. Jego podwładni zareagowali natychmiast, jakby od dawna niecierpliwie oczekiwali tego rozkazu. On sam nie drgnął nawet, nie odstąpił na krok nieprzytomnej inkwizytorki, teraz bladej jak trup i zroszonej zimnym potem. Błyszczącym w półmroku okiem wpatrywał się czujnie w pobladłą czarodziejkę opierając swój bojowy młot na muskularnym barku. Morrigan zauważyła jego spojrzenie i najwyraźniej zdołała coś z niego wyczytać, bo obnażyła zęby w paskudnym grymasie i parsknęła gniewnie. I wtedy wszystko się zaczęło. Ból uderzył z siłą tarana, eksplodował pod powiekami feerią barw. Blackwall wyprężył się, błysnął w mroku białkami oczu. Naparł na krępujące go więzy z potworną siłą a jego stawy zatrzeszczały wyjątkowo nieprzyjemnie. Któryś z najemników krzyknął krótko, ostrzegawczo. Kątem oka złowiłem ruch. Coś małego i ciemniejszego od otaczającego nas mroku pełzło przez bagno jak polujący drapieżnik. Bianka zadrżała niecierpliwie rozkładając błyszczące ramiona.
- Czekać! - Zagrzmiał Żelazny Byk do swoich podkomendnych unosząc jedną z ogromnych dłoni. - Pozwólmy im przyjść do nas.
Cień jakby zrozumiał jego słowa. Znieruchomiał natychmiast, wyprostował się powoli. Jeden po drugim kolejne postacie wyłaniały się z mgły i mroku, otaczając obóz coraz ciaśniejszym pierścieniem. Wpatrywały się w nas nieruchomo i cierpliwie.
- Czekać! - Ryknął powtórnie Byk czując narastające napięcie wśród najemników.
Z piersi Blackwalla wydobył się potworny wizg. Powietrze zatrzeszczało, nabrzmiało magią. Z wnętrza mojej głowy przemówił głos. Nie rozumiałem słów, które wypowiadał, wiedziałem jedynie, że nie mógł pochodzić z tego świata. Przez niego, jakby z wielkiej oddali, słyszałem śpiewną inkantację Morrigan.
- Nie zrobisz tego! Nie ośmielisz się!
Spojrzałem za siebie na bladą z wysiłku wiedźmę i spiętego najemnika, u stóp którego skrępowany Strażnik wił się jak ranne zwierzę. Dostrzegłem też twarz inkwizytorki, za którą Byk z jakiegoś powodu był gotów pójść na samo dno otchłani. Poczułem jak po plecach spływa mi zimny pot. Oczy miała szeroko otwarte i puste, spękane wargi poruszały się bezgłośnie wypowiadając te same dziwne słowa, które tak wyraźnie słyszałem w swojej głowie.
- Odsuń się! - Krzyknęła Morrigan wiążąc zaklęcie. - Odsuń się przeklęty rogaczu! To rozkaz!
- Nie słucham już twoich rozkazów - odparł spokojnie qunari.
- Pożałujesz - syknęła wiedźma. Zwróciła na mnie błyszczące oczy, omiotła gorączkowym spojrzeniem gotową do strzału Biankę. Jej twarz przybrała upiorny wyraz.
- Zrób to, Varricu - rozkazała.
- Zrób to, Varricu – powtórzył głos w mojej głowie przemawiając głosem ikwizytorki.
Ból w skroniach narastał, zmuszał do posłuchu. Mój palec z łatwością odnalazł spust i zanim zdałem sobie sprawę z tego co robię Bianka już odnalazła swój cel.
W sumie sam nie wiedziałem, czego bardziej się obawiać... Pomioty z twarzą dzieci przypominały mi raczej potwory z opowieści dla najmłodszych, którymi straszono, gdy te nie chciały słuchać rodziców. Tak naprawdę, to było nic w porównaniu do tego, co kryło się w gęstym, zaciskającym się coraz bardziej wokół nas, kożuchu pokrywającym bagna.
Ledwo Morrigan zdążyła wydać komendę, by ruszać dalej, gdy zdałem sobie sprawę, że przerażające zimno zaczęło przenikać moje tkanki. Począwszy od stóp kierowało się ku górze, aż zatrzymało się na czubku nosa.
- Nie... Ten się nie nadaje, nie taki był układ… Za mało życia mu pozostało…- lodowate, ostre niczym ciernie słowa przeszyły moją głowę.
Zastanawiacie się pewnie, jak wybrnąłem z tej całej sytuacji, bo przyznacie, że nie była ona zbyt komfortowa, nawet dla tak nieustraszonego krasnoluda jak ja. Gdy zebrałem się, by przy użyciu mojej niesamowicie wyćwiczonej- a w zasadzie wrodzonej- sile woli, wyrzucić z głowy niechcianych gości, żeby następnie zapoznać ich z zazdrosną na zabój Bianką, powietrze przecięła nagle zimna klinga Żelaznego Byka. Paraliż momentalnie ustąpił, krew na nowo zaczęła płynąc w moich żyłach. Zdążyłem tylko na ułamek sekundy spojrzeć na odcięte, wijące się, obślizgłe macki tajemniczych kreatur nim zamieniły się w demoniczny pył. Ostatkiem sił Morrigan odepchnęła otaczającą mnie mgłę, z której przez dłuższy czas słychać było jeszcze przeraźliwe krzyki.
- Musimy odnaleźć tę apostatkę i to natychmiast! - z tymi słowami, z czoła czarodziejki spłynęły dwie wielkie krople potu.
Żelazny Byk nic nie powiedział, skinął tylko głową w geście potwierdzenia, po czym niby od niechcenia podniósł swój oręż. Jego dwaj towarzysze uczynili to samo. Ja też przygotowałem Biankę do walki i zerknąłem na czarodziejkę. Była spięta i nerwowym wzrokiem badała okolicę. Już miałem rzucić jakiś niewybredny żarcik, który rozładowałby napiętą atmosferę, kiedy głosy dochodzące z mokradeł wyraźnie przybliżyły się, by wreszcie ich właściciele zaatakowali.
Twarze pomiotów o dziecięcych rysach wcale nie były delikatne, niewinne i rumiane - wręcz przeciwnie – wyrażały nienawiść i żądzę krwi.
Qunari bez wahania ruszył na przeciwników, zręcznie wymachując swoim mieczem i trafiając celnie w ich wątłe truchła. Niespodziewanie jeden z nich znalazł się za Bykiem i próbował zadać cios – wojownik jednak błyskawicznie zorientował się w sytuacji i sparował uderzenie. Następnego nie było.
Nieskromnie dodam, że również ja i Bianka przyczyniliśmy się srodze do zmniejszenia populacji pomiotów. Najszybciej jak potrafiłem naciągałem cięciwę, a Bianka wyszukiwała cel i przeszywała go na wylot.
Tylko czarodziejka broniła się niepewnie, nie uśmiercając żadnego z pomiotów, lecz jedynie ogłuszając je i pozbawiając przytomności.
Niespodziewanie krzyknęła nieludzko i poddała się, uciekając w głąb zasnuwającej okolicę mgły. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co ją tak poruszyło i wystraszyło.
Ułożyliśmy noszę, na których leżał Blackwall na ziemi i otoczyliśmy je kordonem, ściskałem Biankę w dłoniach przygotowany na to, co miało nadejść. Po chwili z otaczających nas oparów zaczęły wyłaniać się sylwetki coraz większej liczby pomiotów podobnych tego, z którym zmierzyliśmy się ostatnio, niskie, krępe o twarzach dzieci ze szczątkami ubrań pokrywającymi ich powykręcane ciała. I wtedy poczułem jak coś uderza mnie w bok, to była Morrigan, jej ciało opadło bezwładnie na ziemię tuż obok mnie, nie bacząc na nic wciągnąłem ją do kręgu a następnie niezwłocznie wróciłem na swoją pozycje. W tym czasie moi towarzysze poczynali sobie śmiało pacyfikując kolejne grupy przeciwników, nie chcąc pozostać w tyle rozpoczeliśmy z Bianką nasz wspólny taniec, kolejni wrogowie padali zasypani gradem bełtów, jednak pomimo naszych wysiłków szeregi wroga zdawały się nie mieć końca, do tego Morrigan leżała nieprzytomna a bez niej otaczające nas opary zacieśniały się coraz bardziej odcinając nam drogę ucieczki. Nagle zauważyłem, że zaczęło się przejaśniać, rozejrzałem się dokoła a moim oczom ukazała się zakapturzona postać, mgła rozpraszała się przed nią oczyszczając drogę a z palców wystrzeliły iskry tworząc ognistą ścianę oddzielającą nas skutecznie od wrogów.
-Chyba potrzebujecie pomocy- zapytał zbliżając się. Był to mężczyzna ubrany w kapłańskie szaty, a na szyi miał medalion, który błyszczał w kontakcie z mgłą
-Kim jesteś? - zapytałem podejrzliwie.
-A czy to ważne, kim jest, zabierajmy się stąd dopóki mamy okazję - warknął Byk zarzucając swój topór na plecy i chwytając w pośpiechu nosze.
-Ja zajmę się Morrigan – odpowiedział nieznajomy biorąc jej ciało na ręce
Nasz wybawca zaprowadził nas do swojej chaty położonej niedaleko gdzie zajął się nieprzytomną dwójką a my w tym czasie udaliśmy się na spoczynek. Próbowałem zasnąć jednak coś nie dawało mi spokoju, nie ufałem naszemu nowemu znajomemu, jego opowieść jakoby to przypadkowo pojawił się w tamtym miejscu nie trzymała się kupy, moi kompani nie przejęli się tym zbytnio jednak ja czułem ze coś mi umyka, sięgnąłem po kufel i pociągnąłem łyczek trunku, wtedy mnie olśniło
-Nazwał ją po imieniu!!! - Wykrzyczałem budząc wszystkich wkoło
-O, co ci chodzi krasnoludzie? Co to za wrzaski w środku nocy? – Zapytała inkwizytorka przecierając oczy
-Nazwał ją po imieniu – powtórzyłem. Pamiętacie, co odpowiedziała czarodziejka, kiedy zapytaliśmy, co tak naprawdę ją tu sprowadza?
-Oczywiście, że prawdopodobnie zna osobę, która stoi za tym wszystkim. Zaraz on ją zna!!! - wykrzyczał Byk
-Nadal nie obchodzi cię, kim jest? – Spojrzałem na niego pytając z przekąsem.
Rozwścieczony moją drwiną wojownik poderwał się z łóżka chwytając rękojeść topora a reszta Quinari poszła w jego ślady, inkwizytorka również sięgnęła po miecz i razem udaliśmy się w stronę pokoju, w którym znajdował się uw tajemniczy jegomość. Potężny kopniak wyłamał drzwi z zawiasów a te strzaskane wylądowały na ziemi, za nimi stał tajemniczy czarodziej a na ziemi leżały ciała dwójki naszych towarzyszy. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałem, kiedy się ocknąłem był potężny oślepiający błysk, teraz pokój stał pusty a cała trójka zniknęła. Kiedy już wszyscy odzyskali świadomość postanowiliśmy ruszyć w pościg za zaginionymi, przeszukaliśmy chatę natrafiając na ukryte pomieszczenie, gdzie znajdowała się tajemnicza mapa, oraz amulet podobny do tego, jaki nosił na szyi nasz wybawca. Zebraliśmy wszystko, co mogło się przydać i niepewni tego, jak potoczą się dalej nasze losy ruszyliśmy odnaleźć zaginionych.
Morrigan zdawała się nie przejmować naszą obecną sytuacją, ale wszyscy trzej wiedzieliśmy, że nie dotrzemy do Andoralskiego Pogranicza z zakneblowanym Blackwallem i nieprzytomną inkwizytorką. Nie mieliśmy jednak wyjścia. Kompanów się nie porzuca, choćby miałoby się zginąć. Ruszyliśmy.
Cały czas myślałem o tej zagadkowej, zakapturzonej postaci. Miałem wrażenie, że ma związek ze śpiączką inkwizytorki.
Moje rozmyślania skończyły się gdy coś silnir uderzyło mnie między łopatki. Nim sie obejrzałem, nasz qunari rozprawił się z 3 hurlokami, a Morrigan zamroziła kolejnych 3. Bianka już była w gotowości.
Po krótkiej rozprawie z tą małą grupką pomiotów zatrzymały się w nas serca. Nie było z nami Blackwalla. Wszystkie sznury leżały na leśnym runie. Morrigan zemdlała.
Zacisnąłem dłonie na Biance, czułem jak każdy mój mięsień napina się przygotowując się do walki. Żelazny Byk powoli podniósł się na nogi, wpatrując się uważnie w mgłę.. Czułem to, powietrze wręcz wibrowało, nawet bez ostrzeżenia Morrigan, wyczułbym że coś się zbliża. Po raz kolejny tego dnia, żałowałem, że tu jestem. Zacząłem się zastanawiać, czy to spotkanie będzie mi jeszcze dane opisać w jednej z moich opowieści. Czekaliśmy, nie wiem ile czasu minęło, wtedy wydawało mi się że całe godziny. Mgła zrobiła się tak gęsta, że widziadłem już tylko niewyraźne sylwetki swych towarzyszy. Czułem, że to nieroztropne, że powinienem raczej trzymać się blisko nich, ale jakaś siła sprawiała, że nie mogłem poruszyć się nawet o cal. Napięcie zjeżyło mi włosy na karku, w tej śmiertelnej ciszy słyszałem tylko jak szybko bije moje serce. Wtedy ujrzałem cień, powykrzywianą postać, która powoli zbliżała się w naszą stronę. Z początku wydawała mi się olbrzymia, wycelowałem w nią, gotowy w każdej chwili oddać strzał. Jednak im bliżej nas była, tym stawała się mniejsza, wydawała z siebie przytłumiony szloch. Palce zadrżały mi na spuście, jeszcze chwila, kawałek. Z czym przyjdzie nam się zmierzyć? Jak obrzydliwa i niebezpieczna kreatura czaiła się na Bagnach Nahashinu?
