autor: Maciej Kurowiak
Gears of War - recenzja gry
Jeśli ktoś grał w Resident Evil 4 lub Kill Switch, natychmiast poczuje się jak w domu. Cliff Bleszinski, jeden z głównych twórców Gears of War, otwarcie przyznał, że inspiracją do stworzenia nowej gry była właśnie czwarta część japońskiej sagi.
Recenzja powstała na bazie wersji X360.
Next generation – hasło przewijające się w tysiącach artykułów, kampanii reklamowych i dysputach graczy z całego świata. Niewiele jest tytułów, o których możemy powiedzieć, że są częścią kolejnej generacji. Wyświechtany do potęgi zwrot służy zwykle do tego, by udowodnić, że tak naprawdę „obecne” niewiele ma wspólnego „następującym”. Mija rok od premiery Xboxa 360, w tym czasie mogliśmy na własne ujrzeć prawdziwość postawionej tezy. Większość gier tkwi po ostatnie linie kodu w poprzedniej generacji i producenci nic sobie nie robią z faktu, że mając do dyspozycji konia wyścigowego, zmuszają go zaledwie do majestatycznego truchtu. Powodów do narzekań nie brakowało, ale większość można sprowadzić do wspólnego mianownika: stare w wysokiej rozdzielczości.
Oczywiście zarzut nie odnosi się do wszystkich tytułów bez wyjątku, ale tak czy siak specjalnych powodów do chluby albo nie było, albo było ich niewiele.. Mamy kolejny sezon, 360-tka zawitała oficjalnie nad Wisłę i co najważniejsze – ciągnąc za sobą drugą generację tytułów. Gdy PS3 boryka się z problemami wieku wczesnego, amerykański gigant może wypuścić z boksów wszystkie swoje najlepsze i najszybsze konie. Wprawdzie premiera sporej części tytułów została przełożona na rok następny, to udało się dotrzymać terminu najważniejszego. Dzień Wyjścia w końcu nadszedł i najbardziej oczekiwana gra tego roku w końcu ujrzała światło dzienne. Czy ponad dziesięć milionów dolarów wystarczyło, by stworzyć dzieło na miarę pierwszego Halo? Czy gra zaspokoi apetyty ludzi spragnionych nowej jakości? Czy wreszcie przyprawi o szybsze bicie serca konkurencję z Sony i Nintendo? By dotrzeć do odpowiedzi na powyższe pytania, trzeba zagłębić się w ruiny cywilizacji ludzi, dać się wciągnąć pomiędzy Tryby Wojny.
Fabuła Gears of War jest prosta jak drut. Po latach wojen toczonych między ludźmi nastała era dobrobytu. Stało się to za prawą Imulsji – substancji wydobywanej głęboko spod ziemi, która zrewolucjonizowała rynek energetyczny. Wydawać by się mogło, że nastał złoty wiek ludzkości, a wojny poszły w zapomnienie. Los zadrwił jednak z homo sapiens i pewnego dnia spod ziemi wypełzła Szarańcza – rozmaitej maści potwory, które w ciągu doby obróciły w perzynę cały dorobek cywilizacyjny. Uciekinierzy schronili się w Jacinto, skąd w akcie desperacji dokonano aktu zniszczenia wszystkiego, co pozostało po inwazji. Atak nie unicestwił jednak głównego zagrożenia – Szarańcza schroniła się w swoich jaskiniach, a resztki ludzkości trwają w twierdzy Jacinto. W takim właśnie momencie poznajemy Marcusa Feniksa, żołnierza o podejrzanej przeszłości i zaprawionego w boju. Jeśli ktoś spodziewa się romansu, dialogów, zawiłej akcji – będzie rozczarowany. Gears of War to rasowa strzelanina, w której fabuła została potraktowana bardzo marginalnie. Nasz bohater to mruk, a jego rys psychologiczny znaczą jedynie blizny na twarzy i karabin w ręku. Na szczęście nie to stanowi sól dobrej gry akcji. Przejdźmy więc do rzeczy znacznie istotniejszych.
