Jedno marzenie z "dzieciństwa" odhaczone - indywidualna rejestracja
OK, od soboty jestem w końcu dumnym posiadaczem Aprilii Tuono 660 Factory 2024 Speed White. Finalnie miłość od pierwszego wyjrzenia wygrała.
Odbyłem jazdy testowe aż tylko na Aprilii RS 660 oraz Ducati Monster SP > ależ mi nie podeszło Ducati.. Nie mogłem w ogóle dziada wyczuć.
Dzień przed zakupem musiałem się zastanowić czy brać czarną Too Fast czy jednak nie. Początkowo skłaniałem się ku Too Fast, ale finalnie padło na malowanie Speed White.
Na start zamówiłem i czekam na crashpady ramy, osi, krótkie mocowanie tablicy, klamki (krótki hamulec + składane długie sprzęgło), mocowanie Quad Lock-a -> wsio z Evotech-a, osłony silnika z R&G, dedykowany moduł USB.
Planuję jeszcze wymienić lusterka i kierunkowskazy z tyłu (pewnie coś z Rizomy), okleić motocykl (jakiś 'second skin'), poszukać tank padów fajnych, zastanowić się nad wydechem akcesoryjnym MIVV Delta Race i pewnie kilka innych mniejszych modyfikacji, o których już nie pamiętam :D
Heh niestety jakieś 1.5h po odebraniu zaliczyłem pierwszego paciaka.. Niefortunnie bez crashpadów, na chujowej nawierzchni [a miałem nie robić tam nawrotki..] (ale biorę 40% winy na wciąż mój brak doświadczenia). Oberwało minimalnie lusterko, końcówka klamki od sprzęgła, końcówka kierownicy iii niestety lewa owiewka - plastikiem się nie przejmuję, ale zdarła się naklejka "a" ;-(
Ale za <60pln będzie nowa, więc git.
Nie znam sie wiec sie wypowiem.
Znam trzy osoby, ktore skusily sie na te zabawki, wszystkie wlasnie w wieku idealnym dla kryzysu wieku średniego.
Kazdy mial plany, jak to bedzie jezdzil, zwiedzal i oszczedzal na dojazdach do roboty. Kazdy sprzedal po kilku tygodniach. Nie mowie, ze u ciebie bedzie tak samo, ale zastanow sie jeszcze kilka razy.
Kupiłem "jeansowego" Zontesa G1 (taki jak z postu 16).
Nie było lekko, skończyło się na chyba 7 czy 8 wizytach w salonach, do samego końca miałem dylemat między Leoncino 125 a G1 (Junak RX One odpadł - zaważyła "plastikowość", 12KM, wyższe spalanie i bardzo częste serwisy aby nie stracić gwarancji).
Konkluzje:
- Leoncino ma lepszą pozycję "góry" i wygodniejszą pozycję pleców siedząc, ale podnóżki są bardzo wysoko - przy moim wzroście musiałem bardzo, niemal karykaturalnie podkurczać nogę (zorientowałem się dopiero kiedy usiadłem "poprawnie", przy baku - na zdjęciu wyżej tego nie widać). Zontes jest trochę bardziej sportowy (czego zasadniczo nie szukałem). Ale jak usiadłem na niego "poprawnie" (a nie niechlujnie do zrobienia sweet foci) to okazało się że nie jest aż tak agresywny jak myślałem,
- Zontes ma 2 konie więcej (choć jest cięższy - osiągi będą bardzo zbliżone), gigantyczny bak (20L), ABS zamiast CBS (od CBSa wolałbym nie mieć nic - nie chcę się uczyć złych nawyków) i pierdoły jak czujniki ciśnienia czy porty USB - niby mała rzecz, ale nie będę musiał grzebać przy elektronice,
- Zontes ma więcej serwisów, mniej upierdliwe interwały przeglądów,
- markowe sprzęty są super, Honda i Yamaha robią wrażenie na żywo, ale nie widzę sensu dopłacania 9-11k za coś co pewnie wymienię za 2-3 lata, dodam też że Zontes stojąc obok absolutnie nie ma się czego wstydzić. Jakbym mógł dostać Hondę za friko to bym ją wybrał nad Zontesem, ale żeby dopłacać 1/3 wartości? Noooope.
Benelli to pewnie super sprzęt ale do Zontesa bardziej czułem miętę. A to że gliwicki Benelli miał odrobinkę rdzawych zacieków nie pomogło (choć wiem że Zontes też by zardzewiał jakby go pozostawić na deszczu).
Teraz mam pierdyliard kasków/rękawiczek kurtek i butów do wyboru. LS2 Storm II? Nolan N60-6? Scorpion EXO 520 EVO? Chcę mieć blendę, pinlocka i żeby nie był najtańszym gównem z plastiku :) A do wyboru milion modeli. Zaprawdę powiadam Wam, jak nie było internetu w niektórych aspektach życie było prostsze :)
PS. Dostawa w przyszłym tygodniu. Dam znać co i jak. Ale zanim ujadę mojego granatowego rumaka, kilka godzin lekcji w szkole przede mną.
PS2. Jak podpisałem umowę to powiedziałem sprzedawcy "dobra, już oficjalnie sprzedany, to teraz wal z mostu, co się z nimi dzieje?". Ponoć akumulator jest do dupy, i keyless (którego G1 akurat nie ma) szybko masakruje baterię. Ale poza tym niby są relatywnie bezusterkowe.
Nauczka do co do kasku: kupować w internecie tylko jak się go miało na kadłubie wcześniej - Vector choć piękny jest wyraźnie za duży.
Jutro spróbuję Nolanow N80-8 i N60-6, choć już je miałem i mam wrażenie że jeden leży trochę za ciasno, a drugi trochę za luźno, i nie ma złotego środka (tak, próbowałem 3 rozmiary każdego :) ).
Maszyna już stoi, kurs zaczynam w przyszłym tygodniu, cieszę się jak głupek, siedzę godzinę dziennie na tym motorze, niewiele brakuje żebym robił dźwięki silnika ustami i jeździł w kółko w garażu :D
Może to kryzys wieku średniego? (trochę szybko, kurde) Może fanaberia?
Pewnego dnia youtube podrzucił mi relację z bikepackingu po Polskich wiochach, następnego dnia obudziłem się i stwierdziłem że życie jest krótkie i też tak chcę zwiedzać zadupia.
Plan jest taki: kupuję 125-tkę, jeżeli mnie wciągnie to za 2-3 lata robię kategorię A i przeskakuję na pełnoprawny motor. I choć stać mnie praktycznie na każdy model w tym segmencie (nie dlatego żem bogol - one po prostu są relatywnie tanie) nie chciałbym wywalić więcej niż kilkanaście klocków, bo nadmiar wolę włożyć w przyszłości w jakieś BMW GS310GS czy coś w tym stylu, zamiast kupować 125 z wysokiej półki.
Mam kilka pytań, najlepiej dla kogoś kto siedzi w temacie:
- jak "chinole" (Bartony, Junaki, Zontesy) wypadają w porównaniu np. z tanią Hondą w praktyce? Czy to drugie jest mniej awaryjne i upierdliwe? W kwestii bike maintenance jestem pała,
- czy patrzeć w ogóle na używki? Jak już wspominałem w bike maintenance jestem żółtodziobem, a słyszałem że o ile te silniczki we współczesnych motorach nie są awaryjne, to nie słyną z wybitnej żywotności (30000km przebiegu to ponoć sporo, zaś w samochodzie taki przebieg to jak zero),
- jak bardzo głupie byłoby nauczenie się jazdy we własnym zakresie na pustym parkingu? Chciałem kupić jazdy w jakimś lokalnym ośrodku szkolenia, ale ku mojemu zaskoczeniu nie oferują pakietów "początkujący na 125". Samochodem jeżdżę spokojnie i asekuracyjnie, nie mam tendencji do szalenia, ale nie chciałbym komuś wjechać w dupę bo pomyliłem sprzęgło z hamulcem. Nauka trwa długo?
No i przede wszystkim (chyba najważniejsze) jest tu ktoś kto jeździł wiele lat samochodem i kupił taki motor? Każda praktyczna porada czy spostrzeżenie oparte na własnym doświadczeniu mile widziane.
Podoba mi się Zontes 125 U1 ale może być trochę mały (mam 184cm), fajnie wygląda też Junak RX One, ale myślę czy nie pójść w markę która siedzi w temacie wiele lat (Honda CB 125F).