Mgła ustąpiła, nagle, jakby jej tam nigdy nie było. Nie byłem przygotowany na to co zobaczę, przerażająca prezencja, potwór, okazał się być małą dziewczynką, okropnie umorusaną błotem, w podartej lnianej sukience, która zanosiła się straszliwych szlochem. Opuściłem Biankę,znów mogłem się poruszać, Stalowy Byk i dwaj szarżownicy wciąż jednak stali w pozycji bojowej, z wyciągniętymi mieczami, czarodziejka również podejrzliwie kierowała kostur w stronę dziecka. Ja nie czułem już zagrożenia, złowroga cisza ustąpiła normalnym nocnym odgłosom, sądziłem że to po prostu bagno tak na nas wpłynęło, mgła zmąciła nam umysły, a karmione strachem serca zaczęły panikować bez powodu.
-Mamusiu! Wiecie gdzie jest moja mamusia? -dziewczynka spytała piskliwym głosikiem i spojrzała na nas smutno, wielkimi, brązowymi oczami.
-Wszystko w porządku, zabierzemy cię do domu -odparłem wesoło i uśmiechnąłem się by pokazać że nie musi się nas bać.
Zrobiłem kilka kroków w jej stronę, była samotna i przerażona, kto wie ile czasu spędziła błądząc bo zdradzieckich trzęsawiskach, to cud że udało jej się przeżyć.
-Stój, nie podchodź do niej idioto! -Morrigan krzyknęła, a w jej głosie dało się wyczuć strach pomieszany z irytacją. -Nie widzisz, że to to wszystko jest zbyt podejrzane?
-Zgadzam się -odezwał się milczący dotąd Byk.
Nie bardzo rozumiałem o co im chodzi, to było tylko nieszczęśliwe dziecko, które chciało wrócić do domu. I wtedy właśnie popełniłem najgorszy błąd, którego konsekwencje będą prześladować mnie do końca mego życia. Może byłem zbyt miękki zapomniałem, że to są Bagna Nahashinu, że czai się w nich coś co ciężko pojąć rozumem. A przecież moje podróże powinny były mnie nauczyć, że rzeczy mogą nie być tym czym się nam wydają na pierwszy rzut oka, a zło potrafi przybierać najróżniejsze formy.
Mimo zakazu Czarodziejki poszedłem do drobnej trzęsącej się figurki i objąłem ja ramionami nim ktokolwiek zdążył mnie powstrzymać.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Zdradziecka mgła powoli gęstniała wokół nas, mętne macki próbowały rozpaczliwie dosięgnąć naszych ubrań, rynsztunku i włosów. Z każdą sekundą chrapliwy, zniekształcony chichot plugawych pomiotów zbliżał się coraz bardziej w naszą stronę, otaczając nas w prowizorycznym obozowisku. Przygotowany do nieuchronnej walki, sięgnąłem po Biankę, gdy świat nagle zafalował mi przed oczami i przybladł, a głowę przeszył krótki, lecz obezwładniający ból. Seria chaotycznych, niezrozumiałych obrazów gwałtownie zaatakowała moje myśli: wykrzywiona w gniewie twarz apostatki rzucającej czar na Inkwizytorkę, przerywając zamykanie Wyrwy, skulona w kącie przerażona grupka dzieci, tocząca się po ziemi fiolka z krwią pomiota, budzący grozę cień tajemniczej istoty pochylonej nad nieprzytomnym Blackwallem, pęknięte misternie zdobione lustro.
Okrzyki towarzyszy wyrwały mnie z niepokojących wizji (a może to były wspomnienia?) jak grom z jasnego nieba i osunąłem się bezwładnie na Żelaznego Byka, desperacko próbując złapać powietrze.
- Gdzie… gdzie my jesteśmy? – wycharczałem z trudem, rozglądając się zdezorientowany – Dzieci... dzieci... wciąż szukamy dzieci na Bagnach Nahashinu?
Morrigan natychmiast do mnie doskoczyła, w jej oczach na ułamek sekundy zagościło przerażenie, a Żelazny Byk zaklął siarczyście pod nosem, wciąż mnie podtrzymując. Nie mogłem się jednak skupić, coś dziwnego stało się z moim ciałem - widziałem je, mogłem nim ruszać, ale nie czułem, by należało do mnie. Czułem za to chłód posadzki, choć nie leżałem przecież na ziemi.
- Czy pamiętasz co się wydarzyło przy Jaskółczej Wyrwie? – spytała Morrigan napiętym głosem, jej oczy intensywnie wpatrywały się w moje. Poczułem bijącą od nich iskierkę magii i ból głowy powrócił ze zdwojoną siłą, a świat znów zaczął pulsować.
- Blackwall już nie pamięta, pochłonęły go jego najgorsze koszmary, lecz ty masz jeszcze szansę. – kontynuowała wiedźma spokojnym tonem, kładąc dłoń na moim czole – W rzeczywistości już od dawna nie jesteśmy na Bagnach Nahashinu, a nawet i moja magia tu słabnie, więc wkrótce nie będę mogła nas chronić.
Dotyk chłodnej ręki Morrigan przywołał falę zapomnianych wspomnień pogrzebanych siłą przez to przeklęte miejsce. Znalezienie zagubionych dzieci i starcie przy Jaskółczej Wyrwie, furia apostatki, rozdzierający krzyk bólu Inkwizytorki i ten zimny, nieludzki śmiech demona, gdy więził nas w…
- Pamiętasz… – szepnęła z ulgą Morrigan, w jej głosie słychać było zmęczenie – Tutaj wszystko wypacza wspomnienia, kaleczy myśli i sprowadza koszmary, nic nie jest tu prawdą. To wszystko iluzja.
Gdy otworzyłem oczy świat rozprysł się na tysiące kawałeczków, Bagna Nahashinu i pomioty znikły, a przeklęte miejsce wyjawiło swoją prawdziwą naturę. Kraina tonęła w chorobliwym, zielonkawym świetle, a wysoko nad naszymi głowami wisiało Czarne Miasto - byliśmy w Pustce.
Łudziłem się, że to „niedługo” nastąpi za kilka dni, może jutro. Chciałem odwlec ten moment na później gdy Blackwall i smarkula byliby gotowi do walki. Kiedy nie zostałbym zdany tylko na łypiących na siebie złowrogo qunari i wiedźmę. W takich chwilach drodzy panowie osoba zaczyna tęsknić za starymi dobrymi czasami. Mnie też to nie ominęło. Zabrakło mi Hawka, który potrafił zażartować i zawsze dbał o swoich. Wtedy niestety byłem sam.
Po niezliczonym czasie oczekiwania poczuliśmy ich. Opary już gęsto oplatały nasz obóz. Jako pierwsze usłyszeliśmy szamotanie się Blackwalla. Ocknął się i starał się wyswobodzić z więzów. Byk nie drgnął nawet. Chyba wolał mieć mniej ale pewnych kompanów. Potem był chlupot wody i ponury charkot pomiotów dochodzący zewsząd. Otoczyli nas. Stanęliśmy spięci i niepewni gotowi na to co zaraz się wydarzy. Każdy znajdował się z innego skraju obozu z przygotowaną bronią bądź czarem. Byli już bardzo blisko.
Wtem stało się nieprzewidziane. Za naszymi plecami wybuchła zielona jaskrawa łuna rozjaśniając okolicę. Mieliśmy tylko chwilę na reakcję, gdy ryk pomiotów niemal nas ogłuszył jak ruszyły do ataku. Zerknąłem tylko na moment za siebie. Po środku obozu otworzył się mały ryft. Szalał zielonymi smugami energii a nasza inkwizytorka, leżąc z ręką wyciągniętą w jego kierunku, starała się go zamknąć.
Okrzyk Morrigan odciągnął mnie od tego przerażająco pociągającego widoku. Wycelowałem Biankę w najbliższy pomiot z dziwnym uczuciem na sercu.
- Wracaj skąd przylazłeś - warknąłem przeczuwając, że znów będę miał o czym opowiadać.
86 dzień wyprawy.
Znajdowaliśmy się na Bagnach Nahashinu, każdy z nas stojąc na tych ziemiach był przygotowany na najgorsze. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że wydostanie się Cieni poza osłonę nieba, trwało sporo czasu. Pozostawało nam jedynie czekać w brudnych kałużach, otaczanych poprzez masę ponurych dzrew wyrastających spod wody. W między czasie zauważyłem, że czarodziejka Morrigan zaczęła ze zdenerwowania tupać obcasem swojego buta o kamień, na którym stała. Wydało mi się to dość dziwne, nigdy nie zauważyłem na jej twarzy, choćby oznaki szczęścia, smutku, a tym bardziej zdenerwowania.
Po kilku godzinach jeden z żołnierzy Żelaznego Byka wskazał palcem na gwiaździste niebo. W jednej chwili, wszystkie gwiazdy znikły, a za ich miejsce pojawiły się jedynie zgniłozielone błyski.
Przyglądałem się całemu zjawisku ze strachem, ale z drugiej strony było to nadzwyczaj ciekawe. Poza rozszalałymi Cieniami na niebie, mój wzrok przykuła lady Morrigan, która z każdą sekundą wyglądała na coraz bardziej zestresowaną. Myślałem, że ma tak tylko przed walką, może jej minie. Po chwili ze sklepienia wydostał się czarny dym, kiedy ustał, z tego samego miejsca zaczęły wyślizgiwać się czarne Cienie, przypominające najohydniejsze kreatury na ziemi.
Wszyscy oprócz mnie brali już udział w walce, rozszalałe topory, brzęki oręża, świsty strzał, wszyscy do okoła mordowali zło. Bynajmniej tak mi się zdawało, póki nie spojrzałem na Morrigan, która po sekundzie leżała pod wielkim qunari, przytrzymywał jej szyję swoim potężnym toporem. Duszona przez Żelaznego Byka, próbowała posłużyć się swoją magią, słabe iskry wylatywały spod palców czarodziejki, lecz na nic się to zdało, po chwili leżała już martwa, a z jej ust wylatywał, ciemny jak smoła dym, podobny do tego z kokonu Cieni. Wraz z nim wydobył się piskliwy jęk, który towarzyszył dymowi.
Wszystko stawało się coraz bardziej tajemnicze i nikt nie znał odpowiedzi, dlaczego czarodziejka została zamordowana w takiej chwili...
Poprowadź ich lub giń
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Szybko, więc pochwyciłem Biankę i wybiegłem wprzód, aby zobaczyć ile pomiotów nadchodzi. Lecz ku memu zdziwieniu, i również innych nie były to pomioty…
Byli to templariusze. Nie wiem co tam robili, ale najwyraźniej spotkało ich to samo, co Blackwalla. Ci ludzie wymawiali niezrozumiałe słowa, jakby w jakimś pradawnym języku, ale również krzyczeli jakby coś zadawało im ból, lecz nie miałem pojęcia co.
Nie wiedziałem jak zacząć walkę ,gdyż nigdy nie miałem przyjemności potykać się z oddziałem opętanych templariuszy. Z pomiotami byłoby łatwiej… Z templariuszami nie polegał problem na stylu walki ,lecz z opancerzeniem jaki nosili. Ciężką zbroję trudniej przebić, a ma tylko kilka słabych punktów jak pod szyją lub pod pachami.
Skinieniem głowy dałem znać, że idę na prawa flankę, a Żelazny Byk razem ze swoimi przybocznymi ma mi utorować drogę … Widząc trzech zwartych w szyk qunari ,którzy zabijali bez opamiętania wszystkim czym się dało, brońmi, korzeniami, a nawet swoimi twardymi rogatymi czaszkami. Widok był okrutny, lecz i piękny. Qunari i ja walczyliśmy razem ramię w ramię bez wytchnienia, niczym cztery demony śmierci które wpadły w szał bitewny. Lecz z tego wszystkiego zapomnieliśmy o czarownicy, która strzegła Inkwizytorki i Blackwalla. Po chwili zaszarżowała na nią dwójka opętanych, którzy jakimś cudem nam się wymknęli. Bez zastanowienia rzuciłem Biankę w ich stronę … chybiłem, lecz szybko pobiegłem do nich wyciągając nóż z nogawki. Nagle przede mną stanął jeden z wrogów ,więc szybko wbiłem mu ostrze w gardło ,a ten dławiąc się krwią próbował mnie przetrzymać, ale szybko go odepchnąłem. Biegłem dalej, lecz się spóźniłem ,gdyż jeden templariusz mocno ciął Morrigan w brzuch… Osłupiałem z niedowieżania, ale potem rzuciłem sie ze wściekłością na drugiego templariusza, który stał nad Inkwizytorką i miał zadać ostateczny cios. Wbiłem mu nóż w serce przebijając się przez gruby pancerz, a potem wziąłem jego miecz, by odrąbać głowę temu co zadał cios Morrigan.
Zobaczyłem, że czarodziejka była nieprzytomna i się coraz bardziej wykrwawia. Nagle przypomniałem sobie o mgle, skoro Morrigan była nieprzytomna to kto powstrzymuje mgłę?
