autor: Maciej Kurowiak
Baten Kaitos: Eternal Wings and the Lost Ocean - przed premierą
Wszystko wskazuje na to, że Baten Kaitos w tandemie z Tales of Symphonia, stanowić będą RPG’owy trzon w bibliotece tytułów szykowanej na ten sezon przez Nintendo na konsolę Gamecube.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji GCN.
Gamecube potrzebuje RPGów jak ryba wody. Najlepiej od zaraz i natychmiast. Jest wprawdzie Skies of Arcadia, jest Final Fantasy: Chrystal Chronicles, no i jest też The Legend of Zelda: The Wind Waker ale na tym właściwie koniec (o paraRPGach nie wspominam). Na nasze szczęście za nowy owoc współpracy Nintendo i Namco zabrała się ekipa prawdziwych ekspertów z Monolith Soft, mających już na swoim koncie obie części Xenosagi (PS2). O jakość finalnego produktu możemy więc być spokojni, tym bardziej, że w Japonii gra (ukazała się pod koniec zeszłego roku) zdobyła już dobre oceny m. in. w magazynie Famitsu.
Głównym bohaterem Baten Kaitos jest Kalas, który by pomścić śmierć swoich rodziców, jak to w RPG’ach bywa, rusza w podróż swojego życia. Po drodze spotyka słodką Xelhę, a z czasem drużyna powiększa się o nowych członków (takiego obrotu sprawy pewnie się nie spodziewaliście). Co charakterystyczne dla świata gry - wszyscy jego mieszkańcy wyposażeni są naturalnie w skrzydła. Ziemia też nie wygląda jak ziemia, a są to raczej unoszące się w powietrzu kontynenty. Klimat Baten Kaitos przypomina Final Fantasy 9 skrzyżowane z Chrono Cross. Spodziewajcie się więc mieszaniny magii i techniki. Do ciekawostek możemy zaliczyć jeszcze fakt, że główny bohater będzie rozmawiał z nami i zwracał się do nas po imieniu jakie sobie wybierzemy na początku gry. Niektórych ucieszy zapewne, że autorzy zrezygnowali z losowo generowanych walk, jak to ma miejsce chociażby w Final Fantasy.
Wiadomo, że kwintesencją każdego jRPG jest system walki, a ten w Baten Kaitos prezentuje się wyjątkowo obiecująco. Jądrem całej rozgrywki są specjalne karty. By być jak najmniej enigmatycznym, można powiedzieć, że karty są nośnikami mocy zwanej „Magnus”. Magnus to prawdziwa natura wszystkich rzeczy i istot zamieszkujących świat, możemy więc w energię przemienić właściwie każdy przedmiot i niejako przelać go w tej formie na kartę. Rodzajów tej energii jest kilka, ale nas w tej chwili najbardziej interesuje Magnus bitewne. Są to karty, których używamy podczas walki i pełnią one funkcję opcji, które spotykamy w jRPG’ach na codzień. Oprócz tego mamy też talię kart, których będziemy używać jak magii. Mają one cyfry jak i swoje znaczniki oznaczające żywioł do którego należą i odpowiednia pokerowa kombinacja zwiększy moc ataku o pewien procent. Ortodoksi przyzwyczajeni do menu z napisami „attack”, „defence” i „item” mogą spać spokojnie, karcianka w Baten Kaitos jest tylko z pozoru skomplikowana i już po paru walkach można załapać jej sens. Ponadto warto dodać, że walka rozgrywana jest turowo. Decyzję o wprowadzeniu systemu karcianego wyjaśnił w jednym z wywiadów jeden z producentów odpowiedzialnych za Baten Kaitos – Shinji Noguchi. Stwierdził, że w grach jRPG strategia dominuje tylko do momentu, gdy postacie graczy zdobywają potężne umiejętności i przeciwnicy przestają być dla nich wyzwaniem. W BK ma być odwrotnie, im dalej w las tym większą ilością kart dysponujemy i tym bardziej skomplikowane kombinacje możemy zagrywać.
Zwykle w grach z gatunku jRPG po ubiciu potwora pieniądze wysypywały się nie wiadomo skąd, problem ten w Baten Kaitos rozwiązano w dość nowatorski sposób. Otóż jeśli chcemy zarobić gotówkę musimy potworowi zrobić zdjęcie i sprzedać je w najbliższym mieście. Sprawa byłaby prostsza gdyby nie fakt, że np. potworom, które emitują silne światło zdjęcia zrobić się nie da. Należy więc użyć karty z żywiołem ciemności i wtedy pstryknąć fotkę.
Do mocnych stron Baten Kaitos należy z całą pewnością oprawa graficzna, wykonana brawurowo i w sposób artystyczny. Jeśli wszystkie modele postaci bohaterów są wykonane techniką 3D to całe otoczenie po którym się poruszamy jest zupełnie dwuwymiarowe. Przypomina to rozwiązanie zastosowane przez Capcom przy okazji remake’u Resident Evil. Trzeba przyznać, że graficy z Monolith Soft odwalili kawał dobrej roboty – tła są kolorowe i po prostu przepiękne, a ponadto ożywione przez dziesiątki efektów graficznych w rodzaju wody czy mgły. Efekt jest znakomity. W pełen trójwymiar gra przenosi nas dopiero przy okazji walki – tutaj także przywitają nas świetnie dopracowane, olbrzymie monstra i efekty świetlne towarzyszące używanej magii. Muzyka także nie odstaje, szczególnie, że wziął się za nią Motoi Sakuraba (znany ze Star Ocean 3). Melodie brzmią naturalnie i w niczym nie przypominają jakichś tanich „midów”. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu motyw skrzypiec, który towarzyszy bohaterom podczas podróży.
Wszystko wskazuje na to, że Baten Kaitos w tandemie z Tales of Symphonia, stanowić będą RPG’owy trzon w bibliotece tytułów szykowanej na ten sezon przez Nintendo na konsolę Gamecube. Nam pozostaje już tylko cierpliwie czekać lub wyposażyć się we Freeloader, gdyż premiera u hamburgerów już w listopadzie. Na wersję PAL nie ma co liczyć wcześniej niż przed karnawałem. I jeszcze jedno, gra ukaże się wyłącznie na naszą ulubioną kostkę.