autor: Tomasz Piotrowski
Nadchodzi NiOh – dużo Dark Souls, trochę Diablo i gęsty klimat
Polscy gracze nadchodzący NiOh kojarzą głównie z blondwłosym bohaterem, zaskakująco podobnym do wiedźmina Geralta. To jednak detal – sama gra zapowiada się szalenie ciekawie i każdy miłośnik serii Dark Souls powinien mieć ją na radarze.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry NiOh – świetna mieszanka Dark Souls, Ninja Gaiden i... Diablo
Artykuł powstał na bazie wersji PS4.
Dark Souls III to jedna z najlepszych gier zeszłego roku. Niestety, przeciętny pierwszy dodatek Ashes of Ariandel zawiódł oczekiwania graczy. Teraz miłośnicy serii czekają na następne rozszerzenie, które pojawi się pod koniec marca. Co zrobić jednak, gdy organizm chce więcej Soulsów, ale na szybką premierę następcy serii lub Bloodborne’a 2 nie ma co liczyć? Zagrać w NiOha, który zadebiutuje na początku lutego. Po solidnym ograniu tytułu od Koei Tecmo wiemy, że gra zaoferuje solidną dawkę tego, za co kochamy cykl Souls, ale nie będzie tylko jej klonem. Prezentujemy pięć powodów, dla których każdy fan Dark Souls powinien zainteresować się NiOhem.
Po pierwsze – system walki
Tytuł gry – NiOh – to zestawienie dwóch japońskich znaków kanji (hanzi), oznaczających „życzliwego króla”. Sama produkcja oparta jest na scenariuszu niezrealizowanego filmu legendarnego japońskiego reżysera Akiry Kurosawy.
System walki NiOha znajduje się gdzieś pomiędzy tym, co znamy z Dark Souls, a rozwiązaniami ze slasherów w stylu Ninja Gaiden. Podobnie jak w Mrocznych duszach mamy tu odpowiednik paska wytrzymałości (staminę), który zużywa się wraz z atakami lub obroną. Gracz musi też walczyć z przeciwnikami 1 na 1, bo kilku wrogów to problem. Ciachanie na oślep przynosi jedynie śmierć.
Z drugiej strony starcia są jednak bardziej dynamiczne niż w Dark Souls. W trakcie rozgrywki odblokowujemy nowe umiejętności i ataki, a każdą z broni da się trzymać w trzech różnych pozycjach, które pozwalają na inny styl rozgrywki. Możemy zadawać silniejsze, ale wolniejsze ciosy, sprawiające, że odsłaniamy się na ataki wroga. Dostępna jest też technika klasyczna – wtedy siła i czas wykonania ataku pozostają na standardowym poziomie. W użyciu znajduje się również styl szybkich, ale słabych uderzeń, wyprowadzanych od dołu. Każda z broni pozwala na korzystanie z owych trzech trybów, a do sukcesu niezbędne jest umiejętne przełączanie się pomiędzy nimi. To olbrzymia zmiana w stosunku do Dark Souls. Dzięki temu potyczki oferują znacznie więcej możliwości siekania wrogów.
Ta nowinka sprawia, że pojedynki z wrogami będą jeszcze bardziej emocjonujące. Team Ninja odda w nasze ręce bardzo rozbudowany i interesujący system walki.
W grze możemy odblokować umiejętności pozwalające na zadawanie potężnych ciosów w plecy, jak w Dark Souls.
Po drugie – morderczy poziom trudności
Zrobienie trudnej gry nie jest sztuką. Wystarczy kiepskie sterowanie postacią i przeciwnicy zabijający nas jednym ciosem. Stworzenie produkcji wiele od nas wymagającej, ale jednocześnie uczciwej jest czymś znacznie bardziej skomplikowanym.
Cykl Souls stanowi wspaniały przykład serii, która pozwala graczowi uczyć się na błędach. NiOh wpisuje się w tę samą filozofię projektowania gier. Poznanie wszystkich systemów rozgrywki, zrozumienie zasad i opanowanie umiejętności postaci to klucz do sukcesu. Na początku jest bardzo trudno, toteż ginie się co parę chwil. Każda śmierć oznacza jednak okazję do odkrywania tajników rozgrywki. Gdy tylko nauczymy się korzystać z całego arsenału broni i wszystkich umiejętności oddanych w nasze ręce, żaden przeciwnik nie sprawi nam wielkiego problemu.
Team Ninja od dawna kojarzy się z niełatwymi grami. Wydaje się, że doświadczenia te zaprocentują w najnowszej produkcji studia. NiOh łączy poziom trudności Ninja Gaiden z bolesnymi lekcjami pokory z cyklu Souls.
Po trzecie – gęsty klimat
Wiele osób twierdzi, że NiOh przypomina im Dark Souls. Ja jednak zwróciłem uwagę na podobieństwa do innej gry autorstwa From Software. Od pierwszych chwil spędzonych z tytułem Team Ninja po głowie chodzi mi Otogi: Myth of Demons. Ten mało znany slasher wydany na pierwszego Xboksa charakteryzował się wyjątkową stylistyką, którą nazwałbym „Japonią widzianą we śnie”. Otrzymujemy wyobrażenie mitycznej wersji Kraju Kwitnącej Wiśni, w którym stworzenia z legend żyją naprawdę.
