Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Risen 2: Mroczne wody Recenzja gry

Recenzja gry 23 kwietnia 2012, 09:00

Gothic zakrapiany rumem - recenzja gry Risen 2: Mroczne wody

W recenzji Risen 2: Mroczne wody sprawdzamy, jak Piranha Bytes poradziła sobie z piracką tematyką i czy udało się jej zachować przy tym ducha serii Gothic.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • kapitalny, piracki klimat;
  • duża swoboda działań w drugiej części gry;
  • świetny system rozwoju postaci, zmuszający do podejmowania trudnych decyzji;
  • różne sposoby rozwiązywania problemów;
  • dwie frakcje do wyboru, wpływające na rozwój postaci;
  • spora liczba różnorodnych i świetnie zaprojektowanych lokacji;
  • wymagające starcia z użyciem broni białej;
  • broń palna;
  • voodoo.
MINUSY:
  • zalew banalnych, powtarzających się zadań;
  • niedopracowane mechanizmy walki, przegięte strzelby;
  • brak ostatecznego szlifu, charakterystycznego dla wysokobudżetowych produkcji.

Fani gothicopodobnych rolplejów nie mieli ostatnimi czasy powodów do radości. Kultowe niegdyś przygody Bezimiennego mocno zapikowały, najpierw za sprawą rozczarowującej Arcanii, a później niewiarygodnie słabego dodatku Upadek Setariff. Było rzeczą oczywistą, że dobrą kondycję niemieckich RPG może odbudować jedynie studio Piranha Bytes, które po rozpoczęciu współpracy z firmą Deep Silver wyraźnie złapało wiatr w żagle. Czy tworzony przez blisko trzy lata produkt zdołał uratować honor programistów zza naszej zachodniej granicy?

Mroczne wody to oczywiście bezpośredni sequel pierwszej gry z serii Risen, ale trzeba od razu jasno powiedzieć – jest to kontynuacja luźna. Na dobrą sprawę znajomość pierwowzoru nie jest w ogóle konieczna, bo „dwójka” bardzo rzadko odnosi się do wydarzeń, jakie miały miejsce na Farandze. Owszem, główny bohater jest ten sam, w wielu miejscach spotykamy znajome postacie, zagrożenie, jakiemu nasz podopieczny musi stawić czoła, również jest podobne, ale tak naprawdę to tylko niewiele znaczące szczegóły. Przed przystąpieniem do zabawy wystarczy wiedzieć, że ludzie w drugim Risenie szukają sposobu na unieszkodliwienie Tytanów, potężnych istot obracających w perzynę wszystko, co napotkają na swojej drodze. Ostatnim bastionem oporu przed wrogiem jest miasto Caldera i to właśnie do niego przenosimy się na początku gry. Bezimienny heros od lat topi smutki w alkoholu, ale gdy Inkwizytorzy zostają zmuszeni do unicestwienia morskiego stwora, niszczącego statki w pobliżu wejścia do portu, postanawia im pomóc. W ten oto sposób rozpoczyna się wielka przygoda, która wyjmie nam z życia ponad 30 godzin, o ile oczywiście zdecydujemy się wykonywać nie tylko zadania istotne z punktu widzenia fabuły, ale również liczne questy poboczne.

Walka z użyciem broni białej nie jest łatwa, sporo technik trzeba się wcześniej nauczyć.

W swoim najnowszym dziele studio Piranha Bytes postanowiło trochę poeksperymentować, co przyjąłem z zadowoleniem, bo klasyczna gothicowa formuła wymagała pewnego odświeżenia. Wielbiciele gier niemieckiej firmy nie powinni mieć jednak najmniejszych powodów do niepokoju – nie mamy bowiem do czynienia z radykalną zmianą charakteru rozgrywki, jak np. w konkurencyjnej Arcanii, ale z przemyślanymi usprawnieniami, które wzbogacają doskonale znane mechanizmy. Mówiąc krótko: Risen 2 to po prostu unowocześniony Gothic.

Najistotniejsze zmiany objęły system rozwoju postaci. W nowym Risenie nie zdobywamy już doświadczenia, ale tzw. Punkty Chwały – nagradza się nimi zarówno zabijanie potworów, jak i wykonywanie zadań. Jeśli uzbieramy odpowiednią ich liczbę, możemy zwiększyć jeden z sześciu podstawowych atrybutów, które z kolei zasilają podległe im zestawy umiejętności, np. te dotyczące walki. Na tym zabawa się nie kończy. W grze istnieje kilkadziesiąt dodatkowych zdolności, które kupujemy za złoto u trenerów, czyli tak jak w pierwszych Gothicach. A nauczyć trzeba się praktycznie wszystkiego – na początku gry nasz podopieczny nie tylko nie potrafi wykonać żadnych finezyjnych pchnięć w trakcie walki, ale też nie umie się skradać, otwierać skrzyń itd. Muszę przyznać, że nowe rozwiązania znacznie uatrakcyjniają pierwszą fazę rozgrywki. Rozwijanie postaci wymaga teraz większej uwagi – należy więc rozsądnie zarządzać dostępnymi zasobami, bo Punktów Chwały zarabiamy niewiele, a potrzeby są ogromne. Mało jest również w Mrocznych wodach pieniędzy, toteż każdy większy wydatek wypada dobrze przemyśleć.

