Need for Speed: Underground 2 - przed premierą
Druga część gry nie obejdzie się bez zmian, z których najważniejszą jest umożliwienie nam swobodnego poruszania się po udostępnionym terenie, na który składa się pięć olbrzymich dzielnic.
Przeczytaj recenzję Need for Speed: Underground 2 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji GCN.
Gdyby pan Henry Ford, twórca pierwszego automobilu, nieoczekiwanie pojawił się po środku współczesnej ulicy, którą przebiegałby tor nielegalnych, nocnych wyścigów, to, jestem tego absolutnie pewien, serce rozpadłoby mu się na kawałeczki, z mózgu pozostałaby wodnista papka, a jego nogi poskładałyby się niczym pokraczne kikuty Pinokia po krótkim, lecz wymagającym biegu przełajowym. Wyobraźcie sobie jakiego szoku musiałby doznać człowiek, którego pierwszym „samochodem” był lekko zmodyfikowany konny powozik z silnikiem o mocy ok. 3-4 KM! Widok wspaniałych, niesamowicie szybkich i pięknych pojazdów musiałby zrobić na nim ogromne wrażenie. A co powiedziałby na widok czarnej skrzyneczki w środku której kręci się dziwny, okrągły przedmiot, a która to skrzyneczka stoi obok znacznie większego pudła, na ekranie którego widać śmigające, wygenerowane komputerowo samochody? Lepiej sobie tego nie wyobrażać, szczególnie po lekturze pierwszego zdania tej zapowiedzi. W taki oto sposób dobrnęliśmy do momentu, w którym z reguły zdradzam tytuł gry, którą zapowiadam. Tym razem jest to sequel jednej z najlepiej sprzedających się gier zeszłego roku, Need for Speed: Underground, który w tytule ma dodatkową dwójeczkę.
NFS: Underground był jedną z wielu gier, które wyrosły na kanwie popularności dosyć słabego, ale dla wielu młodych maniaków czterech kółek bardzo interesującego filmu „Szybcy i wściekli” (swoją cegiełkę dorzucił równie słabiutki sequel „Za szybcy, za wściekli”). W kolejnej części cyklu NFS chodziło głównie o to, by wygrać wszystkie starcia z wirtualnymi przeciwnikami, których samochody okazały się słabsze od naszego, maksymalnie stunningować nasz pojazd i wygrać resztę wyścigów, które zostawiliśmy sobie na drugie śniadanko. Wszystko to było okraszone naprawdę imponującą oprawą audio-video, ogromną ilością części zamiennych i niezwykle interesującą możliwością stworzenia własnego „wzorku”, który następnie mogliśmy umieścić na naszym potworze. Wadą natomiast była dosyć szybko dopadająca nas nuda, której nie był w stanie przebić dosyć ciekawy tryb drag, w którym na krótkim, prostym odcinku drogi ścigaliśmy się z kilkoma przeciwnikami osiągając przy tym niebotyczne prędkości. Druga część gry nie obejdzie się bez zmian, z których najważniejszą jest umożliwienie nam swobodnego poruszania się po udostępnionym terenie, na który składa się pięć olbrzymich dzielnic. Zmianie ulegnie również sposób wyzywania przeciwników do pojedynku – tym razem będziemy ich po prostu szukać, jeżdżąc naszym wozem po mieście. W przypadku, gdy ktoś inny będzie chciał wyzwać nas do walki pomocny okaże się telefon, dzięki któremu odbierzemy wiadomość o zbliżającym się wyścigu. Zastanawiacie się czy sposób tunnigowania samochodów również uległ zmianie? Ano, uległ, lecz tylko w niewielkim stopniu. Mianowicie, by ulepszyć nasz wóz będziemy musieli odnaleźć zakłady oferujące lepsze części od tych, które aktualnie posiadamy (autorzy zapowiadają jeszcze większą ilość części zamiennych, będzie ostro). Zakłady, jak i zauważeni przeciwnicy będą widoczni na specjalnej mapie, co z pewnością będzie bardzo przydatne. Na znaczną poprawę oprawy graficznej nie ma co liczyć – ogromny obszar, na którym mają się rozgrywać wszystkie wyścigi (a ma ich być ok. 150) robi swoje. Jednak, jeśli grafikom z EA uda się utrzymać poziom z poprzedniej części NFS: Underground, to i tak będzie to bardzo dobra i ładna robota. Warto wspomnieć, iż w kontynuacji pojawią się zmienne warunki pogodowe, kilka rodzajów nawierzchni, po której będziemy się ścigać, ulepszony system poślizgów, poślizgów także tryb online (PS2, Xbox – posiadacze GC muszą zadowolić się split screenem). Pozostaje nam już tylko oczekiwanie na wydanie gry, które nastąpi pod koniec tego roku.