Znalazłem moją nową grową miłość. Nazywa się Chained Echoes
Chained Echoes to niepozorne jRPG z segmentu indie, które przypadnie do gustu fanom gatunku, a także miłośnikom Chrono Triggera. Tytuł ten oferuje solidną dawkę zabawy, i to w całkiem przystępnej cenie. Tylko uważajcie, bo jeszcze się zakochacie!
Mamo, tato, muszę Wam coś powiedzieć – zakochałem się. Pewnie zapytacie: „Znowu?” lub „Który to już raz?”, ale to nieistotne. Ponownie pojawiła się w moim życiu ta jedyna, która skradła me serce. Spojrzałem jej głęboko w oczy i wiedziałem, że spędzimy ze sobą przynajmniej 30 godzin. Nie przeszkadzała mi jej stylówa retro, bo właśnie takie lubię. Cwaniara wiedziała dobrze, czym mnie do siebie przekonać. Wykorzystała nostalgię jako swój główny atut i zadziałało. Dlatego chciałbym przedstawić Wam Chained Echoes, moją ukochaną grę.
Chained Echoes w kilku słowach:
- turowe jRPG zapewniające zabawę na 30-40 godzin;
- walka urozmaicona przez mechy i rozmaite mechaniki;
- regenerujące się co potyczkę do pełna życie i mana;
- prosty system rozwoju ze zdolnościami, pasywkami oraz statystykami;
- fabuła z wieloma zwrotami akcji;
- przyjemna dla oka grafika w stylu pixel art;
- duchowy spadkobierca Chrono Triggera.
Czarny koń 2022 roku?
Od początku wiedziałem, że będę próbował ją poderwać. To nie była miłość od „pierwszego wrażenia”, ale już pierwsze jej zdjęcia na portalu randkowym Steam wzbudziły moje zainteresowanie. Słyszałem, że udzielała się również na Switchu, ale taki typ rozrywki mnie nie interesuje. Chociaż przez nią chyba będę musiał zmienić zdanie. No więc pod koniec zeszłego roku postanowiłem zagadać.
Odpisała i po krótkiej wymianie zdań umówiliśmy się na kolację. Nie oczekiwałem cudów, raczej krótkiej randki w granicach dwóch godzin, aby w razie czego rozstać się w dobrych stosunkach. Los jednak chciał, że po naprędce skonsumowanym posiłku od razu przenieśliśmy się do mnie. Intensywna, pięciogodzinna sesja przyprawiła mnie o wypieki na twarzy i nie było już odwrotu – wiedziałem, że to jest właśnie to. Z nią chcę spędzić najbliższe tygodnie swego życia.
Indie jRPG w stylu Chrono Triggera
Nie mam zamiaru kłamać i wmawiać Wam, że jest doskonała. Wręcz odwrotnie, ma swoje bolączki oraz problemy, ale to właśnie w niej kocham. Niektórzy zarzucają jej, że za bardzo przypomina inną damę mego serca, zwącą się Chrono Trigger, z którą pożegnałem się lata temu. I niby właśnie dlatego Chained Echoes tak mnie przyciąga, bo to po prostu moja była w nowym wydaniu. Przyznaję, że coś jest na rzeczy, ale ja bym powiedział, że to zwyczajnie lepszy model. Bardziej współczesny, a równocześnie w duchu jRPG.
Wybranka mego serca nie ukrywa zresztą tych podobieństw, a nawet wspomniała o nich na początku spotkania! Sama przyznaje, że znała dobrze moją starą miłość. Jej ojciec – Matthias Linda – wychowywał ją zresztą w ten konkretny sposób. Dlatego obie są do siebie tak podobne, a mimo to ta młodsza zachowała swój charakter i nie jest zwykłą kalką. Udało jej się urozmaicić gatunek, sprawiając, że turowa rozgrywka nigdy nie była przyjemniejsza.
Jej urok tkwi w prostocie
To, co kocham w niej najbardziej, to skoncentrowanie zabawy na wymagających starciach. Moja luba mnie nie oszczędza i przy każdym konflikcie muszę iść na całość. Za to nie muszę martwić się o regenerację pomiędzy potyczkami, co pozwala mi skupić się na bieżących problemach. Cieszy mnie również, że wprowadziła do mojego życia system tag team znany z bijatyk, mechanikę overheat, a także pozwala mi pokierować mechem. Dzięki temu spotkania z nią nie są tak monotonne i zawsze coś się dzieje, mimo pewnej liniowości.
