Mógłbym się pod tym tekstem podpisać wszystkimi czterema kopytami.
Gęstość świata, bohaterowie, antagonista i perfekcyjnie opowiedziana i zbalansowana historia - choć w gruncie rzeczy wcale nieszczególnie odkrywcza.
To są elementy BG2, których wiele gier do dziś nie może dogonić, choć zgadzam się, że Pillarsy momentami się o to ocierały (niestety tylko z rzadka, ale jednak).
Marzy mi się, by ktoś kiedyś wziął takie Tyranny i wydał bazyliony dolarów by to powiększyć i zagęścić do poziomu BG2 ale bez zatracania tego, co czyniło dzieło Obsydianu wyjątkowym. To by była gra...
Uwaga, będzie wyznanie boomera - naprawdę przykro mi, młodzi ludzie, którzy od młodości przyzwyczajeni jesteście do dostępu do super zaawansowanych graficznie i "filmowo" gier, że z powodu czasu w którym się urodziliście i dorośliście, nie docenicie w pełni kunsztu i klimatu drugiego Baldura (co jest absolutnie normalne i zrozumiałe), i oczywiście nie wszyscy, ale jednak nie ma co owijać w bawełnę - Pełen emocjonalny zakres odbioru tej gry przypadał kiedy w dniu premiery byłeś młodziakiem/nastolatkiem, bo jak toto wyszło to po prostu zmiotło ludziom głowy z karków. Jakbym miał w 2023 roku 12-16 lat, to bym parsknął śmiechem jakie to toporne i upierdliwe w graniu, ale wtedy? O panie... Wtedy miałem cztery czy pięć płyt na które chuchałem i dmuchałem, kupione za 159zł w Empiku. Wtedy potrafiłem w piątek po szkole siąść i, z nielicznymi przerwami na żarło, siku i krótki sen, cisnąć po Faerun do niedzieli późny wieczór, chłonąć po prostu klimat i magię które pamiętam do dziś.
Teraz mam 300 gier na multimedialnej platformie, z których grałem w ze sto, większość po 1-2 godziny bo mnie nie wciągnęły. Na palcach jednej ręki zliczę te, których nie zapomnę do trzech lat wzwyż. No cóż.
Wielu, przy tego rodzaju dyskusjach, mówi, że zachwyty nad starymi grami wynikają z nostalgii.
Tylko co ma do tego nostalgia, kiedy ludzie nawet dziś grają w te stare gry i się świetnie przy nich bawią?
Nic szczególnego tu nie widzę. Wiele tych cech mają obecne rpgi, chociażby new vegas.
nikt nie zrobił tych rzeczy równie dobrze
Podobnie jak w przypadku pierwszego Deus Ex i Planescape Torment.
Tak jak BG2 jest jednym z moich ulubionych RPG, tak mam zupełnie odmienne wrażenie niż autor.
W momencie wyjścia BG2, ze wszystkim bym się zgodził, ale obecnie gra jest sztampowa, generyczna, fabuła prosta jak budowa cepa a główny zły jednowymiarowy i nudny - ale w momencie wyjścia powodowały u mnie opad szczęki, bo były poniekąd „pierwsze”.
Motywacja głównego bohatera jest taka sama, jak w wielu innych grach - ot, nie wiadomo co się z wybrańcem dzieje, trzeba dojść do prawdy, pokonać złego(TM) i uratować świat. Postacie także były jednowymiarowe, wprost ze starych książek fantasy. I absolutnie nie ma w tym nic złego, bo takie ma być założenie świata - zło i dobro są sztywno opisane, granice są sztywne i niezmienne (np. nie może być dobry wampir albo lich, paladyn musi być krystalicznie dobry, dopiero późniejsze edycje D&D nadały więcej głębi), i jako egranizacja świata D&D nie ma lepszej gry w tym świecie (no, może Solasta walczy, ale nie uznał bym jej za lepszą od BG2).
