Odłóżmy widły, Cyberpunk 2077 został opóźniony, więc pomyślmy o twórcach
Pracuję w tej branży mniej więcej od premiery Skyrima, a śledzę ją dobre ćwierć wieku. Dotąd nie słyszałem, żeby ktoś opóźnił grę, która już uzyskała tzw. złoty status. Cyberpunk 2077 jest pierwszy. Nie myślmy teraz jednak o nas, pomyślmy o pracownikach.
Zacznijmy od tego, że takie opóźnienia oznaczają jedno – nie jest dobrze. W oficjalnym oświadczeniu CD Projekt zwraca uwagę na to, że gra trafia jednocześnie na wiele różnych platform (PC, dwie generacje konsol, kiedyś jeszcze Stadia). To oznacza jedno, testerzy zapełniają system zgłaszania błędów tysiącami informacji o problemach, a zespół gorączkowo to wszystko łata, żebyśmy dostali do rąk towar, który faktycznie działa. Całkiem możliwe, że przy wcześniejszej dacie premiery mielibyśmy grę, ale i tak byśmy czekali do grudnia na patche, które pozwoliłby grać bez rzucania myszkami po ścianach.
Mnie w tej chwili zastanawia, co się dzieje w samym CD Projekt RED. Wiemy, że crunch trwa tam już jakiś czas. Różne źródła mówią różne rzeczy, ale raczej wszystko się skleja w obraz ludzi wyrabiających całą masę nadgodzin. Oni tam pracują, bo są ambitni, bo chcieli być częścią firmy, która robi najlepsze gry w Polsce i jedne z lepszych na świecie. Myślę, że większość wiedziała, na co się pisze. Jednocześnie pamiętajmy, że oni robią to dla nas. Bo chcą nam dać świetną grę (i na niej świetnie zarobić, to normalne). To jednak nie jest powód, żeby się tym nie przejmować. To powód, żeby ich szanować.
Jednocześnie jednak jest tam kierownictwo, które przez ostatnich kilka lat podjęło szereg decyzji, które ostatecznie doprowadziły do tego co dziś obserwujemy. Kiedy to piszę, jest wieczór. Sądzę, że kiedy ja skończę i zajmę się swoimi sprawami, graficy, programiści i testerzy będą dalej trwać przy biurkach, zamiast odpoczywać, bawić się z dziećmi, albo brać udział w protestach, które być może są dla nich ważne.
W ostatnich dniach w naszej redakcji dużo dyskutowaliśmy na ten temat i mamy bardzo różne zdanie na temat crunchu. Są ci, którzy winią za niego jedynie pracodawcę, jego chciwość i niekompetencję. Są tacy, którzy winy dodatkowo upatrują w giełdzie i dużych oczekiwaniach graczy. W specyfice branży, w braku zorganizowanego sprzeciwu ze strony pracowników. Wszyscy jesteśmy jednak zgodni co do jednego - to jest problem. Problem, z którym mierzą się konkretni ludzie.
W tej chwili wszystkie oczy skupione są na Cyberpunku 2077 i CD Projekcie. Podejmując decyzję o kolejnym już przesunięciu kierownictwo firmy z całą pewnością zdawało sobie sprawę, że to może otworzyć zbiornik z krytyką, wiszący tuż nad ich głowami. I otworzyło.
Taka krytyka spada jednak na całą firmę. Różni ludzie mają różną wrażliwość i nigdy nie wiemy, kogo zaboli komentarz, który napiszemy w sieci źli na to, że nie dostaniemy tego, na co czekaliśmy. Może zamiast wyrzucać z siebie złość, zaadresować do twórców dobre słowo - jesteśmy z Wami, pracujcie spokojnie.
Zdaję sobie sprawę, że kilkukrotne opóźnienie premiery świadczy o organizacyjnych problemach. Raczej większych niż mniejszych. Czy dało się tego uniknąć? W jakimś stopniu pewnie tak. Nie zapominajmy jednak o tym, że Cyberpunk 2077 to projekt wyjątkowo ambitny, który powstaje także na nowy sprzęt, którego deweloperzy z CD Projekt RED uczyli się od zera.
Nie możemy też pominąć wpływu pandemii. W takiej firmie nie robi ona takiego spustoszenia jak w branży eventowej czy w gastronomii. Praca zdalna opóźnia jednak część procesów, a przecież na to twórcy Cyberpunka nie mieli żadnego wpływu.
Też bym chciał, żeby ta gra już po prostu wyszła. Byłbym zachwycony, gdyby ta sytuacja gruntownie przebudowała podejście CD Projektu do planowania projektów i do pracowników. W końcu nie od dziś się słyszy, że tam się crunchuje. Na razie jednak po prostu zachowajmy spokój i dajmy im dokończyć pracę.