Najgłupsza scena Star Wars. Fani wskazali
Nie wiem, mnie chyba z całej trylogii Myszy najbardziej drażniła scena Leii lecącej w kosmosie. Tego nie da się odzobaczyć.
Najlepszą nową częścią jest Łotr 1, dość logiczny, świetne efekty, imperium robi wrażenie silnej organizacji a nie jakiś popierdółek, niszczycielski obraz gwiazdy śmierci, genialna bitwa kosmiczna i znów świetne wejscie dewastatora (chyba tak się nazywał ISD Vadera) i taki fajny bijący z tego filmu militaryzm gdzie jednak czuć tę wojnę. Owszem film ma tam swoje drobne mankamenty, ale to wszystko jest 100x lepsze od nowej trylogii.
Patrząc na tę scenę, za bardzo nie dowierzałem, że oglądam to co oglądam.
Trudno sobie wyobrazić, że ktoś robi specjalne mechanizmy do sztyletu, które są mapą rozbitego statku na niepewnym terenie (mało powiedziane) i która działa tylko z jednego miejsca.
Gdyby zaszli z drugiej strony, to cała ta "mapa" by nie działała.
Najgłupsza scena to przejście Anakina na Ciemn Stronę:
W ciagu pięciu minut mamy:
Ratowanie Maceu Windu, pomoc Imperatorowi, przejście na Ciemna Stronę i mordowanie Padawanów.
przecież Anakin już w Wojnie Klonów miał wahania i wątpliwości. Wyrżnął całą wioskę tych dziwnych sworzeń na Tatooin łącznie z kobietami i dziećmi.
W Zemście Sithów chodziło już głównie o ratowanie ukochanej. W połączeniu z wybuchowym i chwiejnym emocjonalnie charakterem nie było to aż takie dziwaczne, jak się wielu osobom wydawało. W kolejnych scenach widać po jego twarzy, że najlepiej tych wydarzeń nie przeżył.
Nawet ktos kiedyś pracę z psychologii w tym temacie pisał, istnieje takie zaburzenie psychiczne ale nie pamiętam już jak się nazywało :)
Przestań gadać bzdury. Co jak co, ale trylogia Lucasa jest (o dziwo) lepsza od tych kup disneya i co złego o nich nie powiedzieć, to akurat przejście Anakina na ciemną stronę jest sensownie wyjaśnione. Fakt, że w jednym filmie, ale jednak.
W trylogii Disneya Rey od pierwszego filmu tak manipuluje mocą, że Luke to pipka, a wszyscy mistrzowie Jedi z Coruscant mogą jej stopy całować. Tyle ta trylogia ma sensu. Głupi bohaterowie, przygłupi scenariusz, szkoda słów.
Aha, czyli pomijamy wyrżnięcie Tuskenów w ep2 oraz rozmowę o Darthie Plageuisie Mądrym, gdzie Anakin dość świadomie wypytywał o moce Sithów?
Jego transformacja to jeden z istotniejszych wydarzeń w całej sadze i fabularnie było ok, tylko powiedzieć że aktorsko młody Anakin I Padamie nie zachwycali to mało powiedzieć
zacznę najpierw od tego: Najgłupsza scena to przejście Anakina na Ciemn Stronę
Anakin juz od prawie początku był niewiernym padawanem, ryzykownie pozostawił Padame w sypialni z R2, bo ona tak chciała, jako padawan sprzeciwił się mistrzowi i uznał ze BĘDĄ szukać mordercy, lamaista pilnować jej zapuszczał się po planetach w poszukiwaniu matki, wziął ślub mimo ze Jedi nie mógł sie zaręczać, az w końcu wyszło ze palpatime wykorzystał te słabości + chęć ratowania żoneczki i jeb Vaderek powstaned
W ciagu pięciu minut mamy: bla bla bla
to ni było w ciągu kilku minut, tylko przyspieszyli wyobrazowanie co sie dzieje w galaktyce, bo jak miałby kilka rzy powtarzać "wykonać rozkaz 66" albo ze każdemu osobno przez kilka minut powtarza to słowo?
a co do ujęcia tamtego to absurd w absurdach, ten film opiera się jednie na szczęściu i przypadkach niz na zmysłach i logice
no przecież mooooooooc ich poprowadziła w ten punkt :)
Nie wiem, mnie chyba z całej trylogii Myszy najbardziej drażniła scena Leii lecącej w kosmosie. Tego nie da się odzobaczyć.
