"Syndrom Skyrima"- o wyższości zadań pobocznych nad wątkiem głównym
Uważam, że twój syndrom Skyrima to problem dla każdego indywidualny, nie przyklejony do konkretnych gier. Moje odczucia na przykładzie gier które wymieniłeś są zupełnie inne. Np GTA SA, korzystalem z wielu atrakcji pobocznych, czy nawet z samego eksplorowania mapy, jednakże idealnie to wspolgralo z moim kontynuowaniem głównego wątku. W przypadku Episodes from LC zaś nawet nie ruszyłem pobocznych atrakcji, skupilem sie tylko na zadaniach popedzajacych fabułę naprzód. Idac dalej, w AC również ani trochę nie interesowały mnie żadne poboczne rzeczy, tylko popychanie fabuły (mowa o cześciach z Ezio i Altairem). W Far Cry 3 odczuwałem frajdę ze zdobycia wszystkich posterunkow i jak największej liczby ulepszeń, ale wiązało sie to z postępem w miare postepu fabuły. Morrowind, tutaj uwzialem sie żeby zaliczyć 100 procent zadań pobocznych ale wcale nie zapomnialem o głównym wątku, a zadania te pomogly jeszcze bardziej wsiaknac klimat i wydarzenia z vanderfel. Trochę sie rozpędzilem z przykładami, ale jak pisałem wyżej, to raczej kwestia indywidualna i ja na to podatny nie jestem :P
Syndrom Skyrima rzeczywiście może przeszkodzić w odbiorze fabuły. W końcu to zadania poboczne powinny być dodatkiem do głównego wątku. W teorii wykonując sidequesty mamy odpoczywać od emocjonującej, wciągającej głównej linii fabularnej. Niestety obecnie powstają gry, w których jest na odwrót - takie produkcje skupiają się przede wszystkim na eksploracji, ignorując bądź traktując po macoszemu historię. Nie czyni ich to oczywiście od razu złymi grami; ich rozgrywka wciąż jest przyjemna. Podobała mi się otwartość świata w Far Cry 3, nie żałuję godzin spędzonych w świecie Assassi's Creed. Nie mniej jednak grom nastawionym na eksplorację czegoś brakuje. Nie ma w nich głębi. Są przyjemne, ale nie piękne. Bardzo dobre, choć nie wspaniałe. To sprawia, że do takich produkcji nigdy nie mam ochoty wracać. Świat odkryty, potencjał wyczerpany, nie mam po co grać ponownie. Właśnie dlatego cenię sobie przede wszystkim dobrą fabułę. To ona nie pozwala zapomnieć o grze, to ona zyskuje fanów, którzy potem dokładają swoją cześć do uniwersum czy po prostu świata przedstawionego.
Ale całe szczęście można pogodzić zadania poboczne z dobrej jakości wątkiem głównym. Wystarczy, że sidequesty będą wiele wnosić do fabuły i świata przedstawionego. Myślę, że idealnym przykładem jest tu Mass Effect 2. Może to jest właściwa droga?
cd.: będą wiele wnosić do fabuły i świata przedstawionego. Myślę, że idealnym przykładem jest tu Mass Effect 2. Może to jest właściwa droga?
EDIT: Co do godzin w świecie Assassin's Creed, to chodziło mi o ostatnią odsłonę, Black Flag.
Szczerze powiedziawszy bardziej podobały mi się zadania poboczne Skyrima niż Wiedźmina. Czy to dla gildii złodziei, magów czy dla zwykłego kowala. Faktem jest, że w Wiedźminie mieliśmy tego mniej. Ale to wcale nie przekłada się na jakość, bo lepiej nie było. Co do gier, to najważniejsza jest chyba miodność płynąca z rozgrywki. Jeśli więc komuś więcej frajdy sprawia bieganie z karabinem w GTA i strzelanie do przechodniów niż popędzanie fabuły to w czym problem? Wśród RPG złoty środek wydaje się wyznaczać Gothic. Tam zarówno wątek fabularny jak i misje poboczne były na tyle dopracowane, żeby pochłaniać uwagę i powodować chęć "poznania wszystkiego". Podobnie zresztą wyżej wymieniona seria Mass Effect. Dodam tylko jeszcze, że zadania poboczne "przeszkadzają" tylko jeśli są na tyle wciągające co fabuła lub bardziej i chce się w nie grać. Zbieranie piór w Assassinie NIE, wyścigi w GTA, Watch Dogs czy fajne misje fabularne TAK. Przecież podstawą Skyrima jest to, że możesz iść gdzie chcesz i robić co chcesz. :) To, że masz wybór: fabuła lub sielanka to plus. Wymuszanie gry w określony sposób jest raczej minusem. Wyobraź sobie GTA, które ma tylko linię fabularną i zrozumiesz, że byłaby to porażka.
Jeżeli gra (szczególnie RPG) ma słabą i krótką główną fabułę i milion nic nie wnoszących zadań pobocznych, z które może 1/10 jest ciekawych to znaczy, że ta gra nie jest zbyt dobra. Dlatego nie jestem fanem Skyrima i innych gier Bethesdy. Zadania poboczne mają być dodatkiem do głównego wątku a nie odwrotnie.
A ja z tym problemem nie zgodzę się ani trochę. W Skyrime bawiłem się wyśmienicie, owszem jak pewnie większość łapałem się tylu zadań pobocznych ile tylko się dało, ale równocześnie nie mogłem sobie odpuścić głównego wątku, który ja dobrze pamiętam do dzisiaj. W GTA nie wiem o której części mówisz (w piątą część jeszcze nie grałem) ale dla mnie w tej serii mimo otwartego świata to właśnie fabuła najbardziej zainteresowała i to samo miałem w FC3. W przeciwieństwie do Ciebie, ja traciłem ochotę do grania po zakończeniu wątku fabularnego. Z tego powodu właśnie staram się zrobić jak najwięcej zadań pobocznych i jak najwięcej zwiedzić, a nie dlatego że uważam fabułę za mniej interesującą i przytłoczoną całą resztą możliwości. Przyznam, że lubię wyciskać z gry jak najwięcej żeby jak najdłużej bawić się przy danej produkcji, ale jak tylko zadania czy czynności poboczne mnie nużą wracam do fabuły i po zakończeniu odstawiam grę z uśmiechem mówiąc sobie "to była naprawdę dobra gra :)".
