Gry wideo promują czytanie i pisanie - wyniki brytyjskiej ankiety
Ankiety tego typu nie są stereotypowym przekłamanym przekazem jaki serwuje nam telewizja lub radio, także szacunek się należy za przynajmniej chęci prostowania takim januszom co tylko z piwem gadają że komputer psuje młodzież. +1 Dla nich
Świetnie, ale co to jest za czytanie? Dialogi i opisy przedmiotów z gier? Felietony pisane grafomaśką ręką? Spoko że ludzie czytają, ale ważne jest też co czytają, w końcu w czytaniu nie chodzi tylko o czytanie ale o to co się czyta i jakim językiem jest to napisane.
4 in 5 (79.4%) young people who play video games read materials relating to video games once a month, including in-game communications (39.9%), reviews and blogs (30.5%), books (21.8%) and fan fiction (19.4%)
4 na 5 (79.4%) młodych osób grających w gry wideo czyta przynajmniej raz w miesiącu materiały powiązane z grami wideo, włączając komunikację w grze(pewnie czat i tego typu duperele) (39.9%), recenzje i blogi (30.5%), książki (21.8%) i fan fiction (19.4%).
ą ę i bułkę przez bibułkę.
Zobacz sobie statystyki czytelnictwa w Polsce a potem marudź, malkontencie. Zaczną od etykietek na keczupie, może skończą na "Ulyssesie". Samo sprzyjanie nawykowi czytania jest godne uwagi.
Przecież czytelnictwo w Polsce jest z roku na rok coraz gorsze. Można zacząć od etykietek bo są łatwe, ale im dalej w las tym mniej chęci co potwierdza się w rzeczywistości.
Praktycznie każda czynność przy komputerze czy sprzęcie multimedialnym promuje czytanie. Nawet takie skrolowanie fejsa. Czyta sie posty, opisy itd.
Z "badań" wynika, że 21% czyta książki, a to nie jest aż tak źle.
Całym sednem takich badań jest to co ludzie czytają, bo samo czytanie jedynie da nam lepszą orientacje w gramatyce.
Jakość czytanego tekstu ma ogromne znaczenie na rozwój człowieka. Teksty growe i około growe, to marnej jakości felietony.
Osobiście średnio rocznie 30 książek czytam. Ktoś powie, że nie najgorzej, ale trzeba spojrzeć na to jakie to książki. Bo jakby te 30 książek były np. aytorstwa Zięby czy jakiegoś innego nawiedzonego promotora New Age, to z jakością nie miałoby to za wiele wspólnego.
Jak piszesz nie ważne jest ile czytamy a co czytamy, aż mi się nasuwa piękny cytat Mark'a Twain'a
"Człowiek, który nie czyta dobrych książek, nie ma przewagi nad kimś, kto nie umie czytać."
Następny pan maruda, morderca dobrej zabawy, uśmiechów dzieci...
Wiecie skąd taki poziom czytelnictwa w Polsce? Powiem wam. Jak ktoś przejdzie przez nasz system edukacji i nie nabawi się od lektur wstrętu do literatury to musi być lekko pier...nięty. Na punkcie książek oczywiście. A po drodze jeszcze trafia na bandę snobów, która mu mówi, co powinien czytać.
Niech każdy czyta co chce (nawet tego nieszczęsnego Ziemkiewicza). Jak lubi, to prędzej czy później trafi na rzeczy wartościowe.
"Jak ktoś przejdzie przez nasz system edukacji i nie nabawi się od lektur wstrętu do literatury to musi być lekko pier...nięty. Na punkcie książek oczywiście. A po drodze jeszcze trafia na bandę snobów, która mu mówi, co powinien czytać."