- Byku, qunari! Zabierzcie ranną Inkwizytorkę i Blackwalla. Mgła się zbliża!- krzyknąłem z całych sił mając nadzieję, że to usłyszą. Nie wiem czemu mgła budziła we mnie taki strach ,ale wydawało mi się, że słyszę dochodzące z niej szepty. Mgła zbliżała się niczym wielka niszcząca fala podczas sztormu …
Jestem niepewny, czy wysyłać pracę, czy może ją skracać. W tym momencie ma 21 zdań. Czy zaliczyłaby się do tych "około piętnastu"? Ciężko byłoby mi cokolwiek z niej ująć.
Też mam 21 zdań. Mam nadzieję, że wszystko w porządku, bo praca poprzedniego zwycięzcy też miała mniej więcej tyle zdań.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
I jakbyśmy zmizerniali nie byli, jak głodni i spragnieni chwili ucieczki od bagiennej frustracji, tak każdy z nas – każdy z nas zdolny jeszcze do walki, rozumie samo przez się – chwycił towarzyszkę swojego życia w twarde dłonie, wsparł się mocniej na nogach, przygarbił, gotów do wyprowadzenia natychmiastowego ciosu, skądkolwiek ten mógłby nadejść w plugawej mgle.
Jakiż dobry to materiał na historię! Spójrz, wyobraź to sobie drogi słuchaczu. Na środku nosze, spętany Blackwall czasem bełkoczący złowrogo, wkoło ustawieni dzielni mężowie i damy (dla dobra opowieści pozwalam sobie tak nazywać Morrigan, ale gdybyście ją słyszeli, ha!, nie nazwalibyście jej damą), każdy trwożliwie i z determinacją wpatrzony przez siebie, naprężony, otoczony nienawistną mgłą, myślący tylko o tym, by uratować dziećki! Widzicie to? No, mówiłem, dobry materiał na historię, inaczej by was tu nie było.
I w takim momencie, miarujcie sobie, nic się nie wydarzyło.
Nic a nic.
Może poza tym, że przebiegł mnie dreszcz. I wtedy dałbym sobie rękę uciąć, że i Bianka pokryła się gęsią skórką. U licha, kusza?! No widzicie, takie to rzeczy dzieją się w głowach na Bagnach Nahashinu.
- Niebawem uderzą – powtórzyła Morrigan. Blackwall zacharczał, uderzył pięściami w rozmiękłą glebę, przez co odgłos był lżejszy, mniej dudniący, ale nie mniej złowieszczy. Nagle zrozumieliśmy, czemu Morrigan wypowiedziała na głos to, co wszyscy wiedzieliśmy. Mieć świadomość zagrożenia to jedno. Zdawać sobie sprawę z tego, skąd nadejdzie, to zupełnie co innego.
Pierwszy zareagował Żelazny Byk, może dlatego, że Qunari inaczej działają zmysły. Może dlatego, że ich specyficzny kodeks nie narzuca zahamowań, które ma każdy normalny… Ach, niech Pustka pochłonie polityczną poprawność! Rozumiecie, o co chodzi. Jeśli jest ktoś – komu trzeba zadać cios, a każdy krasnolud, człowiek czy nawet elf zawahałby się przed pchnięciem, to Qunari to zrobi. Dla dobra społeczeństwa.
No więc – nie patrz tak na mnie, wiem, że tak się nie zaczyna zdań, ale co mi zrobisz? – Żelazny Byk rzuca się do przodu, unosi swój dwuręczny miecz, Blackwall dalej rzęzi, a rzęzi tak, że nie wiem, czy umiera, czy śmieje się jak jakiś pomiot, ostrze już ma opaść, gdy ten opętany Szary Strażnik pluje krwią. I to pluje tak, że jego gęsta broda natychmiast przybiera kolor brudnego karminu, że cała ziemia obok wygląda jak na pobojowisku, że posoka spływa na oczy Byka, tak że ten chwieje się. A potem ta masa zaczyna krzepnąć, poruszać się, pełzać, jakby była tysiącami małych robaków. Odprawia taniec śmierci, zbierając się w jednym punkcie, pełznąć ku górze, kropla na kropli, aż przybiera formę…
Pomimo, że całe jest czerwone, że patrzy czarnymi oczyma, rozpoznaję kształt dzieciaka Rhegisa.
- Głupcy. – Wierzcie mi, nikt nie potrafi powiedzieć „głupcy” tak, jak Morrigan. Człowiek nie wie, czy wstydzić się, czy przygmocić jej w upudrowane lico. – Od tego były wyrwy, od tego były pieczęcie, gniazdo apostatki i Jaskółcza Wyrwa. A wy… - Unosi kostur do góry. Jedzie po nas jak po łysych kobyłach, jakby nie była wszędzie tam z nami, jakby nic nie było jej winą.
Dzieciak, pomiot, skrzep krwi, robaczywy kształt, czymkolwiek to jest, robi krok do przodu.
Gęstą mgłę przerywa krzyk. Inkwizytorka otwiera oczy.
Żelazny Byk wstał, to było dziwne z jego strony, zdaje się że rzadko przerywał zaplanowany odpoczynek. Spojrzał najpierw na wschód, cicho nasłuchując - kazał nam spać. Trzymaliśmy przy sobie bronie, w takich warunkach to norma, nigdy nie wiadomo czy zza drzewa nie wybiegnie niedźwiedź, czy inne, mroczniejsze stworzenie. Zaczęło się od dziwnych dźwięków, coś piszczało w promieniu kilku kilometrów. Odgłosy i zimno nie dawały mi spokoju, wiatr przełamał nawet drzewną tarczę, przez co trudno było się skupić na naszym zajęciu. W końcu wstałem, czas było zabrać się do roboty. Niedaleko nas było widać blask pochodni, miałem nadzieję że to ludzie, nie myliłem się, ale czy naprawdę tego oczekiwałem ? Paru z nas poszło zobaczyć co się dzieje, przyszły mi na myśl znikające dzieci, wszystko zaczynało się układać. Dawno temu ludzie z wiosek składali ofiary wszystkiemu co im zagrażało, począwszy od pomiotów a kończąc na bytach, o których strach nawet myśleć. Powinniśmy to zakończyć, ale co możemy zrobić kiedy w każdej chwili mogą nas zaatakować ? Te rozdarcie także było nie do wytrzymania, jednak nie wszystkim na tym zależało, problem nie chciał się rozwiązać, tajemnica uciskała nas do samego końca.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Obserwowali uważnie okolicę, czekając na pierwszy ruch wroga.Czuć było, że i oni oczekiwali na nasz krok.Jeden krok. Wiedziałem, że ten stan nie potrwa długo,wszakże każdemu zależało na szybkim wyeliminowaniu przeciwnika. Wiatr przycichł troszkę na jedną chwilę, dając nam sygnał do ataku.
I to nas zgubiło.Nasze przeczucia były słuszne, ale przeciwnik nie był przed nami, a wylewał się z zerwanej zasłony. A Przeciwnik znał nas doskonale. Szybkimi atakami z nieba kładł jednego po drugim, wciągając ich Pustkę. Widok ten przyprawiał o dreszcze. Zrozumiałem, że mieliśmy nikłe szanse na walkę z taką armią. Nawet Inkwizytorka nie miała jak zamknąć zasłonę. Przeczuwaliśmy najgorsze.
Rozglądając się, żeby ocenić sytuację, widziałem, że nie tylko ja mam problemy. Żelazny byk, Morrigan, Inkwizytorka i Ja trzymaliśmy się w blisko siebie. Skłamałbym mowiąc, że bitwa była tylko jednostronna. Mimo naszego wysiłku siły i determinacja kreatur nie malała. Wręcz przeciwnie. Atak ich ciągle narastać dając mało czasu na zastanowienie, kalkulacje czy taktykę. Przyparci do muru czekaliśmy na nieunikniony koniec. I stał się cud.
Z rozdarcia wyleciały duch. Pomyślałem, że nic w tym dziwnego. Tyle, że te duchy nam pomagały. Grom ich ciosów odblokował nas. Zwrot zdarzeń i nadzieja wzmocniły nasz hart ducha i dodała sił. Szaleństwo malało. Byliśmy coraz lepsi. I szybsi. I mocniejsi. Koniec był bliski.
Zasłona nadal była zerwana, lecz monstra zmieniły kurs, wycofywały się. Tak, to był koniec. Ulga i radość były ogromne, choć sił brakowało. Inkwizytorka wydała jedno słowo:
- Dziękuje.
Duch stanął nieruchomo przed nami. I spytał:
- Czy masz siłę zamknąć zasłonę, pani.
Inkwizytorka zebrała w sobie siły i powiedziała:
- Spróbuje, ale dlaczego wy ...
- Nie wszystkie stworzenia pustki są złe - powiedział duch - Nie wszystkie was nienawidzą. Masz dar, który od samego Stwórcy pochodzi. On jest twym przeznaczeniem. Używaj go do naprawy wszystkiego, co zniszczyli moi zdeprawowani bracia.
Po chwili rzekł:
- A wy chrońcie ją, by sił nie zabrakło. Biada wam wszystkim, gdy ten dar przepadnie.
Duch ten ukłonił się i wraz z innymi wrócił do Pustki. Ten widok na zawsze zostanie w mej pamięci. Honor i siła biła z nich. Piękno i blask - tak niezapomniane tutaj.
Inkwizytorka zamknęła zasłonę. Tylko tyle z siebie wyrzuciła. Straciła przytomność.
Musieliśmy wrócić na szlak, iść przed siebie. Do celu brakowało nam dużo. Musieliśmy zdążyć.
W czasie wędrówki nie rozmawialiśmy, nie było o czym. W milczeniu wędrowaliśmy. Nikt nie zadawał pytań i nie dziwiłem się. To prostu zbyt trudne. Czułem, że straciliśmy tu wielu. Nie możemy stracić jej.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Żelazny Byk już nawet nie próbował udawać, że śpi; wstał i chwycił rękojeść swojego dwuręcznego miecza, a dwaj szarżownicy podążyli w jego ślady, czujni i gotowi do walki. Morrigan niestrudzenie mamrotała pod nosem swoje ochronne zaklęcia, jednak nawet ona nie mogła robić tego wiecznie i wkrótce oparła się o głaz wyglądając, jakby lada chwila miała paść przed nami ze zmęczenia.
Mgła wydawała się tylko na to czekać; w chwili trwającej nie dłużej niż parę uderzeń mojego bijącego nienaturalnie szybko serca opary podpełzły do nas i spowiły wszystko całunem bieli, ograniczając widoczność do minimum, przez co mogliśmy jedynie czekać i nasłuchiwać, trzymając broń w gotowości, podczas gdy wokół nas co i rusz dało się słyszeć szmery, szuranie, łamanie gałązek oraz... dziecięcy śmiech? Chociaż nikt nas nie atakował miałem wrażenie, że napięcie rozsadzi mi czaszkę, że jeśli kłębiące się pod skórą emocje nie znajdą ujścia, zaraz oszaleję. Zauważyłem kątem oka ruch i odwróciłem się w tamtym kierunku, jednak moje uszy wypełniała tylko nienaturalna cisza, a ten nagły brak dźwięku w połączeniu z bielą dookoła, podczas gdy powinienem usłyszeć przynajmniej ciężkie kroki Byka lub strudzony oddech Morrigan, był najgorszy; mgła owinęła mnie całego, a ja nie byłem w stanie już z nią walczyć.
Nagle moje ciało przestało należeć jedynie do mnie - było w nim coś jeszcze, co szeptało w mej głowie słodkie słówka, wabiąc, kusząc i obiecując spełnienie wszystkich marzeń jeśli tylko uda mi się zrobić jedną, błahą rzecz - zabić mych towarzyszy. Bianka po raz pierwszy w życiu wyślizgnęła mi się z ręki a ja, niezdolny przeciwstawić się woli nieznanego mi głosu, skierowałem się w miejsce gdzie stał jeden z szarżowników Byka. Niewiele myśląc, bo po prawdzie to dziwna istota myślała za mnie, rzuciłem się na qunari i jedynie dzięki zaskoczeniu udało mi się powalić go na ziemię, gdzie szamotaliśmy się przez chwilę; najemnik miał jednak nade mną przewagę zarówno wagową, jak i bojową, nie mówiąc już o wzroście. Gdy zacisnął mi palce na szyi chcąc udusić szalonego krasnoluda, mogłem wyraźnie ujrzeć swoje wykrzywione gniewem oblicze w jego oczach i raptownie poczułem, że żądza krwi oraz kuszący zew opuszczają mnie w zawrotnym tempie. Zamrugałem zaskoczony i rozejrzałem się by dostrzec, że mgła również zniknęła bez śladu, jakby nigdy jej nie było, a szarżownik widząc, że najwyraźniej doszedłem już do siebie puścił mnie, nieco zdumiony i zażenowany zarazem, i gdy wstałem na nogi by chwycić moją ukochaną Biankę, zobaczyłem ją; stała na uboczu, na granicy światła i cienia, spowita w czarno-fioletowy płaszcz, a jej włosy lśniły czystym srebrem niczym klinga miecza, powiewając lekko na wietrze.
- Czyżbyś stęskniła się za swoją mateczką, Morrigan? - Usłyszeliśmy kpiący głos wiedźmy, który sprawił, że wszystkim bez wyjątku ciarki przeszły po plecach, a zwłaszcza zszokowanej czarodziejce. - Niestety, nie zostanę dłużej by nadrobić rodzinne zaległości, gdyż wzywają mnie inne sprawy, podobnie jak was... Podziękujesz mi za ratunek następnym razem.