Irenicus nigdy nie zrobił na mnie wrażenie, nawet, kiedy grałem w BG2 jako dziecko. Nie miał dla mnie głębi, cała jego „tragiczna” historia niezbyt mnie porwała. Był jednowymiarowy, i najpewniej nie darzyłem go jakimkolwiek szacunkiem, gdyż do BG2 zasiadłem po ograniu Fallouta 2. W porównaniu z nim, źli w BG2 wydawali mi się po prostu infantylni.
Co do trzeciego punktu - tutaj absolutnie zgadzam się z autorem, że świat chciało się zwiedzać, ale niestety, nie uważałbym go za topkę tamtych czasów. Arcanum i Fallout 2 miały zdecydowanie (oczywiście IMHO) lepiej wykreowany świat, gdzie zaglądałem w każdy róg i pod każdy kamień, żeby poznać historię każdego możliwego NPCa. I, tak samo jak ze złoczyńcą, po tych dwóch grach, większość NPCów wydawała się być bardzo sztampowa i jednowymiarowa, jasno określona jako zła, neutralna lub dobra, bez żadnej mieszanki czy odcieni szarości.
Jedyne co dla mnie BG2 zrobił w sposób, który do tej pory nie udało się odtworzyć innym grą, to postacie poboczne. Towarzysze, będąc także zapisanie w jasno określonych ramach (dobrzy/źli/neutralni), byli po prostu napisani w tak wyczerpujący (bo nawet nie wiem, jakiego innego słowa tutaj użyć), że do tej pory pamiętam dialogi z Viconią, Janem czy Edwinem. Nigdy nie czułem się z żadną postacią poboczną tak zżytą, jak w BG2 - może jedynie Mass Effecty się zbliżyły do tego poziomu.
I wiem, że pewnie zostanę zlinczowany za tą opinię, bo o klasykach można mówić albo dobrze, albo wcale, ale uważam, że BG2 nie przetrwał próby czasu. Arcanum cz Fallouty zdecydowanie lepiej ogrywa się w dzisiejszych czasach, gdyż świat i dialogi posiadają więcej głębi, i nie powodują u mnie zażenowania jak w przypadku większości sztampowych dialogów w BG2. Na swoje czasy był rewolucyjny, ale obecnie IMHO już pierwszy Dragon Age pobił go światem, fabułą (gdzie też nie uważam jej za wybitną) i motywacjami postaci, a już na pewno dialogami.
Od razu zastrzegam, bo wiem że Ewunia jest wyczulona na każdy post choć odrobinę negatywny w stronę klasyków - odpuść pisanie, nie zamierzam nawet czytać twojego wylewu i lania wody ani nie dostaniesz żadnej reakcji.
smutne ze nikt już nie pamięta
Świątyni pierwotnego zła
Zdania jak widac sa lekko podzielone ale bardzo cieszy, ze mimo wszystko dyskusja nadal toczy sie w kategorii "jak dobre bylo BG2" a nie "czy BG2 bylo dobre."
Dla mnie i dla mojego obcowania z grami tytul rownie wazny co Fallout 2.
Hej, dzięki za tak żywy respons, zarówno tym, którzy się zgadzają, jak i tym, którzy wchodzą w dyskusję.
Co do tych googli +3 do nostalgii to może i trochę ich jest, ale nie do końca. Baldury stały się toporne przez UI, antyczny silnik i wczesnodedekowe zasady, ale komponenty, o których pisałem w tekście dalej, uważam się bronią. Wiecie, grałem trochę w tym i ubiegłym roku, wciąż jest chemia (mam nawet wersję mobilną).
Nowe RPGi są bardziej smooth i zniuansowane, przyjemniejsze w obsłudze, mają wiele udogodnień, ale jeśli chodzi o ogólne założenia, konstrukcję, Baldur był żywszy. I dalej uważam, że Irenicus, choć to prosta konstrukcja scenariuszowa, to daleko mu do sztampy. Bo jest bardzo ludzki :)
Cheers!
za młody jestem na baldura, spróbowałem zagrać ale archaiczny interfejs mnie odrzucił.
