Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 29 kwietnia 2018, 11:30

Call of Royale – być „trendy” za wszelką cenę. Chcemy więcej singla czy więcej battle royale?

Spis treści

Call of Royale – być „trendy” za wszelką cenę

Nie ma nic dziwnego w tym, że każdy wydawca chciałby mieć w swoim portfolio własnego Overwatcha, Fortnite’a czy GTA Online, czyli grę przynoszącą rok w rok krociowe zyski przy mniejszym niż tworzenie nowej marki wkładzie pracy i inwestycji. Wydaje mi się jednak, że stworzenie gry-usługi, która porwie i uzależni od siebie miliony, a później wspieranie jej w taki sposób, by to zainteresowanie utrzymać, nie dzieląc przy okazji społeczności, jest chyba trudniejsze od zrobienia gry z zamkniętą fabułą – fascynującej na tyle, by każdy pragnął osobiście wcielić się w jej bohaterów.

Pogoń za kurą znoszącą złote jajka osiąga obecnie zawrotne tempo – jeśli potwierdzą się coraz głośniejsze plotki, tegoroczna odsłona Call of Duty: Black Ops IIII nie będzie posiadać kampanii fabularnej, za to zostanie wyposażona w tryb battle royale. Marka, która wynalazła i zdefiniowała epickie, filmowe historie w grach FPS, miała by się wyprzeć swego dziedzictwa na rzecz nowej mody, której w Call of Duty tak naprawdę chyba mało kto oczekuje. Nawet jeśli pozycje z tej serii kupujemy głównie do rozgrywek w sieci, kampania fabularna i tak jest w nich bardzo istotna. Gwarantuje własną tożsamość każdej odsłonie cyklu, usprawiedliwia konkretny okres w dziejach, używane uzbrojenie i wygląd bohaterów, a przede wszystkim pozwala wczuć się w grę. Nowi gracze mogą dzięki niej poznać chociażby różne rodzaje broni, feeling strzelania czy dynamikę poruszania się.

Czy naprawdę oczekujemy czegoś takiego w Call of Duty? - 2018-04-29
Czy naprawdę oczekujemy czegoś takiego w Call of Duty?

Nic związanego z CoD-em nie kojarzy się ani nie pasuje do battle royale i bardzo trudno mi wyobrazić sobie, co studio Treyarch musiałoby zaserwować, by zostało to ciepło przyjęte. Nie oznacza to oczywiście, że sukces trybu battle royale w grze AAA dużego wydawcy nie jest możliwy, ale szansa na zrobienie czegoś z niczego chyba już minęła. Battle royale zaiskrzy, jeśli ktoś stworzy drugą Katniss Everdeen, jeśli zaproponuje bohaterów i uniwersum na miarę Igrzysk śmierci. To musi być historia, która nas porwie, poruszy i zachęci do tego, by podczas rozgrywki troszczyć się o swoją postać, a nie o skrzynki z szalikami do zgarnięcia po wszystkim. Rezygnacja z kampanii dla jednego gracza, nawet jeśli tylko niewielu z nas je kończy, nie jest receptą na sukces. Oczywiście, pod warunkiem, że plotki te okażą się prawdziwe – bo tego jeszcze nie wiemy.

Klątwa własnego sukcesu

Przekleństwem Call of Duty wydaje się fakt, iż pierwsze Modern Warfare było niemal perfekcyjne – ustawiło poprzeczkę tak wysoko, że żadna część później nie mogła jej przeskoczyć. Wysiłek i fundusze szły w ilość eksplozji na ekranie oraz gaże hollywoodzkich gwiazd, zamiast w wymyślanie ciekawych bohaterów i angażujących historii. Wszyscy pamiętamy kapitana Price’a czy pojawiającego się na krótką chwilę Ghosta, ale w kogo wcielał się Kit Harington? Zdążyłem już zapomnieć tę postać z Infinite Warfare.

Wydaje mi się, że battle royale w CoD-zie, które mogłoby być jedynie dodatkiem do standardowych trybów multiplayerowych, nie jest w stanie poprawić jakości Call of Duty w takim stopniu jak powrót do wiarygodnej, ciekawej fabuły na miarę Modern Warfare.

Bezpieczna przeciętność

Plotki o kolejnych battle royale pojawiają się także w kontekście nowego Battlefielda czy jakieś nieznanej jeszcze gry Ubisoftu, który do tej pory stawiał na bezpieczny, ale nijaki kompromis. Szereg ostatnich tytułów francuskiego wydawcy to przydługawe kampanie solowe powstałe według jednego schematu oraz elementy usługi sieciowej: opcjonalny tryb kooperacji, czasem walki PvP niewielkich drużyn i płatne dodatki, by zapewnić grze życie przez cały rok. Owocem powielanego schematu są dobrze się sprzedające, ale przeciętne historie (i ich przeciętni bohaterowie) – równie kiepskie jak chociażby ta w Battlefieldzie 4 – których nie pamiętamy już chwilę po przejściu gry.