- Co to ma znaczyć? - warknął wyjątkowo nieprzyjemnie Żelazny Byk do Morrigan, gdy Flemeth odwróciła się i zniknęła, pozostawiając za sobą jedynie niosący się echem krzyk ptaka, taki sam jak ten, który usłyszeliśmy na początku naszej wędrówki przez Bagna Nanashinu.
Morrigan już otwierała usta by odpowiedzieć, najpewniej w wyjątkowo kąśliwym tonie, gdy przerwałem im unosząc drżącą dłoń do góry by wskazać Bianką na parę zerwanych lin oraz rzucony niedbale knebel. Czarodziejka zaklęła szpetnie, a Żelazny Byk uderzył pięścią w pień wierzby gdy zobaczyli, że Blackwall i inkwizytorka zniknęli.
(...) Nagle Morrigan znieruchomiała, jej twarz stężała a w oku pojawił się błysk ostry niczym brzytwa. Ogarnęła mnie panika, mgła wokół nas zgęstniała tak, że prawie nie widzieliśmy siebie nawzajem. Byk zaskomlał dziwnie i począł gorączkowo szukać toporu, spojrzałem na inkwizytorkę jej ciało wygięło się niczym łuk i z łoskotem uderzało o bagniste podłoże na jakim staliśmy, jej rany zaczęły się otwierać a krew jaka się z nich sączyła była zielona. Nagle poczułem silne uderzenie w skroń, padłem na ziemię, moje czoło zalało się krwią, przez mgłę zobaczyłem Morrigan, która pospiesznie oddalała się w pobliskie zarośla. Obróciłem głowę w drugą stronę i spojrzałem wprost w oczy martwej już inkwizytorki, w jej oczach ujrzałem pustkę, która powoli zaczęła przenikać moje serce, reszty kompanów nie widziałem.
Ocknąłem się dopiero po kilku godzinach bo słońce już powoli zachodziło, omiotłem wzrokiem przestrzeń dookoła mnie i począłem otrzepywać swój kubrak. Morrigan siedziała pod starą olchą a Byk nerwowo szeptał jej coś do ucha, ciało inkwizytorki zostało przeniesione na kamienny głaz, gdzie najpewniej miało już spocząć na wieki. Odniosłem wrażenie, że Blackwall jest mocniej skrępowany a dwóch szarżowników baczniej go obserwowało. Powoli podniosłem swe obolałe ciało i skierowałem się w stronę wiedźmy, zamierzałem ją skonfrontować z tym co zobaczyłem.
- Gdzie byłaś? - Rzuciłem ostro w kierunku Morrigan a Byk spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Nie teraz. -Syknęła Morrigan i wstała jak oparzona. Po chwili przywołała mnie na stronę i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Morrigan wyglądała na wycieńczoną, zmarszczki na jej twarzy zdawały się być głębsze a skóra bardziej spopielała.
- Słuchaj, to nie tak jak myślisz...- Zaczęła dość niepewnie. - Ja chyba wiem gdzie są te wszystkie dzieci. Wiem, kto za tym wszystkim stoi. Tylko musisz mi pomóc swoim milczeniem o nic więcej nie proszę. Nie oczekuję odpowiedzi, najemnik nas obserwuje. Wróć na swoje miejsce i zapomnij o tym co widziałeś.
Tak też uczyniłem, ale od tej pory wiedziałem, że nie mogę już ufać Morrigan, nie mogę ufać nikomu a szczególnie tym co ze mną podróżowali. Prawda już dawno przestała mieć jakikolwiek znaczenie, teraz musiałem zadbać o to, żeby wydostać się z tego Bagna cały i zdrowy. Ciekawe tylko skąd Morrigan wiedziała gdzie są dzieci? Dlaczego oddaliła się wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowaliśmy?
Czekanie na nieuchronne jest jednak koszmarem. Czas upływał powoli, jakby bagna bawiły się naszym kosztem. Nie mogliśmy się rozluźnić, spodziewając się ataku. By nas zaalarmować wystarczył dowolny odgłos tła - czy to złamanie gałązki, czy też plusk nieprzejrzystej brei. Po jakimś czasie wręcz pragnąłem by w końcu z mroku wyszło coś, co można przeszyć bełtem. Jakże głupie zachcianki rodzą się w zmęczonych głowach.
Wpierw ujrzałem na granicy mroku kilka przygarbionych sylwetek rysujących się niewyraźnymi konturami. Otworzyłem usta by zaalarmować resztę, ale okazało się to zbędne. Zarówno Żelazny Byk, jak i Morrigan byli już gotowi. Wyrychtowałem więc Biankę i wycelowałem w jedną z nadciągających postaci. Gdy tylko pierwszy pomiot wkroczył w krąg światła mój palec drgnął lecz nie wystrzeliłem. Nie mogłem. Zdeformowana ciało nie było przygarbiono. Pomiot był po prostu niski. Jedynym elementem który pozostał nietknięty przez skazę była twarz. Niebieskie oczy dziewczynki wpatrywały się we mnie i wtedy dałbym głowę, że czaiła się w nich jakaś niewypowiedziana prośba. Nawet gdy potwór rzucił się w moją stronę, pokonując dzielącą nas odległość szybkimi susami, nie mogłęm się zmusić by wystrzelić. Na szczęście dla mnie, qunari nie miał takich skrupułów. Potężnym ciosem położył pomiot przepaławiając drobne ciało na pół bez większego wysiłku.
- Weź się w garść! - warknął ze skutkiem cucąc mnie z otępienia.
Uniosłem Biankę do strzału i wypuściłem bełt. Starałem się nie patrzeć na ich twarze, ale nie mogłem powstrzymać łez które same napływały do oczu. To było przerażające. Potem zaś wylało się na nas piekło.
- Kto? – wyrwało mi się, język uprzedził ociężały po wędrówce rozum i nie zdążyłem zagryźć pytania w ustach. Odpowiedź była oczywista. Z niechęcią spojrzałem przed siebie, zacisnąłem palce na Biance. Niebawem… minuty, może nawet sekundy.
Wydawałoby się, że w momentach takich jak ta, to cisza jest nieodzownym towarzyszem. Pozwalająca ukoić nerwy, przekazująca swym tchnieniem chwilę spokoju. Dobitnie można jednak się domyślić, że takie przekonania nie są niczym innym jak mrzonką. Wystarczy znaleźć się w odpowiedniej sytuacji. Wtedy cisza nie istnieje, nie jest dane jej zaznać. Ku uszom dobiega najcichszy szmer, nieśmiałe pojękiwanie inkwizytorki, nierówny oddech Morrigan, powarkiwanie Strażnika, napinające się mięśnie qunarich. I, co najważniejsze, nieustający i niemożebnie narastający z każdym drgnięciem powietrza tupot okutych w metal stóp.
Tak… usłyszeć to wszystko i móc o tym wspominać jest ważką częścią tej wyprawy.
Nie oglądając się na resztę, spróbowałem wytężyć zmysły i wyczuć skąd nadchodzą. Głuche dudnienie wręcz onieśmielało, odbierając ochotę na jakąkolwiek reakcję. W gęstwinie, choć oko wykol, nie mogłem nikogo dostrzec. Naraz jednak, spadli na nas niczym grom z jasnego nieba.
- Do tyłu! – zakomenderował Żelazny Byk, wyrwawszy się z letargu. Morrigan prychnęła, ale ja ochoczo przystałem na jego propozycję. Szarżownicy przyjęli postawę defensywną, pozostawiając Blackwalla i inkwizytorkę samym sobie.
Wypełzali z przeróżnych zakamarków otaczającego nas lasu, brocząc po łydki lub kolana w stężałym bagnie. Miarowo stawiali krok za krokiem, sunąc w naszą stronę. Niewiele się zastanawiając wycelowałem i wystrzeliłem w jednego z nich. Pomiot padł jak długi, rozbryzgując błoto na fizys swoich towarzyszy w nierządzie. Wiedźma obejrzała się na mnie z bijącym z oczu gniewem. Nie zważając na to, Byk wraz z kompanami rzucił się w wir walki, młócąc i siekąc swym ostrzem.
Dopiero w tej chwili, gdy uświadomiłem sobie z kim walczymy, kim mogą być pełznący, w odległym zakątku mego umysłu pojawiła się cisza, krępująca moje myśli i ciało.
Ale niedane jej nigdy wykwitnąć, w głuszy metal uderzając o drugi potrafi wydobyć z siebie odgłos w istocie wspaniale rozbrzmiewający. Czarodziejka starała się coś wykrzyczeć, ale jej słowa zanikały w niezrozumieniu. Istniał dla mnie tylko świst wystrzelonych bełtów, i jak mniemam podobne wrażenie musiał odnieść Byk. Kolejne cięte przez niego ciała zwalały się u jego stóp, wręcz piętrząc się. Chociaż śmiem uważać się za najszybszego kusznika, ciężko mi było dotrzymać kroku jego ruchom. Jego ramię pracowało prędzej niż celowało moje oko.
Wtem zatrzymał się wpół kroku, kątem oka dostrzegając skonfundowaną Morrigan.
- My albo oni, czarodziejko! – ryknął w jej kierunku i powrócił do fechtunku.
Nijak nie wpłynęło to na nią, wbiła tylko spojrzenie raz jeszcze w moją stronę. W przerwie między załadunkiem kolejnego bełtu wzruszyłem ramionami, a wtedy świsnęła nad moją głową wiązka wystrzelona z kostura dzierżonego przez czarodziejkę. Odwróciłem się na pięcie i ujrzałem pomiot z wypaloną w środku brzucha dziurą. Pokiwałem głową z uznaniem. Morrigan zgromiła mnie wzrokiem i rzuciła się do pościgu, za czymś, co przemknęło między konarami.
Tymczasem Żelazny Byk przebił ostatniego z wrogów i poderwał z ziemi zranionego szarżownika.
- Dzieci – mruknął.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, wciąż rozbrzmiewało mi w głowie „my albo oni”, a po chwili usłyszeliśmy dobiegający z punktu obranego przez czarodziejkę dźwięk, jakby huk. Trzepot ogromnych skrzydeł.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na
głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Postanowiłem przytulić Biankę. Mogła to być nasza ostatnia
chwila razem. Ucałowałem moje maleństwo i przytuliłem do
piersi. Cała drżała z przerażenia...
Powietrze otaczające obóz zdawało się wibrować. Niepokój
wtargnął się w nasze serca, Czuć było jak dusi nas mordercza
zgroza, zaciskając swą petlę na naszych szyjach. Całe
otoczenie wydawało się być wrogie. Wtem rozległ sie krzyk.
Spojrzałem w stronę spopielonego pnia, przy którym drzemali
Qunari, i zdumiałem się niezwykle.
Oto stał potężny Żelazny Byk.
Przerażony spogląda na swoje otoczenie. Cienie poczęły
żyć włąsnym życiem. Tanczyły i chichotały radośnie wokół nas
jak małe jarmarczne chochliki.
- Do broni! - wykrzyknął. Szarżownicy ocknęli się, spoglądneli
na siebie w zdumieni niecodziennym widokiem i dobywszy broni,
stanęli na flankach.
Nastała cisza. Płomienie ogniaska zaczynały przygasać duszone
atmosferą nadciągającej jadki. Tańczące wokół nas cienie
zamarły.
-Uciekajcie! - wyszeptał cichy, dziewczęcy głos Inkwizytorki -
nie zdołacie pokonać tej istoty.
Mroczna aura zdawała się wyrywać nasze dusze by je splugawić.
Byćmoże ta sama siła sprawiła, że Inkwizytorka odnalazła drogę
z pustki. Jedno było pewne. Ostatni raz czułem takie
przerażenie podczas wizyty w lokalnym domu uciech.
Zaciągnąłem wybuchający bełt i czekałem na rozwój wydarzeń.
Pomyślałem, że mogę nie mieć już okazji by rozkoszować się
widokiem mojej urodziwej Bianki. Łza zakręciła się w oku.
- Ha! Rety, rety! Co ja widzę! Duży, owłosiony bobas. Ha! -zaśmiała się
szyderczo Morrigan
- Krasnoludy nie płaczą. To naturalna reakcja na naszą
wielką, rogatą, śmierdzącą cebulę.
Żelazny Byk groźnie spojrzał w moją stronę.
Z jego oczu błysnął ogień a z nozdży buchnęła para.
Przerażenie i dezorientacja poszły w niepamięć.
"Widać mój wybieg się udał"- pomyślałem.
Zebrałem się w garść i wymierzyłem Biankę w stronę
zbliżającej się czarnej, przerażająćej aury.
-Bianko, kochanie, przedstaw się!
Wystrzeliłem. Wybuch uderzającego o ziemię ognistego grotu,
rozświetlił okolicę. Wrogowie byli wszędzie.
Otaczali obóz szczelnie i zawężali szyki jednocześnie zbliżając się ku nam.
-Nie spieszy im się, chcą się z nami zabawić. - wtrąciła Morrigan
- To ja będę się śmiał ostatni! Czas na kręgle!
Żelazny byk zaszarżował na lewą flankę a za nim dwaj szarżownicy.
Trzej wojownicy sprawiali wrażenie niepokonanych.
Wbili się we wroga z impetem, niczym kombajn w dniu żniw.
Załadowałęm cztery bełty zamrażające i wystrzeliłem tuż przed
Byka i wesołą gromadkę. Zamarznięte Mroczne Pomioty rozprysnęły się
w kontakcie z ostrzem Qunari. W powietrzu unosiły się drobiny lodowych
kryształów.
Walczyliśmy bez tchu. Zdawało się, że im więcej Mrocznych
pomiotów zabijaliśmy, tym więcej wypełzało z tej mrocznej
odchłani.
Nie minęła chwila, gdy obaj tarczownicy polegli.
