Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

GRID Legends Przed premierą

Przed premierą 24 stycznia 2022, 17:00

Graliśmy w GRID Legends - ideał sprzed 14 lat pozostaje niedościgniony

Od 14 lat czekamy na godnego kontynuatora gry Race Driver: GRID. Czy będzie nim GRID Legends? Codemasters wije się i uchyla od odpowiedzi, nęcąc zamiast tego kampanią z aktorami i fabułą. Ale my nie dajemy się tak łatwo spławić.

Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

TO CIESZY:
  1. porządne wrażenie prędkości;
  2. całkiem duża różnorodność zawodów;
  3. bardzo ładna grafika;
  4. sporo akcji w wyścigach.
TO BUDZI OBAWY:
  1. marny model zniszczeń;
  2. wadliwa optymalizacja i inne problemy techniczne, które niepokoją na miesiąc przed premierą;
  3. trochę zbyt prosta fizyka samochodów;
  4. niski poziom trudności;
  5. katastrofalne polskie tłumaczenie;
  6. powtórki zrobione na odczep się.

Oj, „Mistrzowie Kodu” z Electronic Arts nie przemyśleli do końca tych beta-testów. Wszystko, co robią od przeszło dekady, jest przysłonięte przez cień Race Drivera: GRID-a z 2008 roku. Gdy zapowiedziano powrót serii w 2019 (po pięcioletniej przerwie), fani wstrzymali oddech – by następnie, wraz z premierą, głośno wypuścić powietrze ze zbolałych płuc. Gra nie była zła, ale naprawdę dużo zabrakło do triumfalnego comebacku.

Mimo chłodnego przyjęcia Codemasters nie dało za wygraną i zapowiedziało GRID Legends, zapewniając, że wyciągnęło wnioski z krytyki. Rozmnożono samochody i – zwłaszcza – trasy, rozbudowano tryb kariery, przywrócono zawody driftingowe i podkręcono akcję na torze. Chciałbym opowiedzieć Wam o tym wszystkim. Niestety, na miesiąc przed premierą twórcy udostępnili mediom tylko cząstkę zapowiedzianych atrakcji, a zamiast karierą, na którą czekają fani serii, postanowili pochwalić się trybem fabularnym. I to był błąd.

Fabułę daj mi, luby, jeśli (nie) chcesz mojej zguby

Tak, Codemasters ewidentnie upatruje największej siły GRID Legends właśnie w fabule. Entuzjaści wyścigów z całego świata – a ja pośród nich – drapią się po głowie i zastanawiają, po diabła im fabuła w samochodówce. A przecież to oczywiste z punktu widzenia księgowych. Co uniwersalnie działa na wyobraźnię konsumentów, a czego nie mają ani Forza, ani Gran Turismo? No właśnie. Filmy, aktorzy, dramaturgia, zwroty akcji. Tym „Mistrzowie Kodu” próbowali dotrzeć do nowych odbiorców w F1 2021 i tym samym spróbują teraz w nowym GRID-zie.

Dlatego media musiały dostać do wypróbowania tryb fabularny. Okej, niech będzie, z niego też mogę wyciągnąć jakieś wnioski o modelu jazdy i innych rzeczach, które mają znaczenie. Chwila, chwila – zatrzymują mnie jeszcze PR-owcy, zanim pobiegnę grać – mogę ukończyć całą kampanię, ale muszę pamiętać, że wolno mi zreferować tylko wrażenia z pierwszych sześciu wyścigów. No bo wiesz, spoilery – mrugają porozumiewawczo. Też mrugam, raczej ze zdziwienia.

Grafika to jeden z mocniejszych atutów GRID Legends - w ruchu wygląda znacznie lepiej niż na screenach.

Skoro więc mogłem, to przeszedłem cały tryb fabularny. Trwało to raptem kilka godzin, a od pewnego momentu nawet trochę straciłem przy nim poczucie czasu. Ale, ale – nie wolno mi Wam nic o tym powiedzieć. Mogę tylko odnieść się do nudnego początku, w którym niemal więcej ogląda się cutscenek, niż jeździ (trochę tak jak w Need for Speed z 2015). Te cutscenki zaś przedstawiają głównie gadające głowy, których aktorskie wysiłki na tym wczesnym etapie zabawy nie budzą jeszcze sympatii ani antypatii (występuje tu bardzo klarowny podział ról), a jedynie mniejsze lub większe zażenowanie. Dalej jest lepiej, ale o tym cicho sza!

