autor: Krzysztof Gonciarz
Fallout 3 - Wrażenia z prezentacji gry
„War, war never changes” – to zdanie, wypowiedziane głosem Rona Perlmana, niezawodnie przywołuje jedną z najbardziej kultowych serii gier komputerowych w historii. I choć prawa do marki Fallout zmieniły właścicieli, ono pozostało.
Przeczytaj recenzję Fallout 3 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
„War, war never changes” – to zdanie, wypowiedziane głosem Rona Perlmana, niezawodnie przywołuje jedną z najbardziej kultowych serii gier komputerowych w historii. I choć prawa do marki Fallout zmieniły właścicieli, ono pozostało. Wszyscy je usłyszą jesienią 2008, uruchamiając trzecią część sagi. My usłyszeliśmy kilka dni temu, uczestnicząc w prezentacji zorganizowanej przez Bethesda Softworks. Kilka uprzednio przygotowanych, zapisanych stanów gry, okraszonych komentarzem Pete’a Hinesa – oto, co zobaczyliśmy w Londynie.
Intro w oczywisty sposób pozostaje wierne tradycji serii. Poza wspomnianym komentarzem znanego aktora mamy tu standardową dawkę apokaliptycznych krajobrazów, zrujnowanych miast i połamanych huśtawek. Wszystko to w formie statycznych artów, puszczanych w ruch jedynie dynamicznym filtrem koloru, imitującym taśmę filmową. No i wyróżniający się, trójwymiarowy wybuch nuklearny, wyrenderowany w 3D. Odrobina filozofowania, po czym narracja schodzi na konkrety – Krypta 101. Widzimy jej potężne, pancerne wrota, a uszach huczą ostatnie słowa wprowadzenia: „In Vault 101, no one ever enters, and no one ever leaves”.

Właściwa gra rozpoczyna się od sceny narodzin głównego bohatera. Z przymglonej, pierwszoosobowej perspektywy widzimy obejmujące nas ręce lekarza. „To chłopiec, czy dziewczynka?” – pyta podekscytowany ojciec, po czym na ekranie pojawia się okno, gdzie wybieramy płeć naszej postaci. Sprytne. Mało tego – wciskając przycisk akcji możemy nawet sobie interaktywnie popłakać. Lekarz uruchamia maszynę, która przewidzieć ma dorosły wygląd bohatera. Teraz właśnie decydujemy o rasie (biały, mulat etc.) oraz wyglądzie zewnętrznym. System ten działa podobnie jak w Oblivionie. Składa się z zestawu presetów oraz suwaków, którymi regulować możemy budowę poszczególnych fragmentów ciała. Jest też przycisk generujący losowy wygląd, wg Pete’a znany z Obliviona jako „the *ugly* button”. Scenka kończy się, gdy zgromadzone osoby zauważają, że coś złego dzieje się ze świeżo upieczoną mamą. Umiera ona niedługo potem.
Przenosimy się w czasie o rok. Znajdujemy się w prowizorycznej bawialni w Krypcie 101, a konkretniej – w kojcu. Ojciec uczy nas stawiać pierwsze kroki, przechodzimy przez ciepło przemyślany tutorial podstaw sterowania. Na podłodze znajdujemy książeczkę „You’re special”, po której otwarciu określamy statystyki postaci. Jak wiadomo, system S.P.E.C.I.A.L. (Strength, Perception, Endurance, Charisma, Intelligence, Agility oraz Luck) zawsze był podstawą konstrukcji postaci w Falloutach. Co ciekawe, tym razem wciskając przycisk akcji wydajemy z siebie nieśmiałe próby powiedzenia czegoś („babaaa” itp.). I jest to ostatni raz w grze, kiedy słyszymy głos głównego bohatera. Od teraz za timbre odpowiadać będzie tylko nasza wyobraźnia. Po kilku minutach wykonujemy kolejny skok w czasie.