O to to, święte słowa szanownego pana kolegi. Sam bym się nabawił wstrętu do słowa pisanego, gdyby nie to, że już wcześniej lubiłem czytać i zamiast Krzyżaków, czytałem Tożsamość Bourne'a, zamiast Trenów Kochanowskiego, horrory Mastertona itd. A jednego mojego kolegę zniechęcili do czytania na tyle gruntownie, że dopiero tuż przed trzydziestką z własnej woli wziął książkę do ręki i stwierdził, że to jednak nie taka męczarnia, ale w sumie nawet fajne zajęcie.
W sumie szkoła w zniechęcaniu jest mistrzem.
Znam sporo osób, którzy po szkole wyszły przekonane, że opera, teatr czy muzea są nudne a teraz je uwielbiają.
zamiast Trenów Kochanowskiego,
Ile to się czyta? godzinę? dwie? Ja rozumiem jakby Odyseje kazali czytać w całości, ale ból dupy o kilka wierszyków. Porównanie swoją drogą też udane - proza do wiersza.
"zamiast Trenów Kochanowskiego,"
Ile to się czyta? godzinę? dwie? Ja rozumiem jakby Odyseje kazali czytać w całości, ale ból dupy o kilka wierszyków. Porównanie swoją drogą też udane - proza do wiersza.
Raz, gdzie ty tu widzisz ból d*y? Stwierdzam fakt, że szkolna edukacja może zabić i u wielu zabija chęć do czytania książek. Dwa, mi nie chodziło o to, żeby porównać prozę Mastertona do wierszy Kochanowskiego, tylko przedstawiam ogólną zasadę, że zamiast narzuconych lektur czytałem to, co mnie w danym momencie interesowało. Co konkretnie w miejsce, której lektury czytałem, to bym nie był w stanie ci powiedzieć, choćbym, chciał, bo za dużo lat minęło.
klasy 4-6 - Hobbit, Mikołajek. Bajki Krasickiego, Baśnie, Mity O ****, W pustyni i w puszczy. straszne.
Tak, teoretycznie Hobbita Tolkiena i Czarnoksiężnika z Archipelagu LeGuin (obie książki warte przeczytania) mieliśmy na liście lektur, tylko co z tego, skoro w praktyce żaden nauczyciel ich nie wybierał. Zamiast tego wybierali najnudniejsze pozycje, z Sierotką Maryśią i innymi koszałkami opałkami włącznie.
W Pustyni i w puszczy nawet mi się podobało, chyba jako jedyna szkolna lektura, poza Mistrzem i Małgorzatą. Chociaż pamiętam, że jeszcze Dzieci z Bullerbyn się dość lekko czytało i chyba sobie kiedyś powtórzę, żeby zobaczyć czy rzeczywiście nie było złe, czy mnie pamięć zawodzi.
Jak ktoś przejdzie przez nasz system edukacji i nie nabawi się od lektur wstrętu do literatury to musi być lekko pier...nięty.
no krd.. klasy 1-3 to książki lekkie i nie ma się czego czepiać.
klasy 4-6 - Hobbit, Mikołajek. Bajki Krasickiego, Baśnie, Mity O ****, W pustyni i w puszczy. straszne.
klasy 7-8 - Syzyfowe prace i Quo vadis. Reszta co najmniej do przetrawienia ( bo albo znośne, albo krótkie )
liceum 1-2-3 - Konrad Wallenrod, Dziady, Kordian - które są krótkie. I ogólnie jak wyżej - albo co najmniej znośne, albo na tyle krótkie że można to przeczytać w jeden wieczór. Często fragmenty.
Do tego uzupełniające, gdzie jest sporo pozycji bardzo dobrych.
W chwili obecnej kanon lektur jest Ihmo dobry. Ale wiadomo, jakoś trzeba wytłumaczyć rodzicom że się czytać nie chce.
No widzisz. 8 lat czytania tego, co każą dziady z ministerstwa, a potem analizowania tego na lekcjach. Rzeczy sprzed 200 i więcej lat, które w ogromnej części nie mają przełożenia na współczesność. A tu jeszcze niektórzy czytają dla przyjemności. To tak, jakby kierowca autobusu grał w czasie wolnym w Bus Simulator. Kto tak robi?