Zmiany nastąpiły również w obrębie starć z przeciwnikami. Autorzy usunęli z gry łuki, a w ich miejsce wprowadzili broń palną, co wywróciło do góry nogami walkę na dystans. Prując do przeciwników ze strzelb i muszkietów, nie musimy martwić się ani o siłę wystrzału, ani też o tor lotu pocisku – po prostu przymierzamy i naciskamy spust. W Risenie 2 dostępne są także pistolety, ale te nie są traktowane jak normalny oręż, więc używa się ich w nieco inny sposób. Bezimienny może podczas pojedynku korzystać z tzw. brudnych sztuczek, np. zdezorientować rywala, nasyłając na niego papugę czy sypiąc mu piaskiem w oczy, bądź też właśnie wystrzelić mu w twarz z noszonej za pasem pukawki. Tego typu zagrania nie tylko mocno uatrakcyjniają tradycyjną wymianę ciosów, ale też doskonale dopasowują się do klimatu produkcji. Mroczne wody to w końcu opowieść o piratach, a ci znani są z tego, że nie zawsze grają fair.

Jednym z najbardziej drażniących pomysłów autorów są pułapki. Wejście na nie automatycznie kończy się śmiercią, chyba że w ułamku sekundy wykonamy unik. Gra zaleca częste zapisywanie dokonań i po takich akcjach wiadomo już dlaczego.

No właśnie, piraci. Mówiąc o zmianach w nowym Risenie, trudno nie wspomnieć o zupełnie innych klimatach, w jakich toczymy zmagania. Twórcy mocno urealnili świat, który przychodzi nam zwiedzać, pozbawiając go w bardzo dużym stopniu elementów charakterystycznych dla fantasy. Oczywiście Bezimienny nadal stawia czoła mitycznym stworom i jest świadkiem różnych nadnaturalnych zdarzeń, ale już po kilkudziesięciu minutach zabawy dojdziecie do słusznego wniosku, że gra jest dużo bardziej „rzeczywista” od swojego pierwowzoru. Najlepszym tego dowodem jest rezygnacja z klasycznej magii. W Risenie 2 rolę typowych czarodziejów przejęli kapłani voodoo, którzy stosują bardziej finezyjne techniki niż zasypywanie przeciwników deszczem ognistych kul. Dość powiedzieć, że w trakcie gry możemy przejmować kontrolę nad innymi postaciami przy pomocy skonstruowanych samodzielnie laleczek, co otwiera zupełnie nowe możliwości w wykonywaniu zadań.

Jak już zapewne doskonale wiecie, w drugim Risenie nie wizytujemy jednej dużej krainy, ale kilka mniejszych wysepek bądź fragmentów kontynentu. Początkowo gra prowadzi nas za rączkę i zmusza do odwiedzin nowych terenów w ustalonym porządku – później, gdy w niecodziennych okolicznościach dorabiamy się swojej łajby, otrzymujemy możliwość swobodnego podróżowania. Zwiększenie liczby lokacji liczy się, rzecz jasna, na plus. W „jedynce” byliśmy niejako zmuszani do przemierzania w tę i we w tę tego samego świata, co na dłuższą metę stawało się nużące. W Mrocznych wodach ten problem definitywnie rozwiązano, zapewniając różnorodność niemal do samego końca przygody. Warto w tym miejscu nadmienić, że poszczególne krainy prezentują się nad wyraz uroczo. Projektanci z Piranha Bytes od dawna specjalizują się tworzeniu zapierającego dech w piersiach otoczenia (wystarczy wspomnieć fenomenalnego pod tym względem trzeciego Gothica) i Risen 2 nie jest w tej kwestii żadnym wyjątkiem.

Gry firmy Piranha Bytes to raj dla miłośników eksploracji. Co nas czeka tam na dole?

Niestety, nie wszystko wyszło Niemcom tak dobrze, jak lokacje. Nasi zachodni sąsiedzi znów totalnie położyli questy – jest ich zdecydowanie za dużo, a te ciekawe, długie i najbardziej wartościowe giną w zalewie „fedeksowej” drobnicy. Niewątpliwie ogromną zaletą zadań jest to, że nawet te trywialne można czasem zaliczyć na kilka sposobów. W gruncie rzeczy na niewiele się to jednak zdaje, bo w końcu co z tego, że poszukiwane przez zleceniodawcę rośliny możemy ukraść, kupić lub samodzielnie pozbierać? Po zaliczeniu kilku takich misji pamiętamy jedynie, że autorzy poszli po linii najmniejszego oporu, serwując wiele podobnych do siebie wyzwań, a nie to, że do celu mogliśmy dojść różnymi drogami.

Bezimienny przygotowuje się do zejścia na ląd.

