GTA 6 nie będzie rewolucją, ale zwiastun i tak zrobił na mnie wrażenie
Internet o północy zapłonął, a my w końcu ujrzeliśmy pierwsze oficjalne ujęcia z wyczekiwanego GTA 6, które wygląda świetnie, choć nie rewolucyjnie. Oto nasze pierwsze wrażenia na gorąco ze zwiastuna nadchodzącego Grand Theft Auto.
Niewiele rzeczy na świecie jest zdolnych tak rozpalić internet jak pojawienie się pierwszego zwiastuna nowej części Grand Theft Auto. Tym razem mieliśmy nawet do czynienia z nieplanowanym, przedwczesnym zapłonem, bo z powodu nielegalnego wycieku Rockstar zdecydował się przyspieszyć premierę trailera aż o 15 godzin. Jeśli ktoś o północy z poniedziałku na wtorek jeszcze nie spał, był świadkiem jak feedy w mediach społecznościowych i główne strony branżowych serwisów nagle w jednej chwili „eksplodowały” jednakową grafiką! Wszędzie pojawił się link do serwisu YouTube lub obrazek tytułowy, promujący pierwszy zwiastun GTA VI. Będzie co opowiadać wnukom!
Mam w pamięci dwa poprzednie pierwsze zwiastuny – GTA 5 i GTA 4 – oba bazowały na tym samym schemacie, skupiając się przede wszystkim na prezentacji miasta, a nie fabule czy rozgrywce. Gdzieś w tle było jeszcze wtrącenie przedstawiające głównego bohatera – i tyle. Cała reszta to scenki z życia metropolii, jej mieszkańców, charakterystycznych lokacji. Oczekiwałem więc tego samego stylu i się nie pomyliłem – zwiastun GTA 6 to w głównej mierze obrazki z Vice City, do którego powrócimy po 19 latach czekania, licząc od GTA: Vice City Stories, i 23 latach od historii Tommy’ego Vercettiego. Odłóżmy na razie na bok cały ten hype pod tytułem „Rockstar pozamiatał” i przyjrzyjmy się zwiastunowi nieco chłodniejszym okiem – choć nadal na gorąco, bo piszę te słowa o 1 w nocy, po kilkunastu seansach clipu „Grand Theft Auto VI Trailer 1”.
Auta będą pędzić 60 km/h na Series S?
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to to, że GTA 6 ciągle wygląda jak... zwykła gra. Jak normalne, znane od lat, wyrenderowane sceny, niesilące się na żaden fotorealizm, fotogrametrię, ultrarealistyczne oświetlenie i tekstury. Zadziwiająco słabo prezentują się samochody, nasuwające raczej skojarzenia z pierwszą wersją GTA 5 na Xboksa 360, a nie z obecnymi standardami. Oczywiście mogą to być jakieś „place holdery”, które później zostaną zastąpione lepszymi modelami – wszak na premierę poczekamy jeszcze grubo ponad rok, ale bardziej prawdopodobny jest raczej inny powód.
Wydaje mi się, że Rockstar przede wszystkim robi grę, która ma płynnie działać na obecnych konsolach. Nie stara się dogonić pecetowych moderów ani nie próbuje dostarczyć nowego Crysisa. Rozmach Vice City w GTA 6 ma być w pierwszej kolejności możliwy do uciągnięcia przez PS5 i Xboksa Series X/S. Oprócz tego seria ta ma już chyba, ponownie, swój własny styl artystyczny i nowa odsłona przypomina nim poprzednie. A mimo to przecież wcale nie wygląda źle czy przestarzale! Widać ogromny postęp w liczbie detali w jednej scenie, liczbie NPC i ogólnie w tym, co równocześnie dzieje się w kadrze. Twórcy chwalą się bardziej szczegółowo oddanymi kształtami ludzkiego ciała i co za tym idzie – dużą różnorodnością mieszkańców Vice City.
Stany, Stany, Florida Man!
A ta różnorodność przekłada się – znowu – na tak charakterystyczne dla serii GTA pokazywanie Ameryki i jej realiów w krzywym zwierciadle. W minutę i trzydzieści sekund ujrzeliśmy niemal pełną gamę amerykańskiej „codzienności”: pościgi policyjne na ulicach miasta, różne subkultury, szalonych imprezowiczów, wariatów, bogatych, biednych, grubych, chudych wszelkiego pochodzenia, blichtr Ocean Drive i mokradła Everglades (zapewne nazwane zupełnie inaczej), flamingi i plażowiczów w różnych konfiguracjach – Miami i Floryda, a raczej Vice City w pełnej krasie!
Można też domniemywać, że dużą rolę w GTA 6 odegrają media społecznościowe w wersji, jaką znamy dziś. Telefon komórkowy towarzyszy bohaterom tej serii od dawna, a teraz wszystko wskazuje na to, że dużo informacji będzie pochodzić z rockstarowej wersji TikToka. Choć akurat w tym przypadku rzeczywistość Grand Theft Auto może jedynie próbować dorównać tej realnej, niż pokazać ją w jeszcze bardziej przesadzony sposób.
Jak tu nie lubić Lucii...
Na koniec muszę wspomnieć o głównych bohaterach. Potwierdziły się plotki, że po raz pierwszy w tym cyklu pokierujemy kobietą. Z paru krótkich scen dowiedzieliśmy się, że ma na imię Lucia, jest latynoskiego pochodzenia i ma już na koncie bogatą kartotekę, łącznie z odsiadką. Nie będzie też działać samotnie, bo ujawniono jej – nieznanego na razie z imienia – towarzysza, a ich wspólne dokonania nawiążą do słynnej historii Bonnie i Clyde’a albo epizodu z Pumpkin i Honey Bunny z Pulp Fiction.
W każdym razie bohaterka jawi się na razie w bardzo rockstarowym stylu. Nie wzbudza kontrowersji, tylko jak wszystkie główne „bandziory” z GTA raczej... sympatię i ciekawość. Tych parę słów i kadrów, w jakich ją widzimy, to tak naprawdę jedyne ślady po fabule GTA 6, które całkiem skutecznie sprawiają, że niecierpliwie czeka się na więcej szczegółów. Rockstar to zresztą prawdziwi mistrzowie w kreowaniu postaci, dlatego nie mam wątpliwości, że o Lucii będziemy pamiętać i mówić długo po wydaniu gry. Przez zwiastun zapewne przewinęło się jeszcze kilku bohaterów drugoplanowych, ale o tym dowiemy się później.
A może rewolucja w symulacji tętniącego życiem miasta?
Wiadomo, że na GTA 6 czeka praktycznie każdy. Czy po obejrzeniu zwiastuna czekam bardziej? Jestem mocniej nakręcony? Niekoniecznie. Przekonałem się, że prawdopodobnie nie będzie to graficzna rewolucja, ale być może nowa jakość w kreowaniu dużego, tętniącego życiem miasta, gdzie tłumy przechodniów nieraz zaskoczą nas absolutnie szalonymi, niespodziewanymi zachowaniami. Wiem na pewno, że znowu dostanę fabułę na najwyższym poziomie i bohaterów, których zapamiętam na długo. Czy będzie to historia lepsza, czy gorsza od tej z GTA: Vice City, San Andreas, GTA 4? O tym przekonamy się w 2025 roku. O ile nie wystąpią opóźnienia...