A może po prostu za mało grałem w gry z tego gatunku, na razie przeszedłem tylko wszystkie 3 odsłony expeditions i wastelanda 3, a w ostatnim czasie zabrałem się za pillars of eternity.
Stare dobre czasy? Niby tak, niby nie. Sentyment pozostanie i tego co dał mi Baldur pewnie nie zapomnę. I nie chodzi mi o to, że wychowawczyni zabrała mi podręcznik (piękna rzecz) do BG2 i zadzwoniła do rodziców, że mam jakąś podejrzaną księgę z pentragramami i czarami. BG2 przechodziłem wiele razy, na różne sposoby od klasycznych, przez 1 man show po spawnowanie kodami smoków.
No ale czy obiektywnie to taka genialna gra była? No nie wiem, ja nie z tych co mówią "kiedyś to było, teraz to ni ma". BG2 miało swoje bolączki i kto wie, jakby wtedy rynek był większy, a był mikroskopijny, to BG2 mogłoby się specjalnie nie wybić. Dziś jakby to wyszło (oczywiście w stosownej oprawie graficznej) to by pewnie przepadło jak Pillarsy. A w ogóle pomimo tego, że to w BG2 się zagrywałem to wyżej ceniłem sobie zawsze IcewindDale 2, nawet pomimo tego, że epickość BG2 jest na o wiele wyższym poziomie.
Nie mniej jak poczytałem ten miły dla oka tekst to zachciało mi się odpalić BG2EE ale nie wiem czy dałbym radę bez modów, ( bez Dungeons Be Gone nawet nie ma co odpalać) ale na Nexusie jest totalna bieda widzę.
O świetności tej gry, niech potwierdzeniem będzie to, że od 4 dni ogrywam BG2 po raz kolejny, tym razem wersję EE. W przeciągu tych 20 lat przygodę tą kończyłem kilkukrotnie. Do żadnej gry nie wracałem tak czesto (za nią plasuje się tylo Warcraft 3 z dodatkiem, a potem daleko nic).
Wszystko tu nadal świetnie wygląda i działa, nawet na monitorze 24", a podkład polskich głosów to klasa sama w sobie.
Baldur ma niepowtarzalny klimat, ale nie udało mi się go do tej pory przejść, a od okolic premiery próbuję. Ogrom tej gry jest przytłaczający, wszędzie czegoś chcą od głównego bohatera. Starzejący się interfejs czy sterowanie nie pomagają, a start drużyny na wysokim poziomie z pełnym przeglądem czarów i umiejętności wywołuje poczucie klęski urodzaju. Spróbowałem w międzyczasie jedynki i w niej przepadłem. Prosta, sympatyczna i równie klimatyczna rozgrywka, bez całej tej wielkości dwójki.
do kilku gier mogę wracać właściwie zawsze ze względu na tą niekończącą się podróż w gronie przyjaciół :
- BG1 i BG2 (dodatek tylko połączył pomosty pomiędzy grami)
- Dragon Age Początek
- Mass Effect I/II
i to jest właśnie najciekawsze do dzisiaj żadnej inne studio nie potrafiło wykuć tego co dawne BioWare ;(
Osobiście przez dłuższy czas również uważałem, że BG 2 jest najlepszym przedstawicielem gatunku. Obecnie stanowczo Pathfinder: Wrath of the Righteous (a nawet do pewnego stopnia Kingmaker) to mój top topów. Trudno wyobrazić mi sobie izometrycznego RPGa który zbliżyłby się do tego poziomu. Aczkolwiek po względami klimatu i fabuły i tak Planescape i NvN: Maska Zdrajcy nie mają konkurencji. Nie zmienia to faktu że BG2 (jedynka również) to wciąż wybitny RPG.
