Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 listopada 2006, 14:52

F.E.A.R.: Extraction Point - recenzja gry

F.E.A.R.: First Encounter Assault Recon, jak większość gier tego typu, ma grono swoich fanatycznych zwolenników. Bez wątpienia Extraction Point to produkt, który skierowany jest właśnie do nich.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Chyba nigdy dotąd nie poczułem tak dużej ulgi po obejrzeniu napisów końcowych w grze komputerowej. Extraction Point, czyli pierwszy, oficjalny dodatek do F.E.A.R.: First Encounter Assault Recon, rozczarował mnie. Znakomite efekty wizualne, duży nacisk położony na walkę oraz świetna, może nawet najlepsza w historii FPS-ów inteligencja przeciwników, to zdecydowanie za mało, żeby uznać ten twór za arcydzieło. Tak naprawdę, produkt firmy Timegate Studios ledwie zasługuje na szkolną czwórkę. Jest mi niezmiernie przykro, ale muszę to napisać: mimo starań, autorom nie udało się przeskoczyć niezbyt wysoko zawieszonej przez pierwowzór poprzeczki...

Początek nie zwiastował porażki, wręcz przeciwnie, dodatek zapowiadał się bardzo obiecująco. Do gry włączamy się zaraz po katastrofie śmigłowca, na pokładzie którego nasz bohater uciekł po wybuchu reaktora w kompleksie naukowym Origin. Maszyna spadła na ziemię w wyniku ingerencji Almy, małej dziewczynki doskonale znanej z pierwowzoru. Pozostali przy życiu bohaterowie postanawiają wydostać się pieszo z miasta, totalnie zrujnowanego w wyniku potężnej eksplozji. Zadanie to nie wydaje się zresztą specjalnie trudne, wszak po śmierci Paxtona Fettela każdy z ocalałych żołnierzy Repliki został automatycznie wyłączony z walki.

W Extraction Point czeka nas mnóstwo walki, przynajmniej w pierwszej połowie zmagań.

Już na początku zmagań okaże się, że prawda wygląda zgoła inaczej. Alma wskrzesiła swojego syna, w wyniku czego Fettel znów pojawia się na placu boju, a wraz z nim armia klonów. Żołnierze, bezgranicznie oddani swojemu maniakalnemu dowódcy, rozpoczynają wielkie polowanie. To oznacza spore kłopoty. Gracz musi jak najszybciej znaleźć drogę prowadzącą do nowego punktu ewakuacyjnego, zabijając przy tym wszystkich wrogów, jacy nawiną mu się pod lufę...

Program od samego początku stawia na totalną jazdę i wrażenia tego nie sposób pozbyć się przez dłuższy czas. Wrogów jest dużo, są doskonale uzbrojeni i stanowią nie lada wyzwanie, zwłaszcza, gdy poprawimy ich celność poprzez zwiększenie poziomu trudności gry, do czego zresztą gorąco namawiam. W Extraction Point rzadko zdarzają się sytuacje, w których wystarczy wpaść do pomieszczenia z uruchomionym SloMo, żeby bez większych problemów położyć pokotem wszystkich przeciwników. Często na pole bitwy przysyłane są posiłki, które potrafią zaskoczyć wprawionych w boju graczy. Z tych właśnie powodów najlepiej sprawdza się taktyka powolnego upuszczania krwi całemu oddziałowi, który aktualnie próbuje nas zabić. Wycofywanie się do tyłu w celu regeneracji wzmacniacza odruchów, wydaje się być jedynym skutecznym sposobem, żeby poradzić sobie z większymi grupami. Żołnierze nie są głupi. Uciekają przed granatami (ale na miny nadal wchodzą jakby byli ślepi), często zmieniają pozycje na kontrolowanym przez siebie terenie i niechętnie decydują się na frontalny atak na naszą kryjówkę, wiedząc doskonale, że czeka ich pewna śmierć. Pod względem inteligencji komputerowych przeciwników, dodatek rozkłada na łopatki większość pierwszoosobowych strzelanin dostępnych na rynku. Jeśli myślicie, że jesteście twardzi, spróbujcie powalczyć bez olbrzymiego ułatwienia w postaci spowolnienia czasu. Gwarantuję Wam, że rzadko wyjdziecie z tego żywi.

Żeby gracz nie narzekał na brak wrażeń, autorzy z Timegate Studios postanowili uraczyć go wymagającymi potyczkami na otwartych przestrzeniach. Wrogowie atakują wówczas z kilku stron naraz. Ciężko wówczas znaleźć dobrą kryjówkę oraz czas na regenerację wzmacniacza odruchów. Przyznam się, że to właśnie te batalie najbardziej przypadły mi do gustu. W tego typu sytuacjach należy mieć oczy dookoła głowy i bardzo szybko eliminować kolejnych oponentów. Każdy błąd przypieczętuje bowiem naszą porażkę.