Każda gra ma inne zadanie. Tak jak przeróżne gry od Telltale Games czy chociażby produkcja To the Moon skupiają naszą uwagę wokół warstwy fabularnej i nieraz potrafią z nas wycisnąć łzy, tak samo gry z otwartym światem zajmują nas na wiele godzin dzięki dobrze wykreowanemu światowi przedstawionemu. Co jest lepsze? Trudno powiedzieć. Zarówno odkrywanie świata w sposób niemal całkowicie nieograniczony jak i emocje wywoływane np. tragiczną historią jakiejś postaci są bardzo pozytywnym przeżyciem. Nie sądzę, żeby "syndrom Skyrima" był czymś złym, a wręcz przeciwnie.
" Nie mniej jednak grom nastawionym na eksplorację czegoś brakuje. Nie ma w nich głębi. " [2]
Z tym się nie zgodzę ;) Questy poboczne bywają z konieczności uproszczone fabularnie lecz wystarczy oryginalne założenie (pomysł) takiego questa aby gracz dysponujący odrobiną wyobraźni i doświadczenia fabularnego resztę sobie dopowiedział ;) Jako że Skyrima wciąż jeszcze nie "skonsumowałem" do końca (;)) sięgnę wstecz, n.p. do "Fallouta 3". Jest tam m.in. quest z małą osadą post apokaliptycznych ludożerców ;) W stosunkowo małym zestawie dialogów i obrazków, kryją się niebłahe pytania i treści.. Tego typu przykładów jest więcej, także w dodatkach. Powędrujmy do następnej gry z serii, "Fallouta NV" - pełno tam takich questów pobocznych, swoistych "perełek". Jeden z prostszych pozornie dodatków to "HonestHearts" - ci go grali w Fallouta NV, pamiętają na pewno historię Popielca, sprytnie powiązaną z fabułą podstawowej gry. Czy wszyscy zauważyli że prawdziwym "dramatem", nie są tu dzieje Popielca czy Daniela lecz ukryta w tle historia Tułacza?
Dopiero takie poboczne, dobrze pomyślane mini questy, nadają całej fabule gry szlif ostateczny i to co zwykliśmy nazywać "atmosferą" czyli tworzą całość przedstawianej fabuły ;)
Czy to co napisałem wyżej jest także polemiką z "syndromem" autora tekstu? ;)) Nie, nie - zwłaszcza że podawanych przez niego jako przykłady gier w większości nie znam (znaczy znam, lecz mało w nie grałem ;))
Skończyłem oba dodatki do Morrowind-a, prawie wszystkie side - questy, masę modów itp. nigdy nie kończąc (prawie nie zaczynając) wątku głównego, tak samo w Skyrimie - wszystkie dodatki itd. W obu przypadkach raz miałem już przesyt gry, dwa byłem zbyt przykokszony na wtedy już trywialne questy główne i trzy zawsze myślałem, że zadanie główne zostawie sobie na koniec jako taką wisienkę, ale w końcu nie chciało mi się już grac. Tylko w Oblivion-ie przeszedłem totalnie wszystko.
Tak można powiedzieć, że mam podobnie.
Ile to ja już razy próbowałem przejść tego Skyrima? Tego nie pamiętam, nigdy mi się to nie udało. Nie lubię jak gra jest tak zapychana na siłę. Miliony questów podobnych do siebie polegających na wybiciu obozu jakiś bandytów. Przez to, że jestem osobą, która musi zaliczyć grę w 100% zawsze rezygnowałem z przygody w Skyrimie. Próbowałem przechodzić sam wątek główny ale wtedy czułem, że pomijam większą część gry i znowu kończyłem zabawę.
Przez to wszystkie Elder Scrollsy musiałem sobie darować. Zawszę lubiłem te gry ale były dla mnie zbyt duże.
Idealne rozwiązanie było w Mass Effect lub w Dragon Age. Zadania poboczne były sensowne i ciekawe. Np. w takim ME odwiedzaliśmy planety, których w inny sposób byśmy nie zobaczyli, poznawaliśmy problemy naszych towarzyszy itp.
I jeszcze jedno jeśli chodzi o Assassin's creedy... Nie nawidzę zbierania tych głupich dupereli. W GTA jeszcze jakoś to robiło się przyjemnie ale w AC tego jest za dużo i znowu ten sam problem co w Skyrimie.
Więc tak: Zadania poboczne powinny być ale raczej w formie jakiegoś rozszerzenia fabuł, a nie misji z dupy w stylu - "Wyrżnij ich bo... bo.. TAK!"
Natomiast jeśli chodzi o "znajdźki" jestem na NIE. Głupie zapychacze.
Im więcej zadań pobocznych tym lepiej,... aż chce się grać i odkrywać następne przygody...
Nie rozumiem was, akurat w GTA IV zadania poboczne sa bardzo dobre. Chyba jedyna gra w ktorej wykonuje je z przyjemnoscia
Flyby, masz rację, jeżeli zadanie poboczne jest napisane z głową, zawiera pewną treść fabularną, to wnosi do gry nową wartość. Rzeczywiście pomaga budować atmosferę fabuły i wzbogaca świat gry. Gdy pisałem o grach nastawionych na eksplorację, miałem na myśli produkcje, w których zadania poboczne są bez pomysłu, wrzucone na siłę i nie wnoszą nic do fabuły. Wtedy jest to zjawisko na dłuższą metę nużące i negatywne. Ale w pełni się zgadzam, że gra z dobrze napisanymi fabularnymi sidequestami to skarb ;)
Nie jestem chłopcem na posyłki i żaden NPC nie będzie się mną wysługiwał. Mówię takiemu: spieprzaj dziadu i robię swoje sprawy (ostatnio choćby w Dark Souls).