Jeśli ktoś grał w Resident Evil 4 lub Kill Switch, natychmiast poczuje się jak w domu. Cliff Bleszinski, jeden z głównych twórców Gears of War, otwarcie przyznał, że inspiracją do stworzenia nowej gry była właśnie czwarta część japońskiej sagi. Mroczny klimat, ustawienia kamery, celowanie czy nawet wykorzystanie jednego przycisku do wielu zadań (tzw. sterowanie kontekstowe), mieliśmy już okazję podziwiać w przygodach Leona. Elementy Kill Switch odnajdziemy we wszędobylskich barykadach, zasłonach, barierach, murkach, obwarowaniach, które stanowią kluczowy element rozgrywki i są zwykle jedyną granicą oddzielającą życie od śmierci. Nasz bohater może schować się za praktycznie dowolną zasłoną i naparzać do wrogów z najbardziej dogodnej pozycji. Przyjdzie nam przemierzać ruiny cywilizacji i dawnej świetności, ulice miasta i podziemia. Warto nadmienić, że z drobnymi wyjątkami, gdzie możemy wybrać drogę, gra jest całkowicie liniowa.
Przechodzimy z lokacji do lokacji, a powrót najczęściej odcinają nam zamknięte drzwi. Każde nowe miejsce stanowi nowe pole bitwy – to starcie, w którym należy wykazać się minimum zmysłu taktycznego i skutecznym manewrowaniem pomiędzy barykadami. Przez większą część gry będziemy mieli towarzystwo w postaci innych żołnierzy, więc nie zawsze ogień przeciwnika będzie skierowany jedynie w naszą stronę. Drużynie możemy też wydawać proste rozkazy, ale użyteczność tej funkcji na standardowym poziomie trudności jest znikoma, a z większością przeciwników poradzimy sobie przy pomocy konwencjonalnych metod. Przy takim stylu prowadzenia walki niezwykle istotne jest sterowanie, a to w Gears of War nie zawodzi. Więcej. Prowadzenie naszego bohatera jest intuicyjne w sposób niemal perfekcyjny. Lawirowanie pomiędzy barykadami jest nie tylko łatwe, ale też szybko staje się naturalną częścią walki i slalom wśród świszczącego ołowiu, staje się czynnością tak naturalną, jak wyprawa do lodówki. Pomaga w tym znakomicie użycie jednego przycisku (domyślnie „A”) do wykonywania wielu czynności zależnie od pozycji bohatera. Jeśli jesteśmy np. przy murze i chcielibyśmy się za nim ukryć, naciskamy przycisk, co powoduje automatyczne przyklejenie się do niego. Ponowne naciśnięcie połączone z wychyleniem drążka do przodu spowoduje jego przeskoczenie itd. Gra w pełni wykorzystuje możliwości pada Xboxa 360 i robi to w sposób znakomity.
Efektem frontalnego ataku w Gears of War jest niemal zawsze rozczłonkowanie, dlatego też strzelanie zza węgła wypełni nam większość czasu rozgrywki. Do dyspozycji, oprócz oczywistych narzędzi destrukcji takich jak karabin czy shotgun, mamy jeszcze piłę... Wprawdzie jej użycie jest dość ryzykowne, gdyż oberwanie z bliskiej odległości zamieni nas w mało apetyczny tatar, to efekt wart jest uwagi miłośników surowej strawy. Przeciwnicy na standardowym poziomie trudności są raczej mało rozgarnięci i podejście ich nie wymaga umiejętności taktycznych Lisa Pustyni. Podobnie ma się rzecz z bossami (za wyjątkiem ostatniego), którzy także nie przyprawią nas o specjalny ból głowy i dojście do finałowej walki nie powinno zająć więcej niż dziesięć godzin. Krótko? Zapewne tak, ale tutaj należy się mały przypis. Grywalność Gears of War nie tkwi w samotnej krucjacie, ale we wspólnej walce i kooperacji z innym graczem. Nadaje to grze zupełnie nowych barw, szczególnie na wyższych poziomach trudności, gdzie trzeba z drugą osobą ustalić plan natarcia. Autorzy oferują nam zresztą multum opcji gry dla dwóch graczy – do dyspozycji mamy dzielony ekran, system link i wreszcie rozgrywkę przez Xbox Live.
