PS Plus Extra mnie rozczarował. Sony, tak się nie dba o stałych klientów!
Niby człowiek wiedział, a jednak trochę się łudził. Niestety, nowa oferta abonamentowa Sony nie tylko nie rzuca wyzwania Game Passowi, ale i nie daje żadnych powodów, by choćby rozważyć droższą wersję Extra. A można było zrobić to inaczej.
Po małym okresie względnego spokoju w branżowych wiadomościach od czasu ogłoszenia zakupu Call of Duty z dodatkami przez Microsoft koniec marca przyniósł dwie rewelacje. Pierwsza to oczywiście oficjalne potwierdzenie prac nad kolejnym Wiedźminem przez CDPR, wsparte rodzącym liczne spekulacje tajemniczym wizerunkiem rysia! Druga to ogłoszenie nowych propozycji abonamentu PS Plus Sony na konsole PlayStation.
Od dawna oczekiwaliśmy z tej strony jakiejś odpowiedzi na Game Passa i generalnie potwierdziły się te bardziej ostrożne przewidywania, że Sony wcale nie zamierza dorównać ofercie Microsoftu czy jej przebijać. Po zapoznaniu się z przydługawą listą pełną modnych frazesów typu „premium” i „extra” odniosłem wrażenie, że Sony tak naprawdę chce głównie pomnożyć swoje wpływy przy okazji obecnej mody na abonament i robi to bez specjalnego wysiłku, nie dając wiele w zamian.
Oferta dla nowych klientów?
Z jednym wyjątkiem – dotyczącym osób, które dopiero wkraczają w świat PlayStation. Dla nich oferta około 65 zł miesięcznie za dostęp do wielu hitów z czasów PS4 brzmi rzeczywiście jak korzystna alternatywa dla kupowania gier używanych i w promocjach. Oczywiście biorąc pod uwagę, że będą to w większości naprawdę wartościowe produkcje, a nie jakieś „wypełniacze” z bezdennej puli badziewia, jakie zalega w PS Store. Szkoda, że nie poznaliśmy zbyt wielu pozycji z zapowiadanej listy 400 gier. Tytuły takie jak God of War czy Spider-Man brzmią nieźle, ale trochę niepokoi niewielka liczba nieco oczywistych przykładów – tak jakby Sony nie miało się jeszcze czym chwalić. Być może cały czas trwają rozmowy z wydawcami, by do czerwca coś się tu polepszyło?
Dla całej reszty graczy, która od lat z DualShockiem w rękach na bieżąco gra w te najlepsze i w te mniej uznane produkcje, nowa oferta nie jest już tak atrakcyjna. Będąc sam w takiej sytuacji nie zapłacę niemal dwukrotności obecnej kwoty abonamentu za PS Plus, by zagrać w jakąś grę z PS4, którą przegapiłem czy też nigdy nie miałem czasu jej sprawdzić. Sony mogło tutaj naprawdę wyciągnąć rękę do graczy i dołożyć te gry do obecnej wersji subskrypcji, jedynie jakoś symbolicznie zwiększając cenę.
Retro nie dla Polaków – jak na razie
Najdroższa wersja PS Plus Premium to w naszym kraju na razie abstrakcja – nie mamy dostępu do usługi w chmurze PS Now. Ale nawet jeśli jakimś sposobem pojawi się on do czerwca po tylu latach czekania, i tak pozostanie raczej nieco niszową opcją dla fanów retrogamingu lub osób chcących okazyjnie powrócić do jakichś tytułów. Bo przecież nie dla produkcji sprzed kilkunastu lat decydujemy się na opłacanie jakiejś usługi – zwłaszcza w najdroższej opcji!
Płacimy za abonamenty, by mieć dostęp do najnowszych dzieł lub tych niemal najnowszych, by móc sprawdzić głośny tytuł już w dniu premiery. Czy ekscytowalibyśmy się Game Passem, gdyby były tam głównie pozycje od lat znane i przez większość przetestowane, pokroju Dishonored 2, Fallouta 76 czy Alien: Isolation? Chyba nie aż tak bardzo. To comiesięczne niespodziewane zapowiedzi i nowości będące całkiem świeżymi hitami w stylu Death’s Door, Guardians of the Galaxy czy Art of Rally sprawiają, że nie anulujemy odnawiania tego abonamentu. Planowany przez Sony katalog 400 gier raczej nie będzie równie często rozszerzany o nowe i głośne tytuły.
Jak będzie z tym ograniczonym czasowo dostępem do premier?
Nowa oferta Sony może dużo zyskać na atrakcyjności, jeśli obiecane przez koncern czasowe wersje gier będą dotyczyć najnowszych produkcji. Mogąc zagrać przez chwilę w GT7, Horizon Forbidden West czy Ratcheta i Clanka, gracze dostaliby coś, co choć częściowo dałoby im poczucie, że opłacanie droższego abonamentu naprawdę oznacza jakieś atrakcje związane z nowymi tytułami. Sony jednocześnie zachowałoby ekskluzywność swoich dzieł i zapewne sprzedało trochę więcej kopii, bo niektórzy prawdopodobnie wybraliby opcję „Kup”, chcąc kontynuować rozgrywkę po czasie spędzonym z „demem”. Sam się na to ostatnio złapałem z Cyberpunkiem 2077, ale to akurat nie była zasługa Sony.
Szkoda tylko, że dotyczy to najdroższej wersji abonamentu, a samo wspomnienie o „wybranych grach” nie daje pewności, że będą to przykładowo wszystkie produkcje Sony na wyłączność. W ogóle o wiele bardziej przejrzysta byłaby oferta jedynie dwóch progów abonamentowych.
Na razie mam wrażenie, że nowe wersje PS Plus przygotowano podobnie jak oferty sieci komórkowych – dla nowych klientów wszystko, a dla tych najwierniejszych od nastu lat – parę złotych zniżki za wybór elektronicznej faktury. Księgowi Sony postawili nie na konkurowanie z Game Passem, tylko na łowienie nowych użytkowników. A ci stali, obecni od zawsze – też sporo dołożą, nawet jak nie będą chcieli. Bo wiadomo, jak to jest z abonamentami… Kupujemy na próbę, na jeden miesiąc, potem część z nas zapomina wyłączyć automatyczne odnawianie, niektórzy nawet przez kilka takich okresów z rzędu. Pomnożyć to razy tysiące tysięcy osób i spora kwota z tego, co kiedyś było PS Plus, zmieni się w podwójny plus! Ale niekoniecznie dla nas. Parafrazując słowa Neila Armstronga, nowe „abo” Sony to duży krok w stronę nowych graczy, ale mały (i drogi) dla całej reszty tej społeczności.