autor: Krzysztof Godziejewski
Mario Golf: Advance Tour - przed premierą
MG:AT będzie pierwszą swego rodzaju grą golfową łącząca w sobie uderzanie piłeczki z elementami RPG.
Przeczytaj recenzję Mario Golf: Advance Tour - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji GBA.
Niedługo przed premierą Game Boy Advance’a, nieznana nikomu firma Camelot zapowiedziała przepięknie wyglądającą grę – Golden Sun. Wielu recenzentów niedowierzało własnym oczom, twierdząc iż gra z powodzeniem mogła by się ukazać na trzydziestodwubitowych platformach przekroju Playstation czy Sega Saturn, wyposażonym w chipy 3D. GBA spełniał ich wymagania jeżeli chodzi o procesor, lecz nie zawierał w sobie odpowiedniego procesora graficznego, przez co nikt nie chciał uwierzyć w przyszły sukces zapowiadanego tytułu. Gra swoim wyjściem potwierdziła słowa twórców, i w mgnieniu oka dopełniła formalności kilkukrotnie zwracając koszty produkcji. Nintendo jako wydawca, także trochę z tego skubnął.
Świat zaszalał na punkcie Golden Sun’a, jak i w dwa lata później, jego następcy Golden Sun: The Lost Age. Nintendo mając na względzie dobry sukces kasowy, zlecił Camelotowi napisanie kolejnej gry, tym razem z Marianem w tytule. MG:AT będzie pierwszą swego rodzaju grą golfową łącząca w sobie uderzanie piłeczki z elementami RPG. Twórcy wypuszczając w obieg pierwsze screeny, uchylili nam rąbek tajemnicy, dotyczącej scenariusza, jak i tego na co został położony największy nacisk. Już po samych obrazkach widać spore nawiązanie do GS. Ba, nawet okienka tekstowe wyświetlane podczas rozmów pozostały niezmienione. Otoczenie charakteryzuje się wedle dawno przyjętych standardów kolorowymi tłami, słodkimi postaciami, i ogólnie wesołą otoczką. Poruszamy się na rozległych obszarach, przypominających mapę z GS. Napotkamy tu charakterystyczne dla serii z Marianem, wystające z ziemi zielone rury zamieszkałe przez Piranha Planty, które będą nam utrudniać trafienie piłką do dziurki. Poza nimi, do typowych wśród golfowych przeszkód można dorzucić prędkość i kierunek wiatru, ułożenie terenu i zarośla.
Zabawę rozpoczynamy od wybrania jednej z dwóch postaci, chłopca bądź dziewczynki. Następnie przyjdzie się nam zanurzyć w przystosowany do golfu Toadstool Kingdom. Wbrew temu na co wskazuje nam tytuł gry, nie będziemy mieli za wiele wspólnego z niższym z braci i jego ludźmi. Jako jedno z dwojga rozpoczynamy naszą przygodę od zawierania różnych przyjaźni, odbywania wszelakich rozmów z kolejnymi napotkanymi ludźmi i oczywistych potyczek w golfa. Im więcej partii rozegramy, czy to w Tournament, czy to w Minigame’ach, tym więcej zyskamy doświadczenia. Wraz z nim wzrastać będzie celność i siła ciosu. Zyskując odpowiedni poziom, będzie nam dane zmierzyć się z różnymi przeciwnikami, wśród których z czasem napotkamy Maria i ekipę. Rozwijając swoją postać, możemy się trzymać – dzięki Tournament - równo scenariusza, i po pewnym czasie ujrzeć napisy końcowe, bądź w dowolnym momencie zboczyć z obranej przedtem trasy, i po pykać sobie piłeczkę bez zobowiązań wzmacniając swoje statystyki – coś na miarę lewelowania postaci w Golden Sunie – w Minigrach.
Golf jako sport, większości wydaje się nudny. Mi z początku także wydawał się okropnie nieciekawy, dopóki sam nie zacząłem wymachiwać kijem, starając się trafić w małą, karbowaną piłeczkę. Od tej pory inaczej również spojrzałem na wirtualną wersje tego sportu. Podobnie jak porwały mnie gry z serii Waialae, tak – a szczerze mówiąc sądzę że o wiele bardziej – porwie mnie MG: AT. Golf ma to do siebie, że przyciąga nas moment uderzenia piłeczki, nie dosyć że mamy możliwość wykazania się we własnej sile, to staramy się nią uzyskać konkretny cel – w tym przypadku trafienie w oddaloną o parę hektarów dziurkę, przekroju tekturki wewnątrz rolki papieru toaletowego. Podobnie jak w innych przypadkach, tutaj twórcy także dali nam do dyspozycji wybranie kijów, mocy z jaką uderzymy, kąta, i miejsca w które będziemy celować na samej piłce. Dzięki takiemu rozwiązaniu sprawy, mamy możliwość wręcz całkowitego przejęcia kontroli nad tym co się dzieje na ekranie.
Połączenie pomysłów ludzi z Camelot z czołowymi postaciami Nintendo, zapowiada się co najmniej na dobrą grę, która przy dobrym wietrze osiągnie sukces. Czeka nas ciekawe połączenia dwóch klimatów, lubianych przez wszystkich Pocketowców. Zabawy starczy na pewno na długo, pytanie tylko czy tak samo szybko jak przypadła do gustu, się nie znudzi.