Oprócz kampanii możemy też włączyć tryb multiplayer, gdzie na osobnych planszach wcielamy się w członków drużyny ludzi lub Szarańczy. Mamy do dyspozycji trzy tryby – podstawowy Warzone, gdzie ośmiu graczy (po czterech po każdej ze stron) ma za zadanie wykończyć grupę przeciwną. W opozycji do innych gier tego gatunku, w Gears of War nie ma możliwości powrotu do życia podczas tej samej sesji. Takie rozwiązanie powoduje większe znaczenie komunikacji pomiędzy graczami i potrzebę zajęcia najlepszych pozycji na polu walki. W trybie Assassination musimy chronić przywódcę grupy, gdyż głównym celem jest właśnie jego unieszkodliwienie. W Execution zaś śmierć następuje, dopiero gdy doprowadzony do agonii przeciwnik zostanie przez nas w efektowny sposób dobity. W każdej opcji, czy to co-op czy multiplayer, gra lokuje się w ścisłej czołówce i z całą pewnością po ukończeniu kampanii dla jednego gracza, krążek nie wyląduje na półce lub na aukcji internetowej.
O opracowaniu graficznym Gears of War świadczą liczne zdjęcia czy zajawki, ale tylko bezpośredni kontakt z postapokaliptycznym światem pozwoli nam zasmakować jakości nowej generacji. Bez wątpienia jest to najlepiej wyglądająca gra na konsolę Xbox 360, jaką do tej pory wyprodukowano. Abstrahując już od zaawansowanej fizyki, efektów świetlnych czy innych nowinek technologicznych, jakie niesie silnik Unreal 3, należy podkreślić przede wszystkim tytaniczną pracę grafików. Destroyed beauty, czyli zniszczone piękno, jest wprost niebywale urokliwe. Najmniejsze szczegóły, zdobienia czy pęknięcia – wszystko opracowano pieczołowicie i z niezwykłą wprost dbałością. Grafika jest miejscami tak sugestywna, że zamiast brnąć do przodu, trzeba przystanąć i po prostu oddać hołd artystycznej ekspresji fachowców z Epic. Doskonała praca kamery objawia się tym, że po prostu o niej zapominamy, a jakby tego było mało, podczas szalonego biegu ku schronieniu kamera kołysze się, jakby biegł za nami reporter stacji Al-Jazeera.
Animacja postaci jest rewelacyjna, co w szczególności widać w sytuacjach, gdy Marcus pospiesznie zmienia kryjówkę. Wypada dodać, że Gears of War jest grą niezwykle brutalną – co szczególnie odzwierciedla obecność piły i licznych efektów bryzgających trzewi. Wszystko to trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy – najlepiej na dużym ekranie w wysokiej rozdzielczości, ale trzeba nadmienić, że gra prezentuje się znakomicie także na standardowych odbiornikach. Opracowanie dźwiękowe idzie w parze ze znakomitą grafiką i jak na produkcję wysokobudżetową przystało, wykonane zostało z iście hollywoodzkim rozmachem. Dźwięk, który wydobywa się z broni brzmi... dokładnie tak jak powinien. Zadbano nawet o to, by uderzające pociski wydobywały różne dźwięki, w zależności od ustrzelonego przedmiotu, ściany czy szyby. Muzyka, choć nie zapada w pamięć, to nadaje odpowiedni nastrój w zależności od miejsca, które akurat odwiedzamy.
Czy Gears of War jest grą wybitną? W aspekcie czysto technicznym do perfekcji jej niedaleko, ale już jako strzelanina nie jest specjalnie oryginalna czy odkrywcza. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z produktem najwyższych lotów – może nie na miarę pierwszego Halo, ale na pewno ważnym i znaczącym dla całego gatunku. Szkoda, że nie popracowano bardziej nad fabułą i dialogami; żal też, że ta piękna podróż tak szybko się kończy. Mimo to, każdy miłośnik strzelanin powinien o Gears of War zahaczyć i bynajmniej nie dlatego, iż jest to wspaniały pokaz możliwości Xboxa 360. To po prostu diabelnie dobra gra.
Maciej „Shinobix” Kurowiak
PLUSY:
- świetna mechanika i sterowanie;
- doskonała oprawa graficzna i dźwiękowa;
- interesujące opcje gry dla dwóch i więcej graczy.
MINUS:
- niezbyt wciągająca fabuła.