Informację, którą dzisiaj około drugiej w nocy wrzucił na forum Glob3r (powołując się na wmeritum.pl) cytują w tej chwili niezliczone media. Nawet jeśli to jest tylko psikus Polly Samson, w co wątpię, to emocje są bardzo duże. Według owej damy w październiku 2014 roku będzie miała miejsce premiera piętnastego albumu studyjnego Pink Floyd pt. The Endless River. To piękna zapowiedź!
W sensie muzycznym nowy album Floydów ma być oparty na sesji z 1994 roku, podczas której zarejestrowano wielki "The Division Bell". Oczywiście tytuł owego piętnastego albumu też nie jest przypadkowy, bo tymi trzema słowami kończył się wspominany album, konkretnie finałowy utwór "High Hopes". To miał być studyjny stempel na twórczości Pink Floyd. Może więc nim nie być, a stanowić wymowne przejście do kolejnego dzieła.
W ten sposób skład na krążku tworzą: David Gilmour, Nick Mason i Rich Wright, plus chórki w składzie Durga McBroom, Sarah Brown i Louise Clare Marshall. Nie wiadomo czy do materiału będą nagrywane nowe utwory (pomysły), czy będzie się w nim ktoś jeszcze udzielał, ani właściwie nic więcej na razie nie wiadomo...
...poza tym, że takie informacje wywołują wielką radość. Czy będzie nowy album? Odpowiedzi niebawem. Chyba już jutro Gilmour ma się ustosunkować do doniesień Polly.
Obok inny tweet, który potwierdza prawdziwość info o "The Endless River". Autorką Durga McBroom. Ciarki na plecach!
Ja też :) Niech się jeszcze okaże, że Waters będzie pracował nad tym albumem to pełnia szczęścia zostanie osiągnięta... choć dla mnie "The Division Bell" to wielkie dzieło (jeden z moich ulubionych albumów PF), a przy nim Waters nie pracował.
Info dnia, oby to się potwierdziło, może po wypuszczeniu tej płyty, w końcu zaczną pracować nad naprawdę nowym materiałem.
A może pogodzą się z Watersem na dobre, i będzie nowa epoka zespołu?
To info to swoja drogą to jak info o życiu na marsie...równie niespodziewane
Nie ulega wątpliwości, że news jest wręcz sensacyjny, zwłaszcza do kogoś takiego jak ja, czyli osoby, która Pink Floyd słucha od dawna (jakoś od 1990 roku jest to mój ulubiony zespół). Źródło informacji zdaje się być wiarygodne, bo przecież Polly to żona Davida i jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby robiła tyle zamieszania o nic. Z drugiej strony, czy to wszystko nie jest aby zbyt piękne żeby było prawdziwe? Ile to już razy po występie Pink Floyd na Live 8 słyszałem że zespól się reaktywuje? Kilka. A na końcu zawsze było wielkie rozczarowanie. Aż boję się tego, że w poniedziałek okaże się iż żadnej nowej płyty pod szyldem Pink Floyd jednak nie będzie.
Kilka rzeczy mnie tutaj zastanawia. Najważniejsza sprawa to dlaczego dopiero teraz to chcą wydać (zakładając że to wszystko jest prawdą)? Przecież Gilmour wiele razy zarzekał się że żadnej nowej płyty już nigdy nie będzie. Dla kasy tego na pewno nie zrobi. Ale skoro jednak to chcą wydać to dlaczego nie ukończyli wszystkiego znacznie wcześniej? Przecież wiedzieli że lata lecą co w ich przypadku ma duże znaczenie. Na dodatek Nick i Rick wiele razy zgłaszali "gotowość" nagrania nowej płyty, ale David, który miał decydujące zdanie, zawsze stał na przeszkodzie. Pytanie też, ile partii Ricka zastało zarejestrowanych, bo przecież Gilmour i Mason mogą coś jeszcze dograć czy poprawić, a w przypadku Wrighta takiej możliwości już niestety nie ma. Oczywiście, są muzycy sesyjni, Gilmuor też gra niby na klawiszach, ale dla mnie to już nie to samo. I to właśnie mi się nie podobało na "The Divioson Bell". Po co tam byli zaangażowani dublerzy - Tim Renwick, Gary Wallis i Jon Carin? Zwłaszcza ten ostatni zagrał na tej płycie zaskakująco dużo (jak choćby partia fortepianu w High Hopes). A teraz może być pod tym względem jeszcze gorzej, bo Rick już nie żyje. Szkoda, że nie nagrali tej płyty tak, jak nagrywali np. "The Dark Side Of The Moon" czyli sami + saksofonista Dick Parry i chórzystki.
Co do udziału Rogera w tym przedsięwzięciu to bardzo w to wątpię chociaż chciałbym się mylić. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć w to żeby Waters chciał zagrać materiał nad którym w ogóle nie pracował. Zresztą już na Live 8 mocno się spierał o to, które kawałki mają być zagrane. No nic... Oby do poniedziałku, panowie. I obyśmy się tym razem nie rozczarowali.
Wątpliwości jest dużo. Można tylko mnożyć hipotezy przed oficjalnym info. Być może Gilmour uznał, że nie będzie wieczny i źle by się stało gdyby materiał z fenomenalnej sesji z 1994 roku nigdy nie ujrzał światła dziennego? Okoliczności są niezłe, bo mamy dwudziestą rocznicę od tamtych wydarzeń. Gdyby to się okazało prawdą nie wierzę, aby materiał z 1994 roku był znacząco zmieniany (chyba, że rozbudowany jeśli jest go mało). Nie miałbym nic przeciwko klimatowi z "The Division Bell". To wszystko jednak spekulacje... zobaczymy...
W każdym razie cały dzień w odtwarzaczu "The Division Bell". A "High Hopes" brzmi zupełnie inaczej niż dotychczas.
The Endless River. Jaki to piękny tytuł na stempel kariery :)
Hm, rozczytałem niektóre źródła. Wynika z nich, że następca "The Division Bell" miał się ukazać już wcześniej pod nazwą "The Big Spliff", ale pomysł jednak upadł. Pisał o tym podobno Nick Mason w swojej książce autobiograficznej. Perkusista twierdzi też, że materiał, który miał utworzyć "The Big Spliff" to muzyka z pogranicza ambientu.
Wiadomo, że jeśli krążek zostanie wydany to dystrybucją materiału zajmie się Parlophone (Europa) i Warner (USA).
Prawdopodobieństwo, że Waters będzie uczestniczył z nagraniach jest nikłe. Wiemy też, że Waters nagrywa lub na razie komponuje swój nowy album. To z pewnością zbyt daleko idące nadzieje, ale może połączą siły?
Wiadomo też, że The Endless River nie będzie tylko albumem instrumentalnym - Polly Samson na twitterze napisała, że jest autorką słów.