Zgadzam się, to było ekstremalnie głupie.
Zawsze było mówione że Leia jest najsłabsza mocą w całej rodzinie a tu nagle zupełnie z tyłka odwala manewr który przebił wszystko co kiedykolwiek zrobił jej tatuś czy brat.
To był cringe, że głowa mała. Uch...
To z Leią nie było specjalnie głupie, tylko może niekonsekwentne.
Scena taka, jak ta z nożem, to po prostu kompletna bzdura, rzecz którą trudno sobie tłumaczyć, i trzeba zapomnieć, bo logika kupy się nie trzyma.
Niestety większość tych filmów po starej trylogii jest do zapomnienia.
Tyle zbiegów okoliczności.
Jak celny strzał szturmowca.
Ja wymiękłem w czasie szturmu konnicy po zewnętrznym pokładzie SD w ostatniej części - wg mnie nic tego nie jest wstanie pobić....
Bez kitu to był taki cringe, że tego chyba nic nie pobije. Oni po pijaku scenariusz pisali albo po godzinach w garażu
Ja rozumiem i popieram szczytną ideę wyśmiewa GW od Disneja, ale na boga, ten tytuł.. 'Najgłupsza scena Star Wars. Fani wskazali' - czy my już jesteśmy na wp.pl?
Tak naprawdę ciężko wskazać jedną scenę w tak ekstremalnie głupim filmie.
Już od napisów początkowych zalewają widza stertą idiotyzmów "imperator zawsze za tym stał, tylko o tym nie wiedzieliśmy", potem cała mega flota niszczycieli star killerów która wzięła się dosłownie znikąd (pamiętacie ile czasu i środków kosztowało Imperium zbudowanie JEDNEJ gwiazdy śmierci ??), już nie wspomnę o tym że te statki wymagałyby załóg liczonych w tysiącach ludzi a skąd mieliby się oni tam wziąć, potem cudowne sztylety - mapy, atak kawalerii sunący na zewnątrz statku w przestrzeni bo po co komu powietrze do oddychania... ach tego jest tyle że naprawdę trzeba doceniać że tyle głupizn udało im się zmieścić w jednej produkcji.
No przecież ten statek po którym oni sobie chodzili uczestniczył w bitwie :)
"scena inicjalna"? Darujcie sobie to słabe słowotwórstwo na podstawie angielskiego "initial". Napiszcie początkowa nowomowiści drodzy.
Słowo "inicjalny" tak jak i słowa "inicjować" czy "inicjowanie" są obecne w polskiej mowie i w słownikach języka polskiego od dawna. Zamiast być ignorantem może warto się douczyć ;)
PS. Inicjacja ma bowiem bardzo konkretne znaczenie i jest to fizyczne zapoczątkowanie czegoś. I tak zainicjować film, to zdecydowanie bardziej uruchomić film np. w kinie przez operatora, niż scena wprowadzająca do filmu.
inicjalny «początkowy, rozpoczynający», ale także «umieszczony na początku»- według słownika języka polskiego.
Synonimy: inauguracyjny, inicjujący, pierwszy, początkowy, projektowy, propedeutyczny, prymarny, przygotowawczy, ramowy, roboczy, rozpoczynający, rudymentarny, studialny, szkicowy, wprowadzający, wstępny, wyjściowy, zaczątkowy, macierzysty, niedawny, pierwotny, poprzedni, zalążkowy, zarodkowy, debiutancki, nowicjuszowski, inaugurujący, rozruchowy, startowy, założycielski, zapoczątkowujący, najwcześniejszy, wczesny, inicjacyjny, sygnalny, embrionalny.