Dzięki za odpowiedzi, liczę się z tym że dodatkowe 2 klocki (oby tylko tyle) trzeba będzie włożyć w sprzęt ochronny na start, a później jak trzeba będzie dostosowywać pod warunki atmosferyczne jeszcze z raz tyle. Oczywiście nie ma opcji żebym wsiadł na motocykl bez pełnego ochronnego stroju, to że te motocykle są niewiele mocniejsze niż dobra kosiarka nic tu nie zmienia :)
Może podbiję wątek w przyszłym tygodniu, jutro odwiedzę Hondę/Suzuki, w poniedziałek salon w Gliwicach z typowymi tworami na chińskich komponentach (Barton, Junak, Voge, Zontes, Bajaj etc).
Nie wiem jeszcze jaki będzie finał tej historii, ale jaram się.
Są jeszcze "trójki" z homologacją L5e, którymi można jeździć na prawie jazdy kat. B, a pojemności (i moce) mają bez tych ograniczeń dla jednośladów.
Przedostatni bump, pewnie po zakupie i pierwszych jazdach podzielę się jeszcze spostrzeżeniami, ale objeździłem cały ślunsk i mam już wizję co mi się podoba a co nie.
Gdyby cena/fit nie grały roli to klasyfikacja byłaby następująca (im wyżej tym bardziej mi się podoba):
Yamaha MT 125,
Honda CB125R,
Zontes G1,
Benelli Leoncino,
(tutaj duża przerwa)
Kawasaki Z125,
Suzuki GSX (niestety bardzo nie leży mi design lampy),
(tutaj jeszcze większa przerwa)
CB125F
Junak RX One
No ale i cena i moje gabaryty mają znaczenie, więc pozostają właściwie Benelli Leoncino i Junak RX One.
Benelli sprawia wrażenie dobrze wykonanego, znacznie droższego niż jest w rzeczywistości, zaś Junak to typowa chińszczyzna (choć jak na chińszczyznę dobrze wykonana - ale komponenty ewidentnie gorszej klasy), ale to motocykl rodem wyciągnięty z rynku w Indiach. Benelli ma geometrię z relatywnie wysoko położoną kierownicą, więc nie muszę się nachylać żeby było wygodnie, nie ma też konieczności komicznego podkurczania nóg. Junak zdecydowanie najlepiej mi pasuje pod kątem pozycji, ale przy tym pułapie cenowym wygląda jak kiczowata zabawka stawiając go obok Zontesa i Benelli i chyba nie jestem w stanie tego przełknąć (gdyby kosztował te 13 klocków zamiast 16 znacznie łatwiej byłoby mi przymknąć oko).
Teraz dość istotne pytanie:
Jak ważna jest procedura docierania motocykla?
W jednym z salonów jest Benelli za 13 zamiast 15 klocków i ma zaledwie 50km przebiegu - ale to był egzemplarz do jazd testowych, więc na bank był żyłowany i kręcony ile wlezie. Zastanawiam się czy chęć zaoszczędzenia grosza teraz nie ugryzie mnie w dupę na przestrzeni lat, i czy nie lepiej po prostu wziąć nówkę dla spokoju sumienia.
Wszystkim którzy się udzielili w wątku - wielkie dzięki. Dla niezdecydowanych - jest całkiem fajna opcja kredytowania, chyba się zdecyduję - jak się wpłaci 50/50 to kredyt ~8k kosztuje tylko jakieś 6 stówek na przestrzeni 20 rat.
Jestem po pierwszych 2h (w szkole jazdy) na CB125F.
Spostrzeżenia laika:
- coś co myślałem że będzie mi przeszkadzało (że 'ciasna' skóra, że rękawiczki krępujące ruchy, że kask na łbie) w ogóle nie było problemem, po chwili zapomniałem że mam cokolwiek ubrane,
- manetka gazu jest znacznie bardziej narwana niż przewidywałem, naprawdę trzeba tym delikatnie operować, nawet na pierdziku z 11KM :)
- ten pierdzik, mimo śmiesznych 11KM zrywa się bardzo chętnie do jazdy, szczególnie kiedy nieumiejętnie puści się sprzęgło (zbyt agresywnie), nie spodziewałem się takiego przyspieszenia,
- pierwsze metry i pierwszy zakręt to coś przedziwnego, jeździ się zupełnie inaczej niż na rowerze (na którym mam nastukane 20000km+), przy niskiej prędkości jest bardzo niestabilnie i czuć masę pojazdu,
- dupa to w ogóle nie czuje różnicy po przesiadówce 2h na siodle, ale lewa dłoń mi wysiadała (dzisiaj było sporo manewrów typu start -> zatrzymaj się na lewą nogę -> start -> zatrzymaj się na prawą nogę, i tak 20 razy), duuużo operowałem sprzęgłem i pod koniec czułem efekty,
- choć początek jest bardzo dezorientujący (każda kończyna coś robi, do tego balansowanie, do tego "patrz przed siebie" etc) to po zaledwie dwóch godzinach wykonywałem start/stop bez opierania się na nodze z sukcesem jakieś 70/80% a zakręty czy proste slalomiki już 'czuję' tak jak manewry na rowerze (wiadomo że robię to koślawo, ale instynkt już jest - nie muszę "myśleć" nad pochylaniem się, przeciwskrętem itd),
- uczucie perfekcyjnie suchej głowy na ulewie jest meeeega dziwne :)
Frajdy kupa, nie żałuję zakupu, w sobotę wleci trasa po lokalnych zadupiach (mam do tego czasu jeszcze 4h - raczej starczy by nie stwarzać zagrożenia dla siebie i innych).
dupa to w ogóle nie czuje różnicy po przesiadówce 2h na siodle, ale lewa dłoń mi wysiadała (dzisiaj było sporo manewrów typu start -> zatrzymaj się na lewą nogę -> start -> zatrzymaj się na prawą nogę, i tak 20 razy), duuużo operowałem sprzęgłem i pod koniec czułem efekty,
Oooo taaaak, też miałem z tym problem :) Aż wygrzebałem z szuflady piłeczkę do ściskania, żeby wzmocnić ścisk w lewej ręce, bo po dwóch godzinach na placyku miałem już problem z dociśnięciem sprzęgła do końca. Na szczęście w normalnych warunkach, czyli na drogach, sprzęgłem operujesz wielokrotnie mniej, więc nie stanowi to żadnego problemu.
manetka gazu jest znacznie bardziej narwana niż przewidywałem, naprawdę trzeba tym delikatnie operować, nawet na pierdziku z 11KM :)
Tego jakoś szczególnie nie odczułem, może mam po prostu subtelniejszy prawy nadgarstek (jakkolwiek to brzmi :D). Co mnie za to zaskoczyło, to jak mocny jest efekt hamowania silnikiem. Od nastu lat jeżdżę dieslami, które jak na realia samochodowe hamują silnikiem dość mocno, ale to jak motocykl wytraca prędkość po zamknięciu przepustnicy mnie zdziwiło. Sporo razy łapałem się na tym że dojeżdżając do skrzyżowania zamykałem gaz zbyt wcześnie i musiałem jeszcze dodawać żeby się zbyt wcześnie nie zatrzymać.
choć początek jest bardzo dezorientujący (każda kończyna coś robi, do tego balansowanie, do tego "patrz przed siebie" etc)
Tu też się zgodzę - o ile od samego początku nie miałem problemu z operowaniem manetką i klamkami na kierownicy, tak skoordynowanie do tego jeszcze tylnego hamulca było dla mojego mózgu trudne do opanowania ;) Ale trening czyni mistrza, a po iluś godzinach w siodle wyrabia się pamięć mięśniowa i automatyzm ruchów. Analogicznie zresztą jak za kierownicą samochodu, w pewnym momencie też przy ruszaniu z miejsca przestajesz myśleć o odpowiednim operowaniu sprzęgłem i gazem, a po prostu robisz to instynktownie
Oczywiście gówno potrafię (w sensie to że umiem płynnie ruszyć i wejść w zakręt nie czyni mnie motocyklistą), ale progress jest kosmiczny.
To się szanuje i za to masz plusa. Pokora to podstawa, a ci wszyscy którzy od razu po zakończonym kursie już się uważają za skrzyżowanie Valentino Rossiego z Markiem Marquezem, potrafią dość szybko zakończyć przygodę z motocyklami, jak nie nawet z własnym życiem. Dobrze że znasz swoje limity i masz tego świadomość, gratuluję zdrowego rozsądku :)
z punktu widzenia laika gwarantuję: to nie są przelewki, można zrobić wiele głupot, a nawet takie 11KM rozpędza się ochoczo do 60-70km/h, a przy tym wywalić orła to już nie jest zabawa.
