Call of Duty Black Ops Cold War - czy CoD także będzie grą RPG?
Call of Duty nigdy się nie zmienia? A jeśli Ci powiem, że najnowsza część będzie miała kilka zakończeń, które będą zależały od naszych decyzji w trakcie gry?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Call of Duty: Cold War - zimna wojna i gorące wybory
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
No dobrze, oprócz tego rewolucyjnego rozwiązania niewiele się tu zmieni. To dalej jest gra projektowana bardziej jak kolejka górska w parku rozrywki niż jak inne gry. Po spokojnym etapie skradankowym, w którym napięcie podjeżdża do góry jak wagonik, musi nastąpić zjazd z prędkością wgniatającą wątrobę w kręgosłup, ostry zakręt i pętla. Tym razem park rozrywki będzie utrzymany w klimatach szpiegowskiej psychozy z lat 80.
RAPORT
Co widziałem? Krótki fabularny trailer, fragmenty gameplayu z paru różnych etapów i filmy z sesji motion capture.
Kogo słyszałem? W prezentacji online wzięło udział kilku różnych twórców, opowiadających o fabule, castingu czy projekcie pojazdów.
„Czarne operacje” w latach 80.
Zobaczymy tu kilku bohaterów znanych z Black Ops – Masona, Woodsa i Hudsona. Do ekipy dołączy Russell Adler z CIA, a głównym przeciwnikiem będzie tajemniczy i demoniczny agent KGB o kryptonimie Perseusz. Jak w jednej ze scen mówi Adler do prezydenta – jego działalność będzie mieć wpływ na cały wolny świat. Czujecie już ten firmowy patos Call of Duty?
A JAK NIE GRAŁEM W POPRZEDNIE CZĘŚCI?
Podseria Black Ops to dziwny przypadek. Z jednej strony zachowuje tytularną ciągłość, z drugiej fabularnie „jedynka” została w przeszłości, a sequele popruły w przyszłość, by w „czwórce” całkiem porzucić tryb fabularny. Przyciśnięci pytaniami deweloperzy z Treyarchu przyznali, że nie trzeba znać poprzednich odsłon cyklu, a Cold War będzie samodzielną opowieścią. Zapewnili nas jednak, że gra jest pełna mrugnięć okiem do fanów.
Fabuła opowie o zimnej wojnie, ale nie takiej, jaką znamy z gazet i podręczników historii, tylko takiej z teorii spiskowych. Pełnej złowrogich tajemnic i podwójnych agentów.
Doskonale pokazuje to jeden z etapów, który widziałem podczas prezentacji. Niewielki oddział amerykańskich operatorów infiltruje ogromny obiekt na terenie ZSRR. Z zewnątrz wygląda on jak baza Imperium z Gwiezdnych wojen albo jakaś struktura z drugiej części Obcego. Mroczny korytarz, otwierają się drzwi, a za nimi jest małomiasteczkowy salon z automatami do gry. Taki zupełnie jak ze Stranger Things.
Okazuje się, że radziecki specnaz posiada tajną placówkę, udającą amerykańskie miasteczko. Odbywają się tu ćwiczenia żołnierzy, które mogą służyć tylko jednemu celowi – inwazji na USA. Aż przechodzi mnie dreszcz ekscytacji. Co te „złe Ruski” znowu planują?
W grze odwiedzimy zresztą także lokacje dla zimnej wojny ikoniczne – podzielony murem Berlin i Moskwę. Na trailerze migał amerykański lotniskowiec. Jak to często bywa w Call of Duty, grywalnych postaci jest więcej niż jedna. W niektórych etapach będziemy podwójnym agentem, pracującym na Łubiance w Moskwie. Co ciekawe, w tych właśnie etapach zyskamy większą swobodę wyboru drogi do celu. Skrytobójstwo, włamanie, przekupstwo. Ogień ciągły z karabinu szturmowego nie będzie naszym jedynym narzędziem.
I choć zdarzy nam się także standardowa strzelanina w radzieckiej stolicy, taka rozbudowa gameplayu cieszy. Twórcy wspominali także o misjach pobocznych.