I niech nikt nie myśli, że utwory są już gotowe od czasów The Division Bell. Szkielety, może w większości tak. Ale wokale, dodatkowe instrumentarium czy inne takie rzeczy będą nagrywane teraz.
Jutro Gilmour ma wydać jakieś oświadczenie. Myślę, że tylko to potwierdzi. Bezsensem byłoby robienie przez jego żonę tak mało śmiesznego żartu. Chyba że źle jej z nim :P
Chyba że źle jej z nim :P
O tym było m.in. przesłanie The Division Bell.
Twitter Floydów:https://twitter.com/pinkfloyd
Mnie perspektywa ambientu we floydowskim wydaniu chyba bardziej straszy niż przekonuje. Swego czasu Gilmour bawił się w podobne wynalazki współpracując z The Orb i to wyszło całkiem przyzwoicie, polecam sprawdzić link davis jeśli tego nie słyszałeś: http://www.youtube.com/watch?v=C9G0KokD6Eo (Gilmour na gitarce).
Tyle, że ambient to strasznie minimalistyczna muzyka. Daleka od oczekiwań i wyobrażeń jeśli chodzi o Pink Floyd. Chyba, że zaproponują coś w stylu "The Cluster One". Tyle, że ten utwór i tak najlepiej brzmi według mnie w połączeniu z "What Do You Want From Me". Słowem: ambient to ryzyko jeśli chodzi o Pink Floyd. Szczególnie w takim wydaniu trochę post mortem.
Kruk - Ale chyba nie na tyle, żeby wrabiać Davida w nowy album Floydów, którego nie było w planach ;)
Bardzo ciekawa informacja, ciekawe, jak to się dalej rozwinie. Jeżeli rzeczywiście będzie nowy album to oczywiście go sprawdzę, ale prawdę mówiąc nie wiem co o tym myśleć :)
Dzisiaj mamy poznać stanowisko Gilmoura.
BTW. To w swojej książce Mason pisał, że po sesji z 1993-4 roku, materiału mieli tyle, że starczyło by im na kilka płyt. Może kiedyś zdecydują się też na ryzyko, i reanimację The household objects project.
Słyszałem plotę, że ten krążek może zawierać wszystkie dotychczasowe niewydane kompozycje Floydów, ale to mało wiarygodne info, bo na pewno Waters nie dopuściłby do wydania czegoś takiego, gdy nie jest regularnym członkiem zespołu. Chyba, że materiał zawierałby tylko niepublikowane nagrania z Gilmourem, Rickiem i Masonem, albo panowie by się porozumieli... ale to już tylko imaginacje...
Tymczasem twitter Floydów przypomina o dzisiejszej rocznicy śmierci Syda Barreta. Niech śpi spokojnie i tworzy wielkie utwory.
https://www.youtube.com/watch?v=_HK6-vE3jHk
A jak już się obudzi/dowie o wszystkim to stwierdzi, że płyta owszem będzie, ale zostanie podpisana jego własnym nazwiskiem a nie Pink Floyd :P
Swoją drogą to Rick przed śmiercią intensywnie pracował na swoją solową płytą i kto wie, czy jeśli ta nowa płyta Floydów się nie ukarze to czy coś z tego nie zostanie tam wykorzystane.
Kruku ten link który wrzuciłeś to taki pseudo ambient. Nazwałbym to raczej chilloutem.
Za ambient to ja uważam coś takiego: https://www.youtube.com/watch?v=pH2UxxdXAfg albo Brian Eno i te sprawy.
Natomiast jeśli mają to być nagrania z czasu nagrywania Division Bell to można się spodziewać bliźniaczej płyty. Zresztą już na On an Island Gilmour kopiował wszystko z DB. Nie wiem jak na tej płycie z 2010 roku bo jej nie słuchałem ale podejrzewam że też brzmi identycznie.
ed. ach doczytałem że ten Album z The Orb to właśnie płyta z 2010 roku. No to po odsłuchaniu tego kawałka z twojego linka stwierdzam, że nie chciałbym aby tak brzmiała kolejna płyta Floydów.
Wooow. A więc to jednak prawda. Jak pięknie.
#davis
Moim zdaniem są różne odmiany ambientu, m.in. dark ambient, ambient industrial, ambient trance, itd. Ale tego typu szufladkowanie jak zawsze nie ma sensu. Myślę, że i The Orb, i Jarre mogą zmieścić się w tym gatunku :)
Gilmour Gilmourem, ale co z Watersem? Bo generalnie jesli to ma byc tak naprawde solowy album Gilmoura tylko podszyty pod stara marke, to jakos sie nie podniecam - przykro mi, ale solowe dokonania Gilmoura mnie nie przekonuja, sa imho daaaleko od tworczosci Floydow..
Meh, dopiero poczytalem wczesniejsze posty, i widze, ze nie tylko mnie to martwi..
Nooo, na takie wieści czekałem od wielu lat :) Zdaje się też potwierdzać fakt, że Rogera w składzie nie będzie, ale to chyba żadne zaskoczenie skoro jest to materiał pochodzący z sesji "The Division Bell". Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na dalszy rozwój wypadków i liczyć na to, że wcześniej zostanie udostępniony jakiś promocyjny utwór. A gdyby tak jeszcze pojechali w trasę i zawitali w końcu do Polski... Ech, rozmarzyłem się.
Wysiak -> W takim razie nie pozostaje Ci nic innego, jak czekać na zapowiedziany, solowy album Watersa ;)
davis --> I tak zdecydowanie je wole od solowych albumow Gilmoura, ktore sa dobre do snu...:)
Jak już musiałbym wybierać między Floydami z liderującym Gilmourem, a Floydami Watersa to jednak wybrałbym Gilmoura.
Na Final Cut wszyscy mogli usłyszeć jak działa megalomania Watersa po sukcesie The Wall.
Gilmour z Wrightem i Masonem stworzyli w 1994 roku rewelacyjny album. Gdyby jakimś cudem udało się przy okazji The Endless River stworzyć podobne dzieło, co The Division Bell to będę w niebie i nie trzeba mi do tego Watersa. Co innego, że Gilmour w 1987 roku (współpracując tylko z Masonem) stworzył przeciętne A Momentary Lapse of Reason, a więc nieobecność Wrighta może być kluczowa dla pomyślności The Endless River.
Wydaje mi się, że nie ma w tym przypadku iż nowy krążek Pink Floyd powstaje pod tą nazwą. Gdyby Gilmour chciał stworzyć solowe dzieło to nie angażowałby do tego Floydów. Nie widzę w tym żadnej logiki.
Swoją drogą ciekawe kiedy Waters udzieli jakiegoś komentarza.
Bo prawda jest taka, że tylko razem mogą ( a raczej mogli ) stworzyć coś genialnego.
Oddzielnie imo: pupy nie urywają
Warto też śledzić facebook Nicka Masona:
https://www.facebook.com/NickMasonDrums
Przy okazji facebook Polly Samson (zawalony pytaniami):
https://www.facebook.com/pollysamson
Ach, tyle czasu do października, ciekawe kto zaprojektuje grafiki, które też zawsze były istotne w przypadku zespołu.
