autor: Krzysztof Gonciarz
Shadow of the Colossus - przed premierą - Strona 2
Baśń o dzielnym rycerzu, śpiącej księżniczce i budzących grozę potworach. I wcale nie będzie to banalna opowiastka dla dzieci, ale kolejna po ICO produkcja dla bardziej ambitnych.
Przeczytaj recenzję Shadow of the Colossus - recenzja gry
Shadow of the Colossus wzbudzał ogólne zainteresowanie już od ukazania się pierwszych, wstępnych informacji oraz screenshotów. Jest to wszak pośrednia kontynuacja docenionego przez większość krytyków ICO, gry o tyle niezwykłej, że wzbudzającej w użytkownikach autentyczne niemal emocje, potrafiącej wzruszyć niczym wysokich lotów romansidło. Kolejne donosy z obozu Sony tylko podgrzewały atmosferę wokół tego i tak wypatrywanego z lunetą w ręce projektu. Teraz, na raptem 2 miesiące przed właściwą premierą, jesteśmy już w stanie nakreślić bardzo wyraźny kształt produktu końcowego. Z respektem, proszę państwa, jako że spekulujemy tu na temat jednej z gier, które w przyszłości służyć mogą za wizytówkę roku 2005.
Wcielamy się w rolę bliżej nieznanego mężczyzny, którego jedyną szansą na przywrócenie ukochanej do życia jest pokonanie szesnastu olbrzymich potworów, zwanych, jakżeby inaczej, Kolosami. Poprzysięga on zniszczenie ich wszystkich w pojedynkę, korzystając jedynie z miecza, łuku oraz pomocy wiernego rumaka. Ów fabularny fundament dla samej gry ma znaczenie na tyle duże, że poza szesnastką wspomnianych gigantów nie napotkamy w grze żadnych innych przeciwników, a świat gry nie będzie podzielony na żadne etapy. Tworzyć ma on jedną, wielką całość, której przemierzenie z jednego końca na drugi na grzbiecie naszego konia zajmować będzie dziesiątki minut. Otrzymujemy więc, wielką, pustą (czy nie nazbyt pustą?) krainę, w której wytropić musimy szesnaście potworów, których jedno stąpnięcie rusza ziemię z posad. Nic prostszego dla graczy, którzy ratowanie świata mają w małym palcu u nogi.
Gdy na samym początku gry opuścimy świątynię, w której to bohater zobowiązał się wykonać swą karkołomną misję, naszym pierwszym zadaniem będzie obranie właściwego kierunku. Dokonamy tego z pomocą magicznego miecza, który wskaże nam drogę skupiając światło słoneczne na określonym punkcie horyzontu. Wsiadamy więc na konia i wiśta, wio. Kolosy niechaj trzęsą portkami.