Jak byłem młod(sz)y to rozpracowywanie takich gier jak Morrowind czy Baldur's Gate było dla mnie wspaniałe. Im więcej pobocznych questów i dodatków tym lepiej... z prostego powodu miałem czas na rozpracowywanie najdrobniejszych szczegółów i sekretów stworzonego przez Twórców świata. Niestety w obecnej chwili czasu na to nie mam, ledwo starcza go zwykle by skończyć główny wątek. I tak jak przy premierze Obliviona siedziałem cały tydzień i wyklepałem z niego każdego questa tak Skyrima kupiłem dopiero niedawno na Steamowej wyprzedaży i do dziś nie ukończyłem nawet głównego questa robiąc po 1-2 zadania dziennie jak czas pozwoli. Nadal kocham tak rozbudowane światy... ale wniosek jest prosty, starość nie radość i nie ma już po prostu czasu będąc w pewnym wieku na rozpracowywanie takich produkcji... lub zajmuje to wieki. Jednakże wiem, że gry nie są robione tylko dla mnie i cieszę się, że młodzież nadal ma dostęp do takich produkcji. Gdyż są one z pewnością tak magiczne jak ich poprzednie części były dla mnie.
Jeżeli więcej czytasz, Batorypskow (a myślę że tak właśnie jest ;)) to szybko docenisz sposoby i schematy opowiadanych w grach fabuł. Ten lepszy sposób (syndrom męczący autora wątku) opiera się na dość starym i znanym schemacie "powieści szkatułkowej" - tutaj najlepszym polskim przykładem będzie "Rękopis Znaleziony w Saragossie" (film też był ;)) Potockiego ) Jeżeli ktoś nie czytał, polecam ;) Dokładnie tak prezentowałyby się gry (zwłaszcza z Bethesdy) w ujęciu literackim. Taka konstrukcja sprzyja też wszelakim dodatkom ;)) ..
Ja uważam, że cały ten wywód jest bez sensowny. To jak kto się bawi w danej grze, czy woli wątki fabularne czy poboczne(nawet takie dla niektórych będące monotonne) to subiektywna opinia każdego gracza. I tak powinno zostać.
Owszem, subiektywna opinia. Jednakże poruszenie tego tematu jak i dyskusja nad nim są potrzebne. W końcu jeśli gracze nie będą głośno mówić, czego chcą, wydawcy gier do społu z twórcami będą nam wciskać coraz gorszy chłam, tak pod względem fabuły, jak i rozgrywki. A tego przecież nie chcemy ;) No i poza tym jakakolwiek dyskusja aktywizująca społeczność jest lepsza niż zupełny zastój.
[16]
Jak dla mnie to raczej kwestia delikatnie mówiąc średnie jakości Skyrim-a. Nieważne czy robisz zadania główne czy poboczne wygląda to zawsze tak samo - idź do jaskini prostej jak drut, tłucz słabe potworki, może znajdziesz "zagadkę" z złotym/rubinowym/jakimkolwiek szponem i zabijasz na końcu bossa mającego za dużo życia. Problem większości gier tego typu dzisiaj. Niby zawartości jest dużo ale ona kiepskiej jakości.
Akurat Skyrim to jedna z gier, w której maksowanie postaci, zadania poboczne i eksploracja świata szły w jednym szeregu i dawały maksymalny fun z gry. Pewnie dlatego, że nie były głupie i nudne jak znajdźki np. w Assasynach. Więc syndrom Skyrima powinien być postrzegany pozytywnie, a gry Ubisoftu powinny być napiętnowane za wypaczenie tego syndromu i wianie nudą. Śmiem twierdzić, że Skyrim powinien być przykładem, jak rozbudowane i ciekawe powinny być zadania poboczne. I w odróżnieniu od autora, ja świetnie pamiętam zarówno te poboczne jak i wątek główny. Moim zdaniem dopiero Wiedźmin 3 może dorównać w jakiś sposób fabułą czy zadaniami pobocznymi Skyrimowi. Wiedźmin 2 był krótszy i uboższy (również od części pierwszej) i najzwyczajniej od połowy nudził mnie śmiertelnie.
Śmiem twierdzić, że Skyrim powinien być przykładem, jak rozbudowane i ciekawe powinny być zadania poboczne.
Kurczę, 27 godziny przegranych a żadnego nie znalazłem. Muszą być nieźle pochowane!
Ja staram się robić wszystko równolegle. Mass Effect (2 i 3) przechodziłem na zasadzie "jeszcze kilka misji pobocznych i misja z głównego wątku". Podobnie w Far Cry 3 tyle, że tutaj kilka ostatnich posterunków odbijałem na zasadzie zaliczenia, a nie zabawy. Poza tym jak mam grę z otwartym światem (Far Cry 3, Just Cause 2, Watch_Dogs) to często robię coś takiego, że idę powoli do celu, a w międzyczasie zaliczam zadania poboczne, które trafiają się po drodze. W Mass Effect (1) zadania poboczne były koszmarne: lądujesz na planecie, jedziesz tym durnym Mako do celu, wchodzisz do bazy, rozwalasz wszystkich, idziesz - to strasznie nudne - a i tak musiałem je wszystkie zaliczyć.
Martius_GW - rozbawiłeś mnie ;) Musisz być kompletnie odporny na to co nazywamy fabułą gry, co pewnie będzie się zdarzać coraz częściej ;) Co do samej mechaniki i celu gry - to szachy w takim podejściu przedstawiają się najlepiej ;) Może trochę obrazków brak..