Po**by.
Na tym polega edukacja, to chyba normalne że na chemii uczysz się tablicy Mendelejewa a nie produkcji narkotyków tylko dlatego że akurat one Cię bardziej interesują. Lektura ma uczyć języka a nie dawać przyjemność, tak działa szkoła i tego nie oszukasz.
Weź może przejrzyj dokładniej obecny kanon lektur bo wymieniłeś dosłownie po kilka tytułów, a tych trudnych/nieciekawych/nieaktualnych pozycji jest cała masa. Podkreśle, że staram się patrzeć na ten kanon z perspektywy uczniaka liceum, a nie dorosłego chłopa. Dla przeciętnego 17-latka wiele z tych książek jest wprost nie do przeczytania. Co komu po wartościach merytorycznych, historycznych czy literackich skoro jedyne po co ewentualnie sięgnie taki nastolatek to streszczenie. A przecież chyba o to powinno chodzić by tak dobrać kanon, żeby jednak jak największy procent uczniów po owe książki sięgnął^^
"tak działa szkoła i tego nie oszukasz."
I to jest właśnie największy problem współczesnej edukacji. Dlaczego niby nauka nie mogła by być fascynująca, ciekawa i rozrywkowa przy okazji? No tak, przecież prościej podążać utartym schematem, wyłożyć materiał, zrobić sprawdzian, wystawić oceny i fajrant. A potem tłumaczyć się przed samym sobą, że "taka już jest szkoła i nic z tym nie zrobisz"...
Amen
Lektura ma uczyć języka a nie dawać przyjemność, tak działa szkoła i tego nie oszukasz.
a potem: "Czemu nie lubisz czytać?"
Na tym polega edukacja, to chyba normalne że na chemii uczysz się tablicy Mendelejewa a nie produkcji narkotyków tylko dlatego że akurat one Cię bardziej interesują. Lektura ma uczyć języka a nie dawać przyjemność, tak działa szkoła i tego nie oszukasz.
Ale w tej szkole by można było sporo zmienić, żeby uczyła języka do praktycznych zastosowań, tak jak to ma miejsce z chemią. Jak już się nauczysz tej tablicy Mendelejewa, szeregów elektrochemicznych, zasad powstawania różnych związków itd, to przy pewnej dozie pracy własnej będziesz w stanie te narkotyki wyprodukować (chociaż nie polecam).
A co z językiem polskim? Ortografia i gramatyka ma sens, żeby człowiek mógł się sensownie wypowiedzieć w mowie i w piśmie. Samo czytanie książek też ma sens, żeby człowiek potrafił w miarę płynnie coś przeczytać i co ważniejsze, robił to ze zrozumieniem (a to często u wielu kuleje). Ale czy komukolwiek, poza jakimiś studentami filologii w prawdziwym życiu przydała się informacja jacy byli polscy poeci romantyczni, kto tam kogo zabił w Balladynie czy wyuczona na pamięć inwokacja Pana Tadeusza?.
Ale czy komukolwiek, poza jakimiś studentami filologii w prawdziwym życiu przydała się informacja jacy byli polscy poeci romantyczni, kto tam kogo zabił w Balladynie czy wyuczona na pamięć inwokacja Pana Tadeusza?.
Po pierwsze wyobraź sobie, że nie wiesz kim był Mickiewicz i kompletnie nie wiesz o co chodzi z tym całym Mickiewiczem. Przedmiot to język polski, uczy się na nim o polskiej literaturze. Czy wiedza o kulturze kraju w którym się mieszka jest przydatna? Czy jakakolwiek wiedza o jakiejkolwiek kulturze jest przydatna? W zasadzie wystarczy wiedza którą stroną łopaty się kopie ?
