Świat LoL-a dalej zaskakuje. Recenzja gry Mageseeker
Jeśli lubicie gry, w których to fabuła stoi na pierwszym miejscu, będziecie zachwyceni The Mageseeker: A League of Legends Story. Syndrom jeszcze jednej misji gwarantowany.
Jakiś czas temu Krzysiek Lewandowski napisał, że zagra w Diablo 4 dla fabuły. Niestety, dla mnie historia pierwszego aktu, z którą zapoznałem się w ramach otwartej bety, była niezłym, ale tylko pretekstem do sieczenia demonów. Może jednak później opowieść się rozkręci. Zupełnie jak w... Diablo 3? Oczywiście, że nie – jak w The Mageseeker: A League of Legends Story.
Dawno nie miałem styczności z grową fabułą, której ton w pierwszej i ostatniej godzinie byłby tak odmienny. Osadzona w uniwersum LoL-a przygoda zaczyna się od kliszy – więziony przez kilkanaście lat mag-wojownik Sylas ucieka i pragnie dokonać zemsty na swoich oprawcach. Zieeew, prawda? Później jednak można się nawet wzruszyć.
PENTAKILL, CZYLI PIĘĆ PYTAŃ I ODPOWIEDZI
Czy ta gra to „rogalik”?
Nie – mimo że jest oznaczana tagiem „roguelike”. W połowie przygody odblokowujemy możliwość powtarzania ukończonych misji, ale służy to wyłącznie zebraniu pominiętych „znajdziek”.
Czy The Mageseeker to trudna gra?
Na „normalu” – niespecjalnie. Jeśli jednak szukacie wyzwania, znajdziecie je na „hardzie”, który można dodatkowo utrudnić, modyfikując w opcjach startową ilość zdrowia i mnożnik obrażeń.
Czy trzeba znać uniwersum League of Legends?
W ogóle – wprawdzie w historii pojawia się kilka postaci z owej sztandarowej produkcji studia Riot Games, ale są nam one odpowiednio przedstawiane.
Czy można pogłaskać psa?
Tak – a nawet konia. Serio! Ba, za obie te czynności są osiągnięcia. Co więcej, zbieramy słodkie pisklaki srebrnoskrzydłych (dorosłe osobniki występują zaś w roli bossów).
Czy da się dalej grać po zakończeniu fabuły?
Poniekąd – „sejw” pokazuje sto procent ukończenia gry, lecz fabularnie wracamy do stanu sprzed finału. To dobry moment, by podjąć się misji pobocznych, oferujących kilka skoncentrowanych stricte na walce wyzwań, do których lepiej podejść z dobrze rozwiniętą postacią.
Równoumagicznienie
Choć rozpoczyna się sztampowo i niemrawo, The Mageseeker podejmuje wiele trudnych tematów. Dyskryminacja magów wysuwa się tu na pierwszy plan, ale pojawiają się również inne ważne kwestie – bunt społeczny, transhumanizm czy walka o ideały. Oczywiście wszystko to podlane sosem fantasy i podane w bardzo przystępny sposób – w końcu kategoria wiekowa gry to 12+.
Nie jest to jednak wada, tym bardziej że twórcy nie popadli w infantylizm (niemniej zrealizowane na modłę klasyki jRPG dialogi mogłyby niekiedy być ciekawsze). Takie podejście raczej sprawiło, że fabuła The Mageseeker: A League of Legends Story wydaje się uniwersalna. Kolejnych z czternastu głównych misji kampanii podejmowałem się nie dlatego, że tak bardzo spodobał mi się gameplay – choć ten również jest dobry – ale by poznać dalszy ciąg historii Sylasa i buntowników, do których ten dołącza.
Więcej na temat opowiadanej w grze historii zdradzał nie będę. Powiem tylko, iż jest pełna ciekawych postaci – Yops swoimi niewybrednymi żartami wywołała kilka razy uśmiech na mojej twarzy – i mniej lub bardziej spodziewanych zwrotów akcji. Ponadto nie ma tu dziur logicznych, co sprawia, że akceptujemy decyzje protagonisty, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy. Na fabułę jako taką wpływu bowiem nie mamy.
