autor: Borys Zajączkowski
GOL na E3: Rzeczywistość made by Microsoft
Na swoją konferencję Microsoft wynajął Santa Monica High Scool, czyli do liczby 7 hoteli oraz ósmego Barker Hangaru doszła jeszcze jedna lokacja do obiegnięcia. A nam się jeszcze rok temu wydawało, że dreptanie z jednego końca Convention Center na drugi, to sport jakiś większy był...
Na swoją konferencję Microsoft wynajął Santa Monica High Scool, czyli do liczby 7 hoteli oraz ósmego Barker Hangaru doszła jeszcze jedna lokacja do obiegnięcia. A nam się jeszcze rok temu wydawało, że dreptanie z jednego końca Convention Center na drugi, to sport jakiś większy był... :-] Impreza Microsoftu przygotowana została niezwykle profesjonalnie, z tym założeniem, żeby najmniejszy jej element został precyzyjnie zaplanowany, a żeby całość wyglądała maksymalnie luzacko. Niemal nie było kwestii wygłoszonej przez prawie przypadkowo obecnych na scenie gości, do której teksty nie leciałyby na suflerskich ekranach.
Grał band (inspirowany Halo), rozentuzjazmowany Peter Moore – vice-prezes Microsoftu, szef działu Entertainment and Devices – opowiadał o kolejnych grach, o istnieniu krótych 'raczej' już wiedzieliśmy. No, może za wyjątkiem pecetowej wersji Gears of War (bo w tym przypadku byliśmy jedynie prawie pewni, że będzie), pecetowej wersji Viva Pinata (bo podejrzewaliśmy, że mogłaby już być), czy Xboksowej Viva Pinata: Party Animals (bo tak naprawdę mało nas to interesowało...). Pojawił się na scenie nowy kontroler do Xboksa, niebezpiecznie przypominający, to co swego czasu przygotowało Sony dla Buzza (po przyszkolnym amfiteatrze przefalował śmiech), oraz nowa konsola Microsoftu do gier, czyli 360-ka w wojskowych kolorach Halo (tu zapanowała konsternacja, gdyż ten dowcip się nie udał). Do tego mnóstwo nieskrywanej dumy z liczb, które wskazują na to, że 360-tka znaczy tyle samo lub dużo więcej od Wii i PS3 razem wziętych. No, może poza Azją, szczególnie Japonią... ale te liczby przecież nie padły.
Oczywiście przyznać trzeba Microsoftowi, że jego propaganda sukcesu trzyma się na mocnych filarach, niemniej głupio się trochę słucha przez półtorej godziny (sic) o faktach, które dobrze się zna, o grach, na które się czeka lub na które się nie czeka od roku-dwóch. Wiemy, że Rock Band, że Assassin's Creed, że Call of Duty 4, że Mass Effect, że Bioshock, że Lost Odyssey, że Grand Theft Auto IV... itd. Doprawdy dużo mocnych gier ma Microsoft w swoich planach zarówno na PC jak i na 360-kę. Cieszy fakt, że wszystkie one, o których usłyszeliśmy raz jeszcze na konferencji, ukażą się jeszcze w tym roku (no, za wyjątkiem Resident Evil 5, którego trailerek również zawitał). Z drugiej strony całość imprezy budzi lekki niesmak. Wykrzyczane z dumą: „wszystkie gry, które dzisiaj wam pokażemy, zostaną wydane jeszcze w tym roku” oznacza ni mniej ni więcej: „pokażemy wam gry, które mamy w produkcji od trzech lat, a o których wiecie od dwóch”.
Może czas najwyższy się przyzwyczaić do faktu, że media nie tworzą rzeczywistości ani nie są żadną czwartą władzą, a już na pewno nie media zajmujące się grami komputerowymi. Rzeczywistość tworzą działy marketingu wielkich korporacji, a dopiero potem na tę rzeczywistość zapraszają media. Gdy wszystko jest już zapięte na ostatni guzik.
Największą, jedyną prawdziwą improwizacją imprezy był pokaz gameplay'a Assassin's Creeda, gdy na scenę weszła Jade Raymond i komentowała rozgrywające się na olbrzymim ekranie wydarzenia. Towarzyszący jej deweloper grał na żywo. Nie wszystko działało jak należy, widać było, że gra potrzebuje jeszcze kilka mocniejszych szlifów, nim trafi na półki, prezentowała się jednak nieźle. Gdy zabite ciało zawisło w powietrzu na wysokości dachu, z którego miało spaść, Jade rzuciła: „ups... ooook”. Pozostaje mieć nadzieję, że awantura po konferencji, którą Peter Moore zrobił Jade nie była za duża, bo był to jedyny fragment, który wniósł na imprezę nieco niewyreżyserowanego życia.
Borys „Shuck” Zajączkowski