@up
Proszę o jakieś konkrety bo dobrej fabuły w Skyrimie też jeszcze nie znalazłem. Może coś przegapiłem ale nic co widziałem szału nie robi (główne zadania - jesteś wybrańcem to idź nas uratuj, poboczne - dobrze jak przejściu kilku jaskiń łaskawie dostaję wybór jaki śmieć dostaję w nagrodę).
Morrowind swoje lata już ma ale pod każdym względem deklasuje swojego młodszego brata.
Poddaję się, Martius_GW ..
..prawdopodobnie zbyt długo by trwało ustalanie z Tobą terminu "dobra fabuła" ;))
Nie poddałeś bo nawet nic nie zrobiłeś. Brzmisz jak każda osoba zachwalająca Skyrim w tym temacie - niby to dobry przykład ale powodów już brak.
Pod hasłem "co za dużo, to nie zdrowo" misje poboczne powinny być wyważone, logicznie pasujące do fabuły gry, tworząc małe, dodatkowe poziomy, naturalnie wpisane w akcję elementy. Nie powinny mieć na celu jedynie zarobienie dodatkowej gotówki, czy odkrycia nowych terenów, lecz wzbogaceniu naszej wiedzy o świecie gry. Świetnie to zagrało np. w Wieśku 2, czy Mass Effect 2, gdzie nie wypełniając misji pobocznych tracimy największą zabawę. Natomiast odbijanie posterunków w Far Cry 3, czy też zlecenia w Assassynie uważam za nudne, sztuczne minigierki.
"Brzmisz jak każda osoba zachwalająca Skyrim w tym temacie - niby to dobry przykład ale powodów już brak"
Dlatego się poddałem, Martiusie_GW ;) Tych "każdych osób" jest, lekko licząc, kilkanaście milionów, Martiusie ;)
Skoro Twoja indywidualna ocena Skyrima (lub raczej jego fabuły i treści jakie niesie) pomijają ich oceny, to znaczy że budujesz taką ocenę na dość "nietypowych" przesłankach. ;) Wiem, chodzi Ci o "Morrowind" - niedoścignięty (dla Ciebie) "wzorzec" serii - po nim Oblivion i Skyrim, to gry które mogą być tylko gorsze. Podobna historia jest z Falloutem 1 i 2 - każdy następny Fallout to coraz gorzej, i.t.d..
Ponieważ wyczytywałem już na GOL -u, podobnych dyskusji co niemiara a wszystkie były "bezpłodne", my możemy dać sobie z nimi spokój, prawda?
@up
Tylko co z tego? Miliony osób uwielbiają opery mydlane i seriale w stylu "Dlaczego ja?", te rzeczy też są świetne bo są popularne? Morrowind też nie był idealny ale na pewno był sensowniej zrobiony - przykładowo nie ma szybkiej podróży ale trzeba korzystać z teleportów gildii magów, publicznego transportu, podziemia czy ruiny nie były proste jak sznurek, było więcej rodzajów broni niż dwie, pierwsze zadanie dla gildii to nie pseudo epicka wyprawa po magiczny dynks itd.
Podałem kilka powodów dlaczego piąty TES nie przypadł mi do gustu, jak się nie zgadzasz to podaj jakieś kontr argumenty a nie pierdoły w stylu "mi i kupie innych się podoba, nie masz racji!"
Skoro Twoja indywidualna ocena Skyrima (lub raczej jego fabuły i treści jakie niesie) pomijają ich oceny, to znaczy że budujesz taką ocenę na dość "nietypowych" przesłankach.
Aha, czyli jeśli po którymś pobocznym lub głównym zadaniu polegającym na tym samym chce mi spać z nudów to "nietypowe przesłanki"? Co Ty bredzisz?
Jak na mój gust to różne dodatki w postaci zadań pobocznych czy eksploracji świata są właśnie dodawane dla graczy, którzy nie znajdują frajdy podczas przechodzenia wątku głównego ;) Poza tym otwarty świat pozwala się bawić według własnych zasad, a jeśli połączyć to z multiplayerem i nieoficjalnymi modami tworzy nam się obraz gry, która długo może być na ustach graczy, właśnie dzięki nim i ich pracy w rozwój danego tytułu. Także "syndrom Skyrima" jak najbardziej tak.
Nie wiem co jest złego w Skyrimie, co wam się nie podoba. Dla mnie to gra genialna jako że kocham sandboxy i rpg w klimatach średniowiecza-fantasy także jestem tu w 50-tym niebie. Na fabułe od razu kładę pewną część ciała pierwsze co robie to idę do czarnogłazu i nastepnie zabijam pierwszego smoka w ten sposób je odblokowując. Potem po prostu wczuwam się w grę robie zadania morduje ulepszam postać zwiedzam. Nudzi sie wgrywam mody i tu Skyrim może pochwalić się tonami modyfikacji. A tu potrzeba picia jedzenia spania. Tu hipotermia jakieś obozowiska, realistyczna krew mnóstwo nowych broni zbroi no i co? Wracamy spowrotem do spowitej śniegiem i krwią krainy nigdy się nie nudzi.
Fabuła? Hm, chcą cie zabić więc uciekaj, o wielki zły smok chce zniszczyć świat, jak przykro zabij go. Zabiłeś smoka, gratulacje możesz już grać.. W skyrima, w niesamowitego sandboxa, durną fabułe masz już za sobą. Ale po co w ogóle ją robiłeś, właśnie popsułeś sobie grę i wiele straciłeś na niej. Fabuła, chyba sobie żartujecie to czy w erpegach nie chodzi o wykonywanie zadań ulepszanie postaci (umiejętności i ekwipunek) i zagłębianie się w świat gry ? ,,Role Playing Game" W gothicu 1 i 2 była fabuła owszem, grało się dla niej ale co jak jej brakło? Nie można nawet kontynuować gry po ukończeniu głównego wątku fabularnego.... Więc na co mi epicka fabuła skoro po przejsciu poraz 10 ty tej gry będę miał po prostu dosyć? W skyrimie sprawa ma się inaczej jak pisałem mnóstwo modyfikacji i zadań praktycznie co chwile odkrywam coś nowego a gram od premiery po dziś. Codziennie nowa modyfikacja pozwalająca wrócić do gry. Istne perpetum mobile. Gothici tak wszędzie wychwalane ukończyłem tyle razy, że po alkoholu zamiast zawartości żołądka, wymiotuje gothicami.
