"Znowu nie mam w co grać", czyli o tym jak zepsuć sobie dobrą grę
Rozumiem do czego dążysz, ale nie do końca się z tobą zgadzam. Trend "mam 250 gier i nie mam w co grać" wynika raczej z powtarzających się rozczarowań nowymi, rozkrzyczanymi produkcjami. Człowiek kupuje kilka tytułów chwalonych w reklamach i recenzjach a okazuje się że żadna nie spełnia oczekiwań. Można więc powrócić do tzw. "starych dobrych produkcji", ale nie oszukujmy się, 5-6 przechodzenie świetnej, ale liniowej strzelaniny lub erpega który znamy już jak własną kieszeń trochę mija się z celem.
Twierdzisz też, że przez pęd wydawniczy i promocyjny gry nie dostają swojej szansy, i podajesz kilka przykładów ludzi ze Steama. To niewątpliwie prawda ale ci ludzie to raczej pseudo gracze, dla których gry to gadżety a nie hobby. Spędzenie godziny nad grą, łącznie z procesem instalacji to rzeczywiście przegięcie. Ale z drugiej strony piszesz: "Bioshock? Strzelanie było lepsze w Call of Duty, a klimat jakiś dziwny. Kij z fabułą, następna!". Jeśli rzeczywiście strzelanie i klimat tej bądź co bądź strzelaniny nie odpowiada graczowi to nie widzę sensu brnąć dalej tylko ze względu na fabułę. Gry składają się z gameplayu i fabuły, z czego jednak głównym jest gameplay. Dopuszczam istnienie gry z dobrym gameplayem i zupełnie bez fabuły - np. samochodówki czy gry sportowe. Ale już sama fabuła bez gameplayu będzie tylko filmem a nie grą. Bardzo dobry gameplay ze słabą fabułą będzie dobrą grą, ale świetna fabuła ze słabym, irytującym gameplayem dla mnie nie istnieje. Nie wyobrażam sobie brnięcia w coś, co nie dostarcza mi rozrywki tylko po to, żeby poznać fabułę. Będzie to tylko stratą czasu, który można przeznaczyć na jakąś lepszą grę, która dostarczy przyjemność, bo przecież o to tu chodzi. Jeśli gra w ciągu kilku godzin nie zaprezentuje niczego ciekawego, to nie ma sensu w nią brnąć a zaoszczędzony czas przeznaczyć na coś innego. Ale do tego trzeba być świadomym graczem, a nie zaliczać tylko gry, bo pęd, bo promocja, bo "kupka wstydu", tak jak ci panowie X, B i C.
Ja caly ten problem 'mam 200 gier a nie mam w co grać' wynika z tego, że... traktujemy gry kupione kiedyś tam na promocji jako piraty. Wiem, brzmi to dziwnie ale: przynajmniej ja tak mam, że przed kupieniem jakiejś gry >50zł oglądam recenzję, czytam opinie, oglądam gameplaye itp (nie w jakiś gigantycznych ilościach- może 2-3 filmiki i kilka tekstów). Jeśli gra mnie przekona- kupuję i już wiem co może mnie czekać i tego wyczekuję. Kupuję grę- jaka by nie była, no chyba, że koszmarnie okropna, gram przez kilka bądź kilkanaście godzin. To samo dotyczy nowych gier- czytam zapowiedzi, oglądam materiały z wczesnych wersji itp. Po prostu- buduję sobie 'hype' na daną grę.
Gry z wyprzedaży- 'aaa gdzieś o tej grze słyszałem, to kupię, bo jest za 20zł'. I hype'u nie ma, bo już grę się ma. Tak jak z piratami- jeśli ktoś je ściąga (zaraz wszyscy się na mnie rzucą, żem niby pirat), to raczej nie ogląda wcześniej recenzji itp. Nie ma hype'u- więc szanse, że gry na piracie nawet nie ukończy. Gdyby ją kupił- pewnie by ją przeszedł w tydzień.
Ja tak miałem z dark souls- dwójkę przeszedłem, w jedynce nie doszedłem nawet do połowy i wywaliłem z dysku. Słowem klucz jest więc ten cały 'hype' na grę. Ciężko żeby miało się hype na grę, którą się ma. Ale to często prowadzi do kupowania gry drugi raz- 'hypuje' się na daną grę, mimo że się ją ma, bo wcześniej nie miało się na nia ochoty.
Taka moja skromna opinia, czemu niektórzy przy ponad 100 nieuruchomionych ani razu grach nie mają co robić. Albo wynika to z tego, że w HB czy na promocjach kupuje się małe 'popierdółki'- jakieś indyki i starsze produkcje, reedeycje HD itp.
