Wróciłem do gry, w której mam 2000 godzin. Znowu muszę się jej uczyć od zera
Gry długożyjące to piekło dla powracających graczy. Swego czas spędziłem w World of Tanks tysiące godzin (no tak ze dwa) – myślałem więc, że jak wrócę do gry, to będę znowu wymiatać. Tak bardzo się myliłem…
Istnieje taka teoria 10 tysięcy godzin. Chodzi w niej o to, że aby osiągnąć mistrzowski poziom w danej dziedzinie, trzeba spędzić 10 tysięcy godzin na ćwiczeniach (mądrych i pogłębionych, ale tu nie miejsce na szczegóły) – oczywiście nie jest to gwarancja wygrania turnieju Rolanda Garossa czy zostania królem strzelców Euro 2020. Po prostu po takim czasie uzyskujemy poziom pozwalający na zawodowstwo (jeśli ciekawi Was ta teoria, poczytajcie o niej w książce Kod talentu).
W ciągu ostatnich 10 lat spędziłem w World of Tanks... jakieś 2 tysiące godzin – trudno to dokładnie oszacować, bo w grze nie ma takich statów, ale przyznacie, że liczba robi wrażenie. W teorii powinienem więc być naprawdę dobrym graczem – i faktycznie w tym czasie osiągałem całkiem niezłe rezultaty. Wygrywałem 55% bitew, co jest mizernym wynikiem w wielu innych produkcjach, ale pamiętajcie, że tutaj każda drużyna liczy 15 graczy i wpływ poszczególnych graczy na zwycięstwo nie jest duży. Przeciętny gracz ma wynik na poziomie 48–50%, a wymiatacze dobijają do 60% (nie liczę tu osób, które zawsze grają w plutonach, bo wtedy, w trójkę, faktycznie można mieć większy udział w wygranej). Słowem, byłem niezłym graczem.
Potwierdzam, 55% zwycięstw to świetny wynik. Ja mogę się „pochwalić” szalonym 46,1%. Oczywiście przede wszystkim oznacza to, że jestem zwykłą „lamą”. Na swoje usprawiedliwienie jednak powiem, że komputer miałem słaby, myszka coś przycinała i prześladował mnie duży pech w matchmakingu. A tak serio – chyba zabrakło mi cierpliwości.
Przyjrzyjmy się jednak statystykom Adama i moim, żebyście mieli wyobrażenie o tym, jak mu szło.
Adam | Marcin | |
Liczba bitew | 12 900 | 4213 |
Średnie doświadczenie w bitwie | 714 | 261 |
Najwięcej pojazdów zniszczonych w jednej bitwie | 10 | 7 |
Procent trafień | 70,93 | 54,49 |
Najchętniej wybierany pojazd | Löwe (1029 bitew) | IS (443 bitwy) |
Marcin Strzyżewski
Wielki powrót? Wielka klapa
W 2021, po kilku latach przerwy, postanowiłem wrócić do World of Tanks. Akurat trwała trzecia, wiosenna fala koronawirusa, więc cóż lepszego było do zrobienia, niż uciec w wirtualną rzeczywistość? Pobrałem zatem grę, odpaliłem ją i dość długo próbowałem rozgryźć wszystkie nowinki. Season pass rodem z gier mobilnych (całkiem fajnie zrealizowany, tak na marginesie), misje i kampanie, dodatkowe tryby. Efekt jednak jest taki, że dla nowego czy powracającego gracza interfejs okazuje się trudny od ogarnięcia. Nowe waluty, okienka, przyciski, bonusy – gdybym nie skorzystał ze wsparcia znajomego, także weterana WoT-a, który jednak nigdy gry nie porzucił i który cierpliwie odpowiadał na wszystkie moje (nawet te niezbyt mądre) pytania, pewnie bym się poddał na tym etapie. Zwłaszcza że...
...to na polu bitwy tak naprawdę dostałem odłamkowym prosto w łeb. W teorii na przestrzeni lat rozgrywka w World of Tanks niewiele się zmieniła – zasady są te same, a typy czołgów i ich role na polu bitwy pozostały niezmienne, ale to nie znaczy, że można ot tak wrócić sobie po paru latach przerwy i znowu wymiatać. Przede wszystkim starcia okazują się dziś szybsze niż te parę lat temu. Błyskawiczne bitwy z dyskusyjnym, żeby nie powiedzieć: beznadziejnym, balansem (symulator 15:1, jak często mówią gracze), kołowe czołgi lekkie, które szaleją na placu boju, czy zatrzęsienie nowych pojazdów – w tym takie bajery jak dwulufowe rosyjskie czołgi ciężkie. No i oczywiście pojawiło się sporo nowych map. Niestety, chcesz wrócić – musisz poczuć się jak noob, który niczego nie ogarnia.
