Chcę Sonos One w domu, ale chyba mnie nie stać
Od kilku miesięcy mamy możliwość testować w redakcji Sonos One. Spędziłem z nim trochę czasu sam na sam i zastanawiam się, czy tak właśnie będzie wyglądać przyszłość domowego audio? Czy ten jeden głośnik może zastąpić wszystkie inne?
Założona w 2002 firma Sonos za cel istnienia wzięła sobie produkcję „inteligentnych” systemów audio, mających sprostać potrzebom nowego pokolenia konsumentów muzyki. Milenialsi, bo to o nich mowa, pragnęli (w przeciwieństwie do swoich rodziców i dziadków) urządzeń mniejszych i wyglądających bardziej nowocześnie. Takich, które nie tylko nie zagracają często niewielkich śródmiejskich loftów, ale i przy okazji dodają im szyku i prestiżu. A jakby jeszcze dobrze przy tym grały, no to już w ogóle nikt by nie miał pytań. Czy taka konfiguracja zalet w wypadku sprzętu muzycznego jest w ogóle możliwa? Tak, co udowodnił kalifornijski Apple, wypuszczając rok przed powstaniem marki Sonos swój przełomowy odtwarzacz – iPod.
Od tamtego czasu minęło już blisko 20 lat, w trakcie których Sonos stał się muzycznym odpowiednikiem marki spod znaku nadgryzionego jabłka (zresztą, głośniki są oficjalnie sprzedawane w Apple Store). Firma weszła na amerykańską giełdę i tworzy kolejne gadżety wspólnie z najważniejszymi producentami na świecie, czego przykładem jest chociażby głośna współpraca z IKEA, której owocem jest między innymi „grająca lampka” Symfonisk. A jakie urządzenie w katalogu producenta z Santa Barbara zasługuje na miano swojego „podstawowego iPhona”? Bez wątpienia będzie to nasz redakcyjny bohater – Sonos One.
Jeżeli nazwa Sonos z niczym Wam się nie kojarzy lub przywodzi na myśl jedną z tych marek, które przeznaczone są dla „wybranych” i „znawców”, to najwyższy czas zmienić stan posiadanej wiedzy. Głośnik, który ktoś mógłby uznać za sprzęt dla snobów, daje coś lepszego niż niezłe brzmienie i namiastkę luksusu. Kluczową zaletą Sonos One jest bowiem przede wszystkim zapewniana przez łączność bezprzewodową wygoda, na którą każdy zasługuje po ciężkim dniu pracy.
Wspominając o bezprzewodowości - produkt posiada łączność WiFi (niestety tylko 2.4 Ghz), a także Apple AirPlay 2, czyli najnowszą wersję autorskiego protokołu przesyłania mediów firmy z Cupertino. Jest to kolejne potwierdzenie przynależności produktów Sonosa do zmyślnego ekosystemu sławnego wytwórcy jabłek. Wiele osób może początkowo poczuć się zniesmaczona brakiem łączności bluetooth. Nie należy jednak ulegać skrajnym emocjom, gdyż jest co najmniej kilka powodów dla których zdecydowano się na takie właśnie posunięcie. Bezsprzecznie najważniejszym była chęć zachowania stabilnej łączności bez względu na to, gdzie znajduje się użytkownik. A gdyby ktoś jednak nie dysponował odpowiednio dobry łączem bezprzewodowym w domu, na ratunek przychodzi możliwość podłączenia do klasycznego portu ethernetowego.
Gadu-gadu z głośnikiem
Sonos One, jak wiele innych urządzeń firmy, posiada zintegrowane systemy rozpoznawania mowy: Google Assistant i Amazon Alexa. Należy jednak pamiętać, że jakość użytkowania tych funkcji zależy tak naprawdę od wsparcia producentów tych rozwiązań. A z tym w wypadku Polski bywa, niestety, bardzo różnie…
Wraz z pierwszą konfiguracją produktu wychodzi na jaw jego prawdopodobnie największa zaleta – prostota i niezawodność. Po podłączeniu One do prądu musimy tak naprawdę już tylko pobrać odpowiadającą nam wersję aplikacji sterującej Sonosa (Windows/Android/niekoniecznie iOS). O ile nie ma problemu z połączeniem głośnika z domową siecią, przeprowadzenie pierwszej konfiguracji, niemal w całości polega na mniej lub bardziej kompulsywnym wciskaniu przycisku „dalej”. Żadnych trudnych lub podchwytliwych wyborów, których moglibyśmy zacząć żałować zaraz po pierwszym uruchomieniu głośnika. Dodatkowo nie ma również najmniejszego problemu z dodaniem nowego/kolejnego urządzenia sterującego – logujemy się w apce na nasze konto Sonos i klikamy zgodę na dodanie kolejnego „pilota”. Ogromny plus za to.
A skoro jesteśmy już przy firmowym oprogramowaniu Sonosa, to trzeba jasno powiedzieć, że jest to jedna z najlepiej pomyślanych aplikacji sterujących z jakimi miałem do czynienia. Widać, że inżynierom Sonosa zależało na ułatwieniu wyciśnięcia z miniaturowego grajka pełnię jego możliwości bez zbędnego zagłębiania się w kolejne karty submenu. Użytkownik ma wszystko podane na tacy. Sterowanie pojedynczym głośnikiem? Nie ma ma problemu. Wszystkimi lub grupą urządzeń w danym pomieszczeniu? Proszę bardzo! Equalizer brzmienia – mówisz, masz! A wszystko to z najwygodniejszej dla nas w danym momencie pozycji - ze smartfonem w dłoni lub notebookiem na kolanach. Cieszy również pełna integracja z najpopularniejszymi serwisami streamingowymi, takimi jak Tidal, Deezer czy oczywiście Spotify.