Punkt wejścia do świata wyścigów

Zostawmy głupstwa; omówmy to, co ważne. Jak się jeździ w GRID Legends? Nikt nie powinien być zaskoczony informacją, że nie jest to ani symulacja, ani nawet tzw. simcade. Choć można tu manipulować szeregiem asyst, a używanie kierownicy absolutnie wchodzi w grę, zachowanie samochodów ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Wypada „arcade’owo” nawet na tle Forzy Horizon (a co dopiero Race Drivera: GRID-a). Nadsterowność należy do rzadkich zjawisk (nie licząc zawodów driftingowych, których powrót witam z otwartymi ramionami) i praktycznie wszystkie maszyny są łatwe do opanowania – również te najpotężniejsze, również w deszczu, na mokrym asfalcie. Krótko mówiąc, jeździ się tak samo jak w GRID-zie z 2019 roku.

Widok z kokpitu jest znacznie lepszy niż w GRID-zie z 2019 r. - dodano drgania i wreszcie da się regulować szerokość pola widzenia (choć tylko dla tej kamery).

STRZEŻ SIĘ SPOLSZCZENIA!

Graliśmy w GRID Legends - ideał sprzed 14 lat pozostaje niedościgniony - ilustracja #3

Wbrew informacji podanej na Steamie GRID Legends oferuje polskie napisy. A właściwie „polskawe”. Tłumaczenie, które ujrzałem w przedpremierowej wersji gry, jest katastrofalne – ni mniej, ni więcej. Doprawdy, nawet przepuszczenie wszystkich tekstów przez google’owy translator dałoby lepsze efekty niż to, co musiałem czytać. Bardzo szybko przełączyłem grę na angielską wersję językową, by zrozumieć cokolwiek chociażby w menu ustawień (bo np. „disabled” i „enabled” wyświetla się po polsku jako „wyłączone” i... „wyłączone”). Naprawdę – jest aż tak źle. Oby do premiery udało się coś z tym zrobić.

Mimo że fizyka samochodów okazuje się prosta jak na moje upodobania (pojazdom brakuje zwłaszcza jakiejkolwiek symulacji pracy zawieszenia), wyścigi szybko się nie nudzą. Gwarantuje to dobrze oddane wrażenie prędkości (choć nie z każdej kamery), różnorodność konkurencji, aut czy tras, a przede wszystkim „akcja” na torze. W rywalizacji bierze udział 22 kierowców, którzy potrafią (jako tako) rozpychać się na drodze, zdarza im się także popełniać błędy i ulegać wypadkom czy awariom. Dzięki temu zmagania są nieprzewidywalne i – do pewnego stopnia – ekscytujące. To jest coś, czegoś stanowczo brakuje i w Forzach, i w Gran Turismo.

Poprzedni akapit mógłby brzmieć jak potężna laurka, gdyby nie jeden szkopuł – 14 lat temu to samo Codemasters robiło te same rzeczy znacznie lepiej. Grafika jest ładniejsza (niesłychane, co?), a zawartość bardziej obfita, ale poza tym trudno znaleźć pole, na którym nie uwidoczniałby się regres. Wyjątkowo wyraźny jest on w przypadku zniszczeń samochodów. Blacha gnie się bardzo oszczędnie, części karoserii odpadają niechętnie i nienaturalnie, a koła są przytwierdzone na stałe (nawet w formułach). Ba, potrzeba kilku solidnych dzwonów, by odczuć jakikolwiek wpływ uszkodzeń na zachowanie maszyny. Wyjątkowo żałośnie wypada to w porównaniu z GRID-em z 2008 roku, uwzględniającym dynamiczną deformację nadwozia, na którym ślad zostawiał każdy kontakt z rywalami. I guzik mnie obchodzi, że taki trend występuje w prawie całym gatunku gier wyścigowych.

