autor: Paweł Woźniak
Kontrowersje wokół streamów Valorant, szał na Twitchu trwa
Po drugim tygodniu zamkniętej bety Valoranta produkcja cały czas może pochwalić się ogromną oglądalnością na platformie Twitch. Przyczyniają się do tego nowe praktyki streamerów oraz kontrowersyjny sposób przyznawania chętnym dostępu do testów.
- oglądalność Valoranta na Twitchu w drugim tygodniu od pojawienia się zamkniętej bety osiągnęła po raz kolejny ponad 100 mln godzin;
- jest to głównie spowodowane sposobem przyznawania dostępu do bety oraz niecodziennymi praktykami streamerów;
- na wspomnianej platformie można znaleźć sporo transmisji „24/7”, na których zamiast gameplayu w czasie rzeczywistym lecą powtórki poprzednich rozgrywek.
Minęły już dwa tygodnie odkąd rozpoczęły się zamknięte beta-testy Valoranta, czyli nowej sieciowej strzelanki od studia Riot Games. Na łamach naszego serwisu pisaliśmy o tym, jak kontrowersyjny sposób przyznawania chętnym graczom dostępu do bety przyczynił się do pobicia rekordu ogólnej oglądalności Twitcha. Co więcej, po 14 dniach od ukazania się produkcji jej popularność na wspomnianej platformie nadal wzbudza podziw.
Drugi tydzień z rzędu Valoranta na Twitchu oglądano przez ponad 100 mln godzin (podajemy za serwisem The Esports Observer). Na drugim i trzecim miejscu uplasowały się odpowiednio: kategoria Just Chatting oraz League of Legends (obie „zaledwie” przekroczyły granicę 30 mln godzin).
Oczywiście w przypadku Valoranta słowo „oglądano” to spore nadużycie. Przypomnijmy, że aby zyskać dostęp do zamkniętej bety, należy połączyć swoje konto Riot z Twitchem i oglądać wybranego streamera. Sporo osób po prostu odpala transmisję w tle, licząc na łut szczęścia, nie zważając w ogóle na to, co dzieje się na ekranie. Inni natomiast tworzą multikonta, tym samym zwiększając liczbę widzów oraz swoje szanse na uzyskanie dostępu. Tak duże zainteresowanie grą (lub też samymi dropami bety) postanowili wykorzystać streamerzy, stosując dość niecodzienne praktyki jak na tę platformę.
Wśród nich znalazło się głównie nadawanie „na żywo” 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. W tym przypadku w wątpliwość można podać już samo sformułowanie „transmisja na żywo”, bowiem przez sporą część czasu na live’ach lecą po prostu powtórki wcześniejszych rozgrywek, a nie faktyczny gameplay w czasie rzeczywistym. Interakcji ze streamerem w tym czasie brak, ale widz wciąż ma oczywiście szansę na zyskanie dostępu do bety Valoranta. Dla samego streamera to sytuacja wręcz idealna – wiele robić nie trzeba, a statystki idą w górę.
Z takiego sposobu najchętniej korzystają więksi streamerzy, co samo w sobie wywołało ostatnio na naszym rodzimym podwórku sporo kontrowersji. Aczkolwiek warto nadmienić, że od pewnego czasu każdy livestream Valoranta daje możliwość dropnięcia dostępu do bety (niezależnie od streamera), a pojemność serwerów gry została zwiększona o 25%.
Co jednak znacznie ciekawsze, jakiś czas temu pojawiła się informacja, że wystarczą już dwie godziny oglądania Valoranta, aby liczyć się w walce o drop, który można dostać nawet, gdy jest się offline (nie wiadomo, czy oglądanie dłużej zwiększa tę szansę). Wydawać by się jednak mogło, że nie wiedzą o tym nawet zainteresowani dostępem do bety, a streamerzy niechętnie o tym wspominają (z wiadomych względów). Same transmisje „24/7” nie są w żaden sposób sprzeczne z regulaminem Twitcha. Jednakże na pytanie, czy takie praktyki oraz sam sposób przyznawania dostępu do testów jest w porządku, musicie odpowiedzieć sobie sami.
- Oficjalna strona gry Valorant
- Kilka godzin z Valorant i znowu polubiłem sieciowe FPS-y
- Niskie wymagania i brak cheaterów – Valorant to strzelanka twórców LoL, która może namieszać