Szkoda, że nie zrobili remaster gry na silniku Pillars of Eternity.
Dobrze się czytało. Jak to ktoś kiedyś zauważył - ogrom zawartości w grze jest efektem ambicji developerów i osobistego przywiązania do tworzonej treści, realizowania wszystkich pomysłów i wrzucania ich do gry. Nikt tego nie upilnował i w pewnym momencie gra rozrosła się w taki sposób, że wchłonęła planowaną część trzecią, a wielki finał rodem z "Highlandera" sprowadzono do jednego dodatku.
W BG2 najlepsze jest równomierne wyważenie walki, eksploracji, dialogów (których zwięzła forma została wymuszona po klapie Tormenta). Było to tak zbalansowane, że żaden element nie przynudzał. No i przodowała różnorodność wśród serwowanych przygód.
Ciekawią mnie podpisy do screenów w tekście. Beamdog nabył prawa do marki i wydał BG1EE. Atari sądziło się z Beamdogiem o prawa do gier, w pewnym momencie Kanadyjczycy musieli wstrzymać prace nad BG2EE, a jedynka zniknęła ze sprzedaży na pewien okres, podczas gdy ATARI sprzedawało ją swoimi kanałami. Ostatecznie ATARI straciło prawa do obu gier i dopiero wznowiono prace nad BG2EE. ATARI nie było wydawcą BG2EE.
BG2 miał trzy ogromne wady.
Pierwsza to jednowymiarowość. Gra w zasadzie zmuszała nas do grania jako naiwny idealista który wszystko robi dobrze. W większości przypadków opcja złego postępowania po prostu nie istnieje, a tam gdzie już ją mamy - nie opłaca się jej wybierać z powodu żałosnej nagrody (w złocie i doświadczeniu). Jedyne co możemy to rzucać samolubne i chamskie teksty.
Bardzo dziwnie to wygląda w sytuacji, gdy przy budowie postaci mamy całe spektrum charakterów do wyboru, a nasz bohater to dziecię Bhaala, boga mordu, śmierci i zniszczenia czyli kogoś do szpiku kości złego. Ale nieeee, nie ma swobody. Wybór - czy stać się taki jak on czy pozostać świętoszkowatym idealistą - dostajemy dopiero na samiuśkim końcu gry.
Druga to silnik i interfejs. Aurora Engine był przeznaczony do gry turowej, z której prawie nikt nie korzystał. Natomiast w trybie gry rzeczywistej wszystko i tak odbywało się w systemie rundowym/turowym. A to powodowało różne śmieszne i straszne efekty.
Pierwszy to animacje nie pokrywające się z mechaniką. Pamiętam do dziś moją frustrację, gdy mój wojownik z dwuręcznym mieczem machał tym żelastwem przez goblina, machał, machał, machał, machał, machał, machał niczego mu nie robiąc - o, w końcu ubił.
I o to chodzi. To była chamska turówka, która nieudolnie udawała grę w czasie rzeczywistym - ale gdy przychodziło co do czego, gra przypominała jazdę rozklekotanym wrakiem po wyboistej drodze. Gdy mój wojownik wyprowadzał pierwsze machnięcie - to tak naprawdę w mechanice gry tego NIE ROBIŁ. To była tylko animacja xD. A w trakcie kolejnych animacji ataków nie wszystkie były prawdziwe. No nie wiem jak Wy, ale ja czegoś takiego nie cierpię.
Gra nie informowała praktycznie o niczym, nie dawała informacji zwrotnej, za to często wprowadzała w błąd. Nie było paska "oczyszczenia aury" żebym mógł wiedzieć kiedy można rzucić następny czar. Nie było "paska ładowania" jak w Pilarsach żeby było wiadomo jak opóźnienie broni wpływa na szybkość ataku. Nie było licznika pokazującego czas trwania klątwy/statusu i tak naprawdę nie wiedziałeś ile potrwa (długość trwania wielu czarów była losowana). Wszystko trzeba było robić na wyczucie. Można było sobie włączyć wyliczenia które pojawiały się w okienku tekstowym - ale w trakcie nawet małej potyczki powodowało to niezrozumiały zalew tekstu i niewiele pomagało.