I tak zainicjować film, to zdecydowanie bardziej uruchomić film np. w kinie przez operatora, niż scena wprowadzająca do filmu. A kto tutaj dyskutuje o "zainicjowaniu filmu"? Dyskusja dotyczy określenia "scena inicjalna".
Przestańcie zgrywać ekspertów od języka polskiego i po prostu zaufajcie słownikom. Ja w każdym razie ufam im bardziej niż jakimś domorosłym "specjalistom", którym się wydaje, że wiedzą lepiej...
Bo zaraz zniknie zupełnie słowo reżyser i będzie zwyczajnie dyrektor filmu, ekrany już nie mają rozdzielczości tylko rezolucję i cała masa podobnych potworków wynikających z leniwego tłumaczenia. I tylko czasem na zasadzie ślepej kurze ziarno trafi się z tłumaczeniem słowo, któremu na siłę można dorobić poprawność z definicji słownikowej.
I w zalewie tego typu tłumaczeń nijak nie uwierzę, że ktoś świadomie sięga po słownik, zamiast leniwego wpisania prostej kalki słownej. Jakkolwiek wielu adwokatów się znajdzie wklejających definicję ze słowników, udowadniających rację i wyzywających innych od ignorantów.
To był jedyny film na jakim łapałem się za głowię i zastanawiałem się co się odpierdala. Nawet moja zdolność ignorowania wielu głupstw nie pomogła ;D
Nie oglądałem jeszcze trzech najnowszych odsłon sagi, ale nie będę zaprzeczał, że sama saga ma ten swój niepodważalny urok, który sprawia, że nie tylko nie sposób odczuwać znudzenie oglądając te filmy, po któryś już raz z kolei i nawet pomimo lat potrafi się je oglądać z przyjemnością w każdym wieku, ale przede wszystkim urok serii daje odczucie świetnie dopracowanego świata uniwersum, który został wykreowany z dbałością o detale i z głębokim przemyśleniem. Gdy tego, któremuś filmowi z sagi zaczyna brakować, łatwo odczuć poczucie, że oczekiwania rozminęły się z ostatecznym całokształtem filmu po chyba najmocniej wkurza widzów szczególnie, jeśli mówimy o wieloletnich miłośnikach sagi, którzy dorastali razem z tymi filmami.
śmierć tego pokrzywionego super badass lidera złych była głupsza... tutaj chociaż można zgonić to na przypadek.
A miałem sobie dzisiaj w nocy oglądnąć Skywalker Odrodzenie bo wrzucili na HBO i szczerze mówiąc nic z seansu nie zapamiętałem.. ale dzieki temu artykułowi przypomniało mi się, że na TV PULS leci Likwidator
Lepszy wybór niedawno włączyłem sobie w domu Skywalkera... i nie będę ukrywał że straciłem bezsensownie 2 godziny z życia. Polecam cokolwiek innego.
Film ma sporo głupotek, ale i tak go kocham.
Najlepszą nową częścią jest Łotr 1, dość logiczny, świetne efekty, imperium robi wrażenie silnej organizacji a nie jakiś popierdółek, niszczycielski obraz gwiazdy śmierci, genialna bitwa kosmiczna i znów świetne wejscie dewastatora (chyba tak się nazywał ISD Vadera) i taki fajny bijący z tego filmu militaryzm gdzie jednak czuć tę wojnę. Owszem film ma tam swoje drobne mankamenty, ale to wszystko jest 100x lepsze od nowej trylogii.
Ostatnie 20 minut Łotra 1 jest genialne, tragiczne ale jednocześnie baaardzo satysfakcjonujące zakończenie, świetna bitwa kosmiczna i ten moment jak Vader przebija się w stronę rebeliantów (czuć że to jest prawdziwy badass, a nie jakiś Kylo), no i Leia na koniec, po prostu idealnie powiązane z Nową Nadzieją.
