Gothic na pewno uratował mi życie.
Nigdy o tym nie opowiadałem, ale kiedyś byłem twórcą niezależnych gier komputerowych. Miałem wiele pasji do tego, ale niestety kompletnie nie miałem talentu. Moje gry absorbowały mnie czasowo, ale były brzydkie i niegrywalne, nawet nie potrafiłem zrobić w nich sensownego sterowania. Było to w tamtym czasie dla mnie potężnym obciążeniem emocjonalnym i psychicznym, pojawiła się apatia, anhedonia. Rozważałem różne scenariusze i kiedy byłem już nawet blisko tego najczarniejszego, zaintrygowało mnie, że mój sublokator w coś gra całymi dniami. Cóż to jest - zapytałem - a on odrzekł "To Gothic, wspaniała gra niemieckiego studia Piranha Bytes, powinieneś koniecznie spróbować". Jak zahipnotyzowany obserwowałem jak przemierzał kolejne obszary, z niedowierzaniem kręcąc głową, że ktoś w takie gówno nie tylko gra, ale na dodatek jest zaangażowanym fanem. Wtedy zrozumiałem jak irracjonalne były moje problemy i wątpliwości, sprzedałem kod mojej gry Dziki Gon pewnemu warszawskiemu studiu, a sam rozpocząłem studia medyczne.
Via Tenor
Pierwszy Fallout. Rozwój postaci, walka, mechaniki, wszystko nadal uważam za topowe jeśli chodzi o cRPG. Do tego poważna, mroczna tematyka mieszająca się z groteską to idealne połączenie. Temat jeszcze bardziej rozwinął Fallout 2 ukazując ideał gry cRPG.
Morrowind. Po pierwsze, to było takie moje "nowe rozdanie" jeśli chodzi o gry, bo miałem świeżutkiego kompa. Jak na tamte czasy była to potężna maszyna i koledzy do których ja wcześniej chodziłem pograć w gierki, które na moim sprzęcie nie chodziły teraz przychodzili do mnie grać w tego Morka, bo u nich samo wczytywanie lokacji trwało czasem minuty. Wszyscy się wtedy jaraliśmy jak ta gra wygląda, jak brzmi, jak wielki świat można tam było zwiedzać. Generalnie od tego czasu zaczyna się dla mnie "dorosły" gaming.
Poza tym, totalnie wtedy wsiąkłem w ten świat. Zrobiłem wszystko co było do zrobienia, wlazłem w każdą dziurę i wszędzie gdzie się tylko dało. Jedyna taka moja sytuacja w życiu, że grałem do drugiej w nocy, potem wstawałem o dziewiątej i znowu grałem. Lałem na szkołę, na życie, ogólnie na wszystko, ważne było tylko, żeby móc pograc w Morrowinda. Nigdy później już mi się coś takiego nie zdarzyło (chyba na szczęście).
Ale najważniejsze co z perspektywy czasu dała mi ta gra, to jakies ostateczne przekonanie, że fajnie być nerdem. Niby zawsze lubiłem gierki, komiksy itp, ale jednak miałem takie poczucie, że rpg to taka trochę "rozrywka dla pedziów" i nawet robiłem sobie podśmiechujki z kumpli, którzy się w to bawili na poważniej. Po Morrowindzie sobie uświadomiłem, że jednak fajnie mieć jakąś odskocznie od rzeczywistości, trochę magii w codziennym życiu. Że warto to celebrować i się z tym obnosić. Jakby nie Morrowind to możliwe, że bym już porzucił te gierki jako rozrywkę dla dzieci i znalazł sobie jakieś "poważniejsze" hobby.
https://www.youtube.com/watch?v=nJD-Ufi1jGk
Pytanie czyste z ciekawości. Jaka jest wasza najważniejsza gra w życiu i dlaczego?
