autor: Krzysztof Godziejewski
Double Dragon Advance - zapowiedź
Atlus mając w pamięci sukces jaki gra odniosła swego czasu, postanowił przygotować swój nowy tytuł bardziej pod kątem starych wyjadaczy.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji GBA.
Double Dragon, wydana przez nie operującą już firmę developerską Technos, ukazała się pod koniec lat osiemdziesiątych na znanej wszystkim ośmiobitowej konsoli Nintendo Entertainment System. Mimo iż oficjalnie nigdy nie wyszła się w Europie, bez problemu można ją odnaleźć na polskim bazarze, w wersji na konsole Pegazus. Była to nieskomplikowana scrollowana bijatyka, która zapoczątkowała w tamtych czasach nowy rodzaj gier - beat’em’up. Dzięki rozwinięciu tego gatunku powstały z czasem takie hiciory jak chociażby Ninja, Turtles, Final Fight, Spiderman czy mniej kojarzone Wrath of the Black Panter. Gra stała się legendą i swego rodzaju wyznacznikiem potrzeb Gracza, który oczekiwał efektownych ciosów, wielu wrogów i prostej fabuły. W 2002 Atlus zdecydował się na opracowanie wznowienia tej gry na trzydziestodwubitowego Game Boy Advance’a. W rok później, latem 2003 gra ukazała się w Stanach i Japonii. Nam przyszło zaczekać na nią o jeszcze jeden rok więcej, i tak oto w te wakacje, Double Dragon Advance wyląduje na półkach zachodnio Europejskich sklepów.
Atlus mając w pamięci sukces jaki gra odniosła swego czasu, postanowił przygotować swój nowy tytuł bardziej pod kątem starych wyjadaczy. Do odnowionej wersji przedlodowcowej gry doszło parę elementów w postaci ulepszonej grafiki, pojemniejszych dźwięków i nowych lokacji. Po screenach wypuszczonych przez firmę widać typowe zmiany graficzne. Klocki złożone z różowo żółtych kwadratów, zastąpiły mocno umięśnione klaty wojowników niczym ta Conana, z wyrazistymi sutkami. Można by rzecz że wreszcie ich postury przyjęły jakiś wygląd, w porównaniu do wersji pierwotnej. Jest na co patrzeć, w czym przebierać, i na brak różnorodności w mięsie nie można narzekać. Wśród chętnych do bicia się, znajdziemy płeć piękną jak i tą bardziej męską. Napotkamy ponadto ładne wstawki między planszami, czego brakowało w poprzednich wersjach. Po krótkim zanurzeniu się w oficjalne stanowisko wydawcy, można wywnioskować iż gra zachowała ten sam oldschoolowy klimat co jej prekursorka z przed paru dekad. Scenariusz niczym się nie różni od oryginalnego. Dla niewtajemniczonych, mamy za zadanie odratować porwaną dziewczynę z rąk chuliganów. By dopiąć swego musimy przebrnąć spore fragmenty zawszonych slumsów, trzepiąc wszystkich oponentów po gębach pięściami, nogami, i tym co podpadnie nam w łapska. System walki został porządnie ulepszony. Natkniemy się na wiele nowych ciosów, i taktyk zadawania bólu. Dostaniemy do dyspozycji techniki, dzięki którym będziemy mogli łączyć swe ciosy, blokować te od strony przeciwników, i poprzez łączenie ich, uzyskiwać nieznane przedtem kombinacje o wzmocnionej sile. Z czasem przebijania się przez kolejne etapy gry, w naszym interesie będzie opanowanie systemu dokładnego łączenia ciosów, gdyż ze strony wrogów nie będziemy mogli liczyć na chwilę wytchnienia. Z początku będziemy atakowani całkiem sensownymi ilościami (po dwóch czy trzech kawałkach) ciała, które da się bez większego problemu rozłożyć. Z czasem te ilości zaczną wzrastać dwukrotnie, przez co walka bez znajomości odpowiednich ciosów, bądź uników stanie się szybko syzyfową. Jedną standardową wadą świadczącą o tym, że programiści przy konwersji nie za wiele zaglądali w kod gry, jest kiepska reakcja postaci na wydawane przez nas komendy. Bezwładność naszych bohaterów zaczyna z czasem być mocno odczuwalna, szczególnie gdy zaczynają wchodzić w grę braki życia. Takich sytuacji jest dość wiele, co staje się z czasem męczące, i pozostaje nam sobie życzyć by programiści poprawili te niedociągnięcia, póki mają ku temu okazję. Grywalność jest na poziomie, choć gra czasem zwyczajnie zaczyna sobą nudzić. Sytuacje są ciągle do siebie podobne, różniąc się tylko tłami i postaciami, w okolicznościach których przyjdzie się nam zmierzyć. Rozgrywkę może nam przedłużyć wszem i wobec znany tryb Survival, gdzie mamy za zadanie masakrować kolejne hordy wrogów do upadłego. Zabawa w dwie osoby też może chwilkę potrwać. Pytanie tylko na jak długo nam taka zabawa starczy.
DDA, zapowiada się ciekawie. Zakładam że będzie to tytuł nad którym przyjemnie będzie spędzić trochę czasu odświeżając stare wspomnienia. Dla postawienia sprawy jasno, gra na pewno nie będzie hitem, gdyż nic nowego sobą nie wniesie. Miejmy nadzieje że twórcy zdarzą poprawić wszystkie błędy i wpadnie nam w ręce Cartdridge z grywalną zawartością.