E tam, najgłupsza. Poczuła zew: najpierw kamień, potem żeby wyjąć sztylet, potem żeby go rozłożyć i spojrzeć xd
Widać że sama "młodzież" się wypowiada :) . Ta scena jest skopiowana z filmu Goonies ( 1985 ). Polecam obejżeć.
Nie oglądałem filmu ale faktycznie głupia ta scena.
Chociaż wg mnie głupsza była jak w bitwie na Crait Finn zobaczył ze Luke idzie w stronę machin a ten jak dziecko z ADHD mało sam tam nie wyleciał i jeszcze kazał wszystkim wyjść żeby go ratować chociaż wiedział że sam wyszedł świadomie. To nie! Wszyscy co się schowali w jaskini mają wyjść przeciw maszynom i dać się rozsztrzelac za gościa którego widzi pierwszy raz na oczy...
Mnie rozwaliła scena z "bombowcami w przestrzeni kosmicznej" w Ostatnim Jedi, potem znów kwestia "braku paliwa" podczas pościgu za Ruchem Oporu i "ostrzeliwanie artyleryjskie" znów w przestrzeni kosmicznej. W Rebeliantach nawet poważniej podeszli do kwestii astronautyki. Pamietam scenę z wyłączeniem grawitacji pokładowej - mistrzostwo. A tu takie badziewie...
I potem naprawdę nędzny montaż scen podczas rozprucia krążownika Snoke'a: egzekucja FN2187 - wielkie bum - i nagle Phasma, która dopiero co stała obok protagonistów zbliża się krokiem marszowym z całym oddziałem szturmowców. A BB-8 sterujący rozwalonym AT-ST. Jak on się tsm znalazł... Żenująca scena jak z jakiejś bijatyki na automatach z lat 80tych. Bylem załamany... aż oczy bolały...
Odrodzenia nie komentuję bo za mało razy oglądałem, ale też strasznie chaotyczny to był scenariusz i jestem rozczarowany. Scena z ruchomymi piaskami i wężem była nie potrzebna. Motyw jak z Harrego Poterra! Palpatine był spoko, ale taki fanatyk jak Hux zdrajcą Nowego Porządku? - bez sensu!
Ostatniego Jedi oceniam maksymalnie na 7/10
Z Huxem to dość ciekawa sprawa, bo niby był zdrajcą, ale jednak nie. Jego działania były wymierzone na zaszkodzenie Kylo, nie Najwyższemu Porządkowi, bo sam chciał zająć jego miejsce. Ale że zrobił to w debilny sposób, to inna sprawa. Zresztą nawet ojciec Huxa uważał go za miernotę i nie wartego uwagi, chyba tylko go szkolił bo był jego synem.
Jak dla mnie to lepsze już było Star Wars Rebelianci Tam przynajmniej zwroty akcji dawały ta szczyptę ciekawości co będzie dalej A samo zakończenie bije na łeb 3 ostatnie części Star Wars Noo i tak samo Łotr 1 bije na łeb te 3 krapy
a co z sceną w której Anakin mówi jak to on bardzo nielubi piasku? Btw. ludzie teraz bronią prequeli jak to nie są lepsze od trylogii disneya, ale jestem prawie pewien że to tylko przez pryzmat ,,Zemsty sithów". Pamięta ktoś jakimi paździeżami były Ep. 1 i 2?
"Nie lubi" piszemy oddzielnie.
Pamięta ktoś jakimi paździeżami były Ep. 1 i 2?
Nie pamiętam, świetnie się bawiłem podczas ich oglądania. Może niedługo sobie znowu odświeżę. Za to na pewno nigdy więcej nie obejrzę tego paździerza spod egidy Disneya. Szkoda mi na to czasu w życiu.