Waters to osoba która stworzyła to co najlepsze w PF , jednocześnie osoba która zespół zniszczyła...
PF bez Watersa to PF, jednak czegoś brakuje, PF z samym Watersem i jego dyktaturą - słabsze płyty zespołu i jedyny gniot PF ,,The Final Cut" . Za dużo Gilmoura z kolei - bardzo słabe ,, A momentary..."
Solowy Waters - dla mnie poza kilkoma utworami - niesłuchalny.
Co do tej grafiki to obstawiam, że będzie to tradycyjnie Storm Thorgerson. Wiem, że on również nie żyje już od jakiegoś czasu, ale na pewno David w szufladzie ma jakieś jego projekty które wcześniej nie zostały z jakiegoś powodu wykorzystane.
Ciekawe właśnie co tam Nick będzie w najbliższym czasie skrobał. Bo pewnie chciałby podzielić się z nami jakimiś sensacyjnymi wiadomościami, ale coś mi się wydaje, że David go będzie krótko trzymał ;)
Solowe albumy Watersa są dla masochistów.
Solowy Waters - dla mnie poza kilkoma utworami - niesłuchalny.
Jesli miałbym oceniać te ktore znam to w skali pięciogwiazdkowej:
The Pros and Cons of Hitch Hiking - 3/5
Radio K.A.O.S. - 2,5/5
Amused to Death - 3,5/5
Wiecej nie znam :P
Solowa tworczosc czlonkow PF to dla mnie w wiekszosci straaaaszne nudy. Probowalem sie przekonac, ale poleglem :)
Czekam z niecierpliwoscia, ciekawi mnie co z tego wyjdzie.
Solowy Waters - dla mnie poza kilkoma utworami - niesłuchalny.
Radio K.A.O.S. faktycznie ledwo średni, ale bardzo dobre Pros and Cons i Amused to Death zdecydowanie warte uwagi - zwłaszcza dla świetnych tekstów.
Swoją drogą, bardzo miło zaskoczyło mnie Wet Dream Wrighta - w sumie mało się o tym pisze, a cholernie przyjemna płyta.
"Broken China" Wrighta też jest ok. Nie powalił mnie na kolana, ale szczególnie dwa utwory z Sinead O'Connor to duża klasa. Ponadto "On an Island" Gilmoura też jest bardzo przyjemny. Niestety do solowego Watersa nigdy nie podchodziłem - mam blokadę po "The Final Cut".
Jeśli ktoś nie ceni sobie muzycznego oniryzmu, to The Pros and Cons of Hitch Hiking mu nie podejdzie. Ten album jest jak niektóre filmy Felliniego - chaotyczna opowieść z pogranicza snu, w której nic nie ma sensu, a jednocześnie wszystko stanowi jedną całość. Amused to Death to, z kolei, swoista mieszanina jadu, żółci, rzygowin i jeszcze paru innych substancji, których Waters ma w nadmiarze, a którymi lubi od czasu do czasu pobryzgać. Podobnie zresztą odbieram The Final Cut (która jest bardziej solową płytą Watersa niż albumem Floydów) i chyba jestem jedną z niewielu osób, które ten album lubią. Za to do Radio K.A.O.S. w ogóle nie wiem, jak się ustosunkować. Ta płyta nie jest dziwna, a dziwaczna. Jakby Waters próbował napisać scenariusz X-Menów po zażyciu jakiejś niekoniecznie legalnej substancji.
Solowy Gilmour to już mniej skomplikowana kwestia, bo niewiele jest tu do opisywania. Dwa pierwsze albumy są średnie, ale da się z nich wyłowić parę niezłych kawałków. On an Island stawiłbym o klasę wyżej. Fakt, jest bardzo spokojna (może nawet senna), ale w kategorii albumów bardzo spokojnych (może nawet sennych) nie ma sobie równych. Metallic Spheres przesłuchałem - muzyka może nie jest zła, ale nie ma w niej nic, dzięki czemu chciałoby się do niej wracać. Nie chciałbym, żeby nowy album nie szedł w podobnym kierunku. Dużo bardziej wolałbym usłyszeć The Division Bell vol. 2, nawet jeśli miałby zawierać same kawałki z odrzutu.
Swoją drogą od dawna nie miałem takiej fazy na PF. Tylko do tej pory odsłuchałem The Division Bell, Wish You Were Here (+2CD z ostatniego experience), Broken China (solo Wrighta), do tego czytam "Prędzej świnie zaczną latać", a w kolejce do odtwarza stoi Amused To Death.
Mehistopheles -> Dokładnie. Przy nagraniach do The Final Cut udziało nie brał Mason, z zespołu wyrzucony został Wright, a Gilmour nagrał krótkie kawałki do bodaj dwóch utworów. Całą resztą, oprócz Watersa, zajęli się muzycy sesyjni. I ja też lubię tę płytę :).
Nie no aż tak źle to nie było. Mason zagrał we wszystkich utworach na "The Final Cut" oprócz Two Suns in the Sunset, w którym to zastąpił go Andy Nawmark. Gilmour tez zagrał więcej, bo sola w Your Possible Pasts, The Final Cut, The Fletcher Memorial Home czy Not Now John to jego robota.
Muszę też się przyznać że złapałem fazę na PF. I chyba kupię w najbliższym czasie sobie jakieś ich płyty.
Przy okazji... widzieliście to? Ciekawe czy tak będzie wyglądała tracklista czy ktoś sobie zażartował -------------->
Według Weissa, Mason brał udział w nagraniu "tylko niektórych" utworów na FC. Gilmour, faktycznie, cztery solówki.
Też mam kilka płyt do nadrobienia. Tylko co z tego, skoro prawie nigdzie nie można dostać żadnego normalnego wydania, a jedynie to okropne Why Pink Floyd?. Ostatnio widziałem zwykłą Ummagummę, ale akurat nie miałem wystarczająco kasy :)
Ta tracklista wygląda mi trochę na fake
No to jest właśnie ta największa bolączka. Teraz z kupnem tych starszych edycji jest już problem nieco poważniejszy, a mnie też raczej tylko takie wydania interesują. Ale myślę że coś jeszcze dam radę kupić w plastikowych pudełkach.
Zdjęcie opublikowane przez Ricka to 100% fake, których będzie jeszcze więcej w internecie. Nie ma co się dziwić, bo to jest tak elektryzująca wiadomość, że musi wzbudzać różne niestworzone historie. To dopiero początek. Myślę, że z każdym kolejnym krokiem mania floydowska zacznie przybierać na sile. Wyobrażacie sobie dojrzałych ludzi, którzy w 1994 roku pożegnali się ze studyjnym Pink Floyd, a teraz otrzymują taką niespodziankę? Okazuję się, że nawet w 2014 roku może być przyjemnie. Ten news o nowej płycie Floydów waży więcej niż można przypuszczać.
