autor: Adam Włodarczak
Burnout 3: Takedown - gra przed premierą
Gra z założenia ma wyzwalać w graczach duże pokłady adrenaliny, zaś agresywny styl jazdy będzie niewątpliwym kluczem do sukcesu. Niewyobrażalne prędkości, nowe tryby gry, jeszcze groźniejsze i efektowniejsze kraksy – tak to wygląda w dużym skrócie.
Przeczytaj recenzję Burnout 3: Takedown - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PS2.
Wypadki samochodowe, będące rezultatem piekielnie szybkiej i nieostrożnej jazdy, w realnym życiu są prawdziwym horrendum. Okropieństwem, które każdy z nas stara się omijać dużym łukiem. Nieustanny rozwój techniki, w tym i konsol, spowodował, iż te same nieszczęśliwe kraksy stały się niesłychanie chodliwym materiałem na świetną, cholernie wciągającą grę video, która w miejsce łez i goryczy daje graczom dużo szczęścia i zwykłej radości. Motyw karamboli miejskich swego czasu umiejętnie wykorzystała firma Criterion, która od dobrych kilku lat raczy nas grami z serii Burnout. Już niebawem, bo we wrześniu 2004 roku, posiadaczom Xboxa, PS2 oraz najprawdopodobniej GameCube, dane będzie rozkoszować się najnowszą wersją sławnego programu. Burnout - tym razem z trójką obok, nadjeżdża!
Nowy Burnout niesie ze sobą duże zmiany. Najistotniejszą z nich jest chyba fakt, iż gra ma nowego wydawcę – globalną publikacją nie będzie zajmować się już firma Acclaim, tylko znane skądinąd konsorcjum Electronic Arts. Sam Burnout, dzięki nowemu wydawcy zyska nową twarz - gra z założenia ma wyzwalać w graczach duże pokłady adrenaliny, zaś agresywny styl jazdy będzie niewątpliwym kluczem do sukcesu. Niewyobrażalne prędkości, nowe tryby gry, jeszcze groźniejsze i efektowniejsze kraksy – tak to wygląda w dużym skrócie. Czas najwyższy przyjrzeć się bliżej co ciekawszym, marketingowym proroctwom.
Dobry karambol – zawsze w cenie!
Wśród zmian i nowalijek prym wiedzie oczywiście „Crash mode”, czyli mówiąc inaczej – tryb, w którym zadaniem gracza jest zrobienie możliwie największej, ulicznej kraksy. Programiści ze studia Criterion przemianowali całość na „Junctions” i teraz w sumie oddanych do „przerobienia” zostanie czterdzieści pięć lokacji, z mniejszym bądź większym natężeniem ruchu, na których to graczom przyjdzie masakrować Bogu ducha winnych cywilów. Całość przypominać ma to, co doskonale wszyscy znają (i kochają!) z poprzednika + wszystko, rzecz jasna, znacznie ulepszone, zmodyfikowane, poprawione - słowem: podrasowane.
Wydawać by się mogło, że w tej materii całość jest już jasna, jednak - nic z tych rzeczy! Criterion Studios wyciągnęło bowiem z rękawa prawdziwego dżokera, a mianowicie „Crash Breaker”, iście wybuchowy dodatek do całego trybu „Junctions”. Wyobraźcie sobie, drodzy Czytelnicy, taką sytuację* : pędzicie 200 km/h po zatłoczonej ulicy, wszelkie przepisy drogowe odchodzą w zapomnienie, samochód staje się nie tylko środkiem lokomocji – jest też bronią, aż w końcu dojeżdżacie do zakorkowanego skrzyżowania... bum! I jeszcze raz – BUM! Wypadek, jakich mało! Autobusy i ciężarówki dachują, zwykłe samochody przygniecione, totalnie zdezelowane – punkty skaczą i skaczą, rekord już dawno pobity – krótko mówiąc: Burnout w całej swej okazałości! Pomyślcie sobie teraz, co by się działo, gdyby do tego wszystkiego dodać... materiały wybuchowe?! Jakby to było, gdy w samym środku kraksy zdetonować malutką tudzież większą bombę? Brzmi kusząco? Powiem więcej, eksplozja własnego autka, w samym centrum karambolu, z pewnością będzie wyglądać bardzo, ale to bardzo okazale. Jak dla mnie jest to najciekawsze novum, na które zresztą czekam z zapartym tchem...