150 godzin bolesnej nauki
Wszystko to spowodowało, że na początku grałem beznadziejne – jakiś gracz nawet zarzucił mi, iż kupiłem konto, bo nie radziłem sobie tak dobrze, jak mogły wskazywać moje statystyki... Uczyłem się nowych czołgów. Tego, jak szybko strzelają, ile zadają obrażeń, no i oczywiście – gdzie mają słabe punkty pancerza. Sięgałem po filmiki czołgowych wymiataczy (skill4ltu czy QuickyBaby), żeby podpatrzeć, jak grają, i posłuchać ich rad. Metodą prób i błędów – oj, wielu błędów – poznawałem nowe mapy i nowe strategie. Nie ukrywam, początkowo to była orka na ugorze – i nieraz kończyłem sesję z WoT-em wściekłym ALT+F4 chwilę po tym, gdy znowu idiotycznie zginąłem.
Chcesz spróbować swoich sił w World of Tanks?
Z czasem zacząłem czuć się coraz pewniej, ale to nie znaczy, że wróciłem do poziomu sprzed lat. Znowu jednak śledziłem zmiany w grze, cieszyłem się z nowego season passa, czytałem informacje o nadchodzących czołgach (niedługo pojawi się linia czeskich pojazdów ciężkich) – innymi słowy, stałem się na nowo członkiem community, czego najlepszym dowodem jest to, że – tak jak kiedyś – zacząłem wkurzać się na złe pomysły Wargamingu czy jego beznadziejne podejście do monetyzowania gry (to opowieść na osobny felieton). Mimo że spędziłem w tym roku w World of Tanks już ponad 150 godzin, to jednak ciągle popełniam głupie błędy, są mapy, których dalej nie rozpracowałem, i daleko mi do wyników sprzed lat. Do dzisiaj też nie tykam w zasadzie 10 poziomu (mój ulubiony to 8), bo moje umiejętności i znajomość gry nadal są zbyt słabe, żeby osiągać satysfakcjonujące wyniki na najwyższych tierach. I tak to się powoli toczy, ta bolesna nauka gry, w której kiedyś wbiłem 2 tysiące godzin.
Gro-usługo, bądź prostsza
World of Tanks, jak możecie się domyślać, to tylko element szerszego zjawiska – ten jest mój osobisty, ale jestem pewien, że wielu z Was miało podobne problemy, na nowo instalując League of Legends czy Warframe’a. Sam mam kilka takich gier, do których – mimo prób – nie dałem rady wrócić. Nie umiem na nowo nauczyć się Path of Exile, choć spędziłem w tej grze kiedyś tam blisko 100 godzin. Jeszcze zabawniejsza jest moja przygoda ze Stellaris – tytułem, który swego czasu porządnie przetestowałem, bo go... recenzowałem. Po paru latach próbowałem do niego wrócić, ale kolejne aktualizacje i dodatki zmieniły w nim tak dużo, że... szybko się poddałem.
Oczywiście rozumiem, skąd bierze się ten „problem” – bo to, co utrudnia mi nauczenie się od nowa dobrze kiedyś znanej gry, to zarazem zbawienie dla jej wiernych fanów. Aktualizacje, świeże mapy czy tryby są konieczne, żeby utrzymać przy grze-usłudze jej hardcore’owych miłośników, a bez nich przecież taka produkcja umrze. Rozum mówi, że nie da się pogodzić tych dwóch grup interesów. Serce jednak chciałoby, żeby gry długo żyjące lepiej obchodziły się z powracającymi do nich po latach graczami. Szkoda, że pozostanie to pewnie tylko marzeniem ściętej głowy.
O AUTORZE
Mimo że często się wkurzam na World of Tanks i sposób, w jaki grę rozwija Wargaming, mam duży sentyment do „Czołgów”. Do dzisiaj zdarza mi się czasem napisać „siema pl” na czacie, ciągle preferuję czołgi ciężkie (niestety, bo w dzisiejszej mecie sobie nie radzą), a od czasu do czasu lubię nawet pograć „artą” (niestety, bo po ostatnich patchach została strasznie znerfiona).
ZASTRZEŻENIE
Kod na czołg premium i kilkudniowy dostęp do konta premium otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Wargaming.