Inżynier wyścigowy jest wiecznie pijany. Czym innym uzasadnić, że w kółko informuje nas o tym, jakoby drugi kierowca uległ wypadkowi, podczas gdy widzimy go tuż przed sobą w jednym kawałku?

Kolejny problem to stopień trudności. Nie zaliczam siebie do „wymiataczy” i widzę wyraźnie, że coś jest nie tak, gdy wybieram poziom „legenda” (piąty, najwyższy) i bez większego wysiłku wysuwam się na prowadzenie. Prowadzenie, którego muszę bronić na prostych odcinkach, gdzie przeciwnicy niekiedy włączają „dopalacz” – by następnie zacząć przedwcześnie hamować przed zakrętami (jak nowicjusze) i znowu tracić pozycję. Jest to szczególnie przykre w grze oferującej tak wiele doznań podczas jazdy w tłumie. Choć i te były ciekawsze 14 lat temu, gdy wypadki zdarzały się rzadziej, ale wyglądały bardziej naturalnie, a nawet spektakularnie (sic!). Trudno nie zacząć w końcu przewracać oczami, widząc po raz piąty czy szósty w trakcie tego samego wyścigu, jak ktoś łapie gumę albo traci panowanie nad kierownicą i wpada w poślizg na prostej drodze. Sztuczna inteligencja w tamtych czasach też wypadała bardziej... cóż, inteligentnie.

Niedobór wyzwania staje się dodatkowo odczuwalny w trybie fabularnym, w którym brakuje ambitnych (i interesujących) celów dla wprawnych graczy. „Zajmij ósme miejsce”, „pokonaj kierowcę XYZ” – z reguły nie trzeba niczego więcej, by odblokować następny rozdział. Szkoda, że nie pomyślano o jakichś opcjonalnych zadaniach. Dlatego tym bardziej zwracam wzrok ku właściwej karierze i wyrażam nadzieję, że będzie choć w połowie tak angażująca jak ta z Race Drivera: GRID-a... choć już teraz mam przeczucie graniczące z pewnością, że się zawiodę. Bo czy Codemasters kładłoby tak silny medialny nacisk na fabułę, gdyby włożyło równie duży wysiłek w karierę? Roztropnie będzie spodziewać się powtórki z poprzedniej części serii – co najwyżej z większą liczbą zawodów.

Jedną z nowych dyscyplin są wyścigi stadionowych półciężarówek z rozstawionymi rampami na torach. Przy tej okazji najlepiej widać, jak źle silnik gry radzi sobie z zawieszeniami aut.

TO NIE WSPOMNIEŃ CZAR, TO KOMPARATYSTYKA

Graliśmy w GRID Legends - ideał sprzed 14 lat pozostaje niedościgniony - ilustracja #6

„Drogi autorze, nie porównuj wspomnień sprzed 14 lat ze współczesną grą; ten stary GRID dziś na pewno już nie jest tak dobry, jak ci się wydaje” – prawdopodobnie niejedna osoba pomyślała tak, czytając niniejszy tekst. Spieszę więc z informacją, że nie opieram się na wspomnieniach. Grałem naprzemiennie w GRID Legends i jego wielkiego przodka – i zdumiałem się, ujrzawszy, jak grywalny pozostał Race Driver: GRID po tak długim czasie. Nawet grafikę ząb czasu nadgryzł mniej, niż się spodziewałem (bardziej doskwierały mi ograniczone opcje konfiguracji interfejsu czy sterowania). Rzadko wracam do starych gier, ale w tej mógłbym utonąć na wiele, wiele godzin.

No i są jeszcze kwestie techniczne. Miesiąc do premiery to za mało czasu, bym wierzył, że deweloper upora się ze wszystkimi bolączkami. Martwi mnie zwłaszcza optymalizacja. Na komputerze spełniającym z nawiązką rekomendowane wymagania sprzętowe (GeForce RTX 2080) nie byłem w stanie uzyskać stabilnych 60 klatek na sekundę nawet przy niskich ustawieniach graficznych w rozdzielczości 1080p. Niezależnie od wybranej konfiguracji licznik ciągle oscylował wokół 55 FPS-ów, drażniąc mnie nieustannymi mikroprzycięciami. Do tego dochodzą za długie ekrany wczytywania (na dysku SSD), kłopoty ze stabilnością (dwukrotny „crash” przy przełączaniu się między programami poprzez Alt+Tab) i inne mniejsze problemy.