Dobra, w takim razie przypomnę ci jak te filmy wyglądały. Zaczynając po kolei: Ep 1. to film który można bez problemu ominąć bo nie wnosi absolutnie nic ważnego. W zasadzie to mało co się w nim dzieje. Przez połowę tego filmu Qui-gon siedzi na tatooine i akcja stoi w miejscu. Rozumiem że ta scena miała wprowadzić Anakina, ale jest rozwleczona do granic możliwości. A co od samego Anakina: Prequele miały za zadanie przedstawienie historii Vadera a w tym filmie nie dzieje się z tym absolutnie nic. Anakin po prostu jest. Niema absolutnie żadnego zarysowanego charakteru. Ot dzieciak z pustyni który (chyba) jest dobrym pilotem. Jest by być. Niema żadnej sensownej roli w tym filmie. Jak już jesteśmy przy postaciach, to lećmy dalej: Obi-wan. Właściwie to niema go w tym filmie. Jest chwilę na początku. Mówi do Qui-gona "Ok, master" "Yes Master". Następnie przechodzimy na tatooine i nie robi nic. Znika. Po prostu siedzi na statku. Właściwie jedyne co ma zrobić w tym filmie, to wbić na koniec i pokonać Maula. Qui-gon: W porównaniu z innymi jest nawet ok. Ma charakter takiego trochę troskliwego ojca, który jak będzie trzeba to pomoże w potrzebie. Gdyby tylko film miał jakąś fabułę z prawdziwego zdarzenia to mogło by coś z tego być, ale potencjał był. I na koniec Darth Maul: Bardzo kiepski Villian. Prawdopodobnie najgorszy w serii. Charakter? brak. (ma dosłownie 1 kwestie w tym filmie) Motywacja? brak. Back story? brak. jedyne co dobrego można o nim powiedzieć to to że ma fajny design. Ludzie narzekali na Kylo, ale on ma i back story, i charakter, motywację a nawet rozwój osobowości na przestrzeni filmów. Ma relacje i powiązanie z główną bohaterką. Co z tego można powiedzieć o Maulu? Nic. Ma fajny design. tyle i aż tyle. Jest tylko po to by był jakiś sith do pokonania na końcu. Wiem że "Clone Wars" rozwinęło te postać, ale rozmawiamy o "Mrocznym Widmie" a nie o serialu. Wracając do wydarzeń: po przydługim siedzeniu na planecie wracamy na chwilę do republiki. Tam jest chwila gadania o polityce. (Btw. dlaczego w prequelach jest tyle gadania o polityce? w ep. 4-6 tego nie było.Pomijając to że do marki to pasuje jak pieść do nosa to przy scenach w senacie młodsi usypiają, a starsi są zażenowani bo jest to mówienie czegoś niepoważnego w poważny sposób). I po tym bohaterowie lecą ubić bossa. Chwila walki na Naboo (którego los #nikogo), bratanie z gunganami (którzy są comic reliefe'ami. nie są tak źli jak ludzie mówią, ale kłopotem jest to że postacie rodem z kreskówki nie pasują do tego świata z (jakiegoś powodu) masą polityki) i sekwencja finałowa. Przybiega armia z qui-gonem i obi-wanem, a następnie wchodzi Maul (sam) i armia ucieka (co jest głupie, bo mogli go bez problemy rozstrzelać. Bez przesady, to nie jest jakiś pradawny byt który potrafiłby ich wszystkich załatwić. W dodatku mając pod uwagą to że ciągle są z nimi dwaj jedi). Rozpoczyna się finałowa walka. Ludzie chwalą te walki, ale pomijając to że nawet to nie wygląda jak faktyczna walka bo qui-gon i maul nie starają się trafić nawzajem tylko celują w miecz, to jest to podane bez żadnych emocji. Qui-gon umiera i przybiega Obi-wan (który przypomina sobie że jest w tym filmie). W tym momencie toczy się pojedynek dwóch gości których prawie w tym