Stosunek masy do mocy robi robotę. Ja na ten moment mam 48 koni (maszyna zblokowana na kategorię A2, w tym roku zamierzam przywrócić pełną moc, czyli 68KM) przy 190kg bez jeźdźca i powiem jedno - odpycha się to. Jest u mnie za miastem dość szeroka droga ze skrzyżowaniem w kształcie litery T, gdzie ruch jest znikomy, więc można sobie wyjechać z podporządkowanej i bez większego ryzyka mocniej odkręcić. Nawet człowiek nie zdąży dobrze pomyśleć, a tu z 20km/h na wyjściu, robi się nagle 120km/h parę sekund później.
W sobotę wstaję wcześnie i jadę podbijać ulice - tym razem już w bez obaw, wydaje mi się że podstawy ogarnąłem, a resztę się doszlifuje.
Szerokości :) Ja w poprzednią sobotę wykorzystałem piękną pogodę i rozpocząłem swój sezon, jutro wszystko zależy czy będzie padać, w tym momencie leje jak opętane, ale jeszcze w nocy ma się uspokoić. Na sobotę prognozy są dużo bardziej optymistyczne, więc pewnie też wyjadę
Coś z czym absolutnie się zgadzam i co IMO należy wbijać do głowy każdemu zainteresowanemu: bez instruktora nie powinno się zaczynać zabawy z motocyklem, bo to maszyna nad której, zwłaszcza na początku jest o wiele łatwiej o błąd.
Oczywista oczywistość. Samochód jak zgaśnie, to po prostu zatrzymujesz się w miejscu i tyle. Jak wpadniesz w lekki poślizg, to nadal ryzyko szkód jest niewielkie. Na motocyklu w drugim przypadku może zakończyć się nieprzyjemnym upadkiem i poważnymi konsekwencjami, nawet w pierwszym można maszynę położyć. Absolutnie powinno się jazdy uczyć w kontrolowanych warunkach i pod okiem instruktora.
Dzisiaj zaliczyłem kolejny milestone, czyli 1500km przebiegu - moment w którym teoretycznie mogę odkręcać motocykl "ile fabryka dała".
Nie wiem czy silnik prędko zazna jak to jest jechać przy 9000RPM, mam wrażenie że powyżej 7500 obrotów motocykl wibruje wyraźnie mocniej i się trochę męczy, a nawet te 7,5k daje możliwość jechania w okolicach stówy, więcej nie potrzebuję. Wiem że da się jechać nimi 115km/h (i nawet trochę więcej) ale mam wrażenie że to trochę jak ujeżdżanie kunia na morskie oko, niby nic się nie stanie, ale po co stresować biedaka :)
Zgadzam się z wszystkimi którzy mówili mi że mocy jest trochę mało, nie chodzi o zapierdzielanie (tak jak pisałem wcześniej - w ogóle mnie to nie jara) ale manewry wyprzedzania czy startu spod świateł, chciałbym troszkę więcej kopa dostępnego 'od ręki'. Ale jak już się wbije w jakąś drogę na zadupiu do jeżdżenia tych 80-90km/h jest bomba. Taką moją tradycją jest że w weekendy wstaję o 6 rano i robię dłuższe trasy (polecam, fajnie się patrzy jak świat wstaje do życia, a i ruch niski), choć najdłuższa od strzała to będzie pewnie z 200km, nie walnąłem jakiegoś motocyklowego maratonu.
Podbijam też wątek aby inni uczyli się na moich błędach:
- na przeglądy umawiamy się wcześniej, ja głupi myślałem że mnie obsłużą w 2-3 dni. Czekałem 2 tygodnie (na szczęście pogoda i tak była do dupy),
- kaski mierzymy z głową (nie 57 modeli jednego dnia, 3 dni pod rząd). Ja nabawiłem się 'ucha zapaśnika' i ucho mnie napierdzielało z dobry miesiąc, po drodze miałem laryngologów i nacinanie ucha. Nie polecam.
Jeżeli chodzi o uchwyt to finalnie kupiłem to (na allegro 6 dych taniej):
https://extremestyle.eu/pl/p/Uchwyt-motocyklowy-antywibracyjny-na-telefon-R18/5333
Ma 4 amortyzatorki i wydaje się być dość solidny (gruby, twardy plastik). Planowałem capnąć RAM Mount, ale jak zobaczyłem że uchwyt 200zł, do tego łapa prawie stówę, mocowanie kolejną, a podstawka antywibracyjna (żeby nie zaorało OIS w telefonie) kolejne 2 stówy, to stwierdziłem żeby mnie pocałowali w dupę :D
Plan na przyszły rok, prawo jazdy i Honda NX500, tu się chyba nic nie zmienia. Mooooże motor w 2026, ale czuję że skok na coś mocniejszego to nie jest pytanie "czy" a "kiedy".
PS. Te 1500km przejechałem na paliwie za jakieś 240zł (a tankuję PB98). Normalnie magia.
Mam i ja. Nie ukrywam, że wątek mnie zainspirował. Jedzie do mnie Yamaha XSR125.
Ja od dawna chciałbym sobie kupić taki motorek, ale jak żona się dowiedziała, to powiedziała, że nie ma bata, bo ja potrafię się połamać schodząc ze schodów czy doznać kontuzji przeciągając się w łóżku*, więc na motocyklu na pewno się zabiję :(
Gdyby nie to, że ma rację, to pewnie bym nie posłuchał. Ale skubana ma rację:/
* - to akurat niestety prawda, obydwa przypadki.
Mam podobne rozkminy z tym ze ja jestem pewny ze kupie. Mial to byc ten sezon ale kredyt pokrzyzowal plany, wiec moze w nastepny.
Przegladajac dostepne marki i modele zwroc uwage na moc. Honda czy Zontes dobija do limitu 15KM. Junak, Romet czy Benelli mimo ze tez 125 maja silniki ktore kreca okolo 12KM. Przy tak malej mocy ma to znaczenie.
Jak masz kasę to japończyk, jak budżet ogranicza to bym myślał o Zontesie.
- jak "chinole" (Bartony, Junaki, Zontesy) wypadają w porównaniu np. z tanią Hondą w praktyce? Czy to drugie jest mniej awaryjne i upierdliwe? W kwestii bike maintenance jestem pała,
Materiały zdaje się jakiegoś greka, ma kilka filmów po różnych interwalach - https://www.youtube.com/watch?v=YE4OmPABcdE
- czy patrzeć w ogóle na używki? Jak już wspominałem w bike maintenance jestem żółtodziobem, a słyszałem że o ile te silniczki we współczesnych motorach nie są awaryjne, to nie słyną z wybitnej żywotności (30000km przebiegu to ponoć sporo, zaś w samochodzie taki przebieg to jak zero),
Z używek to był brał mimo wszystko tylko japończyki pod uwagę, sama żywotność to zasługa poprzedniego właściciela
- jak bardzo głupie byłoby nauczenie się jazdy we własnym zakresie na pustym parkingu? Chciałem kupić jazdy w jakimś lokalnym ośrodku szkolenia, ale ku mojemu zaskoczeniu nie oferują pakietów "początkujący na 125". Samochodem jeżdżę spokojnie i asekuracyjnie, nie mam tendencji do szalenia, ale nie chciałbym komuś wjechać w dupę bo pomyliłem sprzęgło z hamulcem. Nauka trwa długo?
Sam dokładnie to chciałem zrobić, mam niedaleko pusty kawałek drogi gdzie planowałem ćwiczyć jazdę przed wypuszczeniem się w drogę.
Kazdy sprzedal po kilku tygodniach.
Jak nie sprawdzi to się nie przekona. 125 to chyba najniższy koszt wejścia i przekonania się na własnej skórze.
A co tam, też się nie znam ale się wypowiem.
3 sezon będę się poruszał Yamahą Virago 125 z 1997r. Mam ochotę ją zamienić na któregoś Zontes'a lub RX One lub VOGE 125R. Jak dla mnie, troszkę już mocy brakuje. Miałem robić prawko na A ale brak funduszy na razie, a i ceny czegoś mocniejszego są już wyższe, a tak kupię przykładowo mocniejszego RX One'a, zapłacę część ze sprzedaży Virago, a resztę na raty :)
Co do nauki, ja sobie wykupiłem 4 godz. z instruktorem na początek.