Dama mego serca zawsze mówi wprost, co myśli. Stawia na prostotę, dzięki czemu wiem, która statystyka do czego służy i za co odpowiada. Pozostawia mi również na tyle swobody, abym nie czuł się jak na smyczy. Gdy twierdzi, że coś by zjadła, ale nie wie co, sam podejmuję decyzję i wybieram według własnych preferencji, a ona nie marudzi.
Przyjemna, choć nieco typowa opowieść
W sekrecie zdradzę Wam, że moja luba ma wiele do powiedzenia na rozmaite tematy. Często porusza kwestie z zakresu etyki, nie unika problematyki wojennej, pyta o rolę przeznaczenia w życiu czy przyszpila dylematami moralnymi. Na szczęście nie robi tego w losowych momentach i wszystko zawsze ma swoje uzasadnienie. Dzięki temu naszym spotkaniom towarzyszy poważna atmosfera, choć moja ukochana nie zapomina, by okazjonalnie rzucić żartem.
Co ciekawe, całość ubiera w formę wartkiej, wielowątkowej opowieści, do której używa rozmaitych postaci. Przedstawia je niezwykle żywo, chociaż często bardzo stereotypowo. Jak sama twierdzi, robi to po to, aby łatwiej nakreślić daną kwestię. W historiach jej bohaterów nie brakuje zwrotów akcji typowych dla jRPG, w których ostatecznie i tak mierzą się z bogami. Moja wybranka jest przekonana, że to po prostu musi tak wyglądać, bo tak działa ten gatunek.
Nie winię jej za to, bo dzięki niej mam możliwość uczestniczenia w fantastycznej przygodzie pełnej morałów. I o ile czasami podczas rozmów odnoszę wrażenie, że ponosi ją wyobraźnia lub że przedstawia coś w nazbyt jaskrawych barwach, to ostatecznie taki jej urok. Kocha się w końcu pomimo, prawda?\
Perełka dla fanów pixel artu
Najważniejsze jest to, co w środku, a nie na zewnątrz. Tak przynajmniej słyszałem, ale nie będę ukrywał, że moja ukochana zauroczyła mnie również swoim wyglądem. Ubiera się pixelartowo z naciskiem na akcenty retro. Nie wszystkim przypadnie to do gustu, ale to moja luba, a nie Wasza, ja zaś zdecydowanie preferuję taki styl. Zwłaszcza że w ruchu sprawdza się on fenomenalnie! Tylko czasami zdarzają się jej modowe wpadki, ale w końcu nikt nie jest doskonały.
Na uwagę zasługuje również jej głos, który jest aksamitny w odpowiednich momentach, a gdy trzeba, potrafi wydobyć z siebie niskie tony. Pomarudzić muszę jednak na kryształy. Moja jedyna namiętnie je zbiera i próbuje przekonać mnie, że to świetna mechanika. Łączy je, oczyszcza, a następnie wkłada do ekwipunku, aby go wzmocnić. Jest to dziwactwo, na które przymykam oko, bo póki co wydaje się niegroźne. Niemniej uważam, że ojciec powinien jej był to wybić z głowy za młodu — teraz jest już, niestety, za późno. Na szczęście mogę spokojnie te jej pomysły ignorować, nic na tym nie tracąc.
Znajdźcie sobie swoją własną Chained Echoes
Chained Echoes zasługuje na miano duchowego spadkobiercy Chrono Triggera. Po dłuższym obcowaniu z tą grą jestem przekonany, że przypadnie do gustu również tym, którym obca jest ta starsza pozycja. Wystarczy, że w Waszej duszy goreje miłość do jRPG, a z pewnością znajdziecie wspólny język. Ja zaś polecam używać w trakcie zabawy gamepada – Chained Echoes ewidentnie go preferuje.
Na koniec dodam, że chciałbym, aby na świecie było więcej ojców pokroju Matthiasa Lindy czy Erica Barone’a. I nie chodzi tutaj, aby wychowywać kolejne pokolenia w starym duchu lub wzorować się na dawnych ikonach. Przeszłość skrywa wiele wiedzy, którą można wykorzystać współcześnie. Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby ją rozwijać oraz ulepszać! Stardew Valley oraz Chained Echoes są tego doskonałymi przykładami. Ja z kolei czuję, że właśnie dla takich miłości jak one warto żyć. A przynajmniej dla takich gier warto być graczem.