czy jest możliwe przetłumaczenie tej polskiej gry na język polski? pewnie nie.
ale dobrze, że jest tungusko-mandżurski
Co za pokrętna logika. Niby czemu nie można mówić że to polska gra skoro jest w pełni robiona przez Polaków, czy wręcz nawet jednego Polaka?
Dark Soulsy też są robione pod zachodniego gracza, mają wyłącznie angielski dubling, ale nikt nie zaprzecza że to japońska gra.
Powiedzcie, ze gra posiada sciezke dzwiekowa taka, jak w trailerze... Rewelacyjny utworek.
Polska gra nie ma polskich napisów ja pierdole, takie rzeczy tylko w Polsce :D
Ludzie macie odpowiedź odnośnie polskiego języka, że będzie tylko się opóźni, więc skończcie już te dywagacje nie ważne, po której stronie, bo niema to już najmniejszego sensu.
Nie przypominam sobie żeby w 1980 Polki chodziły w takich mundurkach. A gdzie ten Dziwnówek leży? Gra wyglada super ale kojarzy mi się stylistyka z japońskim komiksem.
Sytuacja wersji PL analogiczna jak z Werewolf: The Apocalypse - Heart of the Forest.
Zadałem niegdyś pytanie jednemu z twórców (bodaj na kanale podcastowym GoLa) jakiż był tego powód, na co ten odpowiedział, że dla tak małego studia to parę miesięcy pracy równej kilkunastom tysiącom złotych (tłumaczenie+implementacja+testowanie) i biorąc liczbę sprzedanych sztuk to wysiłek, który nigdy się nie zwróci.
Ten konkretny przypadek jest dużo mniejszy, ale robiony hobbystycznie po godzinach. Jak typ co to robi, będzie chciał spędzić kilkanaście/kilkadziesiąt wieczorów za które nie otrzyma równej gratyfikacji, zamiast np. spotykać się ze znajomymi czy siedzieć z rodziną, to jego prywatna decyzja, więc jakiekolwiek ubolewanie nad stanem branży jest co najmniej nie na miejscu .
Problem jest czysto rynkowy. Japoński rynek jest tak ogromny, że ich rodzime gry na nim i tak zarobią. Co więcej, większość ich gier jest na tyle niszowa, że są wydawane wyłącznie w Japonii i po japońsku, bo ich tłumaczenie na angielski jest po prostu nieopłacalne.
W Polsce mamy niestety sytuacje odwrotną. Sprzedaż gier na naszym rynku, zwłaszcza od małych twórców, jest tak mała, że ich twórcy są zmuszeni do skupiania się najpierw na rynku globalnym i celowaniu w pierwszej kolejności do anglojęzycznego odbiorcy.
Temat wałkowany milion razy, a polski gracz dalej nie rozumie jak działa wydawanie gry indie. Nikt się nie przejmuje swoim językiem, gdy w tym języku mówi niecałe 50 milionów ludzi. Na j3bane 8 miliardów. Z czego na dodatek te 50 milionów nie mieszka w jaskini, i zna zwykle angielski. Nikt normalny robiąc grę w pojedynkę nie będzie narażał się na koszty związane z tłumaczeniem na język w którym nikt nie mówi, a nawet jak mówi to zna angielski. A tak, tłumaczenie, wyobraźcie sobie że robi się grę po angielsku, i na język ojczysty trzeba ją przetłumaczyć, co nie jest takie proste nawet gdy mówimy o języku ojczystym. Ja na przykład cieszę się że takie Coteries of New York nie jest po polsku; ot, w grze występuje tyle gier słownych i niuansów retorycznych że wiele by straciła przy tłumaczeniu
Błyskotliwej polskiej kreatywności ciąg dalszy: Dziwnówek z dziewczynami w mundurkach i widokiem na górę Fudżi.
Ludzie, czy wy wiecie, że to tylko indyk od małego studia z małym budżetem? To raz, a dwa pogódźcie się z tym, że takie są konsekwencje zastąpienia dystrybucji gier w fizycznych nośnikach cyfrową dystrybucją gier. Trzy w związku z tym obecnie tylko twórcy sami muszą lokalizować gry i dlatego min. koszt tworzenia gier jest o wiele większy niż dawniej. Dawniej wtedy twórcy robili albo tylko angielską wersję albo i angielską i wersję w swoim natywnym języku i im wystarczyło tylko sprzedać gry innym regionalnym wydawcom lub sklepom, a te wówczas same zlecały lokalizację dla ich regionu. Gra była tania dla wydawcy czy sklepu, a oni płacili tylko za 1 język, a klienci ostatecznie płacą za grę z tylko 1 dodatkowym językiem. Ale teraz wszystkie koszty spadły na samych twórcach. To co mają zrobić małe studia deweloperskie? Dawniej koszty za lokalizacje były rozłożone między wydawcami/sklepami i deweloperzy nie musieli martwić się o koszty lokalizowania.
Mili Państwo.
Jestem już wiekowym graczem (50+)
Pamiętam jak zaczynałem od 8 -bitowych komputerów.
Wtedy takie gry były .... normą, w sensie czarno-białe z wyraźną pikselozą, ale wtedy wynikało to TYLKO I WYŁĄCZNIE z ograniczeń sprzętowych.
To co teraz widzę w grach, czyli te wszystkie Minecracft-y i im podobne, i to tutaj (World of Horror) , to moim zdaniem wyraźny regres.
Ja oczywiście rozumiem, że TAKIE BYŁO zamierzenie twórców, ale idąc w takie coś, już za chwilę cofniemy się do 4 pikseli na krzyż, gdzie dwoma kreseczkami odbijamy piłeczkę i szacowne grono graczy okrzyknie to zjawiskową, piękną, nietypową, zachwycającą grą.
Idąc jeszcze dalej, cofniemy się do papierowych gier planszowych rozgrywanych na ekranie kompa i też wtedy wszyscy będą piali z zachwytu ?
Nie wiem, ... zawsze mi się wydawało, że po to jest postęp technologiczny, żeby cokolwiek wyglądało LEPIEJ, a nie gorzej.
Po to są coraz potężniejsze karty graficzne, żeby gry wyglądały CORAZ LEPIEJ i wyglądem swym coraz bardziej przypominać rzeczywistość, a wszystko po to, żeby immersja w grach była coraz lepsza, a to z kolei po to, żeby grając w grę uczestniczyć w czymś w czym w realu z różnych względów nie da się uczestniczyć, albo da się, ale jest to BARDZO niebezpieczne czy drogie.
Tymczasem mamy wysyp gier COFAJĄCYCH nas do czasów komputerów 8-bitowych i jeszcze HGW dlaczego ... jest spora rzesza ludzi którzy sikają ze szczęście widząc coś takiego.
Polska gra bez polskiej wersji językowej. Wtf? "Polacy nie gęsi..." Tsaa właśnie widzę. Jakby producenci sie go wstydzili.