Co do prędkości. Motocyklem poruszam się 10x wolniej jak puszką. Motocyklem zwiedzasz, oglądasz krajobraz, jesteś uważny na drodze. Puszką już nie bardzo.
Na początku miałem problem ze skrzynią biegów, jak dojeżdżałem do świateł na 5 biegu to tak się zatrzymywałem, a później zdziwienie, że biegi nie wskakują w dół. I jeszcze kierunkowskazów zapominałem wyłączać.
I zapamiętaj, gdzie patrzysz tam jedziesz, główna i najważniejsza zasada.
Plan jest taki: kupuję 125-tkę, jeżeli mnie wciągnie to za 2-3 lata robię kategorię A i przeskakuję na pełnoprawny motor.
Ha, identycznie chciałem zrobić w zeszłym roku, jak się historia potoczyła opowiem w dalszej części :)
jak bardzo głupie byłoby nauczenie się jazdy we własnym zakresie na pustym parkingu?
Trochę techniki na pewno podłapiesz, ale raczej nie nastawiaj się że tylko takie kręcenie się po parkingu wystarczy. Nie bez powodu mój instruktor już na pierwszej jeździe poza placem zabrał mnie za miasto żebym mógł się rozpędzić do prędkości większej niż 50km/h i poćwiczyć przeciwskręty. Druga sprawa że korzystając z OSK nie ryzykujesz własnym sprzętem w razie odpukać wywrotki.
Chciałem kupić jazdy w jakimś lokalnym ośrodku szkolenia, ale ku mojemu zaskoczeniu nie oferują pakietów "początkujący na 125"
I tu mnie zaskoczyłeś, bo w moim mieście każda jedna szkoła jazdy, która ma w swojej ofercie kat.A, oferuje możliwość wykupienia samych jazd z instruktorem. Problemem okazuje się jednak koszt, 150-170 zł/h
Nauka trwa długo?
Jak z nauką wszystkiego innego, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jeden się uczy szybciej, drugi wolniej, jeden łapie w lot, drugi będzie potrzebował większej ilości powtórzeń. Ja przykładowo z samą obsługą maszyny nie miałem problemów od początku, trochę tylko mi zajęło skoordynowanie przedniego i tylnego hamulca - przyzwyczajenie z samochodu, gdzie do hamowania służy jeden przyrząd, w motocyklu masz dwa, do tego jeden w prawej ręce, drugi pod prawą nogą.
Ostatecznie wygrała matematyka - kurs na kategorię A kosztował w tamtym czasie 3500zł i obejmował 20 godzin jazd. Jak nietrudno wyliczyć na podstawie cen jakie podałem dwa akapity wyżej, mniej więcej tyle samo bym zapłacił chcąc wykupić same jazdy. Dlatego bardziej opłacało mi się wyrobić od razu kategorię i tym samym nie płacić praktycznie drugie tyle jeszcze raz za te 2-3 lata. A przecież nikt Ci nie zabroni posiadać prawo jazdy na wszystkie motocykle, a jeździć na 125cc.
A skoro już mówimy o samych motocyklach, to na początek też chciałem coś małego, lekkiego i zwinnego, uważając że na coś większego przesiądę się w późniejszym czasie. I ten plan też zweryfikowałem po kursie - na pierwszej godzinie instruktor najpierw posadził mnie na 125cc, paręnaście minut na nim się pokręciłem żeby w ogóle ruszyć z miejsca, zatrzymać się i skręcić, po czym przesadził mnie na 400cc. I od razu poczułem że dużo lepiej się na nim czuję, dużo pewniej, łatwiej mi było wykonać każdy jeden manewr. Lwią część kursu przejeździłem natomiast na trzech różnych maszynach 650cc i po zdanym egzaminie właśnie tej wielkości maszynę kupiłem.
Zajrzyj jeszcze tutaj, przy okazji moich rozważań wątek się zreanimował, tam też parę porad na pewno dostaniesz: https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=14228230#post0-16305803
Jako człowiek który nigdy nie jeździł na 125 za to posiada 750 i 660 powiem tak: TO ZALEŻY.
125 ma kilka zalet:
- jest dostępna z kat. B więc nie musisz robić kursu jeśli nie jesteś przekonany
- jest relatywnie tania, ale uwaga z producentami. Japońskie maszyny, Zontes i Benelli są uznawane za raczej spoko, no name Chińczyk to z kolei świetny sprzęt jeśli chcesz zostać mechanikiem i nauczyć się jak wymieniać każdy cholerny element oraz dokonywać napraw w drodze.
- te lepsze 125 kosztują ale z drugiej strony są na tyle dobre, że raczej nie musisz obawiać się serwisu. Tyczy się także używek.
- 125 w mieście sobie poradzi.
No i z powyższych powodów 125 to dobra opcja jeśli nie wiesz czy chcesz w ogóle wejść w motocykle czy niekoniecznie.
Niestety, 125 mają też parę wad:
- 125 to pierdziawka. Nawet jeśli strasznie Ci się spodoba to niska moc i Vmax sprawią że szybko zaczniesz myśleć o czymś większym i mocniejszym. Na autostradzie, eh, na ekspresówce tym nie dasz rady.
Z drugiej strony, możesz kupić większy sprzęt a 125 zostawić sobie jako maszynkę do dojazdów do pracy. Mało pali, w mieście i tak masz ograniczenia więc 125 wystarcza.
- 125 pozwala opanować podstawy, ale niewiele więcej. To nie jest moc i przyspieszenie żeby po jeżdżeniu 125 powiedzieć sobie że OK, jestem gotowy na naprawdę mocne maszyny i wiem na czym polega jeżdżenie motocyklem.
- Dobre 125 są drogie. Jasne, kosztują mniej niż pełnoprawne maszyny i często mają trochę opcji dodatkowych ale to jednak, niestety, kosztuje. W skrajnych przypadkach jak IIRC Kawasaki czy Aprilia wersja 125 jest niewiele tańsza od pełnoprawnych modeli. Trochę słabo.
Idąc dalej:
jak bardzo głupie byłoby nauczenie się jazdy we własnym zakresie na pustym parkingu? Chciałem kupić jazdy w jakimś lokalnym ośrodku szkolenia, ale ku mojemu zaskoczeniu nie oferują pakietów "początkujący na 125". Samochodem jeżdżę spokojnie i asekuracyjnie, nie mam tendencji do szalenia, ale nie chciałbym komuś wjechać w dupę bo pomyliłem sprzęgło z hamulcem. Nauka trwa długo?
To BARDZO zależy. Od czegoś trzeba zacząć więc własny zakres i pusty parking na początek spoko. Tylko pamiętaj, nawet w takim wypadku: koniecznie KASK, RĘKAWICE, ochraniacze na kolana.
W ogóle pamiętaj że kupno motocykla, nawet 125 oznacza kupno stroju. Nie musi być z najwyższej półki, ale serio, NIE chcesz, zwłaszcza nie mając doświadczenia jeździć bez ochrony.
No i po opanowaniu podstaw na parkingu dobrze jest umówić się z kimś i zacząć jeździć choćby po jakiejś w miarę pustej drodze.
Przy okazji doświadczenie z kursu kat A:
Po pierwsze, jeśli się wciągniesz to rób od razu A. Nie ma sensu, IMO, robić niższych stopni bo skoro się przekonasz to prawdopodobnie raczej będziesz chciał jeździć na czymś większym więc lepiej zrobić A i mieć uprawnienia na wszystko.
Po drugie - nie wiem jak wygląda dostępność szkół w Twojej okolicy, ale pomiędzy instruktorami i szkołami jest prawdziwa przepaść jeśli chodzi o jakość kształcenia. Pierwszy instruktor A z którym miałem do czynienia pokazał gdzie co jest i niewiele więcej.
Instruktorzy z dobrej szkoły gdzie korzystałem z jazd dodatkowych potrafili pomóc nawet z czymś takim jak odpowiednie położenie dłoni na manetce, nie mówiąc o naprawdę pomysłowych manewrach.
No i przede wszystkim (chyba najważniejsze) jest tu ktoś kto jeździł wiele lat samochodem i kupił taki motor? Każda praktyczna porada czy spostrzeżenie oparte na własnym doświadczeniu mile widziane.