Dla mnie najważniejszą grą w życiu od 2020 roku jest Persona 4 Golden i ogólnie seria jest dla mnie bardzo istotna. Kiedy Persona 4 Golden wyszła w czerwcu/lutym 2020 przechodziłem przez najmroczniejsze czasy mojego życia. Walczyłem wówczas z zaawansowaną depresją i myślami samobójczymi. Brak większego wsparcia wśród najbliższych i pewności siebie. Jedynie terapeuta i psychoterapeuta którym płaciłem chore pieniądze byli dla mnie jakimkolwiek źródłem terapii. Z braku ciekawszych rzeczy do grania, dobrych rekomendacji golowiczów oraz przystępnej cenie, postanowiłem spróbować i dać Personie szansę. Nie miałem wówczas żadnych większych oczekiwań wobec tej gry, więc podchodziłem do niej bardzo neutralnie. Pierwsze 2/3 godziny były dla mnie naprawdę dziwne, musiałem schować do szuflady dumę, z faktu że gram w animegierkę. No cóż, ta duma nadal tam leży, bo gierka nie tyle co cholernie angażująca to i świetnie napisana. Świetne postaci, ich osobiste dramaty i ta osławiona "Moc przyjaźni" bardzo mi pomogła w czasach leczenia i jestem pewien, że w dużej mierze jej pozytywny wydźwięk mocno odcisnął na mnie swoje piętno. Gra nie jest najlepsza w serii, ale dla mnie jak mówiłem jest tą najważniejszą. To w jaki sposób zaczynasz reagować na ostatnie pożegnanie na peronie, to tylko dowód na to jak bardzo gracz zżywa się z bohaterami. Dziś moje życie nadal nie jest takie jak chciałbym żeby było, ale dzisiaj jestem zupełnie innym człowiekiem, na pewno bardziej wrażliwszym na udręki innych, opanowanym, bardziej świadomym otaczającej nas na co dzień rzeczywistości. Staram się naprawiać relacje rodzinne, z różnymi skutkami. W tamtych czasach byłem blisko od porzucenia studiów licencjackich, a dziś cholerka jestem magistrem inżynierem (Wiadomo dziś to niewiele znaczy, ale lekcja wynikająca z mantry nigdy się nie poddawaj daje wiele do myślenia). Jestem pewien że to dzięki mojej miłości do serii tych gier postanowiłem kupić Nintendo Switcha i dać szansę większej ilości japońskich gier.
Do dziś piosenka z napisów końcowych wywołuje u mnie szklane oczy.
Edit. Nie mylmy najważniejszej z najlepszą jakby co.
Najważniejsza? Ciężka sprawa. W sumie to nie wiem. Przez prawie 20 lat miałem dwie ulubione gry i w sumie po tym czasie nie spodziewałem się, że wyjdzie jeszcze coś co będzie w stanie tych dwóm grom dorównać. Sporo było świetnych gier przez lata no ale nic co mogłoby się równać z legendą tych dwóch gier. Przez dłuższy czas miałem na oku dwie gry, w które bardzo chciałem zagrać ale były one tylko na konsole. W tamtym czasie czytałem opinie "ekspertów", że nie ma żadnych szans aby te dwie gry wyszły na PC. W 2018 roku jednak okazało się, że przynajmniej jedna z nich wyjdzie na PC. Pamiętam jak oglądałem jakąś konferencję na E3 i wtedy została zapowiedziana Yakuza 0 na PC. No i wtedy się zaczęło. Premiera była dwa miesiące później, to był gorący sierpień pamiętam jak się topiłem wraz z komputerem grając w Y0. Jednak okazało się, że można zrobić grę, która może dołączyć do dwóch legendarnych klasyków Gothica II i GTA Vice City. Od tego sierpnia 2018 roku przez kolejne 5 lat ograłem w sumie 8 części serii, najkrótsza z nich to była zabawa na prawie 80 godzin. Yakuza trochę zmieniła moje postrzeganie gier, w szczególności tych z otwartym światem. Jeszcze dobitniej pokazując, że to co robi np. Ubiszaft ze swoimi otwartymi światami to jest kryminał. Można zrobić kapitalną grę z otwartym światem na 150 godzin, gdzie otwarty świat jest malutki ale wypełniony super zawartością, gdzie nic nie może nudzić a dodatkowo można równocześnie mieć świetną fabułę. Od tamtego czasu zachodnie molochy, z pustymi światami wypełnionymi znaczkami zapytania i śmieciową zwartością jeszcze bardziej mnie odrzucają.
Guitar Hero: World Tour gdzieś koło 2011 r.- od tego wzięło się w ogóle moje zainteresowanie muzyką, od tego pory basuje, robie swoją muzyke (projekty rockowe, elektroniczne), nagrywki, a w planie mam nowego fendera oraz nowy album.