Wśród żołnierzy Repliki pojawiły się dwa premierowe oddziały. Największe zagrożenie stanowią Pancerze wyposażone w tarcze oraz Miniguny – broń, która zrobi z Ciebie sito, zanim zdążysz zbliżyć się do przeciwnika. W połowie gry musimy również uporać się z nową wersją robotów, znacznie wytrzymalszą od wcześniejszych konstrukcji. Maszyny te wypluwają rakiety z większą częstotliwością od poprzedników, ale są za to wolniejsze, dzięki czemu wymanewrowanie ich nie powinno nastręczać kłopotów. Ostatni z wprowadzonych do gry wrogów – kamuflujący się stworek z czerwonymi ślepiami – związany jest z postacią Almy i podobnie jak premierowe wynalazki w armii Repliki, pojawia się w bezpośredniej konfrontacji bardzo rzadko.

Działo laserowe – świetna broń, ale nie powalczymy nią niestety zbyt długo.

Oprócz nowych wrogów, w Extraction Point spotkamy także niedostępne wcześniej narzędzia zagłady. Po eksterminacji pierwszego Pancerza, będziemy mogli położyć łapy na wspomnianym wyżej Minigunie. Nieco wcześniej na placu boju znajdzie się natomiast działo laserowe, które potrafi ciąć przeciwników na kawałki. Mimo, że oba wynalazki są bardzo fajnym urozmaiceniem dla podstawowych broni, to jednak możecie zapomnieć o ich powszechnym użyciu. Szansa znalezienia dodatkowych egzemplarzy tych pukawek jest praktycznie żadna. Trzeba cierpliwie poczekać na pojawienie się przeciwników, korzystających z obu rodzajów broni, a to niestety, należy do rzadkości. Zdaję sobie doskonale sprawę, że obie bronie są bardzo mocne i znacznie ułatwiają zabawę, ale dodatek jest tak obrzydliwie krótki, że na dobrą sprawę gracze nie zdążą się nimi w ogóle nacieszyć!

W arsenale gracza pojawiło się jeszcze jedno udogodnienie – wieżyczki strzelnicze, które potrafią się przyczepiać do każdej powierzchni, sufitu również. Nie stanowią one poważnego zagrożenia dla wrogów, ale potrafią odwrócić na chwilę ich uwagę, co niejednokrotnie może pomóc w eksterminacji dużych grup. Działka należą do tego samego asortymentu co granaty, dlatego też nie zaliczają się do broni podstawowych w arsenale gracza. Liczba przenoszonych wieżyczek jest ograniczona, na szczęście można spotkać je stosunkowo często – na ogół przed bardziej wymagającymi bitwami.

Skoro mówimy o nowościach, kilka słów o dwóch mniejszych udogodnieniach. Pierwszym z nich jest możliwość otwierania drzwi przy pomocy ładunków wybuchowych, a także ataków wykorzystujących walkę wręcz. Nie zauważyłem, żeby miało to jakikolwiek wpływ na rozgrywkę – element zaskoczenia jest niewielki, wrogowie opamiętują się bardzo szybko i niemal natychmiast ruszają do akcji. Drugą nowością są specjalnie oznaczone skrzynie, które można rozwalić przy pomocy broni. Pudła kryją często użyteczne przedmioty, dlatego warto się za nimi rozglądać podczas przemierzania kolejnych lokacji.

Wymagająca walka z przeciwnikami oraz nowe rodzaje broni, to tak naprawdę jedyne jaśniejsze punkty omawianego rozszerzenia. Cała reszta pozostawia sporo do życzenia. Największym mankamentem gry jest towarzysząca zmaganiom monotonia, na którą ogromny wpływ mają niezbyt różnorodne lokacje. Pamiętacie podstawową wersję F.E.A.R.? Nie drażniły Was wciąż te same odrapane, szarobure ściany, identyczne pudła, metalowe półki, kontenery, żółte drabiny, zardzewiałe barierki i masa powtarzających się elementów, wykonanych na jedno kopyto? W Extraction Point mamy powtórkę z rozrywki. Co prawda autorzy programu wprowadzili trochę urozmaicenia w stacji metra i kompleksie medycznym, ale również te lokacje po chwili zaczynają potwornie nużyć, zwłaszcza gdy w okolicy nie ma jakichkolwiek wrogów.

Pamiętam doskonale narzekania na trzecią odsłonę cyklu Doom, której również brakowało urozmaicenia w budowie map. Problem polega jednak na tym, że o ile zamkniętej bazie na Marsie można wybaczyć monotonność, tutaj woła ona o pomstę do nieba. Przypomnijcie sobie drugą odsłonę cyklu Half-Life i porównajcie City 17 z miastem przedstawionym w F.E.A.R. Kolosalna różnica! Być może całość prezentowałaby się lepiej, gdyby akcja Extraction Point rozgrywałaby się w dzień. Ale to zapewnie kłóci się z eksploatowaną w cyklu konwencją horroru, której sprzyja nocna wędrówka. Wielka szkoda, bo to, co proponuje produkt firmy Timegate Studios, robi się nużące po kilkudziesięciu minutach zabawy.