Nie mój przypadek, ALE tak w dużym skrócie: motocyklem jeździ się łatwiej. Większa zwinność, o wiele lepsze pole widzenia i świadomość sytuacyjna. Samochód na pewno przyda się o tyle, że znasz przepisy, wiesz jak ludzie jeżdżą więc tutaj NIE będzie żadnego zaskoczenia.
A, ostatnia uwaga:
Podoba mi się Zontes 125 U1 ale może być trochę mały (mam 184cm), fajnie wygląda też Junak RX One, ale myślę czy nie pójść w markę która siedzi w temacie wiele lat (Honda CB 125F).
Żelazna zasada przed zakupem motocykla: kup motocykl, na którym Ci wygodnie. Przymierz się do maszyny, usiądź, umów się na jazdę próbną.
W samochodzie masz jako standard regulację siedzenia i kierownicy - w motocyklu tego w zasadzie nie ma, więc jeśli jakiś motor Ci się podoba ale siedzenie na nim jest niewygodne to przykro mi - nic z tego nie będzie, musisz szukać innej maszyny.
PS A, powtórzę się: poziom instruktora i podejście są cholernie ważne jeśli chodzi o Twoją naukę. W tej samej cenie jeden nauczy Cię podstaw, ale nic poza tym. Inny pokaże Ci wszystko co powinieneś wiedzieć, z pakietem praktycznych porad i pomocy.
Miałem podobny dylemat w drugiej połowie ubiegłego roku - ostatecznie po rozmyślaniach zapisałem się na kurs na A ;-) jeszcze przed zimą udało się wyjeździć 8/20h, spodobało mi się, nie żałuję, że od razu wybrałem zrobienie prawka
W sumie to pomału będę musiał się zacząć kontaktować z instruktorem kiedy ruszają z jazdami w tym roku (ew czy już nie ruszyli)
Jak chcesz zwiedzać, to nie wiem czy 125 Cię nie zamęczy na dłuższą metę.
No i przede wszystkim (chyba najważniejsze) jest tu ktoś kto jeździł wiele lat samochodem i kupił taki motor? Każda praktyczna porada czy spostrzeżenie oparte na własnym doświadczeniu mile widziane.
Moje spostrzeżenie jest takie, że na motocyklu musisz widzieć przyszłość :D Wymaga znacznie większego skupienia i świadomości otoczenia.
Na pewno spróbować warto! Miałem to samo kilka lat temu, zrobiłem prawko i kupiłem używaną Hondę V Twin Magna 250cc:)
Pierwsze 2 lata jeździłem sporo, potem rzadziej a w ciągu ostatniego roku wsiadłem na nią raz chcąc sprawdzić czy odpali (nie odpaliła).
Ale było warto:)
Teraz trzeba chyba wymienić akumulator i coś tam jeszcze...
Heh, wypisz wymaluj - moja historia.
Także opowiem Ci jak to wyglądało u mnie.
Kupiłem 125 Rometa - Ogar Café. :D Ja nie miałem dylematu co kupić, bo 80 letni wujek mojej żony miał taki sprzęt i stwarzał ryzyko, więc rodzina kazała mu to dziadostwo sprzedać i wziąłem w dobrej, chyba, cenie 2k złotych.
Nigdy wcześniej nie jeździłem na motocyklu - więc najpierw u siebie na placu nauczyłem się ruszać i zatrzymywać. Nie było to AŻ takie łatwe jak mówili ludzie którzy jeżdżą na motocyklach. Ale do opanowania.
Później pojechałem na „placyk”, czyli jakiś opuszczony teren i tam jeździłem, robiłem ósemki, nauczyłem się przyspieszać i hamować.
(Btw tylnego hamulca nie umiem używać za bardzo :D, ale przedni w prędkościach jakie osiągam daje radę)
Jak się poczułem pewniej, to wyskoczyłem na miasto (pod Gliwicach swoją drogą), pojeździłem w jakieś niedzielne popołudnie po ulicach - robi się niebezpiecznie, trzeba uważać na rzeczy na które zwykle uwagi nie zwracasz - piach przykładowo na rondach. Ale można się samemu spokojnie nauczyć.
Pojeździłem trochę i wybrałem się za miasto - no i kur*a, to jest to. Przeciwskręt to coś czego się nie da dobrze opisać - choć czytałem. Trzeba to poczuć. W mieści niby też używasz, ale jeszcze tego tak nie czujesz. Piękne uczucie.
Także ja bardzo polecam, da się to opanować samemu, oczywiście z głową.
W moim przypadku - zaczynałem tylko z kaskiem od chopa, bardzo szybko kupiłem swój kask, kurtkę i rękawice.
Jedna z rzeczy jaka mnie zaskoczyła - na motocyklu jest zimno jak jedziesz, nawet latem. :D mega śmieszne to jest, ale np. Wyjazd po chleb wyłącznie w kasku, po mieście - w krótkich spodenkach (tak wiem, ale raz tak pojechałem) to głupi pomysł nie tylko dlatego, że jak wyglebisz to boli. :)
Moje plany są takie:
- w tym roku kurs,
- może w tym roku coś mocniejszego
Ale to nie znaczy, że na 125 było źle. Jest super, w naszych okolicach można trochę pośmigać po ładnych terenach. Do 80 pojedziesz, choć głośno i trochę strach, że to cudo się rozleci. Do nauki super. Ale…szybko zacznie Ci czegoś brakować. Także szkoda kasy imo na drogą 125, kup gratka za 2-4k i trochę pojeździsz, trochę się pouczysz, w międzyczasie prawko i docelowy motocykl.
Jak masz jakieś pytania to wal śmiało. :)
Byłem dzisiaj w Hondzie i Suzuki.
Pierwsze spostrzeżenia:
- nie wierzę że można na tym jeździć bez adekwatnych uprawnień, to NIE są zabaweczki i nawet taki pierdzik o mocy zbliżonej do kosiarki ma swoją masę i dla laika budzi respekt,
- jako byczek ~184cm wyglądam trochę przerośnięty, ale nie karykaturalnie - myślałem że będzie gorzej. I razem z ojcem i żoną stwierdziliśmy że zachodzi jakaś dziwna iluzja optyczna która sprawia że na zdjęciach te motocykle wyglądają znacznie mniejsze niż w rzeczywistości. Ktoś kto pamięta malutkie Komarki z dzieciństwa może się mocno zdziwić :)
- obie Hondy wydawały się bardzo wygodne, zaś Suzuki (GSX-R) miały znacznie bardziej agresywną geometrię, nie rozumiem po co w czymś co ma tak mało mocy,
CB125R jest piękna i dla laika wygląda jak konkretna maszyna (daję rękę że 90% nie-motocyklistów by myślało że trzeba na to kategorię A), ale cena trochę odstrasza.
CB125F wypada bardzo korzystnie cenowo (nawet nieźle vs. Chiny), z przodu jest bardzo ładna, niestety tył wygląda jak jakiś skuterek przez komicznie wąską oponę, ale tym ma się jeździć a nie wyglądać. Na tę chwilę faworyt.
Jakbym miał kasę to bym poszedł w 3kołowy śmietnik na homologację L5e pokroju Piaggio mp3
Zwiedzania ciąg dalszy.
Tym razem padło na Chiny.
Przed sklepem stały 2 Bartony (Hyper + GT) i Junak RX One (strzelam że do jazd próbnych). Na Bartonie (który zdaje się chronicznie stoi przed sklepem) widać było sporo rdzy na kilku elementach (przy dźwigni zmiany biegu, korku do wlewu paliwa, podkładkach pod śruby) - na tyle że porobiły się rdzawe zacieki. Rozumiem że te motocykle są katowane, ale trochę średnie było pierwsze wrażenie.
Poza tym widać trochę gorszą klasę komponentów niż na 'chinach premium', nawet na takich bzdurnych elementach jak podnóżki czy kontrolki przy kierownicy. No i od groma nawalone plastiku, co nie zmienia faktu że absolutnie nie ma się czego wstydzić, po prostu przy dołożeniu kilka tysiaków wskakujemy na zupełnie inny pułap jakości wykonania (być może pozornej, ale jednak :) ).
Zontesy na żywo są bardzo fajne, można takiego wcisnąć między Suzuki i Hondę (obie droższe o 30-40%) i laik nie byłby w stanie wskazać który z nich to marka budżetowa.