Przy Kapliczkach Zamaskowanej Pani odnawiamy zdrowie i zapas mikstur.The Mageseeker: A League of Legends Story, RIot Games, 2023
Łańcuch pełen czarów
Jak wspomniałem, rozgrywka nie ustępuje opowieści – a jeśli już, to niewiele. W założeniu jest relatywnie prosta. Za pomocą petrycytowych łańcuchów Sylas może wyprowadzać lekkie i ciężkie ataki. Generują one manę, służącą do rzucania czarów. Te jednak trzeba najpierw ukraść odpowiednim wrogom – wtedy są tylko jednorazowego użytku – a następnie na stałe wykupić w odwiedzanej pomiędzy misjami bazie.
Zabawa zaklęciami okazuje się o tyle fajna, że zostały one przypisane do sześciu „żywiołów” – ognia i lodu, powietrza i natury oraz elektryczności i mistycyzmu. Istniejące pomiędzy nimi zależności sprawiają, iż – zwłaszcza na początku gry – trzeba pilnować, by na przykład dysponować lodowym czarem w starciu z magiem ognia. Wciskając odpowiednią kombinację przycisków, można również skorzystać z pomocy towarzyszących nam czarodziejów i czarodziejek – maksymalnie dwóch jednocześnie – którzy mogą władać potrzebnym, a brakującym nam akurat żywiołem.
Za zebrane zasoby rozwijamy zarówno Sylasa, jak i pomagających mu magów. O tych ostatnich możecie myśleć trochę jak o greckich bogach z Hadesa – tyle że przed każdą misją decydujemy, którzy mają ruszyć z nami w bój. Choć „ruszyć” to złe słowo – nie biorą oni bowiem udziału w starciach, tylko są reprezentowani przez ataki swoich żywiołów.
O systemie walki także można powiedzieć, iż przypomina ten z dzieła studia Supergiant Games. Nie jest jednak tak złożony ani dynamiczny. Nie sprawia również aż tyle frajdy. Niemniej spełnia swoje zadanie – widać to zwłaszcza w pomysłowo zaprojektowanych potyczkach z bossami, które w pierwszej kolejności wymagają zastanowienia, a dopiero później szybkiego wciskania przycisków.
Ten wodospad nie krył jaskini. Znalazłem jednak przy nim mistyczkę.The Mageseeker: A League of Legends Story, RIot Games, 2023
Muzyka duszy
Na koniec zostawiłem kilka „ochów” i „achów” należących się oprawie audiowizualnej The Mageseeker. Styl graficzny zachwyca do tego stopnia, że momentami można zapomnieć, iż patrzy się na pixel art. Jeśli zaś chodzi o muzykę, Gareth Coker po raz kolejny przygotował ucztę dla naszych bębenków, udowadniając, że jak nikt inny potrafi wykreować klimat fantasy za pomocą dźwięków.
Zatem dobra passa firmy Riot Games wciąż trwa. Po znakomitym pierwszym sezonie serialu Arcane i ciepłym przyjęciu gry Ruined King na rynku pojawiła się kolejna świetna produkcja poszerzająca uniwersum LoL-a. Wprawdzie nie jest pozbawiona drobnych niedociągnięć – takich jak mało intuicyjne przyciąganie się łańcuchem do obiektów i wrogów, liniowe lokacje, pojedyncze „crashe” i błędy czy minimalne niedoskonałości w polskim tłumaczeniu – ale nie bez powodu się na nich nie skupiam. Polecam, zwłaszcza że cena jest niewygórowana.
Moja opinia o grze The Mageseeker: A League of Legends Story
PLUSY:
- świetna, wciągająca opowieść;
- ciekawie pomyślani bohaterowie;
- prosty, ale satysfakcjonujący system walki;
- śliczny pixel art;
- znakomita muzyka Garetha Cokera.
MINUSY:
- trochę niemrawy początek gry;
- bardzo liniowe lokacje;
- drobne błędy techniczne.
OCENA: 8,5/10
OD AUTORA
Z The Mageseeker: A League of Legends Story spędziłem około dwudziestu godzin – przy okazji zdobywając 35 z 53 osiągnięć – z czego ukończenie kampanii fabularnej na „normalu” zajęło mi 17 okrążeń zegara. Nie wykonałem wszystkich misji pobocznych i nie zebrałem kompletu „znajdziek”, choć niewiele mi zabrakło. Dodam, że nie jestem fanem LoL-a, a jednak chłonąłem fabułę gry niczym gąbka wodę.
ZASTRZEŻENIE
Przedpremierowy dostęp do gry otrzymaliśmy od Riot Games.