Fallout 3. Podobnie. Ogromna mapa mnóstwo zadań lokacji podtekstów, smaczków. Wszystkiego. Fabuła? Znajdź tatusia, oczyść wodę by była pitna. Ale można wczuć się w gierke i poczuć co to apokalipsa na własnej skórze. No ale lepiej narzekać na brak fabuły pomimo że gra koncentruje się na eksploracji i klimacie :)
Reasumując, gry są dla ludzi a nie taboretów artykuł nie ma sensu bo gusta guściki.... Można się przekomarzać na wieki wieków a i tak każdy pójdzie w swoją stronę więc niech mój post zakończy wszystkie wątpliwości czy syndrom ,,skyrima" to wada czy zaleta.
Pozdrawiam.
Jestem jednym z tych graczy którzy jak coś kupili to wyciskają z tego 100% ale już niestety nie mam tyle czasu ile bym chciał na gry dlatego gram systemem. Najpierw staram się "wykosić" cały obszar z zadań pobocznych, znajdziek itd. a dopiero później przechodzę do następnego zadania głównego. Oczywiście nie we wszystkich grach to może działać (patrz Skyrim ;) ) ale dzięki temu nie męczy mnie ogrom świata i czerpie przyjemność z wątku głównego mimo ograniczonego czasu.
Mam nadzieję że nadchodzące Dragon Age Inkwizycja nie będzie zbyt przytłaczające bo serie wspominam bardzo dobrze mimo "korytarzowego" świata (tak DA2 też mi się podobało)
Następną grą którą planuje sobie zakupić będzie Wiedźmin 3 i tu niestety mam pewne obawy. Co prawda o jakość wątku głównego się nie boję, mam tylko nadzieję że nie rozpłynie się pod ogromem świata który planują.
Tak swoją drogą dlaczego "syndrom Skyrima"? Raczej AC. Grałem w AC2 i następną dopiero w Black Flag i tak jak przy tych grach to już dawno przy żadnej innej nie chciało mi się prowadzić wątku głównego. Chyba tylko RF: Guerrilla dobił do tego poziomu.
Zgadzam się w 100% mi bardzo spodobał się najnowszy Tomb Raider, właśnie dlatego, że był taki półotwarty - grało się głownie dla głównego wątku. Dobry był też Uncharted Golden Abyss czy nowy Bioshock. Jak dla mnie najlepiej jest jak zawartość poboczna ogranicza się do znajdziek itp.
Witam
Moim zdaniem Syndrom Skyrim'a, jest jak najbardziej pozytywny, ale zależy o jakim typie tego zjawisko mówimy. To co występuje w piątej części serii The Elder Scrolls zasługuje na duży plus. Fakt, czasem jestem poirytowany, gdy znowu znajduję nowego quest'a i czasem chodzę po prowincji bez celu, bo mam ich dość. Czasem zaczynają mnie nudzić same grobowce, czy inne podziemia, lecz najbardziej irytują mnie smoki, których zabiłem już krocie, a one wciąż się pojawiają. Ale o to chodzi w tej grze. W dodatku zadania, które są w pewien sposób ukryte, albo historie czekające na nas w jakimś grobowcu, lub dwemerskich ruinach, są bardzo dobrze wykreowane. Wielokrotnie byłem pod wrażeniem, odkrywając kolejne historie. Problemem tej gry jest raczej fakt, że te główne wątki, są po prostu słabe. Pilar, to że ich nie zapamiętałeś, wcale nie oznacza, że to przez zbyt dużą liczbę pobocznych questów. Ja poświęcam dużo uwagi na linie fabularne i stanowią one dla mnie najważniejszy element każdej gry, czy filmu. Muszę przyznać, że wątek główny w tej grze był beznadziejny - nudny, dość krótki i za prosty. Starałem się w niego w jakiś sposób wczuć, ale się nie dało, a pojedynek z najpotężniejszym smokiem w Skyrim, był dziecinnie prosty, w porównaniu do walki z Legendarnym Smokiem, który pomimo moich ponad ośmiuset punktów energii życiowej, wciąż potrafi mnie wykończyć bez większych trudności. Inne ważniejsze wątki, też nie zostały zbyt dobrze zrobione. Najbardziej podobał mi się w całej grze, wątek Mrocznego Bractwa, ale to może dlatego, że uwielbiam skrytobójców.
Jeśli chodzi o pozostałe wymienione gry.
W Red Dead Redemption niestety nie grałem (bo jestem PCtowcem), a za serią Grand Theft Auto nie przepadam, więc przejdę do gier firmy Ubisoft.
Przyznam szczerze, że w Far Cry 3, nie spędziłem zbyt wiele czasu na zadania poboczne. Może ujmę to tak. Nienawidzę "znajdziek". Rozsianych po całej mapie małych, (przepraszam za wyrażenie) gówno wartych przedmiotów, które nic mi nie dają. W Skyrim'ie zawsze znajdę miecz, łuk, albo inne cudo, które mogę sprzedać i mam co zrobić z tą kasą (a przynajmniej do pewnego czasu). Tutaj niestety nie miałem za bardzo co z tym zrobić. Zbierałem jakieś posążki, które dawały mi punkty doświadczenia. Tylko nie wiem, na cholerę mi one były, skoro wybiłem każdy obóz po cichu (dostając wtedy więcej punktów) i wymordowałem tylu przeciwników, że miałem wszystkie umiejętności daleko przed skończeniem głównego wątku. Jednak tutaj fabuła gry była na poziomie, przynajmniej dobrym, aczkolwiek spodziewałem się czegoś lepszego. Jednak pomimo faktu, że często wybierałem mord i zniszczenie, a dopiero po jakimś czasie wracałem do wątku głównego, wcale nie czułem się wybity z rytmu. Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że z każdym upolowanym zwierzęciem, z każdym zabitym przeciwnikiem, lub zdobytym posterunkiem, zatracam się w tym świecie. I to mi się bardzo podoba w tej serii (no dobra, w dwóch ostatnich częściach, bo w jedynkę niewiele pograłem (i nie licząc tego o zwierzętach w Far Cry 2)).