Jechałem oglądać głównie Zontesa 125 U / U1, i o ile jest to ładny motocykl, to też trochę sporo w nim mocno błyszczącego plastiku, który niekoniecznie przypadł mi do gustu. Przy moim wzroście pozycja była też trochę klaustrofobiczna (nogi mocno ugięte) i siedziałem zbyt 'ściśnięty'.
Zontes 125 C jest bardzo ładny (i do teraz go rozważam) ale ma w sobie dużo z choppera - trochę nie podobało mi się jak bardzo nisko się siedzi i jak wyciągnięte ręce ( prawie równolegle do ziemi) trzeba mieć żeby wygodnie trzymać kierownicę, a przednie koło jest wyraźnie mocniej wysunięte niż w innych. Mimo tego że jestem relatywnie wysoki trochę się garbiłem i musiałem wyciągać do przodu żeby sięgnąć kierownicy.
Największe wrażenie zrobił ten którego w ogóle nie uwzględniałem, czyli Zontes G1 - przede wszystkim jest dość masywny, najpierw w ogóle do niego nie podchodziłem bo byłem przekonany że to 300cc. Przednie światło jest świetnie wykonane, w stylu retrofuturistic, plastiki są matowe (i dobrze udają metal), sporo elementów to matowe aluminium, pozycja trochę mniej agresywna niż na U1, co mi bardzo przypadło do gustu. Dodatkowy plus jest taki że nie ma systemu keyless, nie ufam takim bajerom w produktach budżetowych.
Ogólnie mam wrażenie że te 2 modele wycierają konkurencją podłogę - 125 C za świetny stosunek ceny do możliwości (i też konkret wygląd) a G1 za to że wygląda na znacznie droższy i większy motor niż w rzeczywistości jest.
Na tę chwilę G1 > C, ale jutro odwiedzę kolejny salon.
A jazdy próbne jakieś odbyłeś? Jestem ciekaw wrażeń.
Sam nie mam motocykla, kat A nie chce mi się robić ale pojeździłbym, tyle że odstrasza mnie to że każdy mówi że 125 szybko się nudzi. Nigdy nie jeździłem na czymś większym niż skuter 50cc.
Via Tenor
Swego czasu też bardzo się interesowałem tym tematem, chodził za mną taki KTM Duke 125ccm, czy Yamaha MT125 (typowy Naked) ale jak kupiłem rower elektryczny (do 50km/h ale ciii) to motocykla mi się trochę odechciało, ale zajawka myślami znowu wróciła i może coś w tym roku pomyśle, ale dalej zostaje przy KTM lub Yamaha, reszta jakos mnie nie interesuje, ewentualnie coś patrzyłem zamiast Nakedowego motocykla to moze iść w Supermoto ale w 125ccm nie ma jakiegoś dużego wyboru jeśli chodzi o nowe, chyba ze słabo sprawdzałem.
(sam mam jakieś doświadczenie już, jak się siedziało na wsi to był simson, potem stare klasyczne MZ ETK i cross 125ccm który po drogach polnych był idealny, ale na prawko na A na razie nie chce się porywać)
Mogę kupić LS2 Vector II w 2 wariantach: z włókna szklanego i włókna węglowego. Kosztują tyle samo.
Pytanie do wprawionych: co byście wybrali?
Włókno szklane mogę wziąć w białym kolorze - jest trochę cieższe, ale zarazem znacznie bardziej widoczne, i na pewno mniej się nagrzewa w słońcu.
Carbon fiber jest dostępny tylko w kolorze "glossy carbon" czyli odsłonięte włókno z połyskiem. Jest piękny, lżejszy, na pewno troszeczkę lepiej znosi uderzenia, no i jest to materiał premium. No ale w lato będzie się grzał bardziej, i jest mniej widoczny po zmroku. Jest to też lepsza okazja, bo normalnie ten kask jest droższy.
Zamówiłem carbon i teraz nie wiem czy to nie błąd. Jak myślicie?
fajny, szerokości w przyszłości możesz rozważyć elektryka bo pojawiają się już coraz ciekawsze modele.
Super :)
Ja po 40stce odkryłem grafikę 3d i kupiłem pierwszego gravela (pierwszy raz rower z barankiem)
Uważaj na siebie i szerokości na trasie ;)
Jestem po 6h jazdy, czyli pełnym programie.
Oczywiście gówno potrafię (w sensie to że umiem płynnie ruszyć i wejść w zakręt nie czyni mnie motocyklistą), ale progress jest kosmiczny. Proste rzeczy, jak np. wychylanie się "na zewnątrz" zakrętu przy zawracaniu czy wolnych manewrach są już odruchem, nie muszę się nienaturalnie wyciągać na siłę. Nie żyłuję już motorka, przez 2 dni zgasł mi raz, biedak nie musiał też znosić przypadkowego wykręcania go w kosmiczne obroty (zdarzyło mi się to raz, jak wbiłem neutral zamiast dwójki).
Dzisiaj miałem kupę frajdy bo wlazły slalomy i omijanie przeszkód przeciwskrętem, a co z tym idzie rozpędzanie się do 50-60km/h, nareszcie miałem z 15-20 minut bez zatrzymania się (bo na końcu prostej zawracałem bez stawania).
Za kurs zapłaciłem 600zł, czyli wypas rękawiczki czy przyzwoite buty poszły do kosza, ale nie żałuję, jest sporo niuansów bez ogarnięcia których stwarzałbym zagrożenie na drodze - począwszy od takich banałów jak włączanie kierunkowskazów (które w połączeniu z operowaniem sprzęgłem i pochylaniem się na winklu potrafi ładnie skołować) poprzez przeciwskręt, który kompletnie rozwalił mi mózg (na rowerze niby też występuje - ale natężenie tego zjawiska to niebo a ziemia, motocykl skręca jak szalony).
Choć każdy kto ujeżdża 1000cc powie że taki motorek to zabawka i pierdzik, z punktu widzenia laika gwarantuję: to nie są przelewki, można zrobić wiele głupot, a nawet takie 11KM rozpędza się ochoczo do 60-70km/h, a przy tym wywalić orła to już nie jest zabawa.
Po tym czego się nauczyłem w życiu nie puściłbym bliskiej osoby ot tak żeby się szkoliła na ulicy (no chyba że ktoś naprawdę ma puściutki plac pod nosem). Innymi słowy, żona miała rację (jak zawsze).
W sobotę wstaję wcześnie i jadę podbijać ulice - tym razem już w bez obaw, wydaje mi się że podstawy ogarnąłem, a resztę się doszlifuje.
PS. Wiem że to nie blogasek, ale kilka osób wykazywało zainteresowanie, więc wyjaśniam jak to wygląda z punktu widzenia kogoś kto pierwszy raz ruszył na motocyklu 5 dni temu.
Aj, ja w sobotę wracam na kurs po zimowej przerwie - też jestem ciekaw czy trochę z wyrobionej już pamięci trochę mięśniowej zostało, liczę, że dość szybko człowiek sobie poprzypomina i uda się wyjechać na miasto w końcu.
Pamiętam moje pierwsze próby ruszania na wzniesieniu - koordynacja sprzęgło, gaz, hamulec tylni - masakra :D
Ale tak jak grish wspomniał - podobnie jak właśnie z samochodem - z czasem wejdzie w nawyk i będzie można skupić się bardziej na drodze i tym co się dzieje wokół niż na ten całej koordynacji ruchowej.
Fajnie, że gleby nie zaliczyłeś ;-) Ja chyba w 4 czy tam 6 godzinie zaliczyłem - prędkość "niewielka", bo 1 bieg, jakieś 11+km/h, ale wleciała na dosłownie ułamek sekundy fiksacja wzroku, zacząłem myśleć, że nie wyrobie przed wbiciem się w koniec placu i do tego użycie hamulca przy próbie skrętu i bam :D
Finalna dwugodzinna przymiarka kasku, żeby zobaczyć czy nie będzie jakichś dziwnych boleści na głowie.
Nie polecam poruszania się jutro po okolicach śląska w godzinach porannych.
Dzisiaj pykło 5h (z przerwami bo odwiedziłem teściów), ~160km.
