Sifu wcale nie jest takie trudne. Trik polega na tym, żeby myśleć
Sifu dał się poznać jako kolejna wybitnie trudna gra. Tymczasem tytuł ten jedynie sprawia pierwsze wrażenie niezwykle wymagającego. W rzeczywistości trzeba się w nim wykazać jedynie uwagą i cierpliwością.
Sifu, chodzona bijatyka od twórców Absolvera, okazała się jedną z bardziej udanych premier początku roku. Jak to jednak bywa z debiutami gier wymagających od graczy czegoś więcej niż przysłowiowego „wciśnij jeden przycisk, aby wygrać”, wywołała kolejny odcinek niekończącej się debaty o to, czy każda gra powinna być dla każdego i oferować łatwy poziom trudności – choćby i miał on zabić cały sens zaprojektowanej w konkretny sposób rozgrywki. Argumenty są z grubsza te same co zawsze i adresowaliśmy je już przy różnych okazjach – m.in. tu i tu. Dlatego zamiast się powtarzać, zwrócę uwagę na coś innego – na to, że Sifu wcale nie jest aż tak trudne. Ta gra po prostu wymaga cierpliwości i uwagi.
Wyzwanie stawiane przez Sifu związane jest głównie z tym, że tytuł oddaje do naszej dyspozycji bardzo rozbudowany system walki, ale zamiast przeprowadzać nas za rączkę przez serię nudnych samouczków, te ogranicza do minimum, a prawdziwą naukę uskutecznia znacznie bardziej dyskretnie – i robi to cały czas, aż do walki z końcowym bossem. Na tyle dyskretnie, że jeśli nie zastanowimy się nad tym, co się dzieje, to możemy łatwo pomylić lekcję z niesprawiedliwym wzrostem poziomu trudności.
Pierwszy fragment gry to tak naprawdę rozgrzewka przed treningiem – choć pozornie walczymy z falami wrogów i mamy na końcu bossa, tak naprawdę na tym etapie Sifu pozwala nam eksperymentować z systemem walki i się nim bawić – przeciwnicy są słabi i mają lipną obronę. Dlatego tak łatwo przeżyć szok, gdy rozpoczyna się właściwe szkolenie w poziomie drugim. Tutaj już trafiamy na wrogów o bardzo konkretnych słabościach i silnych stronach.
I teraz scenariusze są dwa. Możemy dalej atakować na oślep, dostawać ostry oklep, próbować jeszcze raz tego samo, znowu dostawać oklep. I tak po kilka razy, aż w końcu garść przypadkowo trafionych ciosów powali przeciwnika i pozwoli nam ruszyć do przodu. Aż do kolejnego wroga, na którym znowu zmarnujemy czas i życia. Albo możemy zastanowić się, dlaczego to, co robimy, nie działa, i spróbować innych ataków. Zmienić metodę obrony. Poobserwować przeciwnika i poszukać idealnych momentów na kontrataki. Bardzo szybko odkryjemy jego słabość i chwilę temu niepokonany zakapior zamieni się w kolejną łatwą ofiarę.
Sifu na tym koncepcie opiera tak naprawdę całą rozgrywkę. Na przestrzeni pięciu poziomów rzuca na nas różnych wrogów o różnych słabościach, stopniowo i naturalnie ucząc kolejnych technik walki. Ponieważ, podobnie jak w grach FromSoftware, nie ma tu losowości i konkretnych wrogów o określonych wzorcach zachowań zawsze znajdziemy w tym samym miejscu; jeśli raz nauczymy się z kimś walczyć, to nie będzie on stanowił żadnego wyzwania tak długo, jak długo nie zapomnimy o jego słabościach. Walka nie jest trudna – ona wymaga cierpliwości i obserwacji. Znów – podobnie jak Dark Souls, które z jednej strony wyrobiły sobie renomę wielce trudnych, a z drugiej co rusz słyszymy o tym, że ktoś skończył je z zawiązanymi oczami, lewą nogą albo w wieku pięciu lat.
Nie tylko sama walka w Sifu karci za niecierpliwość. Podobnie działa tutejszy system umierania. Jego dokładny opis wymagałby sporo miejsca, więc w dużym skrócie – gra zapamiętuje, ile żyć nam zostało, gdy dotarliśmy do nowego poziomu. Jeśli na przykład dotarliśmy do niego, mając jeszcze trzy „skuchy”, to gdy je stracimy, po rozpoczęciu danej lokacji od nowa wciąż zostaną nam trzy życia. Ale – możemy też cofnąć się do poprzedniej mapy i poprawić swój wynik. Dzięki temu z trzech żyć w nowej lokacji może zrobić się ich na przykład siedem. Zamiast pchać się natychmiast do przodu, często mądrzej jest zawrócić i poprawić wcześniejszy rezultat – w końcu skoro raz przeszliśmy daną mapę, to jak najbardziej możliwe powinno być zrobienie tego ponownie, lepiej.
Jeśli spieszysz się, by jak najszybciej poznać nowe poziomy – dostajesz po łapach. Gdy w walce używasz brutalnej siły zamiast sprytu i rozwagi – dostajesz po łapach. Sifu jest jak nauczyciel, który wpaja cierpliwość oraz zachęca do zastanowienia się i dążenia do perfekcjonizmu. Tak naprawdę największą trudnością gry jest zrozumienie tego. Wolałbym nie zakładać, że to faktycznie przekracza zdolności większości graczy i czyni Sifu niewyobrażalnie wymagającą grą.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.