Natomiast, jeśli chodzi o serię Assassin's Creed to sprawa wygląda następująco:
1. Wątek główny
2. Reszta, której zwykle nie kończę bo mnie nudzi.
Wyjątkiem była ostatnia główna część, czyli Black Flag. Tam czerpałem prawdziwą radość z samej eksploracji. Owszem, irytowały mnie te głupie skrzynie z niepotrzebną mi kasą, czy zbieranie "fragmentów animusa" (czy jakoś tak się to zwało). Ale radość, jaką miałem z żeglowania przez morze, słuchając pieśni kompanów, była nie do opisania. Spędziłem trochę czasu, żeby w pełni ulepszyć moją Kawkę, co potęgowało moje zadowolenie podczas wędrówek za horyzontem. Tu znowu wina stoi po stronie fabuły, która z każdą częścią serii jest coraz gorsza. Mam nadzieję, że Unity to zmieni, ale marne szanse. Irytowało mnie też mój statek. Jak takim małym czymś, można zatopić ogromny Galeon? Fregatę jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale Galeon? To wielkie bydle które byłoby wstanie zmieść moją łódeczkę z powierzchni morskich wór jedną salwą? No proszę... Tego mi brakowało w tej grze. Możliwości kupna statku. Dzięki temu, mógłbym całkiem zapomnieć o tym nieudolnie stworzony scenariuszu. Tak naprawdę, głównym problemem, a zarazem plusem tej gry, jest fakt, że to Assassin's Creed. Wątek Asasyni vs Templariusze w ogóle nie pasuje do tej gry. Z drugiej jednak strony, nie wyobrażam sobie mieć większej frajdy z walki na pokładzie wrogiego statku, niż jako (właśnie!) Asasyn.
Podsumowując. Głównym powodem, dla którego nie zwracamy uwagi na wątek główny, a interesujemy się całą resztą, jest niedbałość twórców. Jednak czasem może być to celowy zabieg, tak jak w przypadku Skyrim'a, przez który "główny" wątek staje się tylko powodem, dla którego lądujemy w krainie, którą chcą nam pokazać twórcy i która przede wszystkim powinna nas interesować. Podobnie można traktować grę Far Cry 3, gdzie tarapaty, w jakie popadł główny bohater, stają się pretekstem do wrzucenia nas w szalony świat, w którym siejemy chaos i zniszczenie, a fabuła (w tym przypadku całkiem niezła), stanowi tło dla naszych poczynań, idealnie z nimi komponując. Jednak wypchanie gry questami i drobnymi pierdołami na styl gier z serii Assassin's Creed, jest niczym innym, jak maskowaniem błędu, popełnionego przez twórców gry.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Z tego powodu nie skończyłem nigdy żadnego TESa - Morrowinda zarzuciłem nie pamiętam nawet kiedy, w Oblivionie miałem 30 czy 40 poziom jak dotarłem do 1 wrót Oblvionu i gra była za łatwa i zbyt nudna, żeby kontunuować, a w Skyrimie zwiedziłem 70-80% świata w tym praktycznie wszystkie lokacje dostępne od południa do Whiterun (leciałem sukcesywnie z jednej strony mapy na drugą włażąc do wszystkiego co pojawi się na kompasie :D) i przestałem grać na 3 czy 4 większym queście fabularnym - następny po wizycie u starców.
Jestem typem gracz, który musi zwiedzić każdy kąt, chociaż nie wracam się raczej do zwiedzonych już lokacji o ile nie ma takiej potrzeby - jeśli coś przeoczyłem, trudno. Z tego powodu jeśli za dużo czasu można spędzić w ten sposób, można się produkcją znudzić, zanim gdziekolwiek pchniemy fabułę. Owszem, winę ponosi też sama fabuła - jeśli by mnie wciągnęła od razu, nie byłoby takiego problemu.
Syndrom Skyrima?
W skyrimie wcale nie ma tak dużo zadań, a raczej jest ich kilka z czego cała ich gama nie ma żadnego polotu. Zdarzają się perełki, ale jest ich tylko kilka. Gildie to profanacje.
Main Quest sam w sobie mniej ciekawy niż ten z Obliviona, ale o wiele lepiej poprowadzony, co nie zmienia faktu, że jest... Słaby, w dalszym ciągu.
Ogólnie, ja sam nie wiem dlaczego ale mnie... Skyrim... Zajarał tylko na początku, poczułem się i bardzo mi się na początku podobało, były same ochy i achy, jednak im dalej w grę tym gorzej. Szczerze? Nie byłem nawet w stanie skończyć żadnej gildii bo żadna z nich mnie w żaden sposób nie porwała, mody powinny pomóc, i zgadnijcie co, pomogły, lecz na krótko. Niczym nowym jednakże jest to, że historie proponowane przez modderów wciągneły mnie na dłużej niżeli oryginalne. Fakt, zdarza się kilka fajnych misji w podstawce jak np ta z pijackim wyzwaniem, czy też z Sheorgorathem, dodatki również nie mają w sobie nic tak naprawdę, gra rzuca nam wszystko na 10 lvlu przez co... Nie wiem, no. Odwołam się tutaj do Morrowinda. Chcąc zagrać w Bloodmona, nie było opcji by nie nabić 30 poziomu, bo inaczej się po prostu nie dało, było się zbyt słabym. Tutaj? Wbijasz 10 i rób co chcesz, jedynym wrogiem z którym będziesz mieć problem na mistrzu to Smoczy kapłan, a no i Wilki przy Riften, i niedźwiedzie, reszta to kaszka z mleczkiem. I naprawdę tak jest, i to jest przykre. Z kolei po instalacji modów rebalansujących rozgrywkę dochodzi się do wniosku, że jednak jest za trudno i dostaje się po prostu kurwicy na każdego wroga pomijając to co wkurzało wcześniej.[Ironia, nie?]