Risen 2 razi też niedopracowaniem innych elementów. O ile samo wprowadzenie broni palnej do gry uważam za kapitalny pomysł, tak nie do końca podoba mi się to, że zbyt łatwo można za jej pomocą załatwić praktycznie każdego przeciwnika. Stosowanie taktyki „strzał + oddalenie się sprintem na bezpieczną odległość” pozwala zlikwidować każdego stwora na otwartej przestrzeni, nawet takiego, który potrafiłby nas w zwarciu zabić jednym uderzeniem. Wystarczy nie dopuszczać rywala do siebie, odbiegać od niego i oddawać w międzyczasie precyzyjne strzały, by niemal z każdego starcia wyjść bez szwanku. Takie rozwiązanie skutecznie zniechęca do tradycyjnych potyczek z udziałem broni białej, zwłaszcza że szermierka w Mrocznych wodach wymaga sporo zachodu – nie dość, że same pojedynki są stosunkowo trudne, to jeszcze odblokowanie wszystkich umiejętności związanych z machaniem szpadą jest czasochłonne i wiąże się z dużymi nakładami środków.

Otwieranie skrzyń w Risen 2 nie jest proste. Nawet jeśli dysponujemy wytrychem i odpowiednią umiejętnością, nie jest powiedziane, że dobierzemy się do kosztowności. Bezimienny musi mieć również odpowiednio wysoki poziom Złodziejstwa.

Wymienione wyżej mankamenty nie zmieniają jednak faktu, że Risen 2 to bardzo przyzwoita gra i spotkanie z nią absolutnie zaliczam do przyjemnych i udanych. „Dwójce” ewidentnie brakuje tego ostatecznego szlifu, którym charakteryzują się konkurencyjne produkcje, ale też nie czarujmy się – jej autorzy nie dysponują takim budżetem jak choćby twórcy serii Mass Effect. Mroczne wody rażą topornością w wielu miejscach, jak na dłoni widać tu pewne braki i niepoprawione od wielu lat wady (sztuczna inteligencja przeciwników na ten przykład), niemniej ogólne wrażenie jest bardzo dobre. No, chyba że w ogóle nie przepadamy za tworami gothicopodobnymi, ale na to już nie ma rady. Niemiecka myśl programistyczna zdaje sobie sprawę, że totalna zmiana koncepcji byłaby strzałem w stopę i serwuje doskonale już znane danie, przyprawione za każdym razem w nieco inny sposób. Mając w pamięci, jak została przyjęta mocno eksperymentalna Arcania, staje się jasne, że obrany przez autorów kierunek jest jak najbardziej prawidłowy.

Pierwsze obrazki z gry sugerowały, że Risen 2 będzie wyglądać absolutnie bajecznie. Poziomu prezentowanych wówczas tzw. „target renderów” nie udało się, niestety, uzyskać, ale i tak Piranha Bytes nie ma się czego wstydzić. Ostateczny efekt jest przyzwoity, a na szczególną uwagę zasługuje projekt lokacji. Tradycyjnie paskudnie wypadły natomiast animacje.

Podsumowując, mamy do czynienia z kolejną solidną produkcją niemieckiego studia, która po pamiętnym rozbracie z firmą JoWooD znów udowadnia, że głośne rozstanie z wieloletnim partnerem wyszło jej na dobre. Risen 2 RPG roku pewnie nie zostanie, ale entuzjastów Bezimiennego nie powinno to specjalnie obchodzić – ich Mroczne wody w pełni zadowolą, jestem tego pewien. Dla ogromnej rzeszy fanów Gothica w naszym kraju dodatkowym walorem będzie również to, że gra ukaże się nad Wisłą w pełnej polskiej wersji językowej. Dodam więc na koniec, że zapowiadanej przez Cenegę lokalizacji nie byliśmy w stanie przed premierą ocenić. Dysponowaliśmy jedynie edycją anglojęzyczną i to właśnie w oparciu o nią przygotowany został niniejszy tekst. Do tematu polonizacji na pewno wrócimy za kilka dni.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy wejście w pirackie klimaty było dobrą decyzją twórców gry Risen 2?

Tak, właśnie to mnie przyciągnęło.
67,1%
Nie, bardziej odpowiadał mi świat z pierwszego Risena.
22,4%
Nie mam zdania na ten temat.
10,6%
Zobacz inne ankiety
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Arewar VIP 3 maja 2023

(PC) W odnowionej wersji moim zdaniem grafika się broni. Niemniej dużym minusem jest dla mnie to, że już od początku to wszystko jest determinowane na to, że gość nie jest jeszcze piratem. Zbyt mało frakcji, zbyt duża liniowość.

5.5
Recenzja konsolowej wersji gry Risen 2: Mroczne wody
Recenzja konsolowej wersji gry Risen 2: Mroczne wody

Recenzja gry

Piraci z Arborei dopłynęli wreszcie do portów Microsoftu oraz Sony. Napad zakończył się pełnym sukcesem, chociaż nie obyło się bez kilku ofiar.

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.