Po drugie - na polskim jest poezja. I nie ma większej różnicy czy o poezji uczysz na podstawie Mickiewicza czy jakiegoś ziomka z zagranicy. Lepiej Mickiewicza, bo dla uczenia o poezji to nie ma większego znaczenia, a przynajmniej osobnika na naukę odpornego można nauczyć, że Mickiewicz był i że go zachwyca.
I po co uczyć się inwokacji na pamięć ? Bo czasem bywa tak, że trzeba się czegoś nauczyć na pamięć, bo tak? I co? Będziesz się tłumaczył pracodawcy, że ty się na pamięć nauczyć nie umiesz bo cię w szkole tego nie nauczyli ? Znowu - inwokacja to tekst jak każdy inny, a na proste ćwiczenie pamięci nadaje się tym bardziej że ma tam jakieś znaczenie kulturowe.
"Lektura ma uczyć języka a nie dawać przyjemność."
Przeczytaj "Chłopi" i napisz nam jeszcze raz, że lektura ma uczyć języka.
Dzisiejsze wydania pewnie mają marginesy pełne tłumaczeń na współczesny język polski.
przynajmniej osobnika na naukę odpornego można nauczyć, że Mickiewicz był i że go zachwyca
No to można nauczyć, że tak, taki Mickiewicz był i wiersze pisał i już ten osobnik będzie wiedział, i jedziemy dalej, a nie męczymy ludzi. I tu największy problem, dlaczego go zachwyca? Bo pani polonistka tak powiedziała? A jak on ma akurat inny gust i niczego poecie nie ujmując, tego ucznia Mickiewicz ne zachwyca? Dlaczego ktoś mu na siłę wmawia, że zachwyca, bo musi zachwycać? Problem w dużej mierze leży też w tym, że teoretycznie te wszystkie poważne lektury wymagają jakiegoś przemyślenia, interpretacji, odrobiny wysiłku umysłowego. Tylko gdzie tu miejsce na interpretację jak możesz wyciągać takie wnioski z lektury, jakie tylko chcesz, pod warunkiem, że to wnioski z klucza egzaminacyjnego, bo inaczej nie zdasz matury. W każdym razie tak to wyglądało za moich czasów. Jeśli teraz jest więcej pola dla wniosków własnych to fajnie, ale jakoś w to wątpię.
Czyli chciałbym czytać rzeczy łatwe i przyjemne, a potem analizować je na lekcji języka polskiego ... znaczy to w sumie tylko czytać a analizę ograniczyć do jedynej istotnej subiektywne opinii opartej na subiektywnie dobranych kryteriach, w tym np. kontekstu historycznego czy kontekstu kulturowego. W zasadzie cała lekcja ma polegać na tym, że sobie poczytam.
Ciekawe ile osób w ogóle przeczytałoby jakikolwiek wiersz w takich warunkach.
Nie wiem co bym chciał. Nie znam się na systemie edukacji. Wiem tylko że gdybym nie lubił czytać, zanim poszedłem do szkoły, na pewno nie robiłbym tego dla przyjemności po tej niestrawnej pigule, którą ona funduje. Miałem farta, bo umiałem w literki jako 5-latek. Wkręciłem się dzięki - uwaga - nauczycielowi -, który był kolegą moich rodziców i kiedy oni pili sobie kawkę i wódeczkę, ja siedziałem nad stosami "Fantastyki", którą prenumerował (komiksy z cyckami też były :)). Więcej mi dała jego pasja, niż szkolna urawniłowka.
I to tak działa. Miałem w podstawówce kumpla dresa, który książki uważał za ciężką obelgę dla jego stylu życia. Znalazłem coś idealnie dla niego, nie pamiętam już co to było i mu dałem. Obiecał zajrzeć. I tak go pytałem co jakiś czas czy czytał, ciągle się wykręcał, że zajęty, że nie ma czasu, że coś tam.