Ale przechodząc dalej, Skyrim wrzuca gracza w żyjący świat, i super. Problem w tym, że znajdowany ekwipunek się nie liczy, praktycznie nie ma celu by zdobywać co kolwiek bo wykuje sobie lepsze[jak tego nie zrobie w pewnym momencie zrobi się za trudno po prostu] To jest problem tej gry.
Świat i jego możliwości to po prostu zbyt dużo. Do tej pory pamiętam schemat jaki pojawiał się w Morrowindzie, bo tak naprawdę tam też był lvl scaling i kurcze, no, wszystko bylismy w stanie pokonać, pytanie tylko co z taktyką i jak szybko. Tutaj jest gorzej bo im bardziej my rośniemy w siłę, tym te niedźwiadki niestety też, A smoczy kapłan... Cóż ,zawsze jest wyzwaniem, trochę szkoda, że efektów tych umiejętności i lvlowania nigdy nie widać, prawie jak w oblivionie, tylko mniej tutaj oczywistości. Skyrim ma problem, jest po prostu nudne, zbyt dużo rzeczy i nie wiadomo za co się zabrać przez co, wszystko przytłacza, a zarazem odrzuca, sam nie wierzę, że to piszę, ale wszystko to trzeba dawkować.
Wracając do Gildii
Każda z gildii to zabawa na jeden wieczór, dla dobrego gracza.
Magowie to kpina, jej dopiero co dołączyłem do magów, a na drugi dzień jestem arcymagiem, bomba wręcz.
Towarzysze?[słabe zastępstwo za gildie wojowników] Walczą ze sobą od lat, dochodzi jakiś frajer który po jednej misji oblewa wszystkich zaufaniem przez co wielbią go i zdradzają najważniejszą tajemnice, bullshit po całości, poważnie.
Za wzór jak powinny wyglądać gildie dalej służy oblivion który też swoje problemy ma, a nawet ma ich więcej.
Mroczne bractwo? Próbowałem, naprawdę, jakoś nie czuję tych postaci. Niby są ciekawe, lecz czegoś im brakuje.
Gildia złodziei - pomysł fajny, realizacja fajna, misje dodatkowe... szkoda gadać i ogólnie czegoś zabrakło.
IL vs SC - norma, jeżeli my nie ruszymy do boju to nikt tego nie zrobi, ale sam wątek jest słąby i wcale nie interesujący, nawet nie warto się w to bawić 2-3 forty i koniec, nic szczególnego.
Wampiry vs Dawnguard - Tia... Patrz wyżej.
Miraak Vs Dovakiin - Ta, bo tak dla wesołego popłynę sobie na Solstheim bo pojawiły się pogłoski o dragonbornie innym. Ciul, że to prawie w Morrowind leży i jest daleko, w końcu Alduin poczeka, nie.
Warto nadmienić, że te wielce rozsławiane misje generowane losowo są słabe? Tylko kilka z nich nadaje się do czego kolwiek, jedna z fajniejszych to miecz dla tego gościa z Whiterun. Ale losowe misje złodziei to niestety katastrofa.
Nie wiem, może po prostu jestem zbyt poważnym graczem już?
GTA - ta, ja podniosę rękę, bo główne co robiłem to misje, jestem typem gracza ''Story Listener'' czy jakby to nazwał. Zrobiłem w prawie każdym gta, prawie wszystkie misje jakie tylko były. I tak, strzelnice i inne pierdoły też się robiło, ale miało to swój cel, chociażby zwiększenie umiejętności, zdobycie aczika, albo i po prostu ten cholerny procent gry.
Wspomniano w tym tekscie o tym, że gdy kończą się questy poboczne to nie ma się ochoty do grania... Fakt jest tak, tyle, że np ja mam tak z główną fabułą, przejdę grę i... Nie gram dalej, po prostu. Zazwyczaj tak jest. Main Quest skyrima i tak mnie zmęczył strasznie, że przez ostatnie fragmenty gnałem na złamanie karku.
Jednak grą która miała to idealnie zrobione był Gothic, setki misji z czego w pewnym momencie człowiek stwierdzał ... Pierdziele, mam już dość tego wszystkiego, zabierajmy się z tej wyspy i odpływał na Irdorath kończyć rozgrywkę, tyle, że tych misji zostawało ile? Dwie, albo trzy z setek które wykonał?
Są gry w których mnogość misji pobocznych sprawia, że nie sposób złapać się za fabułę bez odpuszczania ich, niestety tytuł mi uleciał, ale bywa to niezmiernie irytujące.
ME1 - po pewnym czasie zaczynał męczyć, ale fabuła i misje główne przyciągały, postacie również, nawet te poboczne.
Me2 - to samo.
Me3 - ciut gorzej, ale... Dało się.
Martius - zgadzam się z tobą w prawie wszystkim i ciesze się, że są tutaj osoby które wciąż doceniają starego dobrego Morka, mimo również wielu jego ułomności.
@ Martius_GW znaczy generalnie masz rację, jeśli idzie o fabułę główny wątek skomplikowany nie jest, większość tych najmniejszych pobocznych też nie. Ale zdarzały się ciekawe perełki, może nie na poziomie fabularnym Final Fantasy, ale też zapadające w pamięć. Misja gdy w tym mieście na zachodzie wplątują cię w spisek renegatów i najpierw prowadzisz śledztwo, a potem idziesz siedzieć i wydostać się z pudła, przy okazji podejmując się wyboru moralnego. Kilka misji Bractwa Ciemności, w ogóle cały wątek fabularny bractwa łącznie z finiszem jest ok. Z Gildii najciekawszą fabułę ma Gildia Złodziei, może nie rewelacyjną ale i tak lepszą niż inne. Misja gdzie upijasz się z daedrycznym księciem i potem ustalasz co się zdarzyło.