W kwestii uzupełnienia zbiorów mnie z regularnej dyskografii studyjnej Pink Floyd brakuje w zbiorach "More" i "Ummagumma". Wszystkie pozostałe mam głównie w formie remasterów właśnie z magicznego 1994 roku.
Mi brakuje "A Saucerful of Secrets", "More", "Obscured By Clouds", "The Wall". Ale dwa soundtracki już "namierzyłem" i myślę że niebawem wzbogacą moją kolekcję. Oprócz tego chciałbym jeszcze wymienić "The Division Bell" (tu będzie duży problem), bo mój egzemplarz nie jest w najlepszym stanie, no i "Pulse" bo mam to w digibooku z pulsującą diodą (która jednak przestała pulsować już kilka lat temu, pewnie wyczerpała się bateria). I jeszcze "The Dark Side Of The Moon" w edycji SACD by się przydało, chociaż mam tą "czarną". Kurde, sporo tego...
Odpad z The Division Bells. Przez 20 lat nie potrafili stworzyć niczego nowego? Przykre to, że teraz chcą sobie nabić portfele tym, co uzali za za słabe, aby znalazło się The Division Bells.
#krukilis
Jeśli chodzi o nazwę tego albumu to z pewnością miałeś na myśli The Jingle Bells.
Floydzi podczas sesji nagraniowych nagrywali różne rzeczy, które na początku nie nadawały się do czegokolwiek. Nazywali je Nothing One, Nothing Two i tak dalej i trzymali w bibliotece odpadów, bo uznali, że niczego nie będą wyrzucać. Pewnego dnia dojrzał w nich pomysł na wykorzystanie części z nich - dodali do siebie niektóre nagrania, pouzupełniali, podogrywali i powstał utwór zwany The Return of the Sun of Nothing. Bardziej znany jako Echoes.
Portnoy skrytykował Gilmoura twierdząc, że nowy album Floydów to zniewaga dla Watersa. Przyklasnęło mu mnóstwo osób.
Więcej osób go raczej wyśmiało...
Mówi tak, bo on sam jest teraz w bardzo podobnej sytuacji w jakiej znalazł się Waters. Odszedł z Dream Theater, czego teraz żałuje i najchętniej zabroniłby kolegom nagrywania kolejnych płyt pod tym szyldem.
Na krążku wystąpią podobno Graham Nash i David Crosby. Nie będą to więc tylko niewykorzystane materiały z sesji z 1994 roku.
Mnożą się też różne opinie. Dziennikarz "The Huffington Post" w artykule zatytułowanym "Ciemna strona nowego albumu Pink Floyd" (Drak Side Of Pink Floyd's New Album) stwierdził odkrywczo, że zespół był wielki jako całość, a nie jako zbiór kilku indywidualności. Zażartował też, że album mógłby być równie dobrze zatytułowany "Wish Waters Was Here".
Coś z tym ambientem nie jest jednak na rzeczy, bo wiadomo już, że w jednym z utworów Gilmour będzie dużo śpiewał.
Jeśli ktoś się boi/żałuje, że płyta powstanie na podstawie odrzutów z 1994, niech przeczyta biografię Floydów, np. Prędzej Świnie Zaczną Latać (Mark Blake) :D
A tak generalnie to polecasz tę biografię? Może czytałeś też tą od Masona i masz porównanie?
W necie można kupić za 20 zeta ale pytanie czy warto?
Moim zdaniem warto - zwłaszcza, za 20 zł :)
Czytałem dosyć dawno te książki, także ciężko mi porównywać, ale pamiętam, że odczucia miałem pozytywne.
Tej od Masona jeszcze nie czytałem, także nie mam porównania, natomiast Blake'a skończyłem dwa dni temu i szczerze polecam. Przekrojowa historia zespołu, pełna ciekawostek i napisana przystępnym językiem. Po takiej lekturze do wielu utworów, czy nawet pełnych albumów można podchodzić z innym nastawieniem :)
Książka to praktycznie sam tekst - na szybko przeliczyłem i jest 15 stron zdjęć na prawie 520 stron "czystego" tekstu (czyli odrzucając spis treści etc.).
Ja mam książkę Masona, powiem tyle:
- Za dużo w niej gadki o sprawach technicznych, tj. jak rozkładali sprzet itp. życie ich pomocników np. inżynierów dżwięku
- Za mało o pojedyńczych piosenkach i płytach
Przez większosć czasu się nudziłem w sumie, ale warto było czytać dla samych tych dobrych wstawek np. poczatki zespołu i historia o Sydzie
Powiedziałbym wręcz, że zdjęć mogło być drugie tyle, bo w chwili obecnej jest ich IMO za mało. Głównie sam tekst, w dodatku czcionka jest dość drobna.
Głównie sam tekst, w dodatku czcionka jest dość drobna.
Czego chcieć więcej? :)
Nic tak nie wkurza jak książka zadrukowana czcionką dla ślepych, gdzie w wierszu mieszczą się cztery słowa.
Co do książki Nicka Masona to zgodzę się z tym co zastało napisane w poście [61], mało tam jakiś znaczących konkretów. Ją raczej warto kupić dla zdjęć, bo jest i wiele i są po prostu rewelacyjne. Tyczy się to jednak tego pierwszego wydania tej książki w dużym formacie, bo niedawno będąc w empiku widziałem już późniejsze, mniejsze formatowo wydanie, które zostało w pewnym stopniu z fotek okrojone.
jeśli chodzi o Pink Floyd:
The Piper at the Gates of Dawn -> Płyta ciężka do ogarnięcia. Z jednej strony znajdzie się kilka znośnych kawałków ( też nie żadne arcydzieła ), ale jednak większość to czysta kakofonia ( Interstellar Overdrive <<< OMG moje uszy !!! ) Ja rozumiem, że psychodela, LSD , takie czasy, ale jednak bez przesady. Mojej skromnej osobie nie odpowiada takie coś i raczej nie uznał bym tego krążka za udany debiut grupy.
A Saucerful of Secrets -> Tu już jednak trochę lepiej jest. Świetne "Remember a Day", "Let there be More Light" no i ogólnie można już posłuchać. Trochę psychodelii jeszcze jest: statki UFO, dziwne dźwięki itd. Klimat jest, ale to jeszcze nie to.
Music from the Film More -> Filmu nie oglądałem więc nie wiem jak utwory sprawdzają się jako soundtrack, ale "Cirrus Minor", "The Nile Song" i "Cymbaline" dają radę.
Ummagumma -> eksperymenty, brak pomysłu, niespójność. Sami chyba nie wiedzieli co chcieli osiągnąć. Wyszło coś niesłuchalnego moim zdaniem. Krążek ratuję trochę zapis koncertowy.