Niezobowiązująca ścigałka
Seria Burnout kierowana jest dla graczy oczekujących dobrej, szybkiej, niewiążącej zabawy. Realistyczny model jazdy, prawdziwe modele pojazdów – tego tutaj raczej nie ma. Autorzy stworzyli – dodać muszę, że celowo! - typową „arcadówkę”, w której poczucie prędkości, możliwość porywającej wręcz jazdy, jest czymś, co wypiera wszelkie „realne” elementy. Nowy wydawca – konsorcjum Electronic Arts, również lubuje się w zręcznościowych, ładnie wyglądających, żeby nie powiedzieć: lśniących produkcjach (vide NFS: Underground). Dla trzeciej części Burnouta zwiastuje to zatem bardzo dobrze – zarówno producent, jak i wydawca, mają ściśle określony, ten sam plan, co może tylko pozytywnie odbić się na samej grze. I właśnie, Burnout 3 jawi się nam jako czysta gra arcade. Sama jazda ma być bardzo agresywna (czyli taka, jaką gracze lubią najbardziej!). Zajeżdżanie drogi oponentowi, spychanie go pod pędzące autobusy, czy też w końcu bezlitosne taranowanie pędząc na tzw. „dopalaczu” (tenże ma aktywować się teraz kiedy to zechce gracz, a nie – jak to miało miejsce dotychczas – dopiero gdy osiągnie maksymalny poziom). Przyznać trzeba, że wygląda to bardzo apetycznie, zwłaszcza w kontekście trybu gry wieloosobowej, ale o tym nieco później.
Więcej wszystkiego
W Burnout 3, jak to na porządny sequel przystało, wszystkiego będzie więcej, niż w poprzednich wersjach. Jako, że rzeczona pozycja jest samochodówką, oczywistym wydaje się fakt, iż największe zmiany tyczą się samych aut. Tych w całej grze ma być sztuk siedemdziesiąt, i co najlepsze, ilość powinna pójść w parze z jakością. Autorzy zapowiadają (a dotychczas opublikowane zrzuty oraz filmy z gry w zupełności to potwierdzają) możliwie realistyczne modele pojazdów. Jedyną bolączką może okazać się tu brak licencji na markowe autka, ale przecież w miejskim karambolu najważniejsze to nie jest...
Graczom dane będzie ścigać się na większych, bardziej zróżnicowanych niż dawniej trasach. Łącznie przygotowanych zostanie czterdzieści torów. Wszystkie z nich cechować mają się odmiennym pejzażem, inną strukturą, ułożeniem, etc. Towarzyszyć na tychże trasach każdemu użytkownikowi, pozbawionemu możliwości gry sieciowej, będą komputerowi przeciwnicy oraz zwykli przypadkowi „przejezdni”. Ci mają zostać zaprogramowani w ten sposób, by przypominali zachowaniem i umiejętnościami prawdziwych ludzi, co rzekomo ma zaspokoić głód osób odciętych od sieci. Jak będzie to wyglądać w praktyce – trudno przewidzieć...
Ponadto pojawi się więcej trybów gry. Poza wspomnianym „Junctions”, gracze uraczą swe podniebienia najróżniejszymi smakołykami, z których najpikantniej zapowiada się „Takedown”. Będzie to bezpośrednia eliminacja wroga, czy to poprzez stoczenie rywala ze skał, wepchnięcie pod koła pędzącego autobusu, lub też może zwykłe, niezbyt wymyślne staranowanie – wszystko zależne tylko i wyłącznie od inwencji samych prowodyrów, a tej – jak powszechnie wiadomo – nikomu grającemu nie brak.
Burnout 3 – to jest to!
Wspomniany przeze mnie wcześniej multiplayer tworzony jest niestety tylko pod kątem „czarnulki” firmy SONY. Ponoć nowy wydawca, EA, nie bardzo może dogadać się z Billem „Xboxem” G. (dane personalne do wglądu w redakcji), przez co konsola firmy Microsoft pozbawiona zostanie zabawy sieciowej. Niemniej, posiadaczom PS2 dane będzie rywalizować bezpośrednio z żywym przeciwnikiem i – jak twierdzą sami programiści z Criterion – ten tryb da dopiero „popalić”!
O wizualne pozytywy nikt nie musi się martwić, gdyż to, co pokazane zostało do tej pory + zapewnienia programistów, w zupełności wystarczy, by ocenić jakość graficzną. Wszystko wygląda bardzo ładnie (nawiązując do terminologii kulinarnej, co nieraz już zresztą zrobiłem, chciałoby się to wszystko już schrupać!), kraksy prezentują się niezwykle efektownie, dosłownie i w przenośni widać i czuć tę ogromną prędkość, która odczuwalna będzie dla grających w nowego Burnouta. Strona audio pozostaje jak dotąd tajemnicą, ale znając podkłady muzyczne z gier wydawanych przez EA, również można spać spokojnie.
Śmigać ze zdwojoną prędkością każdy z nas będzie mógł już za niecałe dwa i pół miesiąca (bo w momencie pisania tegoż zwiastuna – a jest to połowa czerwca - tyle właśnie pozostało do premiery). Wypada czekać, i to ze szkarłatnym wręcz rumieńcem na policzku, gdyż jest naprawdę na co!
* mówimy oczywiście o sytuacji rodem z Burnouta!