Z Obliviona najbardziej zapamiętałem misję gdzie <spoiler> zabija się trolle w wiosce, po czym okazuje się, że naszprycowali cię jakimiś narkotykiem i w rzeczywistości zabijałeś mieszkańców wioski </spoiler>
Nie rozumiałem nigdy i już chyba nie pojmę fenomenu Skyrima. Ta gra, oprócz sympatycznej oprawy audiowizualnej i dżwiękowej to ciągnąca się w nieskończoność, nużąca eksploracja skonstruowanych tak samo miejsc, podlana budzącą uśmiech politowania fabułą, napisaną chyba w parę minut na kolanie. Mało tego, system walki, z której składa się 90% rozgrywki jest tak mało satysfakcjonujący i ubogi, że po chwili z grą odechciewa się wszystkiego. Ja grając w Skyrima czułem się, jakbym był w jakiejś parodii świata fantasy, gdzie smoki dają się rzezać jak tuczniki a miasto szturmuje się w kilka osób, z marszu. Czytając zapowiedzi i recenzje nastawienie do Skyrima miałem jak najlepsze, spodziewając się kupy zabawy. I patrząc z perspektywy czasu kupę dostałem, bez zabawy.
Im więcej tym lepiej.
Nie każdy musi wszystko przejść na 100%.
Lepiej mieć jakiś wybór niż wcale.
[40]
Dzięki, te przykłady brzmi już znacznie lepiej niż to co widziałem. Niby zrobiłem kilka zadań dla deadr ale każe to ciągle to samo - idź przynieś mi topór z jaskini albo zabij wilkołaka.
Dlatego ja nie lubię za bardzo sandboxów. Idzie człowiek wykonać jakieś zadanie i musi pokonać pół mapy a po drodze dostaje kilka innych zleceń, które odrywają go skutecznie od tego po co i w jakim celu szedł. W Skyrim oprócz wspomnianego mechanizmu dobijały mnie jeszcze książki. Przeglądanie wszystkich regałów i czytanie wszystkich manuskryptów zajmowało masę czasu a nie posuwało akcji naprzód. A ponieważ gram dokładnie i metodycznie nie mogłem ot tak sobie przejść obok nich tym bardziej że można było poprzez czytanie książek podnosić swoje statystyki. Błędne koło.
Powiem krótko. niezgadzam sie z nazwą „syndrom Skyrima”. po pierwsze: to obrażliwa nazwa (brzmi jak jakaś choroba) po drugie: zrobienie gry która składa się wyłącznie z głównego wątku, jest ciekawa i długa jest ciężkie co wydać przy gier takich jak "Murdered: Śledztwo zza grobu"(zbyt krótkie). Więc uważam że lepiej zrobić krótką gre i ją "sztucznie" przedłużyć. ale nie znajdź-kami tylko właśnie quest'ami pobocznymi. A SKYRIM zrobił questy poboczne na takim samym poziomie co quest główny a nawet lepszym. Dlatego uważam że „syndrom Skyrima”(nadal uważam że to obraźliwa nazwa) powinien być stosowany częściej niż jest do tychczas.
Jedyna gra, w której miałem cierpliwości nieskończone chęci do robienia misji pobocznych, był i jest Red Dead Redemption. W GTA V, poza szmuglowaniem za pomocą Trevora i jego samolotu, nie ma nic, co chciałbym powtarzać. w Skyrim nie grałem i nie zamierzam. Dla samego przechodzenia i zabawnego survivalu grałem kilkadziesiąt razy w tak liniową i jednocześnie nieliniową grę, ja MGS 3.
@Martius_GW Dlatego w dużej mierze masz rację - bo na jedno ciekawe zadanie przypada w Skyrimie 10 typu "idź do cholernie długiej jaskini, zabij draugi, przynieś topór". Ale w Morrowindzie akurat też tak było, tyle że tam główny wątek był ciekawy (aczkolwiek też bez przesady - jesteś reinkarnacją wybrańca który ma pokonań głównego złego siedzącego w wulkanie), a świat niezwykły, inny niż w standardowych fantasy. Dlatego moim zdaniem w Skyrima nie gra się dla fabuły czy ciekawych questów, tylko dla tej wolności, dla tego ogromnego choć czasem nudnego świata. Podobnie zresztą jak z GTA, bo nikt mi nie wmówi, że w GTA najbardziej podoba mu się wątek fabularny. Skyrim to kiepski przykład na "dobrze zrobione zadania poboczne". Tu się idzie w ilość, nie jakość, poza tym nie to jest siłą Elders Scroll i nie dla tego ludzie grają w te gry.
@up
Tylko w Morrowind główna postać nie ma żadnych super duper mocy, równie dobrze może być po prostu przypadkową osobą która znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Nie oczekują, że gra z otwartym światem będzie oferowała idealną fabułę ale jakieś standardy by się przydały. Jak dla mnie seria AC jest podobna po tym względem podobna do Skyrima, zawartości pobocznej jest mnóstwo ale jest kiepskiej jakości. Z drugiej strony miłą niespodzianką było Sleeping Dogs oferujący przyzwoitą rozgrywkę i mniej ale ciekawsze misje poboczne. Może Skyrim byłby lepszy gdyby wszelakie podziemia, ruiny, jaskinie itd. nie były robione metodą kopiuj-wklej i nie wiązały się z większością zadań. Nie dość, że są strasznie krótkie to mnóstwo elementów się powtarza (drzwi które trzeba otworzyć szponem były już trzy, obstawiam, że jest ich drugie tyle jak nie więcej). W pierwszych ruinach dwemerów z Morrowind można było się pogubić.