Postaraj się, by jego rodzice dowiedzieli się o tym, że nęka innych w szkole. Jak to nie pomoże to spróbuj charyzmatycznie go ośmieszyć przy ludziach ale się domyślam, że to raczej też nie wchodzi w grę, bo nie pisałbyś na forum. Pomysł z zapłaceniem komuś za to, że z nim "porozmawia" nie wydaje sie zły xd Bo rady nauczycieli, żeby ignorować to zachowanie sprawią, że koleś rozkręci się jeszcze bardziej.
Kiedyś jeden gościu skakał do mojego chłopaka na wfie. Mój znalazł moment, że nauczyciele nie patrzeli, wywinął mu i koleś więcej do nas nie podszedł. Ale to był typowy kozaczek, który bez kumpli to może sobie tylko pofikać.
Ja też raz miałam zatarg z jakąś wycieruchą, która puszczała się z każdym. Była zazdrosna o mojego chłopaka. Ale ja się jej nie dawałam tak po prostu. Co jakiś czas też zdawałam relacje moim przyjaciółkom, które za moimi plecami zmówiły całą klasę. Poszli do wychowawcy i dyrektora i dziewucha kilka dni później została wydalona ze szkoły o.o
Obsmarować go anonimowo w internecie. Jakiś mem czy coś.
Zapłać komuś, żeby mu spuścili wpierdol.
Za moich czasów to przychodził starszy kolega, brat i kolo miał po takim spotkaniu kilka obruszonych zębów i krwotok z nosa. Taka sytuacja.
Dzisiaj to nie przejdzie więc rzuć w niego truskawką?
Załatw go jakoś taktycznie.
Ja miałem problem z jednym gościem (patus + ADHD) z którym chodziłem do klasy. Żeby zobrazować level patologi muszę wspomnieć że kiedyś na lekcji wyciągnął wała przez rozporek i uderzał nim o ławkę. Generalnie on był spoko i zawsze rozbawiał całą klasę, ale zawsze mnie męczył "do żartów" tekstami typu "dawaj na solówke", "co znowu się lampisz" itp. podszarpując mnie co jakiś czas. Pewnego dnia, siedząc na parapecie razem z kilkoma chłopakami z klasy, podszedł do mnie i zaczyna swoje jakieś patologiczne ciągoty. Nie wiem jak to opisać żebyś zrozumiał ale stanął na przeciwko mnie na tyle blisko że miałem jego głowę z prawej strony swojej głowy i coś gada swoim patologicznym dialektem. Byłem jak zawsze, nieco przestraszony i ciężko mi było bronić się w jakiś logiczny sposób . Kumpel obok, śmiejąc się z całej sytuacji krzykną "dawaj buziaka wojtasowi". Dostał słodkiego całusa w policzek i już nigdy więcej się nie przyczepił a my mieliśmy z tego ubaw do końca szkoły. Wiadomo... czułem się bardzo zawstydzony po całej akcji ale ten patus był w szoku, nie wiedział co się dzieje a ja z pokerową miną i uśmiechem na twarzy powiedziałem "słodki jesteś".
W ten sposób załatwiłem gościa na cacy. Właściwie to od tego czasu omijał mnie z daleka.
Nie jestem z tego dumny ale masz obraz tego co działa na idiotów.
Mi też kiedyś dokuczało kilku idiotów z klasy, a zawsze byłem zamknięty w sobie bo jeszcze przed pójściem do gimnazjum zmarła mi mama.
Niestety byłem w klasie najniższy i nie miałem warunków by dokopać nawet najmniej wyrośniętemu. Ojciec dał mi jednak radę, z której skorzystałem aczkolwiek swemu synowi dziś bym jej raczej nie dał tylko porozmawiał bym najpierw z rodzicami. Powiedział mi, że gdy będe w sali matematycznej to mam rozejrzeć się za jakąś
"pomocą naukową" i gdy tylko któryś z nich (najlepiej ten najgorszy) będzie bliżej to z zaskoczenia uderzyć go z całej pary w twarz.
Tak też zrobiłem, po dzwonku wszedłem spokojnie do sali matematycznej a na przerwie jeszcze mi oczywiście dokuczali. po czym opluli plecak więc poziom mego wkur...sięgał zenitu. Od razu po wejściu do sali złapałem za cyrkiel (bez igły na szczęście) ale masywny i drewniany prawie na kształt dobrego kija basebollowego i czekając za drzwiami z całej pary przydzwoniłem temu najmniejszemu który zawsze prowokował reszte. Pamiętam że zalał się krwią i prawie stracił przytomność.
