autor: Konrad Hazi
Unijna dyrektywa o prawach autorskich doczekała się ostatecznej wersji
Unijna dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, zwana potocznie "ACTA 2", doczekała się ostatecznej wersji. Finalny kształt przepisów wciąż budzi pewne kontrowersje i rodzi obawy co do tego, jak będzie wyglądał Internet po wejściu ich w życie. Według Parlamentu Europejskiego dołożono wszelkich starań, by umocnić pozycję twórców i zarazem zachować pełną wolność słowa w sieci.
Po długich dyskusjach Parlament Europejski doszedł do porozumienia z Radą Europejską i projekt unijnej dyrektywy o prawach autorskich doczekał się ostatecznej wersji. Przewiduje ona możliwość umieszczania wyłącznie krótkich fragmentów treści od wydawców na takich platformach jak Google News czy Facebook. Dyrektywa ma poprawić ochronę mediów oraz twórców, którzy uzyskają lepsze podstawy prawne do negocjowania opłat licencyjnych.
Nowa Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym jest próbą aktualizacji przepisów dotyczących praw autorskich, tak by były one dopasowane do współczesnych realiów panujących w mediach i Internecie. Prace nad projektem rozpoczęły się w grudniu 2016 roku, a ostatnia tura wielomiesięcznych negocjacji dotyczących dyrektywy zakończyła się w środę.
Parlament Europejski i Rada Europejska przyznają, że dołożyły wszelkich starań, by przepisy dotyczące praw autorskich miały moc również w Internecie, a prawa i obowiązki z nich wynikające obejmowały nie tylko liderów takich jak Facebook, YouTube czy Google News. Czas jednak uspokoić trochę emocje – Parlament Europejski podkreśla, że nowe prawo nie ma na celu ograniczania wolności słowa i nadal będzie można udostępnić fragmenty artykułów, memy oraz GIF-y.
Kontrowersyjne artykuły 11. i 13.
Największe kontrowersje podczas dyskusji nad dyrektywą od samego początku towarzyszyły dwóm artykułom. Szczególną uwagę przykuwa artykuł 11., który przewiduje wprowadzenie licencjonowania treści (z pominięciem cytowania bardzo krótkich fragmentów) oraz utworzenie dodatkowego prawa pokrewnego dla wydawców. Artykuł 13. został natomiast okrzyknięty jako zgoda na ograniczanie wolności słowa w Internecie, gdyż dotyczy on monitorowania publikowanych przez użytkowników treści i przerzuca odpowiedzialność prawną za przesyłane przez użytkowników materiały na dostawców usług w sieci.
Przepisy dotyczą wszystkich, uderzą w największych
Nowa dyrektywa ma dać podmiotom takim jak wykonawcy muzyczni, autorzy scenariuszy czy też wydawcy wiadomości możliwość negocjacji lepszych marż za wykorzystywanie i zamieszczanie ich utworów w serwisach internetowych. Przepisy nie będą jednak dotyczyły sytuacji, w których wykorzystywane będą jedynie fragmenty treści, jak ma to miejsce na platformie Google News czy też Facebooku. By uniknąć nieporozumień, zdecydowano się jednak na zaznaczenie w przepisach, że cytowany fragment musi być „bardzo krótki”.
Tak jak wspominałem, memy i GIF-y na razie nie trafią na listę gatunków zagrożonych. Dyrektywa będzie pozwalała na wykorzystywanie fragmentów publikacji w ramach recenzji, krytyki, cytatu, karykatury oraz parodii. Jednakowoż jak stosowanie przepisów będzie wyglądało w praktyce i czy każda próba krytyki nie będzie zgłaszana jako nadużycie w oparciu o nowe prawo, o tym dopiero się przekonamy.
Ustalenia dyrektywy nie będą miały także zastosowania w przypadku wykorzystywania utworów w sposób niekomercyjny. Dotyczy to przede wszystkim platform open source jak GitHub oraz internetowych encyklopedii oraz baz wiedzy takich jak Wikipedia.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Po jednej stronie mamy twórców i wydawców, którzy otrzymają możliwość walki o dodatkowe wynagrodzenie, jeśli uznają, że ich udział w zysku dystrybutora jest nieproporcjonalnie niski. Parlament Europejski wyjaśnia w swoim komunikacie, że podejmowane działania mają na celu zwiększenie odpowiedzialności firm internetowych, które dotychczas miały obowiązek reagować na łamanie praw autorskich jedynie, gdy otrzymały odpowiednie zgłoszenie od właściciela praw. Ostateczny efekt ma być zaś taki, że dla posiadaczy praw autorskich łatwiejsze stanie się zawieranie umów licencyjnych, które będą chroniły ich twórczość oraz za które będą otrzymywali rozsądne wynagrodzenie. Jak nietrudno się domyślić, za proponowanymi rozwiązaniami stanęły murem organizacje zrzeszające artystów oraz wydawców prasy. W Polsce jedną z form działań informacyjnych związanych z nową dyrektywą była akcja zorganizowana przez kilka gazet i czasopism, które zdecydowały się na publikację wydań z pustymi pierwszymi stronami.
Po drugiej stronie barykady mamy natomiast Google, YouTube, Wikipedię oraz twórców internetowych. Ich obawy dotyczą przede wszystkich tego, że wprowadzenie w życie artykułu 13. może nieść za sobą wiele nieprzewidzianych konsekwencji, które mogą byś rewolucją w Internecie i spowodować zmniejszenie różnorodności dostępnych materiałów. W ramach sprzeciwu organizowane były liczne akcje, takie jak wyłączenie na 24h niektórych wydań Wikipedii, akcja #SaveYourInternet na YouTube czy zachęcanie użytkowników przez Fundację Mozilla, by apelowali do europosłów o odrzucenie przepisów.
Z nadzieją na przynajmniej takie samo jutro
Nowe przepisy od samego początku wywoływały liczne dyskusje i spotkały się ze sprzeciwem ze strony Polski oraz kilku innych państw Unii Europejskiej. Prace trwały jednak nieprzerwanie, a we wrześniu ubiegłego roku weszły w finalną fazę i po kilku próbach konsensus wypracowano dopiero teraz. Ostatnim krokiem do przyjęcia porozumienia jest zatwierdzenie ustaleń przez Radę Europejską, parlamentarną komisję prawną oraz posiedzenie plenarne Parlamentu Europejskiego. Nastąpi to prawdopodobnie w kwietniu, jednak rezultat wciąż nie jest przesądzony.
O ile trudno nie zgodzić się z faktem, że twórcom, autorom, muzykom i wydawcom należy się wynagrodzenie za wykonaną pracę, o tyle często można odnieść wrażenie, że prawodawcy nie rozumieją jak złożonym i wrażliwym na zmiany organizmem jest Internet oraz to, że pojedynczy niejednoznaczny zapis prawny może nieść za sobą bardzo daleko idące i nieprzewidywalne konsekwencje. Miejmy nadzieję, że wprowadzane przepisy przyniosą zamierzony skutek, a nie sprawią, że opublikowanie czegokolwiek w Internecie będzie bardzo utrudnione, bo platformy będą bały się odpowiedzialności za publikowane przez użytkowników treści.