Flashback (1992) - poziomu emocji i zaczarowania tym światem w głowie 12-letniego chłopca nigdy później nie dostarczyła żadna gra.
Resident Evil 4 (pierwowzór)
Ukończona z 70 razy na przeróżnych platformach, od PS2 po Xboxa Series X.
To właśnie dzięki tej grze oddałem się pasji jaką są gry komputerowe, i zarazem stałem fanem całej serii, i mimo że nie jest to gra idealna, bo takich nie mam, to jest na moim szczycie listy gier wszechczasów, a klimat wioski, po prostu uwielbiam. Dodam że ukończyłem tą grę na profesjonalnym poziomie trudności, nie ginąc, potem używając tylko pierwszego pistoletu, ale z możliwością ulepszania go, robiłem także speedruny, a teraz mam w planach postarać się przejść gre hitless na profesjonalnym poziomie trudności, i to jest jedyna gra jaką mogę kończyć wiele razy, i po kilku miesiącach znowu mnie nachodzi ochotą by sobie popykać.
Bardzo trudne pytanie. Na myśl mi nie przychodzi jeden tytuł, lecz kilka serii, w szczególności tych ogrywanych za dzieciaka po kilka razy kiedy to jeszcze nie było dostępu do internetu. To one ukształtowały mój growy gust, a były to między innymi: seria GTA, Need for Speed, Call of Duty, Medal of Honor, FIFA, Tony Hawk's i wiele innych. Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, ale jeśli miałbym wybrać jedną serię, to postawiłbym chyba na Grand Theft Auto
Niby moją ulubioną grą jest Persona 5, ale to chyba właśnie The Legend of Zelda Breath of the Wild była karmieniem milowym w moim graczowym życiu. To właśnie ta gra pokazała mi, że to mechaniki i gameplay to coś co definiuje dla mnie dobrą grę video, a narracja czy grafika to tylko dodatek. Ostatnio ukończone Super Mario Wonder (które z marszu wpadło do mojej topki ulubionych gier) również prezentuje podobne założenie.
Za wcześniejszy kamień milowy zdecydowanie uważam pierwszego Mass Effecta, od którego praktycznie zacząłem grać na poważniej aniżeli tylko dla głupiej zabawy. Przygody Sheparda pokazały mi, że gry video to nie tylko głupia rozrywka, ale zarazem forma sztuki, która może ociekać świetną narracją, prezentacją i klimatem.
Mam nadzieję, że u ciebie jest już lepiej.
Diablo 2 Lord Of Destruction, World of Warcraft i Planescape Torment.
Kazda z zupelnie innych powodow. ;)
Pierwsza zaszczepila milosc do lootu i szeroko pojetej matematyki/mechaniki w grach.
Druga zaszczepila milosc do exploracji niesamowicie wykreowanych swiatow w ktorych az chce sie "zyc". Zostalo do dzisiaj. Tutaj ex aequo dodalbym Elder Scrolls 3 Morrowind i nowy Elden Ring, ktory ponownie sprawil ze poczulem DOKLADNIE to samo co kiedys.
Trzecia otwarla mi oczy na gatunek RPG (wierzcie lub nie ale to wlasnie Torment byl moim pierwszym duzym RPG. Jak zaczynac to z grubej rury ;))
Jesli zas bym mial podac trzy najlepsze to chyba bylyby to te same gry. :)
1. Original War - poznani ludzie i niezliczone ilości godzin poświęcone multi i modowaniu gry - na samym Steamie ostatnio przebiłem 1k godzin.
2. Team Fortress 2 - bez tej gry i poznanych ludzi byłbym innym człowiekiem i w zupełnie innym miejscu.
3. Seria Silent Hill (1-4) i seria Yakuza (0-6 + Judgmenty) - to pierwsze za ogólne doświadczenie, a to drugie za przywrócenie wiary we współczesne gry.
Mam dwie najważniejsze. Pierwsza to Quake III, bo była to pierwsza moja gra w którą w swoim życiu zagrałem, a druga to pierwsza część Gothica.