A najlepsze było wyszukiwanie pułapek. Przestało frustrować dopiero gdy ogarnąłem powyższe - że gra to tak naprawdę turówka. Gdy włączysz szukanie pułapek (postacie same z siebie ich nie znajdą), to otoczenie jest "pingowane" co sześć sekund, dlatego trzeba poruszać się skokami i odczekiwać na "ping" (o którym nie masz żadnej informacji, trzeba liczyć wahnięcia klepsydry w prawym dolnym rogu ekranu).
Do tego pomniejsze babole - np. "wyszukiwanie ścieżki" to był dramat, ówczesne procesory nie dawały sobie z tym rady i drużyna przesunięta o kilka metrów rozłaziła się po całej mapie. Słynne już "przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę" doprowadzało do szewskiej pasji.
Trzeci to sam system AD&D, a konkretniej - jego użyta wersja. Nakładał on liczne niezrozumiałe ograniczenia - mag nie mógł wziąć do ręki czegokolwiek poza kijem, procą czy sztyletem ani założyć jakiejkolwiek zbroi. Rasy były... rasistowskie, krasnolud nie mógł być magiem, paladynem czy łowcą. Gnom nie mógł być np. druidem, etc. etc. Limit doświadczenia i poziomu postaci był tak ustawiony, żeby mag nie mógł osiągnąć 9 poziomu czarów. Silne postacie OSZUKIWAŁY - np. Edwin jest świetnym magiem bo może zapamiętać znacznie więcej czarów. Ale nie wynika to z mechanik gry - po prostu twórcy wrzucili mu ot tak, znikąd specjalny amulet który daje +2 miejsca czarów każdego poziomu, a którego oczywiście nie da się zdjąć ani inaczej zdobyć. Lisze czy potężniejsi magowie od razu odpalali pełne sekwencery - tak normalnie nikt ich nie używał, bo trzeba by było je rzucać i odpoczywać przed każdą z pierdylionem walk. Wielu wrogich magów nie dotyczyło "oczyszczanie aury", rzucali czary jeden po drugim. Gracz tego nie mógł odkryć ani wypracować (tj. był czar Akceleracja, ale to był długo rzucany czar, a nie umiejętność - i w dodatku działał śmiesznie krótko, bo dwie rundy czyli 12 sekund). W dodatku wrogowie mają obłędne ilości miejsc na czary, czego również nie daje się normalnie wypracować.
Do tego cała masa upierdliwych mechanik. Wampiry nie wysysają życia - tylko poziomy postaci. Ekstremalnie wkurzające, bo wyssanie jest permanentne, nie zniknie samo. Za każdym razem trzeba było używać czaru "przywrócenia" który zajmował sloty wysokopoziomowe, przydzielać ponownie czary (sloty i czary znikają razem z wyssanymi poziomami i nie pojawiają się po przywróceniu). Czar który chroni przed wyssaniem trwa 30 sekund - zanim rzucisz go na trzecią postać, pierwszej się kończy. A wampirów było duuuuużo i często się zdarzały ataki na niechronione postacie - oraz dłuższe walki, gdzie ochrona schodziła wcześniej.
Czary są skalowane, ale tylko do pewnego pułapu. W dodatku te najlepsze i najbardziej przydatne (jak wspomniany wyżej chroniący przed wampirami czar "ochrony przed sferą energii negatywnej" czy Akceleracja) działają śmiesznie krótko.
I tak dalej, i tak dalej...
Nie dziwię się, że współczesny gracz się od tej produkcji odbija. Nawet edycja EE niewiele tu zmieniła - poprawili obsługę nowoczesnych systemów i rozdzielczości, nieco podciągnęli interfejs, ale to była kropla w morzu niedociągnięć.