P.S.- słowa 'hype' używałem z braku odpowiednika w języku polskim (albo po prostu nic mi nie przyszło do głowy)
P.S.2-oczywiście powyższa teoria spiskowa nie dotyczy każdej gry z wyprzedaży- każdy chyba znalazł jakąś 'perełkę'- grę o której kiedyś słyszał, kupił za kilka zł i grał ponad 20h.
Zgadzam sie z całością tekstu. Pod to zjawisko podpiąłbym jeszcze piractwo. Dużo ludzi "sprawdza" daną produkcję by dowiedziec sie co w niej jest takiego że się innym podoba, wogóle nie będąc w targecie produkcji. Szanse że mu się spodoba są znikome. Jestem pewien że wielu narzekających np na watch dogs ale tez na inne produkcje to albo piraci albo ludzie ktorzy nie grali ale z jakiś powodów podtrzymują falę hejtu. Świadomy konsument nie kupuje gier żeby później narzekać, tylko żeby dobrze się bawić w tej jednej produkcji spośród setek ktora zwróciła jego uwagę.
Wydaje mi się też że tu nie chodzi tylko o przytłoczenie ilością gier do ogrania ale o to że inaczej się traktuje produkt za który zapłaciło się więcej, którego zakup się planowało od dłuższego czasu i na który trzeba było zapracować.
@damianyk: Pozwolę sobie odpowiedzieć cytatem. "Rozumiem do czego dążysz, ale nie do końca się z tobą zgadzam" :). Ogólnie sprawa istotnie jest dosyć śliska i mało jednoznaczna. Ludzie potrafią podchodzić do grania na różne skrajne sposoby. A po drodze są jeszcze rozmaite odcienie szarości. Niemniej opisywany przeze mnie trend w ostatnich latach zyskuje na prominencji. A przynajmniej takie są moje obserwacje. Całkowicie zgodzę się z argumentacją, że jak gra wybitnie komuś nie leży, to nie ma nic złego w odstawieniu jej na dobre po kilku godzinach (choć ja bym się osobiście z nią przemęczył, ale to takie moje widzimisię). Pod warunkiem, że jednak będzie to przeplatane grami, które wyraźnie takiej osobie podpasowały. Tymczasem ja widzę tuziny gier seryjnie odsyłanych do lamusa po jednej czy dwóch sesjach. Mi nie jest szkoda portfela takiej osoby. Mi szkoda tych gier (szczególnie tych z solidnym potencjałem), które nie dostają swojej szansy. Bardzo bym polemizował z przekonaniem, że da się ocenić jakość gry na podstawie godziny gry. A takich ocen w ostatnich miesiącach trochę się nasłuchałem.
Świetny artykuł z którym pozostaje mi się jedynie zgodzić. Dlatego nie biorę z reguły udziału w tego typu promocjach, oczywiście wyjątkiem jest sytuacja kiedy dana gra rzeczywiście mnie interesuje lub gdy jest za darmo co ostatnio zrobiło się modne. Wszak podpięcie gry do biblioteki nic nie kosztuje i do niczego nie zobowiązuje. Wczoraj była Omerta za darmo, jeszcze kiedyś na Steamie pierwsza ARMA czy Red Orchestra 2, przypisałem je do swojej wirtualnej kolekcji, ale już w tamtym momencie wiedziałem, iż raczej w nie nie zagram. Może kiedyś nabiorę na nie ochotę?
Gier w dniu ich premiery nie kupuję prawie wcale, najczęściej sięgam do portfela, kiedy rzeczywiście mam na jakąś produkcję ochotę. Wtedy wchodzę na allegro i szukam dobrej oferty, jeśli gra nie korzysta z usług pokroju Steama, kupuję używki.
Nigdy też nie podchodzę do grania w ten sposób, że koniecznie muszę ukończyć większość gier z kolekcji, bo mam straszne zaległości. To jest droga donikąd. Kiedyś próbowałem i skończyło się na tym, że miałem "napoczętych" z 8 gier jednocześnie i w większość nie miałem ochoty dalej grać. Czułem się maksymalnie przytłoczony i pozbawiony czystej radości z przechodzenia gier. Teraz gram w to na co mam ochotę a nie dlatego, że "muszę nadrobić!". W kolekcji (wliczam tu wszystkie pudełka, gry na Steamie, GOGu itd. itp.) mam ok. 200 gier a ukończyłem niemal połowę z tego, co jest chyba niezłym wynikiem. Znam ludzi, którzy na Steamie mają ponad 1000 czy 2000 gier i cały czas sukcesywnie powiększają swoją bibliotekę. Nie wyobrażam sobie by zdołali przejść przynajmniej 30% z nich.