To co odróżnia urządzenia takie jak Sonos One od standardowych, najczęściej opartych o łączność bluetooth konstrukcji to fakt, iż mamy pełną kontrolę nad tym, co konkretnie wydobywa się głośnika w danej chwili. Jeżeli mamy ochotę posłuchać naszą ulubioną playlistę Tidala, nie przejmując się przy tym dźwiękami próbującymi się odtworzyć z facebookowych reklam i filmików, to jesteśmy w domu. Możemy praktycznie dowolnie konfigurować źródła dźwięku za pomocą nakładek systemowych, apek serwisów muzycznych, jak i samego Sonosa. I jest to coś, po czym nigdy nie będziemy już patrzeć na głośniki buletooth z pełnym poszanowaniem. Tego poczucia komfortu i świętego spokoju przy odtwarzaniu podcastów czy muzyki nie da się już oduczyć.
Szczególnie dla fanów Apple!
Chociaż nie doświadczyłem osobiście żadnych istotnych problemów z odtwarzaniem dźwięków za pośrednictwem androidowego smartofona czy windowsowego ultrabooka, to nie da się ukryć, że integracja technologii Apple AirPlay 2 stanowi niesamowite ułatwienie dla użytkowników jabłkowych produktów. Znika całkowicie konieczność instalowania jakiegokolwiek dodatkowego oprogramowania – systemy operacyjne Apple po prostu „widzą” Sonos One w swoim otoczeniu sieciowym i nie ma najmniejszego problemu z odtworzeniem dowolnych treści za jego pośrednictwem. To kolejny poziom wtajemniczenia w ergonomię urządzeń marki Apple – może i nie wszystkie rozwiązania firmy są udane, a Android bywa w wielu miejscach bardziej innowacyjny, to jednak jeśli chodzi o kulturę pracy całości, urządzenia spod znaku nagryzionego jabłka deklasują konkurencję. I nie mówię tutaj, że Windows czy Android są złe, to po porostu Apple jest zdecydowanie wygodniejszy i „natywny” – nie wymaga od swojego użytkownika dodatkowych działań, jak ściąganie apek itp. Masz i grasz. Chociaż pamiętajmy, z jakim wydatkiem się to zazwyczaj wiąże.
Rozprawiam tu o głośniku, a jeszcze ani jedno słowo nie padło o brzmieniu. A w sumie jest o czym pisać. Dźwięk wydobywający się z dwóch przetworników jest mocno wypchnięty na „średnicy”, co dodatkowo pogłębia uczucie otulenia słuchacza dużym i muzykalnym brzmieniem. W połączeniu z domyślnie uruchomionym wzmocnieniem basu (które o dziwo nie jest przeciągnięte do karykaturalnych rozmiarów) daje to wszystko bardzo przyjemny efekt. Zwłaszcza, gdy chcemy posłuchać czegoś z przytupem. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to dość ogólna natura sopranów wydobywających się z głośnika wysokotonowego. Są one jednak bardzo „kulturalne” – żadnego zbędnego wyostrzania, przez co nawet długotrwałe sesje muzyczne czy rozprawy podcasterów nie męczą. Po prostu czysto rozrywkowe podejście do tematu, bez ubliżania zasadom dobrego smaku i akustyki.
Już jeden głośnik brzmi konkretnie, ale prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy wyposażymy się w dwa i sparujemy je za pomocną firmowej aplikacji w system stereo. Właśnie w takiej konfiguracji sprzęt Sonosa sprawia zdecydowanie najwięcej frajdy – pomimo swojej natury „jedynaka” (no i nazwy...), para One’ów potrafi bardzo konkretnie operować stereofonią, kreując szeroką i głęboką scenę, pełną dobrze zlokalizowanych źródeł dźwięku. W moim wypadku nie było najmniejszego problemu z wypełnieniem pomieszczenia o powierzchni 16 m2 nasyconym i sprężystym brzmieniem. Do tego wręcz zadziwia, jak taka para mikrusów potrafi tupnąć w dolnym zakresie. Dynamiczna muzyka rozrywkowa zdecydowanie nie jest im straszna.
Niestety, nie ma róży bez kolców. W kwestii dźwięku jest na tyle dobrze, że naprawdę nie mogę przeboleć faktu, iż nie można podłączyć Sonos One do telewizora kablem optycznym lub HDMI ARC i wykorzystywać go/ich jako prostego kina domowego. Głośniczki mogą jednie wykonywać zadanie satelitów systemu wielokanałowego Sonosa wraz z którymś z firmowych soundbarów, jak chociażby Beam. Nie muszę chyba mówić, że nie są to tanie zabawki?
System dwóch niewielkich głośniczków, za który należy wydać około 2 tysiące złotych, mimo dość zaporowej ceny może pochwalić się naprawdę solidnym brzmieniem. W połączeniu ze świetną ergonomią, parka Sonos One wcale nie stoi na straconej pozycji, jeśli chodzi o opłacalność. Użytkownicy sprzętu Apple zaś w ogóle nie mają tu żadnej sensownej alternatywy, o ile nie szukają bardziej audiofilskich doznań. Tak, brzmienie Sonosa jest skrojone pod casualowego użytkownika, ale gdyby wszyscy producenci audio tak podchodzili do kwestii dźwięku, to żylibyśmy w lepszym świecie. A łatwość, z jaką można konsumować treści za pomocą Sonos One jest wręcz wzorcowa i szczerze – nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić prostszego rozwiązania dla osób z iPhonem w ręku. Wszystko w myśl zasady „mniej klikania, więcej słuchania”.
Dwa głośniki Sonos One oraz soundbar Sonos Beam dostarczył do testów ich producent - firma Sonos.