Atom Heart Mother -> tu już zaczyna się dobre Pink Floyd. Tytułowy "Atom Heart Mother" to długi, w sumie dobry utwór ( główny motyw świetny moim zdaniem ) choć trochę rozciągnięty i w niektórych momentach trochę nieprzemyślany. Dalej to już dobre "If", najlepsze z płyty "Summer '68", równie dobre "Fat Old Sun" i psychodeliczne śniadanie trochę niepotrzebne.
Meddle -> co tu dużo mówić. Tu zaczyna się najlepsze Pink Floyd. Wiele osób mówi, że 5 pierwszych utworów to tylko średnie zapychacze by czymś zapełnić krążek i nie wypuszczać go z samym "Echoes", ale to jest kompletna bzdura IMO. Świetne utwory i gdyby dziś tylko takie rzekome zapychacze powstawały ,to by było super. Taka dobra przystawka przed głównym daniem czyli "Echoes". A "Echoes" ? Mój ulubiony kawałek Pink Floyd. Kto nie słuchał musi nadrobić zaległości do warto.
The Dark Side of the Moon -> szczyt, szczytów. Himalaje geniuszu muzycznego. Ponadczasowe dzieło i chyba każdy fan muzyki powinien choć raz przesłuchać ( ale czy da się tylko raz ? ;) )
Wish You Were Here -> najlepsze Pink Floyd trwa w najlepsze. Kolejna płyta genialna jako całość. Świetne teksty, świetna muzyka, wspomnienia Syd'a...
Animals -> Animals... ile można być na szczycie ? Ciekawe, interesujące przeżycie, ale jednak już nie ten sam poziom co wcześniej.
"The Wall" -> też już nie Pink Floyd. Wiele osób twierdzi, że to najlepsze co stworzyli, ale imo... no chyba nie. Są świetne kawałki nie powiem, ale te denerwujące jęczenie Watersa, cyrkowy klimat trochę disco style ABitWpart2. No i ogólnie jako całość nigdy mi nie podchodził ten krążek. To już nie to samo.
"The Final Cut" -> dyktatura Watersa, dominacja tekstu nad muzyką. Jeśli "The Wall" to już nie to samo to "The Final Cut" to już bardzo bardzo nie to samo.
"A Momentary Lapse of Reason" -> brak Watersa czyli lepiej muzycznie, gorzej tekstowo. Od skrajności w skrajność. Oddzielnie = nie tak genialnie jak za starych dobry lat.
"The Division Bell" -> powrót na wyższy poziom. Świetny krążek: bardzo dobra muzyka, trochę mniej fajne teksty. Trochę jednak brakuję Watersa. Tak czy owak nadal nie to samo co kiedyś.
Podsumowując jeśli Pink Floyd to: meddle, ciemna strona księżyca i wish you were here. Wtedy najlepiej.
Mnie tam Animals się bardzo podoba, stawiam ten album tuż za "The Dark Side Of The Moon" i "Wish You Were Here".
Co do "Meddle" to jest tam co najmniej jeden wypełniacz, bo nikt mi nie wmówi że Seamus z wyciem psa to dobry utwór :) San Tropez też w sumie tylko niewiele lepsze. Za to Echoes... mój numer 1 Floydów, choć dopiero wersje z Pompeii czy z Gdańska prezentują ten utwór w naprawdę pełnej krasie.
Filmu do "More" też nie widziałem, ale ten podobno jest jeszcze gorszy od samego soundtracku, który przecież też nie jest udany, więc chyba nawet nie warto sobie zawracać nim głowy. A "Ummagumma" to zdecydowanie najlepszy album live PF. Wszystkie utwory znacząco zyskały jeśli porówna się je ze swoimi odpowiednikami na płytach studyjnych. Tego mi właśnie brakowało na "Delicate Sound Of Thunder" i "Pulse", gdzie to większość utworów była odgrywana nuta w nutę jak w studiu. A często jak już są jakieś zmiany i próby improwizacji (Money na "Pulse") to aż zaczynają boleć zęby jak się tego słucha.
Październik za pasem, a nowych informacji jak nie było tak nie ma. Nadal nieznana jest tracklista, okładka również. O jakimś utworze promującym płytę nawet nie wspomnę. Dziwne. Mam tylko nadzieje, że nie będzie żadnej obsuwy.
Też mnie zastanawiał ostatnio ten brak jakichkolwiek szczegółów - właśnie tracklisty, okładki, singla, pre-orderu czy czegokolwiek innego. I doszedłem do wniosku, że jak napisali, że więcej informacji będzie z końcem lata, to faktycznie mamy jeszcze teraz spokojnie z tydzień spokoju ;)
Tak, pamiętam o tym że więcej informacji miało się pojawić pod koniec lata, ale jednak myślałem że w pierwszej połowie września będą jakieś przecieki. Na pewno byłoby to z korzyścią dla lepszej sprzedaży płyty, choć być może im już na tym aż tak nie zależy, bo z kasą i tak pewnie już nie mają co robić.
Czekamy, czekamy z niecierpliwością.
Mam nadzieję ze niedługo wypuszcza jakiś promocyjny utwór, wiedzielibyśmy czego się mniej więcej spodziewać po płycie.
Ciekawe kiedy wyjdzie płyta Watersa...
"The Endless River" - premiera 10 listopada.
Szczegóły, pre-order i inne: http://www.pinkfloyd.com/theendlessriver/about
Pierwszy fragment "The Endless River" udostępniony! Szkoda, że to tylko 30 sekund, ale klimacik jest pierwsza klasa. Szykuje się chyba coś podobnego do instrumentalnych utworów z The Division Bell, a te były tam bardzo mocnymi punktami tej płyty.
http://www.pinkfloyd.com/theendlessriver/listen
Wreszcie konkrety!
Mnie najbardziej ciekawi jaki będzie ten kawałek z wokalem, i utwory Wrighta.
10 listopada to będzie wielki dzień w muzycznym świecie.
Jest i drugi, równie krótki, fragment The Endless River. O ile do pierwszego nie miałem żadnego "ale", o tyle ten jest... ekhm... dziwny.
https://www.youtube.com/watch?v=doUm7viV9oc&feature=youtu.be
Fakt, ten jest jakby z zupełnie innej bajki. Może on będzie jednym z tych bonusów na drugim krążku a co za tym idzie może nieco odstawać od tego "właściwego" materiału.
Z tym że dopiero niedawno trochę zaniepokoiła mnie rzecz, która powinna już zwrócić moją uwagę na samym początku. Chodzi o to że utworów na płycie jest bardzo dużo, co może oznaczać że wszystkie będą się kończyć po około 3 minutach. A ja nie będę ukrywał, że jestem zwolennikiem bardziej rozbudowanych form.
No i jeszcze ile można nagrywać ciągle to samo. Już nieraz się okazywało, że takie dziwne fragmenty idealnie wkomponowywały się w płytę, będąc przy tym częścią najlepszych utworów.