Czarna odchłań zdawała się ich pożerać. Straciłem ich z oczu.
Wtem usłyszałem za sobą złowrogie charczenie. To była ta chwila,
w której całe życie przelatuje przed oczami.
"Nie zdążę.
Czy to koniec, Bianko?"
(...)
Oblał mnie ciepły przysznic. Odwracam się i widzę bladą ledwie
żywą Inkwizytorkę z ostrzem wtopionym w Mrocznym Pomiocie.
Zdyszana wyciągneła resztkami sił miecz i opadła na kolana.
- Nie damy rady. Jest ich zbyt wiele.
- Zatańcz ze mną, sikorko. Pokażę ci to i owo!
Podałem jej prawicę i dźwignąłem z ziemi.
"Uratowałąś mi życie, ale nie ma czasu na podziękowania. "
Rozejrzałem się wokół siebie. Dojrzałem wyłaniającą się z
cienia smukłą, przerażająca postać. Czarne plugastwa zamarły,
zwracając swoją uwagę na tajemniczego przybysza.
Wycelowałem Biankę i zamarłem w trwodze.
- Ah, więc tutaj jest ta, która zapieczętowuje. - zabrzmiał
niski, przejmujący głos - Niefortunne.
- T..Ty! - wykrztusiła Morrigan. Jej wyczerpana, strudzona twarz
nie ukrywała zdziwienia i przerażenia zarazem. Niczym nie
przypominała już dumnej, pewnej siebie czarodziejki
z Val Royeaux.
- Jestem ... Architekt.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Wiedzieliśmy też, że nie nastąpi to teraz, więc postanowiliśmy odpocząć, a ja pierwszy z Bianką stanąłem na warcie. Nic się nie działo. Rogaty chyba jednak przysnął, Brodaty znieruchomiał, a dziewczyna się uspokoiła.
Po jakimś czasie zauważyłem, że ta wstrętna mgła zaczęła rzednąć.
- Czyżby Morrigan wracała do sił?- zamyślony spojrzałem na nią. Jednak była jeszcze bardziej blada i nieobecna. Zobaczyłem jakiś kształt lecący w stronę naszego obozowiska, zacząłem mierzyć z Bianki.
- Nie strzelaj- powiedziała wiedźma bardziej ożywiona. Okazało się, że to był kruk z listem. Po jego przeczytaniu wewnętrzny ogień Morrigan znowu zapłonął jasno.
- On tu jest! - szepnęła z wigorem. Po czym zmarszczyła brwi mrucząc coś o ognistej dziewczynie mieszającej się w nie swoje sprawy.
Nagle zrobiło się nienaturalnie cicho, a mgła już się na dobre rozwiała. Chociaż jednak nie, słyszę jestem pewien, że słyszę głos Hawka, który mnie wołał! Wiedziałem, że jest to niemożliwe, ale nie mogłem się oprzeć i pobiegłem w jego kierunku, a Morrigan za mną wyzywając od idiotów. Dotarłem do jakiejś polany gdzie stał on. Dalej był w tej swojej zbroi, aczkolwiek było coś z nią nie tak i miał narzucony kaptur na głowę, ale głos był Hawka. Wiedźma zaczęła skandować jakieś zaklęcie więc się na nią rzuciłem. Strumień magii tylko musnął jego kapuzę. Na co cały strój mego legendarnego towarzysza zniknął ukazując demona w starej szacie, który uśmiechnął się drwiącą.
- Wracajcie do swych pięknych rzeczywistości. Dobrych snów – powiedział głosem przesiąkniętym słodyczą. Poczułem się śpiący, czarownica też. – Bianko w co my się wpakowaliśmy?
Usłyszałem jeszcze dziki jazgot dochodzący od strony obozu, po czym osunąłem się w ciemność.
Zgłoszenie pracy do konkursu graficznego
Spędziłem nad nią cały weekend, częściowo dlatego, że w nadchodzącym tygodniu niestety nie znalazłbym na to czasu, głównie jednak dlatego, że po prostu rewelacyjnie się przy tym bawiłem! :)
Ale do rzeczy - W mojej pracy przedstawiłem początek opowiadania w formie komiksu. Całość została narysowana ręcznie, na dwóch kartkach A4 za pomocą czarnych cienkopisów. Następnie, zeskanowana i obrobiona w photoshopie.
Uwierzcie mi, najchętniej zilustrowałbym całą część pierwszą, jednak nie wyrobił bym się w czasie i zdecydowanie przekroczył limit rozmiarowy - 1,1 MB (Moja praca zajmuje 1,04 MB) Dlatego, skupiłem się głównie na zwycięskiej pracy użytkownika Capricornian
Życzę powodzenia wszystkim uczestnikom! :)
EDIT. Edytowałem komentarz i dodałem swoją pracę w nieco mniejszym rozmiarze, aby był bardziej czytelny w waszej galerii. W razie potrzeby, mogę podesłać ją w większej rozdzielczości!
Staraliśmy się nabrać sił, jednocześnie przygotowując na nieuniknione. Wiedzieliśmy, że atak nastąpi, lecz nie byliśmy w stanie przewidzieć jak długo będą z nim zwlekać. Mimo wzajemnej nieufności, musieliśmy współpracować. Szczęściem w nieszczęściu można nazwać fakt, że wspólny wróg jednoczy bardziej niż wspólny cel. Każdy zajął się swoim – czarodziejka starała się odpędzać złowieszczą mgłę, Żelazny Byk ostrzył wielgachny miecz, a ja wypatrywałem miejsc w których można ustawić pułapki. Nie było to łatwe zadanie, zważywszy na podmokły teren, jednakże musieliśmy wykorzystać wszystkie okazje do wyeliminowania chociaż kilku napastników.
Po godzinie rozległ się mrożący krew w żyłach ryk. – Nadchodzą! – Niemal równocześnie zerwaliśmy się na równe nogi. Chwyciłem pewniej Biankę i wypatrywałem skąd nadejdą pierwsze pomioty. Zaczęli się wyłaniać od strony obstawianej przez qunari i jego przybocznych, którzy już czekali w gotowości. Kilku próbowało przypuścić szarżę, jednakże pozostawiona przeze mnie wybuchowa niespodzianka skutecznie wybiła im to z głów. Następni posuwali się ku nam w znacznie ostrożniejszy sposób. Wpakowałem bełty w tych, którzy uniknęli pułapki. Wtem tuż koło mnie wylądowała na wpół przegnita, lecz nadal zabójcza strzała. Ledwie zdążyłem się zorientować, a już w naszym kierunku leciał deszcz następnych. Tym razem popisała się Morrigan - odbiła wszystkie strzały pojedynczym pchnięciem mocy, a następnie posłała niemałą ognistą kulę w kierunku z którego nadleciały. Ryki pełne przerażenia i bólu upewniły nas, że magiczny pocisk trafił dokładnie tam gdzie miał. W międzyczasie jednooki wojownik zdążył rozczłonkować pół tuzina potworów, które podeszły zbyt blisko. Uśmiechnąłem się, wiedząc że wybicie pozostałych to już tylko formalność.
Chwilę później usłyszeliśmy huk przewracanego drzewa i triumfalny okrzyk. „Nie chwal dnia przed zachodem słońca” – pomyślałem. Z mgły wokół nas zaczęły się wyłaniać kolejne zastępy pomiotów, a zaraz za nimi rysowała się olbrzymia sylwetka ogra. Czuliśmy wstrząsy gdy potwór zaczął biec w naszą stronę. Pozostałe pomioty wzięły z niego przykład, a ja z przerażeniem patrzyłem na falę, która za moment nas zaleje. Każde z nas starało się zatrzymać tylu ilu się dało, jednakże wróg miał znaczną przewagę liczebną.
Ogr, mimo kilku zaklęć i kilkudziesięciu bełtów, dotarł do nas pierwszy i swą gigantyczną łapą wziął zamach wymierzony w Morrigan. Ku zdziwieniu zarówno nas jak i ogra, w momencie uderzenia potwora odrzuciła do tyłu potężna moc, niepochodząca jednak od naszej towarzyszki. Za naszymi plecami stała inkwizytorka, na jej skórze jarzyły się magiczne wzory, a oczy emanowały mocą. Widok lecącego w tył ogra sprawił, że pomioty stanęły w miejscu. Nowa sojuszniczka wykonała kilka gestów, a wokół naszego obozu pojawiła się świetlista ściana. Kilka pomiotów próbowało ją sforsować, ale zostali tylko spopieleni przez ochraniającą nas moc. Po dłuższej chwili napastnicy zaczęli się wycofywać, a Morrigan pomogła im kilkoma zaklęciami. W międzyczasie, inkwizytorka zdążyła na powrót stracić przytomność.
Gdy tylko wzeszło słońce, dziewczyna zaczęła się budzić, a bariera słabnąć. Gdy całkowicie odzyskała przytomność, zaczęliśmy rozmowę w celu wyjaśnienia sytuacji. Stwierdziła, że ostatnim co pamięta jest błąkanie się po Pustce, gdzie trafiła na opiekuńczego ducha, który zaoferował jej pomoc w znalezieniu wyjścia. – Nigdy bym nie pomyślał, że ucieszę się na widok krewnego Justyniana.- skwitowałem, mając w pamięci Andersa…
@mycha734 Czy jest to jakimś problemem, że w ciągu 10 minut od wstawienia swojej pracy konkursowej ze trzy razy edytowałem ten komentarz? Musiałem tylko dopasować rozmiar grafiki, także mam nadzieję że nie jest to w żaden sposób wbrew regulaminowi.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Postanowiłem zostać w swojej obecnej pozycji i ocenić nasze położenie. Żelazny Byk okazał się być sprawnym dowódcą i rozstawił swoich szarżowników w strategicznych pozycjach. Morrigan wyglądała jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę. Pomimo zapowiadanego nieuchronnego ataku mijały kolejne godziny, a ten nie nadchodził. Tylko trujące opary bagien Nahashimu zdawały się coraz gęściej oplatać nasze obozowisko.
Brzask miał nadejść lada chwila. Przed nim jednak nastąpił wyczekiwany atak. Zdawało nam się, że byliśmy przygotowani. Nie byliśmy. Jedynym ostrzeżeniem było przebudzenie się Strażnika i jego niemy krzyk zza knebla.
Pierwszy pomiot padł od niemalże spokojnego ataku Żelaznego Byka. Choć ostrze najemnika było większe od waszego pokornego sługi, swoboda i precyzja wyprowadzanych ataków dorównywała szermierskim rapierom. Krzyk pomiotu błyskawicznie postawił wszystkich na nogi. Bianka natychmiastowo zaczęła posyłać bełty jeden za drugim. Pozostali przy życiu szarżownicy eliminowali kolejne pomioty, jedynie czarodziejka siedziała w bezruchu jakby wyczekując czegoś jeszcze.
- Pomóż mi – usłyszałem cichy szept zza pleców, po którym nastąpiło krótkie wyładowanie, które prześlizgnęło się minimalnie obok mnie jeżąc mi włosy na całym ciele.
- Uważaj głupcze! – krzyknęła wiedźma, dla której nagle odnalazłem ukryte pokłady sympatii
Twarz dziecka była wykrzywiona w grymasie bólu, martwa i nie obecna. Nie chciałem wiedzieć jacy bogowie dopuścili by dzieci zamieniono w pomioty.
Chwila nieuwagi kosztowała jednego z szarżowników życie. W trupich oparach skrywał się ogr, który potężnym ciosem maczugi odrzucił quanari na kilka metrów. Swoje kroki kierował w stronę wciąż wijącej się na prowizorycznych noszach smarkuli. Nagle przeszedł mnie dreszcz i zrobiło się jakby zimniej. Otaczające ogra pomioty zastygły w lodowym uścisku czarodziejki, a ogr zdawał się kroczyć jakby wolniej. Dla wiedźmy to zaklęcie okazało się jednak zbyt wielkim wysiłkiem. Wypuszczając bełt za bełtem w kierunku pomiotów, które roztrzaskiwały się niczym kryształowe figurki zobaczyłem jak Morrigan osuwa się na ziemię. Żelazny Byk nie ociągał się i postanowił skorzystać z możliwości danej mu przez wiedźmę rzucając się na spowolnionego ogra tym samym przewracając go i zyskując nad nim przewagę.
Dożyliśmy brzasku. Żelazny Byk zanurzył swoje ostrze w klatce piersiowej olbrzyma. Ten opadł do jego stóp. Pomioty zdawały się być w odwrocie, ja zaś pośrodku przeklętych bagien Nahashimu pozostałem z dwoma najemnymi quanari, smarkatą Inkwizytorką pogrążoną w Pustce, opętanym Szarym Strażnikiem i nieprzytomną wiedźmą, której zawdzięczam swój nędzny żywot, a która to jako jedyna zdawała się wiedzieć gdzie zmierzamy. Andoralskie Pogranicze jeszcze nigdy nie wydawało się tak odległe.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy. Świadomość zbliżającej się potyczki najwyraźniej dodała jej determinacji – w jej oczach pojawił się błysk, a dłonie mocniej ścisnęły magiczny kostur. Spojrzała na Byka, który wstał i gestem przywołał szarżowników, by udzielić im ostatnich poleceń przed walką.
Nieprzytomna dziewczyna oddychała ciężko, a na jej twarzy widać było cierpienie. Czy było związane z jak najbardziej fizycznymi ranami, czy też może doświadczała czegoś w Pustce? Kraina demonów i magii była krasnoludom zupełnie nieznana, co tylko podsycało moją wyobraźnię w kwestii potworności, które mogły tam zachodzić.