Po przeczytaniu kolejny raz tego artykułu mam kolejny raz ochotę na maraton BG1+BG2
Z tą serią właśnie tak jest do dzisiaj nie ma przeciwwagi (jest co prawda Dragon Age Początek ale nadal to nie to). Kolejny raz chciałoby się na liście zgonów dopisać : Firkraag, Kangaxxa, Demogorgona.
Ach, czasy, gdy nie dało się zrobić super grafiki i trzeba było to "nadrobić" innymi aspektami. To już nie wróci.
Nie wiem, może jestem jakiś dziwny, ale dla mnie zarówno fabuła jak i główny zły były strasznie sztampowe... Może gdy ogrywałem to pierwszy raz to nie rzucało się to tak bardzo w oczy, tym bardziej z perspektywy czasu w którym gra się pojawiła, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, znalazłoby się sporo tworów znacznie lepszych i ciekawszych fabularnie, a niejednoznaczmych villainów ze swoją tragiczną historią i uargumentowaną motywacją w ostatnich latach mieliśmy całkiem dużo...
Fajnie jak bedzie cos w stylu wiezy straznika w BG3. Zawsze mnie meczyla walka z bossem ;)
Trzeba patrzec w jakim czasie gra sie ukazala. Bg2 był w swoocj czasach rewolucją, dlatevo jest taki miodny. Dzisaj ciezko wymyslec cos nowego co przyciagnie gracza (przeklete sandboxy ze znacznikami). Baldur 2 jest PRAWIE idelany, prawie bo istnieje jeszcze Fallout 2. DAJCIE MI PORZĄDENGO REMASTERA!!!!
Wielu, przy tego rodzaju dyskusjach, mówi, że zachwyty nad starymi grami wynikają z nostalgii.
I w tym jest trochę prawdy, bo niektórzy potrafią patrzeć bezkrytycznie na starsze gry przez różowe okulary.
Ja uwielbiam Baldury, ale też szczerze ich nie cierpię i mam tu na myśli mechanikę. Ja już chyba do końca życia nie polubię się z drugą edycją DnD i uważam ją za zwyczajnie nieintuicyjną, żeby nie powiedzieć archaiczną. Mimo wszystko, przy powrocie do Wrót Baldura niespecjalnie mi to przeszkada, bo BG2 (i trochę mniej BG1) mimo upływu czasu jest fenomenalne biorąc poprawkę na ramy czasowe, w których się ukazała.
Pathfinder: Wrath of Righteous dał nam lepiej napisanych, w mojej opinii, towarzyszy są nieźle napisani ale moim zdaniem BG1/2 i DAO ma nadal lepiej, poza tym Wrath jest fabularnie mierny przy Baldurze :)
Z dzisiejszego punktu widzenia pewnie bardziej śmieszna giereczka niż arcydzieło.
Oczywiście pod warunkiem, że ktoś oczekuje od ponad dwudziestoletniej gry dzisiejszych standardów; bo jeśli mówimy o kimś, kto wie jak... no nie wiem... w ogóle działa czas? i weźmie pod uwagę wiek BG2, to może się mocno zdziwić jaka dobra jest ta gra.