Nad długością też się zastanawiam, przez wzgląd na to samo, co i Ty. Też wolę dłuższe formy.
No ale to Pink Floyd, chyba nie odwaliliby chały, nie?
spoiler start
Ciągle w pamięci mam Why Pink Floyd... ;/
spoiler stop
Bubla na pewno nie wypuszczą. Nie zapominajmy o tym, że praktycznie każdy już pogodził się z tym że nowej płyty studyjnej Pink Floyd już nigdy nie będzie. Nie było więc żadnego parcia aby cokolwiek wypuszczać, a skoro Gilmour to robi to musi oznaczać, że mają coś wartościowego.
Ciągle w pamięci mam Why Pink Floyd... ;/
Masz tu na myśli tą kiepską jakość wydania?
Roger się odezwał:
Dear Friends
Some people have been asking Laurie, my wife, about a new album I have coming out in November. Errhh? I don't have an album coming out, they are probably confused. David Gilmour and Nick Mason have an album coming out. It's called Endless River. David and Nick constitute the group Pink Floyd. I on the other hand, am not part of Pink Floyd. I left Pink Floyd in 1985, that's 29 years ago. I had nothing to do with either of the Pink Floyd studio albums, Momentary Lapse of Reason and The Division Bell, nor the Pink Floyd tours of 1987 and 1994, and I have nothing to do with Endless River. Phew! This is not rocket science people, get a grip.
Udostępniono już trzeci fragment utworu: http://www.pinkfloyd.com/theendlessriver/listen
Trochę mi to na samym początku przypomina Run Like Hell. I niby wszystko ładnie pięknie, ale jednak wolałbym jeden utwór w całości zamiast iluś tam fragmentów trwających po 30 sekund.
Nowy utwór Pink Floyd właśnie rozbrzmiewa w Trójce. Jest dobrze, mi pasuje.
Dokładnie, i teraz znów leci. Fajnie buja. Szkoda, że to jedyny śpiewany.
Kurde, nie zdążyłem ;/ Nie ma może ktoś jakiegoś linka do odsłuchu? Albo wiadomo kiedy znowu to puszczą?
Utwór bez szału prawdę mówiąc, na dodatek strasznie mnie martwi to samo co ktoś już wspomniał - krótkie utwory.
Nie nastawiałem się na wielkie dzieło, także nawet się nie rozczaruje - ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Troszeczkę smutne to jest kiedy Gilmour mówi o tym jak wspaniale pracowało się z Masonem i Wrightem i chwali wspólne dokonania, jakby odcinając się od Watersa. O jakże inaczej mogłaby brzmieć dyskografia Floydów gdyby się tylko nie rozeszli :/
Dlaczego miałby wspominać Watersa? On nie jest od dawan członkiem Pink Floyd, a co ważniejsze jak przypuszczam odnosił się do sesji Division Bell, co tym bardziej wykreśla Watersa.
Bardzo przyjemny utwór. Wiadomo, nie ma co sie nastawiac na to że ta płyta znowu zmieni oblicze muzyki. Dlatego ja tym utworem jestem usatysfakcjonowany
Theddas ---> To już znalazłem wcześniej, ale nie mogłem z jakiś powodów odsłuchać. Teraz jednak odpaliłem przez inną przeglądarkę i wszystko działa.
A sam utwór całkiem przyzwoity. Rozczarowany na pewno nie jestem.
Wszyscy żałują że Waters nie ma udziału w tych ostatnich i przyszłej płycie, a zapomnieli o tym ze to głównie przez Watersa zespół stracił kiedys power. Gdyby nie jego egoizm i autorytaryzm, klasyczny okres zespołu trwał by moze dłużej, i mielibysmy wiecej płyt o poziomie DSOTM czy WYWH...
I tylko cieszyć się że za reaktywacje zespołu, zabrali się Gilmour, Wright i Mason , że to oni dostali prawa do PF, bo gdyby wtedy przegrali w sadzie, to PF by istniało jako zapewne zespoł tylko Watersa i byc może Masona, a to byłby koszmar, wyobraźcie sobie zalew płyt pokroju The Final Cut... zamiast Division Bell.
Niedawno byłem w pewnym dużym sklepie, i na stoisku z muzyką, wyczaiłem:
- niesamowicie piękny winyl The Division Bell, nie myślałem że na żywo to tak ładnie wygląda!
- płyty CD z Obscured by Clouds, PULSE, Relics, Atom Heart Mother, The Wall, DSoTM, WYWH, The final Cut, Delicate sound of thunder - i tu muszę napisać: faktycznie te wydania z 2011 roku są kijowe, wyglądają niczym opakowania płyt z CDA albo i gorzej... jeśli kupować to tylko stare wydania.
[93] ---> Chyba wszyscy narzekają na sposób wydania tych remasterów z 2011 roku i prawie każdy szuka tych starszych edycji - ja również. Niestety zdobycie niektórych tytułów jest już dość trudne. Udało mi się niedawno kilka takich kupić, ale teraz zaczęły się schody. Poluje jeszcze na trzy - A Saucerful of Secrets", "The Wall" i "The Divison Bell", które co prawda mam, ale w kiepskim stanie. Oczywiście interesują mnie tylko nówki w folii, bo innych płyt nie kupuję.
Ale z tego co mi wiadomo to "Pulse" i "Delicate Sound of Thunder" są dostępne tylko w tych plastikowych pudełkach. Remastery nie obejmowały tych dwóch płyt a także koncertowej "Ściany".
Dziwna sprawa z tą nową płytą. Niby wypuścili jeden utwór w całości (Louder Than Words) żeby wypromował płytę, ale co sie pojawi na YT czy gdzieś to od razu go usuwają. Na oficjalnej stronie zespołu też go nie ma. Nie rozumiem takiego podejścia.
Rick - ja i tak nie słuchałem jeszcze Louder than words i nie mam zamiaru, wolę posłuchac na raz całej płyty, Pink Floyd najlepiej tak słuchać.
[96] ---> Ja bym tyle dni nie wytrzymał wiedząc że gdzieś jest okazja już posłuchać :)
Dziś w sprzedaży pojawił się listopadowy numer miesięcznika Tylko Rock. To co mnie w nim zaskoczyło to to, że pojawiła się w nim już recenzja "The Endless River". Płyta została wybrana albumem miesiąca (to chyba żadne większe zaskoczenie) a także otrzymała maksymalną ocenę (5/5). Robi się ciekawie.
U mnie ta płyta ma maksymalna ocenę jeszcze przed przesłuchaniem ;)
W przyszłym roku podobno nowa solowa Gilmoura + trasa koncertowa
Tak słyszałem i o nowej płycie i on trasie. Ale Gilmour wyraźnie zaznaczył, że ma już swoje lata i to będzie trasa dla kogoś w tym wieku. Podsumowując - zapewne skończy się na kilku koncertach w Royal Albert Hall czy Earls Court w Londynie i tyle :)
Ja liczę na to że wykorzysta na niej jakieś znaczące partie Ricka (podobno coś się jeszcze niewykorzystanego ostało), bo wcześniej w wywiadzie mówił że jest to możliwe.