RPG z widokiem z perspektywy pierwszej osoby?
Oczywiście, że nie. Call of Duty pozostaje sobą. Nawet tych parę minut gameplayu nie zostawia złudzeń – to ta sama gra, którą znamy, kochamy i której czasem mamy dość. Różne zakończenia i konieczność dokonywania wyborów w Call of Duty to jednak duża zmiana. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak jak wiele innych serii, tak i CoD będzie zapożyczać z gatunku role-playing games kolejne rozwiązania, aż w końcu stanie się strzelankowym RPG, tak samo jak Assassin’s Creed stało się erpegową grą akcji.
Być może mi uwierzycie, gdy Wam powiem, że Cold War ma nawet pozwolić na stworzenie własnego bohatera. Jego charakter czy służba, do której należy – jak autorzy szczerze wyznają – nie będą mieć bardzo dużego znaczenia dla rozgrywki, ale to jednak miły akcent, który pokazuje, że CoD się zmienia, ewoluuje.
DUŻY STATEK SKRĘCA POWOLI
Przez długi czas narzekaliśmy, że mamy dość identycznych Call of Duty w klimatach science fiction. Warto się zastanowić, w którym momencie to narzekanie stało się na tyle głośne, żeby Activision je usłyszało i zmieniło kurs.
Call of Duty wydawane jest co roku, a nad serią pracują trzy różne ekipy. Każdej z gier poświęca się zatem trzy lata. Pierwszą częścią serii, która zrobiła krok wstecz, było WWII autorstwa Sledgehammer Games wydane w 2017 roku. To znaczy, że decyzja o powrocie do korzeni została podjęta w 2014 roku, po premierze Advanced Warfare.
W tym momencie Infinity Ward już pracowało nad Infinite Warfare, ale jednocześnie trwało odświeżanie pierwszego Modern Warfare. Być może było zbyt późno na ostry skręt, ale czasu starczyło na drobną korektę kursu.
Najpóźniej zawróciło studio Treyarch. Black Ops 4 zaczęło powstawać już w momencie, w którym WWII znajdowało się w produkcji. Ono jednak także ostatecznie wraca do pomysłów sprzed lat.
Wracamy na ziemię
Dwa akapity, tyle nowości. Czas jednak wrócić do podstaw. Call of Duty: Black Ops Cold War wydaje się korzystać z technologicznej rewolucji, którą serii zafundowało ostatnie Modern Warfare, choć oglądając stream, mieliśmy wrażenie, że graficznie jest odrobinę słabiej. Zupełnie tak, jakby specjaliści z Treyarchu nie umieli wykorzystać wszystkich możliwości silnika Infinity Ward. A może mieli po prostu mniej czasu na nauczenie się nowego narzędzia?
Wiemy, że w grze pojawią się pojazdy, ale to już nie jest nic w przypadku tej serii niezwykłego. Także długość kampanii ma mieścić się w standardach. Możecie spodziewać się klasycznego doświadczenia, podróży w czasie i przestrzeni (w grze pojawią się misje z flashbackami z Wietnamu), wiader zużytej amunicji i oczywiście różnych trybów sieciowych... o których jeszcze niczego nie wiemy. Z wyjątkiem trybu zombie. Wiemy, że w grze go nie zabraknie.
Ogólne wrażenia z pokazu są pozytywne. Black Ops luzuje i oferuje raczej klimat filmu sensacyjnego niż wieczornych wiadomości jak Modern Warfare. Modyfikacje w formule sprawiają jednak, że z dużą nadzieją oczekuję nadchodzącej premiery. Po rewolucji technologicznej czas na zmiany w gameplayu.
O AUTORZE
Uwielbiam pierwsze Call of Duty i pierwsze Modern Warfare. Przechodziłem te gry po ładnych kilka razy. Nowsze części serii, te przyszłościowe, raczej mnie nudziły, a kampania fabularna WWII… cóż, narzekanie na nią to temat na osobny tekst. Ostatni Modern Warfare przywrócił mi jednak wiarę w tę serię i mam nadzieję, że Cold War mnie jej nie pozbawi.