Bohaterem gry jest biały samuraj o imieniu William. Faktycznie, w XVII wieku do wybrzeży Kraju Kwitnącej Wiśni przybił brytyjski nawigator William Adams. Brytyjczyk został pierwszym białym samurajem. Jego losy przedstawiono w wielu dziełach sztuki, również w serialu telewizyjnym Shogun.
Samo połączenie stworów z ludowych podań z historycznym miejscem nie wydaje się niczym nadzwyczajnym. Jednak zarówno Otogi, jak i NiOh robią to w wyjątkowy sposób. Muzyka i oprawa graficzna sprawiają, że odnosimy wrażenie znajdowania się w krainie na pograniczu jawy i snu.
Należy także zwrócić uwagę na zapożyczenia z cyklu Onimusha. NiOh swoją koncepcją historycznych postaci walczących z demonami w dawnej Japonii przywodzi na myśl świetne gry Capcomu. Odrobina Otogi i Onimushy sprawia, że produkcja Koei Tecmo ma nietuzinkowy klimat. NiOh częstuje nas atmosferą, jakiej dawno nie było w wysokobudżetowych grach na konsole. Podobnie jak w przypadku nawiązań do cyklu Souls, także i tu mamy do czynienia z interesującym spojrzeniem na dobrze znane motywy.
Po czwarte – ciekawe rozwiązania w multiplayerze
Jednym z najbardziej unikatowych elementów Demon’s Souls jest system rozgrywki multiplayerowej. Zapraszanie innych graczy do swojej gry i inwazje stały się jednym ze znaków rozpoznawczych serii studia From Software.
NiOh posiada system przywoływania do naszej gry innych osób w sposób podobny do tego z serii Souls i Bloodborne’a. Robimy to w kapliczkach, które są odpowiednikami ognisk z pierwszego Dark Souls. Mamy też możliwość znajdowania partnerów do konkretnych misji. Istnieje również szansa walczenia z postaciami innych graczy. Są to pojedynki z NPC, którego możemy wezwać w miejscu śmierci danego uczestnika zabawy. Pozwala to na zwiększenie poziomu trudności gry, jeśli jakaś plansza wydaje się zbyt łatwa. Potyczki z postaciami innych graczy potrafią być naprawdę emocjonujące i oferują niezłe nagrody.
Na starcie NiOh nie otrzyma trybu PvP, więc o arenach w stylu Souls można tylko pomarzyć. Twórcy obiecali jednak, że zmagania z innymi osobami zostaną dodane do gry w formie darmowego DLC.
I wreszcie – NiOh ma duszę!
Po sukcesie Dark Souls na rynku pojawiło się kilka tytułów naśladujących grę From Software. Inni deweloperzy wykorzystywali poszczególne elementy, z których zasłynęła japońska produkcja. Znaleźli się też tacy, którzy po prostu skopiowali Dark Souls. Również NiOh na pierwszy rzut oka wydaje się klonem Souls, którego akcja została osadzona w feudalnej Japonii. Nie jest to jednak prawdą.
Cała masa mniejszych i większych zmian powoduje, że NiOh tylko wyrasta z korzeni cyklu Souls, ale nie kopiuje wszystkiego. Właśnie to sprawia, że gra Team Ninja różni się od takich produkcji jak Lords of the Fallen. Tam mieliśmy średniej jakości kopię tytułów From Software. Wszelkie zmiany były powierzchowne, a ich implementacja nie wpływała zbytnio na rozgrywkę. NiOh wykorzystuje znane pomysły, ale na ich bazie buduje coś innego i interesującego. Po części jest to efekt doświadczeń studia odpowiedzialnego za ten tytuł.
W NiOhu odnajdziemy też coś z Ninja Gaiden. Dzięki temu system walki jest bardziej rozbudowany. Postawienie na podział na poziomy zmienia rytm rozgrywki, a wypadanie z ciał wrogów całej masy broni przybliża NiOha do gier typu hack’and’slash, takich jak Diablo. Z powyższego opisu powstaje wizja zlepku różnych pomysłów. Tworzą one jednak nowy, interesujący produkt. Koei Tecmo dostarczy dzieło, które ma własną tożsamość.
Premiera NiOha już 8 lutego. Gra przeznaczona jest wyłącznie na PlayStation 4. Zainteresowani tytułem mogli w miniony weekend przetestować dostępne na PSN demo japońskiej produkcji. Mnie ten fragment NiOha jeszcze bardziej utwierdził w przekonaniu, że fani Dark Souls będą zadowoleni z tej z pozycji.
O AUTORZE
Z cyklem Souls mam do czynienia od wydania Demon’s Souls. Pierwotnie byłem zagubiony i nie rozumiałem tego tytułu. Z czasem jednak zakochałem się w wysokim poziomie trudności, interesującym trybie rozgrywki wieloosobowej i klimacie. Zaliczyłem każdą odsłonę serii „Soulsborne”, a także kilka innych gier naśladujących ten styl, jak Lords of the Fallen czy Salt and Sanctuary. Z NiOhem spędziłem już 30 godzin. Grałem zarówno w wersję alfa, beta, jak i Last Chance Trial Demo. Już nie mogę się doczekać wielu godzin męki, jaką szykuje nam Team Ninja.