Reszta odskoczyła i po wejściu nauczycielki od razu wezwano mnie do pedagoga, a ojca z pracy do szkoły. Ojciec przyjechał, a że był na to przygotowany od kilku dni, szybko ustawił do pionu zarówno dyrektorkę jak i pedagoga.
Miałem co prawda obniżoną ocenę ze sprawowania, ale od tamtej pory absolutnie nikt mnie nie tknął nawet w klasie ale i w szkole, bo wieść się szybko rozeszła, że mogę kogoś ukarać w najmniej oczekiwanym momencie. Do końca gimnazjum miałem więc już spokój i podejrzewam, że o tym przykrym incydencie pamięta tylko mój napastnik, czyli ofiara cyrkla.
A w liceum wziąłem się już za siebie, udało mi się osiągnąć pełnię wzrostu, niestety 171 cm ale dobre i to :-)
miałem w drzwiach pokoju zawieszony na drążku do podciągania worek brezentowy nabity mąką wymieszaną z piaskiem i zawsze w przerwach na naukę tłukłem tak godzinę dziennie (to oczywiście też konstrukcja pomysłowego ojca) i na początku nie wierzyłem że może dać to jakieś efekty.
Możecie mi wierzyć albo nie, że dało niesamowite, wystarczyła 45-60 minut uderzania dziennie, a przekonałem się o tym
gdy zaczepił mnie na mieście jakiś dresiarz gdy wracałem od dziewczyny, wyprowadziłem bodajże 3 czy 4 ciosy w mgnieniu oka, z czego pierwszy już prawie powalił go na ziemie
Siła uderzenia człowieka, który boksuje i robi to systematycznie jest ogromna i jeden dobrze wyprowadzony pierwszy cios
z nienacka kończył zwykle moje potyczki z zaczepiającymi mnie kozakami,. Niestety zdarzały się też przykre sytuacje jak żartowaliśmy z kolegami, bo wtedy nie miałem kontroli nad siłą ciosu, nawet jak sparingowaliśmy się na żarty to potrafiłem nabić komuś niechcący porządnego siniaka.
Na studiach przestałem oczywiście ćwiczyć, pojawiło się piwo, imprezy i niestety forma spadła, ale już też
i na szczęście testować siły uderzenia nie trzeba było, jedynie co mi zostało do dziś to wytarte kłykcie :-)
Na patusa rada jest tylko jedna, trzeba się postawić, nawet jak się obskoczy wpie^%$# to istnieje duża szansa, że znajdzie sobie inną ofiare która stawiać się nie będzie. Jak zmieniałem szkołe lata temu to jako nowy lekko nie miałem. Przyczepił się do mnie taki jeden osobnik, największy kozak w szkole(według reszty populacji szkolnej), każdy mówił, że teraz to mam przesrane bo się mną "zainteresował". Wyjaśniłem sprawę szybko rzucając gościem o ściane przy pierwszej próbie zgnojenia mnie. Nie jestem z tego absolutnie dumy i wcale nie ma się czym chwalić ale tacy rozumią tylko jeden argument. Potem nawet się trochę zakumplowaliśmy i okazało się to co okazuje się zazwyczaj po bliższym poznaniu takiego człowieka - nie ma nic innego do zaoferowania więc żeby się wyróżnić pajacuje korzystając z atrybutu siły.
mam pytanie jak pokonać szkolnego patusa w pokojowy sposób bo siłowy nie wchodzi w grę.
Pamiętam, że u mnie w szkole podstawowej był taki patus, którego wszyscy się bali, schodzili mu z drogi itp. Ale gdy pewnego razu zaczepił mnie, chyba chciał żebym ustąpił mu miejsca na ławce, postawiłem mu się i powiedziałem jakieś słowa, po których wszyscy zaczęli się śmiać z tego gościa. Coś tam klnął i gadał, że mnie dopadnie po szkole itp. ale potem nigdy więcej do mnie nie podchodził. Pewnie pomogło też to, że zawsze w szkole miałem paru kolegów przy sobie i koleś wymiękł, albo bał się że znowu go ośmieszę przed innymi.
