Call of Duty Black Ops - Cold War - gorąca zimna wojna dla wielu graczy
Po niedawnej prezentacji trybu fabularnego przyszedł czas na sprawdzenie, jak będzie wyglądał multiplayer w kolejnej już (siedemnastej!) odsłonie Call of Duty: Black Ops – Cold War. Tym razem znana seria zabierze nas w nie-tak-znowu-odległą przeszłość.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Call of Duty: Cold War - zimna wojna i gorące wybory
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Ostatnia gra przygotowana przez Treyarch, czyli Call of Duty: Black Ops 4, utwierdzała kultową serię w klimatach sci-fi. Zapamiętaliśmy ją jednak przede wszystkim z powodu jej braku: usunięto tryb dla jednego gracza, ale wprowadzono całkiem udany battle-royale. Mimo względnie ciepłego przyjęcia, gracze mieli już chyba wtedy dość futurystycznych klimatów, o czym świadczy powrót do drugowojennych korzeni w CoD: World War II oraz do współczesności w Modern Warfare.
A jak prezentuje się single player?
Niedawno byliśmy na prezentacji trybu dla jednego gracza. Single dla Call of Duty Black Ops Cold War skojarzył się nam wręcz z… RPG. Dlaczego tak się stało?
Piąta odsłona cyklu Black Ops nie zabiera nas dalej w przyszłość, ale cofa do czasów, kiedy Zimna Wojna miała więcej wspólnego z wrzeniem niż chłodem. Osobiście bardzo mnie to cieszy, bo od laserowego „pow-pow” wolę pojedynek między kultowymi M16 i AK-47 – to właśnie (z grubsza) dostałem podczas przedpremierowych testów multiplatera w nowym Call of Duty. Już na wstępie muszę jednak zaznaczyć, że mimo ogólnego ukontentowania, z powodu rozbudowanych własnych oczekiwań oraz wysoko postawionej przez Modern Warfare poprzeczki, Black Ops – Cold War zostawiło mnie z poczuciem lekkiego niedosytu.
Czego oczekiwałem od nowej produkcji Treyarch? Cóż, dla mnie ubiegłoroczne Modern Warfare z dużymi mapami pełnymi pojazdów do prowadzenia/rozwalenia okazało się lepszym Battlefieldem niż kilka ostatnich gier EA DICE razem wzięte. Zatem kiedy na zwiastunie Cold War zobaczyłem lecące nad dżunglą helikoptery „Huey”, mój mózg zaczął uporczywie drążyć jedną myśl – czy w końcu doczekam się duchowego spadkobiercy Bad Company 2 – Vietnam? Czy to możliwe, że tym razem „Operacja Hastings” przeprowadzana w rytmach Creedence Clearwater Revival odbędzie się w Call of Duty?
W czasie zamkniętych testów Call of Duty: Black Ops – Cold War nie udało mi się spełnić mojego marzenia o ostrzelaniu wietnamskiej wioski granatnikiem M-79 z pokładu lecącego helikoptera (tak, wiem jak to brzmi), ale nie oznacza to przecież, że gra mnie zupełnie rozczarowała. Twórcy zadbali, aby przygotować mocno zróżnicowane pod względem klimatu i otoczki mapy, dlatego mogę powiedzieć, że czekają nas przeprawy m.in. przez śnieg, piach i wodę. Najlepiej zaprojektowane wydały mi się surowa, betonowa Moskwa oraz kolorowe Miami. Praktycznie nie ma w nich ani jednego punktu, w którym moglibyśmy bezpiecznie campić, bez ryzyka, że zaraz ktoś zajdzie nas z boku lub z tyłu.
Nowe stare tryby
Przewidziano oczywiście nowe tryby, jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że obojętnie od wariantu rozgrywki, większość graczy Call of Duty po prostu stara się zabić jak najwięcej wrogów, niespecjalnie skupiając się na realizacji celów. Widać to było zarówno w meczach polegających na eskortowaniu VIPa, jak i w trybie Combined Arms, który pod intrygującą nazwą skrywa po prostu wariację na temat klasycznego Podboju. Nie zrozumcie mnie źle, cieszę się, że twórcy strzelanek kombinują z formą, jednak nie wróżę tym nowościom sukcesu, skoro nawet w czasie potyczek między dziennikarzami (którzy teoretycznie nowe rozwiązania powinni eksplorować) tylko garstka starała się grać „według podręcznika”.
Pewne obawy można mieć także o sprzęt, którym będziemy się w Call of Duty: Black Ops – Cold War posługiwać. Modern Warfare to w tym względnie mokry sen dla każdego fana militariów, bowiem możemy korzystać tutaj z bardzo wielu narzędzi mordu wyprodukowanych przez ludzkość od połowy XX wieku, aż do dnia dzisiejszego. Przy tworzeniu loadoutu w Cold War ciężko nie mieć poczucia déja vu, bowiem lista broni w wielu miejscach po prostu się powtarza.
W czasie zamkniętych testów nie było dane nam sprawdzić trybu zombie, ale sam fakt powrotu to chyba dobre wieści dla wszystkich fanów kooperacji. A co z battle-royale, którego tak udanym wcieleniem mogło pochwalić się Call of Duty: Black Ops 4? Tutaj Activision najwyraźniej nie zamierza wymyślać koła na nowo i w menu głównym wersji alpha Cold War moim oczom ukazało się logo… Warzone.
Obawiam się, że przed Call of Duty: Black Ops – Cold War stoi niesamowicie trudne zadanie. Gracze już teraz bawiący się świetnie w (darmowym swoją drogą) Warzone czy bogatym w zawartość Modern Warfare raczej nie rzucą się tłumnie do kupowania nowego tytułu dla trybu fabularnego czy zombiaków. Tym bardziej, że ciężko nie odnieść wrażenia, iż Call of Duty: Black Ops – Cold War to po prostu jeszcze więcej tego samego – a porównując z poprzednią odsłoną serii… jeszcze mniej tego samego.