Unreal tournament 2004. Grałem w gry sporo wcześniej, ale ta była tym czego zawsze chciałem i chce nadal. Battlefield, któremu obecnie najbliższej do tej odsłony to moja ulubiona seria.
Z grami mam do czynienia od kocowki lat '80 i do dzisiaj setki lub nawet tysiace gier przewinelo sie przez moje rece, ale ta najwazniejsza gra dla mnie jest zdecydowanie Need for Speed III: Hot Pursuit. W roku 1998 kupilem mojego pierwszego PC z procesorem Celeron 300Mhz i VooDoo 1 i pamietam jak dzis, ze sprzedawca dwoil sie i troil, zebym kupil wlasnie te konkretny zestaw. No i mnie przekonal. Uruchomil na nim wyzej wspomniana gre i to co zobaczylem na monitorze bylo po prostu MEGA! Przesliczna trojwymiarowa grafika pozbawiona pikselozy. Szybkie samochody z blyszczaca karoseria, malownicze trasy, genialna muzyka oraz rewelacyjne efekty graficzne. Tylko wtedy czulem tak ogromne podniecenie zwiazane z grami i nigdy wiecej. W gre gralem dlugimi miesiacami. Zapraszalem kolegow po szkole tylko po to, zeby grac z nimi w tryb poscigowy na podzielonym ekranie. Takich emocji ani wczesniej, ani pozniej, nie dostarczyla mi zadna inna gra wyscigowe. Byla ToCA, Colin McRae Rally i byl Test Drive, ale zadna z tych gier lub serii nie miala tak ogromnego wplywu na uksztaltowanie moich growych prefrencji. Tylko dzieki tej grze moje byle jakie zainteresowanie motoryzacja przerdzilo sie w pasje. To dzieki tej grze powiedzialem sobie wowczas, ze jesli kiedys bede mial samochod, to musi to byc cos wyjatkowego. Gra ponadczasowa, ktora nawet dzisiaj nie odstrasza tak bardzo leciwa oprawa graficzna. Mozna spokojnie grac bez grymasu na twarzy.
Hmmm, Hard Truck 18 Wheels of Steel? Prawdopodobnie moja pierwsza gra odpalona w życiu. Limitów na granie nie miałem, także niektóre dni były całkowicie poświęcane na jeżdżeniu ciężarówą. Potem płyta odeszła w kąt na rzecz wymarzonego Euro Trucka, ale niedawno wróciłem wspomnieniami do tamtej gry i kurde, ale ta gra dużo zrobiła dla mnie ale i też dla innych ciężarówkowych gier. Niektóre elementy zostały zrobione lepiej niż w ETS/ATS, zarządzanie kierowcami, muzyka, głosy z CB Radia, działanie policji...
Dużo w tym nostalgii, ale naprawdę świetnie się to wspomina. Szczególnie, że znam osobę, co również się w to wgrywała i również podziela moje odczucia. Niestety przez powyżej wspominaną konkurencję nie potrafię już grać w tak starą grę, poza tym i tak mi słabo działa, ale znalazłem jednego youtubera mało znanego, który nagrywa tą gierkę i się niesamowicie wciągnąłem w te jego filmy, a przecież faza na oglądanie jak ktoś inny gra mi przeszła z parę lat temu.
Gothic. Zanim pierwszy raz w niego zagrałem w 2006 roku grałem głownie w Fife, gry wyścigowe, Wormsy, Deluxe Ski Jump i inne gry, które stawiały głównie na rywalizacje, w które grałem w kuzynem. To dzięki niemu pokochałem gry action RPG i w ogóle zainteresowałem się grami fabularnymi. Dodatkowo miał bardzo duży wpływ na mój gust. Można powiedziec, że ukształtował mnie jako gracza.
BioShock bezapelacyjnie, a właściwie pierwsza część. Fabularnie jest 10/10. Opowieść o zgniłym mieście pod wodą, lokacje które są opowieacią samą w sobie i dość dobry horror i jak na tamte czasy fajna grafika. Podchodziłem do tej gry dość sceptycznie, a pierwsze wrażenie było średnie. Zaskoczyło mnie jednak szaleństwo i okrucieństwo Rapture. I dobrze znane już w świecie gier "would you kindly". Kończąc pierwszą część czułem jak bym naprawdę uciekł z tego Miasta.