Inkwizytorka czuła przemożne znużenie – nie miała pojęcia, jak długo już znajdowała się w Pustce, w której opalizujące niebo nie dawało żadnych wskazówek odnośnie upływu czasu. Eteryczne postaci, które czasem spotykała, nie reagowały na próby rozpoczęcia rozmowy, więc jej zdziwienie było tym większe, gdy nagle usłyszała za sobą kobiecy głos.
- Witaj, ta, która zapieczętowuje – demonica uśmiechnęła się szeroko. – Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie próbuję przybrać innej postaci… szkoda czasu na ceregiele. Mam dla ciebie propozycję.
- A skąd pomysł, że zechcę układać się z demonem?
- Czujesz już coraz większe zmęczenie, prawda? Jak myślisz, ile czasu minie, zanim twoje ciało umrze z głodu? O ile wasz Szary Strażnik nie zabije cię wcześniej. A może Wiedźma z Głuszy będzie bardziej chętna, by ze mną współpracować?
Inkwizytorce zawirowało przed oczami. A więc sprawy miały się aż tak źle? W dodatku po wędrówce przez Pustkę czuła wyraźnie, że nie ma szans w bezpośrednim starciu z demonem, co znacznie ograniczało jej opcje.
- O czym chcesz porozmawiać? – wycedziła.
- Jak zapewne zaczęłaś się domyślać, te wszystkie dzieci nie zniknęły na zawsze. Wrócą, a ja chcę im przewodzić – tyle, że potrzebuję do tego fizycznego ciała. I tu możesz mi pomóc…
— Niebawem uderzą — odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy..
— Jeśli spróbują najpierw wysłać mniejszy oddział, badający sytuację, to mamy szansę — zauważyłem głupio, ot, tak, by zabić ciszę.
Żelazny Byk prychnął drwiąco pod nosem. Nie miałem o to do niego pretensji. Za to Morrigan niespodziewanie mnie poparła.
— Oddział nie będzie duży — stwierdziła, nie spuszczając oczu z ognia.
Nie zapytałem, skąd to wie. I bardzo dobrze, bo później się dowiedziałem, co podpowiedział jej las: słabliśmy szybciej niż nasi wrogowie przewidywali. Nie zgromadzili jeszcze głównych sił, ale wydawaliśmy się dość apetycznym i wyczerpanym kąskiem, by spróbować wcześniej.
Ano, sami widzicie, taka odpowiedź z pewnością pogorszyłaby nam wówczas morale.
Wówczas czarodziejka wpatrywała się w mgłę. Dzielna albo straszna kobieta. Ja nie odważyłbym się patrzeć tak długo w ten żywy mrok lasu. Naprawdę żywy, ruszający się, wyciągający do nas swoje łapska, oddychający, jak wielkie drapieżne zwierzę.
Morrigan rzuciła dzień czy dwa wcześniej, zbyt wyczerpana, by utrzymywać zwykłą obojętność, że bagna do niej mówią, że obiecują. Oddałbym kiesę pełną złota za to, by nigdy nie dowiedzieć się, co takiego przyrzekały.
Oczywiście, nie miałem tyle szczęścia. Mgła zafalowała nagle, jak szykujące się do skoku zwierzę. Czarodziejka krzyknęła w nieznanym mi języku, mgła cofnęła się o krok czy dwa – a zza mgły wynurzył się pomiot. Z tych większych.
Wszyscy chwyciliśmy za broń. Morrigan błyskawicznie wyciągnęła sztylet i skoczyła – nie, nie w kierunku pomiotu. Do skrępowanego Blackwalla. Znów mówiła w nieznanym, chrapliwym języku, z widocznym wysiłkiem, teraz dłużej, jakby formułując zdania. A pomiot... Pomiot stanął.
Czarodziejka wykonała jakiś gest nad Blakwallem. Magia przepłynęła, mężczyzna w sekundę oprzytomniał nieco, rozejrzał się po obozowisku. Przerażenie na jego twarzy nie zmalało. Wcale się mu nie dziwiłem.
Morrigan nadal mówiła, patrząc pomiotowi prosto w oczy. Za nim zacząłem dostrzegać gromadę kolejnych, ale czarodziejka dała nam gestem znać, byśmy nie zaczynali ataku. Jedną rękę trzymała we włosach Strażnika, gładząc niby to uspokajająco – ale według mnie bardziej przypominała handlarza koni.
Pomiot coś warknął. Morrigan powtórzyła. Blackwell zaczął się nagle ponownie szarpać, widziałem jednak, że jest przytomny. Pomioty wahały się jakby, czekając na granicy mgły, potem wydały z siebie dźwięk chyba aprobujący, a czarodziejka...
Czarodziejka popchnęła w ich kierunku skrępowanego Strażnika. Nawet przez knebel słyszałem jego przerażone jęki. Gromada potworów podchwyciła go, obrzuciła nas nieprzyjaznym spojrzeniem i zniknęła w głuszy.
Morrigan nie musiała się tłumaczyć. Ale najwyraźniej chciała. Może i przed samą sobą.
— Pomioty... rozwijają się. Strażnicy to dla nich ciekawy obiekt do badań, powiedziałam... Powiedziałam, że rzuciłam na niego klątwę i jeśli spróbują nas zaatakować, jego ciało rozsypie się w proch, nic się z niego nie dowiedzą. To nam kupi czas — zakończyła.
— Jak długo? — spytałem głucho, odruchowo.
Uśmiechnęła się. Paskudnie.
— Póki z nim nie skończą. Myślę, że sporo ponad tydzień.
Wyziewy splatały się i rozplatały nad naszą kępą, to przesłaniając, to odsłaniając księżyc, który wydawał się kołysać jak żółta cmentarna latarenka.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Oparłem Blankę o biodro i otarłem czoło z zimnej mgły, która osadzała się w postaci kropel na każdym odkrytym skrawku ciała, wsysając w siebie jednocześnie jego ciepło.
- Zatem przyjmijmy ich godnie – siliłem się na spokój choć nie mogłem liczyć, że ktokolwiek się na to nabierze. Wędrując przez ostatnie kilka dni, czując jak wisi nad nami nienazwane niebezpieczeństwo, korzystałem z każdej okazji by zgromadzić choć namiastki materiałów. Nie było tego dużo, ale i ja nie jestem byle złodziejaszkiem z Kurzowiska, wiedziałem co z tym zrobić.
Żelazny Byk z szarżownikami klęczeli przy ognisku obserwując jak maskuję moje pułapki. I dobrze, byłoby wspaniale gdyby nie zmarnowali ich na własnych cielskach. Dwoje naszych niefortunnych towarzyszy leżało za naszymi plecami jękami jedynie przypominając, że jeszcze żyją. Morrigan szeptała zaklęcia… A może nie? Może mówiła do siebie? Może jedno i drugie. Faktem było, że dzięki jej szeptom Bianka przy dotyku lekko mrowiła w palce.
Czerń nocy zaczynała tracić swą głębię, choć może była to tylko złudne życzenie naszych zmęczonych umysłów. Byliśmy gotowi. Każdy pogrążony w swoich własnych czarnych myślach oczekiwał na postać, w jaką ukształtuje się kłębiąca wokół mgła. Wiedzieliśmy, że nas okrążają, że jest ich dużo więcej niż nas. Ptak krzyknął i pierwsze z nich wstąpiło w krąg światła.
Było ich koło setki. Po wykrzywionych twarzach ciężko było cokolwiek orzec, ale najmłodsze ledwo chodziły, najstarsze w Orzamarze mogłyby już wystąpić w Próbach. Tęczówki miały mdłe wersje poprzednich barw, usta zasiniały, a odzienie ledwo zakrywało wychudzone ramiona czy wystające żebra. Jednak nie to sprawiało, że zimno spływało mi wzdłuż całego kręgosłupa. Te dzieci nie atakowały. Nie były zwykłymi pomiotami, których nie można utrzymać w żadnych ryzach. Nie rzucały nam się do gardeł i to mi nie pasowało.
- Pokaż się matko! – krzyknęła Morrigan, a ostatnie słowo zabrzmiało jak przekleństwo.
- Trochę szacunku dziecko… – głos Flemeth był niewiele głośniejszy od moich myśli, a jednak Morrigan zgarbiła się i uderzyła kolanem o ziemię.
- Nigdy więcej nie będziesz mi mówić, co mam robić. Wiem po co przyszłaś, wiem czego chcesz, ale nie dostaniesz tego. – z każdym słowem podnosiła się z takim trudem jakby na jej barkach siedziała cała nasza trójka qunari.
Flemeth zaśmiała się, a może zaświszczało mi w uszach, tej nocy wszystko wydawało się majakiem.
- Nie? Zobaczymy… Ale najpierw oddasz mi Inkwizytorkę.
I dzieci ruszyły do przodu, a my zacieśniliśmy krąg plecami do siebie i rannej Strażniczki. Bianka już zbyt długo łaskotała moje palce.
O rety, teraz dopiero ogarnąłem, że z prac graficznych tylko projekty na okładkę liczą się w walce o edycję kolekcjonerską na wybraną platformę. Szkoda, bo właśnie z myślą o niej tak bardzo się zmotywowałem do wykonania swojej grafiki...
Krótko po wypowiedzeniu tych słów osunęła się nieprzytomnie na ziemię. Mgła, którą jeszcze niedawno powstrzymywała swoim zaklęciem, nie potrzebowała lepszej zachęty.
Zaczęła obmywać nas niczym woda tonący okręt. Wlewała się do naszych nozdrzy i ust, oddzielała nasze oczy od świata kurtyną mlecznych kłębów. Słyszałem krzyki pozostałych, błądziłem po omacku w stronę skąd zdawały się dobiegać. Rozpaczliwie próbowałem dojrzeć w niej sylwetki towarzyszy, ale na próżno - gdziekolwiek bym nie spojrzał, otaczała mnie nieprzejrzysta zasłona oparów, w której ginęła nawet moja wyciągnięta przed siebie ręka. Im bardziej zbliżałem się w stronę, z której dochodziły gardłowe krzyki Qunari, tym wyraźniej widziałem jasny punkt przebijający się przez gęste jak śmietana wyziewy, w którym upatrywałem ogniska. Cała moja nadzieja uczepiła się tego malutkiego punkciku niczym gromadka wiejskich bachorów wędrownego bajarza. Przebierałem nogami tak szybko, jak mogłem, przeklinając w duchu polujące na moje stopy pieńki, kamienie i Stwórca jeden wie co jeszcze. Światło stawało się coraz wyraźniejsze. Gdy wreszcie było tak silne, że musiałem zamknąć oczy, by nie oślepnąć, moja noga wpadła w zastawioną przez jakiś wyjątkowo podstępny pieniek pułapkę, podrywając resztę kończyn do chwilowego lotu, z którego najmniej była zadowolona głowa waszego pokornego sługi, która zakończyła go lądowaniem na czymś dalece zbyt twardym jak na jej przyzwyczajenia. Nie można mieć więc do niej pretensji, że niczym obrażona dama, odmówiła wszelkiej współpracy, przez co oślepiające światło szybko zaczęło niknąć w oceanie czerni.
Kiedy otworzyłem powieki, świat tańczył mi przed oczami, nijak nie chcąc stanąć w miejscu.
Leżałem na brzuchu i patrząc tępo przed siebie, wyławiałem z kolorowego, wirującego chaosu kolejne elementy krajobrazu. Nieznane mi rośliny o fantazyjnych kształtach, niepokojąco powykręcane skały, fragmenty kolumn, osobliwy pomnik przypominający wyglądem zakapturzoną istotę z rogami i mackami zamiast rąk, a w końcu rozciągający się za tym wszystkim szarozielony horyzont. Wszystko to wydawało się nieostre i rozmazane.
Gdy tak leżałem, próbując zrozumieć co się wokół mnie dzieje, do moich uszu dotarły jakieś słowa, ale mój krzyczący z bólu mózg nie zdołał ułożyć z nich nic sensownego. Głos odezwał się ponownie, tym razem zdradzał ślady zniecierpliwienia.
Sytuacja nie przedstawiała się zachęcająco.
Chwilę po tych słowach mgła zgęstniała, przykryła księżyc na dobre. Z bagiennych połaci dobiegł do nas dziwny syk, nie poruszyliśmy się, zacisnąłem dłoń na Biance gdy nagle rozległ się krzyk inkwizytorki zwieńczony chrapiącym głosem „Gulayg! Hamurm^akham” a wkrótce podobne dźwięki dobiegły ze strony zamglonych bagien. W oddali pojawił się wysoki cień w towarzystwie dwóch mniejszych, kiedy się podnieśliśmy dziewczyna ucichła, leżała jak wcześniej pogrążona w pustce. W jednym momencie usłyszałem dziki świst i wrzask a kiedy odwróciłem się w jego stronę ujrzałem padający trupem pomiot z lotką strzały wystającej z czoła. „Nie stójcie tak, atakują w plecy” Powiedział to człowiek, tak nam się wydaje, w długim płaszczu z kapturem i w masce zakrywającej twarz. Pomioty podchodziły coraz bliżej, dziecięce twarze były porażające. Jednak ich rysy były zniekształcone obrzydliwym ciałem potwora. Nikt z nas nie zauważył gdy Morrigan z niewiadomych przyczyn upadła na ziemie gdyż pomioty skoczyły w naszym kierunku, Żelazny Byk odbił jednego z mojej flanki, a Bianka rozpłatała głowę kolejnego, syk cięciwy i te same, zielono żółte lotki nieznajomego sterczały nad kilkoma martwymi potworami. Jeden z szarżowników nie miał tyle szczęścia i padł z rozdartą piersią obok ogniska. Ogarniał mnie szał ,ciąłem pomioty nie dopuszczając ich do siebie, widziałem jak byk rozbija głowę potwora o kamień, a Morrigan wydaje się że wracała do życia, nieznajomy stał wśród nas tnąc wroga posrebrzanym sztyletem z widocznymi inskrypcjami. Kim był ten człowiek, jaki miał cel w pomocy naszej ekspedycji, może coś wie? Mgła nas blokowała, wielki pomiot pojawił się obok nas, olbrzymi, o trzech twarzach, i wystających kościach na ramieniu. Ogarnęło nas zmęczenie, nacisk przez który nie potrafiliśmy utrzymać się na nogach, upadłem na ziemię, traciłem przytomność, lecz widziałem aurę potwora, mgła wokół niego była coraz ciemniejsza i dotykała nas, zagęszczała się. Gdy zaczął ryczeć zemdlałem, miałem tylko przebłyski świadomości, widziałem płomień, i jak mgła potwora rozwiewa się, a pomiotu nie było śladu, stała tam Morigan o fioletowych oczach i świecącym kosturze. „To jeszcze nie koniec” Oznajmiła.