Dobra gra – ale nie dość dobra

Generalnie odnoszę wrażenie, jakby w 2019 roku GRID trafił na rynek w okrojonej formie w ramach Early Accessu, a teraz, po ponad dwóch latach rozwoju, miał doczekać się wersji 1.0 – z dodatkowymi samochodami, trasami, rodzajami zawodów, trybami gry, poprawkami gameplayu, no i tą nieszczęsną fabułą. W gruncie rzeczy obie gry są do siebie bardzo podobne. Problem tylko w tym, że na starcie tego „wczesnego dostępu” musieliśmy zapłacić ponad 200 zł – i teraz mamy zrobić to ponownie.

Powtórki to jeszcze jeden przykład regresu - zrobiono je bez najmniejszego choćby śladu polotu. Przykro się je ogląda w grze dewelopera, który przed laty wyznaczał standardy w tej dziedzinie (do spółki z Gran Turismo).

Czy warto będzie się szarpnąć? Nie za miesiąc, to pewne (chyba że ktoś jest bardzo zagorzałym i bardzo rozrzutnym wielbicielem poprzedniej części). Innym entuzjastom wyścigów na torach, którzy szukają czegoś przystępnego, wyposażonego w niebanalny tryb kariery i choć trochę autentycznego, prędzej polecę Project CARS 3 z 2020 roku. Też dostarcza solidnych wrażeń z rywalizacji z SI, a przy tym ma rewelacyjny model jazdy, wyznaczający idealny punkt styku między symulatorem a „arcade’ówką” (czyli simcade), do którego nie umywa się to, co oferuje czy to Forza, czy Gran Turismo.

Oczywiście jeszcze lepszym wyborem byłby przytaczany tu wielokrotnie Race Driver: GRID. Tej pozycji jednak nie sposób dostać już inaczej niż w pudełku z drugiej ręki albo w formie steamowego klucza z obiegu wtórnego. Na szczęście jeszcze nie osiąga cen na miarę białego kruka...

O AUTORZE

Z żadnym gatunkiem gier nie czuję się związany tak silnie jak z samochodówkami – i zapewne twórczości żadnego dewelopera nie śledzę tak pilnie jak Codemasters (z wyjątkiem serii F1). Miałem styczność ze wszystkimi głównymi odsłonami cyklu Race Driver i GRID – poza grą TOCA: Touring Car Championship z 1997 roku. Ale kiedyś nadrobię tę zaległość.

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do przedpremierowej wersji gry otrzymaliśmy od firmy Monday PR.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Jaki typ gier wyścigowych preferujesz?

Skomplikowane, realistyczne symulatory pokroju rFactor, GTR.
8,5%
Poważne serie, takie jak Gran Turismo czy Forza.
29,7%
Tytuły zręcznościowe typu Need For Speed: Hot Pursuit, Trackmania 2.
35,4%
Mario Kart i inne samochodówki z humorem.
3,5%
Nie gram w gry wyścigowe.
22,8%
Zobacz inne ankiety
Path of Exile 2 będzie wielkim zagrożeniem dla Diablo 4
Path of Exile 2 będzie wielkim zagrożeniem dla Diablo 4

Przed premierą

Największy rywal Diablo obrał kurs kolizyjny i planuje pokrzyżować plany Blizzarda. Path of Exile 2 to w zasadzie całkiem nowa gra i wygląda na to, że na rynku gier hack’n’slash dojdzie do pojedynku samców alfa o przewodnictwo w stadzie.

Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni
Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni

Przed premierą

Yandere Simulator to jedna z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących gier, jakie obecnie powstają. Symulator szkolnej morderczyni powstaje w USA, choć wygląda jak kolejne japońskie dziwactwo.

Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock
Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock

Przed premierą

Choć obie części System Shock zyskały uznanie krytyków, żadna z nich nie okazała się komercyjnym hitem. Trudno więc dziwić się, że niewielu chciało zainwestować w jej kontynuację. Teraz, po kilkunastu latach, zapomniany cykl wreszcie powraca do życia.