Genialny tytuł !
Ze starszych gier na pierwszą myśl przychodzą Gothic, NFS Underground, Mass Effect, Diablo i GTA.
Z nowszych gier na pewno Elden Ring, Cyberpunk 2077, Wiedzmin 3, Monster Hunter, Baldru's Gate 3 i od biedy New World bo jednak fajnie się drewno zbierało ;)
Half-Life 1
Fallout 2
No to ja zacznę od pierwszej która była poważna, a więc Doom i Quake Arena (pierwsze rozgrywki sieciowe) podobnie jak WoW 2 czy Starcraft, wcześniej były jakieś tam Amigi, Atari oraz Pegasusy.
Ninja Gaiden II: The Dark Sword of Chaos
Mógł to być rok 1997. Byłem w tyle za wieloma rówieśnikami, bo zamiast PC albo PS1 miałem jedynie podróbkę NESa. Trochę niestandardowa sesja z konsolą, bo sam w pokoju nie miałem telewizora, a ponieważ ojca długo nie było, to siedziałem u niego z padem do późna, co prawie nigdy się nie zdarzało. Za oknem było ciemno, ponuro i padał deszcz. Gry z tej serii na NESa były legendarnie trudne (te nowsze NG to przy nich kaszka z mleczkiem), ale udało mi się dojść do piątego bossa. Mimo że gra była po japońsku, to posiadała szczegółowe, animowane cutscenki, z których dało się zrozumieć niemal wszystko, a dialogi można było ułożyć sobie samemu we własnej głowie. Dzięki temu rozumiałem, że główny bohater właśnie uratował swoją dziewczynę. A wtedy stało się to...
[link]
Ten gnój... ten degenerat... ten śmieć... ten gównojad... ten planeswalker zabił moją waifu! Byłem wtedy w wieku, gdzie dziewczyny wciąż są "be" i mają robaki, a i tak złapałem ból dupy o mocy tysiąca słońc. To był pierwszy raz w życiu, kiedy gra dała mi te słynne feelsy. Inni mieli Tormenty, Final Fantasy, MGSy i Silent Hille. Ja miałem Ninja Gaiden II na NESa.
I tak, ubiłem tego gnoja. Ale potem okazało się, że tak naprawdę nie był ostatnim bossem i odpadłem w kolejnym akcie. Dopiero jakieś 10 lat później przeszedłem całą trylogię na emulatorze. Wtedy dowiedziałem się, że waifu się jakoś wylizała. Ten dialog po ubiciu bossa to nie były jej ostatnie chwile, tylko normalna rozmowa. Trochę lipny zwrot akcji, patrząc z perspektywy czasu. Ale feelsy zostały.
Wolfenstein 3D, bo to pierwsza gra, w jaką zagrałem na kompie.
Inna jest Mafia: The City of Lost Heaven.
Może nie tyle, co najważniejsze, ale dwie gry, które często ogrywałem, bo zwyczajnie dawały mi frajdę, to Need for Speed Porsche 2000, bo zawsze byłem i jestem fanem tej marki samochodów i ze względu na klimat pierwsza część SW KOTOR.
Są dwie serie. Seria Mass Effect i seria Fallout. Ciężko napisać która ważniejsza :)
World of Warcraft. Kilka tysięcy godzin spędzonych w genialnym klimacie i z wspaniałymi ludźmi, z którymi do dziś mam mniejszy lub większy kontakt. Nie mam złudzeń, że druga taka przygoda w świecie gamingowym już mnie raczej nie spotka.
Było takich kilka, ale chyba przede wszystkim Colin McRae Rally 2.0, Race Driver Grid i Mass Effect.
Gwint
jej uniwersalnosc. przede wszystkim za to ze moge grac z kumplem wlasne turnieje miedzy soba gdzie tylko jestesmy.
U mnie? Nad Wisełką? Każdy u siebie wieczorkami czy nocami? Wypad z ekipą na kajaki i przy ognisku?
prosze bardzo :D
do tego swiat wiedzmina ktory kocham, swiadomosc ze to polskie i ta uniwersalnosc.. czy to pc czy telefon. stacjonarnie lub plener
Moja najważniejsza gra w życiu to Gothic, ponieważ przez niego wciągnąłem się w klimaty średniowieczno-fantasy. Drugą grą będzie Lineage 2, dlatego, że poznałem tam wiele ciekawych osób.
