George R.R. Martin jako „jedna z niewielu osób w Hollywood" nadal uważa, że adaptacje powinny być wierne. „Irytuje m...
Wierna powinna być ekranizacja, adaptacja, jak sama nazwa wskazuje, adaptuje dane dzieło, czyli dostosowuje je albo do wizji scenarzysty, reżysera, albo do nowych czasów i adaptacja wcale nie musi być wierna bo to jest jakby odrębna, alternatywna wersja danego dzieła literackiego.
Jasne, z definicji nie musi, jednak też w tym zamyśle jest zawsze to ryzyko, że zmiany nie będą na lepsze i niestety zdarza się tak częściej, przez co i zawodzą się na tym i fani i widzowie, którzy poznają dany tytuł tylko przez tę adaptację. Złośliwie możnaby mówić, że tworzenie wiernych adaptacji to pójście po lini najmniejszego oporu, jednak i to trzeba umieć, to raz, no i dwa, że większej części widowni wyszłoby to na dobre... także szanuję, jak ktoś już wprowadza zmiany bardziej przez to, że musi, niż chce coś "ulepszyć".
No i swoją drogą, tak siedząc w bańce popkulturowej, to poza Polską stroną Internetu nie widziałem rozróżnienia na ekranizacje - teraz robiłem małe poszukiwania w tym względzie, no i zdaje się, że tego nie ma. Istnieje pojęcie, rzadko używane, jednak jest to konkretnie definiowane jako rodzaj adaptacji na film/serial, jak samo słowo wskazuje. No i w sumie... ma to sens, bo jak nazywać u nas bardzo wierne przeniesienie materiału źródłowego, ALE niekoniecznie na coś filmowanego, tylko komiks, grę? No nie ma na to uniwersalnego pojęcia, także nie dziwi mnie to mówienie o "wiernych adaptacjach" za granicą : D chyba, że coś takiego istnieje i ktoś mnie oświeci, to poproszę.
Ekranizacja to szczególna forma adaptacji, która przenosi książkę, grę, itd. na ekran filmowy. Natomiast adaptacja to dostosowanie jakiegoś dzieła do nowej formy lub warunków. Od paru lat widzę, jak ludzie powielają bzdurę, że ekranizacja ma być wierna, a adaptacja nie, co jest kompletną głupotą. W języku angielskim nawet nie masz rozgraniczenia na dwa różne słowa, używają po prostu "(movie) adaptation".
"Artysta przyznał, że nie wie, czy kiedykolwiek uda mu się dokończyć książkę The Winds of Winter."
W tym stwierdzeniu chyba najbardziej mi szkoda ludzi którzy kilka lat temu wpłacili bodajże 100k dolarów na jakąś akcje charytatywną ( oczywiście to jest najbardziej na plus). Jednak " nagrodą" za to był posiłek z Panem Martinem i możliwość stworzenia swojej postaci do jego nowej książki jak i dostania " zarąbistej śmierci". Może się okazać,że ludzie którzy to zrobili ( bo tylko mógł jeden mężczyzna i jedna kobieta to wylicytować) to nigdy tego nie zobaczą.
Zobaczyć, zobaczą. Podejrzewam, że książka jest generalnie prawie gotowa, tylko on coś wiecznie poprawia i zmienia. Jeśli umrze przed wydaniem to raczej na pewno znajdzie się ktoś, kto na bazie tego co napisał do tej pory, jego notatek i zapisków plus scenariuszy i materiałów jakie dostarczył do scenariuszy Gry o Tron dokończy serię...
Takie przypadki historia literatury zna np. cykl o Jasonie Bournie Roberta Ludluma, który po jego śmierci do pewnego momentu był pisany na podstawie notatek Ludluma przez Erica Van Lustbadera (potem on i kolejny autor powieści z serii Brian Freeman już sami musieli wymyślać kolejne przygody), prace Christophera Tolkiena nad pismami ojca i przystosowanie ich do publikacji, twórczość L. Sprague De Campa, który mając do dyspozycji niepublikowane opowiadania i szkice twórcy Conana, Robert E. Howarda napisał na tej podstawie 13 książek czy z naszego polskiego podwórka po śmierci Zbigniewa Nienackiego jego przyjaciel Jerzy Ignaciuk dokończył dwie powieści o panu Samochodziku - Pan Samochodzik i nieuchwytny kolekcjoner oraz Pan Samochodzik i testament rycerza Jędrzeja. No i 2 tomy cyklu o Tomku Wilmowskim Alfreda Szklarskiego dokończone z notatek przez Księdza Adama Zelgę (Tomek w grobowcach faraonów) oraz Macieja Dudziaka (Tomek na Alasce)
Wichry Zimy na pewno się ukażą, choćby przez ghost writera po jego śmierci bo ich większa część zrobiona, za to Sen o Wiośnie będzie tylko snem.
Prostytutkami jest HBO "mylac" w Harrym Potterze kolor skóry zamiast kolor włosów profesora Snapea
Szkoda, ze Martin przebimbal tyle lat. Dostalismy swietny serial od HBO, ale mysle, ze to przez to nigdy nie doczekamy sie książkowego zamknięcia historii Piesni lodu i ognia. Martin byl mocno zaangazowany w prace przy serialu w pierwszych sezonach, potem znowu Ród smoka, w międzyczasie dlubal przy innych projektach, a ksiazka sobie czeka. Lata swoje ma, nawet jakby sie teraz w calosci poświęcił pisaniu, to juz nie bedzie to co by bylo, gdyby pisal na biezaco po Tancu ze smokami te 13-14 lat temu.
Zdziadzial i zdziwiaczal na stare lata. Podobnie jak King, który niby pisze, ale widac po ksiazkach, ze calkiem zmienil styl pisania, wiecej przemyca swoich pogladow na polityke i swiat, niz skupia sie na zasadniczej tresci i klimacie przedstawianej histori.