Były drobne wtopy ale na szczęście bardziej zabawne niż groźne:
- 3x trąbnąłem zamiast wyłączyć kierunkowskaz (w tym o 6:30 na obok domu sąsiadów :D). Nie moja wina, Honda i Zontes mają "swapnięte" kierunkowskazy z klaksonem więc weszła pamięć mięśniowa,
- raz dojeżdżając do stopu trochę za późno zabrałem się za redukowanie i sekwencja szóstka -> sprzęgło -> hamuj -> piątka -> sprzęgło -> mocniej hamuj -> czwórka -> sprzęgło ... usmażyła mi mózg, trochę przegazowałem (z wciśniętym sprzęgłem) i musiałem mieszać biegami już na postoju (na szczęście nie było to niebezpieczne - bardziej kompromitujące),
- nie wiem co mi odwaliło, czy byłem zamyślony czy co, ale chciałem wrzucić szóstkę prawą nogą (czyli hamulcem) :D
Ogólnie udało się bez żadnych poważnych fuckupów (nie pomyliłem kierunku przeciwskrętu ani nic w ten deseń), i po 20 minutach jazdy już zszedł stres i było przyjemnie, zamiast nerwowo. Jestem zdziwiony jak naturalnie już wchodzi mi zmiana biegów i jak fajnie, 'delikatnie' reaguje na to silnik (nie wyje, nie szarpie, fajnie przeskakuje). Za to bardzo wkurza mnie przekładanie nogi nad/pod dźwignię, ale może to było zamplifikowane tym że jechałem w butach do trail runningu i trochę haczyła podeszwa (przed chwilą odebrałem Dainese Energyca Air z paczkomatu), myślę że się przyzwyczaję.
Kask to był strzał w dziesiątkę, N60-6 trochę lepiej mi leżał "out of the box" ale N80-8 siedział "pewniej", poza uszami (które bolą jak cholera) nic mi nie dolega. Jestem też trochę zdziwiony, bo mimo skóry (motocyklowej) rano nieźle zmarzłem, ręce to miałem skostniałe (w Seca Short Summer II), widzę że szybko trzeba będzie kupić grubsze rękawice z mankietami.
Wieczorem jadę przetestować buty i zobaczyć jak świecą chińskie LEDy :) Fajnie było!
Dziabnąłem kolejne ~100km, tym razem w warunkach zachodu słońca -> nocy.
Niestety, jeżeli ktoś planuje długie nocne eskapady Zontesem to nie jest to motocykl optymalny: promień świeci bardzo szeroko i dość jasno, ale jest wyraźna odcinka (niby dobrze, bo nie oślepia) ale długość promienia nie urywa dupy - jechałem przez lasy w kompletnej ciemności (drogami asfaltowymi, ale w kompletniej czerni) i żonglowałem ustawieniem świateł długich jak pajac :) Długie za to świecą świetnie (widać prawie pod horyzont) ale co z tego skoro co chwile trzeba to wyłączać.
Do terenów oświetlonych jest OK (nie czułem się niekomfortowo).
Także w lasach mam 2 opcje:
a) jechać do 50km/h po zmroku,
b) liczyć na to że jadę na zadupiu i nie będę co chwilę mijał samochodów (czyli będę mógł sporo czasu jechać "na długich"),
Druga kwestia: buty Dainese. Są wygodniejsze i mają fajne elementy odblaskowe, ale przez wyższą piętę dość ciężko jest mi je "wcisnąć" pod lewarek zmiany biegów - zastanawiam się czy powinienem go doregulować, czy to że wsadzenie nogi pod nie jest trywialne to coś normalnego. U mnie dźwignia i podnóżek są mniej więcej na tej samej wysokości (więc do downshiftów bomba) ale mam długie kopyta (46), i ruch wsadzania nogi pod dźwignię jest bardzo nienaturalny i wymuszony. Już trochę się przyzwyczaiłem i pod koniec nie musiałem się nad tym długo zastanawiać, ale chyba będę musiał lekko podnieść dźwignię.
PS. Zatankowałem dzisiaj za 70zł (i to PB98), wyjeździłem 260km i nawet nie zapaliła się rezerwa - to jest kurde bomba :D
PS2. Uszy płoną.
Amadeusz już co prawda kupił już sprzęcior, ale może się podepnę - bo główny wątek motocyklowy umarł generalnie śmiercią naturalną, a tutaj kilka osób z niego widzę, że się udziela ;-)
Czy moglibyście wypisać jakiej odzieży używacie/na co zwracać uwagę? Zasadniczo budżet nie gra roli (wybierając to co mi się podoba z topowych firm to wyszło mi jakieś 10-15k), ale pomyślałem, że na start nie będę szalał, skoro chcę motocykl "do nauki". Jak już kupię coś porządnego, to zacznę się bawić w topowe ubranka i coś co mi się stricte też podoba ;-)
Które marki warto brać pod uwagę - wolę poczytać opinię użytkowników niż sponsorowane filmy na YT.
Od stóp do głów chętnie poczytam jeżeli chodzi o ubranka
Korzystał ktoś kiedyś może z usług firm oferujących zakup motocykli używanych? Bo generalnie co z tego, że znajdę na aukcjach oferty modeli, które mi się podobają - i tak trzeba pojechać, obejrzeć, ew. umówić wizytę u mechanika itd. A to zabiera czas. Znalazłem oferty, że za kilka stówek ktoś może się tym zająć. Generalnie max 2 sezony będę chciał pojeździć na używce, następnie będę chciał zakupić pewnie coś z salonu (mega mi się spodobała Aprilia Tuono 660, aczkolwiek kto wie, może pójdę w stricte sporta, ale Aprilia mi się po prostu podoba - do litra na razie się nie przymierzam ;-))
Ja z kolei poproszę o rekomendację torby na tylne siedzenie (tekstylnej), najlepiej wodoodpornej, nie za wielkiej (~10l?) i fajnie by było jakby nie kosztowała 8000 golda.
Jak ktoś ma też sprawdzony uchwyt na telefon to też chętnie posłucham co się sprawdza, do wyboru jest tego pierdylion, a niektóre mają jakieś kosmiczne ceny. Zależy mi na PEWNOŚCI chwytu (łapanie telefonu 4 punktami styku to nie na moje nerwy, nawet jeżeli podświadomie wiem że to bezpieczne) i czymś co mi nie spierdzieli OIS w aparatach.
PS Z innej beczki i odnośnie bezpieczeństwa: byłem dziś na dniu otwartym w salonie Suzuki. Nie że planowałem, ale skoro i tak ruszałem z domu a pogoda dopisała to uznałem, że po drodze mogę zahaczyć, zwłaszcza że miejsce jak się okazało jest bardzo blisko chałupy.
Do rzeczy, salon Suzuki/Kawasaki i na jednej maszynie czyli H2 pierwszy raz w życiu widziałem czujnik martwej strefy.
Muszę powiedzieć że o ile maszyna niekoniecznie dla mnie i na moją kieszeń, to sam pomysł mam nadzieję że się upowszechni.
Dzisiaj pykło 600km (łącznego przebiegu) i jest to chyba ostatni bump w tym wątku (może jeszcze coś dziobnę w trakcie sezonu, ale cel wątku (wprowadzenie nooba w światek motocykli)) został spełniony w 100%.
Dzisiaj załadowałem pod kurtkę trochę ubrań kolarskich i działają doskonale, nie było mi chłodno mimo zaledwie 10C, ale tak jak w sobotę, dłonie tak mi zmarzły że przy każdym dłuższym postoju nieprzyzwoicie obmacywałem rozgrzany silnik :D
Rozumiem już dlaczego wszyscy mówili mi "i tak zrobisz A", u mnie jest to dodatkowo zamplifikowane docieraniem (jeszcze 400km muszę się utrzymywać poniżej 5500RPM), ale czasem chciałbym żeby było więcej kopa - niby mogę się rozpędzić do ~75km/h ale i tak czuję się jak zawalidroga na drogach krajowych, jak już będę mógł cisnąć do 9000RPM dużo to da, ale przeciętnego przyspieszenia to nie obejdzie. Jeżeli nie znudzi mi się zabawa w trakcie sezonu to spora szansa że za rok wjedzie A + ~500cc (jakiś mały adventure) ale na tę chwilę sprzęt wystarcza w zupełności - jedyne czego bym chciał to troszkę więcej kopa przy przekręceniu manetki (ponownie, tutaj skończenie docierania trochę pomoże) i trochę bardziej 'turystyczna' pozycja jazdy (jest wygodnie, ale to taki trochę naked stylizowany na scramblera).
