Ludo ergo sum - Czy przyjaźnisz się z botami? (felieton konkursowy)
Dobry felieton, ciekawe spojrzenie na boty w grach. Ja bynajmniej mam z goła odmienne bo w końcu to "kupka pixeli" :)
Ja bynajmniej mam z goła odmienne
?!! Covs, jeśli nie masz abonamentu, to poprawienie tego potworka jest naprawdę warte wydania paru złotych...
Ah niestety nie mam teraz kasy na abo, przepraszam wszystkich, to mogło zdarzyć się każdemu :)
@Kajetan-TM
mam nadzieje ze w Planescape Torment grales tam to dopiero mozna sie zaprzyjaznic z botami
Dla mnie cRPG bez botów-pomocników nie są pełnoprawnymi RPG-ami. W końcu zawsze lepiej jest chodzić z fajną ekipą i "ludźmi", do których można się przywiązać, niż działać jako samotny macho. O ile były lepsze wrażenia z gry, kiedy za kumpli miało się Sulika i Marcusa (Fallout), czy Mortego (PT), podczas gdy w takim choćby Gothicu zawsze się było samemu jak palec. Szkoda jednak, że drużyny coraz rzadziej pojawiają się w RPG-ach. Teraz mamy albo czysty single, gdzie łazi się samemu, albo multi z innymi, żywymi graczami.
PS. Za ewentualne błędy przepraszam, ale właśnie oglądam mecz Polska-Belgia i człowieka emocje ponoszą ;).
Fajny tekst i często mi się zdarza takie coś w grach ;p Kolejny wart nagrody felieton.
Nie wiem jak wy ale w "Wiedźminie" też dało radę się zaprzyjaźnić z botami
(Popijawa z Jaskrem i Zoltanem).
Nareszcie jakiś artykuł, który według mnie naprawdę zasługiwał na nagrodę.
Temat bardzo ciekawy. Sam jestem jednym z tych, którzy się przywiązują do botów, ale znam też osoby, którym to kompletnie wisi.
Nie wiem z jakiego powodu, ale prawie zawsze chcę ukończyć grę ze wszystkimi kompanami/pomocnikami/sprzymierzeńcami. Pamiętam jak dziś, kiedy kolega się strasznie dziwił, czemu po każdej stracie kompana w Call of Duty wczytywałem grę.
Sam sobie tego nie umiem wytłumaczyć. W Brother in Arms po prostu przywiązałem się do nich emocjonalnie, ale w takim Call of Duty, gdzie kompani są właściwie anonimowi? Może czułem jakąś odpowiedzialność nad nimi? Tak samo w cRPGach. Czasem boty ratuję, bo mają jakieś znacznie w fabule, a czasem tylko po to by przeżyły.
Wyjątkowo dziwne i trudne do wytłumaczenia zjawisko.
Heh, Wiec sam nie jestem :)
A tylu moich znajomych dziwilo sie czemu ja ich tak ratuje i loaduje jak zgina. Mowili mi zostaw ich, niech zgina....
Musze dodac ze najtrudniej to mi bylo przejsc pierwszego Fallouta z psem u boku. Skurczybyk nie chcial sie odlaczyc, ginol od byle czego, a ja zakuty w Power Armora prawie niezniszczalny.
w CoD4 też martwiłem się o to
okazało się jednak że ci którzy przeżyć muszą to są niezniszczalni a inni się odradzają natychmiastowo
Eh mi tez czasami żal botów dlatego czasami posuwam się aż do cheatowania byle by nie zginęli :D
Szkoda że w grach takie boty zazwyczaj nie są rozbudowane życiorysowo - wtedy dzięki
ratowaniu ich życia możnaby oglądać ich dalszą egzystencję z zaciekawieniem a tak to
zazwyczaj taki bot po wykonaniu zadania stoi w miejscu - przykre :(
Regob - w Planescape jeszcze nie grałem, mam w planach wrócenie do Baldursa, bo widziałem że obie części są teraz na jednej płycie dostępne, a potem zobaczę, czy ze starszych gier bardziej skusi mnie Icewind, czy bardziej Planescape.
Cieszę się, że felieton się Wam podobał :-)
Heh, a często gęsto działo się tak, że chroniona przeze mnie osoba umierała zaraz po zakończeniu misji i cóż...grało sie dalej:) do takiego zżywania się z botami zniechęcało mnie właśnie to, że po zakończeniu questa stają się tylko bezmózgimi przeszkodami...
Ja prawie plakalem, gdy stracilem psa w Falloucie 1... Cos jest na rzeczy :)