Trzy różne gry Ubisoftu i dokładnie ten sam, identyczny początek – rozmowa w śmigłowcu w Far Cryu 5, The Division i Ghost Recon Wildlands. To tylko jeden z wielu elementów wspólnych dla ostatnich tytułów tego wydawcy. - 2018-04-29
Trzy różne gry Ubisoftu i dokładnie ten sam, identyczny początek – rozmowa w śmigłowcu w Far Cryu 5, The Division i Ghost Recon Wildlands. To tylko jeden z wielu elementów wspólnych dla ostatnich tytułów tego wydawcy.

Szkoda, bo to właśnie te konkretne, czasem poważne, czasem nieco humorystyczne opowieści w kampaniach dla jednego gracza przechodzą do historii gier. To one są traktowane jak wzór, do którego przyrównuje się kolejne tytuły, zdobywają wysokie oceny, co często przekłada się również na niezłą sprzedaż. Nie zliczę, w ilu zestawieniach i felietonach pojawiają się wzmianki o Joelu, Ellie i historii z The Last of Us, o pierwszym sezonie The Walking Dead, o losach Krwawego Barona w Wiedźminie 3, ile razy wspomina się o fabule Bad Company 2 jako najlepszej rzeczy, jaka przytrafiła się serii Battlefield, i ile razy wskazuje się brak dobrej fabuły jako największą wadę Tom Clancy’s The Division. Pomimo ciągłych sukcesów gier z liniową historią wielu wydawców woli jednak ryzykować z nowymi komponentami sieciowymi niż z odważną, dojrzałą opowieścią.

Gracze jednak kochają gry liniowe

Rok 2018 przejdzie – miejmy nadzieję – do historii jako ten, w którym wielcy wydawcy chwilowo przegrali batalię o lootboksy, bo te są albo wycofywane z różnych tytułów, albo ich brak staje się powodem do dumy oraz atutem przy reklamowaniu nowej produkcji. W najbliższym czasie rozegra się też o wiele ciekawsza bitwa o gry w formie usługi sieciowej (life service), w których mikrotransakcje i zalew dodatków często zastępują starannie przygotowaną historię. Czy nadchodzące Anthem lub zapowiedziane Star Wars z celowo porzuconą formułą liniowej, filmowej rozgrywki, a także Call of Duty z domniemanym trybem battle royale i Battlefield tracący graczy z każdy płatnym rozszerzeniem będą w stanie zaoferować wrażenia i frajdę o jakości porównywalnej z tym, czego możemy doświadczyć w God of War?

Twórcy nie powinni bać się dojrzałych, poważnych historii. To właśnie one zostają z nami na zawsze, to ich nigdy nie zapomnimy. - 2018-04-29
Twórcy nie powinni bać się dojrzałych, poważnych historii. To właśnie one zostają z nami na zawsze, to ich nigdy nie zapomnimy.

Ciężko znaleźć argumenty na to, że „gracze nie lubią już liniowych, fabularnych gier”. Tak naprawdę po prostu nie lubimy gier słabych, zrobionych pod dyktando księgowych, w których nie widać włożonego serca i pasji twórców, tylko miejsce na dodatki DLC i mikrotransakcje wciskane właśnie kosztem dobrej, zamkniętej fabuły. Zamiast kolejnych battle royale, kolejnego Destiny czy map do Battlefronta zdecydowanie wolelibyśmy nowego kapitana Price’a, nowego Kyle’a Katarna, nowe opowieści podobne do historii Krwawego Barona. Oby każdy wydawca chciał mieć w ofercie swoje God of War, a nie swoje battle royale.

Powyższy tekst nie jest bezstronnym artykułem publicystycznym, a felietonem przedstawiającym opinię oraz punkt widzenia jego autora.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Wiedźmin 3,5 – czy powstanie trzeci dodatek do Witchera 3?
Wiedźmin 3,5 – czy powstanie trzeci dodatek do Witchera 3?

Oczy wszystkich fanów „RED-ów” zwrócone są na Cyberpunka i w nieco mniejszym stopniu na Gwinta. Istnieją jednak poszlaki sugerujące, że być może studio pracuje również nad dodatkiem do Wiedźmina 3.

Koniec Call of Duty jakie znamy. Czy Black Ops 4 bez singla da radę?
Koniec Call of Duty jakie znamy. Czy Black Ops 4 bez singla da radę?

Czy naprawdę wszyscy kupują Call of Duty dla multiplayera? I czy Black Ops 4 bez pełnej eksplozji kampanii fabularnej w stylu Michaela Baya to jeszcze CoD, czy już pozbawiona własnej tożsamości hybryda obecnych hitów?

Save’y i sznapsy – jak hardkorowy system zapisu w Kingdom Come podzielił graczy
Save’y i sznapsy – jak hardkorowy system zapisu w Kingdom Come podzielił graczy

System zapisu gry w Kingdom Come: Deliverance wzbudził sporo kontrowersji i dyskusji. Jedni twierdzili, że to niepotrzebne utrudnienie, inni że świetny sposób na uczynienie rozgrywki bardziej atrakcyjną. Gdzie leży prawda? Moja na pewno nie po środku.