Mogę już powiedzieć że choć jestem żółtodziobem nareszcie 'czuję' motocykl, mentalnie pamiętam na którym jadę biegu, redukcje wchodzą z automatu (nie analizuję), nie myli mi się sprzęgło z hamulcem :) Ale ten moment nastąpił po jakichś ~12-15h jazd (od początku), jak ktoś chce jeździć 125cc to zdecydowanie warto wykupić sobie kurs. Tu jest trochę jak z rowerem (na początku jesteś sierotą, później nagle coś "kliknie" i momentalnie kumasz czaczę) ale ten moment występuje znacznie później, a początki są mniej przyjazne.
Każdemu kto się wpisał - dzięki.
W jednośladach ceniłem poczucie wolności, ale to już zamierzchła przeszłość.
Teraz przeraża mnie silnie zależna od klimatu klimatyzacja, dwadzieścia kilogramów ciuchów, żółwi, kasków, butów i rękawic.
Wystarczy że córcia ujeżdża jakieś mocne Ducati i Vespę, którą śmiga na zloty po Europie.
Plan na przyszły rok, prawo jazdy > jeżeli budżetowo możesz sobie pozwolić - zacznij już teraz ;-) Jak uda Ci się zrobić w tym sezonie, to na kolejny nie będziesz "w plecy" na początku i będziesz mógł się rozglądać od razu za czymś mocniejszym ;-)
Mnie się dzisiaj (wczoraj w sumie, bo już po północy) udało zdać egzamin. Za 2 razem co prawda (za 1 zrypałem slalom szybki), no ale się udało.
Teraz tylko - skombinować miejsce garażowe, zakupić ubiór i wybrać motocykl. Ostatecznie będę brał coś z salonu, tylko nie mogę się zdecydować co :P
Pozwolę sobie jeszcze raz podbić ;-)
Byłem wczoraj w 3 salonach (Honda, Kawasaki, KTM) > po przymiarkach, na start raczej odpuszczam turystyki, bo mają zajebiście wysoko siedzenie umieszczone :D Plus waga takiego moto - nie odczuwałem 100% pewności i kontroli nad motocyklem nawet stojąc w miejscu.
Anyway > jak kupić moto bez jazdy próbnej? :| 35-50k wydawać w ciemno?
Z jednej strony na zakatowanym motocyklu testowym może się gorzej jeździć niż na nówce. Przyznaję, że byłem zaskoczony jak w każdym salonie usłyszałem, że generalnie nie ma jazd.
KTM w ogóle nie daje jazd na Duke 790, Kawasaki Z650 - tylko w Wawie jest egzemplarz na jazdy, Honda 650 Hornet > tylko w Wieliczce (jestem z Krakowa).
Z tego co sprawdzałem Aprilia Tuono tu w Krakowie jest egz. do jazd testowych, na stronie Triumpha też jest info, że w Krakowie są jazdy testowe (ale brak informacji nt. modeli), Suzuki sprawdziłem to w Rzeszowie najbliższe..
Przeglądnąłem kilka wypożyczalni to niestety nie ma takich, które bym rozważał.
Ja tylko napiszę jedno. Nie bierz KTM. Nie dziękuj.
A ja dalej nie kupiłem, a też miałem zamiar 125ccm, nie mogę się jakoś za to w ogóle zabrać przez natłok pracy, jeszcze rzucają mną po delegacjach, ale akurat spotkałem się z ziomkiem z dawnych lat ktory dał się przejechać Husqvarna 125 Svartpilen z 2023 i powiem że frajda jest mega, piździk czy nie fun z jazdy niesamowity :D
Dwie kwestie:
1) Jak wygląda kwestia kompatybilności interkomu z kaskiem? Chcę kupić jakiegoś FreedConna bo mają przyzwoite opinie za to ile kosztują (chyba nie potrzebuję Cardo żeby odpalić Spotify albo przejechać się z kumplem 2 razy w roku :D), a znajomy z którym będę sporadycznie jeździł też ma interkom tej firmy. Ale nie potrafię znaleźć nigdzie listy kompatybilnych kasków. Jest możliwe że interkom nie będzie pasował albo że głośniki będą mi dyndać w kasku, czy to wszystko jest na tyle ustandaryzowane że raczej nie powinno być jaj? Jakby co kask to N80-8 od Nolana.
Googlowałem ale fraza FreedConn / Nolan compatibility itd daje wyniki z czapy.
2)
O kurde, ale rakieta. Gratulacje. Jak na pierwszy jednoślad to dosyć z grubej rury, ale przyjaciel kumpla z pracy kupił używaną Hayabusę po 3 miesiącach (i nadal żyje) więc da się i tak :D Ja mam problem z jeżdżeniem 100% przepisowo (a jeżdżę raczej po zadupiach gdzie szaleństwo nie jest wskazane) nawet na pierdziku 125 więc nie wyobrażam sobie jeździć na czymś co pociska stówką na drugim biegu i po 3 sekundach. "Paciaka" szkoda ale ważne że nic się nie stało, pierwsza rysa zawsze boli najbardziej, pamiętam że jak lekko zarysowałem zderzak samochodu bardzo wysokim krawężnikiem to przeżywałem 3 dni, a druga rysa, znacznie poważniejsza (Pani na parkingu mi chciała stuningować drzwi) w zasadzie spowodowała wzruszenie ramionami. Ja zaraz będę miał 4500km i odbyło się bez przygód, raz mi tylko "zatańczył" na piachu ale była to sytuacja parkingowa, więc wyratowałem bez większego problemu, zarazem poczułem jak to jest kiedy przód ucieka spod dupy i mam już pełen respekt to dziwnych obiektów na ziemi.
Kompletnie z innej beczki, polecam kupno czegoś takiego: https://www.amazon.pl/Zatyczki-Uszu-Alpine-MotoSafe-Tour/dp/B06Y2BQ15R?source=ps-sl-shoppingads-lpcontext&ref_=fplfs&smid=A1QAUAFZW900RA&th=1
Miałem standardowe stopery ze sklepu "BHP" i powodowały lekką dezorientację i ból w uszach (kask dociskał te piany bardzo głęboko), te z linka wyżej to inna rozmowa, nadal trochę denerwują ale komfort jazdy to niebo a ziemia. Wiatr nawet przy okolicach 100km/h jest bardziej basowy (nie słychać tych powiewów o niskich tonach), niestety po dłuższych jazdach (2h+) troszkę bolą uszy ale i tak zalety przewyższają wady. Jak raz zapomniałem zabrać to dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak cholernie głośna jest jazda jak trafi się wietrzny dzień.
I zarazem odpowiedź na moje poprzednie pytanie, nie każdy interkom jest kompatybilny z kaskiem. Kupiłem topowego FreedConna jaki jest i leci na zwrot bo głośniki nie wchodzą do slotów (a informacji jakich są gabarytów nigdzie nie ma). Teraz rozważam SENA SH4 bo mają 2 rozmiary głośników w zestawie, a mesha raczej nie potrzebuję.
O panie, uwielbiam 125tki! Jeżdżę już kilka lat i nie mam w ogóle zamiaru zrobić prawka. Może ewentualnie jak znajdę wymarzony dla siebie motor w stylu Bobbera. Ja śmigam i tak zawsze 70-80km/h na godzinę i nie więcej, nie potrzebuje do relaksu. Podsyłam fotki moich motorków. Niektóre z nich, a szczególnie Honda Shadow wyglądała jak pełnoprawny duży motocykl.
1. Romet Soft Chopper 125 ( 2017 rocznik)
2. Honda Rebel 125 ( 99 rocznik )
3. Honda Shadow 125 ( 2004 rocznik )
4. Yamaha N-Max 125 ( 2020 rocznik)
5. Junak M12 Vintage ( 2020 rocznik)
3. Honda Shadow
Junak M12 Vintage
Kurde ta Honda Shadow konkretny byczek, rzeczywiście dla laika taki spory V2 może być mylący, sam bym chyba obstawił że to 300cc albo więcej. Może kiedyś sobie sprawię coś podobnego do pyrkania po lokalnych zadupiach.
Teraz tak grzało że jeździłem bardzo mało ale już ostrzę pazury na kolejny tydzień, nareszcie lampa ma odpuścić.
Btw. mój interkom nadal nie trafił do sprzedawcy, Allegro Delivery się popisało, nie ma co.
Jednoślady 125cc to jeden wielki wstyd. Czemu nie kupujecie zwykłych motocykli na kat. A ? Polecam na początek Yamaha XJ 6 600 znacznie lepsza frajda niż te rowerki.