Może jednak zechce mu się ruszyć tyłek nad Wisłę ;)
Tak przy okazji, mógłbyś wrzucić jakieś foto tej recenzji z Teraz Rock?
Tak też myślałem, że liczysz na to że do Polski zechce mu się ruszyć ;)
A recenzje przeczytałem w empiku, więc nie mogę niestety zrobić foto.
Git by było jakby zawitał z Masonem do polski, raz w życiu chciałbym ich zobaczyć na żywo.
Ale co do samej płyty to myslę, ze niestety to będzie zawód, bo to owszem Pink floyd, ale te Gilmourowskie, które do mnie nigdy nie przemawiało, prócz kilku świetnych utworów tj. High hopes, Wearing the inside out....
Ech, mogliby na starość zebrac się we 3 razem z Rogerem, odrzucić swoją dumę, i stworzyc kolejny album w klasycznym stylu zespołu... Co im szkodzi pod koniec żywota, takie coś fajnego zrobic?
Co im szkodzi pod koniec żywota, takie coś fajnego zrobic?
Nasycenie finansowe.
I nowy utwór do odsłuchania. Całkiem przyjemny :)
https://play.spotify.com/album/4VDzXuHXRYWZlfWTvxpf5s
Recenzję też już przeczytałem. Podgrzewa atmosferę ;)
spoiler start
TYDZIEŃ!
spoiler stop
Super ten utwór Allons-y...
Stare PF przypomina, nie te Gilmourowskie, klimat....
Podobne do The Great gig trochę.
Yhm... Nie jestem zarejestrowany na Spotify i posłuchać utworu oczywiście nie mogę, a rejestrować się tam nie będę tylko po to, żeby posłuchać kawałek, który nie trwa nawet dwóch minut. Na oficjalnej stronie zespołu oczywiście nic nie ma, na YT także. Kurcze, ale oni to wszystko utrudniają. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką "promocją" płyty.
Płytka już chyba wyciekła. Sam jeszcze nie sprawdzałem, ale widzę, że na laście już ludzie scrobblują ;) A na YT oficjalnie nadal nic nie dają...
99% instrumentalna - ale fajna. Taka inna.
Mało wokalu, chyba że to jakaś studyjna wersja wyciekła.
Ja już wczoraj dorwałem się do całego albumu, a myślałem że premiera była kilka miesięcy temu :D
Bardzo spokojny album, podoba mi się.
Jeśli to co jest w sieci będzie oficjalną płytą, to jest jeden wielki skok na kasę xD takie gówna to nawet Metallica nie wydała. Odpadki z sesji nagraniowej, fragmenty utworów bez żadnego ładu i składu, to nigdy nie powinno zostać wydane jako płyta.
Przesłuchałem płytę raz i muszę powiedzieć, że mam mieszane uczucia. Moje obawy, o których tu już pisałem odnośnie długości poszczególnych utworów niestety się potwierdziły. Powiem nawet więcej - jest jeszcze gorzej niż przypuszczałem. Na 18 utworów aż 9 nie trwa nawet 2 minut. Wydaje mi się, że to powinno być raczej dyskiem bonusowym do remastera "The Division Bell", bo w większości są to tylko szkice utworów, nad którymi trzeba by jeszcze trochę popracować żeby móc je nazwać utworami w pełnym znaczeniu tego słowa. Są oczywiście tu rzeczy ciekawe, ale co z tego skoro ledwo co pojawi się jakiś ciekawy temat to rzecz się już kończy i przechodzi w coś innego. Trochę też tu takich autoplagiatów z przeszłości, choć sam nie wiem czy to powinien być zarzut, bo to właśnie jeden z nich jest moim zdaniem największą perłą tego całego wydawnictwa. Chodzi rzecz jasna o It’s What We Do. Jedna z dwóch dłuższych kompozycji na płycie. Mocno zalatuje tam Shine on i Welcome to the Machine. Szkoda że panowie wcześniej nie pomyśleli o tym, że coś jeszcze mają w szufladzie, bo gdyby popracowali nad resztą materiału razem kilka tygodni to prawdopodobnie cała płyta trzymałby taki poziom i mielibyśmy do czynienia z arcydziełem. A tak to jest to tylko It’s What We Do i znany już od dawna Louder Than Words. Cóż, szkoda zmarnowanego potencjału. Całość w wersji podstawowej trwa 52 minuty. Dlaczego więc nie dorzucono jeszcze choćby nagranego ledwie 2 lata wcześniej genialnego Pan Am Shuffle?
A teraz wracam dalej słuchać It’s What We Do - dla mnie to jeden z najlepszych utworów w całej dyskografii Pink Floyd.
The Endless River to tak koszmarnie słaby album, że po prostu szkoda się rozpisywać - gówno. Tak, album Pink Floyd jest jednym, wielkim gównem - w jakich czasach ja żyję? Jakim cudem to "coś" wydano pod szyldem jednego z najlepszych zespołów wszech czasów?
A mi się podoba, lepszy taki album,z utworami instrumentalnymi, które przypominają najlepsze czasy zespołu, z płyt DSOTM i WYWH.
Gorzej jakby powstała kolejna płyta w stylu Momentary Lapse of Reason... z tekstem i wokalem ale słabą muzyką.
Im dłużej słucham, tym bardziej nie wiem co o tym albumie myśleć - długie* utwory są naprawdę dobre, z bardzo dobrym It's What We Do na czele. Do tego zaskakująco dobre Nervana - w ogóle nie floydowskie, ale cholernie mi się podoba. No i jakaś odmiana na koniec płyty po kilkudziesięciu minutach smętnego rzępolenia :)
Za to te króciutkie utwory są muzycznie czasami ciekawe, ale zanim się zaczną to się kończą...
* - czyli bardzo krótkie...
W sieci pojawił się już teledysk do Louder Than Words: https://www.youtube.com/watch?v=Ezc4HdLGxg4
Nawet całkiem fajny.
Teledysk fajny, muszę przyznać,
na płycie wszyscy prawie wieszają psy, ale nie zapominajmy że to nie prawdziwy nowy album studyjny, tylko w sumie, coś ala projekt The Household Objects, płyta eksperyment.
Gdy czytałem książkę Masona, był tam fragment, o tym że w 1994 zamierzali wydać płytę z muzyką ambientową, nazywali to roboczo ,, The Big spliff " czy jakoś tak. Myślałem sobie, fajnie by było jak by to wydali wtedy, PF nigdy za wiele, no i w sumie, to teraz ją wydali.
płyta jest nawet lepsza, niż się spodziewałem
Serio? Spodziewales sie czegos gorszego, niz zbior kompletnie niezapadajacych w pamiec melodyjek? Toz nawet to wyrozniajace sie na plus It's What We Do, gdyby znalazlo sie na ktorejs ze starych plyt, mogloby co najwyzej robic za intro/wprowadzenie do pelnoprawnego utworu...