filmie nie było i którzy nie są ze sobą powiązani w żaden sposób. To mogła być dobra scena gdyby przed tym pokazano nam relacje między Obi-wanem a Qui-gonem, której nie było bo byli rozdzieleni przez większość filmu. Wtedy Obi-wan nie walczył by z kartką papieru a z osobą która zabiła mu przyjaciela. Było by tło emocjonalne. A tak co mamy? dwóch niepowiązanych ze sobą typów którzy nawalają się kijami. Mało o fabule było, więc tak: federacja handlowa chcę zrobić coś złego na Naboo więc republika przysyła dwóch jedi by ich powstrzymali. W między czasie zepsuł się silnik. ekscytujące Dziwne są też zmiany w zasadzie świata jakie tu zaszły. Czemu z "moc jest wszędzie i otacza wszystko" przeszliśmy do midichlorianów? To nic nie wnosi, a tylko zabija magię tego świata. Szkoda też że całą piękną scenografie znaną z ep. 4-6 zastąpiono paskudnym CGI. To chyba tyle jeśli chodzi o Ep. 1. O Ataku klonów też miałem pisać, ale nie spodziewałem że tak długo będę pisał o "Mrocznym Widmie". Ale jak bawiłeś się przy nim dobrze, to się cieszę. Nie narzucam nikomu swojego zdania (bo to niema sensu. Nic nie wnosi do twojego życia, a tylko by sprawiało że jest niemiło). Zawszę mnie ciekawiło co ludzie widzą w tym filmie więc z chęcią poznam twoją opinię (liczę na argumenty)
czyli widzę że dyskusja wygrana
Używaj "zaczep", jak chcesz szybkich odpowiedzi.
Poza tym nie bawię się w żadne gry, podchody ani walki. Co najwyżej mogę kulturalnie porozmawiać.
Doceniam odpowiedź. Uzasadniasz swoje stanowisko - ja nie czuję obowiązku ani konieczności robienia tego samego.
Niemniej, skoro jesteś ciekaw, co podoba mi się w trylogii 1-3, krótko odpowiem - podoba mi się uniwersum Gwiezdnych Wojen, które mimo wszystko czuję w tych filmach. Podoba mi się ich klimat oraz przegenialna choreografia walki z Darth Maulem w Mrocznym Widmie. Liczne pojedyncze sceny. Nawet Jar Jar w jakiś cudowny sposób mi się podoba, chociaż podchodzę do tej postaci z dystansem i traktuję ją dokładnie tak, jak być powinna - jako zapychacz i zbędny dodatek. I tak na nią patrząc stwierdzam, że nie jest specjalnie szkodliwa dla tej produkcji i nawet pojawił się u mnie do niej cień sympatii.
Jeśli chodzi o kwestię Darth Maula i Kylo Rena, o której trochę napisałeś - zdecydowanie wolę Darth Maula jako postać. Nie muszę o niej nic wiedzieć, co w kontekście tego, co Disney pokazał z Kylo, w moich oczach wychodzi zdecydowanie na plus. W tej konkretnej sprawie uważam, że lepiej nie wiedzieć nic, niż wiedzieć, z jakim paździerzem mam do czynienia.
Podsumowując - ze starej trylogii przede wszystkim lubię klimat Gwiezdnych Wojen, za złe mam jej jednak próbę wepchnięcia paru pomysłów oraz nieco uszczknięcia z romantycznego klimatu, jaki ma stara trylogia. Za to pogardzam nową trylogią przez wzgląd na totalne skorporacenie tych filmów, za wepchnięcie do nich osobistych poglądów reżysera i dyrektora kreatywnego produkcji, za usilne nadążanie za obecnymi trendami oraz błazeńską "poprawność polityczną", za kompletny brak klimatu Gwiezdnych Wojen. Za to klimatu Disneya - o, tego nie zabrakło. Serio, pogardzam nową trylogią. Trzeciej części już nawet nie oglądałem. I nie zamierzam po tym gwałcie na mojej inteligencji, jaki zapewniły mi dwie poprzednie części (7 i 8).
