autor: Bolesław Wójtowicz
Myst – powspominajmy... cz. 2
Wielbiciele Mysta, rok za rokiem, z utęsknieniem wypatrywali drugiej części przygód w świecie cywilizacji D’ni. Lata mijały, a za Wielką Wodą panowała głucha cisza. Każda, choćby najdrobniejsza informacja, mogąca potwierdzić fakt, iż prace w studiach Cyan Worlds nie ulegają żadnym zakłóceniom i idą zgodnie z planem, rozpalała krew w żyłach miłośników gier przygodowych na całym świecie.
Wielbiciele Mysta, rok za rokiem, z utęsknieniem wypatrywali drugiej części przygód w świecie cywilizacji D’ni. Lata mijały, a za Wielką Wodą panowała głucha cisza. Każda, choćby najdrobniejsza informacja, mogąca potwierdzić fakt, iż prace w studiach Cyan Worlds nie ulegają żadnym zakłóceniom i idą zgodnie z planem, rozpalała krew w żyłach miłośników gier przygodowych na całym świecie. Wymieniano się najnowszymi plotkami, przekazywano sobie najświeższe pogłoski, z utęsknieniem wypatrywano dnia premiery.
Minęły cztery lata, na kalendarzach zawisła kartka oznaczona cyframi 1997. I oto nadszedł jego czas... Riven – The Sequel to Myst pojawił się na sklepowych półkach. I, jak można było się tego spodziewać, spowodował prawdziwy szturm graczy na wszystkie punkty jego sprzedaży. Błyskawicznie ponad trzy miliony pudełek z grą zmieniło właścicieli... a potem zaległa cisza. Wszyscy zanurzyli się w ten wspaniały, cudowny świat, którego ogrom wymagał aż pięciu płyt CD, co jak na ówczesne czasy było wielkością niebotyczną.
W drugiej części naszej wędrówki w świecie cywilizacji D’ni znów zostaliśmy poproszeni o pomoc przez Atrusa, który ponownie ma kłopoty z niesfornymi członkami swojej rodziny. Tym razem to jego ojciec, Gehn, postanowił odłożyć na później słodkie rozkosze emerytury i jeszcze nieco porządzić poddanymi. Tu pojawiał się jednak pewien problem, gdyż Gehn to tyran z krwi i kości, zdolny nawet do poświęcenia własnego syna, by jak najdłużej być u władzy. Aby zmusić Atrusa do uległości, porywa jego żonę, Catherinę. Naszym zadaniem, jak pamiętacie, było doprowadzenie do uwolnienia nieszczęsnej kobiety i uwięzienia starszego pana w jednej z Ksiąg. Niby proste, a wymagało to ogromnego wysiłku, zwłaszcza intelektualnego.
Zagadki, podobnie jak to miało miejsce również w części pierwszej, stały na najwyższym możliwym poziomie. To chyba dopiero od Rivena zaczęło się mówić, że gra jest „trudna jak Myst”. Poziom skomplikowania poszczególnych łamigłówek został dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, oczywiście bez najmniejszego uszczerbku dla ich logiczności i powiązania z całością fabuły. Wędrując od wyspy do wyspy, (tym razem w ramach jednego Wieku), co i rusz napotykaliśmy na zablokowane przejścia, tajemne kody, kamienie z symbolami, kolorowe kulki, które należało ułożyć w odpowiednich miejscach, i wiele, wiele innych zagadek, których prawidłowe rozwiązanie dawało cały ogrom satysfakcji. Ja do tej pory pamiętam, jak musiałem odegrać kod, który pozwalał uwolnić Catherine. Niby proste, o ile tylko komuś słoń... Również w tym przypadku, podobnie jak to miało miejsce w Myście, gra nie zmuszała zagubionego w jej świecie wędrowca, do poruszania się ściśle wyznaczonym szlakiem, a kilka możliwości jej ukończenia sprawiało, że można było podejmować różne, czasem lepsze a czasem gorsze, decyzje.
Wspomniałem, że Riven został wydany aż na pięciu płytach. Trudno temu się dziwić, skoro grafika jak na ówczesne czasy stała na poziomie, nieosiągalnym chyba jeszcze dla nikogo. Albo w każdym razie dla niewielu. 16-bitowa paleta barw, mimo niezbyt oszałamiającej rozdzielczości 640x480, pozwalała na odwzorowanie światów, których piękno jeszcze dzisiaj zapiera dech w piersiach. Ponad 4000 fantastycznie ukazanych pejzaży, mnóstwo wspaniałych animacji, prawie 2 godziny cudownej, klimatycznej muzyki oraz zagadki, trudne lecz niezwykle logiczne, to te elementy gry, które sprawiły, że Riven stał się przebojem na całym świecie i szybko zajął należne mu miejsce w kanonie najważniejszych gier przygodowych w historii.
Już rok później, kiedy tylko pojawiła się taka możliwość, producenci gry zdecydowali, by wydać Rivena ponownie, tyle tylko, że tym razem w wersji DVD. Dzięki zastosowaniu tego nowego środka, zdołano jeszcze poprawić, choć wydawało się to już niemożliwe, pewne szczegóły graficzne, dopieszczono ścieżkę dźwiękową. A gracz nie musiał już zmieniać co i rusz poszczególnych płyt, co chwilami bywało irytujące.
Łączna liczba egzemplarzy w jakiej sprzedano pierwszą jak i drugą część Mysta, sięgnęła około 10 milionów. Trudno więc było przypuszczać, żeby bracia Millerowie łatwo zrezygnowali z tak wspaniałego interesu. Wszyscy wielbiciele gier przygodowych liczyli, że tym razem część trzecia ukaże się zdecydowanie szybciej i będzie tak wspaniała jak jej poprzedniczki. Czy tak się stało? O tym już niedługo...