Stacja metra.

Negatywny wydźwięk całości nadają nie tylko monotonne lokacje, ale również fatalnie zrealizowana końcówka gry, w której praktycznie nic się nie dzieje. Po intensywnym i bardzo emocjonującym początku zmagań, kiedy non stop jesteśmy zmuszani do wyczerpującej walki z wrogami, ostatnie etapy wręcz kłują w oczy pustką. W dwóch wieńczących zmagania interwałach ataki przeciwników można policzyć na palcach jednej ręki. Autorzy postawili tutaj na samotne przemierzanie korytarzy, w których często jesteśmy świadkami zjawisk paranormalnych. Z racji tego, że Alma nie robi już takiego wrażenia, jak w pierwowzorze, marszruta staje się przez to okropnie nudna. Sytuacji nie poprawia także mizerny scenariusz, który w stosunku do podstawowej wersji gry praktycznie nie został rozwinięty. Jeśli kogoś irytowały wieści o badaniach w kompleksie naukowym Origin przekazywane za pośrednictwem automatycznych sekretarek, to w Extraction Point odetchnie z ulgą. Liczba aktywnych telefonów uległa drastycznemu zmniejszeniu, w dodatku wiadomości na nich nagrane nie informują o niczym istotnym. W grze zobaczymy zaledwie czterech bohaterów niezależnych, z czego trzy osoby pojawią się dosłownie na kilka sekund, natomiast ostatnia zwiedzi z nami kompleks magazynów. Żadna z tych postaci nie sprzyja rozwinięciu fabuły. Nędza i rozpacz.

Ukończenie Extraction Point zajęło mi ponad siedem godzin. Nie przekładajcie jednak mojego wyniku na ogólną długość rozgrywki, gdyż gra jest znacznie krótsza. Trzy czwarte czasu spędzonego z programem poświęciłem na wyczerpujące walki z przeciwnikiem i to tylko dlatego, że wybrałem ostatni poziom trudności. Zakładam, że ukończenie rozszerzenia ze słabiej strzelającymi żołnierzami Repliki nie powinno zająć nikomu więcej niż cztery godziny. Jak widać Half-Life 2: Episode One ma już w tym względzie godnego rywala...

Extraction Point to dla mnie dodatek bardzo przeciętny. Jest dużo walki, ale trudno się nią podniecać, skoro był to także mocny punkt pierwowzoru. Są nowe bronie, ale brak amunicji sprawia, że nie pobawimy się nimi zbyt długo. Fabuła jest, ale taka, jakby jej nie było, natomiast elementy horroru nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Po raz kolejny okazało się, że F.E.A.R.: First Encounter Assault Recon to przede wszystkim miażdżący, kopiący w tyłek i wciągający na długo tryb multiplayer. Dlaczego nikt o nim nie pomyślał przy okazji Extraction Point? Czy tak trudno zaimplementować nowe narzędzia zagłady i dodać kilka premierowych aren do walk w sieci? Gdyby rozszerzenie rozwijało także ten aspekt zabawy, nie żałowałbym ani grosza na jego zakup, tym bardziej że mógłbym być przez jakiś czas mieć coś więcej, niż oferuje F.E.A.R.: Combat. Niestety, tak się nie stało. Szkoda.

Minigun sieje śmierć i zniszczenie.

F.E.A.R.: First Encounter Assault Recon, jak większość gier tego typu, ma grono swoich fanatycznych zwolenników. Bez wątpienia Extraction Point to produkt, który skierowany jest właśnie do nich. Ludzie szukający odmiany po nieco nużącej rozgrywce w podstawowej wersji gry, dodatkiem srodze się zawiodą. Polecam dokładnie przemyśleć kwestię zakupu, gdyż może się okazać, że będziecie mieć ochotę wyrzucić pudełko z grą przez okno.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • bardzo dużo wymagających walk w pierwszej połowie gry;
  • dopracowana inteligencja komputerowych wrogów;
  • dwie nowe bronie i jeden premierowy gadżet;
  • jak zwykle rewelacyjna oprawa wizualna (dla posiadaczy mocnego sprzętu).

MINUSY:

  • brak innowacji w trybie multiplayer;
  • monotonne lokacje;
  • brak amunicji do nowych narzędzi zagłady;
  • elementy horroru, które nie robią już takiego wrażenia;
  • słabo rozwinięta fabuła;
  • krótki czas rozgrywki.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.