Ja bardzo lubię określać Gwiezdne Wojny jako science-fantasy. Od początku też tak podchodziłem do tych filmów, z przymrużeniem oka. Mam jednak duży problem z nową trylogią jak i spin off'ami. Praktycznie brak Jedi i ich ideologii. Scenariusz u Disneya potoczył się tak, że bez Jedi, zakonu i szerszej ideologii Mocy, te filmy dla mnie nie mają żadnego znaczenia. Są puste, nie czuję klimatu Star Wars - zamiast science-fantasy stały się karykaturą science-fiction. Walki na miecze są wciśnięte na siłę, zaoranie wartości zakonu Jedi od tak oraz super duper trening Rey z pakietem "How to be a Jedi in 10 months" dodaje jeszcze więcej na kupkę żalu. Pamiętam jak ponad 10 lat temu śmiałem się z tego: https://www.youtube.com/watch?v=hEcjgJSqSRU
Teraz mogę z żalem powiedzieć, że Yankovic nie miałby wiele do opowiedzenia w kontekście Mocy, gdyby miał przytoczyć historię Rey.
Twórcy założyli więc, że postacie muszą stanąć akurat na tym klifie
No jak gwiazda śmierci leży w morzu, to jest tylko jeden klif (najbliższy) na który się trafia jak się do niej idzie.
"George Lucas potrafił stworzyć historię jednocześnie atrakcyjną, jak i logiczną – nowej trylogii było z tym trochę ciężej."
ciężej ? Ewidentnie tutaj pasuje słowo "trudniej" Jedyne uzasadnienie użycia słowa "ciężej" byłoby takie , jakbyście podali wagę tej trylogii...... "Ciężej" serio XD XD kto pisze te teksty tutaj, a kto je redaguje ?
Czy tylko mi ta scena skojarzyła się z filmem Goonies, gdzie bohaterowie na podobnej zasadzie znaleźli jaskinię ze statkiem Jednookiego Willy'ego?
Najlepszą sceną w tym filmie była Ray ukazana jako Sith.
Jestem fanem star wars i jak dotąd we wszystkich filmach doszukałem się różnych głupot, ale te części biją wszystko na głowę... Planeta do niszczenia światów którą nawet nie wiadomo kiedy zbudowali, mimo że nie było na to czasu zwłaszcza że wszyscy wiedzą jak długo budowane były gwiazdy śmierci, znikąd pojawia się imperator, scena którą już opisali jako najgłupszą i o której nawet nie chce pisać, kawaleria jadąca po statku znajdującym się w przestrzeni kosmicznej, wogóle skąd się tam wzięły te statki i ich załogi?! Już nie mówiąc o tym że statki latają z włączonymi silnikami w PRÓŻNI, czyli miejscu gdzie nie ma nic co by je zatrzymało i tak na prawdę wystarczyło by gdyby się rozpędziły i leciałyby póki nie wpadłyby w jakieś pole grawitacyjne albo coś takiego... Ale nieee, przecież jak się ucieka najwyższym porządkiem to jak się paliwo skończy to trzeba zachamować... Disney zniszczył tą serię, ja uznaję tylko części 1-6 i ewentualnie lepsze z osobnych typu łotr 1... Części 7-9 to nie jest star wars.
Jeszcze brakuje żeby po tym jak rey zakopała miecze/miecz (nie do końca pamiętam tą scenę) na pustyni pojawił się duch generała greviousa, wykopał je i zabrał do swojej kolekcji... Naprawdę, taka scenka by mnie nie zdziwiła po tym co tam widziałem
A ja szczeże mówiąc po Ostatnim Jedi miałem nadzieję na inwwzję Yuzhan Vongów.
Nawijasem mówiąc, nazywając film Ostatni Jedi popełnili plagiat: Ostatni Jedi to świetna książka z legend opowiadająca o Jaxie Pavanie - jedi walczącego z imperium czyli coś ala Kanan Jarrus z SW Rebels.