Siedziałem przy ognisku i wraz z Bykiem i jadłem mięso pająka – nie było zbyt smaczne ,ale w związku z brakiem zapasów nie wydawało się ono złą perspektywą. Mgłą powoli gęstniała i nagle rozległ się krzyk czarownicy :
- Wstawać , pomioty nadchodzą !!!
- Nawet nie dały mi skończyć , niech ja je tylko dorwę ! – wrzasnął ze złością Żelazny byk.
Przeładowałem Biankę i ruszyłem do przodu pomóc wiedźmie , byk i jego szarżownicy ustawili się po boku .Zaczęło się dziesiątki pomiotów o twarzach dzieci , zaczęły na nas napierać , Moriigan zesłała na nie burze ognia , jednak od boku zaczęły nadchodzić kolejne .Zacząłem w nie strzelać jak najęty , jednak to nie wystarczało -potwory powoli się zbliżały, zacząłem więc ostrzeliwać te kereatury podwójnymi strzałami , lecz mimo to nadal nadchodziły.Z boku qunari dali się otoczyć , i próbowali się wydostać z kręgu pomiotów ,a czarnowłosa czarownica z ogromną prędkością miotała kulami magicznej energi . Szeregi pomiotów przede mną zaczęły się przerzedzać i wreszcie pomyślałem ze możemy wyjść jeszcze z tego żywi , lecz chwilę później z za potworów przemknęła biała kula i trafiła Morrigan . Czarodziejka znieruchomiała , a na jej ciele pojawił się szron który po chwili zamienił się w lód . Mieliśmy o jednego człowieka mniej, szansa na zwycięstwo malała z każda sekundą , na domiar złego 1 z szabrowników już nie żył , a drugi był ranny.Podczas gdy ja i Byk walczyliśmy o życie w , od tyłu z za krzaków wyszło kilka pomiotów i zbliżyło się do inkwizytorki i szarego strażnika -jeden z nich chciał odciąć głowę Blackwallowi jednak ten w ostatniej chwili się przewrócił ,a cios przeciął tylko liny którymi był spetany.Wolny wojownik wydał się już normalny – chwycił miecz i od razy zacząl odcinać kończyny wrogą.Gdy przy inkwizytorce było już bezpiecznie pognał pomuc qunari , ja w miedzy czasie przygotowałem płonacy bełt i strzeliłem w zamrożona Moriigan – czarownica lód po chwili stopniał , a czarownica się ocknęła i wróciła do walki.Gdy bitwa była już prawię wygrana zauważyłem w oddali jakąc wysoka smukła postać i która celowała we mnie laską , wten poleciła ku mnie kula mrozu n na szczęście w pore się uchyliłem. Następnie przeładowałem Biankę i strzeliłem w Prost w głowę postaci- reszta walki była już tylko formalnością. Po bitwie wraz z wiedźma pode szlem do zwłok maga który w nas strzelał – był to chudy starzec , jednak nie to było istotne , ważne było to co miał przy sobie.
Oczekiwanie na nieuniknione zawsze jest najgorsze.
Byk warknął coś do pozostałych dwóch Qunari, po czym rozstawili się na obrzeżach obozu. Wiedźma również wstała i zaczęła krążyć wokół ogniska mamrocząc pod nosem zaklęcia.
Nie ruszyłem się z miejsca, siedziałem dalej przy ognisku głaszcząc Biankę, obok mnie leżała inkwizytorka. Strażnik leżał na uboczu, chwilowo zapomniany przez wszystkich.
Minuty wlokły się powoli. Zdawałoby się, że minęła już wieczność, gdy nagle z mgły wyłonili się nasi przeciwnicy.
Qunari ryknęli i natarli na zastępy wrogów. W powietrzu błyskały zaklęcia Morrigan. Przez kilka długich chwil panował całkowity chaos. Wypuszczałem bełt za bełtem. Wiedziałem jednak, że walczymy z zbyt dużymi siłami, by długo stawić im czoła. Jeden z Qunari już został powalony na ziemię, zaś Morrigan zemdlała.
W ferworze walki oddaliłem się kawałek od ogniska, w tej chwili usłyszałem piskliwy, dziewczęcy krzyk dobiegający z tamtej strony. Obejrzałem się i ujrzałem przebudzoną inkwizytorkę, próbującą się podnieść i Strażnika wznoszącego nad nią miecz. „Jak on zdołał się uwolnić?” pomyślałem tylko i skoczyłem w tamtą stronę. Ubiegł mnie jednak Byk. Jednym ruchem podniósł Blackwalla i po chwili zastanowienia cisną nim w nacierające pomioty.
Zgłaszam nową pracę, ponieważ wcześniejsza była kontynuacją jedynie dwóch pierwszych zdań części I, a nie całości (nie zauważyłem, że można rozwinąć tekst). Serdecznie dziękuję organizatorom za wyrażenie zgody.
– Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Przełknąłem ślinę, po czym, oddychając ciężko i nierówno, rozejrzałem się dookoła, jak prawie każdy. Momentalnie zaschło mi w gardle, kiedy dostrzegłem majaczące w białej i gęstej jak zsiadłe mleko mgle niewyraźne, ciemne sylwetki zbliżające się z każdą sekundą. Starałem się ignorować krople zimnego potu, które spływały mi po obu policzkach i kapały na zdrętwiałe – nie wiem, czy z zimna czy ze strachu – ręce.
Krzyki moich towarzyszy i nieludzkie wrzaski pomiotów w końcu przerwały przedłużające się chwile nieznośnej ciszy. Wrogowie nagle wystrzelili w naszą stronę jak pociski wystrzelone z łuku. Jednak żadna ze strzał nie mogła się równać z bełtem. Nacisnąłem na spust i od razu uspokoiłem pogrążone w chaosie oraz dziwnej trwodze myśli, gdy tylko usłyszałem cudowny dźwięk przecinającego powietrze bełtu. Pocisk trafił prosto między oczy najbliższego z pomiotów, który padł jak długi, przy okazji przewracając biegnącego tuż za nim pobratymca.
Wszyscy zebraliśmy się w ciasny szereg i ustawiliśmy tuż przed nieprzytomną inkwizytorką – wszyscy prócz, rzecz jasna, Blackwalla, który zdążył w międzyczasie odzyskać przytomność i teraz dławił się dzikim, stłumionym przez koc śmiechem. Żelazny Byk uspokajał rwących się do walki szarżowników i nakazał wszystkim pozostać na miejscach. Wkrótce do słanych przeze mnie bełtów dołączyły kule ognia Morrigan, a już chwilę później walka rozgorzała na dobre. Szczękom ostrzy toporów i mieczy towarzyszył dźwięk rozpryskującej się krwi. Nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy napastnicy podeszli tak blisko. Znów w serce wkradł mi się niepokój – było ich zbyt wielu.
Zakląłem w duchu i odskoczyłem przed ciosem gigantycznej maczugi, tylko po to, by natychmiast rzucić się na przeciwnika z Bianką i wystającym z niej bagnetem.
Byłem właśnie w trakcie wyciągania broni z przebitej na wylot piersi wroga, kiedy usłyszałem pełen rozpaczy i wściekłości krzyk Morrigan.
– Zaufaj mi, u licha!
Wiedźma darła się na Żelaznego Byka, który walcząc z trzema napastnikami naraz, był w stanie jeszcze łypać na nią nieufnie. Nie wiedziałem, co czarodziejka zamierza zrobić, ale zrozumiałem, że w tak beznadziejnym przypadku magia to jedyny ratunek.
Po uporaniu się z trzema pomiotami qunari skinął powoli głową, dokładnie w tym samym momencie, gdy Morrigan wrzasnęła przeraźliwie i upadła na ziemię.
Zamarłem, bo doszło do mnie, że nie mamy żadnych szans, nadzieja prysnęła jak mydlana bańka.
Dodaje jeszcze raz bo zamiast strzał dalem bełty tak więc taka mała porawka.
Siedziałem przy ognisku i wraz z Bykiem i jadłem mięso pająka – nie było zbyt smaczne ,ale w związku z brakiem zapasów nie wydawało się ono złą perspektywą. Mgłą powoli gęstniała i nagle rozległ się krzyk czarownicy :
- Wstawać , pomioty nadchodzą !!!
- Nawet nie dały mi skończyć , niech ja je tylko dorwę ! – wrzasnął ze złością Żelazny byk.
Przeładowałem Biankę i ruszyłem do przodu pomóc wiedźmie , byk i jego szarżownicy ustawili się po boku .Zaczęło się dziesiątki pomiotów o twarzach dzieci , zaczęły na nas napierać , Moriigan zesłała na nie burze ognia , jednak od boku zaczęły nadchodzić kolejne .Zacząłem w nie strzelać jak najęty , jednak to nie wystarczało -potwory powoli się zbliżały, zacząłem więc ostrzeliwać te kereatury podwójnymi bełtami , lecz mimo to nadal nadchodziły.Z boku qunari dali się otoczyć , i próbowali się wydostać z kręgu pomiotów ,a czarnowłosa czarownica z ogromną prędkością miotała kulami magicznej energi . Szeregi pomiotów przede mną zaczęły się przerzedzać i wreszcie pomyślałem ze możemy wyjść jeszcze z tego żywi , lecz chwilę później z za potworów przemknęła biała kula i trafiła Morrigan . Czarodziejka znieruchomiała , a na jej ciele pojawił się szron który po chwili zamienił się w lód . Mieliśmy o jednego człowieka mniej, szansa na zwycięstwo malała z każda sekundą , na domiar złego 1 z szabrowników już nie żył , a drugi był ranny.Podczas gdy ja i Byk walczyliśmy o życie w , od tyłu z za krzaków wyszło kilka pomiotów i zbliżyło się do inkwizytorki i szarego strażnika -jeden z nich chciał odciąć głowę Blackwallowi jednak ten w ostatniej chwili się przewrócił ,a cios przeciął tylko liny którymi był spetany.Wolny wojownik wydał się już normalny – chwycił miecz i od razy zacząl odcinać kończyny wrogą.Gdy przy inkwizytorce było już bezpiecznie pognał pomuc qunari , ja w miedzy czasie przygotowałem płonacy bełt i strzeliłem w zamrożona Moriigan – czarownica lód po chwili stopniał , a czarownica się ocknęła i wróciła do walki.Gdy bitwa była już prawię wygrana zauważyłem w oddali jakąc wysoka smukła postać i która celowała we mnie laską , wten poleciła ku mnie kula mrozu n na szczęście w pore się uchyliłem. Następnie przeładowałem Biankę i strzeliłem w Prost w głowę postaci- reszta walki była już tylko formalnością. Po bitwie wraz z wiedźma pode szlem do zwłok maga który w nas strzelał – był to chudy starzec , jednak nie to było istotne , ważne było to co miał przy sobie.
- Niebawem uderzą – odezwała się Morrigan, wypowiadając na głos to, co i tak wszyscy przecież wiedzieliśmy.
Zatrzymaliśmy się na moment pod wyjątkowo wysoką olchą. Dobyłem Biankę oburącz i wszedłem na niewielkie wzgórze. To co tam zobaczyłem nie mogło się dziać naprawdę. Przy bagiennym jeziorze znajdował się mały obóz, a z jednego namiotu wychodziły cienie towarzyszące Morrigan z dzieckiem na rękach. To była córka jarla! Szybko zorientowałem się, że to jakaś chora wizja, ale nie wystarczająco szybko, aby uniknąć ciosu nadchodzącej pałki, która trafiła mnie w tył głowy. Zostałem ogłuszony, ale miałem wystarczająco dużo czasu, żeby się ocknąć. Usłyszałem dźwięk naciąganej cięciwy, a chwilę potem wystrzeloną strzałę w moją stronę. Zrobiłem szybki piruet podnosząc Biankę, którą wypuściłem z dłoni po uderzeniu, a strzała trafiła w pień drzewa tuż obok mojego policzka. Gdy byłem już gotowy do walki mogłem zobaczyć z kim mam do czynienia. Nie mogłem w to uwierzyć, ale atakowała mnie grupka ghuli, którymi dowodził... Blackwall. Musiałem jak najszybciej skończyć tę walkę, bo niepokoiłem się o pozostałych. Pierwszy z trzech ghuli zaatakował z lewej, a drugi nadchodził od tyłu więc szybka parada wystarczyła, żeby pozbyć się pierwszego ghula oraz szybki przewrót w prawo i proste pchnięcie mieczem, aby załatwić drugiego. Szybko dobiegłem do łucznika, odbiłem się nogą od drzewa i z półobrotu ciąłem go wpół. Zacząłem się niepokoić, bo nigdzie nie widziałem Blackwalla. Nagle moim umysłem zawładnęły jakieś dziwne głosy, które były coraz głośniejsze i nie do zniesienia, opuściłem Biankę, chwyciłem się za głowę i to był mój błąd. Blackwall, który wyglądał jakby przejął nad nim kontrolę jakiś demon stał się bardzo silny i jednym skutecznym ciosem powalił mnie na ziemię. Od razu straciłem przytomność...