Nie mam zamiaru ukończyć wszystkich gier AAA, moim celem jest się po prostu dobrze bawić i miło spędzić czas. Dlatego też lubię sobie wracać do ukończonych już gier i jeśli przejście pierwszego Gothica po raz 15. sprawi mi przyjemność to to robię bez natrętnej myśli, że w tym czasie mógłbym zaliczyć jakąś inną grę w którą jeszcze nie grałem.
Nigdy też nie podchodzę do grania w ten sposób, że koniecznie muszę ukończyć większość gier z kolekcji, bo mam straszne zaległości.
A ja nigdy nie podchodze do grania w ten sposob ze MUSZE kupic "bo w promocji" aby leżało w nieskonczonosc.
Kupuje tylko te tytuly ktorych jestem 100% pewien, ze zagram reszte moge smialo olac. Gry to nie pokemony, nie MUSISZ miec ich wszystkich...
@Asmodeusz - Gry to nie pokemony, nie MUSISZ miec ich wszystkich...
A to do mnie czy koło mnie? ;P Nigdzie przecież nie napisałem, że szaleńczo gromadzę gry - wręcz przeciwnie. Nie kupiłem ŻADNEJ, która miała swoją premierę w roku 2013 czy 2014, te z 2012 mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Nabywam kilkuletnie gry, na które mam aktualnie ochotę i po zakupieniu nie odstawiam ich na półkę tylko instaluję i gram. O ile wielu graczy czeka na AC V: Unity, ja dopiero niedawno ukończyłem sobie "jedynkę". Nie widzę sensu w kupowaniu nowości, póki posiadam sporo gier które chcę ukończyć. Lepiej poczekać rok, dwa aż interesujące mnie produkcje stanieją.
koło
powinienem dac enter, zaraz poprawie
Bardzo wyimaginowe te problemy, jesli gra jest dobra to poswiece na nia czas niezaleznie czy za nia zaplacilem duzo czy malo, a moze nawet jesli byla to wersja piracka. Bf4 kupilem oryginalne i okazala sie gra na tyle slaba, ze od miesiecy nie gram w to wogole, natomiast dragon age origins pirata przeszedlem w calosci, wlacznie z dodatkami, bo po prostu byla wystarczajaco dobra, aby okazac sie gra wciagajaca. Jesli ktos ma 200 gier na stemie i problem z wysluplaniem lacznie 100h rozegranego w nie to swiadczy to niestety, ze taka osoba ma malo wolnego czasu lub gry po prostu nie wciagaja jej juz tak jak dawniej ... niestety jesli gra sie od 10-20 lat to wiele produkcji odbiera sie jako uproszczone i wtorne wiec nie poswieci sie im tyle czasu co osoba, ktora dopiero zaczyna zabawe z elektroniczna rozrywka i wszytko odbiera jako rozwiazania nowatorskie i odkrywcze.
Gra z promocji może leżeć i leżeć, a grę kupioną na premierę to chyba każdy przejdzie. W końcu jak się trochy kasy wydało to wypada przejść nawet jak crap wychodzi.
@tyr8338 Nie miałem zamiaru ilustrować postępowania wszystkich Graczy czy nawet wszystkich tych, którzy np. mają dużo gier w bibliotece alby zdarza im się porzucać przedwcześnie gry. Jednak będę bronił tezy, że istnieje pewna grupa fanów elektronicznej rozrywki, którzy działają destrukcyjnie wobec swojej pasji. I dla tej grupy łatwy, szybki i bezrefleksyjny dostęp do gier staje się dodatkowym katalizatorem niedobrego trendu. Tutaj zresztą wypadałoby napisać trochę o społecznościowych recenzjach gier (widać w nich, między innymi, część symptomów "nie-mam-w-co-grania") ale o tym to przy innej okazji :)
Rozumiem, że autor artykułu byłby w 7-ym niebie gdyby zapłacił 500 euro za grę, kupioną raz na rok. Wtedy z pewnością by ją docenił. Prawdziwy biznes nie polega jednak na sprzedawaniu drogiego towaru kilku odbiorcom ale taniego towaru milionom.
@leaven Byłbym w siódmym niebie gdybym raz na jakiś czas mógł za 1 Euro kupić dobrą grę i potem miał możliwość nacieszyć się każdą spędzoną z nią chwilą. W sumie to nawet da się tak grać gdyby wybierać głównie w tytuły mające po kilka lat. Ale nie w tym rzecz. Sedno problemu nie jest w tym, że ktoś tanio "rozdaje" gry. Sedno leży w tym jak my z tych okazji korzystamy.