Czy jesień wielkich rozczarowań okaże się grową Wiosną Ludów (i dlaczego nie)?
Obserwowanie alergicznej reakcji na utarte jesienne „hity” pokroju Far Cry’a 6 czy Battlefielda 2042 może wprowadzić człowieka w iście rewolucyjny nastrój, ale czy najwięksi wydawcy zapamiętają sobie tę lekcję? To pytanie retoryczne – naturalnie, że nie.
Październik i listopad – miesiące, w których ogromne studia wydają swoje wysokobudżetowe hity, by załapać się na związany ze świętami i okresem Black Friday szał zakupów – w tym roku upłynęły pod znakiem skandali. Nie zawodów, nie rozczarowań, ale skandali, bo inaczej nie wypada nazywać tego, w jakim stanie trafiły na rynek największe tegoroczne premiery. Far Cry 6 – odgrzewany kotlet, przy którym twórcom coraz mniej chce się udawać, że mają pomysł na rozruszanie skostniałej formuły. Call of Duty: Vanguard – zero drugowojennego klimatu, kampania na krótkie popołudnie i zubożałe tryby rozgrywki. Battlefield 2042 ma więcej bugów niż EA pomysłów na mikrotransakcje. Przy Grand Theft Auto: The Trilogy ktoś musiał mieć wyjątkowo psotny nastrój, wymyślając podtytuł The Definitive Edition. Do tego kolejna edycja Skyrima, tym razem na dziesiąte urodziny, choć przysiągłbym, że ukazująca się rok w rok nowa wersja albo port tej gry to tradycja sięgająca przynajmniej naszego wejścia do Unii.
Humory poprawiła nieco Forza Horizon 5, ale jej formuła wyklucza jakiekolwiek rewolucyjne nowinki – to po prostu kolejna wyśmienita odsłona od lat pozostającego na szczycie cyklu, a także Halo Infinite oraz Guardians of the Galaxy (największą zaletą tego ostatniego jest chyba to, że nie poszło w ślady absolutnie nijakiego The Avengers). Te trzy tytuły nie ratują jednak fatalnych ostatnich dwóch miesięcy mających potencjał, by odmienić nieco losy całego roku w kontekście interaktywnej rozrywki. Roku, który pod względem wielkich premier może być określany mianem rozczarowującego, i to zakładając, że jesteście akurat w dobrodusznym nastroju.
Zresztą, pal licho sam fakt zawodu: dziś mało która duża gra osiąga poziom obiecywany w kampaniach marketingowych. Inną rzeczą jest jednak rozczarowanie wynikające z nowych pomysłów, które nie wypaliły tak, jak chcieliby tego twórcy, albo z wygórowanych ambicji. Nie, rzecz w tym, że nowy Far Cry, Battlefield czy Call of Duty są produkcjami słabymi, bo wydawcy chcieli, by te gry takie właśnie były. Z pełną świadomością zdecydowali, że nie ma potrzeby wkładać w nie choć trochę więcej wysiłku niż absolutne minimum. Tym razem jednak napotkali mocny opór graczy, którzy swoimi ocenami dali do zrozumienia, co sądzą o takich praktykach.
To o tyle dziwne, że z całym szacunkiem dla tej społeczności – nasza tolerancja na tuzinkowość wysokobudżetowej interaktywnej rozrywki wydawała się po prostu nieskończona, a deweloperom częściej dostawało się za odważne, acz niepopularne decyzje artystyczne (ekhem, ekhem, The Last of Us: Part II). Miło więc widzieć słuszny gniew graczy, poczuć iście rewolucyjne poruszenie i łudzić się, że zarówno oni, jak i giganci segmentu AAA sobie tę jesień zapamiętają. Chociaż wszyscy wiemy doskonale, że tak nie będzie.
Mijające dwanaście miesięcy uwypukliło problem widoczny gołym okiem od lat: twórcy dysponujący wielkimi cyklicznymi markami rozleniwili się ponad wszelką przyzwoitość. Udowodnił to Ubisoft, wydając kolejną edycję Far Crya 3 z minimalnie rozbudowaną formułą, udowodniło EA, zapychając Battlefielda 2042 podrasowanymi mapami z poprzednich części. W dodatku jesienne premiery trafiły na rynek w przeciętnym – w najlepszym razie – w stanie technicznym, w najgorszym zaś – działając w zależności od własnego widzimisię.
Można to zrzucić na karb trwającej pandemii – dopieszczenie i optymalizacja wysokobudżetowego hitu w warunkach, w których nikomu raczej nie spieszy się do biur, zapewne nie należą do najprostszych zadań – ale i przed erą COVID-19 sposób działania polegał na „wydaj szybko, łataj później”. Umówmy się jednak – po Ubisofcie, Electronic Arts, Activision, a w ostatnich latach niestety także po Bethesdzie raczej nie spodziewamy się gier pełnych ciekawej zawartości, wypolerowanych na błysk i zaskakujących nowatorskimi rozwiązaniami. Dlaczego więc zachowawczość i bylejakość nagle zaczęły tak mocno bić po oczach?
Brak zalewu udanych wielkich premier jest tym bardziej przygnębiający, że przecież dopiero co na rynek trafiły nowe konsole: PlayStation 5 i Xbox Series X. Według wszelkiej logiki Sony i Microsoft powinny nas bombardować produkcjami, które zmusiłyby nas do zakupu ich sprzętu, ale w 2021 roku wysokobudżetowe tytuły ekskluzywne ograniczyły się odpowiednio do gier Ratchet & Clank: Rift Apart i Halo: Infinite.
Jeśli popatrzymy na ubiegły rok, jesień też nie zrywała czapek z głów. Assassin’s Creed: Valhalla to kolejna konserwatywna odsłona nieludzko wymęczonej serii – casus podobny do Far Crya 6, choć może nie tak dobitny. O Call of Duty: Ghosts II pewnie nawet nie pamiętacie i nawet się ze mną nie kłóćcie – prawdopodobnie nie zauważyliście, że przeinaczyłem nazwę zeszłorocznej odsłony cyklu, w rzeczywistości opatrzonej podtytułem Black Ops – Cold War. Reszta to remastery oraz remaki starych hitów i choć zdarzały się perełki pokroju Demon’s Souls, to jednak trudno być w pełni usatysfakcjonowanym samymi nowymi wersjami dobrze znanych tytułów.
Rzecz w tym, że w 2020 roku czas do „hitowej” jesieni uprzyjemniały naprawdę wyśmienite produkcje, które cieszyły się zainteresowaniem szerokiej publiczności. Były Doom: Eternal i Half-Life: Alyx; Nioh 2 i Ori and the Will of the Wisps; Last of Us: Part II i Ghost of Tsushima. Nawet jeśli ostatnie miesiące 2020 roku nie „dowiozły”, zrobiły to poprzednie. I mam wrażenie, że samo to przez lata chroniło największe marki EA, Ubisoftu czy Activision – byliśmy gotowi przymknąć oko na ich lenistwo, bo przecież dookoła było tyle nowych, ciekawych tytułów. Ambicja innych studiów stanowiła poduszkę powietrzną dla gnuśności wielkich growych korporacji. W 2021 roku tej poduszki zabrakło. I gdy okazało się, że Call of Duty: Vanguard czy Far Cry 6 najwidoczniej naprawdę będą największymi tytułami ostatnich miesięcy, zaryliśmy nosem w deskę rozdzielczą.