Mgła zaczęła rzednąć, wszyscy spośród nas, jak jeden mąż dobyli broni z pochew i ustawili się w szyku obronnym wokół rannych towarzyszy, tworząc okrąg. Od strony, z której mgła robiła się coraz rzadsza, zaczęły nas dochodzić odgłosy, które z chwili na chwilę zaczynały przybierać na sile, a my z coraz większą niecierpliwością oczekiwaliśmy naszych wrogów. Na czele grupy szedł stary mężczyzna o długich, siwych włosach z jeszcze dłuższą brodą, sięgającą prawie kolan, dzierżący w prawej dłoni powykrzywianą, starą laskę, a tuż za nim dwa tuziny chłopów uzbrojonych w widły, kosy i prowizoryczne, drewniane dzidy. Odetchnąłem z ulgą opuszczając Biankę, jednocześnie będąc gotowy na natychmiastowy strzał w razie potrzeby - moi towarzysze uczynili to samo. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że ów starzec to Drummond - druid mieszkający na Bagnach Nahashinu od dziecka, znający je jak własną kieszeń, - a hołota, która z nim przyszła to zbieranina dziadów z okolicznych wiosek, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce - rychło w czas.
Naszyjnik, który druid nosił na szyi okazał się powodem, dla którego mgła rozstępowała się na wszystkie strony, umożliwiając nam obserwacje terenu na znacznie większą odległość niż czary słabnącej Morrigan, która teraz zdawała się być znacznie silniejsza, gdyż nie musiała tracić mocy na walkę z mlecznymi kłębami zalewającymi bagna. Na krótką chwilę przed rozpoczęciem walki, każdy z nas otrzymał po małym łyku dziwnego eliksiru, mającego jakoby wspomóc nas w walce z pomiotami - z całym szacunkiem drodzy słuchacze, ale szanujący się krasnolud nie zwykł pić ludzkich wspomagaczy, nam wystarczy jeden, dobrze przez was znany i przecie równie lubiany - wypiłem, aby Drummonda nie obrazić, w końcu miał chłop dobrą wolę i wcale do nas przyłazić nie musiał.
W powietrzu unosił się niesamowity smród, do którego nozdrza nie potrafiły się przyzwyczaić - taki zapach mają jeno dwie rzeczy: łajno i strach, to pierwsze jeszcze jakoś mogę strawić, ale drugiego nie jestem w stanie. Wszyscyśmy się bali, choć żaden nie dawał tego po sobie poznać, nie licząc chłopów, którzy już dawno narobili w gacie, a spośród nich nynie druid zachował kamienną twarz czego w tamtej chwili zazdrościłem mu jak diabli. Doświadczony Żelazny Byk rozstawił nas w najlepszym możliwym szyku - jam stał na lekkim wzniesieniu, a zadanie miałem proste: wpakować bełt między oczy każdemu pomiotowi, który wejdzie w zasięg Bianki i za wszelką cenę chronić nieprzytomnego Szarego Strażnika i młodej Inkwizytorki; tak też zrobiłem.
Z oddali zaczęły nas dobiegać odgłosy bębnów bojowych, które zbliżały się w naszym kierunku zewsząd - niechybnie byliśmy otoczeni -, nim zdążyłem zebrać myśli, wrogowie wybiegli zza śnieżnobiałych oparów bagna w naszym kierunku, a było ich dużo - za dużo, abyśmy mogli wytrzymać ich natarcie. Rzucili się nas bez jakiegokolwiek szyku, toteż talent dowódczy Byka zrobił swoje i przewagę liczebną wroga zniwelowaliśmy do minimum - nasza kochana apostatka stworzyła naprędce magiczną kopułę, która chroniła nas przed strzałami wroga. W pewnym momencie poczułem paraliżujący ból w okolicach skroni...
"Mów co było potem" - zostałem ponaglony przez najmłodszego z Rady Inkwizycji. Wszyscy czekali na moment, w którym wspomnę o tajemniczym wojowniku, który tamtej nocy uratował nam życie, a był on zaiste wyjątkowy, nigdy żem później drugiego takiego nie spotkał i rad jestem z tego. Miał w ślipiach coś, co przyprawiało krasnoluda o dreszcze...
Jakże w tamtym momencie chciałbym, by była z nami eskorta, z którą rozstaliśmy się przez Morrigan! Bo co zdziałałaby nasza i tak przetrzebiona gromadka przeciwko Mrocznym Pomiotom!
- Tutaj stanowimy łatwy cel. - Sam się zdziwiłem, uświadomiwszy sobie, że to z moich ust padły te słowa, i że wszyscy słuchają mnie z uwagą. Ja zaś odnalazłem w sobie energię, której nie spodziewałbym się jeszcze kilka chwil temu. - Moglibyśmy wrócić do tego jeziorka z wysepką, które mijaliśmy wcześniej, łatwiej byłoby nam się bronić.
Z jakiegoś powodu nikt nie oponował. Żelazny Byk podniósł nosze z inkwizytorką, jeden z trzech pozostałych przy nas jeszcze qunari podniósł Blackwalla i ruszyliśmy. Przede mną szła Morrigan, milcząca jak zawsze, a ja ściskałem w dłoniach Biankę i wypatrując zasadzki. Ale i tak niemal podskoczyłem, słysząc trzask gałęzi za nami. Z mgły wynurzył się jednak nie pomiot, a ledwo żywy zakażony chłopiec o rozbieganym spojrzeniu.
- Pomóżcie, dobrzy ludzie - wychrypiał, wyciągając dłoń w stronę Morrigan.
Ledwie przebrzmiały jej słowa, z mgły wyłoniły się pierwsze stwory. Przynajmniej w jednym czarodziejka nas nie okłamała. Ujrzane wcześniej żałosne pomioty-dzieci bynajmniej nie były najgorszym, co czyhało na nas pośrodku tego zatęchłego bagniska. Podobnych krzyżówek zwierząt i ludzi nie wyśniłbym nawet w najgorszych koszmarach. Wycelowałem Biankę i położyłem potwora o ciele niedźwiedzia, masywnych odnóżach pająka i twarzy nastoletniej dziewczyny. Jego miejsce zajęły natychmiast dwa kolejne – jeden bardziej przerażający od drugiego. Qunari utworzyli zwarty krąg, a Morrigan podpaliła przestrzeń dzielącą nas od wrogów. A raczej usiłowała podpalić. Jej wysiłki w niczym nie przypominały pokazów mocy, które miałem niejednokrotnie okazję podziwiać podczas swych przygód u boku Bohatera Kirkwall.
Minęło może kilkanaście sekund. Wystarczająco wiele, abym zdołał sobie uświadomić, że dysponując jedynie bezużyteczną czarodziejką, krasnoludem z kuszą i niedobitkami kompanii Byka jesteśmy skazani na porażkę.
Mimo to ciosy nie nadeszły. Pomioty otoczyły nas i zamarły w oczekiwaniu. Po chwili go ujrzałem. W podniszczonej, ale nadal wspaniale prezentującej się bogato zdobionej szacie, z łagodnym uśmiechem na przystojnej twarzy nie wyglądał na sprawcę wszystkich tych okropieństw mających miejsce na Bagnach.
– Witam w moich skromnych progach – jego głos brzmiał ciepło i przyjaźnie.
– Po Lordzie Magistrze spodziewałam się bardziej godnego powitania – Morrigan usiłowała zachować rezon, chociaż ledwie trzymała się na nogach. – Miałam nadzieję, że… - kontynuowała.
Nigdy już jednak nie miałem się dowiedzieć, jaką to nadzieję żywiła Wiedźma z Głuszy.
Dziękujemy wszystkim za zgłoszenia do konkursy Dragon Age: Inkwizycja! Od wtorku 30 września do piątku 3 października będziemy podawać wyróżnionych i zwycięzcę tego etapu.
Wciąż czekamy na Wasze prace graficzne ilustrujące początek i pierwszą cześć opowiadania. Można je zgłaszać do 2 października włącznie.
Powodzenia!
Prawie wszystkie fajnie się czyta, zwłaszcza że wiarygodne pociągnięcie wątków nakreślonych przez Autorkę jest imho trudniejsze... straszniem ciekaw zakończenia.
Rysunek przedstawia Morrigan na bagnach. W sumie nic więcej. Odnosi się zatem do tej części opowiadania.Jak widać mgła nadała naprawdę fenomenalnego klimatu i jaszcz ptaki obok wiedźmy.
Astro2199926:
Dzięki za zgłoszenie! Czy mógłbyś udostępnić trochę większą grafikę? Ta jest mała i ciężko dostrzec detale :(
@ Eredin A mnie zdaje się, że pociągnięcie historii jest łatwiejsze. O ile oczywiście uważnie wczytaliśmy się w dotychczasowe fragmenty, bo zdarzają się przecież i prace, których treść w zestawieniu z całością tworzy wewnętrzne sprzeczności.
Czy grafika ma być w formie okładki, czy jakiegos komiksu - jak zrobił to boojan?
Ilustracja to nie komiks. Okładka też jest ilustracją ale rządzi się innymi prawami :D
nie miałem pomysłu jak na tym cieście upiec stosowne twisty fabularne, zwłaszcza że szykuje się scena akcji.
na szczęście ironphirar pod nowym kontem daje radę;
Ehhh ale porażka pomyliłem inkwizytorkę z Blackwallem :(
Nie wiem co mi se pokręciło ze to Blackwall był na noszach :(
haha no i znalazł się winowajca :D
Musiałem wyciąć fragment w którym kładą go na noszach zamiast niej bo teks był za długi :D
Wiem że już za późno na poprawki ale jak by ktoś to czytał to Blackwalla położyli na noszach zamiast niej żeby było wygodniej :)
Nie wiem, czy wpłynie to na werdykt, ale jeśli nie wygram EK to będę płakuniał i grymasił! :D A tak na poważnie, powodzenia wszystkim uczestnikom. Wiele niesamowitych prac przyszło mi przeczytać, a to i tak nie wszystkie jakie się ukazały. Przy tak potężnej konkurencji, nie będzie wstydem przegrać :) Mam swoich faworytów, ale zachowam te nominacje dla siebie i poczekam na wyniki... ;)
Zgłoszenie pracy do konkursu graficznego
Głównym tematem przewodnim i inspiracją mojej pracy były Bagna Nahashinu. Przedstawiłem na niej pierwsze spotkanie Blackwall’a z pomiotem o twarzy i posturze dziecka. Stwór ten jak i sam Blackwall zostali przeze mnie wykreowani na podstawie opowiadań Pani Anny. Dodatkowo wykorzystałem tylko i wyłącznie odcienie szarości, bieli (która dodaje efekt mgły) oraz kolor zgniłej zieleni, by podkreślić mroczny charakter samych bagien (w tym samotność, brak życia, strach, śmierć, poczucie beznadziejność, chłód). Dodatkowo dorysowałem małe drobne detale takie jak na przykład: stada kruków latające nad moczarami czy posąg Andrasty zarośnięty i zapomniany przez ludzi. Wszystkie te elementy zostały przeze mnie narysowane w pierwszym etapie na kartce bloku technicznego, następnie zeskanowałem ilustrację i ponownie opracowałem w oprogramowaniu Gimp. Wszystko zostało stworzone ręcznie.
Życzę powodzenia wszystkim uczestnikom konkursu i trzymam kciuki! :)
PS
Gdybym miał trochę więcej czasu stworzył bym cały las i opracował całą „drużynę” Inkwizytora, ale praca zawodowa wzywa :/ Przepraszam za to edytowanie, ale miałem problem z wstawieniem ilustracji :)
Polecam ilustracje oglądać przy zwiększonej jasności monitora. Kolory ustawiałem pod swój monitor, na każdym innym urządzeniu obraz kolorystycznie będzie wyglądał nieco inaczej.
Ciekawi mnie na ile istotne było dla Autorki trzymanie się 10-15 zdań, bo chyba niewiele osób starało się trzymać tego przedziału.
Ogłaszamy pierwszego wyróżnionego w kolejnym etapie!
Jest nim użytkownik o ksywce FUIN! Serdecznie gratulujemy i zapraszamy do zapoznania się z komentarzem autorki na zakładce WYNIKI.
Po komentarzu Autorki, i zawartej w nim wzmiance o małej dziewczynce, tuszę, że zwycięzcą etapu jest użytkownik pablador. I w głowie pozostaje mi tylko pytanie: po co męczyłem się wciskając wszystko w 15 zdań, skoro zwycięży (najprawdopodobniej) praca mająca ich dwa razy tyle?
Fuin - gratulacje!
Hm, czyli co, mamy w końcu kompletnie olać limit 15 zdań? Z tego co widzę, to zwycięzcy się do niego nie stosują. Mimo że sama się w nim nie mieszczę, to i tak musiałam wyciąć spory fragment o Blackwallu i Inkwizytorce :(
Coś mi się zdaje, że narusza to 14 punkt regulaminu i Zasady Autorki. Bo skoro nie spełnienie warunku jakim było uwzględnienie dwóch z czterech postaci wykluczało pracę, to dlaczego złamanie innej zasady już nie?