Bardzo fajny artykuł. Dziękuję. Od siebie dodam: BG2 uwielbiałem x razy od BG1 i co ciekawe IW 1 lubiłem na tym samym poziomie co BG2 (zapewne kondensacja mroźnego klimatu okraszona cudownym podkładem polskim). PT jest wspaniałe i też świetnie symuluje życie miasta i tam to dopiero widać zmiany poczynione przez bohatera (precyzując: powiedzmy, że animacje/ przerywniki + to co dawała sama gra + własna wyobraźnia). Co do obaw o symulację życia, że trzeba dużych nakładów. Cóż. Mamy taką serię gier The Guild. Raczej nie sądzę by tu koszty były ogromne. I kończąc odniosę się jeszcze do aspektu "mapy". Mam w sobie wyuczona pasję zbieracza na różnych poziomach. Mapa na której odblokowują się lokacje do których mogę wrócić a które nic nowego mi nie dają dawała mi mnóstwo radości (np. IW 1). I to też zwiększało złudzenie, że jednak nie uczestniczy się w liniowej grze. Nie rozumiem dlaczego twórcy nowych gier od nowa wymyślają koło zamiast czerpać garściami z rozwiązań, które się podobały. Bo pewne rozwiązania są ponadczasowe a przynajmniej nie zmieniają się upodobania odbiorów aż tak szybko. Rozumiem technikalia w rozumieniu grafiki czy UI gry (sterowanie, rozkład ekwipunku itp) ale samo tworzenie świata, układanie elementów by był ciekawy już wymyślano (dobrze) wielokrotnie. Nie ma sensu robić tego źle. Wystarczy najwyżej "szlifować diament".
ps: Dragon Age: Początek to była naprawdę dobra odsłona z niezłymi bohaterami, ciekawymi historiami.
ps2: niestety - już dawno opuściłem etap mojego życia, gdzie mogłem całościowo poświęcić grze setki godzin. To jeszcze nie boli. Problemem jest to, że nie mam już możliwości grać bez opamiętania np. 12 godzin (by wtopić się w świat). Granie z doskoku w takie gry to bluźnierstwo. A więc.. nie czekam już na tego typu gry. I sądzę, że coraz mniej ludzi czeka (stara gwardia się wykrusza a nowa nie uzupełnia szeregów wystarczająco). Zostają mi miłe wspomnienia.
Ciekawy tekst! Ja parę lat temu prawie do końca ograłem BG 1. Ta gra zrobiła na mnie wrażenie nieprawdopodobnym balansem rozgrywki, między walką, eksploracją i "czytaniem". Po prostu ideał, którego nie spotkałem we współczesnych grach. Natomiast jeżeli chodzi o spadkobierców serii, to grałem w Neverwintery, Dragon Age 1 & 3, i dla mnie niekwestionowane i zasłużone miejsce zajmuje Pillars of Eternity. Prawdziwe dzieło sztuki w gatunku rpg. Ale jak bliższe w budowie serii BG wskazałbym raczej pierwsze Pillarsy niż drugie. PoE1 jest bardziej zwarte w budowie i "konkretne", w dwójce mimo rozwinięcia wielu elementów i wysokiego poziomu, coś szwankuje z projektem scenariusza i świata (prawdopodobnie jako konsekwencja otwarcia rozgrywki i ogólnie większego rozmiaru produkcji)
Ja jestem pewny że przy Baldur''s Gate 3 spędzę setki godzin choćby tylko z powodu systemu walki. Walka w obu częściach Divinity Original Sin dała mi tyle zabawy, że te gry zawsze będą u mnie w ścisłej czołówce.
Baldur 2 był rewelacyjną grą, ale jednak Planescape: Torment miał lepszy scenariusz. W obie te gry grałem w 2000 roku, choć Torment ukazał się oficjalnie w grudniu 1999 r. W ogóle w 2000 r. można było sobie jeszcze pograć w Diablo 2, czyli był to naprawdę dobry rok.
Ale trzeba przyznać, że Pathfinder Wrath of the Righteous oraz Pathfinder: Kingmaker są godnymi następcami Baldura oraz Tormenta. Oczywiście historie w tych grach są inne, ale mają tak samo bardzo dobrze poprowadzony scenariusz.
Baldur dla mnie stał przede wszystkim polskim dubbingiem i wielością różnorodnych bohaterów.
Przez autora przemawia sentyment i mogę to zrozumieć.
Gra mimo że ciągle niezła to jednak zestarzała się praktycznie pod każdym względem. Te wszystkie wymienione achy i ochy są obecne w wielu nowszych grach i często są na wyższym poziomie, nie mają jedynie tego powiewu świeżości jaki miały Baldury 20 lat temu.