Podam dwie i to bardzo stare, a to z tego względu że to one ukształtowały mnie jako gracza, że tak to ujmę
Max Payne 2
GTA Vice City
Tego typu gry nastawione na fabułę nadal najbardziej mi siedzą..
Ukształtowały mnie kultowe gry z lat 80'. Ciężko wybrać najważniejsze gry skoro ogrywało się ich tyle od 1988 do 2024 roku więc mam wśród ulubionych spokojnie ponad 500 produkcji, ale może postawiłbym na Superfrog 1993, Tomb Raider 1996, Dungeon Keeper 1997, Deus Ex 2000 i HoM&M III 1999.
Superfrog 1993, bo to moja ulubiona gra na Amidze, którą przeszedłem kilkadziesiąt razy. Grywalność i miodność przez duże G i M.
Tomb Raider 1996, bo to najbardziej przełomowa gra 3d obok Doom 1993 i powód, że porzuciłem najlepszy komputer przyjaciółkę Amiga na rzecz sztywnego pc. Cała branża kopiowała z tej gry jak w transie i miała największy wpływ na boom na 3d. Gra w stylu Indiana Jones w 3d to było jak marzenie.
Dungeon Keeper 1997, bo kochałem reagularnie do tego wracać mimo, że znałem na pamięć.
Deus Ex 2000, bo to najlepsza gra w historii. Najdoskonalsza hybryda i definicja kreatywnej nieliniowości.
HoM&M III 1999, bo niezależnie ile w to graliśmy to i tak nigdy nie było dość. Oczywiście ulubiona z serii dla mnie to dwójeczka z 1996 roku i do niej mam więcej serca i sentymentów.
Bardzo trudne pytanie. W pierwszej kolejności cisną mi się do głowy gry takie jak Untitled Goose Game i kilka innych podobnych gier w tamtym czasie, ponieważ to był moment w którym moja córka która miała wtedy około 4 lat pierwszy raz wyraziła zainteresowanie grami video w które "pykał" tata i często bawiliśmy się w tej grze razem, uczyła się obsługiwać pada, próbowała zrozumieć jak to działa że ruchy tych gałek przekładają się na ruchy postaci w grze. Niedługo potem dostała "po tacie" moje PS4 a prośbą do Mikołaja w ostatnie święta, jako niemal 8 letnie dziewczę zdecydowała że chce dołączyć do obozu Nintendo (czym złamała serce "zielonego" taty).
Natomiast kolejne tytuły które cisną mi się do głowy to Spec Ops: The Line oraz Scorn. To są gry które ponad wszelką wątpliwość udowodniły mi że gry to jest sztuka w pełnym znaczeniu tego słowa, drugi tytuł zrobił też że mnie maniaka twórczości Gigera oraz (głównie) Beksińskiego.
Via Tenor
Myślałem nad Gothiciem, który mnie trochę ukształtował jako gracza albo o trylogii Mass Effect (trylogię traktuję jako jedną grę) ale jednak Wiedźmin 3 zabrał mi tyle godzin z życia, spędziłem tam tak cudowne chwilę, że nie jestem w stanie postawić nic ponad tę grę. Dla mnie absolutny masterpiece.
Chyba Skyrim i Morrowind, Gothic, Witcher, Cyberpunk, GTA, RDR. Co tam jeszcze? Jest ich dużo, bardzo dużo.
Diablo Hellfire i D2 LoD, Starcraft, Warcraft 2, Dune 2000, Freespace 2, HoMM 2 i 3, Homeworld, Civ 2, Icewind Dale, Wing Commander 2, Chuck Yeagers Air Combat, POD, Quake, Doom, Unreal, Lotus 3, Street Rod, F-22 Lightning 2, Ishar 3... . Nie potrafię wytypować jednego tytułu, żadna z gier nigdy nie miała wpływu na moje życie, może dlatego, że jestem jeszcze z pokolenia X a nie Y bądź Z. Cyfryzacja w swoich wczesnych etepach rozwoju (końcówka lat 80 i początek 90) nie rzutowała na popkulturę, nie kształtowała jej odbiorców jak przykładowo muzyka bądź sport.