Zawsze można przyjąć taktykę obrony przed bananem. Niestety wersja z polskim lektorem spadł jakiś czas temu z tuby.
No ok ale nie każdy dzieciak jest taki charakterny. Poza tym jesli patus jest 2 razy większy od niego i nie ma hamulców... Wiesz jakie dzieciaki potrafią być okrutne, one teraz jeszcze wszystko nagrywają i od razu trafia to do neta. To może zrujnować psychę młodemu człowiekowi. Niektórzy nie wytrzymują...
Zbierz ziomeczków i coś razem wykombinujcie
No chyba że nie masz ziomeczków (nie hejtuję ani nic bo nie znam twojej sytuacji) to bądź kreatywny i nie daj się złapać
To zależy, ale jeśli jest szansa, ze mu dorównasz albo nie ma przewagi na tyle dużej, by spuścić ci konkretne lanie, postaw się.
Na początek oczywiście werbalnie, słowna agresja za słowną agresję. Nie możesz pokazać, ze godzisz się/nie reagujesz na pomiatanie tobą. No i dobrze by było, gdybyś nei był całkiem samotny. Piszę o tym bo często na cel obierani są najsłabsi i najbardziej wyalienowani, ale oczywiście to nie musi być twój przypadek.
No chyba, że ryzyko jest teraz zbyt duże, wiele sie w szkołach zmieniło pod tym względem, kiedyś patologia w przeciętnej szkole (nie mówię o typowo patologicznej) była głównie mocna w gębie, ale to było dawno, potem ponoć nastały takie czasy, że zadrzeć ze szkolnym kozakiem to gorzej niż z lokalnym gangiem dresów, bo można i kosę zarobić...
Wy tak serio? ;P
Przecież to trroll - wystarczy w wątki spojrzeć.
Potraktuj go jako potwora i na tablicy pod pokojem nauczycielskim wywiesz ogłoszenie - poluje na patusów - 30 orenów sztuka i czekaj na klienta ;)
Jezu jaki temat. Jeszcze rady najlepsze, wyjdź na największego fredzla i przyjdź że starszym kolegom. Wtf. Co to za kretynskie porady z brawo girl czy co.
Może ogólnie niech każdy wezmie po starszym koledze i urządzi bitwę, ilość ukruszonych zębów decyduje o wygranej. Hahaha
Normalnie. Buła, łokieć, kolano.
Ja za bachora robiłem setki glupot....czyli w sumie u mnie nic się nie zmienilo.
A po co chcesz go w ogóle pokonywać, tj. wdawać się z nim w jakiekolwiek interakcje? Żeby zaimponować kolegom/koleżance? Nie lepiej olać i zajmować się wyłącznie swoimi sprawami?
Powiedz mu, że bije znaczy kocha, co akurat jest prawdą, ale go uświadom i zapytaj, czy sie zakochał, bo nie wiesz, jak nasz reszcie przekazac. A jeśli sie wkurzy i zechce ci walnąć , to powiedz mu, ze każdy tak reaguje, komu trudno jest się pogodzić z prawdą, więc go rozumiesz i liczyłes się z wpier.olem w chwili jego słabości. Szybko ucieknie.
Za moich czasów praliśmy się do sikającej krwi. Teraz nastały czasy powiadomienia rodziców albo i nawet policji.
Za moich czasów zawsze były ustawki na długich przerwach nie mówiąc już że sami niszczyliśmy grubasów zezów okularników i wszystkich innych kaleków. Taki był urok sportowej podstawówki. W lo za to chyba już tylko dwa razy albo trzy doszło do takiej sytuacji że miałem podbite oczy a po drugiej stronie nie było na pewno mniej boleśnie, taki urok jak przy lo była zawodówka i technikum oraz internat. Zawsze się znalazł jakiś gamoń z wioski któremu coś się nie podobało. Posłużenie się w tamtych czasach rodzicami, kolegami czy starszym rodzeństwem uważane było za bycie pi... i wtedy dopiero trzeba by było zmienić szkołę bo nikt by z tobą nie rozmawiał. Takie to były czasy a dzisiaj to "oczernij go w internecie" ;) Czasy się zmieniły ale pozostaje kwestia charakteru i z każdym można dać sobie radę na pewno sobie trzeba poradzić samemu a jak to już kwestia indywidualna nie trzeba od razu się bić czasem wystarczy zwykła rozmowa.