Lana Del Rey - Unltraviolence - Recenzje(33).
Literówka w tytule.
PS. Tekścik wysyłam na mejla. Jeśli się da to proszę o potwierdzenie że doszło.
Odpaliłem sobie ten kawałek West Coast. Strasznie średnie. Dobre żeby leciało w tle, ale w życiu nie kupiłbym płyty.
Ty pewnie kupiłeś wersję ''audiofilską'' za 200 zł.
Sasori666---> Dla mnie jest piękna ;)
"Ultraviolence" przesłuchałem z niekrytą przyjemnością. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że Lana ma pewne wokalne ograniczenia i sklecenie nowej, dobrej płyty było nie lada wyzwaniem. Udało się? Udało! Jest różnorodnie i ciekawie, miało być mroczniej i jest. Widać to choćby po samych tekstach, które są czasami bardzo mocne (Fucked My Way Up To The Top). Szczególnie przypadł mi do gustu "oldschoolowy" Cruel World. Zresztą, ja wszelkie nawiązania i "smaczki" lubię i cenię. Lana wydała dopiero... niech będzie - dwie płyty, a niemal każdy jej kawałek nadaje się na singiel i wielki "radiowy" przebój (hmm, może już trochę mniej w przypadku drugiej płyty, bo jest bardziej specyficzna). To nie lada osiągnięcie i z pewnością można nazwać ją objawieniem ostatnich lat.
Co do popowego artysty, którego w pewnym sensie się "wstydzę"... nie musiałem się długo namyślać - jest to George Michael. Chociaż "Last Christmas" wszyscy znają i kochają, to inne kawałki wymienionego wyżej wykonawcy mogłyby wywołać lekki uśmiech u niektórych osób (czy słusznie? to już inna sprawa...). Uwielbiam jego głos, kocham zarówno znane utwory pokroju np. "Careless Whisper", jak i mniej znane np. "Fastlove" - mimo tego, że jego dorobek odbiega znacznie od tego, czego słucham na codzień (szeroko pojęty rock - od Beatlesów i Rolling Stonesów, przez AC/DC, Pink Floyd, Queen, U2 i Bon Joviego do The Killers). GM zaś to przykład klasyki (chyba po... hic! 30 latach od Last Christmas możemy już nazwać to klasyką?) "kiczowatego" popu. Nie wspomnę o tym, że Michael jest gejem, a w naszym społeczeństwie, w wielu przypadkach, może go to skutecznie dyskwalifikować w oczach niektórych. Dla mnie jednak liczy się wartość twórczości artysty, a nie jego orientacja. Na zawsze zostanie symbolem pewnych czasów i muzyki, a dla mnie dużo to znaczy.
Kolejny dzień i nie mogę oderwać się od tych brzmień i głosu Lany. Zdecydowanie lepsza płyta od Born To Die z 2011 roku (chociaż moim zdaniem była ona dobra). Ultraviolence różni się od Born To Die zdecydowanie. Lana del Rey jest tutaj Elizabeth Grant i powraca do swoich korzeni, gdzie wiodącym instrumentem jest gitara. Również częściej śpiewa swoim naturalnym, niemodulowanym głosem, który jest o parę ton wyższy niż prezentowany na Born To Die. Ale myślę, że tego właśnie chciała - stworzyć coś od początku do końca na swoich warunkach, zgodnie ze swoja wizją. Jak sama przyznała pierwsza płyta była kompromisem pomiędzy tym czego sama chciała, a tym czego oczekiwała wytwórnia. Ultraviolence jest nią!
Może to zbyt pochopna opinia ale dla mnie wokalistka ta nie wyroznia sie niczym specjalnym, od taka niby stylizacja wizualna oraz muzyczna na kilkadziesiat lat wstecz zeby ludzie sluchajacy Eski lub Radia Zet mogli się egzaltować nad twórczością jaka to ona nie jest głęboka i "wyjątkowa".
[5]
Szeroko pojęty rok i poleciałeś oczywiscie najbardziej popularnymi pozycjami.
Gosh!
Child of Pain
Sorry, ale nie wiem o co Ci chodzi. Pisz po ludzku.
claudespeed18
No co teledysk jest bardzo kreatywny ;)
Co do albumu nie jest zły ,ale gorszy od Born to Die.
Muszę się zgodzić - płytka bardzo dobra. IMO jeden z najlepszych popowych albumów w tym roku, a przynajmniej do chwili obecnej :]
Bartek
Wielkie dzięki za wspomnienie o mojej recenzji w tekście.
Trzymaj się bo widzę że worek z hejtującymi snobami się rozsypał! :)
PS. Masz zamiar kupić Division Bell tą nową edycję?
aope - to prawda. I myślę, że się to nie zmieni już do końca roku, chociaż kto tam tych ludzi z popu zna. Może Lorde wyskoczy z kolejną płytą nagle?
HubertT - linkować trzeba zawsze, dobrze jest rzucić więcej niż jeden pogląd (nawet jeśli zbieżny) na jakąś sprawę.
A co do Floydów - 600 zł (około) za pudło to cena dość spora, mógłbym je nabyć, ale wolałem zachować pieniądze na box od Queen (Live at Rainbow '74), który się ma ukazać za kilka miesięcy. Na szczęście takich rozterek nie miał mój tata, który box mi pożyczył i dał obfotografować/obejrzeć. Unboxing już dziś nawet :)