Aż po jakimś czasie sam przyszedł i mówi "e, zajebiste to było, masz więcej?"
I w rezultacie na ślub zamiast kwiatów poprosił gości o książki.
Co do lektur. Pamiętam miłe zdziwienie, gdy w liceum wkroczyliśmy w literaturę późnego XIX wieku i polonistka powiedziała:
"no to nareszcie będziemy zajmować się czymś ciekawym" :D
Zbrodnia i kara, Lalka, Lord Jim, później Wesele, Proces, nawet Przedwiośnie - to lektury, które przeczytałem z przyjemnością.
A i tak przez system edukacji udało mi się prześliznąć olewając zdecydowaną większość lektur.
Nie twierdzę, że system nauczania powinien pokazywać tylko rzeczy wygodne, ale problem z rozłożeniem akcentów jak najbardziej istnieje. Barokowa poezja to rzecz raczej zerojedynkowa, albo cię to bawi i chcesz wejść głębiej w temat, albo zaakceptujemy fakt jej istnienia i przejdźmy dalej :P
Wszystko pewnie da się jakoś sprzedać, dopiero po latach potrafiłem np. docenić Mickiewicza, ale czego brakowało mi w lekcjach polskiego, szczególnie w podstawówce (w systemie 8 klas) to jakiegoś pazura - wszystko mieliśmy łykać, na wszystkim znać się po łebkach, ale nawet biorąc podejście do takiego Szekspira, ciągle mieliśmy do tych sztuk podchodzić z nabożną czcią, gdy w swoim czasie była to czysta rozrywka. Nawet Pan Tadeusz, rzecz po prostu zabawna i piękna, na lekcjach została sprowadzona do suchej analizy wątków, postaci. Język polski tę czystą radość czytania chciał zamienić w najzwyklejszy grind.
hmmm, może właśnie takiego przedstawienia to potrzebuje? Biorąc pod uwagę jaką popularność mają gry z grindowymi mechanikami, trzeba wymienić system ocen na perki, a promocję do następnej klasy na levelowanie i zaraz się młodzież zainteresuje.
Nie twierdzę, że system nauczania powinien pokazywać tylko rzeczy wygodne, ale problem z rozłożeniem akcentów jak najbardziej istnieje
Dokładnie, to jest problem. I to niemal identyczny w każdym przedmiocie.
geografia, historia, biologia - bardzo ciekawe przedmioty... chyba że nauka polega na tym, aby nauczyć się na pamięć rzek, dat czy budowy pantofelka.
W języku polskim to nie dobór lektur jest problem, tylko to jak ten materiał jest opracowywany.
Mam nadzieję, że coraz więcej, będzie przeprowadzanych takich badań pokazujących jaki pozytywny wpływ mają na ludzi gry i samo granie, bo już zdecydowanie powinno się obalić wszystkie te mity i fake newsy na temat szkodliwości gier. Gry osiągnęły wysoki poziom swojej jakości (pomijając crapy) i powinno się na nie patrzeć tak jak na pozostałe rodzaje rozrywek na poziomie.
Tak, promują czytanie i pisanie. Po zagraniu w dobrą grę młodzież przyjdzie się o niej dowiedzieć więcej na Gry-OnLine.pl i zobaczy ,,Top 5 pomysłów na grę, które się nie wydarzą i w sumie to nie mamy o czym pisać więc macie jeszcze top 10 mebli w grach". Cholera, aż mnie naszła taka myśl, że może kiedyś GOL byłby w stanie promować czytanie zamiast bezmyślnych wyliczanek na poziomie przedszkola. Naprawdę, materiału na recki i newsy jest przez cały rok, zastanawiam się dlaczego musicie zapychać portal tak śmieciowymi artykułami. Nadal nie ma recenzji F1 2020, świetnego Pistol Whipa na VR czy Dreams. Mógłbym wam nawet przysłać całą listę takich gier, mam czas, wakacje. Tylko poproście.