Album niestety do bani. W poniedziałek zajechałem do Empiku podjarany jak flota Stannisa, odpaliłem już w aucie i prawie wjechałem z nudów w drzewo. Tragedia, płyta niedokończona, rozczłonkowana, jakaś taka w ogóle nie spójna. Gdyby wydał ją jakikolwiek inny zespół nikt by na nią w ogóle nie zwrócił uwagi, a tak jest to moim zdaniem dosyć bezczelny skok na nostalgię i kasę fanów. Tak jak napisano w recenzji powyżej, jako dodatek do DB może, powtarzam MOŻE ktoś by ją puścił od czasu do czasu. A tak został niesmak, chociaż oczywiście co poniektórzy gówno by spod Floydów zjedli jak widać, tylko dlatego że raczyli coś znowu wydać. I na takich właśnie liczył starsi panowie trzej. Ode mnie czerwona kartka, wracam do starych utworów, jak się coś jeszcze pojawi cierpliwie poczekam na edycję internetową i nie będę nabijał kies komuś kto się w ogóle nie stara.
Puszczam sobie ostatnio TER podczas czytania książek szukając tego momentu, kiedy płyta "zaskoczy" i mi się spodoba. Kolejne przesłuchanie minęło i jeszcze to nie nastąpiło, ale naszła mnie refleksja, że ta płyta brzmi jak jeden długi kawałek. Tak leże i czytam i czasami nawet nie zauważam, że przeleciało 5 utworów.
Swoją drogą może mi ktoś powiedzieć czemu chyba najlepsza "Nervana" nie trafiła krążek? Gdybym kupił krążek w sklepie, a nie słuchał na Spotify to nigdy bym się o nim nawet nie dowiedział. A utwór fantastyczny według mnie, wpada w ucho strasznie i leci u mnie w kółko :)
[121] Kapitalny teledysk. Piękne ujęcia, fajnie dobrane.
Niepotrzebny tylko ten macho-gej na łódce.
Odnoszę dziwne wrażenie, że od paru dni twarz Watersa wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciu obok.
Znaczy cieszy się, że dawni koledzy zeszli w końcu do jego poziomu? :)
Ogólnie to tu jakaś cisza w temacie. Taka afera przed premierą, a po ...szkoda gadać?
Płyta i tak lepsza niż ,,Dzieła" Watersa, typu The Final Cut czy większość utworów z jego solowych płyt.
Pink Floyd bez Watersa jest słabe, ale Waters bez Pink Floyd jeszcze bardziej.
Pink Floyd bez Watersa jest słabe, ale Waters bez Pink Floyd jeszcze bardziej.
Ktora solowa plyta Watersa jest niby slabsza od Endless River?
Pink Floyd bez Watersa jest słabe
Nie uważam, żeby AMLoR i The Division Bell odbiegały poziomem od wcześniejszych płyt Floydów...
Ktora solowa plyta Watersa jest niby slabsza od Endless River?
Poza kilkoma uworami, wszystkie solowe płyty Watersa są dla mnie mało słuchalne, nie lubię ich i tyle. Nie podoba mi się ich styl.
Osobiście bardziej wolę słuchać The Endless river, choć fenomenalna nie jest, to wolę bardziej, choć troche Floydowe dźwięki, od wyczynów Rogera.
Nie uważam, żeby AMLoR i The Division Bell odbiegały poziomem od wcześniejszych płyt Floydów...
The Division Bell jest fajne ( a niektóre utwory tj. High Hopes, Marooned, Wearing The Inside out - wybitne i nieustepujące największym hitom ), ale to już nie to samo, i zarówno ta płyta jak i AMLoR, odbiegaja poziomem od płyt z klasycznego okresu PF,tj. Meddle, DSoTM, WYWH, Animals, a dla mnie również od Saucerfull of Secrets i Atom Heart Mother.
Przesłuchałem.
Początek bardzo dobry (pierwsze dwa utwory), potem tylko momenty dobre, końcówka znowu w miarę dobra. Na plus "ciągłość" płyty, płynne przejścia między kawałkami, na minus krótkość kawałków, brak wokali. W efekcie niestety do pełnoprawnych i najlepszych płyt Floydów się to nie umywa. Zdecydowanie brakuje rozbudowanych utworów. Płyta dobra na zasadzie wspominania starych dobrych czasów. Ewentualnie jako soundtrack do piwa i planszówek. Raczej nie kupię w pełnej cenie.
No właśnie, kupił ktoś poza Aen (nie jestem pewien jak to odmienić i czy w ogóle odmieniać)? Przed premierą było tylu chętnych a teraz jakoś prawie nikt się nie chwali żeby kupił ;)
Ja jeśli już to chyba postawię na edycje deluxe, ale nie za taką cenę (115zł a płyty w kopertach? no bez jaj) Wiadomo coś czy ta edycja jest limitowana? Mam nadzieje, że nie, bo w przeciwnym razie mogę się już nie załapać.
Rozumiem,że teraz plujesz sobie nieco w brodę i żałujesz tego zakupu...
Mam wszystkie plyty Floydow (na CD, a wiekszosc tez na winylach), wiec ta tez musialem miec, nie bylo innego wyboru:) Inna sprawa to to jak czesto bede jej sluchal..
Ja zamierzam w niedługim czasie, zacząć kupno albumów Floydów, może 2 na miesiąc będę kupował, aż do momentu posiadania całej kolekcji. Będe na allegro polował na wydawnictwa lepsze niż te remastery sprzed paru lat.
Póki co z PF to na półce stoi książka Masona.
+ jedna wisząca na lodówce pocztówka.
Kupiłem, zgodnie z planem, zaraz po premierze. Wiadomo, The Wall czy TDSotM to to nie jest, ale... nie miało być. Podoba mi się.
Fajnie to wygląda, muszę przyznać, szczególnie podobają mi się te zielono niebieskie kartoniki na cd.
Tymczasem trasę koncertową związaną z wydaniem kolejnego solowego albumu zapowiedział David Gilmour :). Polski brak.
Jakoś nie jestem tym zaskoczony, że Polski nie ma w rozkładzie. Sam nawet spodziewałem się że Gilmour poza Anglię nosa nie wyściubi a tu proszę. Jest jeszcze Chorwacja, Włochy, Francja i Niemcy.
W sumie zamiast narzekać to chyba powinniśmy się cieszyć z tego koncertu w Stoczni w 2006 roku i koncertowej płyty, która to udokumentowała. Wiem że to było już dawno temu, ale biorąc pod uwagę to że Gilmour zagrał wówczas dla 50tyś. widzów (pozostałe koncerty tej trasy odbywały się w halach) to i tak dostaliśmy całkiem sporo.