Twórcy nie musieli się jeszcze wtedy przejmować RTX, to skupili się na samej grze i wyszło im najwyraźniej ciekawe dzieło :-) Zastanawia mnie zawsze jak to jest, że komentatorzy (to nie do ciebie Alex), którzy zwykle przy najmniejszym odchyleniu od topowych standardów, nie są w stanie przejść bariery graficznej przy nowych tytułach, bo to "grafika z poprzedniej dekady", i już nic dalej ich nie interesuje, tutaj jakby nie widzieli tego co widać na załączonych obrazkach ;-) To musi być rzeczywiście rewelacyjna gra, skoro im nie przeszkadza.
Artykuł bardzo fajny, nostalgiczny i kombatancki. Szkoda, że nie mam takich doświadczeń z przeszłości i nie grałem w tamtych czasach. Nie znam ani BG1, ani BG2, ani w większości wymienionych tytułów, ani nie czekam na BG3. BG1 odpaliłem kilka lat temu, ale odrzucił mnie archaizm po kilku minutach. Skyrim też mnie mdli. W Dragon Age wszedłem na etapie Inquisition i po początkowym zadowoleniu, tak mnie zamulił, że nie skończyłem, skutecznie odstraszył od pierwszych, podobno dużo lepszych części. Wiedźmin ten tego wiadomo. Ostatnio grałem w Divinity: Original Sin 2 i uważam za rewelacyjną grę, bardzo się wciągnąłem. Chrono Trigger męczyłem niedawno przez rok z przerwami, ale nie wymęczyłem. Stwierdziłem, że ta przepaść pokoleniowa i mentalna jest już chyba nie do zasypania, jak ktoś nie miał doświadczeń z tamtych lat :-) Dlatego takie ostatnie Chained Echoes też do mnie nie przemawia. A artykuł z ciekawością przeczytałem, to uwielbiam dobre RPG, nowe RPG, zwłaszcza jRPG, ale nie spowodował jednak, że chce mi się sięgnąć po BD2, a te obrazki skutecznie jednak odstraszają, nawet mnie.
Ogólnie dobrze, że zachowujemy pamięć historyczną, ale żałuję też trochę, że pod nowymi fajnymi grami typu Octopath Traveler II, mamy tylko 3 komentarze, a pod klasykami BD2 - 50 komentarzy. To oczywiście zupełnie inna klasa i nie ma co porównywać. Ach, kiedyś to były czasy :-) Dzięki temu Baldury i Gothicki zawsze będą tu królować, ciekawe co na to nowe pokolenie graczy.
Z ciekawości, czy ten Bhaal ma coś wspólnego z biblijnym bożkiem Baalem, to też była ciekawa historia...
Żadna nostalgia. BG II ma swoje mankamenty ale to arcydzieło. Najlepiej o tym świadczy to że DOPIERO Pathfinder: Wrath of Righteous dał nam lepiej napisanych, w mojej opinii, towarzyszy (a także ma lepszą mechanikę, nieco ciekawszy setting i o wiele lepszy system walki bo turowy a turowy zawsze jest lepszy). A jak nie lepiej to równie dobrze. Tyranny, Pillarsy, Original Sin czy Numenera pewne rzeczy robiły lepiej od drugiego Baldura ale w "replayability" drugi Baldur bije je po tyłku.
W erze w której nazywa się Shittinity Unoriginal Sin 2 benchmarkiem jakości nic nie może być dobre
to ja uwazam, ze Irenicus byl najslabszym antagonistą w całej serii Baldur''s Gate, a już Sarevok to zjada go na sniadanie
Baldur''s gate 3 to będzie dno. Twórcy idą po najmniejszej linii oporu, dowód na to - nie będzie rzeczy tak prostej jak cykl dnia i nocy.